Muszę dokonać blogowego coming outu. Może kilka lat temu zrobiłoby to większy szum, ale dzisiaj wydaje się to czymś zupełnie normalnym. I takie właśnie jest. Mianowicie uwielbiam sagę Szybkich i wściekłych i uważam, że jest to lepsze uniwersum superhero niż filmy prezentowane przez DC. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Byłem nawet jednym z tych którzy śmieją się z marki. W końcu ja i samochody? Nic z tego. Aż kilka lat temu nadrobiłem i potem z wytęsknieniem czekałem na kolejne części gdy moi znajomi nie wiedzieli co mi się w tym tak podoba. Dla mnie jest tutaj wszystko. Wyraziste postacie, humor, widowiskowe sceny akcji, odrobina poważniejszych wątków i dystans do samych siebie. Jak również ewolucja. Od kradzieży odtwarzaczy DVD w pierwszym filmie po loty w kosmos. Wywołuję u mnie smutek, że do końca Sagi pozostały dwa filmy. Przynajmniej tej głównej. W przyrodzie nic nie ginie, a marka zarabiająca miliardy dolarów nie zostanie odsunięta tak szybko w odstawkę.
Przewrotnie podsumowanie zamieszczę w drugim akapicie. Fast 9 nie spełniło wszystkich moich oczekiwań. I trochę się zawiodłem. Jednym z powodów mogła być wydłużona o rok kampania marketingowa przez co zapowiedzi zdradzały zbyt wiele. Wyjątkowo ciężko było mnie zaskoczyć wymyślną akcją czy zwrotem akcji. Na szczęście to nie to najważniejsze. Jako popcornowy blockbuster film spisuje się znakomicie. Pozwoliłem uwolnić swoje wewnętrzne dziecko i przez dwie godziny, nie licząc kilku dłużyzn, bawiłem się świetnie. I przyznaje - stęskniłem się za kinem i jego atmosferą. Kolektywne przeżywanie dalszej historii Rodziny to uczucie wyjątkowe.
Film jest zaskakująco samoświadomy. Jak żaden inny rozumie fanów i wchodzi z nimi w dialog przez opowiadaną historię. Powracające rozmyślania Ramona nad nieśmiertelnością to jedno. Drugie to fanserwis. Przez ostatnie lata w mediach społecznościowych przewiały się dwa wątki - tylko lot w kosmos może podkręcić akcję i #JusticeforHan. I zarówno jedno i drugie dostajemy. W przewrotny, ale satysfakcjonujący sposób. Film otwiera też nowe wątki. Poszerza szpiegowski świat, kładzie większy nacisk na kreowanie potężnego złoczyńcy w postaci Cipher, która nie była tylko jednorazowym złolem i buduje fundamenty pod zakończenie Sagi. Co interesujące, przeprowadza dekonstrukcję swoich bohaterów. To nie są już adrenaline junky. Letti i Dom mają rodzinę i jej chcą się poświęcić. Niebezpieczne życie zostawili za sobą. Domowi nie w głowie przygody, on chcę się wychowaniem młodego Bryana. Co interesujące to Letti go opuszcza i rusza na kolejną misję. Zawsze lubiłem w Szybkich ten dysonans. Z jednej strony kino z mięśniakami, a z drugiej wyemancypowane kobiety które żyją obok, a nie w cieniu swoich partnerów.
Jednym z ważniejszych motywów serii jest Rodzina. Nie więzy krwi, a rodzina którą sobie sami wybieramy. Bliscy z którymi chcemy wspólnie spędzić życie, przyjaźnie napędzane wysokooktanową benzyną. Tutaj dodatkowo zanurzono się w przeszłość Doma, jego problematyczne relację z bratem i tajemnicę rodzinne. Konflikt z Jackobem jest główną osią filmu. Jak to w Szybkich, krew nie czyni z nas rodziny, a każdy zasługuje na przebaczenie. Natomiast ostatnia scena to piękny ukłon dla fanów sprawiający, że można się wzruszyć.
Do finału Szybkich i wściekłych zostały niecałe trzy lata i dwa filmy. Ja już wiem, że będę tęsknił i to niezależnie od poziomu kolejnych filmów. Saga dojrzewała z widzem, ale jak wszystko musi się kiedyś skończyć. Do zobaczenia za rok i dziękuje za kolejną dawkę rozrywki.