niedziela, 30 lipca 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #241 [24.07.2017 - 30.07.2017]

SPOILERY

Brooklyn Nine-Nine S03E02 The Funeral
Stało się coś niespodziewanego. W ramach Losowania trafiła się po kilku tygodniach powtórka. Szanse były nikłe, jak 1:120, ale się udało. Powinienem chyba zagrać w Lotto. Albo nie, w końcu nie jestem zadowolony z rezultatu mimo początkowego entuzjazmu. Ostatnio dałem Brooklyn Nine-Nine drugą szansę i niestety serial z niej nie skorzystał.

Odcinek mnie wymęczył. Jak pisałem, lubię tych bohaterów, ale potrzebne są dobre historię i humor który nie wprawia mnie w zażenowanie. Historia byłą nijak, a bohaterowie zachowywali dziwnie nawet jak na nich. Głównym problemem był pogrzeb, który stylistycznie średnio pasuje do komedii. Można to dobrze rozegrać, ale wymaga to wysiłku. Tego zabrakło. Raptem kilka udanych żartów i to na uboczu. Terry i Holt na drinku czy żałobne przemówienia. To mnie bawiło. Reszta taka sobie.

Trochę mnie to boli bo słyszałem, że w czwartej serii serial się poprawił i bawi jak dawniej. Tylko przebić się przez 20 odcinków nieśmiesznej komedii to dopiero wyzwania. Nawet jak dla mnie. Nic, trzeba czekać na kolejny wyrok Maszyny Losującej, tym razem przy jeszcze mniejszych szansach bo serial wylądował w kategorii "Porzucone".

OCENA 2.5/6 

Game of Thrones S07E02 Stormborn
Na poprzedni odcinek można było narzekać z powodu zbyt wolnego tempa i bardzo zachowawczej historii. Takie przypomnienie klimatu świata Martina. Drugi tydzień przyniósł więcej atrakcji. Wiązanie wątków, wydarzenia epickiej skali, ale też drobne acz istotne dla postaci. Był nawet motyw przewodni przez co kolejne sceny były bardziej powiązane niż zwykle mimo podróży po całym Westeros. Jeśli Gra o Tron nie zwolni tempa szykuje się opowieść wybitnej skali w tym roku, która zbierze owoce sadzone przez sześć długich lat.

Odcinek zaczyna się w miejscu w którym skończył poprzednie Daenerys i jej najbliżsi planują dalszy krok i myślą o przyszłość. Jest też sąd nad Varysem. Ta długa wymiana zdań między nimi pokazuje jak bardzo Dany zmieniła się przez te lata. Nie patrzy ślepo w przeszłość, wie czym jest miłość i nienawiść tłumów. Przede wszystkim nie jest naiwna i rozumie w jaki sposób może wygrać wojnę. W dalszej scenie jej sojusznicy nie są do tego bardzo przekonani. Szczególnie Olenna. Plan Dany jest ambitny i niespodziewanie szybko idzie w łeb. Jak tak sobie myślę to strasznie dużo zdarzyło się dla tej bohaterki w odcinku. Gra pędzi, a jakość pozostaje ta sama.

W międzyczasie na Smoczą Skałę wpada Melissandre chcąca służyć Matce Smoków. Mało znaczący moment, ale podkreślenie istotności Jona i Dany w walce z siłami Nocnego Króla. To też zabawą przepowiednią o Azorze Ashai. Gdy byliśmy nie mal pewni, że to Jon, teraz kolejne wskazówki mówią o Targerynówinie.

W otoczeniu Królowej, prócz wielkiej polityki trafiła się scenka obyczajowa dla Szarego Robaka i Missendi. Chyba Benioff i Weiss stwierdzili, że dawno nie było cycków w serialu. Porzucając sarkazm. Może i była niepotrzebne z uwagi na większa opowieść, tak ciekawie jest oglądać zwykłych ludzi odnajdujących miłość w tej wojennej epopei. I tylko żeby mi się to tragicznie nie skończyło.

Z świty Dany został tylko Jorah do omówienia. W miedzysezonowej przerwie zupełnie o nim zapomniałem i myślałem, że zginie w zapomnieniu. Występ tydzień temu wyglądał jak mało znaczące cameo. Jednak nie, jest plan co do niego. Sam pomaga mu w walce z śmiertelną chorobą wbrew zaleceniom maestrów przez co może wylecieć z Cytadeli. Mnie jednak interesuje jak to się ma do fanowskiej teorii o powiązaniu łuszczycy z smokami i Innymi. Martin, ty cwany skubańcu, wszystko sobie przemyślałeś.

Na północy Jon nawiązuje kontakty dyplomatyczne z Deanerys. Wreszcie kontakt między dwójką najważniejszych bohaterów. Podszyty nieufnością, Jona, Sansy jak i całej Północy. Jon jednak wie, że musi do niej jechać i prosić o pomoc. Przemówienia o honorze i dumie są już męczące, ale przynajmniej zaufał swojej siostrze. Musiał, teraz żeby ona niczego nie zepsuła, w końcu ma inną wizję od brata. Jest też Littlefinger i jego zdradzieckie podszepty. Na pewno nie podoba mu się też jak potraktował go Jon. 

W Królewskiej Przystani krótko i treściwie. Cersei szuka sojuszników, a Jamie jej w tym pomaga. Najbardziej prawdopodobny jest ojciec Sama. Niby mało znaczące powiązanie, a zapowiada trochę dramatów dla adepta w Cytadeli. Trochę słabiej wypadła scenka w podziemiach gdzie zaprezentowano kuszę mogącą zabić smoka. Odkrycie godne westerowskiego nobla. Dzieci w Dorzeczu pewnie szybciej wpadłyby na pomysł balisty.

Arya spotkała się z Gorącą Bułką. Gorąca Bułka! Kogo obchodzi zagubiony bękart Roberta skoro doszło do takiego momentu! Żarty na bok, to była kolejna fajna obyczajowa scenka pokazująca, że Arya nie jest bezduszną morderczynią i są ludzie na którym jej zależy. Zmieniła też swoje zadanie. Nie idzie już zabić królowej tylko na wieść o nowym władcy Winterfell wraca do domu. Może spotka Jona po drodze? Może siostrę na zamku? Obojętnie, niech tylko do tego dojdzie. Miłym zaskoczeniem był gościnny występ Nymerii. Pierwszy raz od pierwszej serii. I to była smutna scena gdy dawna podopieczna Aryi wypiera się jej, a ona wmawia sobie, że to nie był wcale jej wilkor.

I na końcu o ostatniej scenie. Tego to ja się nie spodziewałem. Bitwa morska bez większych zapowiedzi? Dobra, nocna potyczka której nie można odmówić widowiskowości. Pierw spokojne sceny z bękarcicami i Yarą flirtującą z Elarią. Nic nie zwiastuje katastrofy, kolejna moment z życia bohaterów. Gdy nagle zjawia się Euron na swoim upiornym statku. Iście majestatyczne wejście. Rzeź, chaos na pokładzie, kolejne umierające bękarcice, setki trupów i porwanie dowódczyń. Imponujący prezent dla Cersei. W to wszystko zaplątał się biedny Theon. Znów okazał się tchórz, uciekł z pola bitwy i nie pomógł własnej siostrze. Charakterologicznie jest prowadzony popisowo. Ewoluuje, ale w zaskakującym kierunku, a często ta zmiana jest tylko pozorna. Miałem tak w zeszłym roku, mam i teraz - nie mogę się doczekać scen z jego udziałem.

I teraz kolejny tydzień czekania, tym razem na najważniejsze spotkanie w dziejach telewizji. No, przynajmniej serialu. 

Inne:
- Tyrion bez wzruszenia mówiący o zniszczeniu rodowej siedziby i lekki szok słuchaczy. To był bardzo fajny moment. 
- przejście między rozdzieranie łuszczycy z skóry Joraha, a jedzeniem w WInterfell było okrutne dla widza, niczym montaż z codziennego życia Sama.
- spotkanie Starków znowu odwlekło się w czasie. Oby doszło do tego jeszcze w tym sezonie.
- ej, gdzie jest Duch, czemu Jon nie zabrał go na tak daleką wyprawę?
- co za ironia, sojusz Starków, Lannisterów i Targerynów mogący ocalić świat.
- końcowa walka była widowiskowa. Widać, że wsadzono w to kupę kasy. Tylko jeszcze jakby reżyseria była lepsza. Chaos był namacalny, ale dla mnie za dużo cieć. Daleko do Hardhorone czy Bitwy Bękartów. Z drugiej strony cięcia podkreślały sytuację na polu bitwy i oddawały zdezorientowanie floty.

OCENA 5.5/6

niedziela, 23 lipca 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #240 [17.07.2017 - 23.07.2017]

SPOILERY

Better Call Saul S01E01 Uno
Breaking Bad uważam za jeden z najlepszych seriali jakie widziałem w życiu i wątpię by dużo ludzi przekonywało mnie, że jest inaczej. Jest to jeden z powodów dlaczego zwlekałem z sprawdzeniem Better Call Saul. Bałem się, że nie dorośnie swojemu starszemu bratu i będzie kulą u nogi dla marki. Trochę to irracjonalne z powodu tych samych ludzi odpowiedzialnych za obydwa seriale. Nic jednak nie mogłem na to poradzić. Czas mijał, odcinków było coraz więcej, recenzje bardzo pochlebne, a ja nie miałem kiedy wcisnąć serialu w grafik. Na szczęście Maszyna Losująca naprawiła ten błąd i mogłem sprawdzić chociaż pierwszy odcinek. Wiem jedno, chcę więcej!

Pierwsza scena i już zaskoczenie. Monochromia i Saul pracujący przy wyrobie ciasteczek w centrum handlowym. Spłoszony i widocznie się czegoś bojący. Wraca do swojego domu gdzie pije i wspomina dawne czasy włączając kasetę z swoimi starymi reklamówkami. Więc to porabia po finale Breaking Bad. Cień dawnego siebie bez perspektyw na lepszą przyszłość. Bardzo smutna scena. I nawet chciałbym by serial doszedł do tego miejsca i pokazał co dokładnie działo się z nim po finale.

Sam odcinek oglądało się tak jak początki Breaking Bad. Powolna narracja, długie sceny i stopniowe odkrywanie postaci i jego świata. Przy tym oczywiście piękne zdjęcia. To nie Saul, a Jimmy. Wygadany, acz nie do końca pewny siebie prawnik. Czarujący i potrafiący grać kogoś kim nie jest, ale bez większych sukcesów. Obrońca publiczny robiący za 700 dolców od sprawy, a nie prawnik zarabiający 50 tysięcy dziennie. Żyję w cieniu brata i jego przeszłości nie mogąc być w pełni sobą. Jakże to będzie interesująca ewolucja postaci do cwaniaczka w jakiego się przeobrazi.

Może fabularnie nie była to opowieść porywająca. W końcu to pilot wprowadzający w nowy świat. Przedstawienie problemów z jakimi boryka się Jimmy i jedna akcja odwetowa która nie poszła po jego myśli. Dużo tutaj potencjału. Jednak największa przyjemność nie płynie z prezentowanej historii, a gry Boba Odernika. Burza i ogień na ekranie. Aktorskie szarże w jego wykonaniu są perfekcyjne. Jego przemówienia mogłyby podnosić tłumy. Mistrz.

OCENA 5/6    

Game of Thrones S07E01 Dragonstone
Długo przyszło czekać na powrót Gry. Zawiedzie się jednak ten kto oczekiwał przyśpieszenia tempa z powodu mniejszej ilości odcinków. To wciąż ten sam serial z powolnie rozwijającą się historią. Teraz było to jeszcze bardziej widoczne. Mocne otwarcie i następnie powolne rozstawianie pionków do już finalnego starcia. To przeważnie rozmowy, zapowiedź przyszłych sojuszy i rozłamów. Najbardziej widowiskowe było otwarcie z Aryią mszczącą się na Freyach. Oglądało się to z nieskrywaną satysfakcją. Również finałowa sekwencja poświęcona Daenerys była niesamowita. Długie ujęcia, emocjonalna chwila dla Dany i powrót do domu. Wszystko to bez słów przez prawie sześć minut do znamienitego "Zaczynamy?" na zakończenie. Jedynie mogę się przyczepić do scen z Samem z odrobiną slapsticku. Za długo by wyjawić jedynie powiązanie między Smoczą Skałą, a obsydianem.

OCENA 5/6

niedziela, 16 lipca 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #239 [10.07.2017 - 16.07.2017]

SPOILERY

Grimm S01E14 Plumed Serpent
W losowaniu miałem już Once Upon a Time i Supernatural dlatego gdy padło na Grimm wcale się nie zdziwiłem i bardzo ładnie wpasowało się to w wzór. Co ważne ucieszyło mnie to. Procedural z polowaniem na potwory który bardzo chciałem nadrobić i wreszcie nadarzyła się okazja. Co to wiele mówić, jestem zadowolony z tego i planuje w ciągu tygodnia zobaczyć tyle odcinków ile zdołam.

Odcinek zaczął się bardzo klasycznie. Wprowadzenie z ofiarami, a potem śledztwo. Utarte schematy gatunku zrealizowane bardzo poprawnie. Umiejętne budowanie atmosfery, skupienie się na głównym bohaterze i powolne wprowadzanie kolejnych postaci, które miały sporo do odegrania, a nie statystowały by wypełnić założenie kontraktów. Wciągnęła mnie historia. Pierw podpaleniem, potem zgłębiania tajemnic smoków i wreszcie walka z jednym z nich. Do tego realizacyjnie wypadło bardzo zaskakująco gdzie scenografia pełna miedzianych kabli przyciągała oko. Nie wyjaśniono do końca sensu fascynacji miedzią, ale pozostawiono pole do całkiem oczywistych interpretacji. Niewątpliwym plusem jest też rzucanie wskazówek co do większej fabuły. Bez pośpiechu, ale umiejętnie wpisano w całość. Nawet wydarzenia z odcinka powinny odcisnąć piętno na bohaterach. Jestem zaskoczony jak udany był to epizod.

Inne:
- w gościnnej roli pojawia się Daniel Baldwin, z tych Baldwinów i jakże jest podobny do braci.
- w innej roli występuje Danielle Panabaker. Zawsze miło jest zobaczyć znaną twarz w serialu sprzed paru lat. Zabawnie zgrywa się jej rola połykaczki ognia/smoka z obecnie odgrywaną Killer Frost w The Flash.

OCENA 4.5/6

Grimm S01E15 Island of Dreams
Na IMDb wyczytałem, że to jeden z najlepszych odcinków. Zupełnie się z tym nie mogę zgodzić. Było poprawnie, prawda, ale tylko tyle. Za bardzo przypominało policyjny procedural z na siłę dodanymi mitycznymi stworzeniami. Od takie polowanie na nieobliczalnych ćpunów.

Dużo lepsze rzeczy działy się wokół sprawy. Pojawiły się Rosalynee, siostra ofiary będąca utalentowaną zielarką. Wiem, że ma rolę powracającą i od przyszłego sezonu dołącza do obsady co mi się bardzo podoba. Lubię takie rozbudowanie świata tym bardziej, że to postać złożona. Dawniej uzależniona, teraz układa sobie nowe życie obok Grimma.

Trochę słabiej wypada próba zdobycia kontroli emocjonalnej przez Adelide na Hanku. Specyfik wpływający na emocję ładnie łączy się z głównym wątkiem odcinka, ale całość wydawała się zbyt przeciągana. Miło, że wplątano w to Wu, przez co w serialu jest coraz więcej połączonych naczyń.

Inne:
- ucząca się strzelać Juliette! Jeszcze niech dostanie jakiś wątek i będę szczęśliwy.

OCENA 4/6

Grimm S01E16 The Thing with Feathers
Kolejny odcinek z rodzaju zamienić potwory na ludzi i dostajemy generyczną opowieść o znęcającym się mężem. Złote jajko było tutaj jedynie dodatkiem bez większego znaczenia. Rozczarowujące. Kilka rzeczy jednak cieszy jak telefoniczne wsparcie Roseleen czy Juliett w centrum wydarzeń. Nie udaje się za to wątek Hanka. Męczy, jest zbyt długi i nieciekawy. Nie lubię gdy bohaterowie odgrywają kogoś innego dłużej niż jeden epizod. Mam nadzieje, że to prowadzi do wyjawienie prawdy o Grimmach przez Nicka.

OCENA 3.5/6

Grimm S01E17 Love Sick
Lubię ten serial, ale przeszkadza mi prowadzenie fabuły. Bohaterowie bardzo wolno kojarzą fakty, zajmują się pospolitymi sprawami i bardzo wolno im idzie zabieranie się za rzeczy ważne. To męczy. Proceduralna formuła tego nie usprawiedliwia i powinno się to zrobić dużo lepiej. Tak jak pojedyncze historię. Czasem się zdarzają perełki, a czasem potworki jak tutaj. Niby dotyczyło Hanka i Adelide, niby rozgrywały się ważne wydarzenia, a wszystko było ślamazarne. Dobrze, że znowu gdzieś z boku dzieje się ciekawe rzeczy. Renaraid i jego spiski interesują, ale jeszcze lepiej wypada Adelaide która zostaje człowiekiem. Jeszcze tylko żeby ktoś z ludzi dowiedział się kim na prawdę jest Nick.

OCENA 3.5/6

Grimm S01E18 Cat and Mouse
Co ja mogę napisać jak nie to samo? Serial znowu ogłupia bohaterów, a sprawa tygodnia nie byłaby interesująca gdyby sprytnie nie wpisano jej w foreshadowing i dylemat moralny Nicka. Do tego trochę biegania, odrobinka tajemnicy i jak zwykle świetny Sebastian Roche jako czarny charakter.

Duże lepsze niż polowanie na zabójcę było budowanie świata. Widać, że twórcy mają większy pomysł. Królewskie Rodziny współpracujące z Grimmami i ruch oporu z Europy częściowo również w Ameryce. To są ciekawe wątki, które proszą się o szybkie rozwinięcie i wysunięcie na pierwszy plan.

Z denerwujących rzeczy to zupełne pominięcie klucza i brak Adelide. Serial znowu zapomina o części swoich historii co niezwykle irytuje.

Inne:
- Nick zapisujący w dzienniku swoje poprzednie przygody. Lubię takie detale. Do tego było zabawnie, a tego serialowi odrobinę brakuje.

OCENA 4/6

Grimm S01E19 Leave It to Beavers
Nick zaczyna coraz poważniej traktować bycie Grimmem i regularnie trenuje znalezionymi w szafie broniami. Oczywiście to była typowa strzelba Czechowa. Czy raczej kusza. Wprowadzona na początku odcinka uratowała życie na końcu podczas walki z Żniwiarzami. Tak czy inaczej fajnie widzieć, że Nick w jakiś sposób się rozwija. Tak samo jak jego świat. Monroe na kolacji  w domu Burkhardów w duecie z Nickem byli zabawni, ale to wstęp do przyszłych relacji tej trójki.

Ogólnie odcinek mi się podobał. Pierw typowe morderstwo do rozwiązania, a potem przesunięto środek ciężkości na napięcie budowane zbliżającymi się Żniwiarzami. Całkiem solidna historia acz bez fajerwerków.

OCENA 4.5/6

Grimm S01E20 Happily Ever Aftermath
Nie wiem, na prawdę nie wiem jak można było wymyślić takiego potworka. Twórcy nie zrozumieli podstawowej rzeczy. W serialach proceduralnych chodzi o przywiązanie do bohaterów i przeżywanie ich przygód. Gościnne postacie są tylko pretekstem. Dobrze gdy są zróżnicowani z bogatym backsotry, ale to nie jest wymóg konieczny. Wprowadzenie do sprawy powinno być krótkie i soczyste. Ten odcinek zupełnie się z tym minął. Przez pierwsze 8 minut (!) pokazano rodzinkę w kilku rodzajowych scenkach gdzie na końcu jedna z osób zostaje zamordowana. Coś co można skrócić o 2/3 przekazując te same informację. Jakby tego było mało w środku odcinka było kilka momentów gdzie pokazywano kolejne momenty z ich życia. Antyklimatyczna masakra.

Gdyby nie to odcinek również nie byłby najlepszy. Standardowe śledztwo Nicka i Hanka z pomocą Monroe. I jedynie końcówka była udana z dość gorzkim zakończeniem. Nie działała tylko emocjonalnie gdyż zdążyłem znienawidzić wszystko co dotyczy tego odcinka.

Jeszcze jedna rzecz która się nie udała - powrót wypadku rodziców Nicka. Jak się okazuje to nie był zwykły wypadek (no niemożliwe), a podejrzani pojawili się już wcześniej w serialu. Odkryła to, tadam!, Juliett. Nick to fatalny detektyw skoro nawet nie zainteresował się aktami sprawy z wypadów własnej familii.

OCENA 2.5/6

Grimm S01E21 Big Feet
Polowanie na Wielką Stopę mogło okazać się bardzo słabym odcinkiem. Na szczęście dzięki kilku motywom osiągnięto zadowalający pomysł. Poruszono wątek akceptacji samego siebie i walki z własną naturą. Czy mamy prawo ignorować w to kim jesteśmy by wpasować się w świat? Czy walka jest tego warta, a droga na skróty opłacalna? Nawet psychiatra który zastosował eksperymentalną terapię również na sobie nie wypadł archetypowo. Wierzył w to co robi i na prawdę chciał coś zrobić. A że wyszło jak wyszło.

Dwa światy w których żyje Nick coraz mocniej ze sobą kolidują. Hank widział prawdziwą twarz Wesena, a jego partner bezczelnie okłamuje go na ten temat. Również Juliett jest pełna wątpliwości po przebadaniu DNA i zaczyna wierzyć, że istnieją rzeczy nieopisane przez naukę. Teraz tylko czekać na wyznanie prawdy.

OCENA 4/6

Grimm S01E22 Woman in Black
 No, no postarali się podczas finału. Wciąż jest dużo do poprawy, ale to i tak jeden z najlepszych odcinków. Wróciła sprawa tajemniczych monet oraz morderców rodziców Nicka. Wszystko ładnie się zaziębiło. Dużo ilość wątków dodatkowo wpływała na dynamizm odcinka. Niestety wiele się nie wyjaśniło, a niektóre rzeczy łatwo będzie można zamieść pod dywan. Jak wyjawienie prawdy Juliett, bardzo się boję prostego zabiegu z amnezją.

Wielki cliffhanger nie był dla mnie zaskakujący, gdzieś kiedyś natknął się na spoiler o matce Nicka. Ni mniej witam ją z otwartymi ramionami. Nick nie dość, że znalazł matkę to też materiał na mentorkę. Słabiej wypadły inne urwane wątki. Przemiana Hanka w paranoika wypada nieprzekonująco, ale lepsza taka osobowość niż żadna.

Ogólnie jestem trochę rozczarowany sezonem i prowadzeniem głównego wątku. To już Supernatural ma wyraźniejszą i bardziej dynamiczniejszą historię. To właśnie pod tym względem oczekiwałbym poprawy. I więcej campu, ten serial aż się o to prosi. Świat jest tak absurdalny więc branie go na poważnie tylko mu szkodzi.

OCENA 4.5/6

Grimm S02E01 Bad Teeth
Mamusia Grimm to bardzo interesujący dodatek do obsady i już się smucę z tak małej ilości występów jakie dostała. Nie dość, że ma udaną dynamikę z synem to robi jeszcze za znakomity materiał źródłowy do świata. Nawet wspólne śledztwo z Nickem wyszło całkiem nieźle. Tylko ten bezczelny cliffhanger! Nie mogę też wspomnieć o jej nastawieniu do Rosalee i Monroe. Więcej scen z ich udziałem.

Fabuła robi się coraz bardziej niedorzeczna i to mi się podoba. Wojny Wesenów w XIII wieku, przodkowie Nicka krzyżowcami i tajemniczy skarb Konstantynopolu dający władzę nad światem ukryty za siedmioma kluczami wykutymi dla siedmiu rodzin Grimmów. Jakie to uroczo głupie!

Inne:
- James Frain w gościnnej roli. Jeszcze trochę i serial wygra w bingo z typowymi aktorami zatrudnianymi jako złole. I nie ma w tym nic złego.
- już jest mowa o możliwej amnezji u Juliette. Jakie to spodziewane.

OCENA 4.5/6

Grimm S02E02 The Kiss
Serial utrzymuje wysoki poziom, co akurat jest standardem dla przełomów sezonów. Proceduralnej historii jako takiej nie było. Dokończenie walki z poprzedniego odcinka, a potem problemy Nicka z FBI. Wszystko rozwiązano dość naiwnie, ale to był przynajmniej nowy rodzaj zagrożenia i coś nowego w serialu. Ciekawiej wyszła próba ratowania Juliette. Dużo osób w to zamieszanych, przenikające się wątki i nieoczekiwany heros. Tylko hexenbeast szkoda.

Niestety cliffhanger odcinka z scenką po wybudzeniu Juliette był gorszy niż się spodziewałem. Nie dość, że nie pamięta wydarzeń z finału S01 to jeszcze nie wiem kim jest Nick. Takie rzeczy nadają nową dynamikę, ale równocześnie zniechęcają do oglądania. Jeszcze tylko brakuje wątku miłosnego między Juliette, a Renardem.

Inne:
- Monore, Rosalee i matka Nicka! Więcej takich scen poproszę.

OCENA 4.5/6

niedziela, 9 lipca 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #238 [03.07.2017 - 09.07.2017]

SPOILERY


The Handmaid's Tale S01E08 Jezebels
Pierw pokazano konserwatywne społeczeństwo po rewolucji. Potem znaki zdeprawowania u pojedynczych ludzi. Teraz zajrzano głębiej i zdekonstruowano Gilaed. Dokonano przewrotu w imię konserwatywnych wartości by ostatecznie elity i tak oddawały się hedonistycznym rozrywką. Obłuda to mało powiedziano. Wciąż są tam ludzie głęboko wierzący w ideę, ale rewolucja przyciągnęła wielu karierowiczów i ostatecznie nic nie zmieniła. Jak każda rewolucja oparta na brutalnej przemocy i ograniczaniu wolności.

Odcinek miał jak zwykle powolne tempo doskonale budujące atmosferę niepewności prowadzącej do koszmaru. Waterford jest niczym psychopata wykorzystujący Offred. Spełnia swoje zachcianki i traktuje June przedmiotowo. Sukienki, drink, wyprawa do klubu i gwałt w pokoju. Przerażające sceny. 

Swoje pięć minut dostał Nick. Serial nie przestaje tylko na przedstawieniu postaci, ale stara się wejść głębiej, zrozumieć co napędza ludzi do działania. W przeszłości tracił pracę za pracą by pomagać rodzinie. Jest jednym z niespełnionych ludzi szukających stabilności. Dlatego zostaje Okiem. Przez cały czas walczy ze sobą, dręczą go wyrzuty sumienia i nie może się odnaleźć. Wciąż jest niepewny swoich decyzji. Kolejna wielce interesująca postać.

Cieszy powrót Moiry. Chociaż cieszy to niewłaściwe słowo. Zrobiono z niej dziwkę dla bogatych, by przetrwać musi zaakceptować swoje położenie. Wspomina też o ruchu oporu. The Handmaid's Tale coraz mocniej dryfuje w tym kierunku.
 
Inne:
- Serena daję Offred pozytywkę z baletnicą. Wciąż nie mogę jej rozgryźć i nie wiem czy to symbol zrozumienia i współczucia czy protekcjonalizmu.

OCENA 5/6

The Handmaid's Tale S01E09 The Bridge
Co można zrobić żyjąc pod opresyjnym systemem? Walczyć lub się poddać. Ten odcinek skupia się na tych dwóch postawach. A dokładnie trzech. Moira jest po środku. Zwątpiła, zaakceptowała swoją rolę jednak po rozmowie z June ponownie uwierzyła w sens oporu. W tym przygnębiającym odcinku jej epilog jest czymś pozytywnym, mocno w kontraście do scen z Janine.

Właśnie, Janine. Przejmująca historia prowadzona przez cały sezon miała tutaj swój finał. Pranie mózgu w Red Center i oddanie dziecka okazała się dla niej zbyt dużą dawką. Już wcześniej jej psychika była mocno zwichrowana, teraz pękła. Nie wytrzymała i dokonała próby samobójczej. Scena na moście była mocna. Piękna przemowa Offred o sensie walki, niesamowite zdjęcia i ostateczny akt samobójstwa. Nieudanego. Nawet tutaj nie udaje się jej odnieść sukcesu.

Serena jak zwykle dostaje kilka minut i robi nimi wrażenie. Powoli ma dość zdrad męża i coraz bardziej się uzewnętrznia. Bardzo jestem ciekaw jak ta wykształcona kobieta zmieni się na przestrzeni następnego sezonu. Rewolucja o której śniła okazała się koszmarem i zapewne coś z tym zrobi. Może jeszcze nie teraz, ale na pewno nie pozostanie bezczynna.

OCENA 5/6

The Handmaid's Tale S01E10 Night
Doskonałe zwieńczenie sezonu. Dużo wielkich scen, sporo małych-wielkich momentów, kapitalne rozpisanie relacji między postaciami i chwile potrafiące poruszyć. Do tego niesamowita Elisabeth Mossa która ponownie wzbija się na wyżyny swojego talentu. Czuję Złotego Globa.

Najważniejszym wątkiem odcinka są relację miedzy Sereną, a Offred. Zdradzona żona dowiaduje się o romansie swojego męża i znęca się nad Podręczną. Puszczają jej nerwy ponieważ przeżywa tą samą historię. Ostatecznie uspokaja się gdy dowiaduje się o ciąży Offred. Błogosławiony Pan! Serena doczekała się upragnionego dziecka. By jednak wymusić posłuszeństwo June pokazuje jej Hannę i szantażują. Póki ona będzie ochraniać jej dziecko to Hannie nic się nie stanie. To była diaboliczna scena pokazująca prawdę o Serenię, która za wszelką cenę chcę mieć dziecko.

Kluczowym wydarzeniem była scena niedoszłego kamieniowanie gdy Podręczne w akcje solidarności pierwszy raz stawiają taki opór systemowi. Walka poprzez bierność i zachowanie własnych idei. Zwłaszcza gdy chodzi o jedną z swoich. Zabicie Janine z powodu jej choroby i w imię Pana? Nie ma takiej opcji. Piękna scena. Pod względem treści, ale też realizacji. Praca kamery, budowania napięcia i umiejętne korzystania z zwolnień.

Tylko kuleje mi przy tym wiarygodność serialu. Rządzący Gilaed dużą uwagę przywiązują do PR i całej marketingowej otoczki. Nawet dyskutowali jak nazwać gwałt na Podręcznych i wybrali ceremonię bo ładnie brzmi. Nie chcę mi się wierzyć, że zezwolili na to by tak cenny towar jak Podręczne nastawiony był na uraz psychiczny i kamieniowanie jednej z swoich. Gwałcący żołnierze tak, ale nie osoba która się z nimi wychowywała i przeszła przez piekło. Szybka egzekucja i tyle. Ba, nawet mogliby ją wprowadzić w śpiączkę farmakologiczną i wciąż używać jako Podręcznej.

Wracając jednak do Offred. Ona jest jedną z pierwszych buntowniczek. Naczytała się listów, historii kobiet podobnych do niej, czuje solidarność i wie, że nie może skrzywdzić swojej. Robi to też dla Hanny, chcę w pewien sposób poprawić świat. Upuszcza kamień i teraz czeka ją kara. Zatrzymana przez Oka wkracza w ciemność, którą nazywa też światłem bo pozwoliła jej być sobą. Mroczne zakończenie i sprytny cliffhanger. Tylko teraz promocja nowej serii może być wyzwaniem.

Na szczęście odcinek nie okazał się zupełnie mroczny. Pokazując finał historii Moiry udowodnił, że jest szansa na szczęśliwe zakończenie. Jej pobyt w schronisku dla uchodźców był surrealistyczny. Ludzka życzliwość i pomoc. Inny świat. I jeszcze spotkanie z Lukem i jej rozklejenie. Takie coś było potrzebne.

Jeszcze jedna myśl na koniec. Serial może pójść o krok dalej w swoim społecznym komentarzu i zając się uchodźcami. Do Kanady przybywają podręczne i uciekinierzy z Gilead. Chciałbym zobaczyć jak społeczeństwo kraju reaguje na to. Gesty solidarności owszem, ale też protesty? Słowa o pomocy na miejscu?

Inne:
- Alexis Bledel w stałej obsadzie S02. Jak tu się nie cieszyć?
- "It's their own fault. They should have never given us uniforms if they didn't want us to be an army."

OCENA 5.5/6
OCENA SEZONU 5.5/6 

Last Resort S01E07 Nuke It Out
Cieszyłem się z wylosowania Last Resort i to z więcej niż jednego powodu. Po pierwsze chciałem to nadrobić. Wspomnienia potrafią zdradziecko mamić oczy. Zapamiętałem to jako udany, acz nie do końca wykorzystany potencjał. Po skonfrontowaniu się z notatkami dotyczącymi wrażeń poprzednich odcinków musiałem zrewidować swoje poglądy. Jednak to nie chęć poznania dalszych losów załogi motywowała do mojego powrotu do serialu, a możliwość porównania go do The Last Ship. I pod tym względem serial również wypadł blado. Ostatecznie losowanie okazało się wielkim rozczarowaniem.

Odcinek oglądało się ciężko. O ile główna fabuła z wojną domową w USA i zbuntowanym kapitanem atomowej łodzi podwodnej jest ciekawa tak serial ma problem z opowiadaniem mniejszych historii i daleko mu do wspomnianego The Last Ship. Wątki są przerysowane, postacie zachowują się karykaturalnie, a scenarzyści planują jeszcze gorsze rozwiązania. Trójkąt miłosny, na prawdę? Komu to potrzebne. Tak jak walka z uzależnieniem. Ech, a wystarczy skupić się na przyziemnych sprawach życia na wyspie. Czymś innym niż watażka z którym są ciągle te same problemy i który bez problemu porywa kolejnych żołnierzy. Plusem niewątpliwie są aktorzy robiący co można ze swoich ról. Podobają mi się też rzucane odcienie szarości i zaskakujące acz logiczne zachowanie niektórych postaci. Tylko tego jest zbyt mało. Gdy pojawia się ciekawy wątek gdy kapitan przekracza linie będąc sędzią i egzekutorem serial rzuca twist gdzie najmniej podejrzana osoba okazuje się kretem. To bardzo prymitywne pisanie scenariusza mające jedynie zaszokować.

Fabularnie z jednej strony cieszy kontynuacja większej historii. Z drugiej irytuje brak wyraźnego wątku przewodniego dla odcinka. Kilka historyjek i tyle. Jakby była to obyczajówka, a nie thriller polityczny podzielony na epizody. Bo w sumie polityki i thrillera tutaj niewiele. Jedynie akcenty. Szkoda bo potencjał widać. Jak to dobrze, że już niedługo wraca The Last Ship.

Inne:
- oglądanie Dichen Lachman w Last Resort przypomniało mi o zbliżającym się Altered Carbon od Netfllixa. Trzymam kciuki za premierę w tym roku. I chciałbym jeszcze raz zobaczyć Jesse w The Last Ship. 

OCENA 3/6
 
Orphan Black S05E03 Beneath Her Heart
Gdy swój odcinek dostają Hendrixowie można się spodziewać zabójczej mieszanki komedii i dramatu. Allison jest tu zagubioną kurą domową szukającą swojego miejsca. Nie tylko w podmiejskiej społeczności, ale i na świecie. Banał, ale jak często powtarzam to banalne historię opowiadane w interesujący sposób są najlepsze. Pokazano tutaj zagubioną kobietę, której życie niespodziewanie wywróciło się do góry nogami. Żonę i matkę uwikłaną w spiski, ale też kochającą siostrę. Osobę wiecznie balansującą na granicy impulsu zawiści i chęci czynienia dobra ukształtowaną w toksycznym środowisku hipokrytów. To był poruszający odcinek podsumowujący jej historię gdzie jako kontrapunkt użyto flashbacków z jednego z ostatnich, nie tak wcale normalnych dni. Paradoksalnie mimo wszystkich przejść wciąż została tą samą poszukującą swojego ja kobietą.

W tym wszystkim nie giną dramaty innych postaci. Wzruszające nabożeństwo ku czci M.K. było wystarczająco mocnym wstępem. Swoją chwilę dostał Art, który gotów był zabić by chronić siostry. Przeklęty garaż Hendrixów. Jest też Kira. Skłócona z matką, coraz bardziej ufająca Rachel, gotowa przeprowadzić na sobie eksperyment. I oczywiście Rachel, która odnalazła swojego mentora co wyraźnie wybiło ją z rytmu. Mnóstwo dobrych opowieści nawet nie zahaczających o spisek neolucji.

Inne:
- Tatiana Maslany to serialowa królowa. Co za perfekcyjny występ podczas dramatycznych scen Allison. Współczucie dla bohaterki pojawiało się odruchowo. Jej blask był równie jasny w komediowych scenach. Naćpana Allison podczas spotkania z Cosimą - perełka.

OCENA 5.5/6

Orphan Black S05E04 Let the Children and Childbearers Toil
Podoba mi się jak Sarah współpracuje z Mrs. S. Bez większych kłótni tylko płynnie działający mechanizm. Miła odmiana od poprzednich sezonów. To w końcu rodzina i tylko w ten sposób można pokonać Rachel i Westmorlanda. Nawet zrekrutowano Adele. W jedności siła. Przy całej rozmowie o rodzinie ładnie w to wszystko wpleciono psychoanalizę Mrs. S i jej relacji z Sarą.

Sam odcinek miał kilka nudniejszych momentów, zwłaszcza podczas grifterki. Nie było to nic strasznego, ale widocznie spowolnienie w porównaniu do poprzednich trzech odcinków. Przy czym wyjaśniono troszkę z tajemnicy. Czy może dobudowano kila pięter do tego bizantyjskiego tworu. Nieudane próby i kolejne powiązania eksperymentów. Bez żadnych konkretów i motywacji, ale na razie wystarczy.

OCENA 4.5/6

poniedziałek, 3 lipca 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #237 [26.06.2017 - 02.07.2017]

SPOILERY

American Gods S01E07 A Prayer for Mad Sweeney
American Gods najjaśniej lśni opowiadając zwarte historię. Jest to serialowy paradoks. Najmocniejszy punktem powinna być wielowątkowa i przeplatająca się fabuła z barwnymi postaciami. Fuller, co zadziwiające, robi coś zupełnie odmiennego. Kolejny raz odbiega od głównej historii opowiadając poboczne historię związaną z mitologię. Zachwyca sposobem realizacji, przekazem i potrafi wzruszyć prostą historią. Przy tym z gracją chwyta i opowiada o trudnych relacjach bogów z ludźmi, ale też ironii boskich planów. Pokazuje bogów jako ludzi, uczłowiecza ich i sprawia, że są jeszcze bardziej fascynujący. Zachwycają kolejny raz wizualiami. Przepiękne ujęcia, kompozycja kadrów i nasycenie kolorów. Prawdziwie liryczny serial, stworzony do interpretacji i zachwytów nad poszczególnymi częściami składowymi.

OCENA 5.5/6

American Gods S01E08 Come to Jesus
Nie mogę się zdecydować czy mam problem z serialem czy nie. Nie kibicuje żadnej frakcji bogów co mi trochę przeszkadza. Starzy są aroganccy i chcą odzyskać swoją władzę. Nowi chcą kształtować rzeczywistość według własnego pomysłu. Mimo charyzmy aktorów nie jestem w stanie wykrzesać cienia sympatii do nikogo z nich. Może tylko do Ester, ale po przemyśleniu jej działań nic jej nie różni od sobie podobnych. Władza, to jedyne co ich napędza. Z drugiej strony, może o to chodzi? Pokazanie, że nie ma dobrych bogów, tylko ci pragnący władzy, gdzie ludzie są tylko pionkami zbijanymi w partii warcabów? To jest chyba właściwa interpretacja serialu.

Sam odcinek był efektowną mieszanką dramatu, czarnej komedii i surrealizmu Bryana Fullera. Trochę się wyjaśniło, pokazano fenomenalne efekty specjalne podkreślające potęgę bóstw i dodano tu ładną muzykę religijną podczas spotkań z Jezusami. Przy okazji wybuchła wojna bogów. Zupełnie niezauważenie. Tak, fabuła znowu ginie pod formą i znowu to nie przeszkadza. Ogólnie jestem zadowolony. Wyjaśniła się też ingerencja Wotana w życie Cienia.

Drugiego sezonu nie mogę się doczekać. Teraz gdy scenarzyści wgryźli się w historię, a przy tym długi prolog się zakończył czeka mnie mięsko. Chcę więcej bogów, fabuły jak i pojedynczych historii które tak dobrze wypadały w tej serii.

OCENA 5/6
OCENA SEZONU 5/6

JAG S01E07 War Cries
Dawno temu stwierdziłem, że fajnie byłoby obejrzeć NCIS, a by być wiernym chronologii na pierwszy rzut poszedł JAG. Poszło mi na tyle dobrze, że wytrzymałem całe sześć odcinków i zrezygnowałem z powodu archaiczności serialu. Fatum chciało bym spróbował jeszcze raz. Niestety nie było to najszczęśliwsze losowanie.

Ogólnie nie mam nic przeciwko proceduralą. Sprawdzono formuła śledztwa z przyjemnymi bohaterami do których chcę się wracać to coś za czym tęsknie w dzisiejszej telewizji. Jak się okazuje w tej starszej też. W JAGu rzuca się brak chemii między bohaterami i ogólna ilość konwersacji. Tutaj były to ubogie charaktery prowadzące niezbyt ciekawe śledztwo. Podobał mi się jedynie dość pesymistyczny wydźwięk całej historii i kilka cięższych akcentów, które zostały jedynie zarysowane. Jako całość niezbyt mnie wciągnęło. Brakowało tutaj napięcia i tajemnicy. Czuć ponad 20 lat na karku.

Do JAG nie planuje wracać. Odcinek obejrzałem bez krzty zaangażowania i trochę mi smutno. Podobno po zmianie stacji w S02 jest lepiej tylko komu chciałoby się tyle czekać?

Inne:
- John Wesley Shipp czyli stary serialowy Flash jako sierżant marines. To była całkiem miła niespodzianka. 

OCENA 3/6

Orphan Black S05E01 The Few Who Dare
Stęskniłem się za siestrami przez rok nieobecności serialu. Bo jakże by inaczej? Mocarny występ Tatiany Maslany, piękne zdjęcia i angażująca w losy postaci historia. To wszystko sprawia, że Orphan Black jest serialem który trzeba oglądać.

Odcinek był bardzo spokojny, budował fundamenty pod nowy sezon przedstawiając historię z perspektywy "dobrych" i pozostawiając machinację "złych" w tajemnicy. Miało to swój urok. Survival Sary na wyspie wciągał, odkrywanie osady przez Cosimę zdumiewało, a oglądanie losów Allison jak zwykle było mieszanką komedii i dramatu.

W tym wszystkim przebija się miotanie naszych postaci. Bezcelowe utrzymywanie się na powierzchni i walk o przetrwanie. Bezcelowe bo ostatecznie każdy z nich coś traci. Sarah i Allison zostają złapane, a Helena ranna. Sytuacja sióstr jest beznadziejna, Neolucja pozornie wygrała. Nie wiadomo jest los Kiry, Ferdinanda i Pani S. Myślę, że mogą namieszać w tej historii.

Mam małe życzenie co do tego sezonu - niech nie toczy się w całości na wyspie. Lubię zurbanizowany styl Orphan Black z korporacjami, mrocznymi uliczkami, ale też okropnie wyglądającymi terenami podmiejskimi. Niech mi tego nie zabiorą.

OCENA 5/6

Orphan Black S05E02 Clutch of Greed
Zmartwiłem się na początku i obawiałem powrotu do już przerabianych wątków. Pozornego zawieszenia broni, lekceważącego zachowania DYAD, wiecznej tułaczki klonów i walki z Rachel. Na szczęście to były tylko pozory. Powtórzenie tej samej historii tylko z innym zakończeniem miało tylko uwypuklić nowy kierunek serialu. Sarah przestaje uciekać, a Kira chcę wiedzieć co jest z nią nie tak. Pozorne zwycięstwo Rachel. Klony są w bardzo nieciekawej sytuacji.

Przyzwyczaiłem się do naturalizmu Orphan Black, a i tak niedobrze zrobiło mi się podczas dwóch scen. Pierwsza to przybicie igłą pani doktor do łóżka przez Helena. Strasznie to wyglądało. To jednak nic w porównaniu z śmiercią M.K. Zmęczona uciekaniem zostaje by chronić Sarę. Ostatnie poświęcenie i śmierć z ręki Ferdinanda. Mężczyzny który nie może być zaspokojony przez Rachel i realizuje swoją własną fantazję zabijając Mikę. Miażdżenie klatki piersiowej, czerwone oczy patrzące w pustkę i przed śmiertelne drgawki. Mało brakowało i bym odwrócił wzrok.

170 letni Westmordem wygląda odrobinę komicznie, niczym Bondowy przeciwnik. Ma też klasę XIX wiecznego dżentelmena i niewątpliwie fascynację nauką. Jestem bardzo ciekaw jego historii i relacji z Cosimą. 

Inne:
- jak zwykle piękne zdjęcia. Moje ulubione ujęcia to Sarah w pokoju przesłuchań z monitorem na całą ścianą rozmawiająca z siostrami, a wcześniej konwersująca niby to z własnym odbiciem.
- przez cztery sezony tego nie zauważałem, teraz rzuciło mi się to w oczy - ale Kira podrosła. Strasznie niepodobna jest do siebie z flashbacków. 

OCENA 5/6