poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #99 [18.08.2014 - 24.08.2014]

Tak, tak tak! Przedłużenie serialu, który oglądam przeważnie cieszy, ale prawdziwie raduje gdy produkcja z niewielką widownia przeciwstawia się okrutnym bożkom telewizji zapatrzonym w cyferki. Stało się tak właśnie z Halt and Catch Fire. Oglądałem, fascynowałem się bohaterami, nasiąkałem klimatem informatycznej rewolucji lat '80 przy czym ciągle obawiałem się, że serial podzieli los Rubicon i wielu innych zapomnianych seriali. Chciałbym się częściej tak mylić. W przyszłym roku Lee Pace, jego brwi i charakterystyczny głos wracają. Liczę, że producenci i scenarzyści wyciągną wnioski i dopracują elementy, które do końca nie zagrały. To nie jest rewolucyjny serial. Nigdy taki nie będzie jednak oglądajcie bo potrafi zafascynować. 

Również stacja Showtime postanowiła sprawić prezencik swoim widzą. Spragnieni seksu i przemocy (tak wiem, ogólniki) wciąż będą oglądać Masters of Sex i Ray Donovan. Ja muszę w końcu wrócić do historii Mastersa i Johnson. Mam trudno identyfikowalną blokadę, która nie pozwala włączyć kolejnego odcinka. Może moja podświadomość ostrzega mnie przed serialem tejże stacji? Wszyscy wiemy (no ja w sumie jeszcze nie wiem) jak skończył Dexter, co działo się z Californication w ostatnich sezonach i jak wygląda teraz Homeland. Piękne debiuty i koszmarne końcówki. 

Jeszcze nie zamówiono, ale już w trakcie produkcji jest niecodzienny nowy tytuł od ABC o Derricku Stormie. Całkiem możliwe, że kojarzycie tego bohatera bo książki o nim były wydawane nawet w Polsce. Pierw jednak była to zmyślona seria zmyślonego pisarza w Castle. A teraz na jej podstawie tworzony jest nowy tytuł. Serialowa incepcja. Fajnie jakby w gościnnej roli pojawiał się sam Nathan Fillion, a później Nikki Heat. Fajnie, ale wciąż nie wiem czy chciałbym to oglądać. Przygody agenta CIA pachną mi proceduralem. 

Z nowości wypadałoby również wspomnieć o pracach nad Devil's Advocate dla NBC. Dziwi to tym bardziej, że stacja niczego nie nauczyła się po klapie Rosemary's Baby. Co zabawne, tego samego dnia gruchnęła wieść, że Keanu Reeves zagra główną rolę w Rain. Serialu na podstawie serii książek o płatnym zabójcy. Czyżby finansowa klapa 47 Ronins podcięła aktorskie skrzydła dawnemu Wybrańcowi?  

Jak wiadomo rynek telewizyjny to ciągle toczące się koło życia i śmierci. Euforia zamówień przeplatana smutkiem anulowań. Tym razem pani w czarnym ubranku i przerośniętym scyzorykiem na zaproszenie NBC zrobiła niemiłą niespodziankę osobą czekającym na Emerald City. Serial podzielił los Heroglyph i mimo zamówienia nie zostanie wyemitowany. To nie pierwszy numer tejże stacji. Ja wciąż żałuję, że realizacja Day One nigdy nie doszła do skutku. Dzisiaj świat z otwartymi ramionami przyjąłby postapokaliptyczny serial.

W ostatnią niedzielę prawdziwa śmierć dopadła True Blood. Co jest dobrą i złą wiadomością. Dobra bo to już koniec. Zła bo czeka mnie jeszcze 7 odcinków sezonu, których przez cały twitter i prawdopodobnie internet jest uważany za fatalny. Coś przeczuwam, że będę to męczył jak Dextera. Przykro patrzeć jak ta bawiąca przez kilka lat dekonstrukcja wampirzego mitu przeistoczyła się w nieśmieszną parodię swoich pierwszy serii.

Swoistą ciekawostką jest pojawienie się w Polsce, na początku października, pierwszego tomu komiksowej serii Sons of Anarchy.  Za scenariusz odpowiada Christopher Golden, a rysunki tworzy Damian Couceiro. Ja miałem okazję zapoznać się z tym tytułem w oryginale i jeśli ktoś już szukał możliwości zamówienie, niech się odrobinę wstrzyma. Historia jest osadzona podczas piątego sezonu gdy Tig ciężką przeżywa stratę dziecka, a w mieście pojawia się córka Kozika. Jest to pretekst do przedstawienie nudnej historyjki, która w serialu zajęłaby pewnie jeden, maksymalnie dwa odcinki. Fajnie, że jest to nowa kanoniczna przygoda SAMCRO, a dialogi są żywcem wyjęte z serialu i w głowie słychać głosy aktorów wypowiadających kwestię (zwłaszcza Gemma i jej "Shit"). Trochę gorzej, że jest trochę zbyt chaotycznie i fabuła w pewnym momencie przestaje obchodzić. Sprawdzić można, ale ja nie polecę. Jednak klaszcze z uznaniem dla takich inicjatyw mimo, że zdaje sobie sprawę, że to zwykłe wyciąganie kasy od fanów. 

Z castingowych informacji najciekawszą wydaje się zaangażowanie Adrianne Palicki do już teasowanej roli Mockingbird w Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. Nie udało się z Wonder Woman (ale te fragmenty pilota była słabe!), ale teraz powinno być dużo lepiej. Może nawet dostałaby jakieś cameo w trzecim Capie? Evy Longorii nie darze żadnymi uczuciami. Za mało rzeczy z nią widziałem, ale jej angaż do Brooklyn Nine-Nine jest doskonałym powodem by przypomnieć wam o serialu. Jeśli jeszcze nie widzieliście to nadrabiajcie czym prędzej. Lepsze niż The Big Bang Theory. 

Dzisiaj w nocy Emmy. Nie ma Tatiany więc galę bojkotuję i nie obejrzę rozdania nagród pierwszy raz od 4 lat. Jednak poproszę więcej takich filmików jak ten. Aaron Paul, Bryan Cranston i Julia Louis-Dreyfus rządzą.

SPOILERY

Doctor Who S08E01 Deep Breath
- powrót Doktora i debiut Doktora.Wielce wyczekiwany moment i nadejście wielkich zmian przy czym serial dalej wzrusza, bawi i zabiera w szaloną przygodę. Może i odcinek nie był wspaniały, dużo rzeczy uwierało, ale to jest się znowu widzieć z starym, dobrym znajomym.
- Peter Capaldi wypadł w nowej roli fenomenalnie. Moim Doktorem pozostanie Matt Smith, ale szybko się przestawiłem. Ten jest szalony, ma szkocki akcent, wciąż nie rudy, arogancki, wyniosły, trochę oschły i zdystansowany, ale szybko budzi sympatie przy czym pokazuje, że nie zawsze będzie najlepszym przyjacielem. Ja jestem bardzo ciekaw jego rozwoju, zmian, nowej historii i jego konfrontacji z znanymi twarzami. Ciekawe tylko ile z jego zachowania było efektem regeneracji, a ile długotrwałymi zmianami w charakterze.
- strasznie podobała mi się Clara w tym odcinku, zagubiona, ale też gdy trzeba pokazująca swoją siłę i wytrwałość. Negocjacja z cyborgiem wyszła kapitalnie, albo łza podczas wstrzymywania oddechu. Jej problemy z akceptacją przemiany Doktora były trochę dziwne zważywszy na jej historię, ale trzeba przyznać że jako główny motyw odcinka dały radę. Problemy miałem tylko z stosunkiem Vestry do niej. Ich rozmowy były strasznie dziwne i nie na miejscu. Z Vestrą mam też pewien problem. Lubię ją, a przynajmniej tak mi się wydaje, ale nie pasuje mi w odcinku z nowym Doktorem. Powinien on być skupiony na relacji z towarzyszką, a to był niepotrzebny ozdobnik. Nie wiem też czemu nikt nie reaguje na nią jak pojawia się bez swojego woalu na ulicach Londynu.
- średnio pasował mi też wątek z cyborgami. Nie dość, że recykling pomysłu to nie wszyło to jakoś zbyt wciągająco. Niepotrzebny tez był dinozaur. Zabawny, ale trochę za dużo tego i był zbyteczny przez co w odcinku działo się zbyt wiele rzeczy, które odciągały uwagę od kwestii regeneracji. W wątku tygodniu najlepsza była aluzja do Doktora, wiecznych zmian i pozostawianiu tą samą osobą. Niezbyt subtelne aluzję, ale trafne.
- ciesze się, że tylko delikatnie zarysowano główny wątek sezonu. Nie wiem jeszcze co myśleć o Missy, jest dziwna, ale wszystko wskazuje, że to ona jest odpowiedzialna za ogłoszenie w gazecie i telefon do Doktora. Ciekaw jestem planu Moffata, ale też trochę się go boję. 
- ogólnie cieszę się z powrotu serialu i czekam na kolejne odcinki. Nareszcie jest kolejny serial, którym będę się mógł ekscytować z tygodnia na tydzień.

OCENA 4.5/6

Power Rangers S01E09 For Whom the Bell Trolls
- niemal cały odcinek okazał się snem Trini. To było zaskakujące bo nie zdarzyło się tutaj nic co nie mieściłoby się w konwencji serialu. Kolejny szalony plan Rity, tym razem wykorzystanie lalki Żółtej Wojowniczki i próba zawładnięcia światem. Standard. Czemu więc taki radykalny twist? Bo zakończenie sugerowało, że gdzieś na świecie chodziłby potwór. Serial dla dzieci ma swoje ograniczenia, a to jest jedno z nich. Mam nadzieje, że potem się to zmieni przez co Power Rangers zaskoczy fabularnie.
- rozwój postaci wciąż leży, kwiczy i turla się bez rączek i nóżek w błocku. W szkole prezentacja hobby więc bohaterowie pokazują to co jest o nich wiadome. Jason walczy, Kim uprawia gimnastykę, Billy buduje wulkan (jakie to typowe dla amerykańskiego serialu!), a Zack demonstruje zamiłowanie do surfingu co jest trochę nowością, ale znając jego styl nie dziwi zupełnie. Jedynie Trini pokazała swoją kolekcję lalek, ale nie powiem żeby to rozwinęło jakoś jej postać. O wiele lepiej pod tym względem wyszło jej przebudzenie z koszmaru. Pokazuje to, że wpływ Rity i ciężar bycia wojownikiem działa stresogennie na Rangersów.
- niby to dopiero dziewiąty odcinek, a ja już niemal perfekcyjnie wyczuwam moment, w którym pojawi się Mięśniak z Czachą. Rozbijanie desek pięścią? Zaraz zrobi sobie krzywdę. Wulkan kipiący różowymi glutami - na bank do niego wpadnie. I zawsze powoduje to uśmiech. Tak jak dogadywanie Czachy i powtarzanie słów Mięsniakaka. Co zabawne ostatnia scena z cyrkiem dla pcheł uświadomiła mi, że za dzieciaka widziałem i ten odcinek.

OCENA 3/6

Teen Wolf S04E09 Parishable 
- odcinek oglądałem na raty przez złośliwość sił wyższych i za każdym razem gdy musiałem zrobić przerwę nie mogłem się doczekać powrotu do oglądania. Bomby były rzucane, dobre tempo akcji i widać, że koniec sezonu jest już bliski. Serial perfekcyjnie podkręca atmosferę przed końcem i sprawia, że oczekiwanie na kontynuacje się nieznośnie dłuży.
- pierwsza rewelacja to ujawnienie mocy Parrisha. Nie wyjawiono dokładnie czym jest, ale po co komu nazwy skoro wiadomo, że jest niezniszczalny. Lub ma niesamowicie szybki healing factor, ale raczej niezniszczalny. Nieźle. Ale dobrze bo zaciśnie to więzi służb porządkowych z nadnaturalnymi wątkami. Jeszcze jakby papa FBI dowiedział się prawdy.
- w środku odcinka działo się dużo dobrego. Pogoń Lidii i Stilesa za prawdą oraz imprezka Scotta były dobre, ciekawił wynik końcowy, ale to nic w porównaniu z odkryciem tajemnicy Benefactora. I kurde, znowu dałem się nabrać jak dziecko. Przecież to oczywiste. Miał nim być Banshee i jest. Tylko nie sądziłem, że padnie na Meredith. Mimo tego, że powtarza się znany schemat zemsty oraz najmniej podejrzanej osoby jestem bardzo usatysfakcjonowany.
- jednej rzeczy tylko nie mogę znieść w odcinku - problemów pieniężnych Stilesów. Sam wątek jest fajny, ale nie kupuje problemów z odszkodowaniem gdy policjant został postrzelony na służbie. Nie znam się zbytnio na amerykańskiej służbie zdrowia, ale takie coś powinno być w pełni refundowane.

OCENA 5/6

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #98 [11.08.2014 - 17.08.2014]

Zeszłe siedem dni było bardzo spokojne w świecie serialowym. Można by powiedzieć cisza przed burzą gdy praca nad nowymi sezonami wre, znane jest już kilka występów gościnnych i zarys fabuły, ale zbyt wcześnie na kampanie promocyjną. Ten stan rzeczy potrwa jeszcze góra dwa tygodnie, a potem już będzie ciężko nadążyć z kolejnymi informacjami. Nie mówiąc już o wrześniowych premierach. Jednak teraz mamy początek drugiej połowy sierpnia, a ja myślałem, że nie podzielę się z wami żadnymi wiadomościami serialowymi. Byłem nawet w takiej desperackiej sytuacji, że dodałem do zakładek kiepściutkie promo nowej serii Castle, które ani trochę nie zachęca do powrotu. Na szczęście tydzień skończył się o wiele lepiej niż zaczął.

Najważniejszą wiadomością jest rozrastanie się obsady Powers. Ta serialowa adaptacja komiksu rodzi się w bólach. Już kilka lat temu serial miał trafić na antenę FX. Potem były reshoty, zamawianie dodatkowych scenariuszy, wstrzymywanie zdjęć, zmiany w obsadzie i martwa cisza. Niespodziewanie podczas E3 Sony zapowiedziało, że zrealizuje serial dla platformy Playstation i wszystko wskazuj na to, że tym razem się uda. W roli głównej wystąpi Sharlto Copley znany z District 9. Światowe nazwisko powinno nadać trochę rozgłosu. Jednak mnie najbardziej cieszy angaż duetu, który nie jest tak sławny, ale zazwyczaj kradnie każdą scenę w jakimkolwiek serialu by się nie pojawił. Ona - Michelle Forbes, on - Eddie Izzard. Nie mogę się doczekać, zwłaszcza scen gdy będą współdzielić ekran. Bo musi do tego dojść. Kategorycznie się domagam. A w międzyczasie może przeczytam komiks. (LINK, LINK)

Outlander został przedłużony na drugi sezon. To już tradycja, że Starz wyjątkowo wcześnie zamawia kolejne odcinki więc nie ma się co ekscytować. Mnie to cieszy bo pilot był całkiem solidny i zachęca do dalszego oglądania. Potem jest podobno jeszcze lepiej. Druga seria będzie miała 13, a nie 16 odcinków jak pierwsza. Dobrze, oznacza to większą kompresję materiału źródłowego i skupienie się na mięsku.

Jeśli na sali są jacyś fani Community zapewne widzieli już niesamowity filmik od Yahoo podsumowujący pięć sezonów i zapowiadający następny. Jeśli ktoś jeszcze nie oglądał serialu niech na zachętę sprawdzi te 3 minuty, a wsiąknie w najlepszą współczesną komedie telewizyjną.

Gdybym zajmował się plotkami wspomniałbym też o tym jakoby Jenna-Louise Coleman odchodzi z Doctor Who w Christams Special. Jednak nie zajmuje się nimi i czekam na potwierdzenie tych rewelacji.

SPOILERY

Halt and Catch Fire S01E07 Giant
- odcinek mocno skupiony na postaciach, a nie tworzeniu komputera co przewijało się zaledwie w tle. Było dużo państwa Clarków, Joe i trochę Boswortha. Dużo ważnych rzeczy powiedziano i pokazano, ale mi się to trochę dłużyło. Choćby dlatego, że nie lubię Gordona. Cenię sobie jak jego wątek został pokazany, podoba mi się pomysł na przedstawienie takiej antypatycznej postaci, która jest przeciwieństwem Joe i nie pasuję do swojej żony. Nawet ma niektóre udane sceny, momentami można z nim sympatyzować i mu współczuć, ale ostatecznie okazuje się strasznie irytujący i w tym czasie chcę oglądać kogoś innego.
- podobało mi się jak poprowadzono wątek Donny. Już kilka odcinków sugerowało, że szef będzie się do niej dobierał, ale ostatecznie ona jak i ja le odebrali sygnały. To ona wykonała ruch i się sparzyła. Jednak była w stanie dojrzeć do podjęcia decyzji nie tak jak jej mąż. Nie boi się zmian i ma charyzmę, której brakuje Gordonowi. Czyżby teraz jeszcze bardziej uwierzyła w swoje możliwość? Bardzo chciałbym zobaczyć jej współpracę z Joe i starcie dwóch silnych osobowości bo na razie trochę brakuje przeciwwagi dla niego.
- wątek Joe i dawnego kochanka taki sobie. Wiele nowego nie powiedział o postaci. Może poza tym, że też ma chwilę słabości i strachu. Jednak przyjemnie wyszło oglądanie trójkąta uczuciowego z Camerona.

OCENA 4/6

Halt and Catch Fire S01E08 The 214s
- znowu to samo - niespodziewany przeskok w czasie i drastyczne zmiany u postaci. Niby powinienem siędo tego przyzwyczaić bo praktycznie takie coś jest serwowane z odcinka na odcinek, ale nie potrafię. Brakowało mi scen, w których oglądałbym Gordona wychodzącego z kryzysu lub batalię z Joe o nazwę komputera. Chciałbym też zobaczyć powolne zbliżanie się i wzajemnie zrozumienie głównej trójki czy więcej scen z Bosworthem i Cameron. Za dużo rzeczy, które trzeba sobie dopowiadać, za mało scen, które chciałoby się oglądać.
- podobała mi się konstrukcja odcinka. Od optymizmu przez totalne zwątpienie i wyruszenie w drogą szczęśliwej gromadki. Sceny Cameron/Gordon to coś czego mi wcześniej brakowało. W końcu rozmawiali jak normalni ludzie bez złośliwości. Może wyznanie prawdy pomogło oczyścić atmosferę między nimi?
- strasznie mi się podoba motyw przewodni samego serialu - walka o marzenia. Z przeciwnościami losu, ale też samym sobą. Dążenie do marzeń i odkrycie w sobie siły pozwalającej je zrealizować, która często znajduje się pod pokładami pasji graniczącej z szaleństwem.  
- ulubiona scena to Cameron nokautująca Joe. Nie, że to zrobiła, ale w jakim stylu. Nie z płaskacza, a pięścią co wiele mówi o jej charakterze. Zabawne było też włamanie Gordona do Cardiff, ale na swój sposób wzruszające odwiedziny Cameron u Boswortha.
- dwa odcinki do końca, wielka impreza przed nami i zapowiedź komputera IBM. Ogromnie zastanawiający jest koniec sezonu. Happy end, gorzka pigułka czy trochę tego i tego?

OCENA 4.5/6

Halt and Catch Fire S01E09 Up Helly Aa
- gdbyy odcinek dostał epilog można by go traktować jako słodko-gorzki finał sezonu. Udało się osiągnąć sukces na COMDEX, Gigant zwrócił uwagę branży, ale wszystko to zostało okupione dramatycznymi wydarzeniami. Walka z czasem by komputer w ogóle działał, konkurencyjna prezentacja, kłopoty małżeńskie Clarków i kłótnia z Cameron. Udało się osiągnąć sukces tylko jakim kosztem. I na jak długo? Szczególnie ciężka byłą dla Joe końcówka gdy ogląda prezentację Apple i zdaje sobie sprawę, że nie jest on wcale wielkim wizjonerem i by osiągnąć komercyjny sukces porzucił duszę maszyny.
- zdaje sobie sprawę, że nie jest to wybitny serial, opowiada dość prostą historię i czasem skupia się na niepotrzebnych wątkach. Jednak nic nie poradzę, że tak bardzo podoba mi się informatyczna otoczka lat '80 i wyraziste postacie. Jest tutaj dużo rzeczy do poprawy i liczę na drugi sezon.

OCENA 4.5/6

Halt and Catch Fire S01E10 1984
- sezon się skończył i ja podtrzymuje swoje zdanie - chciałbym zobaczyć więcej odcinków z tymi bohaterami. Może finał nie zachwycił, brakowało mu tempa i uczucia zbliżającego się końca, ale był solidną lekturą gdzie postacie jeszcze bardziej się zmieniły. Może niektóre zabiegi fabularne były strasznie naciągane jak metamorfoza Joe, przejęcie Cardiff i założenie własnej firmy przez Cameron, ale mają olbrzymi potencjał na przyszłość.
- chyba najbardziej rozczarowało mnie to jak zmienił się Joe, ale jest to jak najbardziej logiczne. Spotkał młodą idealistkę Cameron i teraz sam został jednym z nich. Zamiast pozostać sprzedawcą nastawionym na zysk i sukces cierpiał na końcu z powodu braku innowacyjności. Zdał sobie sprawę, że stworzył kolejny komputer co go załamało. Wolałbym oglądać starego, manipulującego wszystkimi Joe, ale rozumiem pomysł na postać. Ciekawi mnie też jego spotkanie z matką, do której postanowiłem się wybrać.
- jednak najbardziej ciekawi mnie co stanie się z Donną. Wiele przeszła w tym sezonie, stała u boku męża zaniedbującego rodzinę, była gotowa na zdradę, załamana by w końcu ponownie ponieść się pasji i na końcu znowu popaść w apatię. I ten promyk nadziei gdy przychodzi do niej Cameron. Nowa firma i nowe wyzwania tym razem na własny rachunek, a nie w cieniu męża. To będzie ciekawy wątek jeśli powstanie.
- żal mam trochę do serialu, że nie pokazał Boswortha. Choćby jedna mała scena z nim w roli głównej na pożegnanie.
- ogólnie bardzo dobrze wspominam serial. Podkreślam, nie jest to kolejny kamień milowy czy dzieło, o którym będzie się mówić miesiącami. To serial dla wąskiego grona odbiorców, posiadający wiele błędów, ale potrafiący przyciągnąć magicznymi latami osiemdziesiątymi.

OCENA 4/6  

Outlander S01E01 Sassenach
- bez większych nadziei podchodziłem do serialu, ot kolejna próba stacji Starz by uszczknąć kawałem serialowego ciastka. Na razie udało im się tylko z Spartacusem, reszta ich prób to mniejsze lub większe zawodu. Solidnie zrealizowane z dużym kredytem od stacji, ale zawody. Komercyjne (Boss) lub artystyczne (Magic City, Camelot, Black Sails). Dlatego nie mogłem się zdecydować czy dać szansę ich nowemu serialowi. Przeważyły głównie pozytywne opinie dziennikarzy, którzy obejrzeli pierwsze cztery odcinki. I na razie jestem zadowolony. Może nie ekscytuje się historię, bardzo mnie nie wciągnęła, ale jest kilka rzeczy, które już sobie cenię.
- przede wszystkim nieśpieszny klimat, duża porcja ekspozycji, przedstawienie bohaterów i tła historycznego w pierwszych 40 minutach odcinka. Powoli, spokojnie, ale wciągająco i z pewnymi niepokojącymi momentami. Mogłoby być 5-10 minut krócej, ale zaraz gdy kamera pokazuje piękne szkockie krajobrazy i pojawia się cudowna folklorowa muzyka zapomina się o tych kilku chwilach nudy.
- trochę irytowała mnie powolność rozwoju fabularnego. Praktycznie przedstawiono tylko Claire, dano do zrozumienia, że w świecie serialu działają nadprzyrodzone moce i cofniętą ją z '45 roku zeszłego wieku 200 lat wstecz. Dobrze, że gdy do tego dochodzi tempo odcinka drastycznie się zwiększa i już pędzi do samego końca. Jest to obiecujący wstęp, ale też nie na tyle by oczekiwać z niecierpliwością kolejnych odcinków. Jest dobrze, widać potencjał, szczególnie zachwyca strona techniczna, ale myślałem, że serial będzie odrobinę szybszy. Boje się trochę, że z uwagi na 16 odcinkowy sezon podobne tempo będzie cały czas.
- jednak jedna rzecz mnie nie zawiodła. Na tyle mi się spodobała, że dla niej będę oglądał serial dalej. Claire Randall grana przez Caitriona Balfema w sobie pewien magnetyzm, który do niej przyciąga. Niezwykły uśmiech i uroda, ale też pewność siebie pielęgniarki z czasów drugiej wojny światowej, które teraz musi się odnaleźć w brutalnej rzeczywistości XVIII wieku i wojny domowej w Szkocji. Jestem ciekaw jak jej postać sobie z tym poradzi, ile zajmie akceptacja i co zrobić z tym życiem. Boję się trochę wątku romansowego, ale dziennikarze podkreślali, że stanowi on zaledwie tło więc może nie będzie tak źle.
- i jeszcze mała uwaga. Jeśli ktoś jest zainteresowany książkami niech nie czyta blurba z kolejnych tomów. Olbrzymie spoilery, które zmienią postrzeganie serialu. Ale też zaciekawiły mnie w takim stopniu by dać szansę powieścią pani Diany Gabaldon.
- w serialu jest też jedna niesamowita rzecz, która karzę mi się uśmiechać pod nosem. Szkoci akcent. Warto rzucić okiem na pilot choćby po to by usłyszeć jak wymawiają "whore".

OCENA 4/6

Power Rangers S01E06 Food Fight 
- na początku ciekawostki. Epizod został pierwotnie wyemitowany jako drugi co zaburza wewnętrzną chronologię wydarzeń. Rangersi mają swoje bronie (3 ep) i telereportery (2 ep). Nie żeby to jakoś przeszkadzało, ale widać że ten głupi trend nie jest wymysłem FOX. Inny szczegół to brak walk zordów co mi zupełnie nie przeszkadzało. Zamiast oglądać te same scenki przerywnikowe było coś innego. No może nie licząc dwukrotnej transformacji.
- zaraz po czołówce w oko rzuciło mi się nazwisko Cheryl Saban, która była scenarzystką odcinka. Prywatnie żona Haimiego Saba, twórcy marki. Chyba na początku brakowało im ludzi i musieli szukać scenarzystów po znajomych. Jednak mimo wszystko odcinek był całkiem niezły. Przede wszystkim zabawy, w ten głupi, power rengerowy sposób. Walka na żarcie, tupecik dyrektora czy wiecznie narzekająca Rita. Odcinek tak się podobał, że nawet później napisano jego nowelizację.
- jednak najlepszy w odcinku był przeciwnik. Antropomorficzna świnia z hełmem centuriona. Chyba wystarczający powód by zacząć oglądać serial. Co dziwne moja podświadomość sygnalizowała mi, że jest to coś znajomego dla mnie. Całkiem możliwe, że dawniej widziałem już ten epizod. Lub chociaż fragmenty na yt.

OCENA 3.5/6

Power Rangers S01E07 Big Sisters
- co za chaotyczny odcinek od połowy. Jeszcze zaakceptowałbym Jaja Mocy i obawy Zordona sięgające dziesięciu mileniów jakby odcinek był spójny logicznie i przyjemny w odbiorze. Jasne, trochę się pośmiałem bo to Power Rangers, ale dużo rzeczy mi przeszkadzało. Niezbyt charakterystyczny przeciwnik, plan Rity i nielogiczna przemiana w megazorda mimo braku niebezpieczeństwa.
- co jednak była najśmieszniejsze? Magiczny latający rowerek Rity. Prawie jak E.T. Tylko z irytującym śmiechem, który ciężko mi znieść. Jeszcze 53 odcinki i nareszcie pojawi się budzący grozę Lord Zedd. Niepodobał mi się też samochodzik Billego. Ogólnie jego postać jakoś najmniej mi pasuje do serialu, czekam aż dostanie jakiś własny odcinek gdy będzie mógł zyskać sympatię widza. 

OCENA 2.5/6

Power Rangers S01E08 I, Eye Guy
- drugi odcinek z rzędu Rita bawi się w porywanie dzieci. Ciężko stwierdzić po co bo Willyego wsadziła tylko na huśtawkę, ale nie ma lepszego sposobu by podkreślić jej demoniczność. No może prócz śmiechu. Tak się go już boję, że automatycznie przyciszam głośniki gdy Rita pojawia się na ekranie. Lub tak mnie irytuje. 
- szczerze? Rangersi jak na razie są najsłabszym elementem serialu. Nudni, bez pomysłu na bycie wojownikiem i głębszej osobowości. Chyba za dużo oczekiwałem na początek. Chwali się jednak, że w tym odcinku w cywilu walczyli używając taktyki, a nie każdy sam. Jednak drugi plan jest dużo lepszy. Złych lubię bo nigdy nie wiadomo jaki potwór się pojawi. Tym razem padło na Eye Guy złożonego z oczy i sucharowymi onlinerami. Cudowny był. Jednak moimi bohaterami są Mięśniak i Czacha. Tylko czekam na pojawienie się tego duetu by móc się zdrowo pośmiać z niezbyt ambitnego, ale zawsze śmiesznego humoru. 
- w odcinku pojawiła się kalka Oculus Rift, ponad 20 lat przed oficjalną premierą. Doprawdy, wizjonerski serial. To teraz dawać megazordy w armii USA. 

OCENA 2.5/6

Teen Wolf S04E08 Time of Death
 - byłem świecie przekonany, że w tym odcinku ma zostać ujawniony Benefactor. I ostatecznie ciesze się, że jednak do tego nie doszło. Odcinek skupiał się bardziej na bohaterach, było trochę akcji, ale nie budował on odpowiedniego napięcia do ujawnienia tajemnicy. Co wcale nie było złe. Zwiększał suspens, wciągał, ale budował inną atmosferą niż tą polegającą na przedstawieniu wielkiego złego sezonu. Raczej jeszcze bardziej wszystko zapętlił.
- podobał mi się wątek Scotta mimo, że jako bohater mnie najmniej interesuje. Jego śmierć wyszła dobrze, reakcja Melissy naturalna (pytanie czemu pozwalają na to dzieciom i odpowiedź to jedna z fajniejszych rzeczy), a potem wyścig z czasem. Może było trochę chaosu i przypadku, ale na pewno wciągnęło. Zwłaszcza sen Scotta. Znowu powróciła nieskończona szafka w kostnicy znana z sezonu drugiego i majaków Allison. Świetnie to wygląda, a potem było jeszcze lepiej. Scott przygotowujący się do bycia mordercą, pokazanie jego zmian i świetnie nakręcone trzy wersje tego samego spotkania z mniej lub bardziej subtelnymi różnicami. Nie zdziwiłbym się ja Scott w tym sezonie kogoś zabije. Zbyt często pada ten wątek by został porzucony.
- trochę średnio podobało mi się starcie Kiry i Liama z Berserkerem. Czy nie nauczyli się żeby nie zadzierać z tym czymś? I czemu sceny walki są poza kamerą? Niech serial zatrudni porządnych choreografów, kaskaderów i sypnie trochę groszem bo to najsłabszy element całości. Przecież jeszcze bardziej campowe Buffy pokazało, że można zrobić w młodzieżowym serialu efektowne walki. Ba, nawet w Power Rangers są lepsze wygibasy.
- a co było najfajniejsze w odcinku? Współpraca papy Argenta z dzieciakami i jego bajerancki zegarek. Miny Petera podczas rozmowy z Malią (więcej ich!) i Stiles za nią tęskniący. Peter, któremu zależy na tym by Scott przeżył. Wielka tajemnica banshee. Czyżby to babuszka Lidii była tajemniczym Benefactorem?

OCENA 4.5/6

środa, 13 sierpnia 2014

„Dzienniki kołymski” – Jacek Hugo-Bader

Nie czytam zbytnio literatury faktu, bardziej skupiam się na fabularnych opowieściach fantastycznych. Wystarczy mi otaczająca rzeczywistość i codzienny zalew pesymistycznych newsów. Jednak od czasu do czasu najdzie mnie ochotę by przeczytać coś innego. Tym razem maszyna losująca zaproponowała mi reportaż. Nie od Kapuścińskiego jak przystało, czy Cejrowskiego jak to modne. Padło na Hugo-Badera i jego relację z rosyjskiej wyprawy. I jako, że jest to moje pierwsza styczność z tego typu literaturą (tak wiem, wstydzę się) więc brakuje mi punktu odniesienia zatem napiszę bardzo luźne spostrzeżenia jakie nasunęły mi się w trakcie i po lekturze.

Pierw jednak kilka słówek wyjaśnienia dla nieobeznanych czym są Dzienniki kołymskie i delikatne zarysowanie tła. Książka ta jest kronikarską relacją z wyprawy na Kołymę. Autor, doświadczony podróżnik, dziennikarz i maratończyk, postanowił przejechać stopem mierzącą ponad dwa tysiące kilometrów syberyjską trasę łączącą Niżny Bestiach w Jakucji z Magadanem nad samym Morzem Ochockim. Zwana jest ona również najdłuższym cmentarzem świata gdyż budowali ją więźniowie łagrów sowieckich, a jej przebycie było marzeniem uciekinierów.

Hugo-Bader postanowił pokonać trasę, zwaną również Trasą, nie po to by ją zaliczyć i odhaczyć ze swojej życiowej "To do list", ale by dokonać wyprawy w głąb postsowieckiej mentalności. Nie jest to dokłada relacja z podróży, czy książka historyczna mająca na celu opisanie regionu. Jest to historia ludzi zamieszkujących te tereny. Przepełnione smutkiem prywatne historię o osobach pozbawionych nadziei. My w naszej Polsce, na imprezie przy wódce ze znajomymi możemy sobie mówić o Rosji jako jednym wielkim monolicie, ale prawda jest odmienna. Nie jest to wymarzona przez Stalina monolityczna Ruś wielbiąca swoją Mateczkę. Jest to państwo złożone z ludzi o czym często się zapomina. Cierpiących w łagrze, ledwie wiążących koniec z końcem poszukiwaczy złomu i złota, emerytów, szamanów, młodych pozbawionych nadziei. Ludzi walczących ze sobą, z odrębnościami etnicznymi, których jest tutaj pełno, z śmiercionośną przyrodą i klimatem oraz alkoholem. W książce są historie bogatych biznesmenów i biednych nizin społecznych. Przekrój jest ogromny i często nieprawdopodobny. Niektóre postacie gdyby były bohaterami dalszo planowymi w książce fanatycznej nazywane byłby sztucznymi i przerysowanymi. Tutaj są one niesamowicie prawdziwe i naturalne. Jak choćby córka Jeżowa, jednego z szefów bezpieki Stalina, na "spowiedzi" u autora, przypadkowo spotkany kierowca ciężarówki czy kobiet lękająca się psów.

Tak więc jest to książkach o ludziach zamieszkujących Trasę. Nie streszcza ona historii, przedstawia ją przez umiejętne wtrącenia autora. Jest to konieczne by zrozumieć spotykanych ludzi. Społeczeństwo to dalej jest trawione postsowieckim kacem. To co wydarzył się 90, 60 i 25 lat temu wciąż ma wpływ na miliony ludzi. Dzięki lekturze tej książki można lepiej zrozumieć czemu mimo nienawiści do komunizmu i oczywistego zła, które wyrządził ludzie za nim tęsknią i wstydzą się swoich przewinień z tamtego okresu. Co z tego, że do łagru szło się na 10 lat za delikatne spóźnienie do pracy (wywrotowa postawa) lub powrót z niemieckiej niewoli (podejrzenie szpiegostwa). Widmo ZSRR wciąż wisi nad obywatelami Rosji i wisieć będzie jeszcze kolejnych kilkadziesiąt lat.

Mimo reportażu i skupienia na kolejnych spotkaniach podczas lektury były czuć podróż autora. Z każdym kolejnym kilometrem zmieniali się ludzie, opowieści i tło. Czuć było, że mijają kolejne kilometry i zbliża się koniec podróży. Mentalność ludzi była inna, a Hugo-Bader dzielił się swoimi coraz większymi problemami z higieną. Czuć było też pewne ciągłe i powracające motywy. Często odniesienia do maratonu wraz z kolejnymi kamieniami milowymi trasy, opisy porzuconych miast i osiedli kolejne opowieści o złocie i wszechobecne imprezy zakrapiane wódką i walka z kacem. Takie małe mikropowieści tematyczne.

Jak na mój pierwszy raz z reportażem jestem zadowolony. Książki mają zapewnić rozrywkę, opowiedzieć historię lub poszerzać horyzonty i ruszyć coś w środku. Dzienniki kołymskie zaliczają się do tej trzeciej kategorii. Jestem tak bardzo zadowolony, że w najbliższym czasie sięgną po inny tytuł z tego gatunku mimo, że mam taczki innych zaległości. Nie celuje na razie w żadną tematykę, liczę jedynie na fart reporterski. Bo jak Jacek Hugo-Bader piszę, albo się go ma lub nie ma. Jeśli jest można opowiedzieć niesamowite historię. I takie właśnie Hugo-Bader opowiada.

OCENA 4.5/6

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #97 [04.08.2014 - 10.08.2014]

Czym jest czas? Banalne pytanie, ale nie banalna odpowiedź. Jest to pojęcie abstrakcyjne, trudno definiowalne, ale ciągle nam towarzyszące. Jedno jest pewne. Wciąż go mało. Chwytasz go pełnymi garściami, próbujesz go zmagazynować na potem i umiejętnie nim zarządzać, a on i tak przecieka między palcami, wsiąka w glebę i tyle go widziałeś. Brak czasu to z pewnością jedna z współczesnych chorób cywilizacyjnych i chorują na nią 83% populacji. Dlatego tak bardzo przydałby się stylowy DeLorean lub niebieska budka telefoniczna zwana fachowo (i zarazem pieszczotliwie) TARDIS. Wsiadasz do takiego wehikułu i nie musisz martwić się o spóźnienie w pracy czy niewyspanie. Zawsze możesz zgarnąć też sportowy almanach z przyszłości i trochę pobiegać. Bo seriale uczą, a fundamentem podróży w czasie jest bieganie. Lub ucieczka. Ale lepiej brzmi bieganie. I zapowiada się, że w kolejnym sezonie Doctor Who dalej będzie tego pod dostatkiem. Już 23 sierpnia powróci najbardziej znany Doktor telewizji i odbędzie kolejną, ale i pierwszą zarazem, przygodę w wiktoriańskim Londynie z dobrymi znajomymi u boku i przerośniętą jaszczurką za plecami, która zmusi go do joggingu (po trailer klikać tutaj). Mimo 50 (lub 2100) lat na karku szykuje się kolejny koncertowy popis i nie zmienia tego Peter Capaldi, który swoją drogą wystąpi również w 9 sezonie. Ech, tak wskoczyć do budki, przenieść się dwa tygodnie do przodu, obejrzeć odcinek i wrócić. Sprawdzając oczywiście wyniki pierwszych kolejek Premier League. 

Bardziej naturalistyczną podróż w przeszłość szykuje stacja History. Dawniej byli znani z programów dokumentalnych, a młodsi ich logo kojarzyli głównie z memów o obcych. Dzisiaj stacja ta całkiem nieźle radzi sobie na rynku serialowym. Pierw wspaniałe Vikings, a teraz miniseria o Harrym Houdinim w gwiazdorskiej obsadzie. Dwa razy po 2h czyli niemal jak długi film telewizyjnym, a nie cztery odcinki. Trochę boję się klapy (tak, przeciętność to już klapa) jak z Klondike od Discovery, ale trzeba przyznać, że trailer Houdini wygląda zachęcająco, a w oczach i włosach Adriena Brodyego widać iskrę szaleństwa i ekscentryzmu. 

W zeszłym tygodniu zrezygnowałem z The Strain, zaraz potem stacja FX przedłużyła serial. I nie ma tutaj zbytnio o czym pisać. Jest to wiadomość z tzw. kronikarskiego obowiązku. Wysoka oglądalność zazwyczaj tym skutkuje. Ja tam wolę poczekać na animowany spin-off Pacific Rim od Guillermo del Toro niż męczyć się z jego najmłodszym  i irytującym dzieckiem. Podobno serial ma zamknąć się w 5 sezonach. Z literackim pierwowzorem nie miałem styczności, ale czytając kolejne wypowiedzi twórców o tym jak planują rozpisać trylogię na pięć lat i w miarę wiernie podążać fabułą to coraz bardziej żałuje, że jest to ekranizacja, a nie luźna adaptacja czerpiąca głównie z pomysłu wyjściowego. 

Jedne seriale przedłużają, drugie zamawiają. Taki los spotkał właśnie Resident Evil. Chociaż napisanie o zamówienie serialu to spore nadużycie. Pracę nad Arklay dopiero ruszyły, a żadna stacja nie wyraziła na razie zainteresowania projektem. Nie zdziwiłbym się gdyby całość trafiła do telewizyjnego limbo. Ba, nie zdziwiłbym się gdybyśmy już nie usłyszał o tej produkcji. Chyba, że niedługo serial przemieni się internetową miniserię jak to miało miejsce z Street Fighter. Z marką nigdy nie byłem specjalnie związany (jedynie lubiłem słuchać barwnych opowieści w podstawówce o wydawałoby się epickich starciach z Nemesis) dlatego jest mi obojętne jak skończy się całe przedsięwzięcie. Jeśli ktoś jest zainteresowany więcej może poczytać w tym miejscu. Ja wolałbym zobaczyć drugie podejście do marki Mortal Kombat lub dostać dramat sportowy o jeździe na deskorolce z Tonym Hawkiem jako mentorem młodych bohaterów.

SPOILERY

Halt and Catch Fire S01E05 Adventure 
- odrobinę irytują mnie zbyt wielkie przeskoki w czasie między kolejnymi odcinkami. Ma się przez to wrażenie braku spójności i niedopowiedzenia historii. Jednak wciąż niesamowicie dobrze się to ogląda dzięki postacią, które odsłaniają swoje oblicze i pokazane są ich kolejne problemy. Gordon dalej sprawia problemy, a jego relacje z Joe są napięte. Zresztą jak każde relację w tym serialu. Jednak bohaterowie nie brodzą cały czas w tym samym bagienku, coraz lepiej są portretowani, doświadczenia na nich wpływają i zmieniają się. Świetne sceny z Cameron, której udaje się przekonać Joe. Tak jak winny Gordon na końcu.
- cudownie wyszło "lan party" w latach '80. Udało się oddać emocję wspólnego grania w grę, a na monitorze jedynie suchy, zielony tekst. Uwielbiam klimat tamtych lat i twórcy serialu też go uwielbiają. Postać z jojo była świetna.
- dobrze wyszła też pierwsza scena, pokazująca kontrast obecnej sytuacji Joe'ego i Cameron. Jak wyglądają ich poranne przygotowania i w jakiej są kondycji fizycznej i psychicznej.

OCENA 4.5/6

Halt and Catch Fire S01E06 Landfall
- świetnie pokazano kontrast między bohaterami. To właśnie na tym skupiał się odcinek, ale miał też wiele innego do zaoferowania. Przede wszystkim niezłe tempo i widmo nadciągającej burzy, która musiała zwiastować jakiś punkt zwrotny. Świetne sceny z Joe i dzieciakami, pokazujące jego zupełnie inną, szczerą stroną. Ale też cudowne było pisanie gry przez Jojo dla Cameron, pierwsze odpalenie komputera czy rozmowa  Bozem. Jedna trochę żałuje, że jego postać jest tak strasznie na uboczu. To samo z Donną. Wolałbym częściej oglądać ją niż Gordona.
- jak pisałem - najlepsze w odcinku były kontrasty między postaciami szczególnie Gordonem i Joe co doskonale było widoczne podczas burzy. Gordon jako życiowy nieudacznik ucieka od kłopotów, ale jako zdesperowany człowiek może popełnić przy tym wiele głupich rzeczy. Joe natomiast stawia czoła przeciwieństwom, nie boi się problemów, to tylko kolejne przeszkody, które zostaną pokonane. Również pierwsze sceny ciekawie ze sobą kontrastowały. Gordon z żoną przy boku i Joe z Cameron. Czy później Joe napalony na naciśnięcie guzika by nieoczekiwanie zrobił to ktoś inny, a on musiał przełknąć gorzką pigułkę. Lee Pace jest świetny w tej roli i chciałbym jeszcze zobaczyć go w przyszłym roku.

OCENA 4.5/6

Power Rangers S01E05 Different Drum
- ja rozumiem recykling w tym serialu. Był on robiony po kosztach w rekordowo krótkim czasie i pośpiechu, a część scen jest z japońskiego sentaia. Nie przeszkadza mi sztuczne wydłużanie odcinków scenami transformacji czy powtarzalnymi walkami robotów. Jednak wykorzystanie dwa razy tego samego ujęcia podczas jednej walki boli. Gdyby to było w następnym epizodzie pewnie nie zwróciłbym uwagi dlatego tak mi to przeszkadza.
- odcinek sam w sobie nie był jakoś szczególnie fajny, ale zły też nie. Brakowało rozwoju postaci, kitowców czy poważniejszego zagrożenia. Był za to morał, że nie ważne kim jesteś możesz zostać bohaterem. Dlatego też końcówka z Billym nie dziwi. Jednak znając serial pewnie dostanie niedługo osobny odcinek, gdzie będzie mógł się wykazać i nie będzie tą pierdołowatą postacią.
- potwór odcinka był komiczny. Wykorzystano znany motyw z szczurołapem, zamiast fleta dano mu harmonie i wygląd trolla. Szkoda, że muzyczka nie była zabawniejsze, a ci źli nie dostali więcej czasu.

OCENA 3/6

Teen Wolf S04E07 Weaponized
- w odcinku działo się dużo dobrego, ale wygrała go Satomi z igłą podobną do tej, którą posługuje się Yondu w Strażnikach Galaktyki, i kopiująca Matrixa. Tyle radochy miałem ze sceny gdzie omijała kulę co przez resztę odcinka. Teen Wolf wyśmienicie łączy znane motywy i je przerysowuje na swoją modłę.
- odcinek był fajny bo w całości dział się w przeklętym liceum. Jasne, co może się złego stać podczas egzaminów końcowych. Na pewno przez te 3h nic zagrażającego życie. Dlatego wcale się nie zdziwiłem gdy zaraz wybuchła epidemia, a bohaterowie walczyli o życie. I to było fajne. Niezła reżyseria, umiejętne sztuczki graficzne i pogarszająca się sytuacja podkreślona przez śmierć wilczka Satomi. Nawet trafiła się całkiem niezła zagadka kryminalna i powolne odkrywanie prawdy. Szkoda tylko, że nie pokazano Benefactora, ale szykuje się to w następnym odcinku czyli podczas zakończenia 2 aktu sezonu.
- w odcinku zdarzyły się dwie ważne rzeczy. Malia dowiedziała się kim jest jej ojciec i nie przyjęła tego dobrze. Tutaj trochę zbyt typowe zagranie Jeffa Davisa. Teraz dojdzie do konfliktu z Malią i wałkowanie dobrze znanego motywu zdradzonego przyjaciela. Czekam na spotkanie córeczki z tatusiem. Tak jak na poważną rozmowę tatusia z synusiem. Papa McCall musi w końcu zostać wtajemniczony.

OCENA 5/6

wtorek, 5 sierpnia 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #96 [28.07.2014 - 03.08.2014]

Cztery odcinki w tydzień. Dawno nie było tak źle, ale spodziewałem się tego. To konsekwencje Comic-Conu. Zamiast włączyć Masters of Sex czy kolejny Halt and Catch Fire ja oglądam kolejne wywiady i panele. Czy to z obsadą SHIELD, przecudowną Tatianą Maslany lub Bryanem Fullerem. I jestem daleki od końca. Część z nich przepadnie na zawsze bo wrzucę do zakładkowego folderu "Do oglądania", ale większość pewnie obejrzę do końca tygodnia. Akurat by wyrobić się z nadrabianiem seriali przed wrześniem, a we wrześniu jak to we wrześniu szykuje się kompletne szaleństwo. Nawet nie chcę liczyć ilu serialom dam szansę. Na szczęście okres gdy oglądałem niemal wszystkie piloty mam już za sobą. Teraz więcej seriali leci do kosza niż na watchlistę, którą i tak udało mi się jeszcze bardziej odchudzić. Żegnaj Castle. Żegnaj Homeland. Żegnajcie wampiry z The Strain. Skoro zmuszałem się do włączania kolejnych odcinków najwyższy czas by się ich pozbyć. Do Ricka, Kate i Carrie pewnie jeszcze wrócę. Do The Strain jeśli recenzję po finale będą pozytywne lub przeczytam zachęcający tekst, który odkrywa przede mną głębię tego serialu. Inaczej wolę przez ten czas włączyć dwa odcinki Power Rangers. A wiecie, że na 20 lecie serialu powróci Tommy jako Green Ranger, a szykowany film nie będzie wcale rebootem? Ciesze się jakby to były lata '90, a ja znów zasiadał z kumplami przed telewizorem i na żywo odtwarzał sceny walki.

Przegląd newsowy zacznę może od resztek z SDCC i przeprosin. W zalewie nowinek ominąłem filmik z wpadkami z planu Agents of S.H.I.E.L.D.. I jeśli ktoś lubi serial i też nie widział jeszcze tego filmiku polecam obejrzeć. Zresztą jak każdy inny tego rodzaju. Nie dość, że masa śmiechu to jeszcze można spojrzeć na ulubiony serial w inny sposób. Nie lada niespodzianką było wypuszczenie wideo z okazji 10 lecia Lost. I kurde, oglądając takie filmiki mam ochotę na rewatch. Mimo wad i z perspektywy czasu kaprawego zakończenia z chęcią wróciłbym do tych bohaterów. Z powracających seriali na panelu Sleepy Hollow wypuszczono trailer. Bez szału, ale to i tak jeden z najbardziej oczekiwanych powrotów. W San Diego pojawiła się jeszcze jedna nowość, która mnie interesuje - Dig czyli konspiracyjny thiller z spiskiem dziejowym sięgającym tysiącleci i współczesnym morderstwem. I tutaj trzymam kciuki by wyszło dużo lepiej niż Zero Hour. Jest kablówka więc są na to szansę. Post SDCC do sieci trafiła krótka zajawka Z Nation - zombiaków od Syfy. Wygląda to źle, ale w tym może być urok tego serialu. Niczym niskiej jakości filmów klasy C od Asylum. Z ambitniejszych produkcji ukazała się zapowiedź Kingdom. Brakuje mi jakiegoś dramatu sportowego po zakończeniu Light Out i Friday Night Lights więc liczę, że będzie nieźle. Tylko obawiam się zbyt wysoko zawieszonej poprzeczki. A jeśli jeszcze komuś mało SDCC to tutaj skrót najważniejszych wydarzeń, nie tylko serialowych.

Przez zeszły tydzień obrodziło w zapowiedzi nowych seriali z gatunku sci-fi. Nie wiem ile z nich dostanie zamówienie na pełną serię, ale liczę, że chociaż jeden trafi w mój gust. Five Ghost i Night Mary to komiksowe adaptację czyli dałbym z 25% szans, że któryś z nich powstanie. Studia ostatnio wykupują licencję na wszystko co leci, tak na wszelki wypadek. Lepiej wygląda kolejna dwójka. Colony to serial o inwazji kosmitów od USA Network przypominający trochę V. Pilot już w przygotowaniu. Natomiast Absolute Zero opowie o koloni górniczej i (tadam!) kolejnej inwazji na Ziemię. Z innej beczki - AMC tworzy White City, serial o wojnie w Afganistanie. Stacja jest złakniona kolejnego hitu i powinna ostro teraz eksperymentować bo jedyne jasne punkty na horyzoncie to Better Call Saul i The Walking Dead, a to zdecydowanie za mało. 

Street Fighter Assassin's Fist z drugim sezon! I pewnie teraz sporo osób zastanawia się co to takiego. To kolejny serial internetowy, który okazał się sukcesem. Ja jednak cały czas żałuję, że nie jest to produkcja jakieś wielkiej stacji z odpowiednim budżetem, ramówką, możliwością opowiedzenia pełnej historii i 40 minutowymi odcinkami. Podobnie jak Mortal Kombat Legacy. Tutaj za to wciąż oczekuje jakiejkolwiek informacji o trzeciej serii. 

I na deser prawdziwa perełka - zwiastun Czas honoru - Powstanie. O polskich tytułach nie piszę bo mnie nie interesują. Nawet nie śledzę informacji na ich temat. Jednak z ciekawości odpaliłem tą króciutką zajawkę szumnie zapowiadanej nowości TVP. I jakie to strasznie! Nie wiem kto im to zmontował i wyreżyserował, ale najprawdopodobniej jakiś przeciętny student filmówki dostał projekt zaliczeniowy i podszedł do niego na pandę, a że naoglądał się Amerykańskich filmów wyszedł taki niestrawny pasztet. No bo jak wyjaśnić 30 sekundowe slow motion biegnących żołnierzy i wybuchy w stylu Michaela Baya w tle? Oczywiście wszyscy piękni w mundurach i pełnym wyposażeniu niszczą sobie czołg bez problemu. A podobno to było piekło. Chyba nigdy nie doczekam się filmu wojennego na jaki zasługuje nasza historia.

SPOILERY

Power Rangers S01E04 A Pressing Engagement
- ten odcinek był zły. Znowu powtarzał wyświechtaną formułkę, że w jedności drużyny siła i kluczem do wygranej jest współpraca. Rozumiem, że jest to nośny motyw, ale nie drugi odcinek z rzędu. Słabo wypadły wątki komediowe jak i walka. Przydałoby się więcej dramatyzmu z samotnym Jasonem. Starcie powiększonych wersji takie sobie. Czemu Rangersi nie mogą od razu zmienić się w megazorda zamiast pierw dostawać bęcki?
- Rangersi dostali Kryształy Mocy. Zbroją się dalej, odkrywają kolejne artefakty, ale ten akurat jest nudny. Wolałbym by zamiast tego robili częściej użytek ze swoich broni.

OCENA 2/6

Teen Wolf S04E06 Orphaned 
- świetny odcinek. Dawno nie było tak dobrej pierwszej sceny. Kate budzi się w samochodzie, tajemnicza kaseta, a potem jej przechadzka wśród trupów w apokaliptycznej scenerii. Na deser natomiast jej brak kontroli i zrzucenie bomby o tajemniczych Sierotach. Kolejne rozbudowanie mitologii świata i integrowanie kolejnych wątków - tym razem FBI z światem nadnaturalnym. Prędzej czy później papa McCall dowie się kim jest jego synek.
- odcinek miał dużo zabawnych i dramatycznych momentów. W tych pierwszych bryluje Malia na lekcji. Ona jest cudowna i strasznie się ciesze, że dopisano ją do obsady. W tych drugich to kolejne śmierci, sceny u weterynarza czy próba wydostania się Liama z studni. Głupie, ale dobrze zrealizowane. Głupie bo alfa nie powinien mieć takich problemów z znalezieniem swojego bety. Sceny walki również zawiodły, ale to standard. Chociaż nie można się było nie uśmiechnąć gdy papa Argent boksował się z Berserkerem.
-  Peter będzie szkolił Kate?! To jest prawdziwe zaskoczenie odcinka. Nie żadna śmierć Meredith czy nonamów. Podoba mi się ten twist i nie mogę się doczekać scen napięcia między nimi. Oraz żarcików z umierania. Ta dwójka może się wymienić doświadczeniem. Ciekawe też jak Kate chcę odbudować reputację Argentów skoro już prawie wszyscy nie żyją. Nekromancja?
- Derek przestaje być wilkołakiem. To jest dziwne i nie wiem czy mi się podoba. Potencjalnie fajny wątek, ale może mieć głupie następstwa jak Scott pragnący tego samego. Oby były jakieś konsekwencję. I ciekawe czemu jego nazwisko złamało kolejną listę. Allison, Aidan, Derek. Co takiego łączy tą trójkę?
- strasznie mi się podobają problemy finansowe bohaterów. Rodzinka Scotta, Lydii i Stilesa cierpią na brak pieniędzy. Wcześniej było to tylko hintowane, ale teraz robi się z tego poważny problem. Może serial nie podchodzi do tego jak Buffy, ale przynajmniej czuć, że bohaterowie żyją w realnym świecie z realnymi problemami. No tylko ta walizka z kasa nierealna. I ciekawe czy Peter się o niej dowie. Może dlatego jest taki zły na Scott na zwiastunie z Comic-Con?
- sure, termiczna garota wcale nie dziwi szeryfa i agenta FBI. Szkoda bo ja myślałem, że jest to jakiś potężny artefakt, za którym kryje się jakaś historia.

OCENA 5/6

The Strain S01E03 Gone Smooth
- przez parę minut po obejrzeniu odcinka po prostu siedziałem i zastanawiałem się dlaczego oglądam dalej. Wymyśliłem tylko wampiry z mackami, które pojawiają się na kilka minut oraz nazwisko del Toro, które teoretycznie się gwarancją jakości. Próbowałem dalej. Myślowo przyjrzałem się postacią, mitologii, dialogom i fabule. I nie znalazłem tu nic dla siebie. Historia toczy się wolniej niż w Breaking Bad, metamorfoza w wampira jest żałośnie płaska, a do logiczności świata mam więcej zastrzeżeń niż pochwał. Pacjent walczący o życie ucieka sobie ze szpitala bo oczywiście nie był podłączony do urządzeń alarmujących. Nikt też nie wpadł na pomysł żeby sprawdzić kamery tylko lepiej biegać na oślep po całej placówce. Idiotycznie wypadło tez samobójstwo. Oczywiście, że policja nie zbada ciała i nie znajdzie zgniecionej dłoni... Irytuje mnie też nierealne zachowanie postaci. Bolivarowi odpada penis, a on nawet się tym nie przejmuje. Pewnie, odrośnie. Nie wiem też jaka była intencja tej sceny? Wielkie WTF dla widza? Mnie specjalnie nie zszokowało. Mam też poważny problem z sowieckim szczurołapem, którego wątek jest zupełnie odrealniony. I znowu miałem rozdziawić usta ze zdziwienia gdy szczury uciekały z Manhattanu? Może jakby nigdy nic wcześniej nie oglądał to tak... Serial nie radzi sobie też z psychologią. Naiwnie pokazuje reakcje ludzi na tajemniczą śmierć, CDC zachowuje się idiotycznie, a rodzinka ocalałego nie przejmuje się, że kochający tatuś może zarazić czymś dzieciaki, ale już żonka martwi się o jego zdrowie...
- dlatego właśnie przestaje oglądać. Wrócę jak się sezon skończy bo dzielnie serialu na tygodniowe epizody wyraźnie mu nie służy. Widać, że to miała być książka i przez to wyszedł serial z fatalnym tempem akcji i wszystkimi nieścisłościami wychodzącymi na wierzch. Jedyna nadzieje w większym rozmachu historii.

OCENA 3/6

True Blood S07E03 Fire in the Hole
- przebijam się przez True Blood dalej. Bo trudno nazywać mi to oglądaniem. Patrze co dzieje się na ekranie, ale okienko playera jest pomniejszone, a w międzyczasie szperam po necie. Uwagę serialowi poświęcam gdy pojawiają się moi ulubieńcy, jest scena seksu lub jakaś akcja lub potencjalnie zabawna scena. Inaczej nie przetrwałbym godziny pseudoegzystencjonalnych dialogów i miałkiej osi fabularnej. Nawet flashbacki są nudne bo stawiają na głowie motywację bohaterów w poprzednich seriach. Serio? Zakochany Eryk w latach '80 i jego konflikt z Zwierzchnictwem? Przecież gdyby miało miejsce wcześniej zupełnie inaczej by się zachowywał. O innych nudnych rzeczach nie chce mi się pisać. Za dużo by tego było. Dobrze, że przynajmniej Pam dalej puszcza wiązanki miłe dla ucha, a Deborah Ann Woll i Karolina Wydra zapewniają dodatkowe atrakcje wizualne. Jest też Sarah! Dobrze ją znowu zobaczyć mimo, że sceny z jej udziałem były idiotyczne.
- matka Hoyta nie żyję. Alcide nie żyję. Potwierdzono też śmierć Tary. Czyżby wszyscy mieli zginąć? Nie mam nic przeciwko. Śmierć wilczka jakoś mnie nie ruszyła. I tak nie wnosił wiele do historii, a na rozwoju bohaterów przestało mi już dawno zależeć. Będzie więcej czasu dla moich ulubieńców.
- ulubiony idiotyzm odcinka - Alcide pytający się Sookie czy nie połknęła zarażonej krwi gdy sam rozszarpał gardło jednemu z nich.

OCENA 2.5/6

sobota, 2 sierpnia 2014

Karnawał blogowy #5 [lipiec 2014]

Zapraszam do kolejnej karnawałowej porcji linków. Więcej niż przed miesiącem więc mijające 31 dni można uznać za udane. Zaległości oczywiście dalej pozostają, ale konsekwentnie ich ubywa. 


Juliusz Słowacki, latające stoły i ektoplazma pod krynoliną - czyli historyczny artykuł o spirytualizmie polskim i zagranicznym napakowany różnorodnymi ciekawostkami. 

Fajna magisterka o produkcji filmowej do przeczytania na raz - trochę w ciemno bo jeszcze nie czytałem pracy, ale zamieszczam link do notki-polecajki o magisterce o produkcji filmów. Mnie zachęciła.  

Maniak marudzi #17: Bzdury pani Bator - notka ostrzegawcza. Uważajcie kogo kreują media. Plus informację o Japonii, a w komentarzach kolejne pozycje dla zainteresowanych tematem.

Batman 2.0 - jak pewnie część z was wie mam słabość do archeologii popkulturowej. Tym razem nie Misiael tylko Salantor funduje wycieczkę do początku lat dwutysięcznych i futurystycznego Gotham w towarzystwie Batmana Beyond.

Dlaczego nikt nie lubi Supermana? - Pusiek jak zwykle celnie i pod prąd przekonuje by dać szansę Człowiekowi ze Stali. 

12 najgorszych produkcji na licencji - o złych rzeczach niemal zawsze czyta się z dziwną odmianą przyjemnością i fascynacji.

Why ‘Game of Thrones’ Isn’t Medieval - and Why That Matters - czyli ile Gra o Tron (nie) ma wspólnego z średniowieczem i renesansem. 

Martwy punkt w lusterku – Mass Effect i kapitalizm - ile osób grając w Mass Effect zwróciło uwagę na aspekt ekonomiczny gry i odniosło go do kolonializmu, a przy drugiej części zamyśliło się nad współczesnym problemem korporacji?

Top 6: Świeże komiksy z Marvel.NOW, które zdecydowanie warto poznać.- chcesz poczytać jakiś komiks, ale nie masz czasu na dziesiątki lat historii i setki zeszytów? Warto spróbować coś z sugestii bloga brodaczy. Ja od siebie dorzucę jeszcze All-New Ghost Rider i Elektrę, ale tylko dla fantastycznych rysunków.