niedziela, 23 lutego 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #73 [17.02.2014 - 23.02.2014]

SPOILERY

Banshee S02E06 Armies of One
- niby wszystko fajnie bo były niezłe walki, trochę brutalności i posunięcie do przodu wątków fabularnych, ale były momenty gdy się odrobinę nudziłem, głównie w scenach z Carrie i Gordonem. Strasznie to miałkie i nie angażujące, potem pewnie będzie dużo lepiej, ale na razie najgorzej się ogląda sceny z rodzinką Hopewellów.
- anglik był fajny. Trochę mi Stathana przypominał, a pojedynki z jego udziałem oglądało się z nieskrywaną satysfakcją. Dla tego trochę szkoda, że jeden odcinek i już go nie ma. Jednak finałowe starcie całkiem fajnie pomyślane, a i motyw z gołębiami konkretnie pokręcony.
- problem z Jasonem się rozwiązał w przedziwny sposób. No może nie do końca rozwiązał bo jestem niemal pewien, że wróci, ale jest ciekawie. Zaborczy Protcor kazał zamordować kochanka swojej siostrzenicy. To było niespodziewane. Ogromnie jestem ciekawy jak ich relacja będzie dalej wyglądała. Mam tylko nadzieje, że Rebecca w końcu pokaże pazura bo na razie niczym ciekawym nie zabłysnęła w tym sezonie.
- diamenty okazał się nie być diamentami. To dopiero zaskoczenie. Plan zmycia się z Banshee już nie aktualny i trzeba szukać innej fuchy. Rabbit nieźle sobie pogrywał z Lucasem. Tylko czy może Carrie je podmieniła?

OCENA 4.5/6

Brooklyn Nine-Nine S01E17 Full Boyle
- za dużo za bardzo przerysowanych scen. Serial zazwyczaj nie przekracza tej granicy i umiejętnie manewruje między absurdalnym humorem, a scenami wprowadzającymi w zażenowanie. W tym odcinku się nie udało. Boyle był tylko na początku śmieszny, Holt miał tylko dobry dowcip, Gina zbytnio cudowała, a superbohater na komisariacie wypadł blado. Jake fajnie się zachował jako najlepszy przyjaciel, ale moralizatorski motyw z Amy i Diaz wypadł właśnie za bardzo moralizatorsko. Najlepsze w odcinku było pif-paf Boyla.

OCENA 3.5/6

The Walking Dead S04E10 Inmates
- mam delikatny problem z tym odcinkiem. Niby wszystko fajnie, pokazuje jak grupa radzi sobie po stracie więzienia i akcja jest z kilku perspektyw, ale tak jak wiele odcinków tego sezonu jest typowo o niczym. Mam coraz większe uczucie niedosytu bo serial nie skupia się na opowiadaniu konkretnej historii tylko cały czas dochodzi do ekspozycji bohaterów i ich przeżyć co jest już nudne. Jeszcze jakby te odrębne linie narracyjne się połączyły w całość, ale nic z tego. W paru miejscach się przeplatały, ale to za mało bo ostatecznie po kilku minutach na bohatera nic się nie wydarzyło. Było kilka fajnych scen i to wszystko.
- sam początek bardzo dobrze się zapowiadał, słowa z pamiętnika Beth i ucieczka z Daryla. Fajny klimat i pokazanie jak reagują postacie na zniszczenie więzienia. Ona wciąż wierzy, a on zrezygnowany, ale robi to co do niego należy, ochrania słabszych. Szukali reszty ocalałych i ich nie znaleźli i tyle.
- w drugiej części był Tyreese robiący za opiekunkę do dzieci. Judith żyję co nie jest wielkim zaskoczeniem bo jeśli ktoś ginie poza kadrem i nie widać jego ciała to znaczy, że żyję. Podobają mi się sceny z Lizzie w której siedzi coś mrocznego i tylko czeka by dało o sobie znać. Fajnie, że Carol wróciła, ale w tym jest akurat za dużo przypadku. I jej postać jeszcze podkreśla źle przemyślany sezon - skoro mija pięć odcinków od jej ostatniego pojawienia się, a w serialu raptem dzień, a jeszcze nie wszystkie postacie zdały sobie sprawę z jej odejścia to coś jest nie w porządku i zatraca się w tym napięcie jej ponownego spotkania z Tyreesem. 
- u Maggie fajnie, jak zawsze. Zdesperowana po stracie Glena próbuje go odnaleźć w autobusie, który nie wiedzieć czemu jest pełen szwendaczy. Mocne sceny, ale w sumie też o niczym. Sasha i Bob żyją - ok.
- u Glena też fajnie. Najwięcej akcji, chwilowe zwątpienie, ale też natychmiastowe wzięcie się do działania i zdeterminowanie by odnaleźć żonę. Jak zwykle dobrze się go ogląda, a sparowanie go z Tarą to dobry pomysł mimo, że wiele z tego nie wynika. Pojawienie się tajemniczych żołnierzy dobrze wróży na przyszłość. Zresztą tak jak schroniska za torami. Tylko, że w takim tempie te wątki to pieśń odległej przyszłości.
- irytuje mnie też jeden szczegół - brak punkty zbornego. Przecież przed farmą Hershela mieli takie coś, autobus też był przygotowany do ucieczki tak na wszelki wypadek. Więc powinni ustalić gdzie mogą się spotkać w razie rozdzielenia. Przecież to podstawy survivalu.

OCENA 4/6

True Detective S01E05 The Secret Fate of All Life
-tym razem pojedynek między scenarzystą, a reżyserem wygrał ten pierwszy. Dalej były wysmakowane ujęcia zniszczonego świata, ale całość opierała się na dialogach, po raz kolejny pokazano jak Cohle widzi świat, jak bardzo jest on pustym i nic nie znaczącym miejscem gdzie każda zmiana jest tylko iluzoryczna, a zło jest silniejsze od dobra i na zawsze odciska piętno na duszy. Przynajmniej na razie. Nie udało się złapać mordercy, przez wiele lat zabijał w spokoju, a teraz okazuje się, że znowu uderzył, a Cohle jest głównym podejrzanym. Tego się można było spodziewać, ale nie odbiera to nic serialowi. Tu się chłonie sceny, zachwyca klimatem, a nie biernie odbiera historię.
- przeplatanie scen z obławy na Ledoux z przesłuchaniem wyszło kapitalnie gdzie bezpośrednio konfrontowano prawdę z fałszem. Powolne skradanie się detektywów, spotkanie z Ledoux i jego mistyczne bełkotanie oraz tatuaże oraz puszczające nerwy Harta czy w końcu Cohle strzelający z karabinu w zwolnionym tempie - coś pięknego.
- napisałbym jeszcze coś mądrego, ale moje słowa nie oddadzą poetyki serialu. Trzeba go oglądać.

OCENA 5.5/6

poniedziałek, 17 lutego 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #72 [10.02.2014 - 16.02.2014]


SPOILERY


Banshee S02E05 The Truth About Unicorns
- to był fascynujący odcinek gdzie rzeczywistość mieszała się z fantazją bohaterów. Pełen niedopowiedzeń, stworzony z pociętych scen może wydawać się głupią zabawą montażystów. Był trudny w oglądaniu, wymagał skupienia i cholernie się to opłacało. Pokazano marzenia bohaterów, wyimaginowany świat gdzie mogą robić to co chcą oraz zderzenie tego z brutalnymi realiami. Pięknie pokazano różnice między tym co jest i tym czego chcą Lucas i Carrie. Może i wiele osób mógł wynudził, ale ja lubię takie eksperymenty i chłonąłem z uwielbieniem każdą przydługą scenę i radowałem się niepokojącym udźwiękowieniem gdzie wszystkie nuty były mocno akcentowane, a pojawienie się ciszy w tle było czymś niepokojącym i celowo wybijającym z rytmu jakby miało podkreślić zwykłość kolejnych scen. Podobało mi się jak płonący dom, który miał być ostoją i zapewnić szczęście bohaterom podkreślił, że nie mają co liczyć na chwilę spokoju i niebezpieczeństwo jest ciągle obecne. Jest jeszcze ostatnia scena gdzie Sugar mówi o życiu w klatce, a Hood żeby to pieprzyć. To idealnie podkreśla jego charakter.
- brawa na stojącą należą się za scenę w zbożu. Pierw zaskakująca śmierć Racine (będzie mi go brakowało) i efektowna strzelanina z zbliżającym się snajperem w pełnym kamuflażu. Wtedy adrenalina bohaterów była wprost namacalna, ale skradania się w zbożu, powtórzony widok od góry pokazujący trzech wytrawnych łowców w zastygnięciu i potem krótka wymiana ognia po wzbiciu się w powietrze gęsi to coś niesamowitego. Więcej takich wyszukanych scen poproszę, a nie nudne bijatyki na pięści.
- z innych scen spodobała mi się ta gdy Carrie i Lucas wybrali się na lody w miasteczku i przystanęli przy jubilerze i wymieniali się uwagami jakby tu go obrobić. Cięte dialogi, dużo humoru i podkreślenie charakteru tych postaci. Świetne. Jednak fajnych ujęć i pomysłów było więcej jak np. Carrie pod prysznicem (ten bezgłośny krzyk!) i w wanie co okazało się też ładną klamrą dla odcinka.

OCENA 5.5/6

Black Sails S01E03 III. 
- odcinek taki se. Lubie ten serial, podoba mi się klimat, ale irytująco się dłuży. Może i specjalnie nie przeszkadza mi brak morza i pływających po nim statków, ale cały czas mam wrażenie, że mogłoby to wyglądać lepiej. Za mało emocji i mocnych scen. Może i przemowa Elenor w obronie Max i odebrania statku Vane'owi miała wstrząsnąć, ale się nie udało. Za mało znam bohaterów by się nimi przejmować może jakby to było później i lepiej pokazano. Przyjąłem to ze spokojem, a chyba nie o to chodziło. Fajnie jednak, że nie wszytko jest oczywiste i może to przynieść ciekawe konsekwencje.
- cytowanie Marka Aureliusza w serialu o piratach to lekkie przegięcie. Chcę piracenia, a nie filozoficznych i egzystencjalnych wywodów. Niby to próba pogłębienia bohaterów, ale trochę prze intelektualizowana. Pani Barlow też jakoś specjalnie nie intryguje i średnio obchodzi mnie co Flint z nią robi.
- dalej najgorzej wychodzą główni bohaterowie. Flint jest nudny, a Silver irytujący zamiast zabawny bo chyba taka była intencja. O wiele lepiej wygląda kombinujący Jack potrafiący zagrać na odpowiedniej nucie, spokojny i nieprzewidywalny Vane, wątpiący w siebie, ale cały czas opanowany Gates czy Bill, którego lojalność jest wciąż testowany. Szkoda tylko, że Anne Bonny cały czas kryje się w cieniu i co najwyżej rzuca onelinery. Chcę się o niej więcej dowiedzieć, może dojdzie do tego podczas polowania na Urce, które coraz bliżej.

OCENA 4/6

Brooklyn Nine-Nine S01E14 The Ebony Falcon
- śmieszne, ale oczekiwałem więcej, tak już mam, że od lubianych seriali wymagam by wznosiły się na wyżyny swojego potencjału. Najśmieszniejsza była Gina prosząca Holta o kontakt z CIA lub FBI by ktoś rozwiązał sprawę kradzierzy z jej mieszkania bo przecież kto inny miałby się tym zająć, na pewno nie policjanci z posterunku. Miała kilka świetnych tekstów, a najlepsze było napisanie skargi na Diaz i Amy.
- drugi wątek trochę słabszy. Fajnie, że Terry wrócił do pracy w terenie, ale Jake i Boyle strasznie irytujący. Mało śmiesznych scen jednak fajnie oglądać bohaterów jak się o siebie troszczą. Lub robią sobie krzywdę.
- najlepszy był jednak początek jak posterunek zastanawiał się czy Kelly to imię żony czy psa Hitchocka.

OCENA 4/6

Brooklyn Nine-Nine S01E15 Operation: Broken Feather
- początkowa gra w futbol była piękna. Terry rządzi. Jego plan polepszenia wydajności oraz aluzję do Ikara względem Holta też wspaniałe. Uwielbiam bohaterów i te absurdalne sytuację, które powstaje dzięki ich udziałowi. Gina za biurkiem Holta z rękami złożonymi w wszechwiedzącą piramidkę, Boyle w frędzelkach, napad złości Diaz - jak tu ich nie kochać?
- sceny z Sępem fajne, ale jego debiut chyba lepszy. Błyskawiczne złamanie przestępcy dobre tak jak operacja Broken Feather, ale trochę mi brakowało scen z jego udziałem. Jednak wspólna praca Amy i Jake mi to wynagrodziła. I Adam Sandler w gościnnej roli. I granat dymny na samym końcu, prawie się zakrztusiłem jedzeniem ze śmiechu.

OCENA 4.5/6

 Brooklyn Nine-Nine S01E16 The Party
- oczywiście, że Holt jest tym zabawniejszym w związku. Jego partner nie porwał, nie było zabójczo zabawnych scen na przyjęciu, ale odcinek bardzo przyjemny z fajnymi momentami i niezbyt subtelnym przesłaniem. Fajnie wypadł Scully z jego ariami operowymi, Diaz znajdująca zajęcie kleptomance Ginie, Amy robiąca zdjęcia szafką Holta oraz pseudo namiętny pocałunek Boyla. Jego nowa miłość jest ciekawa i mam nadzieje, że wróci jeszcze do serialu bo te rozmowy o jedzeniu są zabawne. 

OCENA 4/6

Person of Interest S03E14 Provenance 
- w końcu musiało to nastać - proceduralny odcinek, który za parę tygodni będzie mglistym wspomnieniem. Oglądało się go przyjemnie, ale tylko tyle. Brakowało jakiegoś konkretnego zaskoczenia. No cóż i takie odcinki muszą być. Najfajniej wypadł przekręt i kradzież biblii, ale widziałem dużo lepsze heisty. Najlepszy był na końcu Fusco planując kolejne kradzieże.
- podobała mi się końcówka z odniesieniem do Carter i kolejne jej uhonorowanie. Nie spodziewałem się, że tak będę za nią tęsknił. Szkoda, że Root nie wypełniła tej pustki, brakowało jej w tym odcinku.
- Shaw w wieczorowej kreacji na gali wyglądała pięknie. Ogromna odmiana od jej wiecznie przyczajonej postury.

OCENA 4/6

Sons of Anarchy S06E12  You Are My Sunshine
- przedostatni odcinek więc czas na kończenie i zaczynanie pewnych wątków. Może nie miał błyskawicznego tempa, ale dużo ważnego się w nim działo i miał kilka świetnych linii dialogowych.
-  Tara podjęła decyzja, ale prawdopodobnie nie jest ona ostateczna. Albo Jax coś zrobi, zdarzy się coś strasznego lub sama się opamięta. Za wszelką cenę chcę ocalić chłopców, ale rozbija przy tym rodzinę. Jest w sytuacji patowej i co nie wybierze będzie źle. Nie zdziwiło mnie, że nie poszła do Petterson, ale Jax może to inaczej odebrać. W każdym bądź razie szykuje się ciekawy finał
- sprawa z Irlandczykami unormowana, Marks przejął handel bronią i pozbyto się chińczyków. I niby spokój tylko, że pozornie. Dowódca Dziewiątek miał racje wyśmiewając Jaxa, że to koniec. Prędzej czy później Sonsi wrócą do gangsterki. I pewnie dużo prędzej bo zbliża się prawdziwa wojna w Oakland i raczej nie będą stali bez czynie nawet jakby chcieli to ktoś użyje jakiegoś haka. Fajnie jakby w ostatnim odcinku serialu okazało się, że nie ma ucieczki od tego życia i trzeba odkupić swoje winę.
- a skoro wina o odkupieniu i winach - podoba mi się reakcja Nero na końcu odcinka gdzie pocieszał Jaxa mimom, że dowiedział się o zleceniu morderstwa Davrene. Może go za to nienawidzić, ale gdy jest w potrzebie to mu pomaga bo wie, że dzieci są najważniejsze.

OCENA 4.5/6

Sons of Anarchy S06E13 A Mother's Work
- tego się nie spodziewałem. Mr. Mayhem miał dużo roboty w tym sezonie, ale śmierć Tary była dla mnie totalnym zaskoczeniem. To co robiła prowadziło do destrukcji i przykrych konsekwencji, ale jej zgon był dla nie niewyobrażalny, a powinien w końcu pierwszy raz od dawna była szczęśliwa, powinna mi  się zapalić ostrzegawcza lampka w końcu przeczytałem, że ktoś w finale zginie i byłem pewien, że to Gemma. Wydawało mi się, że to sobie zaspoilerowałem i od kilku odcinków uważnie się jej przyglądałem by stwierdzić czy jej zejście było zasłużone czy nie. Wydaje mi się nawet, że Sutter w jednym z posezonowych wywiadów mówił, że nie ma Gemmy bez Clay. Jednak to Tara zginęła z jej rąk i to w mega brutalny sposób wynikający z nieporozumienie. I przez przypadek jeszcze Roosvelt odszedł na wieczny odpoczynek. Nie dowierzałem co widzę. Brutalna walka dwóch kobiet, ataki żelazkiem, podtopienie i potem widelec do mięsa przebijający czaszkę Tary. Kurt Sutter to sadysta, uwielbia się znęcać nad swoimi bohaterami i sprawiać by cierpieli dlatego wprowadziła na scenę zbrodni Juica, który pomaga Gemmie. Kolejna rzecz która wjedzie mu na psychikę. Ona też w przyszłym sezonie będzie w kiepskim stanie i pewnie oboje doprowadzą się spektakularnego upadku. Nie mogę się doczekać by zobaczyć co stanie się w przyszłym sezonie.
- śmierć Tary to najważniejsze co się działo, pogoń za nią i budowanie nastroju rozłąki zajęły sporą część odcinka, ale działo się więcej. Nero wrócił do gangsterki. Człowiek który miał najlepiej działający kompas moralny i głowę na karku wraca do ryzykanckiego życia. Tak jak Jax zdaje sobie sprawę, że nie ma ucieczki od ulicy. Ta decyzja może go drogo kosztować bo war is coming. Sojusz Majów i Lina przeciw Marcusowi i Sonsą - szykuje się wyniszczająca wojna. Chyba, że SAMCRO będzie za wszelką cenę próbowało stać na uboczu i zajmować się legalnymi interesami i radzić sobie po tej tragedii. Jednak nie można tak łatwo uciec od tego życia.

OCENA 5/6

The Walking Dead S04E09 After
- w końcu wrócił jeden z moich ulubionych seriali i był to zacny odcinek. Nie skupiał się na akcji tylko psychologii bohaterów, brakowało też sporo osób z głównej obsady, ale to nie przeszkadzało. I na nich przyjdzie czas. Lepiej żeby twórcy odpowiednio skupili się na przeżyciach po stracie domu i rozłożyli to na kilka odcinków niż pokazali to po łebkach.
- świetnie wykreowano napięcie między Carlem i Rickem. Ojciec poharatany i zmęczony życiem nadmiernie troszczy się o syna nie chcę dostrzegać tego jak wyrósł. Młody natomiast obwinia ojca za to co się stało, myśli, że sam by sobie poradził lepiej i jest odpowiednio dojrzały by nie potrzebować niańki. Uwydatnione jest niezrozumienie, ale też na końcu miłość między nimi. Bardzo podobały mi się ostatnie sceny jak żartują i próbują sobie razem radzić w nowej sytuacji.
- dużo powiedziano też o Michonne. Gdy został pokazany jej sen przez chwilę myślałem, że mam zepsutego ripa i oglądam jakiś inny serial, zupełnie odmienny od The Walking Dead. Jednak chwile później jej towarzysze stracili ręce, a ona obudziła się w nowej - starej sytuacji. Znowu podróżuje sama z walkerami na smyczy. I nie radzi sobie z tym, ponowna utrata rodziny mocno na nią wpłynęła i mimo, że zawsze cechowało ją opanowanie musi dać upust swoim emocją. Ciesze się, że już w finale tego odcinka doszło do spotkania z Grimesami.
- miłą niespodzianką było też pojawienie się Hershela i Gubernatora. Dobrze, że ostatecznie wyjaśniono, że ten drugi nie wróci bo przez przerwę na mnożyło się sporo teorii w internecie, że jakimś cudem przeżył. Może jednak w flashbackach albo jakiś majakach się pojawi? Wszystko jest możliwe.

OCENA 5/6

True Detective S01E04 Who Goes There
- jestem zachwycony. Jeszcze kilka miesięcy temu opłakiwałem koniec najlepszego serialu w telewizji (Breaking Bad jakby ktoś pierwszy raz wszedł do internetu) i byłem niemal pewny, że to koniec wielkich produkcji gdy nagle HBO zafundowało True Detective. Aktorsko, pod względem scenariusza i reżyserii to najwyższa półka seriali i w sezonie nagród powinien rozbić bank, a czwarty wystarczy by Fukunaga dostał statuetkę za najlepszą reżyserię. Nie chodzi tylko o końcową sześciominutową sekwencję nakręconą na jednym ujęciu. Była fenomenalna. Jestem pod ogromnym wrażeniem jej złożoności i wysiłku jaki musiał zostać włożony w jej nakręcenie. Bogactwo szczegółów, cały czas się coś dzieje, napięcie i pytanie jak to się skończy. I to podążanie za kamerą, rozglądanie się wraz z nią, jakby się było w samym centrum osiedla ogarnięte strzelaniną. To było zwieńczenie tego co działo się przez poprzednie 50 minut. Cięcia w odpowiednim momencie, krótkie sceny przeplatane z długimi, piękne zdjęcia zdewastowanej Luizjany (czwarty odcinek i prawdopodobnie czwarty raz piszę to samo) i wrażenie przestrzeni. Nawet cela z pierwszego przesłuchania była większa niż w rzeczywistości. I te ujęcia. Szał Martyego po przeczytaniu listu, Cohle sięgający po swoją skrzyneczkę czy odchodzący po kłótni z Maggie gdy jej wizerunek zza szyby powoli zmienia się w jego odbicie. Cudowne. I aż się boję pomyśleć co nas czeka przez najbliższe cztery epizody i jakie fajerwerki wybuchną w finale. Fukunaga i Pizzolatto to objawienia tego sezonu i marzy mi się by pracowali przy True Detective jak najdłużej.
- chwalę reżysera, a przecież inne elementy nie ustępowały. Fabularnie dalej powoli, sprawa niewiele bliżej końca, ale to nie istotne. Tu chodzi o detektywów i wpływ pracy na ich życie. Jasne, mroczny kult działa na wyobraźnie, ale nie chodzi by złapać mordercę tylko zobaczyć jakie zmiany zaszły w Martym i Cohlu. Ten pierwszy w odcinku traci żonę po kłótni z kochanką, jest zdziwiony, że do tego doszło i wciąż liczy, że dalej się wszystko ułoży. Cohle natomiast wraca do swojej przeszłości poznajemy jego mroczne tajemnicę, a gdy ćpa i przekracza kolejne granicę nie można oderwać oczu od McConaughey'a. Oglądanie jego działania pod przykrywką to jak jazda na rollercoasterze. Dostarcza niesamowitych emocji, ale ma się wrażenie nadciągającej katastrofy. Są też sceny z Harrelsonem gdzie wygłasza swoje życiowe filozofię i potrafi być prawdziwym dupkiem.

OCENA 6/6

niedziela, 9 lutego 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #71 [03.02.2014 - 09.02.2014]

SPOILERY

Arrow S02E13 Heir to the Demon
- w tym tygodniu telewizyjny pojedynek DC vs. Marvel wygrywają Agenci TARCZY. Arrow znowu funduje słabiutki epizod z przeraźliwie nudnymi wątkami i głupim zachowaniem bohaterów. Razi mnie też brak konsekwencji. W finale zeszłego odcinka do zespołu dołącza Roy, a teraz nawet nie jest wspomniany. No bo i po co skoro mógł tylko przeszkadzać. Widocznie nie trzeba się już martwić jego mocami i wysłano go na wakacje.
- Nyssa i powrót Kanarka to dla mnie jeden wielki zawód. Wątek miłosny, serio? Jeszcze jakby był dobrze poprowadzony to bym to przyjął. Jakaś tragiczna miłość ponad zakazami, ale nie, tutaj jest za dużo chaosu, motywację bohaterów są naciągane. W pewnym momencie nawet przestałem się zastanawiać dlaczego to robią, tak było łatwiej, w końcu głupota boli, lepiej ją ignorować. Tylko znieść nie mogę tego ostatniego pocałunku Sary z Oliverem. Zero chemii między tą dwójką przez cały odcinek i raptem lądują w łóżku. Słabo.
- coraz bardziej nie mogę znieść kandydowania Moiry na burmistrza. I najgorsze, że ona to wygra bo Blood zostanie zdemaskowany i zostanie bez przeciwnika. Chyba, że ją zabiją, ale wątpię żeby producenci poszli po rozum do głowy. Jej start w wyborach jest głupi, ale jeszcze gorsze jest poparcie Waltera, który jej ufa po tym wszystkim co się działo. I jeszcze nie ma nic przeciwko przekupstwom. Oczywiście, że to nic złego by zatuszować kto jest ojcem Thei. Wszystko dla dobra rodziny. A obywatele na drugim miejscu... Głupio też wyszła konfrontacja z Felicity. Kreacja postaci jest coraz bardziej siermiężna w tym serialu, brak mi rozwoju bohatera i uczucia, że się obcuje z człowiekiem, a nie kukiełką odgrywającą role. Trzy cechy charakteru na krzyż i starczy. Ewolucja bohatera też nie potrzebna.
- u Lanców słabo. Flashbacki głupie i nic nie wnoszące. To, że Lancówny nie były idealnym rodzeństwem było wiadome już dawno więc stracono sporo czasu, który mógł być przeznaczony na sceny z wyspy. Do zachowania Lauriel nie mam większych pretensji na końcu, akceptuje jej wyrzuty, ale nie podoba mi się jak ta postać jest kreowana. I ona ma być Kanarkiem w przyszłości? Wolne żarty. I jeszcze Katie Cassidy ewidentnie nie chcę się grać. W paru serialach pokazała, że potrafi (Supernatural, Harper's Island), ale tutaj ciężko ją znieść.
- w sumie w odcinku bardzo mi się podobały zalewie dwie sceny - początkowa demonstracja Nyssy na lotnisku co narobiło mi smaka na więcej dobrego oraz jej pojedynek łuczniczy z Arrowem, szkoda, że dalej było dużo gorzej pod tym względem. Niektóre sceny były ok, ale z pozytywów głównie to zapada w pamięć.

OCENA 3/6

Banshee S02E04 Bloodlines
- Banshee w tym sezonie w kratkę i tym razem świetny odcinek. Brutalność i seks - to lubię w tym serialu. Wyrywanie zębów i tortury masakryczne, ciężko się na to patrzyło, ale to jedna z fajniejszych scen odcinka. Ciekawie wypadły też majaki senne Carrie i montaż kilku scen jak np. tej z Nolą zabijającą amisza. Więcej takich rzeczy w przyszłości poproszę.
- najmniej interesująco wypada na razie wątek Lucasa. Najlepsze rzeczy dzieją się obok niego, ale jego decyzja o sprzedaży diamentów może coś zmienić i sprowadzić nowe kłopoty do Banshee.
- początek odcinka mnie zaskoczył. Carrie wychodzi z więzienia i godzi z Gordonem. Już myślałem, że zupełnie zmarnowano potencjał wątku więziennego, a tu takie zaskoczenie. Jeszcze tam trochę posiedzi, tylko szkoda że sceny z nią mają tylko pogłębić postać, ja chcę zobaczyć ją w akcji. Scena z Rabbitem fajna, ale od niego oczekuje czegoś zgoła odmiennego.
- młody Hood przespał się z Rebbecą. To nie wróży nic dobrego, jeszcze będzie chciał zostać, a to kolejne kłopoty. Średnio za nim przepadam, ale ma niezłe sceny z Hiobem.
- przeszłość Noli jest intrygująca. Co takiego zrobiła? Co ją ukształtowało? Mam nadzieje, że będzie to z czasem powoli wyjawiane. I obstawiam, że zamorduje brata bo będzie ją irytował swoim niezdecydowaniem.

OCENA 4.5/6

Black Sails S01E02 II.
- dobrze się to ogląda, ale brakuje jakieś większej refleksji czy efektu wow, a niektóre wątki są zbyt nudne lub za długo się ciągną. Jednak oglądam dalej bo podoba mi się piracki klimat z bezkompromisowymi i brutalnymi ludźmi oraz kobietami chcącymi zaryzykować dla lepszej przyszłości. Tylko dwójka głównych bohaterów mi nie pasuje - Flint i Silver mnie irytują, dużo ciekawsze rzeczy dzieją się w okół nich. Czy to Elenor, która stanie przed nowymi wyzwaniami po popadnięciu ojca w niełaskę czy Max chcącą się stąd wyrwać. Jest też załoga Vane'a oraz podopieczni Flinta. To są ciekawe postacie. Co będzie w trzecim odcinku? Jakoś nie liczą, że już popłyną na Urce, pewnie nie dojdzie do tego wcześniej niż w szóstym odcinku. Jednak zapowiada się szukanie sojusznika bo sam Flint może sobie z tym nie poradzić. Vane? To by było coś. Nie mogę się doczekać bitwy morskiej, w ogóle chciałbym więcej scen na wodzie. W końcu to serial o piratach. Niech grabią, rabują i gwałcą, od tego oni są.

OCENA 4/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S01E13 T.R.A.C.K.S.
- najlepszy odcinek od czasu premiery. Serial w końcu udowodnił, że ma jakieś ambicję, potrafi być angażujący i sprawić, że zacznę się przejmować bohaterami. Udało się również rozpisać kilka scen pełnych humoru. Wątpiłem w to i jestem mile zaskoczony. Tym bardziej, że powoli spisywałem serial na straty (mimo, że tak chciałem by był dobry). Nie obyło się jednak bez kilku uproszczeń i słabszych momentów, ale to była drobnostka w porównaniu do tego co działo się wcześniej.
- strasznie podobała mi się zabawa formą. W końcu nie był to zwykły odcinek proceduralny od punktu A do B, a budził zainteresowania. Co będzie? Co się dzieje? Nie było tez uczucia, że ktoś jest niepotrzebny jak na wielu poprzednich misjach. Każdy członek zespołu dostał odpowiednią ilość czasu antenowego i dano im się wykazać. Brakowało mi tego.
- nie zabrakło tez humoru. I to nie był ten wymuszony co zwykle, ale autentycznie śmieszny. Simmons i jej historyjka o zmarłej matce, Culson i Ward nie umiejący obsługiwać swojego sprzętu czy strzelająca Simmons do swoich. Widać postęp w tym aspekcie
- również fabularnie było dobrze, a postrzelenie Skye niesamowicie zaskoczyło. Serial pierwszy raz tak dobrze pokazał, że agenci narażeni są na niebezpieczeństwo i to jeszcze w brutalny sposób. Widać było cierpienie Skye i autentycznie było mi jej przykro mimo, że wiedziałem że przeżyje. Na pierwszą śmierć w zespole będzie pewnie jeszcze długo poczekać, ale twórcy są na dobrej drodze by rzeczywiście się można ją było przejąć.
- pojawienie się Dethlocka fajne. Kolejna komiksowa postać dołącza do filmowego uniwersum Marvela. I oby na dłużej została zła i z czasem Petterson zmieniał wygląd i miał więcej technologicznych elementów. Bo przeciwnik drużynie się przyda.
- szkoda tylko, że teraz miesiąc przerwy...

OCENA 4.5/6 

Sons of Anarchy S06E07 Sweet and Vaded
- nie wiem co myśleć o wątku Tary. Udawana ciąża i upozorowanie poronienia przez Gemme żywcem wyjęte z jakieś telenoweli. Z drugiej strony doskonale pokazuje to jak bardzo Tara się zmieniła przez te wszystkie sezony i jest gotowa na wszystko by chronić swoją rodzinę. Tylko, że prędzej czy później obróci się to przeciw niej, takie rzeczy zawsze wychodzą na jaw w serialach, a potem będzie prawdziwy shitstorm. Poza tym jej plan był słaby. Wtajemniczenie Unsera nie powinno mieć miejsca, a Wendy jest tu najsłabszym ogniwem i mogą ją dopaść wyrzuty sumienia. Poza tym okłamywanie Jaxa to głupi pomysł.
- początek odcinka był fenomenalny. Jak zwykle idealnie dobrana muzyka podczas przegrzebywania zniszczonej siedziby klubu, a potem wprowadzeni się do nowej i zrobienie z Rata pełnoprawnego członka. Komiczne sceny. Dlatego szkoda, że potem w odcinku był niewidoczny.
- sceny z Venus jak zwykle komiczne, ale dopisano jej całkiem elegancką i dramatyczną historię. Kolejna popaprana rodzinka w tym serialu robiła za idealne tło dla wątku Tary.
- prokuratura coraz agresywniej dobiera się do SAMCRO. Jak nie Tara to Nero, jak nie Nero to Barosky. Prędzej czy później w którąś z sieci wpadnie rybka.

OCENA 4.5/6

Sons of Anarchy S06E08 Los Fantasmas
- dużo dramatów w tym odcinku co mi się bardzo podobało. Przede wszystkim skutki "poronienia" przez Tarę. Za dużo ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak by uszło jej to na sucho. Roosvelt, Lowen, Gemma i Uncer - te postacie są najbardziej zagadkowe i nie wiadomo co mogą zrobić. Najciekawiej wypada w tym Wendy. Jest między młotem, a kowadłem, Gemmą, a Tarą. Nie widzi wyjścia i zaczyna znowu ćpać. Nie wiem czy dobrze zauważyłem, ale czy ona nie zostawia przypadkiem listu pożegnalnego, a to ma być jej ostatnia działka i wieczny spokój? To by sprawiło, że Jax dowie się szybciej prawdy niż myślałem.
- Nero postanawia się przyznać do handlu bronią i wziąć na siebie całą odpowiedzialność by zapewnić lepsze życie synowi. To bardzo w jego stylu, ale nie ma dobrych zakończeń w serialu. Przyznał się, że działanie prokuratury sprawiły kolejny rozlew krwi i Patterson dopadają wyrzuty sumienie. Nieźle wszystko się zazębia i nie pozwala skończyć wątkom, a czyny mają konsekwencję.

OCENA 4.5/6

Sons of Anarchy S06E09 John 8:32
- bardzo "rodzinny" odcinek. Podobała mi się klamra z dziewczyną demolującą motocykl Tiga, której rodzinę stara się naprawić Jax by jakoś uspokoić sumienia bo w odcinku jak zwykle doszło do sporego zamieszania. Jax odkrył prawdę o Tarze, a przy okazji wyszło też kilka innych skrywanych sekretów. Ogromnie jestem ciekaw co zrobi. Nie zdziwiłbym się gdyby zrezygnował z niej, ale jak to pogodzić z walką o chłopców? Na pewno zrobiło się ciekawie mimo, że średnio mi ten wątek do gustu przypadł. Szkoda trochę, że nie pokazano co dzieje się z Wendy.
- Jax wyda Galana pani prokurator? Jakoś w to wątpię. Nie dość, że to trochę sprzeczne z kodeksem honorowym, ale też pokazano tylko głosowanie, a nie omówienie sprawy. Pewnie to jeden z jego planów, który zostanie ujawniony w finale sezonu. Tylko czy uda mu się wykiwać IRA i Petterson?
- sceny z Clayem mocne. Pierw jego obrazoburcze kazanie i pogryzienie strażnika. Strasznie wyglądał zakrwawiony z opętańczym śmiechem. Potem chwila interesów i odwiedziny strażników. Więzienie w Sons of Anarchy to paskudne miejsce.

OCENA 4.5/6

Sons of Anarchy S06E10 Huang Wu
- Jax postanowił na razie zignorować Tarę. Czegoś takiego się po nim spodziewałem. Natomiast ona głupiutka wciąż myślała, że może się wyrwać z Charming wraz z dziećmi. Przestała walczyć dopiero po rozmowie z Patterson. Najśmieszniejsze jest, że Jaxowi dalej na niej zależy i załatwi jej ugodę. Zapewne tragiczne wydarzenia z finału wiele zmienią w jej nastawieniu i planach. Nie rozumiem tylko czemu Juice powiedział jej gdzie znajdzie Jaxa. To było trochę głupie.
- ucieczka od handlu bronią to nie łatwa sprawa zwłaszcza jak się gra na kilku frontach i trzeba dopilnować interesów mnóstwa osób. Tym razem doszedł problem z chińczykami. Jaki oni ich zadowolą skoro muszą odstawić Gallana Petterson? Jakoś wątpię żeby mieli plan, który zadowoli wszystkich i przeczuwam, że to mogą być ostatnie chwilę Happa w serialu. Obym się mylił.
- Unser i Nero - mistrzostwo. Chciałbym więcej scen z tą dwójką. Ich kłótnie w aucie wypadły świetnie, tak jak ich każda kolejna rozmowa. Chwila na uśmiech między kolejnymi dramatami

OCENA 4.5/6

Sons of Anarchy S06E11 Aon Rud Persanta
- w końcu odcinek ze śmiercią Claya. Długo na to czekałem, powinien już zejść w czwartej serii lub w finale piątej. Nastało to w szóstej. I nie jestem zawiedziony jak do tego doszło. Z rąk syna, bez protestów na oczach ukochanej kobiety i dawnych braci. Bez pompatyczności i ckliwości. Stało się to co musiało. I jeden problem z głowy. Teoretycznie. Może i IRA przystanie na nową propozycję, ale pozostaje Patterson. Ona nie odpuści mimo, że ma osoby odpowiedzialne za strzelaninę. Jax jak zwykle wywinął niezły numer ale shock value nie był taki wysoki jak choćby podczas pozbycia się Stahl. Została jeszcze Tara. Da dowód Patterson czy nie? Jest zdesperowaną kobietą zdolną do wszystkiego. Ta śmierć Claya trochę ją uspokoiła, ale wciąż jest zaszczutym zwierzaczkiem gotowym do irracjonalnych działań.
- sceny akcji świetnie. Jak zwykle w tym serialu. I ten dobór muzyki! Perfekcja. Ktoś musiał zostać postrzelony - padło na Bobbyego, teraz pytanie co się będzie z nim teraz działo.
- mimo, że Gemma nienawidziła Claya wciąż go kochała. Podoba mi się jak prowadzono ten toksyczny związek, jak oboje niszczyli siebie nawzajem. I teraz w końcu gdy stała się wolna zapłakała. I cudowny tekst Nero, że się z nią nie ożeni bo jej mężowie źle kończą.

OCENA 5/6

The Musketeers S01E03 Commodities
- w tym odcinku serial mija się trochę z moimi oczekiwaniu. Chciałem czegoś lekkiego, zabawnego i przepełnionego humorem, a sam nie wiem co dostałem. Wątki dramatyczne są słabe i nie wciągają. W serialu najlepiej wychodzi interakcja między postaciami bo chemia nadzwyczaj udanie działa. Tylko za mało tego w stosunku do całości. Odcinki są też za długie i momentami nużące, tak jak ostatnio tutaj też miałem dość sprawy tygodnia po jakiś 30 minutach bo w końcu i tak ten wątek nie wróci.
- odkrywanie przeszłości Atosa nawet ciekawe, ale jego melodramatyczny wątek robi z niego ciepłe kluchy. Może i ma pogłębić jego charakter, ale dla mnie to lekka przesada by tak zachowywał się muszkieter. Płacze za dawną żoną, załamanie i upicie się. Ich konfrontacja rozczarowująca bo nie doszło do żadnego rozwiązania.
- wątek Bonnaire też taki sobie. Na początku mi się podobał by był zabawny, ale potem jak wyszło, że jest handlarzem niewolników zrobiło się zbyt pretensjonalnie, były rzucane wyświechtane hasła o równości, a oburzenie Portosa niby na miejscu, ale jakoś kłóci się to z moją wizją historii.

OCENA 3/6

poniedziałek, 3 lutego 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #70 [27.01.2014 - 02.02.2014]

SPOILERY

Arrow S02E12 Tremors 
- potwornie słaby odcinek, chyba najgorszy w sezonie. Kilka razy musiałem robić sobie przerwę bo nie mogłem już znieść niektórych bohaterów i wątków. Chyba największym idiotyzmem było zaproponowanie Moirze kandydatury na burmistrza. Serio? Osoba potępiona publicznie i realnie zagrożona karą śmierci ma rządzić miastem, które niemal zostało zniszczone bo postawiła rodzinę nad dobrem obywateli Starling City? I jeszcze ma wysokie poparcie. Ja rozumiem zawieszenie niewiary, ale niektóre rzeczy są tak idiotyczne, że ciężko w nie uwierzyć. Tak jak w prototyp urządzenia mającego wywołać trzęsienie ziemi. Nie dość, że brakowało jakiegokolwiek napięcia z tym związanego, nie czuło się że sytuacja stanowi jakiekolwiek zagrożenie to jeszcze wprowadzono bombę w najgłupszy z możliwych sposobów - była w domu Merlyna. No bo po co przeszukać dom osoby odpowiedzialnej za największą tragedię w mieście? Lepiej żeby popadł w ruinę. Rodzinki też żadnej nie miał żeby zajęła się domem. Idiotyczna też była ucieczka Bronze Tigera z więzienia. Wystarczyło, że dostał swoją zabaweczkę (jej przemycenie akurat było fajne) i już bez problemu utorował sobie drogę do wyjścia. O Lauriel i staraniach Lance nie będę pisał. To może nie było tragiczne, ale nie pasuje mi do serialu, czego innego oczekuje, a wątki obyczajowe wypadają w nim słabo.
- jeszcze trochę minusów mógłbym powymieniać, ale nie chcę mi się znęcać nad serialem. Fajny był powrót Waller i zapowiedź Suicide Squad, trening Roya ujdzie, dobrze zrealizowano walki i wróciła Sara do Starling (szkoda tylko, że z tak błahego powodu). Wyjawienie tożsamości Arrowa Royowi zaskoczyło mnie, ale cieszy.

OCENA 3/6

Bitten S01E01 Summons
- najlepszym określeniem tego odcinka byłoby przeciętny. Nie działo się nic angażującego, ale też nie ma się do czego przyczepić. Jest morderstwo, są przerośnięte pieski (bo wilkołakami nie mam zamiaru ich nazywać), mamy też trudne relację, wątki miłosne i trochę golizny. I tyle. Ciągnie się to niemiłosiernie od punktu A do B i nagle koniec, a kolejne sceny są nijakie i nic nie wnoszą. Tradycyjnie obejrzę trzy odcinki i zdecyduje co robić dalej. Jeśli struktura klanowa zostanie fajnie przedstawiona, bohaterowie będą posiadać duszę i będzie jakaś intryga to będę oglądał dalej. Sama Laura Vandervoort świecąca tyłkiem  nie wystarczy.

OCENA 3/6

Bitten S01E02 Prodigal
- akcja z miasta przeniosła się zupełnie na wieś i jest odrobinę ciekawiej. Tylko, że doszedł do tego beznadziejny wątek miłości. Czemu co najmniej dwudziestu kilku letni mężczyźni zachowują się jak nastolatkowie podczas pierwszej miłości? Na to się nie da patrzeć. Przesiadywanie na dachu i ciągłe maślane oczy. To może zupełnie położyć serial. Motyw z głaskanie kompletnie idiotyczny. Jednak najgorsze w serialu jest weltschemrz wilkołaków. Jak to oni cierpią, że są tym kim są i nikt ich nie rozumie, a wataha jest w ogóle najważniejsza i możemy dla niej zrobić wszystko. Podane to w taki sposób jakbym nie wiedział kim jest wilkołak i oglądał z nimi pierwszy serial/film...
- śledztwo też się wlecze, motywy nie są jasne, a to że podejrzenia zaczną padać na naszą watahę jest bardziej niż pewne. Słabo. Dobrze, że w jakimś stopniu serial próbuje pogłębiać postacie i opowiada ich tragiczną przeszłość. Tylko to morderstwa w wykonaniu Eleny jakieś takie żałosne.
- rozczarowuje mnie tez mitologia serialu, a raczej jej brak. Niby jest piwnica pełna dokumentów, ale to też śmiesznie wygląda, a informacja o długowieczności wilkołaków i zwiększonym metabolizmie to tylko detal.

OCENA 3/6

Helix S01E01E02 Pilot | Vector 
- bardzo chciałbym lubić ten serial, ale wiele rzeczy mi w nim przeszkadza. Klimacik zaszczutej bazy jest fajny, co rusz są rzucane na widza jakieś rewelację które intrygują i z uwagą śledzi się kolejne sceny. Szkoda tylko, że jako całość jest średnio. Dłuży się, niektóre dialogi są pisane na kolanie i co najgorsze sporo postaci irytuje. Nie czuć też, że ma się do czynienia z bazą pełną najlepszych naukowców. Zachowują się idiotycznie. Personel i zarząd też działają głupio. No oczywiście, że ochrona przed kwarantanną jest niepotrzebne. Przecież nie będą chcieli uciec, a ich wcześniejsze oburzenie na zamknięcie to tylko taki kaprys, oni się podporządkują...  Nie podoba mi się też brak komunikacji między pracownikami CDC, rozdzielają się, prowadzą śledztwo na własną rękę i się nie porozumiewają. Nie widać też zainteresowania pozostałymi. I jak tutaj poczuć między nimi więź i ekscytować relacjami?
- jednak mimo wszystko jest fajnie i będę oglądał dalej. Grupa naukowców próbująca odkryć przyczynę epidemii, pradawny wirus, tajemnicze i nie sankcjonowane badania i wielka tajemnica w tle. Lubię to i przeboleję nudnego złego kierownika placówki badawczej i mdłe rodzinne powiązania. Czuć lekki, klaustrofobiczny klimacik i niektóre obraz działają na wyobraźnie. Może i nie straszy, ale budzi zaciekawienie na tyle by dać kolejną szansę.

OCENA 3.5/6

Helix S01E03 274
- bardzo chciałem polubić ten serial, ale nie potrafię. Niby science-fiction, ciekawy pomysł, dobra realizacja i dużo fajnych momentów to oglądanie serialu mnie męczy. Największy problem mam z bohaterami. Nie czuje sympatii, nie obchodzi mnie czy przeżyją, a najgorsze, że nic o nich nie wiem poza pewnymi ogólnikami. To już 2h serialu, a o Jules wiadomo tylko, że przespała się z bratem Alana i czuła się stłamszona przy mężu. Tyle. U innych wcale nie jest lepiej. I jak ja mam się przejmować jej chorobą? Jej zachowanie również jest denerwujące. Albo marnie została rozpisana, albo aktorka nie potrafi przedstawić jej konfliktu wewnętrznego. Chyba, że ona na prawdę nie pamiętała co stało się pod tym prysznicem, tylko po co w takim razie te flashbacki?
- ochrona stacji też zachowuje się debilnie. Powoli zbliża się zakażona kobieta - zastrzelić, facet atakuje siekierą - paralizatorem go. Rozmowy o ochronie Hatake strasznie głupie. Ogólnie brak ikry w dialogach, niektóre strasznie naiwne. I po co zbędne wyjaśnienia o wirusologii? Przecież i tak się niczego nie nauczę. Technobełkot jest fajny, ale jeśli ma pełnić rolę komiczną dlatego słucha się go o wiele lepiej w SHIELD.
- zastanawia mnie też czemu wysiadła komunikacja wewnętrzna skoro została zniszczona komunikacja satelitarna. Co oni nie mają staroświeckich kabli? Trochę to nieprzemyślane. Bez sensu zachowuje się też Doreen. Czemu nie mówi Alanowi o działaniu katalizatora? Strasznie nieprzekonujące są motywacje bohaterów.
- jednak mimo wszystko dalej są intrygujące momenty, a klaustrofobiczny klimat jest fajny. Jak działa wirus? Jakie tajemnice ukrywa Hatake i kim są jego pracodawcy. Jaki jest prawdziwy cel ośrodka? Czemu pacjenci zachowują się agresywnie? Jest kilka fajnych wątków, ale realizacja sprawia, że nie jestem nimi zainteresowany na tyle by męczyć się co tydzień kolejnym odcinkiem. Może wrócę do serialu jak wyjdzie cały sezon.

OCENA 3.5/6

Sons of Anarchy S06E04 Wolfsangel
- prawdopodobnie jakbym obejrzał ten odcinek zaraz po emisji już był miał skończony cały sezon SoA, a tak trochę mi się zeszło. To trochę wina pierwszych trzech odcinków, który były zaledwie dobre, a nie do tego przyzwyczaił serial. We wrześniu było co oglądać, a z czegoś trzeba było zrezygnować. No nic czas nadrobić i oby reszta sezonu była tak dobra jak Wolfsangel.
- w odcinku jak zwykle dużo się działo, a nasi bohaterowie jak zwykle mają przechlapane. Nawet głupie zabójstwo dokonane przez Claya sprowadziło masę problemów z neonazistami. Jednak z tego akurat wynikło kilka fajnych scen jak choćby Tig i Rat jako ojciec i syn. Dużo gorzej z Irlandczykami. Dogadać się nie udało i nadchodzi potężna zawierucha. I jeszcze pewnie zostanie wplątane w to znowu CIA.
- końcówka odcinka mocarna! Nie spodziewałem się tyle trupów w odcinku. Już odejście Phila było zaskakujące bo był z serialem tyle lat. Dołożone jeszcze zejście Torica i Otto. Jak zwykle pełne brutalności, wstrząsające, ale i smutne.

OCENA 5/6

Sons of Anarchy S06E05 The Mad King
- stosunkowo spokojny odcinek i gigantyczne booom na koniec. Serial ma rozmach w tym sezonie. Jak nie zabija kogoś to niszczy siedzibę SAMCRO. Tego się zupełnie nie spodziewałem. Biedny Jax chciał wszystko naprawić, zapewniał że wszystko będzie dobrze i oczywiście jest wręcz przeciwnie. Teraz czas na odwet bo raczej rozejmem się to nie skończy. Tylko jak pokonać IRA? Może sojusz z panią prokurator? To chyba byłaby najlepsza droga.
- wybuch w siedzibie to kolejny argument dla Tary za odejściem od Jaxa i powinno to przyśpieszyć jej plany. Gemma będzie przeciwna, Wendy nie będzie wiedziała co robić i tak się będzie ciągnął kolejny niezły wątek.
- Gemma została kolejny raz zgwałcona. Nie dosłownie, ale można tak nazwać to co się z nią działo. Co za patologia w tym więzieniu. I złośliwość losu. Chcę odejść od Claya, nie chcę mieć z nim nic wspólnego, a dalej musi mieć z nim styczność. Gdyby Nero nie został zaaresztowany pewnie zrobiłby coś głupiego.

OCENA 4.5/6

Sons of Anarchy S06E06 Salvage
- w końcu dano trochę odetchnąć Sonsom i nic złego się nie stało. Dogadano się z Królami, a dowódcy dobrze przyjęli rezygnację z handlu bronią. Świetna przemowa Jaxa. Do tego jeszcze udało się pojednać z Bobbym, który sprowadził nowych ludzi. Trochę im współczuje bo śmiertelność w Charming jest wysoka. Niby Jax mówi cały czas o pokojowych rozwiązaniach, ale nigdy one nie wychodzą. Pewnie powrót Claya sporo namiesza. Zastanawiające jest też co stanie się z Nero w areszcie.
- jakby na podkreślenie lżejszego tonu tego odcinka dodano jeden krótki wątek dotyczący nieuczciwych gliniarzy i ich dziupli. Cudowne sceny z rozrabiającymi Sonsami i jak byli potem przepraszani. Również zabawne było pojawienie się Venus Van Dam. Walton Goggins jest perfekcyjny w tej roli.

OCENA 4.5/6

The Musketeers S01E02 Sleight of Hand
- już po dwóch odcinkach jestem pewien - ten serial zostanie na dłużej w mojej ramówce. Stawia na czystą rozrywkę i daje przyjemność z oglądania. Nie sili się na ambicję być kolejnym mega hitem telewizyjnym, ale dobrze bawi i to się chwali. Trochę mnie zasmuciło, że nie będzie szkolenia D'Artagnana i od razu jest rzucany na misję i zostaje rozdzielony z pozostałymi muszkieterami, ale nich im będzie. Dobrze, że w tym krótkich scenach była chemia i humor między pozostałymi. I te sceny z Konstancją. Chciałbym żeby jeszcze nie raz spoliczkowała Aramisa. Zaczęło mi już zależeć na bohaterach więc jest dobrze.
- wątek odcinek to nic specjalnego. Trochę dziurawy logicznie, plot twist przewidywalny, ale co z tego skoro kolejne sceny były pełne humoru albo porządnie zrealizowanej akcji? Powoli w tle przejawia się wątek Milady i jej prób zwerbowania D'Artagnanana na stronę kardynała. I to może być fajne przez kilka najbliższych odcinków. Szczególnie jak zostanie w to wplątany Atos.

OCENA 4.5/6

True Detective S01E03 The Locked Room 
- popisałbym sobie o tym serialu, ale nie dam rady. Dialogi porażają swoją inteligencją, celnie komentują świat, cywilizację, społeczeństwo czy życie szaraczków. Trzeba ich wysłuchać i chłonąć, a potem przemyśleć bo do tego właśnie skłaniają. To nie jest łatwy serial w odbiorze, trzeba się na nim skupiać, chwila nieuwagi i człowiek jest na straconej pozycji. Ta produkcja wymaga od widza i odpłaca mu się za to. Może i fabularnie mało się dzieje, ale to nie serial dla akcji czy śledztwa, to serial o ludziach i pojmowaniu rzeczywistości. Czymże są ludzie i czemu się oszukują, że są lub mogą być szczęśliwi? Jaki inny serial zadaje takie pytania? Gorąco polecam sprawdzić samemu nowy serial HBO. Wiele osób się odbije od niego, ale warto go oglądać.
- w tym odcinku śledztwo ruszyło do przodu, znalazł się potencjalny morderca, a w życiu i małżeństwie Martyego występują kolejne problemy. I fabularnie mniej więcej tyle. Jednak klimat uderza! Niepokojące dźwięki zwiększają napięcie i niepokój, a długie ujęcia upiornej Luizjany fascynują. Są też duszne sceny z wywiadów, które przez trzy odcinki toczą się w tym samym pomieszczeniu. Ten serial jest mistrzowsko rozpisany i teraz nie mogę się doczekać kolejnego odcinka.

OCENA 5.5/6