Piątek 13 rozpoczyna serie 12 filmów, która jest martwa od ponad dekady. To znaczy, że będę mógł dotrwać do końca i zakończyć swoją przygodę. Zanim jednak uda mi się skończyć przygodą z przygodami Jasona to m.in. dojdzie do rebootu, alternatywnych linii czasowych, estetyki sci-fi i crossooveru (zupełnie jak w tv!) z Freddym Krugerem. I pomyśleć, że zaczyna się tak banalnie. Pierwszy film to już klasyczna historia w stylu "grupka w głuszy umiera po kolei". Historia jest tutaj banalnie prosta. Dowiadujemy się o prawdopodobnie nawiedzonym miejscu, serii powracających morderstw, poznajemy pracowników właśnie otwierającego się obozu by oglądać jak giną. Tak prosto, że aż banalnie. Przez 2/3 filmu miałem wrażenie, że oglądam Big Brothera z mordercą. Podglądamy ludzi, oglądamy kolejne obyczajowe scenki z życie na obozie co od czasu jest przerywane kolejnymi zgonami o których pozostali przy życiu nic nie wiedzą. Zmiana następuje pod koniec filmu gdzie final girl (bez zaskoczenia)walczy o przetrwanie, a film w końcu sprawia, że zaczyna mi zależeć i komuś kibicuję. Wcześniej było o to trudno. Przy czym finałowe starcie jest rozczarowujące. Machnięcie maczetą, unik, machnięcie patelnią, nokaut i znowu trochę biegania z budzącą napięcie muzyką. Rozczarowujące i koniec końców nużące.
Oglądanie starych filmów ma w sobie coś fascynującego, zwłaszcza porównując je do aktualnych produkcji. Aktorzy, którym daleko do kanonów piękna. Młodziutki Kevin Bacon w roli amanta! Brak umięśnionych ciał i krągłych sylwetek u kobiet, nierównie rozłożona opalenizna czy ubrania niczym nie odbiegające od tego co na ulicy. To nie jest idealizowana fantazja tylko oddanie rzeczywistości. Zabawnie patrzy się też na młodzież (lub młodych dorosłych) która wygłupia się nad wodą lub gra w rozpierane Monopoly czy kieruje się głównie hormonami. Jeśli nie jest to prawdziwe życie to przynajmniej tak wyobrażano je sobie te 40 lat temu.
Muszę się pochwalić, że do seansu solidnie się przygotowałem. Poczekałem do okolic północy, przyciemniłem światło, zaserwowałem orzeszki i piwo. Wszystko by sprawdzić jak Piątek 13 radzi sobie z straszeniem. Kolejne rozczarowanie. Odpowiednie warunki nic nie dały bo przestraszyłem się na screamerze jeden raz. Trochę mało. Po backwoods slasherze oczekiwałem też obrzydliwego gore które będzie mnie zmuszała do odwracania wzroku od ekranu. Tutaj też kicha. Nie jest zbyt brutalnie. Rozerwane gardło, siekiera w głowie czy jedna dekapitacja przy użyciu meczety. Wszystko z raczej oszczędny wykorzystaniem sztucznej krwi. Bardziej niepokojące widoki można zobaczyć w kryminałach w ogólnodostępnej amerykańskiej telewizji. Podobała mi się za to zabawa z widzem i raczej zaskakująca kolejność zgonów bo ta którą typowałem jako przyszłą ocaloną ginie jako pierwsza, a dalej też jest kilka niespodzianek.
Najpopularniejsze horrorowe marki opierają się na swoich antagonistach. Wyraziście wykreowanych charakterach, kultowych złolach, których uwielbiamy się bać. Kto nie kojarzy maski Jason Voorgeesa ten nie może nazwać się fanem horrorów. Ta ikoniczna postać jako główne złol filmu... STOP, wróć! Tutaj Jason nie ma jeszcze maski, ba jeszcze nie zabija. Zaskoczyłem się. Tym bardziej, że Piątek 13 przy użyciu kilku prostych sztuczek skuteczne buduje napięcie. Morderca jest niewidoczny, a kamera symuluje prześladowcę. Sprawia to, że kolejne zgony są bardziej intymne, a dzięki temu film wchodzi w dialog z widzem, pyta się kto morduję, sprawia, że mózg pracuję i pozwala bawić się w zgadywankę. Tylko końcówka rozczarowuję. Jest niczym odwrócona Psychoza i niestety trudno było mi to traktować poważnie. Tym bardziej, że prześladowca na sam koniec dostaje głupawki i zaczyna pełnić rolę podległą narracji wyjawiając swoje motywację. Bo tak. Jest też finałowy twist otwierający furtkę kontynuacji. Jakby twórcy stwierdzili, że ich film jest nudny i trzeba coś zrobił by o nim mówiono po zakończenie seansu. I trochę w tym prawdy bo pierwotnie zakończenie miało być inne.
Wiecie jaka jest najbardziej przerażająca rzecz którą odkryłem po Piątku 13? To według części fanów marki najlepszy film w serii. Sukces komercyjny mnie nie dziwi, al długa lista kontynuacji już tak. Pozostaje trzymać kciuki, że gdy wynik na Rotten Tomatoes zacznie spadać będzie się oglądało coraz lepiej. Lubię camp, a Troll 2 był w końcu wyśmienitym filmem.