poniedziałek, 29 grudnia 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #117 [22.12.2014 - 28.12.2014]

Tradycyjnie już okres między Świętami Obfitego Stołu i Prezentów, a sylwestrową popijawą to moment wyciszenia w serialowym światku i wysyp przeróżnych podsumowań. Codziennie mój twitter jest atakowany TOP10 najlepszych seriali, najlepszych odcinków, najlepszych momentów, najlepszych tekstów, najlepszych debiutów, największych zawodów i zaskoczeń, najwszystkiego o czym można pisać. Przelatuje przez listy nawet ich nie czytając i zastanawiam się czy tworzyć własne by ktoś inny mógł się przez nie prześlizgnąć i stwierdzić, że się nie znam bo w pierwszej dziesiątce mam The 100, a nie Mad Men i Fargo. Hmmm, kuszący pomysł, a nóż komuś podniosę ciśnienie. 

Moją niepisaną tradycją jest zaczynanie nowych seriali w chwili gdy jest czas by nadrobić zaległości. W tym tygodniu padło na dwie świeżynki i jednego weterana. Mowa o Ascension (cóż za zawód!), Marco Polo (nastawienie umiarkowanie pozytywne) i American Horror Story (kupuję od pierwszych minut). Nie mam pojęcia kiedy to nadrobią. Jedyna nadzieja to w wydłużeniu doby o kilka dodatkowych godzin. Czego sobie i wam życzę w nowym roku. Bo czas to najcenniejsze co można dostać, o wszystko inne będzie się trzeba zatroszczyć samemu. 

Mimo jałowych dni udało mi się wygrzebać kilka wartych uwagi linków. Będą tylko zwiastuny i teasery więc nie opłaca się nawet wstawiać popcornu. Co najwyżej można skoczyć po ciasto bo pewnie coś zostało ze świątecznego stołu. Jedzonko jest? Więc zapraszam. Telewizyjna rodzina królewska ma pierwszeństwo więc zaczynam o jedynej i niepowtarzalnej Tatiany Maslany. Teaser i promo z starymi scenami. Niewiele, ale nie ma się co dziwić po do premiery trzeciego sezonu Orphan Black jeszcze ponad 3 miesiące. Podwójną dawkę przygotowała również stacja AMC mocno promując Better Call Saul. Mój wewnętrzny sceptyk dalej krzyczy bym podchodził z odpowiednią rezerwą do serialu. Stacja History nie chcę być gorsza od reszty i również serwuje dwa materiały filmowe z Vikings. Przypominam, że ponowne podziwianie brutalnego i w pewny stopniu melancholijnego świata skandynawskich fiordów rozpocznie się 19 lutego. Odrobinę wcześniej bo już za tydzień Agentka Carter dostanie swój pierwszy przydział na antenie ABC. Jak wypadnie można się przekonać w pierwszym, minutowym zwiastunie. Jeśli ktoś ogląda wszystko jak leci pewnie rzuci okiem na Allegiance. Szpiegowskie coś od NBC. W innym wypadku lepiej dać szansę The Americans od FX. Bo chyba nie wierzycie, że ogólnodostępna stacja zaoferuje dojrzałą opowieść o rosyjskich szpiegach w Ameryce?

Widzimy się w przyszłym roku. Bawcie się dobrze i niczego nie żałujcie. Nie róbcie też planów noworocznych, żyjcie jakby miał to być wasz ostatni rok na tym łez padole.

SPOILERY

American Horror Story: Murder House S01E01 Pilot
- kolejny serial zaczęty mimo, że do nadrobienie dziesiątki odcinków. I nie mam najmniejszych wyrzutów sumienia z tego powodu. AHS miałem już dawno temu zacząć, nawet ściągnąłem sobie odcinek w momencie jego emisji. Jednak trochę się bałem bo horrorów nie oglądam, a kapryśna podświadomość czasem płata mi figle. Musiałem czekać aż trzy lata by się odważyć na seans i nie żałuję bo to kawał dobrego serialu jest.
- podoba mi się praktycznie wszystko. Scenariusz jest pełen niedomówień, a wraz z reżyserią tworzy nastrój niepokoju. Tajemnice się mnożą, niczego nie można być pewnym i co chwila tworzy się w głowie jakaś teoria. Rozwiązanie niestety już znam, ale nie odbiera mi to przyjemności z oglądania. Całość jest niesamowicie intensywna gdzie każda scena wnosi coś nowego. Zdziwiłem się gdy sprawdzając timer okazało się, że minęło 20 minut, a przysiągłbym, że zbliża się koniec. Fantastycznie ogląda się rodzinkę z kłopotami, w nawiedzonym domu. Duża w tym zasługa reżysera oraz dekoracji wnętrz. Oka kamery pokazuje dużo, czasem pod dziwnymi kątami. Jednak mnie urzekł montaż choćby niektórych rozmów - dużo cięć, delikatna zmiana perspektywy i nieznaczny ruch kamery do przodu lub do tyłu.
- wbrew moim obawą serial nie jest straszny co mnie trochę rozczarowało (ha, taki jestem skonfliktowany wewnętrznie!). Jest kilka screamerów, dziwne dzieci, trochę krwi, zdeformowane płody w słoikach, oszpeceni ludzie i niewyjaśnione morderstwa. Trafił się nawet upiorny potwór. Podejrzewam, że nie będę się bał przez to chodzić w nocy do łazienki. Siła tego serialu jest raczej w tworzeniu dusznej, niepokojącej atmosfery gdzie można się spodziewać absolutnie wszystkiego. Tutaj nie ma straszenia, jest raczej wytrącanie widza z comfort zone i zmuszanie go by był gotowy na wszystko.
- jednak największą zaletą American Horror Story są aktorzy i bohaterowie. Niby rodzinka z problemami jakich wiele, ale zostali fantastycznie nakreśleni, a ich problemy zostały solidnie uwypuklone. Mimo widocznej dysfunkcji i problemów wszyscy tam się kochają. Connie Britton jest jak zwykle zjawiskowa, oczu od niej nie można oderwać. Wciąż jednak czekam na popis aktorstwa od Jessicy Lange, która była wielokrotnie nagradzana za rolę w tym serialu. Już przykuwa oko, ale jestem ciekaw bardziej ekspresywnych scen z jej udziałem. Takie dostał Evan Peters, którego nastolatek z problemami psychicznymi kradł show.
- w pilocie bardzo podobał mi się motyw domu. Jego powolna eksploracja i odkrywanie jego tajemnic, które potem wpływają na bohaterów. Jednak motyw domu w serialu potraktowano jeszcze w inny sposób - w kilku dialogach porównywano do niego ludzkie ciało jakby chciano podkreślić, że nowy nabytek państwa Harmonów jest żywym bytem i to jego trzeba się najbardziej obawiać bo posiada własną osobowość.

OCENA 5/6

Ascension S01E01 Episode 1
- długo czekałem na ten serial. W końcu od czasu anulowania Stargate Universe nie było w telewizji sci-fi w kosmosie. Doczekałem się i zgodnie z przewidzeniem czuję się rozczarowany. Niby Ascension jest zbudowany z podstawowych składowych, które powinno dać dobry serial, ale jest też dużo klocków nie z tej bajki, a kilku przydałaby się solidna obróbka.
- sam koncept wyjściowy jest bardzo zachęcający. Mamy statek w połowie swojej stuletniej zbudowany podczas lat '60. Tylko, że podróż "tratwy ludzkości"  wcale nie jest najważniejsza w pierwszym odcinku. Osią napędową jest morderstwo. Tak, stacja Syfy wydała grube miliony na serial z statkiem kosmicznym by móc zaprezentować w nim śledztwo w sprawie śmierci młodej dziewczyny, które ma drugie dno, bo drugie dno być musi. Niby jest to pomysł by w ten sposób przedstawić poszczególnych bohaterów, śledztwo ma służyć ekspozycji bohaterów i być pretekstem by przyjrzeć się im bliżej. Tylko to wciąż jest przeciętnie napisana sprawa kryminalna gdzie notabene pan "detektyw" ani razu nie zadaje sobie pytania "czemu Larua Palmer została zamordowana", a tylko szuka jej mordercy. W międzyczasie są w delikatny sposób zaznaczane problemy z życia statku - jest zbliżający się punkt bez powrotu, rada, gierki polityczne, problemy z różnicami klasowymi czy mistyczne dziecko. Tylko to właśnie powinno być w centrum wydarzeń, a nie na uboczu. Zwłaszcza w trzyodcinkowej miniserii. Gdyby było co najmniej 10 odcinków zrozumiałbym, ale w takim wypadku ciężko mi się z tym pogodzić.
- to może więc bohaterowie sprawiają, że chcę się zerknąć na więcej? Nic z tego. W głównej roli jest mało charyzmatyczny XO prowadzący to nieszczęsne śledztwo. Jest też kapitan, który ma zostać zmieniony, jego machiavelliczna pragnąca władzy, jakaś dziewczyna, jakiś chłopak, szef ochrony i.... zresztą nieważne. Pamiętacie Battlestar Galactica czy którekolwiek Stargate? Tam były postacie, które z miejsca trafiały do widza, nie konieczne się im kibicowało, ale chciało śledzić ich poczynania. Tutaj mam to w nosie. Po godzinnym odcinku nie znam imion. Nikogo. A to dobrze nie świadczy. Wiem tylko, że żonkę kapitana gra Tricia Helfer dlatego najlepiej ją się ogląda. Bo jakże by inaczej? Nie jest to jednak zasługa jej postaci. Może późnij będzie lepiej gdy sytuacja stanie się bardziej krytyczna. Jednak obecne wydarzenia nie pozwalają mi myśleć zbyt pozytywnie o przyszłości. Bo są romanse czyli największe pójście na łatwiznę w prowadzeniu relacji między postaciami. Tutaj maż nic nie wie, tamta dziewczyna kocha seksownego chłopaka, a kapitan jest zdradzany. Delikatne zostały zasugerowane inne typy relacji, ale znowu - to co najciekawsze jest pod warstewką mułu i czeka na odkrycie.
- podoba mi się retrostylistyka. Duże ekrany, gigantyczne komputery, wnętrza jak z katalogu i piękno, które ma razić swoją sztucznością u stewardes. Oczywiście muzyka i filmy również są z epoki. Szkoda, że serial nie poszedł trochę dalej, zwłaszcza w warstwie społecznej. Patrzę - czarnoskóra postać, będę wątki rasowe, jakiś komentarz do naszej historii. A gdzie tam. Serial porusza się bezpiecznie w swoich granicach. Jest na co popatrzeć i niestety to wszystko.
- mimo godziny odcinek szybko zleciał. Miał dobre tempo i ciekawił z początku. Z czasem było trochę gorzej i pod koniec już trochę męczył, ale ogólnie wrażenia podczas oglądania miałem pozytywne, gorzej wypadł czas rozliczeń. Trochę akcji i zdawkowe karmienia widza mające na celu jeszcze większe zaostrzenie apetytu mogłoby się sprawdzić gdyby na końcu został zaserwowany pyszniutki kotlecik lub pokazano nam nad czym pracuje szef kuchni. Ja trafiłem na zakalca. Z rekina. Skaczącego.
- uwaga, jeśli ktoś czytał, a nie oglądał i nie chcę spoilerować sobie końcówki to teraz jest dobry moment by zmienić kanał bo będzie o cliffhangerze. Czyli SPOILERY wysokiego kalibru. Chociaż z drugiej strony plot twist z końca nie był dla mnie totalnym zaskoczeniem, raczej "logicznym" wytłumaczeniem całej sytuacji. Bo wiecie, w międzyczasie w odcinku pojawiały się scenki z współczesnego świata co spowodowało u mnie uruchomienie sygnału alarmowego. Bo jak to serial o kosmosie i kolonizatorach podążających tam gdzie jeszcze nikt nie dotarł ma scenki na współczesnej Ziemi. I niestety jedna z moich teorii została potwierdzona w cliffie - cały program Ascension to jedna wielka mistyfikacji. Takie "małe" WTF na koniec odwracające cały koncept serialu sprawiające, że mam jeszcze mniejszą ochotę oglądać co dalej. Bo zamiast heroicznej misji, ostatniej nadziei ludzkości mamy nieludzki eksperyment socjologiczny, który swoją drogą jest jeszcze bardziej nieprawdopodobny niż międzygalaktyczny lot w latach '60. Wyjaśniło to też czemu przez cały odcinek nie czułem klimatu statku kosmicznego - bo takiego nie było. I chyba lepiej jakby nie było tego serialu. Pomachał marchewką, zaprosił na obiad, podał tacę z owocami po czym okazało się, że wszystko to plastikowa atrapa.
- i jeszcze mała perełka, która sprawiła, że mocno zwątpiłem w serial w połowie odcinka - "To coś więcej niż literki na ekranie. Jest tam cały świat i kiedy piszesz na telefonie,stajesz się jego częścią. Zmieniasz go. "

OCENA 3.5/6

Homeland S04E12 Long Time Coming
- przy poprzednim odcinku podzieliłem się obawami związanymi z nadchodzącym finałem. Przeczuwałem, że serial może nie sprostać oczekiwaniom bo jeden epizod to niewiele do wyjaśnienia takiego cliffhangera. I częściowo miałem rację - niewiele czasu więc pozostało więcej pytań niż po poprzednim odcinku, a rezolucji nie doczekaliśmy się żadnej. Czemu tylko częściowo miałem rację? Bo odcinek był oderwany od reszty sezonu, niczym zupełnie nie pasujący kawałek opowieści. Po 11 odcinkach walki z terrorystami i Pakistańczykami dostajemy kameralne 50 minut o Carrie radzącej sobie ze stratą ojca. Zupełnie mi to nie pasowało do tegorocznej opowieści. Bardziej przypominało to dziesiąte odcinki Game of Thrones gdzie dostawaliśmy spokojny epilog i zarysowanie nowych odcinków. Tylko, że tutaj opowiadano bardziej poboczna historię i skupiono się na Carrie. Wpleciono w to matkę, wątek miłosny Quinn, żałobę i miłość do córki. I tak niemal przez cały czas, aż odechciewało się oglądać. Było kilka wyśmienitych scen, Claire Danes jak zwykle fenomenalna, ale czuję ogromny zawód zwłaszcza po takim sezonie. 

OCENA 3.5/6 
 
Brooklyn Nine-Nine S02E11 Stakeout
- co za świetny odcinek! Trochę dziwne, że nie było specjalnego, świątecznego motywu, ale to dobrze. Odcinek był o przyjaźni i postrzeganiu siebie przez co zafundował masę śmiechu. Główny wątek to Jake i Boyles na obserwacji. Dwaj partnerzy muszą przetrwać razem tydzień, początkowo pojawiają się drobne kłótnie, a potem dochodzi do otwartego konfliktu. Świetne sceny, cudowny pomysł z zapisywaniem denerwujących rzeczy na ścianie i running gag z Charlsem próbującym zrobić wsad. Piękne! Liczę, że w przyszłości pojawi się odcinek gdzie wszyscy główni bohaterowie zostaną zamknięciu w jednym pomieszczeniu. Oczywiście wiele brakowało do Cooperative Polygraphy z Community, ale to nie ujma dla B99.
- książeczka dla dzieci Terryego była śmieszna. Jednak przezabawne były Gina i Amy zachowujące się niezgodnie z swoim charakterem. Jednak nie tylko one mają problem z samoakceptacją. Również Hitchoock i Scully pragną być kimś innym - Jakem. Brawa dla scenarzystów jak ładnie spięli gagi jednym motywem.
- Rosa dostała wątek romansowy i wypadło nawet zabawnie i trochę żałuję że nie miała więcej scen, zwłaszcza z Holtem. Jednak to pan kapitan wygrał odcinek swoim "Wunch time is over! Boom did it! No Regrets!". Śmiałem się z tego przez całą czołówkę tak jak potem z jego krępującego zachowania względem Rosy.

OCENA 5.5/6

Marco Polo S01E01 The Wayfarer
- typowy ja. Zamiast ponadrabiać seriale w przerwie świątecznej to zaczynam nowy, który w ogóle nie miał trafić na moją watchlistę. Zainteresowałem się serialem bo zbierał dość mieszane recenzję i ma niską średnią na Metacritic. I dobrze zrobiłem bo całkiem przyjemnie mi się go oglądało. Dobrze to rokuje na przyszłość bo początek jest podobno najsłabszy.
- na razie nie pałam miłością do postaci i z imienia i funkcji kojarzę na razie trzy. Tytułowy Marco Polo jest trochę nijaki, ale wraz z nim można poznawać kulturę orientu oraz z nim sympatyzować z powodu backstory. Został sprzedany w niewole przez ojca w zamian za otwarcie szlaków handlowych. Dodatkowo cały czas próbuje znaleźć swoje miejsce w świecie. I oczywiście jest inteligenty i z czasem będzie zyskiwał szacunek. O wiele ciekawiej wypada Kubilaj-chan. Charyzmatyczny i pewny siebie władca mongolski. Dzięki niemu można oglądać rozrywki na królewskim dworze i poznać pierwsze spiski. Szkoda, że ekspozycja postaci drugoplanowych wypadła w tak kiepski sposób. Serial musi się jeszcze pod tym względem jeszcze dużo nauczyć.
- ostatni z charakterystycznej trójki jest Stuoki. Archetyp mentora dla głównego bohatera i niewidomego wojownika. On wprowadza do serialu element sztuk walki. Na razie są one dość prymitywne, ale to zapewne wynika z fabuły. Jednak ich reżyseria może się podobać z często zmieniającą się kamerą.
- podoba się też reżyseria. Serial kosztował 90 mln i to widać. Bogactwo w wystroju wnętrz, rzeźby, stroję, plenery. Nawet zbudowano kawałek XIII wiecznej Wenecji. Jest bogato co reżyser ładnie podkreśla. Wszystko to komponuje się z orientalną i różnorodną muzyką podkreślającą klimat.
- szkoda, że najsłabiej wypada scenariusz. Odcinek ma kilka przestojów, flashbacki zbyteczne, a plansza z tekstem i głos lektora przybliżający sytuację polityczną to pójście na łatwiznę. Marco Polo jest prowadzony od jednego wydarzenia do drugiego, nic nie robi, nie wikła się w intrygi. Dużo rzeczy dzieje się koło niego i są to mało ciekawe rzeczy. Jest jakaś wojna, jakieś zdrady, ludzie przeżarci ambicją i ładne kobiety. I dzieje się.
- tak więc serial będę oglądał dla reżyserii, zdjęć i nadchodzących scen walki trzymając przy tym kciuki by pojawił się wciągający wątek przewodni i nie okazał się on tanim romansem.

OCENA 4/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E23 Itsy Bitsy Spider
- ble, pająki i robale, nie lubię. Tak jak Zack, którego miny było komiczne gdy miał styczność z pajączkami. Biedaczek. Fabularnie odcinek był słabiutki. Jakiś posąg do uratowanie teoretycznie chroniący miasto przed wszelkim robactwem, scenka z Mięśniakiem i Czachą, polowanie na robaki i walka z potworem, które była przeraźliwie nudna. Nawet specjalnie nie można się było pośmiać z designu monster of the week. Niesety Tommy dalej na uboczu, nawet powtórzone ten sam schemat z poprzedniego odcinka. Wojownicy walczą, on ćwiczy, a Zordon wysyła go na ratunek. Nawet nie miał walki w kostiumie, tylko przywołał Zorda.
- bardzo odpowiedzialnie Zack. Magiczne motyle usypiają dzieci, a ty je zostawiasz same gdy atakuje potwór? Nie ładnie.

OCENA 2.5/6 

Utopia S01E06 Episode 6
- piękne zakończenie finału. Dziesięć minut przed końcem mieliśmy niemalże happy end. Szczepionka zniszczona, Królik zabity, a bohaterowie mogą odzyskać swoje dawne życie nic z tego. Wszystko zaczęło się sypać. Pierw w delikatny sposób poprzez rozstanie Granda z Alice, a potem na dużą skalę. Bo sezon, w świetle wcześniejszych wydarzeń, nie mógł mieć szczęśliwego zakończenie. Dobrzy przegrali w miko i makro skali. Mikro bo przeżywają osobiste dramaty. Nie dość, że u Becky nasiliła się choroba to jeszcze postanowiła opuścić Iiana. W makro bo okazało się, że wrogiem był ktoś zupełnie inny i uzyskał to czego pragnął. Milner (plot twist!) nie zależało na manuskrypcie, a Jessice. Co za świetna scena na dachu! I jestem ogromnie ciekaw co dalej z wielką intrygą. Fabularnie trochę się zaczyna gubić bo więcej miejsca jest poświęcane bohaterom lub popisom reżyserskim, ale wciąż wciąga.
- niesamowicie podoba mi się co zrobiono z Wilsonem. Dobry bohater został przekabacony na drugą stroną i wierzy w plan złych, widzi w nim sens. Dlatego tak bardzo oczekuje dalszego ciągu jego historii i liczę, że zacznie pracować razem z Milner. Bo wydaje mi się, że widziałem go na materiałach promocyjnych drugiego sezonu. Zresztą, postacie na umierają poza kadrem.
- najlepszy zestaw scen miał chyba Grant. Oliver Woollford gra niesamowicie raz pokazując strach, a raz pewność siebie. Świetne sceny w zamknięciu i moment zamordowania Królika. Serial nie boi się dawać dzieciom scen pełnych przemocy.
- trochę rozczarował mnie wątek Michaela. Zbyt szybko zmienił stronę, miałem nadzieje, że będzie stopniowo zmieniał się na złe, a zamiast tego już w tym odcinku zaczął popełniać dobre decyzję. Pewnie dlatego, że tą rolę przejmie Wilson w drugiej serii.
- serial mnie niesamowicie wciągnął i oglądając go nie można oderwać wzroku. Ale coś mnie w nim delikatnie uwiera. Mam wrażenie, że fabuła mogłaby być powadzona w lepszy sposób bo niezbyt czuć globalny spisek. Ale to tylko takie drobne zastrzeżenie.

OCENA 5/6

wtorek, 23 grudnia 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #116 [15.12.2014 - 21.12.2014]

Święta, święta i po świętach. Eeee... jeszcze nie? Ale już niedługo. Przynajmniej ja mam już dość "świątecznej" atmosfery, tłumów na mieście, ludzi śpieszących się bardziej niż zwykle i lecącego na okrągło Last Christmas. Może dlatego, że nie mogę się doczekać dobrego jedzenie i chwili wolnego? Może. Więcej już jednak nie napisze we wstępie by nikt mnie nie wziął za Grincha. 

Świąteczna życzliwość udzieliła się stacją telewizyjnym i w swej łaskawości postanowiły nikogo nie anulować. Zamówienie na drugi sezon dostało The Missing, które przedstawi zupełnie nową sprawę. Antologię wracają do łask. Przydałby się jeszcze powrót Strefy Mroku lub Opowieści z Krypty. Lub chociaż czegoś co opowiada co odcinek zupełnie nową historię, a nie co sezon.

Jednak mnie bardziej interesują daty powrotów dwóch seriali, które zaliczam do kategorii "ulubione". Skandynawskie fiordy, twardzi mężczyźni i równie twarde kobiety powrócą 19 lutego. Vikings zostaną z nami na 10 odcinków, a chwilę przed ich finałem czyli 18 kwietnia powraca Clone Club z królową telewizji Tatianą Maslany. Jeszcze nie widzieliście Orphan Black? Dobrze się składa bo macie jeszcze sporo czasu by nadrobić, być na bieżącą i błagać o więcej. A ci co tak jak ja czekają, mogą zobaczyć króciutki teaser zapowiadający wojnę.

Wracając na chwilę do (quasi)średniowiecza. Stacja ITV zapowiedziała 13 odcinkowy serial na podstawie eposu Beawoulf. Notkę prasową można przeczytać tutaj. Nie będzie Angeliny Jolie więc nie czekam. Nie obejrzę też Mr. Roboto serialu o hackerze od USA Network. Bo to USA Network robiące seriale na jedno kopyto. I Christan Slater, które zalicza kolejne serialowe porażki tak często jak Adam Sendler gra w słabych komediach. Nie przekonuje mnie też producent wykonawczy True Detective jako twórca serialu.

W minionym tygodniu pojawiło się kilka istotnych wiadomości o nadchodzących i obecnych serialach. I tak spin-off  The Walking Dead będzie rozgrywał się w Los Angeles. Tak! Doczekałem się dużego miasta w centrum. Oby tylko nie był to chwyt marketingowy, a LA będzie odgrywało taką rolę jak Atlanta teraz. I liczę na cameo Billa Murraya jako zombiaka. 

Tęsknicie za Sladem w Arrow lub Kriksusem z Spartacusa? Jeśli tak to już niedługo Manu Benetta będzie można oglądać w adaptacji Shannary na antenie MTV. Dziwne, że nie gra wojownika - barbarzyńce z dwuręcznym mieczem tylko druida, mentora głównego bohatera. Jakoś nie widzę go w tej roli. Chyba, że jego postać skrywa tajemnicę i w młodości łupił, grabił, mordował i gwałcił. To by pasowało.

Zła wiadomość dla fanów Hannibala - Michael Pitt nie powróci jako Mason Verger, jego miejsce zajmie Joe Anderson. Podobno nie było żadnego konfliktu na planie i jest to tylko i wyłącznie decyzja aktora. Oby, nie chciałbym by serial zaczął gnić od środka. Ja jestem dobrej myśli. Tutaj można zobaczyć ucharakteryzowanego Andersona i wygląda odpowiednio creepy. Ja natomiast wciąż żałuję, że Jared Leto, a nie Pitt wcieli się w Jokera w filmie Suicide Squad. 

Inny aktor, który mówi o zmęczeniu swoją rolą to Kiefer Sutherland i nie chcę już wracać do 24. Kłamczuszek to samo twierdził po zakończeniu 8 serii. Oby zmienił zdanie bo historia Jacka Bauera zasługuje na pełnowartościowe zakończenie, a nie przeciętniaka w stylu Live Another Day

Potwierdziły się doniesienie jakoby Mike Colter miałby wcielić się w Luka Cage'a. Żle? Dobrze? Nie wiem. Aktora widziałem parę razy (choćby w The Good Wife), ale nie znam zbytnio komiksowej postaci. Może ktoś jest w stanie polecić dobre historię z jego udziałem? Sam Cage ma już zadebiutować w serialu Jassica Jones i wystąpić w mniej więcej połowie odcinków. Liczę przedewszystkim na chemię z Krysten Ritter. Data premiery Luke Cage jeszcze nie ustalona. Liczę na końcówkę roku. 

Na koniec zwiastuny. Pierw Sons of Libery nie jest to spin-off Sons of Anarchy, a historyczny serial opowiadający o szpiegach podczas wojny o niepodległość. Od History. Zainteresowani? Bo ja nie bardzo mimo, ze wygląda to całkiem efektownie. O wiele bardziej ciekawi mnie The Last Man on Earth, którego teasery (1 i 2) są nadzwyczaj zabawne. Nie wiem jak długo sam serial będzie śmieszył, ale całkiem możliwe, że będzie to pierwszy sitcom jaki obejrzę w tym roku. nie licząc oczywiście ukochanego Brooklyn Nine-Nine.

PS. Jeśli jeszcze nie widzieliście tego sezonu Homeland to nadrabiajcie. Warto. 
PS2. Tradycyjnie The 100 również polecam.
PS3. Tak jak Peron of Interest. A co, jak polecać to polecać. 

SPOILERY

Homeland S04E01E02 The Drone Queen | Trylon and Perisphere
- w tym roku, po słabym 3 sezonie, miałem odpuścić sobie Homeland. Zachęciły mnie jednak pozytywne opinię ludzi którzy równie jak ja zawiedli się rok tomu. I muszę przyznać, że jestem zadowolony z powrotu. Jest dobrze, a podobno najlepsze dopiero przede mną jeśli przetrwam kilka słabszych pierwszych odcinków. Bo widzę sygnału ostrzegawcze. Dużo obyczajówki i szalonej Carrie. Ciężko mi jednoznacznie ocenić premierę bo Showtime w bezsensowny sposób wyemitował dwa odcinki po sobie i tak też je się powinno oglądać. Bezsensu bo widać wyraźny podział i zmianę klimatu. Pierwsza część to szpiegowsko polityczna opowieść z zarysowaniem intrygi, druga to prywatna historia Carrie i Quinna, którzy muszą radzić sobie po powrocie do domu. Obydwie historię działają tylko oglądanie tego ciurkiem trochę zaburza percepcję.
- może punkt wyjściowy nie jest szalenie pomysłowy - atak dronów i zmasakrowanie cywili. Ale czuć klimat opowieści. Jazz grający podczas gdy Carrie podróżuje ulicami Kabulu czy atak dronów w kompletnej ciszy, oglądany na ekranie bez większych emocji. Do tego mocne sceny w Pakistanie i interesujące zależności między postaciami. Jest dobrze.
- trochę przeszkadzało mi oglądanie Carrie z dzieckiem. Pokazało to jej skomplikowanie, przystosowanie do innego świata, świata wojny z terrorem, oraz świetną grę aktorską jej siostry. A Carrie jak to Carrie, szantażuje i jest arogancka. Ciekawie za to zapowiada się historia Petera, który ma dość zabijania i przemocy, ale nie umie sobie z tym poradzić.
- podoba mi się oglądanie Amerykanów jako tych złych. Zabili kilkudziesięciu cywilów i starają się to usprawiedliwiać większym dobrem. Takie to typowe. Na razie to oni są tymi złymi. Tym ciekawiej ogląda się młodego pakistańczyka, który przeżył zamach. Szkoda, że scenarzyści wikłają go w wątek nielegalnego handlu lekami. Wolałbym pooglądać normalnego człowieka w ekstremalnej sytuacji.

OCENA 4.5/6

Homeland S04E03 Shalwar Kameez
- dalej się podoba, nie czuje nawet spadku formy, a trochę się obawiałem przestoju po premierze. Carrie ekspresowo trafia do Pakistanu i zostaje szefową placówki, musi radzić sobie z podwładnymi i powoli buduje całą operację. Oczywiście tylko ona jedna może wszystko zmienić. Trochę przeszkadzają mi bezosobowe postaci poboczne. Agenci w ambasadzie czy kierowcy Carrie - wszyscy jednakowi, a przecież aż się prosi by ich rozpisać. Mimo to odcinek ogląda się z ciekawością. Jest drobiazgowo i skrupulatnie, bez pośpiechu. Jak podczas sceny gdy Carrie gubi ogon. W ogóle każde wyjście na ulice Islamabadu ma w sobie coś przyciągającego i czuć dreszczyk niebezpieczeństwa. Czeka się na niespodziewane.
- cieszy powrót Fary i Maxa. Jak dobrze, że znane postacie wracają i działają trochę na uboczu. Oby posiadali dobre historię, ale powiązane w jakiś sposób z główną linią fabularną, a nie osobiste zapychacze.
- jednak muszę przyznać, że osobista historia Petera jest wciągająca. Tylko ten nieszczęsny wątek romansowy, proszę dajcie sobie spokój. Nie dla Carrie i Quinna, nie dla wątków romantycznych w tym serialu. Chcę dostać szpiegowską historię, a nie harlekina.
- ostatnia scena idealnie podsumowała obecny stan Petera i Carrie oraz różnice między nimi. Dla niego wojna i cała zabawa w szpiegostwo jest doświadczeniem, które zmienia, zabiera z człowieka to co najlepsza. Ona natomiast cieszy się mogąc wziąć udział w grze, jest napędzana przez kolejne zagadki i poczucie obowiązku.- Aayan w tym odcinki był w tle, ale do dobrze. Nie musieliśmy oglądać jego życia osobistego, a próby podejścia do niego przez CIA. Nieudana Fary i profesjonalne Carrie. Co za scena w toalecie!

OCENA 4.5/6

Homeland S04E04 Iron in the Fire
- czwarty odcinek i dalej jestem zadowolony. Mniej było o bohaterach, a więcej o głównej intrydze serialu. I kurde, jakie to dobre! scenarzyści rozstawili mnóstwo elementów i teraz nich umiejętnie korzystają i łączą. Współpraca wywiadu pakistańskiego z terrorystami w celu przeprowadzenia zamachu na Amerykę? To jest dobry punkt wyjścia.Ciekawe ile jest planów w planach i jakie będą nadchodzące finty.
- cieszy mnie dużo rola Fary i to, że nie jest marginalizowany. Jej postać opowiada nawet pewną historię. Młoda i ambitna chcę być jak jej mentorka, czeka by zostać pochwalona, ale też przeraża ją kim jest Carrie. Panie, zagrałyście w tym odcinku świetnie.
- Carrie jak zwykle jest w stanie przekroczyć granicę by uzyskać to co chcę. Uwodzi Aayana i go wykorzystuje. Może specjalnie mnie nie interesuje co się z nim stanie, ale jak to jest zagrane!
- jeszcze nic nie pisałem o pani ambasador, ale należą się jej pochwały. Za tą stoicką grę i lodowatą pewność siebie. Po przeciwnej stronie jest jej mężulek. Słaby, zdrajca własnego kraju, tchórz i kłamca. Obydwie postacie dostają niewiele czasu, a już zostały mocno zarysowane, a ich historię obchodzi. Po raz kolejny - świetna robota.

OCENA 4.5/6

Homeland S04E05 About a Boy
- Carrie niemal cały odcinek przesiedziała z Aayanem próbując wyciągnąć od niego prawdę. Strasznie niekomfortowo oglądało się jej sceny. Biedny chłopak, który stracił całą swoją rodzinę jest uwodzony przez kobietę, która do tego doprowadziła. I gra na nim niemalże jak chcę. Niczego nowego się nie dowiedziała, ale te sceny były też okazją by skonfrontować się z samą sobą. Widać, że nie wszystko było jej grą i nawet ona nie zawsze jest chłodną profesjonalistką. Ileż było emocji gdy mówiła o Brodym.
- na początku trochę przeszkadzał mi wątek Saula. Głupie, przypadkowe spotkanie z celem wydawało mi się zbyt naciągane. Jednak potem wszystko ładnie zagrała. Brodacz nie był drapieżnikiem tylko ofiarą, dał się złapać i uprowadzić. I tutaj znowu zgrabnie powiązano dwa wątki - zabójstwa Sandyego i Haqqaniego. Zapowiada się też więcej akcji i wyższe stawki w następnym epizodzie.
- a więc to kobieta z ISI zwerbowała męża pani ambasador. I znowu - kolejny powiązany wątek skłądający się na większą całość. Tylko pytanie - czy ona pracuje dla rządu czy jest to jej własna inicjatywa? Co do pana męża ambasador - jego słabość daje o sobie znać. Myśli, że pokazuje jaki jest silny szpiegując Carrie, ale bardziej przegrywa na kolejnym froncie. I zadarł z niewłaściwą osobą.

OCENA 4.5/6

Homeland S04E06 From A to B and Back Again
- może Carrie poświęca swoje życie w walce z terrorystami, ale emocję zawsze wezmą nad nią górę. Niby była gotowa zabić Aayana by pozbyć się Haqqaniego, ale młody zginął z rąk wujka (to było niespodziewane!). Pojawienie się Saula trochę naciągane, ale pasuje mi to do nowej wizji Homeland, serialu bardziej zbliżonego do 24 niż obyczajowej historii. Carrie wydająca na niego wyrok i działająca pod wpływem chwili była szalona jak dawniej i o dziwo, całkiem nieźle się to oglądało mimo, że miałem dość tego zachowania w poprzednich sezonach. Ciekawe jak jej decyzja wpłynie na nią i relacją w pracy.
- czy za niepowodzenie misji odpowiada mąż pani ambasador? Przekazuje informację ISI, ale to trochę za mało by go obwiniać za wszystkie niepowodzenia. Jednak sposób w jaki to robi jest strasznie naciągany. Wszedł do kryjówki CIA, a ominięcie Fary były łatwiejsze niż powinno. 
- sam odcinek miał w sobie dużo napięcia i tajemnicy. Jak śledzenie Aayana czy porwanie Carrie gdzie czuło się zabawę z widzem, ale nie można było być niczego pewnym

OCENA 4.5/6

Homeland S04E07 Redux
- spodziewałem się takiego odcinka. Pokazanie szalonej Carrie by znowu dać się wykazać Claire Danes. I jakże ona gra! oczu nie można od niej oderwać, tylko ona umie pokazać szaleństwo w ten sposób. Tyle razy to robiła i wciąż zachwyca. Jednak nie tylko ona mogła zaprezentować swój talent, ale też reżyser i scenarzysta. Jest szaleństwo wynikło z celowo zaplanowanej akcji przez obcy wywiad i rzuciło na fabułę kilka kolejnych znaków zapytania. Bo czemu ona teraz przebywa u agenta ISI? Czyżby jednak tam były frakcję, które się zwalczają i wprowadzają niezależnie od siebie plany?
- sama reżyseria jeszcze bardziej podkreślała stan Carrie poprzez drżącą kamerę i nasilone dźwięki otoczenia. Scena na ulicach Islamabadu świetna. Tak jak spotkanie Carrie z Brodym. Bo Brody musiał się pojawić, nawet jako halucynacja. Nie tylko uwydatnia jej lęki, ale też daje chwilę spokoju. Fajnie było też zobaczyć Damiana Lewisa w tak krótkiej scenie.
- trochę zawiódł wątek Saula i Haqqaniego. To nie to samo co kiedyś jego road trip z terrorystką po Stanach. Brakowało tutaj na prawdę dobrych dialogów. Bo rozmowa o islamie była taka typowa. Religia dobra, źli ludzie, ale chrześcijaństwo też złe. Już to kilka razy słyszałem.

OCENA 4.5/6

Homeland S04E08 Halfway to a Donut
- co za odcinek! Emocjonujący, posiadający wspaniałe tempo i zakończenie. W roli głównej Saul. Zachowujący godność mimo porwania, zaradny, potrafiący uciec z talibańskiej niewoli. Odcinek został doskonale rozpisane przez co nie można było oderwać wzroku od jego ucieczki. Zwłaszcza finałowych sekwencji w mieście gdzie był kierowany przez Carrie. Mieliśmy też rozmowę telefoniczne gdzie prosi ją by go zabiła i drugą rozmowa gdzie wydawałoby się że ona go ratuje. I uratowała mu życie poprzez dostarczenie go talibom. Kapitalny był widok niebieskiej kropki otoczonej czerwonymi trójkącikami.
- w odcinku były też rozmowy z Pakistańczykami. I w sumie nie wiadomo co o tym myśleć. Czy tylko agentka ISI wie coś się na prawdę dzieje czy cały rząd jest w to zamieszany? Świetne były chłodne rozmowy przy stole i zdystansowane stosunki dyplomatyczne. Ciekawie też wygląda postać Khana, który powiedział Carrie kto jest ich kretem. Co przecież sam dopiero co odkrył.
- wciąż nie wiem jaki jet endgame tego sezonu. Bo Haqqani próbujący odzyskać władzę w Afganistanie wydaje się trochę zbyt odległe dla przeciętnego widza. Liczę na jakąś woltę w przyszłym odcinku gdzie stawka pójdzie diametralnie do góry.

OCENA 5/6

Homeland S04E09 There's Something Else Going On
- jak to się ogląda! Biję się w pierś i żałuje, że nie byłem na bieżąco. Tygodniowe odstępy między odcinkami tylko podsycałyby moje zainteresowanie i intensyfikowały przyjemność z oglądania. Maratony są dobre, ale wyczekiwanie jeszcze lepsze. Zwłaszcza jak serial funduje spójną historię i mocarne cliffhangery. Tak było i tutaj. Wyjawiono co planuje Haqqani, a następny epizod zapowiada się efektownie i w pełni nastawiony na akcję.
- nie znaczy, że ten był tylko powolnym wstępem do przyszłych wydarzeń. Tutaj też się działo. Pierw podchody do mężulka pani ambasador. Dobrze rozpisane rozmowy i plany, które nie działają do samego końca. W międzyczasie wymiany. Cóż to była za wymiana! Świetnie rozpisana scena. Pełna napięcia z wątpiącym Saulem, dzieckiem z kamizelką samobójczą i dwiema przeciwnymi stronami czekającymi w napięciu co się wydarzy.
- w odcinku podobała mi się tez rozmowa Carrie z Mirą. Żona brodacza prosi by dostarczyć jej męża, Carrie zapewnia, że zrobi wszystko co w jej mocy, tylko Mira obawia się właśnie jej. Jakie to wszystko jest przewrotne. Carrie, która była gotowa zabić Saula teraz robi wszystko by ocalić mu życie.
- trochę przeszkadza mi niewielka ilość Petera i brak Fary i Maxa. Szkoda, że nie ma zbytnio dla nich miejsca w serialu.
- "I am fucking CIA." - i jak tu nie kochać Carrie!

OCENA 5/6

Homeland S04E10 13 Hours in Islamabad
- chyba na twitterze przeczytałem, że był to najlepszy odcinek 24, a potem zobaczyłem Carrie trzymającą M4. To był właśnie impuls by powrócić do serialu. W podobieństwie do przygód Jacka Bauera jest trochę prawdy, ale tylko trochę. Bo w 24 cały odcinek byłby poświęcony walce z terrorystami, padłoby damn it i pewnie ktoś by zginął w heroiczny sposób. Jack oczywiście byłby w centrum wszystkie. W Homeland było inaczej. Atak trwał 20 minut i rzeczywiście było to wyśmienite 20 minut. Pełne akcji i napięcia. Tylko, że Carrie nie była w centrum, była odcięta od głównej akcji i nie mogła wszystkich uratować, toczyła własną walkę. To Peter musiał sobie radzić z wrogiem. Nie było też heroicznej śmierci. Zginęła Fara (nieee!) i to w najmniej widowiskowy sposób w jaki można. O ile będę tęsknił za postacią jej śmierć mi się podobała, głupia i niepotrzebna z punktu widzenia fabuły pokazująca tylko bezwzględność Haqqaniego. Nawet nie miała ostatniego słowa. Potem nastąpiła kolejna efektowna wymiana ognia i moment gdzie Max, który przeważnie przewija się w tle mógł zostać bohaterem.
- teoretycznie po ataku powinno nastąpić zwolnienie akcji. Jednak prawdziwe mięsko zaczęło się 4 godziny później jak głosiła wielka czarna plansza z białym napisem. Tak by podkreślić upływ czasu i pokazać, że teraz bohaterowie będą sobie radzić z tym co się wydarzyło. I radzili, każdy na swój sposób w długich rozmowach, które były równie wciągające co strzelanie. Chyba najlepiej wypadła rozmowa pani ambasador z mężem, który prosi ją o pasek by móc popełnić samobójstwo. Tchórzliwe wyjście usprawiedliwia racjonalnymi argumentami. Tylko tchórz zawsze pozostanie tchórzem. Nawet nie było go stać na to by popełnić samobójstwo, o której tak dzielnie walczył.
- wyszła też rozmowa Carrie z Maxem nad zwłokami Fary. Niby nic nowego, widz mógł się domyśleć jakie są relacje między Carrie, a swoją protegowaną, ale niektóre rzeczy musiały zostać powiedziane. Nie wiem jednak czy nie lepsza była rozmowa telefoniczna z ojcem Fary. Rozmowa czy raczej Carrie mówiąca do słuchawki i świetna (bo jakżeby inaczej?) gra Claire Danes.
- również Peter przeżywał zamach na swój sposób. Brutalnie prowadził wywiad z Saulem, a potem robił wszystko by znaleźć winowajców bo nie mógł siedzieć bezczynnie. Nawet były tortury, no prawie czyli kolejny element łączący ten odcinek z 24.
- od 1 sezonu Homeland marzy mi się by serial zaczął kreować swój świat. Dzieje się w współczesnych Stanach tylko z innymi postaciami niż realni politycy i agenci. Wciąż kręci się wobec spraw obecnych. Terroryzm i napięte stosunki z Pakistanem. Teraz jest idealny moment by to zmienić i zacząć opowiadać własną, alternatywną historię. Zimna wojna z Pakistanem? Więcej polityki i wydarzenia na skalę światową? Chciałbym by serial przeskoczył rekina i zmienił swoje obliczę.

OCENA 5.5/6

Homeland S04E11 Krieg Nicht Lieb
- nadrobione. Ciesze się, że już jestem na bieżące i smucę bo zaraz koniec tego sezonu. Przedostatni odcinek nie odbiegał poziomem od pozostałych. Czuć było delikatne zwolnienie tempa, ale tylko delikatne. Bo samodzielna misja Quinna bez wsparcia ambasady była wciągająca. Jego zdeterminowanie zrozumiałe i przez większość czasu mu się kibicowało. Póki sam nie chciał urządzić zamachu terrorystycznego gdzie zginą niewinni ludzi. Wszystko z powodu wzniosłych ideałów amerykańskiej sprawiedliwości. I palącej żądzy zemsty. Tylko nie mógł zabić przy tym Carrie. Ostatnia scena mocna, świetnie nakręcona i pomysłowa. Dwie grupki ludzi skandujące swoje rację i w środku Carrie. A potem wyjeżdża Haqqani niczym gwiazda rocka. A ona chcę go zabić. I tutaj nadszedł wielki twist na koniec sezonu. Dar Adal współpracuje z pakistańczykami. What?! Szokujące w pozytywny sposób. Tylko po namyśle jego pojawienie budzi trochę obaw. Bo czy zakończą historię w tym sezonie? A jeśli tak to potencjał zdrajcy Adala zostanie zmarnowany.
- większość odcinka byłą jednak spokojniejsza. Dalsze rozliczanie się z zamachu na ambasadę. Carrie za wszelką cenę chcę sprowadzić wszystkich do domu, nie chcę więcej śmierci tylko, że ona tego nie może kontrolować co pokazuje wprowadzenie wątku śmierci jej ojca. Nie jest w stanie uratować wszystkich, a śmierć działa niezależnie od niej. Nie może też wszystkich kontrolować. Choćby Max, on chcę dalej walczyć mimo, że nie jest do tego przystosowany.

OCENA 5/6

Person of Interest S04E10 The Cold War 
- ten odcinek był reklamowany jako pierwsza część trylogii co czuć. Jest to wstęp do większych wydarzeń, które mogą zmienić oblicze serialu. Nie znaczy to, że było spokojnie. Pierwsza część odcinka to idylla w Nowym Jorku gdzie Samarytanin likwiduje przestępczość zabierając pracę agentom Maszyny. W drugiej dzieje się coś zupełnie odwrotnego. Skynet w wersji alfa napuszcza na siebie ludzi i tworzy chaos w mieście co jest zaledwie początkiem bo jego ambicję są międzynarodowe. Ciekaw jestem w jaki sposób pokażą kryzys na światowej giełdzie. I jak wielki chaos może zagościć na ulicach Wielkiego Jabłka. To co się działo do tej pory było efektowne, ale liczę na więcej.
- w międzyczasie Shaw zadawała ważne pytania typu czy to co robi Samarytanin jest złe przez co mamy powrót do odwiecznego pytania - wolność czy wygoda. Co ludzkość powinna wybrać. Trochę tylko przeszkadza mi Finch, który uważa się za autorytet moralny chcący narzucać swój punkt widzenia światu. Liczę, że niedługo przyjdzie rzeczywistość i kopnie go w tyłek. Mocno.
- wiecie co tak bardzo uwielbiam w tym serialu? Traktowanie dwóch sztucznych inteligencji jako bogów rządzących światem, a raczej walczących o panowanie. Współczesny problem gdzie technologia jest stawiana przez ludzi na pierwszym miejscu, ale jeszcze bardziej uwypuklone.
- nie za bardzo kupuję 10 latka jako agenta Samarytanina. Creepy kids są fajni, ale w serialach fantastycznych, w sci-fi mocno ugruntowanym w naszej rzeczywistości trochę kłują po oczach. Jednak rozmowa między dwoma bogami niczego sobie.

OCENA 4.5/6

The 100 S02E08 Spacewalker
- trochę się rozczarowałem, ale podkreślam, tylko trochę. Bo to nadal dobry serial i wciąż wie jak zaskoczyć i poruszyć, ale przez sporą część odcinku bohaterowie biegali w bezsensowny sposób. Chociaż może taki był cel? Pokazać, że walka o życie Finna jest bezsensowna mimo chwytania się tylu sposobów? Widmo śmierci wisiało nad nim od dłuższego czasu, musiało do tego dojść i doszło. Szkoda, że wszyscy go bronili, a nikt z głównych bohaterów nie zastanowił się czy może go nie oddać ziemianom za pokój. Bezosobowy tłum się nie liczy, ale dobrze że się pojawił.
- jak wypadła sama scena śmierci? Idealnie. Finn poddał się, wiedział, że walka jest bezsensowna i nie chciał kolejnych śmierci na swoim sumieniu. Wiedział, że to jedyne wyjście. Nawet mimo czekających go tortur. I tutaj wkroczyła Clarke. Miała go uratować, ostatnia desperacka próba i całkiem możliwa do osiągnięcia. Zabija liderkę, powstaje chaos, a Finn uratowany. Ale ona nie mogła do tego dopuścić. W ostatnim pożegnaniu i odebrało Finnowi życie. I to była wyśmienita scena. Wyznali sobie miłość po czym ona go zabiła go okazując mu też litość. Widzieli to wszyscy i ogromnie jestem ciekaw jak wpłynie to na jej relację z matką, Lexą i Raven. Oraz na ją samą bo zrobiła coś co będzie miało poważne konsekwencję.
- flashbacki doskonale wytłumaczyły czemu Raven tak desperacko broniła Finna. Nie chodziło o samo uczucie jakim go darzy, ale również dług bo Finn uratował jej kiedyś życie. Zrobiłaby wszystko by go ocalić. Nawet była w stanie poświęcić Murphyego. I to była jedna z z lepszych scen tego odcinka. Bo inni działali na zasadzie - nie możemy im oddać Finna bo jest jednym z naszych, a Raven postanowiła poświęcić Murphyego bo jest mniej ważny niż Finn. To było cudowne Tak samo jak inny stanęli w jego obronie.
- co do Raven - strasznie podobają mi się jej sceny z Abby. Powiedziałbym nawet, że mają lepsze stosunki typu matka/dziecko niż Clarke z Abby.
- i czemu nie było scen Kane/Lexa?! Bardzo chciałem go zobaczyć w obozie Grounders, a zamiast tego trafił bezpośrednio do Camp Jaha (cóż za mało trafna nazwa!) i tylko wspomniał, że u nich przebywał.

OCENA 4.5/6

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #115 [08.12.2014 - 14.12.2014]

To był tydzień pożegnań ponieważ aż cztery seriale z mojej watchlisty idą na długie urlopy. Trzeba przyznać, że odcinki dopisały, a rozczarowało jedynie Sleppy Hollow, które ostatnio babrze się w mule i nie potrafi osiągnąć poziomu sprzed roku. Przykro się patrzy oglądając scenarzystów gubiących się podczas pisania postaci, które zdążyłem polubić. Na szczęście w komiksowym zakątku świata seriali nie ma zbytnio na co narzekać. Każdy z trzech dostarczonych cliffhangerów tylko zaostrzył apetyt na jeszcze. Mimo tego najlepiej i tak w tym tygodniu oglądało mi się The 100. To jest już norma więc zachęcam wszystkich po sięgnięcia po najlepszy serial The CW od czasu Nikity. Tylko przypominam o zagryzieniu zębów przez pierwsze 3 odcinki. Potem będzie mi dziękować. 

Mimo zbliżającej się gwiazdki będzie co oglądać. Niby mój kalendarz do piątego stycznia pokazuje 3 nadchodzące odcinki, ale nie uwzględnia debiutów The Librarians i Marco Polo. Dziennikarze donoszą, że nie są to wybitne dzieła, ale można je sprawdzić. Ja jednak będę zachwycał się Utopią i dam ponowną szansę Homeland. Już w tej blognotce chciałem napisać jak wypadła w moich oczach premiera czwartej serii, ale okazało się, że odcinek trwa ponad 100 minut. Toż to tyle co film. Nic to, będzie trzeba wygospodarować trochę czasu i sprawdzić czy pogłoski o powrocie do formy nie były przesadzone. A potem ostatnie odcinki Dead Like Me, True Blood, Sons of Anarchy, Dexter i Last Resort. Taaa, bo się uda zrealizować te wszystkie plany. Wyjdzie tak jak moje oglądanie Star Treka. Czytaj - nie wyjdzie.

Fani Continuum długo musieli czekać o informację o przyszłości swojego serialu. Modlitwy i składane cielce dla bożka seriali przyniosły efekt - finałowy czwarty sezon z 6 odcinkami zadebiutuje latem. Godne pochwały, że serial doczeka się zakończenia. Simon Barry wspomina też coś o kontynuacji czyli spodziewałbym się komiksów rozwijających niektóre wątki. Za to szóstej serii doczeka się Rizzoli and Isles składającej się z 16 odcinków. Smutno się robi gdy przeciętny serial kryminalny zyskuje lepszą oglądalność od solidnych produkcji sci-fi/fantasy. Zakończenia doczeka się The League - komedia po 7 latach zniknie z anteny FX. 

Pisałem już o planach by nakręcić prequel Supermana w stylu Gotham czyli Krypton. Słowa powoli stają się ciałem bo Syfy, które ostatnimi czasy nic nie robi tylko zamawia nowe seriale, dało zielone światło pilotowi. Showrunnerami będą David S. Goyer i  Ian Goldberg co nie napawa zbytnio optymizmem. Serial opowie o rodzie El i dziadku Supermana. Liczę, że zostanie zachowany biotechnologiczny styl znany z Man of Steel, ale boję się, że może to zbyt dużo kosztować. Bardziej jednak czekam na serial o Supergirl. Plotki mówią, że już w tym tygodniu ma zostać ujawniona aktorka, która wcieli się w kuzynkę Kal Ela. Na pewno nie będzie do Claire Holt. Kolejna plotka twierdzi, że serial ma dziać się w tym samym uniwersum co Arrow i The Flash.

Do telewizji, tym razem brytyjskiej, trafi detektyw Cormoran Strike wykreowany przez J.K. Rowling. Autorka będzie współpracować przy tworzeniu seriali u na razie tyle wiadomo. Mi dalej marzy się serial osadzony w filmowym uniwersum Harryego Pottera. 

Od paru lat przestałem przykładać większą wagę do wszelakich rozdań nagród. Jednak przeglądając nominację do Złotych Globów wyrażam podziw kto załapały na tą listę. Jane the Virign, Transparent, Ruth Wilson, The Good Wife. I zero Modern Family! Golden Globes > Emmy. Plus mają Amy i Tinę. Gali pewnie nie obejrzę, ale czuje, że będzie warto sprawdzić skróty.  

Na koniec link to zapowiedzi powrotu Dr Quinn. Fani Breaking Bad powinni sprawdzić.

SPOILERY

Arrow S03E09 The Climb
- WTF?! Serio, co tu się stało?! Dawno żaden cliffhanger mnie tak nie zaskoczył. I ja mam czekać ponad miesiąc do nowego odcinka? Toż to zbrodnia. Tym bardziej, że nie pałam miłością do tego serialu, ale ogromnie chcę się dowiedzieć jak scenarzyści wyjdą z tego problemu. Bo zabicie głównego bohatera jest problemem, a przynajmniej obdarzenie go śmiertelnymi ranami. Obawiałem się jego pojedynku z Rasem, ale na szczęście go przegrał tylko nie śniło mi się, że stanie się to w taki sposób. Czyżby planowano wprowadzić do mitologii serialu Lazaurs Pitt i wskrzesić Olliego? To byłoby odważne posunięcie, ale na nie liczę. Bo cudownego ocalenie nie kupię. Kupiłem za to pojedynek, w którym nareszcie ktoś skopał dupsko Queena. I to bez większego problem. Wyszły też obowiązkowe flashbacki przed śmiercią. Teraz muszę unikać spoilerów i żyć w oczekiwaniu na nowy odcinek.
- a jak wypadł sam epizod? Przeciętne czyli typowo dla Arrow. Nuda z Lauriel, dużo innych głupotek i irracjonalnego zachowania bohaterów. Nie kupuje Theee jako morderczyni kanarka. I jest kilka powodów - łucznikiem miał być przecież ktoś niższy, a ona jest mniej więcej wzrostu Roya, który był o to podejrzewany. Jednak cała ta szopka rozpada się gdy weźmiemy pod uwagę badania genetyczne. Czemu baza policji pokazała Olliego skoro Thee też w niej jest (wydarzenia z pierwszego sezonu). I czemu zgodnych jest 11 na 12 markerów genetycznych skoro jest to przyrodnie rodzeństwo. Oby się okazało, że Malcolm zmanipulował Olliego by ten uwolnił go od Ligii.

OCENA 4/6

Brooklyn Nine-Nine S02E08 USPIS 
co za wspaniały odcinek. Niech o jego klasie świadczy fakt, że przewiałem niektóre sceny by popatrzeć jeszcze raz na reakcję bohaterów, ich zachowanie lub posłuchać doskonale napisanych dialogów. Cieszy też, że nie był to odcinek standalone, a rozwijający historię w serialu. Powrócił gigglepig, a Jack i Boyles musieli współpracować z federalnym agentem pocztowym co prowadziło do masy komicznych rozmów. Ed Helms dał radę i nie miałbym nic przeciwko gdyby jeszcze raz pojawił się w serialu.
- drugi wątek pokazywał Amay radzącą sobie z nałogiem. Czy raczej nie radzącą z jego rzucaniem. Cóż za komiczne miny w wykonaniu Melissy Fumero! Najlepszy moment? Rest w lodowatej wodzie i flashbacki Holta.

OCENA 5/6

Brooklyn Nine-Nine S02E09 The Road Trip
- podwójna randka i wspólny wyjazd niezbyt się udał. Jasne, dalej było śmiesznie, ale Sophia i Teddy byli pewnym obciążeniem. Wolę gdy serial skupia się na posterunku i głównych bohaterach. Było kilka udanych scen jak pokój z lalkami i kelnerka bez wyczucia czasu, ale nie bawiłem się tak jak oczekuje po tym serialu.
- chociaż może wcale to nie wina braku posterunku w tym wątku, a scenarzystów? Bo choroba Rosy i lekcja gotowania Boylsa były zaledwie dobre.
- odcinek za to wygrała Gina z krzyżem z ołówków odpędzająca wampirzą Rosę.

OCENA 4/6

Brooklyn Nine-Nine S02E10 The Pontiac Bandit Returns
- powrót Pontiacowego Bandyty wypadł nadzwyczaj przyjemnie. Świetną ma chemię z Jakem i Rosą. Przede wszystkim Rosą, dlatego szkoda, że nie mieli więcej wspólnych scen. Targi z Holtem, zajadanie się homarami i szybka lekcja włamywania się do auta - świetne!
- mniej świetny był wątek Amy. Jej ekscytacja Holtem dalej śmieszy, ale mam wrażenie że mogło być lepiej. Jednak Hitchook lekceważący rozciętą rękę był komiczny.
- jednak odcinek i tak wygrała Rosa, która nie mogła się przestać śmiać.

OCENA 4.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S02E10 What They Become
- jesienny finał SHIELD znacząca poszerzył kinowe uniwersum Marvela. Niektórzy mówią, że od tego odcinka rozpoczęła się tzw. Trzecia Faza. Nie da mu się odmówić przełomowości. Szkoda tylko, że ja czuje się zawiedziony. Jakby po sznureczku odwalone zostało to co musiało się stać. Skye skonfrontowała się z ojcem i ujawniono, że należy do Inhuman. Przeszła transformacje, zyskała jakieś moce i cliff. Szkoda, że na to się zanosiło od jakiegoś roku. Liczyłem na jakieś większe zaskoczenie, niespodziewaną postać, której nie zabije Obelisk. Nic z tego. Jednak nie da się odmówić efektowności ostatniej sceny. Szkoda śmierci Trippa. Świetnie nakręcona, ale mam wrażenie, że potencjał tej postaci nie został wykorzystany i to on dostawał najmniej czasu antenowego. Nie był nawet w głównej obsadzie więc nie dziwi jego odejście. Jednak brawa dla scenarzystów, że nie boją się zabijać bohaterów.
- w odcinku przeszkadzało mi też jego tempo. Trochę zbyt rozwlekłe. Szczególnie w scenach Skye/tatuś. Rozumiem konieczność nakreślenia ich relacji i podziwiam jak zostały nagrane. Tylko mogłyby trwać kilka minut krócej.
- rozczarowaniem okazało się też miasto. Tajemnicze znaki działały na wyobraźnie. Tak jak holograficzna prezentacja. Szkoda, że czar prysł po zejściu. Ciemność, kilka korytarzy na krzyż i "świątynia" czyli pomieszczenie w kształcie okręgu z piedestałem gdzie należało postawić Obelisk. Słabo.
- czy to już koniec wątku Hydry i Whitehalla? Część mnie jest zadowolona bo oznacza to więcej czasu dla Inhumans. Tylko czemu pokazano to w taki sposób? Kilka strzałów i po nemezis tego pół-sezonu. Słabo.
- podobało mi się za to starcie Culsona z Doktorem. Brutalne, pełne dźwigni z udaną choreografią. Pooglądałbym więcej taki walk.
- cieszy mnie, że Skye bierze sprawy w swoje ręce. Trochę była zaszokowana spotkaniem z ojcem, ale widać jak się zmieniła. Kulminacją jej przemiany było postrzelenie Warda. Chyba po tym zda sobie sprawę, że to koniec ich pokręconego związku, w który tak uparcie wierzył. Mnie ciekawi co teraz będzie porabiał z klonem agentki May. Nieobliczalna siła, która powinna w przyszłości sporo namieszać.
- Bobbi, Bobbi co ty kombinujesz. Co za pendrive zwinęłaś i jakie tajemnice ukrywasz przed Hunterem? Jakby miał zgadywać powiedziałbym, że pracuje dla Furyego, ale coś mi się wydaje, że rozwiązanie tej zagadki będzie bardziej zaskakujące.
- scena po napisach to kolejny materiał do spekulacji. Kim jest tajemniczy człowiek bez oczu? Inhuman, na pewno. Tylko jaka jest jego agenda? Dobry czy zły? Łowca czy nauczyciel? A odpowiedzi na te pytania dopiero za ponad 80 dni. Jak dobrze, że powrót do MCU już 6 stycznia z Agentką Carter.

OCENA 4/6

Mighty Morphin Power RangersS01E22 The Trouble with Shellshock
- pierwszy odcinek z Tommym w drużynie i czuje się zawiedziony. Był, pograł trochę w kosza, powalczył z kitowcami i zniknął na większość odcinka. Bez sensu. Chyba, że serialowi zabrakło materiału źródłowego i nie mieli jak wcisnąć Zielonego Wojownika. Ucierpiał przez to odcinek. Walki były słabiutkie, a podróż po magiczny kwiatek wciśnięta po to by zapełnić trochę czasu antenowego.
- jednak nie można mu odmówić humoru. Squat i Baboo zrobili swojego potworka gdy Rita ucięła sobie drzemkę. Wyglądał on absurdalnie. Żółw z sygnalizacją świetlną na plecach. i częściami zamiennymi w postaci armaty lub kija bejsbolowego. Fantazji twórcą nie można odmówić, oj nie można. Szkoda tylko tego nieszczęsnego pojedynku.
- trochę się bałem stereotypowego pokazania koszykówki gdzie biali nie potrafią skakać. Zack przez cały odcinek wymiata, a na końcu dostaje od Billyego. Miłe i niespodziewane zakończenie. Na plus oczywiście socjalizowanie się wojowników. Szkoda, że brakuje między nimi jakiś głębszych relacji.

OCENA 3/6

Sleepy Hollow S02E11 The Akeda
- w finałowej scenie odcinka zabrakło tylko tęczy i latających kucyków. Deklaracje miłości, poświęcenia i ostateczne przejście na stronę dobra jest trudno dobrze napisać. Tutaj się nie udało. Jak wiele rzeczy w tym sezonie. Henry jako badass dawał radę. Jako dzieciak porzucony przez rodziców i szukający miłości u potężnego demona był męczący. Tak jak przypominanie przez cały sezon jak to rodzice go kochają, a on ich nienawidzi. A finał oczywiście wszystko odkręcił, Henry zabił Molocha, a teraz wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie. Taaa, jasne... Chyba najwyższy czas bym skończył z tym serialem bo powoli nie mogę znieść podniosłości niektórych scen. Ja chcę od tego serialu campowej przygody z szalonymi pomysłami, a nie nadętej walki z siłami ciemności, której nie da się przegrać.
- w odcinku nie podobało mi się jeszcze wiele rzeczy. Od wprowadzenie Howleya i zredukowania go do roli dealera broni i opiekunki Jeźdźca. Heroiczna śmierć Irvinga również nie działało. Nawet nie zaszczyciłem tego wzruszeniem ramion takie mi to było obojętne. Nie rozumiem też po co Henry zabrał mu duszę na początku sezonu. Chyba tylko by mógł teraz wywijać mieczem Enocha i można go było wskrzesić w przyszłości. Nie rozumiem jeszcze wielu rzeczy. Czy makieta Sleepy Hollow, która robił Henry miała jakiś inny cel niż pokazanie pentagramu?
- kolejny zmarnowany potencjał sezonu to zbroja Wojny. Kolejny badassowy moment, który zamiast być eksponowany został niemal kompletnie pominięty w serii. Taki fajny motyw, a scenarzyści woleli więcej czasu poświęcać dramie w małżeństwie Cranów, która nikogo.
- śmierć Molocha była lekkim zaskoczeniem, ale tylko lekkim. Spodziewałem się, że nie jest on głównym graczem. Jak to mówią "there is always bigger fish"

OCENA 2.5/6

The Flash S01E09 The Man in the Yellow Suit 
- z trzech komiksowych serialu jakie dobiegły końca w tym tygodniu to The Flash miał najlepszy odcinek. Może najmniej szokujący cliffhanger, zaszły w nim niewiele zmian, ale to właśnie nowe przygody najszybszego bohatera uniwersum DC/CW najprzyjemniej się oglądało.
- udanie rozłożono akcenty w odcinku i budowano napięcie. Zaczęło się od pojawienia Reverse Flasha, a potem typowy flashback. Tylko, że powrót do tych wydarzeń nie nastąpił na samym końcu, a dużo wcześniej. Wyścigi ulicami miasta emocjonujące i widowiskowe. Tak jak scena z złapaniem Reversa. Jednak najlepszy był cliffhanger z udziałem Wellsa. Skąd ma strój Reversa? Czy to jego kostium czy go w jakiś sposób zdobył? I kiedy do w końcu wprowadzą podróże w czasie, które jakże umiejętnie są teasowane? Potencjał na przyszłość jest, a odcinki ostatnimi czasy włącza się z niezwykłą przyjemnością. Oby tak dalej.
- jednak równie ciekawym wątkiem było prowadzenie historii Catlin i Ronniego. Udanie prowadzone są wątki dramatyczne i brak ckliwych zakończeń, a postacią można kibicować. I ten pokaz mocy Firestroma! Może odrobinkę nie pasował do odcinka opierającego się na pojedynku dwóch speedsterów, ale no Firestorm! Przyszła Liga Sprawiedliwości nabiera coraz bardziej realnych kształtów.
- mimo, że zazwyczaj odcinki świąteczne mnie drażnią tak tutaj gwiazdkowe akcenty i rodzinna atmosfera wyszły udanie. Nawet wątek Iris/Barry nie męczył bo powolutku posuwa się do przodu. Dalej nie rozumiem tego związku, ale jeśli go mam oglądać niech będzie pisany na takim poziomie. 

OCENA 4.5/6

The Good Wife S06E09 Sticky Content
- kolejny odcinek w tym sezonie bez sprawy sądowej i znowu to nie przeszkadza. W centrum kampania Alicji, która jest coraz ciekawsza. Walka z Pradym jest dwuznaczna, nie wiadomo komu ufać i czego oczekiwać po Alicji. Prócz pojedynku o fotel prokuratora jest są też zmagania Alicji z samą sobą i jej życiem osobistym. Romanse i zdrady w najlepszym wydaniu. Serial idealnie wprowadza kolejne wątki i rozwija stare. Z drugiej strony brakuje mi klimatu kancelarii adwokackiej, a serial zrobił się bardziej polityczny niż prawniczy. Dlatego trzymam kciuki by Alicja przegrała wybory.
- wątek Cary'ego miał dwa bardzo fajne motywy. Pierwszym z nich były sceny gdy wyobrażał sobie jak zostaje zamordowany. Gdzie wszystko było piękne, otwarte pomieszczenia i dramatyczny koniec. Pasowało to. Tak jak strach gdy szedł przez korytarz i zaczął się bać o swoje życie. Drugi fajny motyw to konfrontacja z Bishopem i nagły strach po telefonie Kalindy. Matt Czuchry odwala kawał doskonałej roboty.

OCENA 4.5/6

The 100 S02E06 Fog of War
- niestety, nie da się utrzymywać wysokiego poziomu serialu przez cały czas. Nie zrozumcie mnie źle, dalej mi się podobało, ale mam kilka zastrzeżeń. Dialogi niedomagały, była słabiutko rozpisane, brak im było pazura, zbyt często bohaterowie mówili o rzeczach nieważnych. Przeszkadzało mi też sposób w jaki potraktowano kalectwo Raven. Cieszyłem się z osoby niepełnosprawnej bo wprowadziło to pewno różnorodność. Jednak w tym odcinku chodzi sobie jakby nic się nie stało. Przeszkadza to. Jednak najbardziej denerwowała skurczenie świata i zbyt szybkie podróże bohaterów. Mount Weather w pobliżu bunkra? Jaha od obozu Grounders przybył do swoich niemal w tym samym czasie co Abby z Clarke? Zbyt szybko, zbyt łatwo.
- pierwsze 10-15 minut odcinka było trochę nudne. Rozczarował mnie delikatny przeskok w czasie. Zamiast bezpośredniej sceny po masakrze urządzonej przez Finna dostajemy Clarke, która musi sobie radzić z zmianami jaki w nim zaszły. I on też musi sobie z tym radzić. Trochę zbyt łatwo potraktowano zbrodnię wojenną. Takich rzeczy się nie lekceważy i mam nadzieje, że jeszcze ugryzie ich to w tyłek. Ciekawie wygląda stosunek choćby Bellamyego do Finna, który stara się go zrozumieć. Wie, że to wojna bo i on dopuścił się kilku niecnych czynów. Tylko czy cały czas będzie stał w jego obronie. Czy Clarke stanie? Bo ten wątek jeszcze powróci.
- powróci bo to on napędzał historię kanclerzy. Odcinek przesiedzieli w łańcuchach w starej stacji metra. Byli bardziej zagubieni niż i bezradni niż zwykle, ale dalej powróciły cechy charakteru, które ich definiują. Zupełnie mnie nie zaskoczyło gdy Kane chciał się zabić (taaa, jakby chciał to by sobie gardło poderżnął). Wciąż uważa, że powinien zginąć i dalej poświęca się w imię większego dobra. Przynajmniej tak mu się wydaje, że Jaha jest tym lepszym przywódcą. Pojawienie się Commandera Ziemian zaskakująca i trochę naiwne. Taka młoda dziewczyna nimi przewodzi? Oby mieli na to dobre wytłumaczenie. Cieszy mnie, że nie łatwo jest uzyskać porozumienie. Konflikt zamiast być powoli wygaszany jeszcze bardziej eskalował przez ultimatum Ziemian. I tutaj wraca wątek Finna. Wydadzą go czy nie. To byłby mocny winter finale gdyby go zabili w imię większego dobra.
- w Mount Weather spokojnie. Dalej jest pogłębiany konflikt w rodzinie Wellsów, dalej ważą się losy The 47. Jednak dzieciaki mają plan. I nie działają w taki głupi i chaotyczny sposób jak Clarke. Przynajmniej na razie.
- podoba mi się, że serial powoli zacieśnia współpraca dorosłych i dzieci. Wspólna wyprawa prowadziła do nowych konfliktów, ale też lepszego zrozumienia i ewolucji stosunków. Choćby w tym kluczowym momencie gdy Bellamy dostaje broń. Jednak w tym story arcu odcinka przeszkadzało mi kilka rzeczy. Na przykład mgła. Ucieszyłem się gdy wróciła. Takie przypomnienie, że nie tylko ludzi są zagrożeniem w tym świecie. Czar prysł gdy okazało się, że jest ona jedną z broni Górali. Nie podobało mi się też przedstawienie podziemnego garażu, który nie wyglądał na te 100 lat. Dałbym mu raczej pięcioletni okres zaniedbania. Zbyt ładne to wszystko. Jednak muszę przyznać, że pojawienie się Żniwiarzy przy dźwiękach pam pam pam para ram pam pam było niezwykle klimatyczne. Ciemność, atak z ukrycie, śmierć, a potem pojawienie się zakrwawionego Lincolna, którego znowu trzeba ratować. Takie sceny cieszą.

OCENA 4/6

The 100 S02E07 Long Into an Abyss
- czy muszę pisać, że znowu The 100 serwuje fantastyczny odcinek? Wysoki poziom jest utrzymywany od końcówki poprzedniej serii i chyba nie trzeba wspominać o takich oczywistościach. Więc jeśli jakimś cudem trafiłeś na pierwszy akapit wrażeń do tego odcinka, a nie zamierzasz czytać dalej to mała wskazówka - nadrabiaj serial bo jest tego wart.
- w tym tygodniu narzekałem choćby przy Agentach T.A.R.C.Z.Y. na słabe tempo odcinka i rozłożenie akcentów. Tutaj mamy coś zupełnie odwrotnego. Doskonałe budowanie napięcie i fundowania sinusoidy intensywności, która się sprawdza. Gdy jeden wyścig z czasem się skończył i następuje chwila spokoju zaczyna się następny przy czym wszystko jest ze sobą powiązane. Tak właśnie absorbuje się uwagę widza.
- jednak pierw zaczną od wątku Mount Weather, który rozpoczyna się od pozornie idyllicznej sceny z mieszkanką Góry na powierzchni. Żółte kwiatki, zielone drzewa, świecące słoneczko, letni deszczyk i uśmiech na twarzy. Eksperyment się udał, dzieciaki okazały się przydane. Tylko nie do końca. Bo zaraz zaczyna się atak choroby popromienne (tak wiem, z punktu naukowego cały ten wątek jest idiotyczny, ale na gruncie telewizji działa), a dziewczyna krzyczy z bólu. Jednak dużo bardziej przerażająca była rozmowa w bunkrze między Cagem, a panią doktor gdy mówią o nauce i przyszłości swoich ludzi, a w tle cały czas te przerażające krzyki. Jeśli scenarzyści chcieli pokazać jacy Górale są źli to się im udało.
- tylko, że nie do końca. Bo jest jeszcze prezydent Dante. Nie chcę śmierci dzieciaków wciąż wierzy w pokojowe rozwiązanie. Nawet gdy jest podstępnie kuszony przez swojego syna co szybko udaje. Może i należy do tych złych, ale można z nim w pewnym stopniu sympatyzować. Tylko co zrobi? Podda się czy pozostanie przy swoich przekonaniach? A może już się poddał? Czy wie co robi Cage z Tsing czy działają za jego plecami?
- dzieciaki w Mount Weahter w końcu wzięły się do roboty i próbują uciec. Nawet powoli wprowadzają w życie swój plan. Może ich wątek w tym odcinku był jego najsłabszym elementem, ale parę razy się uśmiechnąłem oglądając ich włamanie. I wciąż podoba mi się postać Jaspera, który walczy ze swoim tchórzostwem. Następy epizod powinien zaprezentować jakiegoś mocnego cliffa z ich udziałem.
- powrót Jahy do obozu nie był taki kolorowy jak sobie to wyobrażał. Sytuacja jest krytyczna, a on nie jest liderem z czym ciężko mu się pogodzić. Ten wątek jest świetnie (znowu!) rozpisany. Wciąż czuje się jakby przewodził ludźmi, ale nie ma do tego uprawień przez co dochodzi do spięć z Abby. Pierwsze przy wystąpieniu do ludzi (ileż statystów zatrudnili w tej scenie!), a potem już podczas narady. I to była scena od której nie można się było oderwać. Bo on, charyzmatyczny lider wygłasza przemówienie, a ona która jest kanclerzem od paru dni wypowiada proste "nie". Ona każe ją aresztować, wojsko stoi w milczeniu, a potem ona wydaje ten sam rozkaz i Jaha ląduje w mamrze. Swoją drogą podoba mi się to jak wyglądają relację między Kanclerzami. Trzech silnych przywódców, którzy niemalże cały czas się ze sobą nie zgadzają, ale darzą się szacunkiem i co jakiś czas wsadzają się do więzienia i poświęcają życie dla dobra swoich ludzi.
- serial w tym odcinku zatoczył małe koło. Lincoln jest więziony w tym samym miejscu i w ten sam sposób co w zeszłym sezonie, ale z zupełnie innych powodów i inaczej to wygląda. Teraz zamiast torturować chcą ratować mu życie, a on nie milczy, a krzyczy i się rzuca. I cóż za napięcie udało się wytworzyć! Gdy zrywa się z łańcuchów, gdy rzuca się na bohaterów, a potem gdy przygwożdżony do ziemi dwukrotnie umiera. Na końcu nawet zwątpiłem w powodzenie rehabilitacji, ale wszystko dobrze się skończyło. Przynajmniej chwilowo bo przeczuwam konsekwencje powrotu Linca do zdrowia.
- nie dziwi mnie jak jest prowadzony wątek Finn. Może odrobinę za szybko występują w nim zmiany, ale gdy ogląda się serial z tygodnia na tydzień to działa. Ma traumę po wydarzeniach z rzezi jaką urządził. Czuje zobojętnienie co było widać gdy zaatakował go Nyko. Nic nie zrobił. Stał i czekał. Jakby czuł się winny i wiedział, że należy mu się kara. Dlatego nie zdziwię się gdy dobrowolnie pójdzie do Grounders by zachować rozejm. Trzymam kciuki za jego śmierć. Jeśli to się stanie serial pokaże, że nie ma w nim łatwych rozwiązań i w przyszłości można się wszystkiego spodziewać.
- przybycie Grounders zrobiło na mnie wrażenie. Środek nocy, sky people zbierają się do odejścia, a potem alarm i w ciemności widza setki pochodni. Brawa! W wielu serialach przeszkadza mi brak wyczucia skali, tutaj ma się wrażenie, że gra toczy się o wysoką stawkę, nie są to zwykłe bitki, a wojna dwóch społeczności. Tak samo gdy Clarke wchodzi to obozu przeciwników. Widać rozłożone namioty i wojowników na straży. Trochę pieniędzy zabrakło by poczuć prawdziwą epickość, ale ja czuje się usatysfakcjonowany. Przez pewien moment udało mu się poczuć ducha Game of Thrones. Serial wybudował swój fantastyczny świat pełen detali gdzie ludzie mówią wymyślonym językiem, a scenografia daje poczucie obcowanie z czymś obcym. Szkoda, że serial nie ma większej oglądalności bo oznaczałoby to więcej kasy.
- Clarke udało się wynegocjować pokój, nareszcie doszło do zbliżenia tych dwóch obcych grup. O sojuszu jeszcze nie ma mowy, ale teraz powinni stawić czoło wrogowi. I nie mogę się tego doczekać. Tak samo jak już, teraz, chcę zobaczyć co zrobi Clarke. Bo prawie osiągnęła pokój, tyle przeszła, stoczyła tyle walk, zginęło tyle ludzi by tego dokonać. Teraz musi umrzeć jeszcze Finn. Czy będzie zdolna go poświęcić? Czy postawi swoich ponad niego? Dlatego tak bardzo lubię ten serial, bo stawia bohaterów w ekstremalnych sytuacjach. 
- wiecie jeszcze co mi się podoba jeszcze w tym serialu? To że mimo, że się rozwija nie zapomina co działo się wcześniej. Mamy siódmy odcinek drugiej serii, a dalej bohaterowie muszą radzić sobie z wydarzeniami z finału, a pobojowisko po tych wydarzeniach wciąż tam jest i dalej robi wrażenie. Gdy Clarke szła do lądownika prowadząc liderów Grounders pojawiło się przypomnienie tego do czego doprowadził ich konflikt. Do śmierci. Zwęglone ciała i wstrząs na twarzach Lexy i Indry. A pamiętacie gdy to właśnie miejsce było rajem dla nastolatków, którzy dopiero co wylądowali na Ziemi?

OCENA 5/6

Utopia S01E04 Episode 4
- najspokojniejszy epizod ze wszystkich. Niewiele się działo, nacisk był położony głównie na trudne relację w grupie bohaterów. Niby o prawie każdej postaci pojawiło się coś nowego, ale ja czuje pewien niedosyt. Chyba najbardziej zachwycały sceny z Alice, która radziła sobie z traumą po śmierci matki. Szok i obsesyjne skupienie się na Zbrodni i karze, a potem zabójstwo człowieka, które jej nie ruszyło. Czyżby tak miała się narodzić nowa Jessica Hyde? Antyspołeczna, skupiona tylko na jednym celu, ale poszukująca pewnej normalności? W przyszłości zestawienie tych dwóch bohaterek może wypaść bardzo ciekawie. Zwłaszcza gdy dalej będą pokazywane te osobliwe relację Jessicy z Grantem.
- niby serial jest o wielkim spisku, ale najlepiej wypada w nim przedstawienie bohaterów. Prócz Alice, czy szoku Wilsona po tym jak dowiedział się o śmierci ojca, mocno zachwyciła mnie scena gdy wyjawiony zostaje origin Arbyego. Nie wiem w jakim kierunku pójdzie dalej jego historię, ale oglądanie scen z jego udziałem będzie dalej satysfakcjonujące.
- prócz nasyconych czerwieni i zieleni w odcinku było dużo mrocznych ujęć. Noc, zdewastowane domostwo, kadry wypełnione stronami z komiksu czy płaskorzeźby u tych złych. Jakie to piękne!

OCENA 4/6

Utopia S01E05 Episode 5
- co za napięcie w odcinku! Nie żeby poprzednim tego brakowało, ale tutaj było jeszcze bardziej namacalne. Chyba dlatego, że lepiej poznałem bohaterów i już wiem o co chodzi. Mniej więcej. Serial czerpie z lęków świata i opiera na nich teorię spiskową, która może się stać rzeczywistością. Szczepionki, żywność modyfikowana genetycznie i widmo przeludnienia Ziemi. To wszystko ma prowadzić do ludobójstwa lub ocalenia ludzkości. Część głównych bohaterów wierzy w jedno, a część w drugie. A widz? Widz ma sam wybrać postawiony w niekomfortowej sytuacji. Bo po zakończeniu odcinka nie jesteś już tylko widzem, a jego główny problem z tobą pozostaje. Tylko czy to jest ostatecznym celem Corvatd, a Letts kłamał by ocalić życie?
- podoba mi się co serial zrobił z bohaterami. Zostali połączeni przez komiks i ich jedynym celem było przetrwać. Nie zgadzali się ze wszystkim, ale dopiero teraz widać jak wiele ich dzieli. Becky lęka się choroby i jest w stanie oddać manuskrypt, Wilson jest gotów poświęcić świat w imię przetrwania ludzkiej rasy, a Ian dalej jest idealistą. Pewnie dlatego został złapany przez policję. Co za cliffhanger! Bo został wywołany przez postać, która się zmieniła, a my jako widzowie tą drogę prześledziliśmy i rozumiemy czemu to zrobił. Mimo, że przez poprzednie cztery odcinki chciał dowiedzieć się prawdy.
- w oglądaniu Arbyego jest zarazem coś fascynującego i odpychającego. Jego historia pozwala go zrozumieć, współczuć mu i jeszcze bardziej życzyć mu ... sam nie wiem czego. Kolejny raz serial zmusza do zastanowienia się nad odebraniem postaci. Świetna cena z jego udziałem w przydrożnym barze czy gdy opowiadał o morderstwie mentora Jessicy. To, że okazali się rodzeństwem zupełnie mnie nie zaskoczyło i pasuje to do tego serialu.

OCENA 5/6