niedziela, 29 czerwca 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #91 [23.06.2014 - 29.06.2014]

SPOILERY


24 S09E09 Day 9: 7:00 PM-8:00 PM
- no nareszcie! Takie 24 chce oglądać - pełne akcji, pędzące na złamanie karku i wyciągające kolejne asy z rękawa. Cały odcinek posiadał niesamowite tempo, dużo było strzelania i pogoni z czasem i emocji. Chyba pierwszy odcinek sezonu, który mnie tak wciągnął. Szkoda tylko, że taki powinien być standard. Zostały cztery odcinki i liczę, że będzie tak już do samego końca.
- co najlepsze pierwszy szok był już na samym początku - Heller wcale nie zginął, Chloe uratowała mu życie jakoś zapętlając obraz. Pal licho logikę, to było dobre. Tak jak pogoń z czasem i próba odnalezienie Margot i strach przed zbliżającym się atakiem, który może zostać powstrzymany tylko przez Jacka. Może i rozwiązanie wątku Margot nie było spektakularne, a ona sama jako villan była dość przeciętna to w kategorii serial-akcja 24 wraca do tym odcinkiem to elity.
- trochę szkoda, że wątek Adriana i Al-Harazi nie był bardziej połączony, brakowało w tym większego zamysłu. Zakochanej Chloe też nie kupuje, to pójście przez scenarzystów na łatwiznę by w prosty sposób została w centrum wydarzeń. Jednak mam nadzieje, że gdy Navarro oda urządzenie stawka pójdzie w górę. Może jakieś nuklearne zagrożenie?
- Jack w dziewiątym dniu jest strasznie wkurzony i takiego Jacka z przyjemnością się ogląda. Niepatyczkowanie się z ochroniarzem w centrali CIA było fajne, tak jak stawianie się prezydentowi, ale najlepsze było wyrzucenie Margot przez okno. Po co ciągnąć ją po sądach jak wszystko można szybko załatwić.

OCENA 4.5/6

Dead Like Me S02E10 Death Defying 
- na początku mi się podobało jak George była wkurzona po swoim pierwszym razie i wszystko ją irytowała, wybuchała gniewem i w końcu musiała dać upust swojej złości. Jednak ogólnie odcinek trochę mnie wymęczył i był nudnawy. Już mnie irytuje to dreptanie w miejscu i statyczność serialu, ciągłe opowiadanie o tym samym. Ma swoje udane i zabawne momenty jak podwójną Crystal czy wiecznie nieogarnięty Mason i słodka i pyskata Daisy. Jednak kolejne sceny wiele nowego o postaciach nie mówią. Tak samo mam już dość Lassów...

OCENA 3.5/6

Halt and Catch Fire S01E04 Close to the Metal
- pierw będę narzekał. Nie podobał mi się przeskok w czasie, nawet minimalny. Żałuję, że nie pokazano co się stało z Cameron, czy zajrzała do niebieskiej książeczki, a jak nie to czemu zaczęła pisać BIOS. Nie podoba mi się też, że prace nagle ruszyły z kopyta. Może mam jakiegoś bzika na tym punkcie, ale wolałbym by każdy etap był szczegółowo omawiany, a nie nagle mają całkiem sprawnie pracujący zespół. Może gdzieś później pojawią się wyjaśnienia, wypłynie coś podczas kolejnego spotkania z IBM, ale teraz mam lekki niedosyt.
- jednak sam odcinek dalej wyśmienicie się oglądało. Joe i jego przemowy są super, jest obślizgły, mówi co inni chcą usłyszeć, doskonale manipuluje tłumem, ale nie potrafię go nie lubić. Nawet za ten numer, który wykręcił. Doprowadził do załamania Cameron, postawił całą ekipę w stan najwyższej gotowości i zagrał wszystkim na nosie. Ale dopiął swego, dziennikarz napisze o nim artykuł. Dobrze, źle, nie ważne, ważne by pisali. Pomysł na odcinek bardzo dobry, dzięki temu miał szybkie tempo, potrafił zaangażować i oglądało się go z pewnym napięciem.
- nie zaniedbano też postaci. Cameron ma wątłą psychikę, jest twarda jak i wrażliwa. Może to spotkanie w mieszkaniu Gordona z sąsiadem było niepotrzebne, ale cały odcinek dobrze oddaje jej charakter. Jednak ciekawiej było u Boswortha. Czyżby czuł, że jego pozycja jest zagrożona i postanowił podjąć drastyczne kroki i pokazać Joemu, że to on rządzi?
- małżeństwo Clarków jest dziwne i mam nadzieje, że wszystko prowadzi tutaj do katastrofy lub konfrontacji. Co rusz jakieś pojedyncze sprzeczki i kłótnie, aż dziwne że tyle ze sobą wytrzymali. A raczej Donna z Gordonem. Teraz znowu ratuje skórę męża, zapieprza w pracy, wychowuje dzieci i cały czas jest niedoceniana.

OCENA 5/6

Orphan Black S02E10 By Means Which Have Never Yet Been Tried 
odcinek był świetnie nakręcony. Montaż pierwszej sceny z Sarą w rękach Dyad przeplatanej z kłótnią Sary z Panią S był niesamowity, budzący zaciekawienie już na samym początku epizodu by trzymać w napięciu przez resztę, a dla lepszego efektu były dramatyczne najazdy na twarz, a koniec sekwencji to Sara na krześle otoczona przez ciemność. Potem nie było wcale gorzej, kamera podczas ujęć nie była statyczna, umiejętnie przesuwała się po scenie i zasłaniała to co trzeba lub powoli ogniskowała na jakimś szczególe by go podkreślić. Swoje zrobiła też odrobinę zaburzona narracja odcinka. Jednak popisową sceną okazał się taniec klonów. Czy może być coś lepszego niż cztery wcielenia Tatiany w jednej scenie? Chyba tylko pięć :) Niesamowicie pozytywna chwila w serialu gdy całe rodzeństwo i Kira cieszą się z wygranej bitwy i każda z Tatian inaczej tańczy co odzwierciedla ich charakter. Szczegół, że nie było między nimi interakcji bo to byłoby karkołomne dla reżysera. Jednak nie dało się nie uśmiechnąć w tej chwili.
- a fabularnie? Sporo chaosu, naciągane wątki, dużo przypadku i jak to w Orphan Black zbytnio to nie przeszkadzało. Serial ogląda się głównie dla przygód klonów i to nie zawodzi. Cosima walczy o życie i to ona ratuje Sarę, która po prostu próbuje ratować córkę. Osobiste problemy na tle wielkich korporacji - pasuje mi to. Troszkę jednak nie rozumiem tego co się stało w tym odcinku. Jak Marion pomogło klonom i czemu w zamian Siobhan wydała Helene armii? Dla mnie średnio to pasuje.
- z cliffhangerem serial się postarał. Nie wiem jak on wypadnie, ciężko będzie dorównać kroku Tatiance, ale męski klon i wplątanie w to armii otwiera wiele możliwości rozwoju. Ciekawi mnie też czy to nie ona jest ojcem dzieci Heleny. Tatuś z proletarian mógł mówić jedno, ale robić drugie. Może pokusił się o stworzenie uber klona łączącego cechy dwóch projektów?
- Kira to najbardziej niepokojące dziecko telewizji, serio. Nie wiem co miała oznaczać scena z Cosimą, ale wyszła dwuznacznie. Nie chciałbym by miała jakieś paranormalne zdolności, wystarczy tylko, że jest lepiej rozwinięta niż zwykły człowiek. Ciekawe jak szybko jej szpik się zregeneruje by pomóc cioci Cosimie.
- tylko ten brak zamówienia trzeciego sezonu jest irytujący. Niby to powinna być formalność bo oglądalność była dużo lepsza niż w poprzedniej serii, producenci opowiadają już o planach na przyszłość, a potwierdzenia dalej nie ma. 

OCENA 5.5/6

Teen Wolf S01E02 Second Chance at First Line
- zaryzykowałem, włączyłem drugi odcinek po długim okresie po obejrzeniu pilota i nie było wcale tak źle jak się obawiałem. Serial postanowiłem nadrobić z uwagi na to jak o nim głośno i z tego co czytam całkiem fajnie mu się mitologia rozwinęła więc powalczę trochę z pierwszą serię i jeśli po 12 odcinkach wciąż będę na nie to z niego zupełnie zrezygnuje. Ale na razie jestem umiarkowanie dobrej myśli. Powoli kupuje ten delikatny camp i niezbyt poważny klimat serialu, doceniam całkiem efektowną reżyserię (skupianie się na detalach, ładne ujęcia, ale też dynamiczny mecz) i śmieje z tekstów Stilesa i Lidii. Dla tej dwójki będę oglądał dalej. niestety główny bohater jak mnie irytował tak irytuje dalej. Nie podoba mi się jego wątek, nie lubię jego osobowości i ciężko mi się go ogląda. Oby z biegiem rozwoju postaci było go coraz mniej.
- scena odcinka? Rozmowa Stiles z ojcem o kłamstwie. Śmiałem się jak to oglądałem, a nawet na komediach rzadko mi się to zdarza.

OCENA 4/6

Teen Wolf S01E03 Pack Mentality
- wkręciłem się bo mam ogromną ochotę włączyć następny odcinek. Pierwsze dwa odcinki to było pokazanie Scotta, ale teraz przyszedł czas na budowanie mitologii, wyjaśniania tajemnic i wprowadzania nowych wątków. Pojawił się Alfa, Derek jest z innego stada niż Scott, a w to wszystko wpleciona rodzinna wendetta. I łowcy! Zdają sobie sprawę z tego kim jest Derek, ale nie ingerują, a tatuś Allison ma chyba jakieś podejrzenia co do jej chłopaka. No nieźle się zrobiło.
- coraz bardziej lubię też te zwykłe sceny w szkole, zaczynam się zżywać z bohaterami, a to dobrze świadczy o serialu. Najfajniej wypada Stiles, ale też Lidia, która przez większość czasu tylko gra słodką idiotkę.
- nie wiem czy to celowy zabieg czy tyko przypadek, ale zauważyłem upodobanie serialu do różnych zwierciadeł i szyb. Szczególnie fajnie wypadła przemiana Dereka, która była tak oszczędnie pokazana.

OCENA 4.5/6 

Teen Wolf S01E04 Magic Bullet
-chyba rozmowy Scotta i Stilesa w miejscach publicznych o ich problemach nigdy nie przestaną mnie śmieszyć. Oczywiście, że to nie przykuwa niczyjej uwagi.
- odcinek bardzo dobrze rozpisany. Miał dwa główne wątki, które się ze sobą przeplatały, a dodatkowy wyścig z czasem dodawał napięcia. Krepująca kolacja była śmieszna, a monolog tatusia o wściekłym psie idealnie odnosił się do Scotta. Trochę zbyt naiwnie wypadło przeszkuwanie domu i kradzież naboju, mam nadzieje, że wzbudzi to odpowiednie podejrzenia.
- trochę się rozczarowałem małą ilością scen Stiles/Derek, powinno być ich więcej bo ta para nie miała zbyt wiele czasu ekranowego, a taka sytuacja to idealny moment by Stiles zadawał wścibskie pytania. Motyw z odcinaniem ręki fajnie wyszedł. Niby wiadomo, że do tego nie dojdzie, ale pasował do odcinka.
- Kate od razu polubiłem. Miała mocne wejście, a potem tylko wzbudzała coraz większe zainteresowanie. Ciekawe jakie tajemnice ukrywa przed braciszkiem.
- Allison z łukiem. Chcę to zobaczyć!

OCENA 4.5/6

True Blood S07E01 Jesus Gonna Be Here
- podobało mi się, a przed obejrzeniem odcinka myślałem, że to ostatnia myśl jaka przyjdzie mi do głowy po lekturze pilota finałowej serii. Było trochę dłużyzn, niepotrzebnych scen czy żenująca przemowa Sookie na końcu, ale oglądało się to z zaciekawieniem, kilka razy się uśmiechnąłem, a kilka zaśmiałem na głos. Nie będę się bawił w proroka i wyrokował przyszłości tego sezonu, ale jestem dobrej myśli.
- jednego tylko nie rozumiem - Tara nie żyję?! To chyba jakaś zmyłka jest, wydaje mi się, że nawet mignęła w zapowiedzi dalszej części sezonu. No bo przecież tak się nie żegna postaci z głównej obsady w siódmej serii serialu. Poza tym jej śmierć widziała tylko matka, a Pam nie odczuła straty więc prawdopodobnie nic jej nie jest.
- tak sobie teraz myślę i stwierdzam, że jeśli nie ma Eryka to nie ma interesującej postaci męskiej. Sam i Bill od dawna mnie irytują, Alcide jest nudny, a Andy i Jason robią za komediowy przerywnik. O wiele bardziej mi się podobają w tym serialu postacie kobiece. Fajne sceny z Jessicą i Adilyn, Violet (ależ Karolina Wydra jest seksowna!) pomiatająca Jason, Pam szukająca swojego stwórcy czy błąkająca się Willa. Dla tych postaci będę oglądał dalej. I liczę, że będę się śmiał jak teraz. I niech będzie więcej głupkowatej akcji, akcja zawsze dobrze robi takim przeciętnym serialom.

OCENA 4/6 

White Collar S04E16 In the Wind
- a jak, cliffhanger musiał być szokujący, zmieniać wszystko i pozostawić z pytaniami na przerwę. Tylko, że to co się wydarzyło było głupie. James zabija Pratta zupełnie bez powodu, tylko dlatego że puściły mu nerwy, Peter nie wie jak się zachować trzymając podejrzanego na muszce, a FBI działa jak stado paralityków nie wiedząc jak obstawić wejścia do Empire State Building. Wiem, że to White Collar, ale to się nie trzyma  przysłowiowej kupy dlatego ciężko mi w to uwierzyć. I czy seriale mogą od czasu do czasu szokować pomyślnym clffhangerem, a nie szafować standardowym zagrożenie życia/pracy/przyjaźni/poznanie wielkiego złego? Troszkę lepiej wypadł szok Neala, ale po nim oczekiwałem mniej bierności.
- sam odcinek nawet przyjemny, posiadał dobre tempo, było kilka momentów by się pośmiać jak wizyta Reesa czy spotkanie z Sarą u Neala w mieszkaniu. Fajnie też wypadły oświadczyny oraz zwykła rozmowa między Nealem, a Sarą. Zaskoczyło mnie, że główny bohater był strasznie na uboczu akcji, ale podobało mi się to. Szkoda, że zabrakło jakiś fajnych zwrotów akcji, nie licząc tego nieszczęsnego cliffa.

OCENA 4/6

środa, 25 czerwca 2014

Orphan Black S02

Zbyt długie na skrótowe podsumowanie sezon, zbyt chaotyczne na pełnoprawną recenzję, pisane ciurkiem i na gorąco zaraz po obejrzeniu finału, bez żadnego przygotowania. Mimo wszystko będzie oddzielny post. Jeśli ktoś mimo wszystko stwierdzi TL;DR to wersja skrócona – oglądać i zachwycać się Tatianą Maslany. Nie zrażać się tematem klonowania i irracjonalnym strachem przed sci-fi bo ten serial poza pomysłem wyjściowym nie ma wiele wspólnego z tym gatunkiem.


Przez 10 miesięczną przerwę między sezonami moja miłość do Orphan Black tylko urosła. W prywatnym rankingu uważałem go nawet za jeden z lepszych seriali zeszłego sezonu. Dlatego odrobinkę obawiałem się, że druga seria zburzy taką piękną iluzję. Nie bezpodstawnie jak się okazało, ale też nie do końca.

Dalej jest to świetny serial, o którym można powiedzieć wiele dobrego, czego nie omieszkam, ale też ma pewne problemy i na niektórych płaszczyznach niezbyt sobie radzi. Scenarzystą zabrakło trochę pomysłów na początku sezonu przez co do szóstego odcinka (nie licząc pilota serii) tempo było raczej powolne i momentami serial przynudzał, było dużo ekspozycji, a najważniejsze tajemnice serialu zostały zepchnięte na drugi plan i zbyt wiele czasu poświęcono na denerwujące duperele i niezbyt ekscytujące wątki jednak z wciąż odczuwalną wielką tajemnicą w tle. Nie było też zbytnio pomysłu na wypełnienie historii – dużo biegania, uciekania i niepotrzebnych komplikacji, a postacie zbytnio od siebie oddalone. Bez problemu można by zrobić skrót sezonu i zapuścić muzyczkę z Benny Hilla. Jednak w drugiej połowie wszystkie trybiki wskoczyły na swoje miejsce, wątki zrobiły się troszkę bardziej spójne, historia ciekawsza, a stawka poszła w górę. Odkrywano też historię projektu Leda, proletarianie (wydaje się, że ten wątek nie był do końca przemyślany i zbytnio odstaje od głównych wydarzeń) i DYAD stali się mniej tajemniczy i wmieszano w to nowe siły. Jednak po obejrzeniu całości jestem jeszcze bardziej skonfundowany i nie mam pojęcia kto jest zły, kto dobry, jakie kto ma zamiary i czy jest sojusznikiem, a może wrogiem głównych bohaterek.

I wcale mi to nie przeszkadza. Co więcej, nie zdziwiłbym się jakby taki był zamysł twórców. To trochę jak podglądanie przez dziurkę od klucza tego co dzieje się w sąsiednim pokoju. Ludzie się przemieszczają, nad czymś pracują, ale trzeba sobie dopowiedzieć co tam się dzieje i samemu stworzyć ogólny obraz. Widz wie ile trzeba i jest zagubiony jak bohaterowie, którzy są na pierwszym miejscu, wewnątrz sieci powiązań i intryg. Czy raczej Tatiana Maslany jest na pierwszym miejscu. Niby powinienem pisanie o serialu zacząć od pamfletu na jej część, ale ile można. Królowa jest tylko jedna i każde rozdanie nagród bez jej wyróżnienia będzie gwałtem na sztuce telewizyjnej. O jej kunszcie aktorskim i pracy jaką musiała poświęcić na zagranie swoich postaci najlepiej świadczy fakt, że podczas oglądania zapomina się, że mimo czterech dominujących bohaterek wszystkie są grane przez jedną aktorkę. I to ich wątki obyczajowe są najciekawsze. Nie potrzebna mi jest zła korporacja manipulująca w DNA, wystarczą mi bohaterowie walczący o swoje życie. Sarah chcę tylko chronić córkę, Allison musi radzić sobie z konsekwencjami swoich czynów i „niewiernym” mężem, Cosima znaleźć lekarstwo, Rachel zarządzać DYAD i radzi z swoją przeszłości, a Heleny odnaleźć w świecie, poznać kto jest prawdziwym przyjacielem, a kto wrogiem.

Aktorskie szarże Tatianki ogląda się wyśmienicie. Udało się jej stworzyć wyraziste i różne od siebie bohaterki, które ogląda się z ogromną przyjemnością. Śpiewająca Allison? Proszę bardzo, ale dla odmiany niech radzi sobie z uzależnieniem. Cosima jest zawsze wyluzowana, ale ma problem z Delphine i musi walczyć z chorobą i ciągłą nieufnością do korporacji, z którą współpracuje. Jednak prawdziwa zabawa zaczyna się gdy te tak zróżnicowane postacie wchodzą ze sobą w kontakt i ich historię zaczynają się mieszać. Oglądanie Heleny i Sary razem daje mnóstwo satysfakcji, wywołuje uśmiech, ale też czasem przeraża. Serial odnalazł idealną mieszankę między humorem (czasem czarnym) i powagą, często poważnie testując bohaterów i fundując im jazdę rollercosterem emocjonalnym. Szkoda tylko, że Felix, Art, Pani S i Paul robią tylko za pomocne tło i poza tym pierwszym nie dostają zbyt wiele czasu, pokazując się tylko wtedy gdy są potrzebni. Wprowadzono też kilka nowych postaci, odegrały one większą rolę w serialu i zyskały moje zainteresowanie. Dawny ukochany Sarah czy szefowa Rachel (zawsze świetna Michelle Forbes) mają w sobie duży potencjał.

Grzechem byłoby nie napisać o warstwie wizualno-dźwiękowej. Szybkie tempo odcinków jest budowane przez elektroniczne dźwięki, które doskonale komponują się z obrazem, kamera lubuje się z zbliżeniach na twarze, ale i szerokich ujęciach. Nie boi się też pokazać naturalizmu sytuacji, ale z smakiem. Zdjęcia są wysmakowane i można w nich dostrzec pewien artyzm. Ludzie od make-upów i scenografii również nie odstawali od kolegów z ekipy.

Serial to prawdziwa uczta dla zmysłów. Na kolejny sezon czekam z niecierpliwością. Może nie tak jak na ten, ale całkiem możliwe, że przed premierą zapomnę o wadach, które w ostatecznym rozrachunku okazały się mało znaczące. Bo ten serial ogląda się przede wszystkim dla bohaterów i kolejnych aktorskich popisów Tatiany. Na drugim miejscu jest jego unikalny styl wizualny, który takiemu wzrokowcowi jak ja daje mnóstwo satysfakcji. Dopiero na końcu jest wielka intryga i dochodzenie do prawdy o klonach. To nie jest opowieść o odkrywaniu tajemnicy, tajemnica jest tylko potrafiącym wciągnąć tłem, punktem wyjścia, które potem rezonuje na grupę szalenie intrygujących bohaterek, które przypadkiem są klonami. Klonami, które chce się jak najlepiej poznać i przeżywać z nimi kolejne fragmenty ich życia, choćby tak banalne jak chwila z dzieckiem, gra w planszówkę, szalona zabawa w barze czy oglądanie taśm z dzieciństwa. I w tych momentach zapomina się, że to klony grane przez jedną aktorkę i chłonie się opowieść tych niezwykłych kobietach.

OCENA 5/6

niedziela, 22 czerwca 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #90 [16.06.2014 - 22.06.2014]

SPOILERY

24 S09E08 Day 9: 6:00 PM-7:00 PM
- nie wiem czy twórcy zrobili to przez przypadek czy planowali takie zgranie w czasie i śmierć prezydenta USA na stadionie piłkarskim kilka godzin po tym jak w Stanach leciał mecz z udziałem ich reprezentacji. Podobała mi się jego śmierć. Poświęcił życie by bronić niewinnych, ale obyło się bez patetycznych monologów. Było ciche pożegnanie z rodziną i kilka zabawnych scen z udziałem Hellera. Szkoda tylko, że nie czuć było tak bardzo walki z czasem, że Chloe jest w stanie coś zrobić lub Kate zdobyć dodatkowe informację. Może gdyby była jakaś nadzieja, jego zgon byłby jeszcze mocniejszy.
- fabularnie jednak odcinek troszkę rozczarowuje. Dobrze się to ogląda, ale brakuje mu pazura, błysk który wyróżniłby ten sezon. Jest strasznie zachowawczy i momentami przytłoczony przez niepotrzebne wątki. Jordan zginął w walce o życie, którą nie mogłem się przejąć, terroryści się nie zgadzają, a Kate bawi się w Jacka by uzyskać informację od Simone. Troszkę blado to wypada.

OCENA 4/6

Dead Like Me S02E09 Be Still My Heart
- zabawny odcinek, miejscami trochę się dłużył, ale były naprawdę śmieszne elementy. Prócz tradycyjnej narracji George choćby Mason na stypie podbijający do Ashley, George rozmawiająca z Misty o seksie i akcja z reanimacją czy moja ulubiona scena - prezentacja serca w szkole. Dawno się tak nie śmiałem na tym serialu.
- jednak Dead Like Me nie byłoby sobą gdyby nie zafundowało kilku dramatyczniejszych momentów - śmierć w pokoju hotelowym i małe załamanie wiecznie radosnej Daisy i pierwszy raz Gorge po stypie. Ciesze się, że postacie dalej się rozwijają, ale dalej jest to trochę zachowawczy serial nie próbujący wyrwać się z swojego schematu. Może podróż Rube'a coś zmieni, ale nie sądzę.

OCENA 4/6

Halt and Catch Fire S01E03 High Plains Hardware
- chyba można już zacząć zapalać świeczki ku pamięci tego serialu. Mimo tego, że jest świetny to wszystko wskazuje na to, że podzieli los Rubicon, nawet oglądalność ma mniejszą. To będzie wielka stara dla telewizji bo trzeci odcinek jest tylko odrobinę słabszy od poprzednich. Nie dość, że fabuła porusza się do przodu swoim tempem to jeszcze postacie dalej się rozwijają i można o nich coraz więcej powiedzieć. Joe jest w stanie zrobić wszystko by osiągnąć swój cel, Cameron dalej próbuje pisać BIOS i używa do tego różnych stymulantów, ale w końcu przyznaje się do porażki, a Gordon popada w coraz większe stany depresyjne i zobojętnienie. Świetnie rozpisane postacie z swoją historią i intrygujące. Do tego dobrze prowadzone. Na ich tle wybija się John, który stara się poprawić swoje życie, zależy mu na pracownikach i nawet dokształca się. Będę za nimi tęsknił bo do tego są świetnie zagrani.
- odcinek miał fajną klamrę, zawsze lubiłem ten środek stylistyczny. Chodzi o umierającego ptaka, któremu przygląda się Gordon. Na końcu odcinka wraca do domu i słyszy ten śpiew i dalej nim nic nie robi. To Donna bierze łopatę i pokazuje kto ma jaja w tym związku. I to pewnie zapowiedź zmian. Gordon nie nadaje się na szefa projektu w przeciwieństwie do jego żony.

OCENA 4.5/6

Orphan Black S02E09 Things Which Have Never Yet Been Done
- jeśli stacja BBC America będzie chciała zrobić 20 minutowy sitcom to ja proponuje na głównych bohaterów małżeństwo Hendrixów. Co za farsa! Co za beczka śmiechu! Allison i Donnie przez cały odcinek próbują pozbyć się ciała, a ona przy tym cały czas dominuje swojego męża. Dawno się tak nie uśmiałem. Jednak i Donnie dostał scenę dla siebie jak groził Vickowi, a potem strzelił fotkę DeAngelis i odszedł od auto w zwolnionym tempie. Co z tego, że ten wątek nie ma nic wspólnego z główną fabułą skoro jest tak świetnie napisany.
- fabularnie serial rozwija się swoim tempem, nie forsuje go, ale finale odcinka ma miejsce istotny twist. Rachel porywa Kire używając do tego Dolphine. Ale to była świetnie nakręcona scena. Najlepsze jest to, że na początku udało mi się poznać przebranej Rachel, ale gdy odurzyła Felixa aż rzucało się to w oczy. Ciekawe tylko czy działa dla dobra Dyad czy jest to jej arogancki plan stworzenia jakiegoś substytutu rodziny. Świetne było jej oglądanie taśm z dzieciństwa i najazd na rozemocjonowaną twarz.
-  jednak królową odcinka zostaje Helena. To co się dzieje na farmie Proletarian to jakieś chore jazdy. Wątek został niespodziewanie zakończony, a przynajmniej jego część bo pewnie w przyszłym sezonie zostanie wprowadzona mamuśka Grace albo okaże się, że to była tylko część ich sekty. Helena jest zdumiewająca. W jednej scenie zabawne chrumkanie i pokazywanie języka, a w następnej "zapładnianie" Henrika i sadystyczny śmiech. Ciekawe co dalej z nią. I z Gracie i Markiem. Serial świetnie poprowadził te postacie i mam nadzieje, że nie raz wrócą.
- Tatiana Maslany za tą rolę zasługuje na każdą nagrodę. Glob i Emmy powinny być jej, ale mam przeczucie, że znowu zostanie okradziona. 

OCENA 5/6

Penny Dreadful S01E06 What Death Can Join Together
- poprzedni flashbackowy epizod nie przysłużył się zbytnio opowieść, trochę wytrącił z ciągłości i na nowo trzeba się było odnajdować w realiach serialu, ale z drugiej strony z lepszym zrozumieniem odbierało się Ives w tym odcinku. Jej historia jest o wiele ciekawsza niż wampirzy wątek bo niesie ze sobą sporo tajemnicy. Czyżby seks z Dorianem był ostatecznym grzechem, który przeciągnął ją na stronę ciemności? I czy super wampir to ta sama moc, która opętuje Vanessa czy różne siły zła walczą o jej duszę?
- zdziwiła mnie w odcinku duża ilość akcji. Niby to tylko jedna scena i to całkiem przyjemna, choć trochę chaotyczna, ale zdziwienie było bo serial stawiał głównie na klimat opowieści i napięcie poszczególnych scen, a nie jej dynamizm. Jednak takie niespodzianki przyjmuję z otwartymi ramionami.
- był van Helsing, nie ma van Helsinga. Dobrze, że zdążył opowiedzieć Victorowi o wampirach i zostawił przy tym jakiś ślad po sobie. Jego śmierć ironiczna, walczył przez całe życie z wampirami, a zginął przez przypadek, bo obdarzył Victora zaufaniem.

OCENA 4.5/6

The Shield S04E01 The Cure
- takie premiery sezonu lubię. Niby wszystko się spokojnie zaczyna, nie ma szaleńczego tempa i zrzucania kolejnych bomb, ale 6 miesięczny przeskok w czasie wymusił pewne zmiany u postaci. Nie ma Strike Team, Aceveda odchodzi, a Cloudette jest na cenzurowanym w prokuratorze. Jednak gwiazdą odcinka jest Glenn Close, która błyszczy i kradnie każdą scenę, w której występuje. Wystarczy tylko, że jest i robi się lepiej. Jej postać jest ciekawa. Niby kolejna standardowa twarda babka, ale ma historię w Farmington, wie co i jak działa i od razu poznała się na Vicku. Bardzo jestem ciekaw jak się będą prezentowały i ewoluowały ich relację przez cały sezon.
- udało się też zarysować główny wątek sezonu. Przynajmniej tak to wygląda. Na szczęście nie jest to coś osobistego jak pociąg z forsą dla Strike Force, ale walka z gangiem, ale też konflikt Vick/Shane. Jeśli będzie to konsekwentnie poprowadzone całkiem możliwe, że będzie to najlepszy sezon.
- przez tą długą przerwę między sezonami problemy nie oddaliły się od bohaterów, ale nawarstwiły się. Aceveda dalej przeżywa swój gwałt, a Wyms jest podrzędną panią detektyw. I Dutch przez to cierpi co podkreśliła jedna krótka scena z Rowling. Ciekawe czy ona go testuje czy nakłania do działania.
- proceduralne wątki odcina jak zwykle mocne. Kręciły się głównie wobec niechęci współpracy z policją oraz znęcania się nad dziećmi. I wyszło typowo dla The Shield - mocno, gdzie miejscami się robi niedobrze w jaki naturalistyczny sposób zostało pokazane zezwierzęcenie ludzi.

OCENA 5.5/6

The Shield S04E02 Grave
- Glenn Closejest fenomenalna. Nie szarżuje w swojej roli, nie musiała pokazywać wiele emocji, ale i tak kradnie swoje sceny. Na razie robi się na dobrą mamusie, opiekunkę Barn, ufa Vickyowi, wydaje się być uległą i unikać konfliktów, ale czuje że to tylko pozory i nie mówi wszystkiego o swoim wielkim planie. Już nie mogę się doczekać aż wybuchnie i Close pokaże pełnie swoich umiejętności aktorskich.
- wątek gangsterski ładnie się kręci. Shane próbuje zgrywać Vicka i średnio mu się tu udaje. Jest twardy i stanowczy, chcę coś ugrać, ale pakuje się w niezłe tarapaty i działa trochę po omacku. Przeczuwam, że Vick będzie mu musiał ratować dupę w finale sezonu bo do eskalacji konfliktu raczej nie dojdzie chyba, że dojdzie by mogli się pogodzić.
- Aceveda jest przerażający. W jednej scenie sympatyzuje z ofiarą gwałtu, pociesza ją by uzyskać zeznania, a w następnej onanizuje się przy taśmie z jej gwałtem. Widać, że to co przeżył w poprzednim sezonie trwale uszkodziło jego psychikę, a serial kolejny raz umiejętnie zapuszcza się w mroczne rejony ludzkiej duszy. Podobnie zresztą było o "martwiącym się pracodawcy", który okazał się być zakochany w chłopaku, który chcę zmienić płeć.

OCENA 5/6

wtorek, 17 czerwca 2014

Game of Thrones S04E10 The Children

Specjalnie dla moich czytelników wrażenie z ostatniej Gry o Tron w tym roku trochę wcześniej niż w niedzielę :)


Bez wątpienie najlepszy finał sezonu. Chciałoby się rzecz, że do czterech razy sztuka. Poprzednie były raczej epilogami sezonów, momentem by pożegnać się z bohaterami przed przerwą, a redefiniujące i emocjonujące wydarzenia działy się w dziewiątych odcinkach. Tym razem mięsko było trzymane na sam koniec i było dobrze wypieczone, smakowicie podane, ale zabrakło kilku składników. Brak Sansy, Petera, Theona, Boltonów, knowań Melissandre lub Żelaznych Ludzi to lekkie rozczarowanie. Nie było też Lady Stonehearth i obawiam się, że jej debiut będzie dopiero w finale przyszłego sezonu. Takie coś zasługuje by być cliffhangerem przed długą przerwą. Jednak sam finałowy odcinek miał świetne tempo, wolno się rozkręcał, ale potem jak przywalił z płaskacza gdzieś po 25 minutach już ciężko było oderwać wzrok. 

Może zaczną od Królewskiej Przystani. W końcu była TA scena! Jednak zanim do tego doszło Cersei znowu pokazała swoje oblicze. Ostatnie zwycięstwo nad Tyrionem ją uskrzydliło i doszła do wniosku, że cały świat leży u jej stóp i tylko czeka na jej rozkazy. Jej arogancja jest ogromna co odbije się na losach całego Westeros. Bo gdy Tywina już nie ma to ona będzie najsilniejszą postacią w państwie. I już nie mogę się doczekać jej Walk of Shame. Powinna to być jedna z mocniejszych scen przyszłego sezonu. Odcinek dziewiąty? Jej, ale pięknie by to wyglądało na jednym kilkuminutowym ujęciu kamery.

Po tym odcinku nasuwa się ciekawa analogia - Tywin okazał się postacią niesamowicie podobną do Neda. Tylko zamiast zaślepienia honorem, które często wpływało na jego trzeźwy osąd i podejmowanie decyzji Lannister bezgranicznie polegał na swojej rodzinie. Nie wierzył w plotki dotyczące dzieci, zlekceważył Tyriona i przez to zginął. Do samego końca był pewien, że syn go posłucha, że przemówi mu do rozumu. No i się nie udało. Tyrion już miał dość kłamstw, bycia wyzyskiwanym i poniżanym więc postanowił zemścić się na staruszku. Do wychodka poszedł z zamiarem zabicia ojca i to też uczynił. Ciekawe ile osób będzie go broniło po tym. Ja w tym momencie straciłem do niego całą sympatię, ale jestem ciekaw jak serial poprowadzi jego dalsze losy i czy szybko rozdzielą go z Varysem. Poza tym lubię takie niejednoznacznie moralnie postacie, a podczas ich oglądanie nie muszę im wcale kibicować, a nawet wolę jak cierpią. Taki sadysta ze mnie. Jednak najbardziej chcę zobaczyć wyrzuty sumienia u Jamiego. Przecież jest pośrednio odpowiedzialny za śmierć ojca. Jego przemiana zaczęła się jakiś czas temu i chcę by trwała dalej. Tym bardziej, że będzie teraz jeszcze bardziej kuszony przez siostrę.

To może teraz od Północy. Tej bliższej. Dalej uważam, że wątki na Murze są źle prowadzone, brak snucia wizji zagłady królestwa i poczucia realnego zagrożenia. Najśmieszniej wygląda 100 tysięczna armia Mance'a. Jon wychodzi z Czarnego Zamku, idzie prosto przed siebie i trafia bezpośrednio do namiotu głównodowodzącego. Stannis to samo, bez żadnego rozpoznania jego jazda trafia w samo serce armii. Ciężko mi na to przymknąć oko. Źle też są prowadzone relację Starków ze swoimi zwierzaczkami. Duch pokazuje się od czasu do czasu, Jon nawet się z nim nie pożegnał gdy szedł na śmierć. Już nawet pomijam to, że Arya nie wspomina o swojej Nymerii.
 
Jednak scena w namiocie Mance'a była świetnie napisana. Z humorem, ale czuć było też napięcie. I tutaj też ciekawa paralela - Jon łamie się jadłem, pije bimber (klisza z krzywieniem ryja po niespodziewanie wysokim woltażu napoju...), a równocześnie planuje morderstwo gospodarza i wzięcie przykładu z Freyów i Krwawych Godów tylko na mniejszą skalę. Przybycie Stannisa wyglądało epicko, świetnie wyglądała jazda i oskrzydlanie wroga. Wydarzenia na Murze nabiorą teraz rumieńców skoro spotkały się tutaj trzy długo prowadzone wątki i frakcje. I oby scenarzyści teraz przy tym przysiedzieli bo na razie mimo, że wizualnie i technicznie ładnie to wygląda (ach ten widok na Mur!) to słabo jest to pisane. Dobrze, że Goździk nie było, ale już własnoręczne palenie Ygrette przez Jona niepotrzebne. Już lepiej byłoby poświęcić ten czas na ważną i emocjonalną rozmowę Tyriona z bratem o pewnej kurwie z przeszłości co niepotrzebnie wycięto. 


Na prawdziwej Północy wątki czerpane są już z Tańca ze Smokami i bardzo prawdopodobne, że przyszły sezon wyprzedzi książkę co mnie niezmiernie cieszy. Spotkanie Brana z wroną i Dzieckiem wyszło zaskakująco efektownie. Dobra sieczka z szkieletami i sporo dramatyzmu. Mam tylko trochę mieszane uczucia co do efektów - z jednej strony zachwycały szczegółowością i naturalnością wyglądu szkieletów, ale z drugiej animacja momentami była jak z Jazona i argonautów, jakby zabrakło kilku klatek. Przy okazji udowodniono, że Bran dalej jest tylko dzieckiem, nie zna swojej roli i marzy tylko by odzyskać władzę w nogach.

Ten odcinek miał świetną muzykę oraz zdjęcia z czego najlepiej pod tym względem wypadł pojedynek Brianne i Ogara. Już pal licho, że nie powinni się spotkać w tak zupełnie przypadkowy sposób, a Westeros uległo jakiemuś magicznemu skondensowaniu na potrzeby serialu. Świetna scena walki z zdjęciami z m.in. z helikoptera i oddali z dużą ilością cięć zmieniających perspektywę, ale nie wprowadzających chaosu. I udźwiękowienie podczas walki! I nie chodzi tylko o nowy kawałek od Djawadiego, ale też o jego nagłe zakończenie gdy Ogar złapał miecz, a potem jedynie odgłosy brutalnej walki, okładania się pięściami, miażdżonego ciała, zgrzytających płatów zbroi i wściekłych krzyków walczących. Kurde, to chyba najfajniejsze starcie serialu. Przy okazji scenarzystom znowu wyszedł zabieg gdzie z pozytywnego bohatera robią tego złego jak Brianne rozbiła świetny związek Ogara i młodej Starkówny. 

Śmierć Pieska czy raczej konanie to kolejna świetna scena odcinka i też ma pięknie skonstruowane paralele. Pierwsza z nich to do wcześniejszego spotkania z konającym wieśniakiem. Druga do Góry. Dwaj Cleagenowie konają  w tym samym momencie po morderczym pojedynku. Co za ironia! Świetna była kamienna twarz Aryi wysłuchującej monolog Ogara i odmawiającej zadania miłosiernego ciosu. Młoda nauczyła się, że śmierć może być też ukojeniem i nie chcę się nad nim zlitować. Nie tłumaczy się, bierze tylko sakiewkę i odchodzi nie wypowiadając nawet słowa. Następny sezon to będą jej zabawy w Bravos. Z jednej strony nie mogę się doczekać, ale z drugiej denerwuje mnie ten jej samodzielny wątek. Może twórcy poprowadzą go lepiej niż w książkach i Arya nie będzie taka przefajnowana.

Tytuł odcinka można interpretować na kilka sposobów, ale najtrafniej odnieść go do wątku Danki. I muszę przyznać, że przyjemnie jest patrzeć jak ta bohaterka cierpi. Przez bodajże dwa sezony miała z górki to teraz fekalia uderzyły w wiatrak i atakują ze wszystkich stron. Nie tak łatwo jest rządzić miastem, a co dopiero Westeros. Niewolnicy nie chcą być wolni, a smoki, które miały być jej największą zaletą przysmażają tylko kłopotów. Piękna scena z zakuwaniem ich w łańcuchy, rozdzierająca muzyka pełna smutku, cudne zdjęcia i krzyki paniki i wyrzutu w stronę matki od smoków. Cała akcja z smokami też strasznie ironiczna. Źródło siły Dany zakute w łańcuchy przez kobietę, która ma przydomek Breaker of Chains. 

Im dłużej myślę o tym odcinku i przeglądam jego fragmenty podczas pisania recapu coraz bardziej go doceniam. Nawet się tego nie spodziewałem, że tak szczegółowo go dopracowano. Budżet na ten odcinek musiał być ogromny. CGI, zdjęcia, nowe kawałki muzyczne, nowe lokacje czy masa statystów, ale też scenariusz najwyższej próby (chociaż pewne poprawki by się przydały). Do tego zwroty akcji, które zmienią oblicze serialu. Jest to zdecydowanie jeden z najlepszych odcinków najlepszego sezonu. A teraz uzbroić się w cierpliwość i oczekiwać na nową serię i wieści z planu. Lipcowy Comic-con powinien trochę tego dostarczyć. A może Martin zrobi niespodziankę i wyda szóstą książkę? Dobra, przepraszam to był głupi żarcik

OCENA 5.5/6

niedziela, 15 czerwca 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #89 [09.06.2014 - 15.06.2014]

Rozpoczął się jeden z najlepszych seriali świata. Niby pokazano dopiero kilka odcinków, ale już one były pełne emocji, dramaturgii i niesamowitych zwrotów akcji z niespodziewanymi bohaterami w roli głównej. Całość będzie liczyła 64 odcinki upakowane w jeden miesiąc z finałem 13 lipca.  Zapowiada się znakomity sezon, a potem znowu czteroletnia rozłąka. Jak to dobrze, że w przerwie jest europejski spin-off. 

World Cup tak zdominował mój czas, że nie było zbytnio czasu na seriale. Przed czwartkiem brakowało za to chęci. Wysokie temperatury nie sprzyjają siedzeniu przed monitorem, a tym bardziej spisywaniu wrażeń dlatego jest dosyć skromnie i bardziej chaotycznie niż zwykle. I prawdopodobnie będzie tak przez kilka najbliższych tygodni co mi zupełnie nie przeszkadza. I tak nie będzie zbytnio co oglądać bo niedługo Gra i  Orphan lądują na zasłużoną przerwę, The 100 jest już na ławce rezerwowych.

 SPOILERY

24 S09E07 Day 9: 5:00 PM-6:00 PM
- w poprzednim odcinku serial zafundował sporo akcji i w tym jest podobnie. Miejscami głupkowata i naciągana, ale świetnie się to ogląda. Ucieczka przed atakującym dronem i rozróba na ulicach Londynu z cierpiącymi ludźmi w tle to coś co chciałbym częściej widzieć w 24. Poprzednia część odcinka też mi się podobała mimo, że była wolniejsza. Fajna też była refleksja Jacka nad swoją naturą zaraz po torturach.
- kolejny twist fabularny, który nie ma być prawa zaskoczeniem. Adrian jest zły i współpracuje z Navarro. Nie zdziwiłbym się gdyby na szczycie tej hierarchii stali Rosjanie. Wątek Jordana trochę nudny, za mało było go wcześniej bym zdążył przejmować się jego losami. Przy okazji miał za dużo farta bo trafił mu się worst assassin ever.
- to co teraz Heller podda się Margot by mogło się okazać, że ona jest czyjąś marionetką?

OCENA 4/6

Game of Thrones S04E09 The Watchers on the Wall
- nadeszła wielka bitwa na Murze, wielce oczekiwany punkt kulminacyjny sezonu, starcie zapowiadane od kilku lat i ostatnie na prawdę wielkie wydarzenie w sadze Martina. I kurde, jestem trochę rozczarowany. 
- zacznę od tego, że od strony wizualnej i technicznej epizod zachwycał. Może nie tak jak Blackwater, ale było na co popatrzeć. Maszerująca wielka armia i długa oraz dramatyczna potyczka o Mur. Na telewizyjną skalę było w miarę epicko, ale powinno być bardziej. Jednak starcie, desperacka walka o życie, przełożeni którzy przyznają się do błędów i tchórzą, niespodzianka w postaci kosy czy giganci - to musiało się podobać. Tak jak jon przejmujący inicjatywę zarówno na górze jak i na dole. Moim ulubionym momentem jest rzut na pole bitwę, prawie minutowa wycieczka po Czarnym Zamku nakręcona na jednym ujęciu. Coś pięknego. Albo Straż recytująca przysięga przed starciem z gigantem. Pojedyncze starcia też oglądało się z niekłamaną przyjemnością.
dlatego szkoda, że ostatecznie jestem trochę zawiedziony odcinek. Przede wszystkim słabo zbudowano napięcie. Bardziej przejmowałem się walką Żmiji z Górą niż starciem na Murze. Nie czuć było, że nadchodzi coś wielkiego. Podczas samego starcia brakowało mi też desperackiego klimatu. Niby bohaterowie o tym mówią, że nie czułem, że są skazani na porażkę, że zrobili wszystko by uchronić królestwo przed Dzikimi. Brakowało mi wcześniej przygotowań. Pewnie, lepiej było pomówić trochę o Goździk... Dużo bardziej mi się podobała książkowa wersja gdzie autentycznie czuć było wagę wydarzeń. Nie podobało mi się, że położono tak duży nacisk na melodramatyczny sceny. Czy bohaterowie muszą przed bitwą mówić tylko o swoich kochankach? Jon o Ygirtte, Sam o Goździk, Ygritte o Jonie czy nawet Aemon o swojej pierwszej. Najbardziej jednak nie pasowało mi ostatnie spotkanie Jona z Dziką. W książce było to dużo lepiej rozwiązane.
- mam też zastrzeżenia co do samej bitwy. Brawa dla Dzikich, że przeprowadzili atak z dwóch stron, ale na tym ich taktyka się już skończyła. Gdy ma się 100 tysięczną armię to atakuje się nieprzerwanie nie dając wrogowi czasu na odpoczynek i przygotowanie nowych pułapek. Kluczowe znaczenie ma też zdobycie bramy, na tym główne siły powinny być skupione, a nie parę osób się wspina, kilka atakuje bramę, a reszta krzyczy i daje się zabić z łuków. Kupą mości panowie! Nagana dla obrońców za brak wilczych dołów czy innych pułapek. Kolejny raz udowodniono, że Strażnicy na Murze to najgorsi taktycy Westeros.
- przez trzy sezony to dziewiąte odcinki można było traktować jako finały z najważniejszymi wydarzeniami (ścięcie Neda, Blackwater, Red Wedding), a ostatni był swoistym epilogiem. Tym razem twórcy wzięli sobie do serca narzekania na dziesiąte odcinki przez co w dziewiątym poza wielką bitwą, która nic nie roztrzygnęła i śmiercią mało istotnych postaci nic się nie wydarzyło co by zmieniło oblicze serialu. Trochę rozumiem, że zabrakło odsieczy w ostatniej chwili bo odcinek przypominałby zbytnio Blackwater, ale przez to mam wrażenie, że brakowało mu zakończenie. Jon wychodzi poza bramę i tyle. Nie wiadomo jaki ma plan, nic, tylko że musi wszystkich uratować i najlepiej zginąć bo nie zniesie świata bez swojej ukochanej... Jak to dobrze, że przyszły epizod powinien być dużo bardziej efektowny i istotny dla fabuły.

OCENA 5/6

Halt and Catch Fire S01E02 FUD
- to dopiero drugi odcinek, ale ja już jestem gotów na siłę wciskać ludziom ten serial i krzyczeć, że najlepsza premiera wakacji. Kupił mnie klimat, kupili bohaterowie, jestem też zainteresowany jak dalej potoczą się losy tych złamanych wizjonerów, idealistki i twardego sprzedawcy. Obawiam się tylko, że serial podzieli losy Rubicon. Genialny koncept, duszny klimat i fatalna oglądalność.
- niby drużyna zebrała się w zeszłym odcinku, ale teraz muszą się dotrzeć, poznać i zrozumieć co nie będzie łatwe. Cameron dalej się buntuje, Joe jednak wszystkiego tak nie przemyślał i dane mu było poczuć konsekwencje, a Gordon wątpi w swoje życie i przeżywa prawdziwą huśtawkę nastrojów. Od euforii po zwątpienie. Każde z nich dostaje dużo czasu i niemal wszystkie sceny z ich udziałem są fascynujące. Czy to wycieczka po ciuchy czy do sklepu z systemami nagłaśniającymi. Nawet te domowe sceny Gordona z żoną są ciekawe bo czuć, że wisi jakaś niewypowiedziana tajemnica z przeszłości. Jednak odcinek kradnie Lee Pace z końcową przemową o realizacji marzeń i podążaniu za swoimi pasjami, która okazuje się wielką ściemą. Coś mi się wydaje, że prawda może być bardziej prozaiczna. A może połączona z IBM? Chcę wiedzieć, już, teraz. I chcę częściej oglądać to Imperium Zła bezwzględnie niszczące Cardiff Electronics.

OCENA 5/6

Orphan Black S02E08 Variable And Full Of Perturbation
- wiecie co? Nie obchodzi mnie fabuła w tym serialu, zgłębianie wielkiej konspiracji nie jest mi wcale potrzebne by się nim cieszyć. Wystarczy, że dostanę świetnie rozpisane sceny z podstawowymi klonami, przedstawią jednego nowego i mi to zupełnie wystarcza. Cudowne zdjęcia, dialogi, humor dramat i chemia między postaciami w tych aspektach Orphan Black nie zawodzi.
- Tony był ogromnym zaskoczeniem, ale serial wywiązał się z tego zagadnienia znakomicie. Tatianka stworzyła kolejną interesującą postać i liczę na jego szybki powrót. Zwłaszcza jestem ciekaw na jego relacje z Felixem. Chociaż bardziej shipuje Allison/Felix - ta para jest przecudowna. Przy okazji wyszedł ciekawy wątek - ile tak na prawdę wiedziała Beth i kim jest Paul. Czyżby na arenę wydarzeń miała wkroczyć trzecia siła, która wcześniej była odpowiedzialna za zakończenie wcześniejszych badań?
- Cosima jest kapitalnie rozpisana. Jej humory szybko przechodzą, ciężko policzyć ile razy kłóciła i godziła się z Delphine, gra w planszówki, a gdy choroba uderza ponownie popala sobie jointy. Świetnie nakręcona scena zjarania i zabaw z helem. Dlatego później nie spodziewałem się tak dramatycznego końca odcinka. Mam nadzieje, że twórcy nie będą chcieli skończyć sezonu jej śmiercią.
- Allison znalazła wspólny język z Donniem. Pierw kłótnie, potem zrozumienie z wyjawieniem prawdy i w końcu następne kłótnie. Kapitalne było jak pouczała męża co należy zrobić po morderstwie. Jak tu jej nie kochać.
- co ten Duncan kombinuje? Czy jego zachowanie to tylko gra czy może rzeczywiście ma pewne problemy, ale próbuje też coś ugrać. I co takiego zapisał w książce, którą zostawił Kirze? Jakieś zabezpieczenie? I czemu mała się tak tym interesuje. To dziecko jest creepy.
- i na koniec o Rachel. Zawsze lodowata i powściągająca emocję, nawet teraz gdy współpracuje z ojcem zachowuje się formalnie potrafiła ponieść się instynktom. Flashbacki z jej udziałem pozostawiają trochę miejsca dla interpretacji, ale najprawdopodobniej to było jej zachowanie gdy dowiedziała się, że Sarah mogła zostać matką. Jednak ta jej maska skrywa więcej niż może się wydawać.

OCENA 5/6

Penny Dreadful S01E05 Closer Than Sisters
- serial znowu to robi. Pozornie porzuca główny wątek fabularny i skupia się na jednej postaci tylko tym razem odcinek w całości jest jej poświęcony. I wyszło to wspaniale. Może historia nie była oszałamiająca i nie posiadała diametralnych zwrotów akcji, ale była niesamowicie wciągająca. Odkrywanie przeszłości Vaness, przedstawienie jej relacji z Miną, Malcolmem i rodzicami, a potem dorastanie i pokazanie walki z samą sobą. Nie wyjaśniono też wiele. Czy od zawsze jest skażona ciemnością, objawiła się u niej gdy zobaczyła matkę z kochankiem czy może jej postać to alegoria do typowej walki dobra i zła o duszę człowieka. Dusze, którą zło wygrało, a ostatnio jest w odwrocie. 
- ten odcinek nie byłby tak wspaniały gdyby nie fenomenalna Eva Green. Zagrała cierpiącą i torturowaną bohaterkę niesamowicie przekonująco, a wizyty w zakładzie dla obłąkanych to mistrzostwo w jej wykonaniu. Tortury psychiczne i fizyczne dodatkowo zostały podkreślone przez przejmującą i budzącą grozę muzykę, zdjęcia z zbliżeniami na twarz czy scenografię. Realizacyjnie ten serial to czołówka telewizji.   
- dlatego trochę szkoda, że wątku głównego niewiele. Pokazano historię z przeszłości, jak doszło do obecnej sytuacji, ale przy tym pozostawiono sporo białych plam do wypełnienia. Jednak zapowiedź przyszłości jest intrygująca. Czy Vanessa zrobi to co konieczne i jak zareaguje na to Malcolm? I kiedy zostanie przedstawiony Harker? 

OCENA 5.5/6

The 100 S01E13 We Are Grounders - Part II
- co za finał! Gdy myślałem, że Gra o Tron dostarczy tygodniową dawkę epickości to pojawił się ostatni odcinek The 100 i zaskoczył kolejną bitwą. Ten serial świetnie mi się ogląda i nie zamierzam się tego wstydzić. Brakuje mi tego tego typu produkcji w telewizji i może dlatego łagodniej go traktuje, ale daje mi przyjemność z oglądania, a to jest najważniejsze.
- w tym momencie chciałem popisać trochę o minusach i o tym co mi się nie podobało. Tylko nie wiem co mam tu zamieścić. No dobra przyczepię się do tytułu odcinka. Poprzedni był zatytułowany Part 1, a ten jest Part II. niby szczegół, ale irytujący.
- niby nie powinienem porównywać tej bitwy do tej na Murze z Gry, ale będę bo mam taki kaprys i pod kilkoma względami starcie w The 100 bardziej mi się podobało. Przede wszystkim lepiej budowano konflikt, czuć było zbliżające się zagrożenie i nieuchronną konfrontację przez cały sezon. Samo starcie od strony taktycznej też lepiej zostało przedstawione. Widać było ciężkie przygotowania i planowanie. Grounders też używali taktyki. Co najlepsze to było starcie na wyniszczenie. Ziemianie wysłali małą armię (200 statystów brało w tym udział) i atakowali nieprzerwanie całą siłę, a sytuacja obrońców robiła się coraz bardziej dramatyczna. Oczywiście, nie mogli wygrać ale świetnie się to oglądało. Dodatkowo klimatycznie wyszły rozmowy przez krótkofalówkę. Nie zawsze trzeba pokazywać bitwę by ją poczuć.
- troszkę niepotrzebne było bieganie Finna i spotkanie z Lincolnem, ale to pozwoliło zbudować dodatkowy dramatyzm jakby sama walka o przetrwanie nie była wystarczająco. Raven jako jedyna może uratować sytuację, ale potrzebne są jej leki. I trwa podwójny wyścig z czasem. Dużo wątków i dużo napięcia. Może i to troszkę naiwne, ale super się ogląda.
- podobało mi się też co zrobiono z Octavią. Niby była szkolona przez Lincolna, pokazali wcześniej, że umie walczyć, ale nie przesadzono z tym i nie zrobiono z niej bohaterki. Ratuje brata, ale od razu zostaje wykluczona z bitwy.
- serial już nie raz pokazał, że ma fajne pomysły na bohaterów, ale najbardziej lubi ich dręczyć. Znowu pokazano Murphyego, który znowu cierpi. Jedna to przed Clarke stało największe wyzwanie. Pierw chciała odejść od walki, ale potem dostrzegła, że to jedyny rozwiązanie i postanowiła walczyć. I w tej walce skazała na śmierć dziesiątki ludzi - przyjaciół jak i wrogów. Użycie silników rakietowych jako broni ostatecznej i widok pobojowiska to niecodzienny widok. Jednak jeszcze lepiej wypadło jej poświęcenie i pozostawienie Finna i Bellamyego. Widziała, że to jedyne wyjście i ich zostawiła na placu boju. Nie sądzę by obaj zginęli, raczej któryś zostanie ciężko ranny, któryś będzie mu pomagał i spotkają się z innymi ocalałymi. Chociaż cicho liczę na śmierć Finna, serial stanie się przez to dużo lepszy. Chociaż w tym odcinku znowu go lubiłem - idealista staje do walki bo to jedyne rozwiązanie i przez to ginie, poświęcając się na marne.
- ujęła mnie też jedna scena - Anya wskakująca do statku. Uwielbiam Dichen Lachman więc zawsze jest dobrze ją zobaczyć tym bardziej jak gra dziką wojowniczkę. Jednak najfajniejsze było jak Clarke manipuluje rządnym zemsty tłumem katującym swojego wroga. Krzyczy ona, że nie są tacy jak oni, nie są Ziemianami. Tylko, że w poprzednim odcinku, mówiła, ze są Ziemianami i pozostaną walczyć o swoje. Pięknie manipuluje tłumem.
- na Arce podczas powrotu do domu nie mogło zabraknąć dramatu. Zdalna detonacja się nie powiodła i ktoś ręcznie odpalić te ładunki. Zupełnie się nie zdziwiłem, że chciał zrobić to Kane, dalej próbujący odkupić swoje winy. Świetne było jak idzie przez korytarz i mu ludzie dziękują. Jednak zrobił to Jaha i to też nie jest zaskoczeniem. Też chciał się poświęcić, ale z innych przyczyn - nie chciał już żyć po stracie dziecka, próbowała to zrobić wcześniej, nie udało się, teraz już tak. Dostał godne pożegnanie z butelką whisky, wzorkiem utkwionym w Ziemię i stwierdzeniem, że zobaczymy się ponownie mimo, że to nigdy nie nastąpi.
- na Ziemi wylądowała część ocalałych z Arki, nie wszystkim udało się dotrzeć, serial nie boi się uśmiercać postaci. Przez cały sezon zginęła jakaś połowa Setki i pewnie z 10-20% mieszkańców Arki ocalało, a przecież wpadli z deszczu pod rynnę. Nie ma co, ratowanie gatunku ludzkiego świetnie im wychodzi. Piękny widoczki jednak dostaliśmy po tym jak Abby i Kane wyszli na powierzchnię. Nasycone kolory i bohaterowie na powierzchni, pierwszy raz poza Arką. Nowy początek i koniec pewnego etapu ich życia. I znowu mogę się przyczepić, że nie powinni być tak dobrze przystosowani do atmosfery itd. ale nie zmienia to faktu, że to game changer. No i piękny widok spalającej się w atmosferze Arki. Szkoda, że serial nie miał odrobinę większego budżetu bo na prawdę wyszłoby to przepięknie gdyby więcej czasu temu poświęcono.
- nie mogło też zabraknąć cliffhangerów. I co to za cliffy były! Bohaterowie podzielili się na kilka małych i niepowiązanych grupek, których historia będzie przedstawiana w przyszłym sezonie. Clarke i Monty (+ kilkudziesięciu innych) trafili do Mount Weather, bazy Górali. Ocalałych z nuklearnej zagłady. Czyli kolejna frakcja obok Grounders i Reapers. Jednak nie sądzę by byli to dobrzy ludzie. Pewnie tacy będą z początku, a potem okaże się, że są zupełnie zdegenerowani i uważają się za jednostki inteligentniejsze od reszty. Świetnie też wyglądało to białe, sterylne wnętrze z Gwieździstą nocą van Gogha na ścianie. Czyli, że zrobili coś by ocalić naszą kulturę, chcę zobaczyć więcej tego typu smaczków.
- kolejna grupka to Octavia z Linconem i jestem ciekaw gdzie zaprowadzi ich historią. Najpewniej spotkają się z ocalałymi z Arki, są im potrzebni przewodnicy w nowym świecie by nie popełniali tych samych błędów. Jednak chciałbym by jakiś odcinek lub dwa byli zdani na siebie. Potencjalnie jest też grupka numer cztery i pięć. Pierwsza z nich to ocalały Bellamy i może Finn i potencjalne niedobitki z bitwy. Numer pięć to gdybanie. Raven wcześniej wspominała, że jest coś nie tak z statkiem Diane gdy badała wrak czyli mogła ona przeżyć i jej podwładni. A co jak miała wcześniej kontakty z Góralami i dlatego tak się śpieszyła na Ziemię? To by było ciekawe. Przy okazji w przyszłym sezonie przynajmniej przez jakiś czas będzie fajne odwrócenie roli. Setka trafi do ciasnych korytarzy Mount Wheather, a ci z Arki będą na otwartej przestrzeni.
- w S02 chciałbym też zobaczyć większą eksplorację tego świata. Już jest on całkiem bogaty mimo, że przedstawiono dopiero jego niekompletny zarys. Moje marzenia to wyprawa bohaterów do ruin Waszyngton tym bardziej, że miasto jest całkiem niedaleko. Mount Weather to rzeczywista baza i znajduje się jakieś 60 kilometrów od miasta. Aż się prosi o wycieczkę, szkoda tylko, że stacja może być dość skąpa zważywszy na przeciętna oglądalność.

OCENA 5/6

White Collar S04E15 The Original
- nie idzie mi oglądanie tego sezonu White Collar, robię to na raty już od ponad roku, a to wszystko wina przeciętnych odcinków. Jednak ten przypomniał mi za co lubiłem ten serial. Lekkie sprawy z fałszerstwami w tle, przyjemne dla oka przekręty i intryga, która potrafi zainteresować. Nie zabrakło też zabawnych, ale też i emocjonalnych dialogów ważnych dla postaci. Nie spodziewałem się, że jeszcze tak dobrze będę się bawił na serialu. Jeśli Neal częściej w tym sezonie grałby fałszerza dzieł sztuki to z większą przyjemnością wracałbym do serialu.
- Emily Procter jako nowa szefowa oddziału Białych Kołnierzyków strasznie mnie uszczęśliwiła. Dano jej już nie widziałem na ekranie, a strasznie miło wspominam jej Ainsley z The West Wing. Mam nadzieje, że zostanie na dłużej w serialu, a bohaterowie nie będą sobie do końca zdawać sprawy po czyjej stronie ona stoi.

OCENA 4/6

niedziela, 8 czerwca 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #88 [02.06.2014 - 08.06.2014]

Serialowe wakacje już niemal w pełni. Niektóre niedobitki dobiegają końca (The 100, Gra o Tron, Orphan Black), a już za chwilę inwazja czerwcowych premier. To znaczy, że jest idealny czas na nadrabianie. Skończyłem trzeci sezon The Shield i jest on równie świetny co poprzednie serię. Szkoda tylko, że mocno się postarzał i nie widać już w nim tej innowacyjności co kiedyś. Mam nadzieje, że do końca sezonowej przerwy uda się obejrzeć całość. Dokończyłem też Luthera. Niby zostały mi trzy odcinki, ale ciężko było się do nich zabrać. Niestety pierwsza historia nie była tak dobra jak ta zamykająca serial. Teraz pozostaje czekać na informację o zapowiedzianych filmach. I oby nie powtórzyła się sytuacja z 24. Wielkie oczekiwanie i po czterech lat serial zamiast zawitać na dużym ekranie w dusznych kinowych salach ląduje znowu w telewizji. Dla przeciwwagi sprawdziłem co słychać u niegdyś ulubionego zabójcy Ameryki. I niestety Dexter zabija już tylko z nudów. To będzie trudna przeprawa przez te dwanaście epizodów. 

Nadrabianie nadrabianiem, ale najwięcej emocji dostarczają seriale, na które trzeba czekać z tygodnia na tydzień. Wielki pojedynek Góry z Żmiją w serialu gdzie zima nie potrafi nadejść przez cztery lata był hypowany przez dwa tygodnie, oczekiwania były ogromne, widzowie się ekscytowali niczym Polacy walkami MMA z Pudzianem, a potem internet wybuchł. Wybuchły też korki od szampana w HBO bo odcinek pobił rekord oglądalności, a kilka dni później okazało się, że Gra o Tron została najlepiej oglądanym serialem w historii stacji wyprzedzając The Sopranos. Jeśli jednak ktoś liczył na trochę inny przebieg walki na chwilowe otarcie łez polecam sprawdzić ten filmik. A już jutro epicka bitwa o Mur, która rozmachem powinna dorównać słynnemu Blackwater.

Mijający tydzień był też dobry dla wielbicieli nowego hitu Showtime - Penny Dreadful, gdyż stacja zamówiła drugi sezon. Nie jest to wielkie zaskoczenie, w końcu to kablówka. Co ciekawe w przyszłym roku spędzimy dwie dodatkowe godziny w wiktoriańskim Londynie. Zapowiedź kolejnej serii sprawiła, że zorientowałem się, że mimo emisji dopiero czwartego odcinka to jest już połowa sezonu. Śpieszmy się kochać seriale, tak szybko odchodzą. Mam tylko nadzieje, że Jack Bauer jednak po tym sezonie nie odejdzie na emeryturę czy do innej krainy wiecznych łowów (na terrorystów, a jakże). Początkowe wyniki oglądalności nie napawały optymizmem, ale już ostatni wzrost o 0.3 punka ratingowego dobrze rokuje. A jak 10 sezon to tylko w pakiecie z Yvonne Strahovski i najlepiej nowymi producentami bo starzy mimo kilku lat przerwy są mocno wypaleni. 

Na zakończenie polecam pierwszy pełny zwiastun The Strain. Telewizja dzięki American Horror Story przypomniała sobie o gatunku jakim jest horror i konsekwentnie co roku wprowadza nowe tytuły z dreszczykiem. Tym razem od samego Guillermo del Toro i stacji FX więc nie ma prawa się nie udać.

SPOILERY

24 S09E06 Day 9: 4:00 PM-5:00 PM
-  serial dalej nie zachwyca w tym sezonie, dalej brakuje mu napięcia i plot twistów, ale dalej potrafi świetnie pokazać trochę akcji. Strzelanina z handlarzami broni, przesłuchanie Kate i Jack będący Jackem. Takie rzeczy chcę oglądać nawet jak są trochę głupkowate. Ważne by było przyjemnie. Chcę też więcej zaskoczeń. Scenarzyści chyba są zbyt przyzwyczajeni do 24 godzin i ciężko im się wpasować w 12 odcinkowy schemat dlatego dopiero teraz są teasowane kolejne wątki. Za późno.
- tekst Hallera wygrał odcinek - "Jack wants her, Jack needs her, Jack gets her". Iwonka świetnie się wpasowała w serial i liczę, że jeśli serial zostanie przedłużony to zostanie na kolejną serię.
- co robi Jack na wakacjach? Pracuje dla handlarza bronią by zdejmować jego największych klientów. Dziwne, że nie pomyślał o wędkowaniu, składaniu modeli lub hodowli drzewek bonsai.
- jest kret w CIA i jest nim Navarro. Kompletny brak zaskoczenie bo serial próbował wmówić, że to Jordan będzie kradł sekrety. Tylko z kim współpracuje? Rosjanie? Bez przyczyny by ich nie pokazywali w odcinku.
- terroryści to banda nieudaczników. Michelle Fairley jest odpowiednio charyzmatyczną aktorką, ale przerysowanie postaci odbiera wiele przyjemności z jej scen. Ostatnie sceny z Simone to śmiech na sali. Potrącenie przez autobus? Serio?

OCENA 3.5/6

Dead Like Me S02E08 The Escape Artist
- serial mnie już trochę nudzi dlatego opornie idzie kończenie sezonu, ale zawsze będę go podziwiał jak umie mówić o błahych sprawach i trafia w samo sedno codziennych problemów podchodząc do tego często z ironią. Tym razem kolejny odcinek z gatunku akceptowanie samego siebie i szukanie miejsca w świecie gdzie bohaterowie przy okazji zdają sobie sprawę z własnego położenia. Mason cierpi z powodu tego kim jest, George próbuje się wpasować, Raggie znaleźć przyjaciela, dwie starsze Lassowe zrozumieć się na wzajem, a jedynie Daisy jest zadowolona z tego kim jest i jej z tym dobrze.
- humoru było niewiele, śmierci przeciętnie zaaranżowane i nie było się zbytnio z czego pośmiać. Jednak oglądało się to z większym zaciekawieniem niż zwykle z powodu offowej narracji George w klubie.

OCENA 3.5/6 

Dexter S08E01 A Beautiful Day 
-  dałem sobie dodatkowy rok odpoczynku od serialu, myślałem, że trochę dojrzeje i zrobi się lepszy. Jednak nic z tego, zapowiada się przeraźliwie nudny i przegadany sezon. Przynajmniej taki był pierwszy odcinek. Będzie trzeba zacisnąć zęby, szczególnie na pierwszych 6 odcinkach. Potem ma się pojawić Yvonne Strahovski więc będzie przynajmniej na co popatrzeć. Teraz muszę słuchać pustych i niemożliwie przeciąganych dialogów. Najgorszy przykład to chyba dyskusja na temat ławki LaGuerty. Chyba scenarzyści chcieli się zabawić w Tarantino, ale zupełnie im to nie wyszło. Jednak jeszcze gorsze jest desperackie latanie Dextera za Debrą i jego nieogarnięcie. Ja rozumiem, że psychopata i nie przystosowany, ale logicznie myśleć to on powinien. Z zupełnie niepotrzebnych scen to te z Jamie, Quinnem i Batistą, zupełnie niepotrzebne.
- jednak jest pewien promyczek nadziei, a nazywa się Charlotte Rampling. Może i w irytujący sposób została wprowadzona do serialu, tak po prostu, gdy trzeba zgłębić psychikę Dextera przed finałem serialu, a jej powiązanie z Harrym wydaje się dziwne, ale kurde, podoba mi się jej rola i to do czego może prowadzić. Fajny jest też seryjny zabójca wycinający fragmentu mózgu. Jeśli na te wątki zostanie położone większy nacisk niż na słabą obyczajówkę ten sezon nie będzie zupełną stratą.

OCENA 3/6

Game of Thrones S04E08 The Mountain and the Viper
-40 minut oczekiwania na sceny w stolicy by w końcu móc przekonać się jaki będzie los Tyriona. HBO i sami widzowie umiejętnie pompowali hype przez dwa tygodnie, a potem rósł on systematycznie przez cały odcinek. Dobrze, że wcześniej nie było żadnych scen w Królewskiej Przystani tylko od razu wyemitowano całość. Dinklage jak zwykle był świetny podczas wygłaszania monologu o Orsonie. Nie wiem do czego się odnosił, ciężko mi go zinterpretować, ale oglądanie Petera to prawdziwa przyjemność. Gdy on szarżował aktorsko Waldau odpowiednio mu asystował. Świetna para i szkoda, że Tyrion umrze i nam to zabiorą. No bo w końcu umrze, prawda? :) Długo oczekiwana walka była fascynująca, Pedro Pascal był świetną Żmiją i doskonale oddał emocję człowieka opłakującego tyle lat siostrę. Reżyseria i choreografia piękna. I finał starcie musiał zaskoczyć osoby nie czytające książki. Będę tęsknił za Oberynem, ale jego śmierci powinna bezpośrednie wpłynąć na relację Lannisterów z Dorne co otworzy mnóstwo nowych wątków. I w końcu pokażą Bękarcice.
-jednak mimo, że wydarzenia w Kings Landing były kluczowe w odcinku to reszta nawet trochę nie odstawała od reszty, a kilka innych wątków złapało wiatr w żagle, wypłynęło kilka starych tajemnic, a nawet drastyczne zbliżono geograficznie do siebie niektóre postacie.
- bogactwo scenografii zawsze będzie mnie zachwycało w tym serialu. Otwarcie w Moles Town porażało ilością detali. Obskurne uliczki, błoto na ulicach, podle wyglądająca karczma z jeszcze bardziej odpychającymi dziwkami. Wulgarne sceny idealnie pokazały zachowanie plebsu. A potem świetnie udźwiękowiony najazd Dzikich z bezwzględną Ygrette. Potem dyskusja podrzędnych braci (tak, Jon i Sam są podrzędni w hierarchii) zupełnie niepotrzebne. Tylko przypomnienie, że zbliża się armia. Wolałbym jednak jakąś naradę wojenną. Mam nadzieje, że jak dwa sezony temu przy bitwie o Bleckwater przyszły odcinek w całości będzie się dział na Murze.
- na Północy szalał dalej Ramsey, który jest już Boltonem. Jeśli ojczulek w akcie usynowienie bękarta nie zawarł klauzuli, że jest to nieważne w wypadku jego śmierci w niejasnych okolicznościach to może się niedługo niemile zaskoczyć. Ramsey jest zdolny do wszystkiego, nawet do morderstwa ojca mimo, że obecnie wydaje się uradowany z tego, że został zaakceptowany. Śmieszna scena gdy Bolton pokazywał mu ich włości, na myśl od razu przychodzi Król Lew.
- tak, oczywiście potrzeba nawet wątku romantycznego podrzędnych postaci. Może i to fajne, pokazanie, że nie tylko wielcy mają jakieś życie, ale dla mnie to niepotrzebne skupianie się na szczegółach gdy do opowiedzenia jest cała epicka historia, która zbyt często przebiera nóżkami w miejscu zamiast wypruć do przodu. Jednak Miessendi i Dany rozmawiające o kastracji były zabawne. Nie tak zabawne jest położenie Joraha, który został wygnany. Dany doczekała się zdrady najbliższego, może to ją coś nauczy bo królową dalej jest słabą.
- gdyby nie tytułowa Żmija i Góra w odcinku zarządziłby dwie Starkówny. Aryia za jej wybuch śmiechu gdy dowiaduje się, że jej ciotka nie żyję oraz żale, że nie widziała umierającego Joffreya. Jej zachowanie było zaskakujące, ale zupełnie naturalne. Przeszła pół królestwa by znaleźć się w bezpiecznym miejscu i znowu się spóźniła. Nie udało się jej dostać na Mur do jednego brata, nie trafiła na wesele do drugiego, a teraz jej córka umarła. Mam tyko nadzieje, że z Ogarem udadzą się do Eyre. Już sama ich wizyta pod bramą odbiega od książki i zżera mnie ciekawość co dalej  tym wątkiem.
- jednak tym razem to starsza z sióstr zabłysnęła. Nauczyła się jak wygląda gra, zdała sobie sprawę ze swego położenie i wyrachowanie zaczęła korzystać z swoich atutów. Pierw jako słodka dziewczynka uratowała Petera, a potem w sukni ciotki zaczęła go uwodzić. I podejrzewam, że robi to świadomie. By podkreślić jej transformację przefarbowała włos na kruczoczarne. Piękne ujęcie gdy schodziła po schodach w nowym stroju i słońce świeciło prosto w kamerę przez co jej postać była trudniej rozpoznawalna. Tutaj też inaczej zaadaptowano historię i nie mogę się doczekać by zobaczyć jak ją poprowadzą, ale to raczej dopiero w 5 serii.

OCENA 5.5/6

Luther S03E02 Series 3, Episode 2 
-lato w pełni więc powrót do kolejnego serialu. I trochę jestem rozczarowany bo Luther to świetny serial, ale tutaj jakoś tego nie czułem. W miarę dobrze pamiętałem co ostatnio się działo, ale sprawa jakoś nie mogła mnie wkręcić. Przestępca był mocno niepokojący jak i cała historia siadała na psychikę, ale brakowało mi trochę policyjnej roboty. Wszystko to płynęło spokojnie od jednej do drugiej rozmowy, a suspens był zauważalny dopiero gdy morderca działał. Świetna scena w domu niedoszłych ofiar, pełna niepokoju i rosnącego zagrożenia. Szkoda, że nie było więcej scen tego typu w tym odcinku. Brakowało mi też roboty policyjnej, ciekawszych przesłuchań i większego nacisku na próbę rozgryzienia przestępcy.
- śledztwo przeciw Luthorowi miało kilka niezłych scen, zwłaszcza kluczową konfrontację i Starka w mieszkaniu Johna jednak tutaj też nie mogłem się specjalnie przejąć tym co się dzieje. Aj, może jednak to wina tej przerwy.

OCENA 4/6

Luther S03E03 Series 3, Episode 3
- co za poprawa w stosunku do poprzedniego odcinka! jednak nie ma się co dziwić, jest to ostatnia historia serialu i musi pełnić rolę podsumowującą i zaskoczyć widza. Przeciwnik Luthera został znakomicie dobrany bo jest do niego podobny, tylko już po przekroczeniu ostatniej granicy. John miał te same dylematy, też pozwalał umierać złoczyńcą, ale Marwood poszedł o krok dalej i na nich poluje. Przez co ich starcie będzie tak ciekawe zwłaszcza, że teraz stawka poszła w górę. Serial przy okazji pokazał cienką granicę między herosem, a złoczyńcą. Sytuacja kryzysowa, zła decyzja i nie ma już odwrotu. Śmierć Justina nie była dla mnie zaskoczeniem bo natknąłem się na tą informację wcześniej, jednak fachowo ją zrealizowano. Może zyskanie akceptacji Johna przed śmiercią to takie typowe zagranie scenarzystów, ale było potrzebne by później John lepiej mógł się pogodzić ze śmiercią.
- zaskakujący był początek odcinka gdy pokazano szczęśliwego i zakochanego Johna. Niespotykany widok, który musiał się szybko skończyć. Końcówka też pokazuje jak bardzo postać Luthora jest toksyczna co w gruncie rzeczy nie jest jego winą.
- odcinek fachowo podszedł też do mediów społecznościowych i psychologii tłumu. Kapitalna scena z tłuszczą na linczu pedofila. Ta chwilowa cisza gdy zorientowali się co naprawdę się dzieje i wybuch gdy jedna anonimowa osoba rzuciła butelką.

OCENA 5.5/6

Luther S04E06 Series 3, Episode 4
- proszę państwa, tak się kończy seriale! Trochę się bałem tego odcinka, ale zupełnie niepotrzebnie. Było niesamowite napięcie przez całą godzinę, zwroty akcji i powrót Alice Morgan. Może zabrakło trochę psychologi i głębszego wchodzenia w głowę Luthora, ale to trochę czepianie się na siłę. Jestem usatysfakcjonowany takim zakończeniem, nic że otwarte skoro mają być filmy, a jak nie będzie to można je interpretować w dowolny sposób. Jednak liczę, że będzie mi dane jeszcze raz zobaczyć Johna chociaż wolałbym telewizyjny format.
- Alice była świetna. Potężne wejście, zniewalający uśmiech i ta pewność siebie ocierająca się o beztroskość. Szkoda, że nie była regularnym gościem sezonu, ale z drugiej strony jej pojawienie się nie miałoby takiego efektu. Jej magnetyzm z Johnym jak zwykle był wyjątkowo silny, a co najlepsze musieli razem współpracować. Może jej wizyta na komisariacie troszkę naciągana, ale łatwo było to zaakceptować dzięki temu co dostaliśmy.
- strasznie mi się podobało, że odcinek zaskakiwał i wywracał znane schematy. Już przecież w pierwszej scenie Mary powinna zostać schwytana, strażnik więzienny powinien wykonać zdecydowane ruchy, plan Johna nie powinien mu aż tak zaszkodzić, a Stark nie miał prawa zginąć w ten sposób. Chociaż tutaj akurat to pewnie wina nazwiska. Do tego jeszcze świetnie zrealizowana scena na dachu z pięknymi zdjęciami. Było się czym zachwycać.

OCENA 6/6

Orphan Black S02E07 Knowledge of Causes, and Secret Motion of Things
- no, takie odcinki to ja lubię. Skupione głównie na klonach i relacjach między nimi, ale też z spiskiem w tle i tym charakterystycznym, czarnym humorem. Najlepsze sceny działy się na odwyku Allison. Trochę jak z Bennyego Hilla, ale szalenie fajne do oglądania. Vick w konfetti był komiczny, tak jak reakcja Donnyego, ale wszystkich przyćmiła Sarah jako Allison jako Donnie (!). All hail Tatiana.
- to czego można się było domyślać okazało się prawdą. To komórki Kiry posłużyły za lekarstwo dla Cosimy. Oj, Delphine kolejny raz podpadła. Niby jak zwykle tłumaczy się, że robi to z miłości tylko zawsze zwiastuje to kłopoty. Sarah jednak wykazała zrozumienie. Tak jak sama Kira. Przeraża mnie to dziecko.
- Rachel widziała się z ojcem, Leeki podpadł DYAD, został wywalony z pracy, ale Rachel go i tak ostrzegła. Szczerze mówiąc już trochę się pogubiłem o co toczy się gra, ale wcale mi to nie przeszkadza póki wątki obyczajowe poszczególnych klonów będą tak dobre jak teraz. Michelle Forbes jak zwykle jest miło widzianym dodatkiem do obsady i liczę, że zostanie na dłużej w serialu. 
- śmierć Leekiego to chyba największe zaskoczenie sezonu. Tego się zupełnie nie spodziewałem. Z rąk kompletnie załamanego Donniego, który nie powinien stanowić żadnego niebezpieczeństwa, a tu proszę, głupi przypadek i nie ma Leekiego. 

OCENA 5/6 

Penny Dreadful S01E04 Demimonde 
- ten sezon serialowy zdecydowanie należy do scenarzystów. Wznoszą się na wyżyny umiejętności, zwykłe procedurale zachwycają bardziej niż powinni, a pojedynczy ludzie biorą się za rozpisywanie całych sezonów seriali. Pierw w True Detective, a teraz John Logan przy Penny Dreadful. Może pojedyncze tutaj pojedyncze odcinki tak nie oszałamiają i brak wyraźnego głównego wątku, ale całość oczarowuje dialogami, postaciami i niesamowita atmosferą, która potrafi przerazić nie w prymitywny sposób screamerem, ale wywołując niepokój. 
- jak tytuł wskazuje głównym bohaterem odcinka był Dorian Gray. Pokazano jego dekadenckiego życie pełne orgii i różnych form przyjemności, które stało się już dla niego nudne, spowszedniało mu. Ciekaw jestem jaką tajemnice jego postać kryje w serialu i co tajemniczego jest w obrazie skoro jeszcze go nie pokazano. Świetnie też poprowadzono jego relację z Chandlerem. Obydwoje grają kogoś kim nie są tylko w inny sposób. Okłamują się, ale zbliżają do siebie. I chyba ostatecznie serial potwierdził, że Chandler jest Rozpruwaczem. 
- kapitalne były sceny w teatrze. Z uwagi na bogactwo dekoracji i historię w historii, która świetnie grała z samym serialem. Czyżby sceniczna opowieść miała być zapowiedzią losów Ethana i Brony? Do tego strasznie mi się podobało, że teatr, miejsce kultury, zostało pokazane jego centrum, punkt zbieżny niemal wszystkich postaci, nieświadomych tego jak mocno są ze sobą połączeni. 
- główny wątek powolnie brnie do przodu. Coś mi się wydaje, że pierwszy sezon jest tylko prologiem, w którym mają zostać przedstawione postacie, a historia ruszy dopiero w przyszłym. Wampirowi zależy na Vanessie, tak bardzo, że się po nią zjawia. Trochę mi to nie pasuje. Nie mógł jej zaatakować w ciemnej uliczce? Potrzebna była cała ta intryga z wysłaniem młodego wampirka? Przedstawienie Van Helsinga. Fajne, ale też mogłoby go być więcej. Jednak jest gęsto od tajemnic, a to wróży dobrze. 

OCENA 5/6

The 100 S01E12 We Are Grounders - Part 1 
- super, na prawdę super. Świetnie rozpisany scenariusz, cały odcinek trzymał w napięciu i nie było niepotrzebnych scen czy głupich romansów. Momentami trochę zbyt uproszczone i naiwne, ale kurde, ten serial jest świetny. Nie oczekiwałem po nim wiele, a tu mam jedną z najlepszych premier sezonu. Oby tak dalej! 
- haha, bohaterowie The 100 znowu udowodnili, że są lepiej przygotowani na apokalipsę niż postacie z The Walking Dead. Już ich wcześniej chwaliłem za obóz i niezłą organizację pracy, ale teraz mnie zachwycili. Wiedzą, że zbliża się atak Grounders i co robią? Budują wilcze doły i zastawiają pułapki! Nie bierne przygotowanie z ludźmi na warcie, a aktywne przeciwdziałanie. Przecież jakby ekipa z więzienia wykopała doły przy płocie to do dzisiaj by tam siedzieli... 
- wątek Finna i Clarke pędził jak szalony do przodu. Nie lubię tej pary, ale przyjemnie się ich oglądało. Genialna scena gdy Lincoln uciekał z Clarke na koniu i migawki w zwolnionym tempie zmutowanego konia z dwiema głowami. Szkoda, że wędrówka z ciemności tak szybko się skończyła. Tylko z tego można by było zrobić cały epizod. Jednak odkrycie ludzi w wagonach było niepokojące. Kanibale w tym świecie to nic zaskakującego. Podobało mi się też co zrobiono z Finnem. Pacyfiście kazano zabić człowieka. Musiał to zrobić by przeżyć i teraz go to dręczy. Jak najszybciej chciał się pozbyć krwi z rąk. Prosty zabieg, ale jak skuteczny i sugestywny. 
- w obozie też się działo. Murphy wpadł podczas kolejnego morderstwa, a potem chciał się mścić na Bellamym. I dobrze to wyszło. Może trochę nudne, ale świetnie pokazuje desperacie jednostki i chęć odwetu. Tylko to postrzelenia Raven mi nie pasuje. Niech scenarzyści nawet nie próbują jej zabijać bo to jedna z fajniejszych postaci. Niech Finn idzie do odstrzału mimo tego, że teraz może się ciekawie zmienić. 
- jej, przewidziałem co się stanie z Arką - będą próbowali ją sprowadzić na Ziemię. Pewnie ktoś zginie, pewnie wylądują blisko Setki i pewnie nie będzie miało to wiele wspólnego z fizyką, ale już nie mogę się doczekać by to zobaczyć. Przy okazji na Arce dalej jest mocne skupienie na postaciach. Kane wciąż za wszelką cenę chcę ratować innych po tym jak skazał na śmierć 300 osób, Jaha dalej przeżywa śmierć syna, a Abby nie może się pogodzić z nadchodząca śmiercią na swój sposób i za wszelką cenę próbuje ratować pacjentkę, która i tak umrze. 

OCENA 4.5/6

The Shield S03E14 All In
-Stana Katic! Jak ja lubię spotkać znaną twarz w starym serialu choćby byłaby to niewielka rola. Trochę szkoda, że nie gra młodej i niedoświadczonej policjantki, ale z ormiańskim akcentem daje radę. Do tego jej historia nie jest banalna i kończy się w tragiczny sposób.
- Lem w końcu pękł. Zanosiło się na to od dłuższego czasu. Miał dość kłamstw Vicka i ciągłego oglądania się za plecy. Nie wytrzymał i spalił większa część pieniędzy w piecu, w którym pozbyli się ciała O'Braiana. Świetna scena, pełna napięcia wiszącego w powietrzu. Jednak nie ma co liczyć, że uratuje to Squad. Pętla się zaciska, Aceveda zaczął ich mocno podejrzewać, a do tego ormianie są na ich tropie. Będzie się działo w finale.
- ciekawe i niebanalne wątki funkcjonariuszy i detektywów. Ci pierwszy zgarniają kobietę za agitację na rzecz kapitana, a potem ponownie gdy zmienia zdanie i publicznie go krytykuje po tym jak nie została należycie przez niego zauważono. Ciekawe czy napłyną skargi na niego, że ucisza obywateli. Wyms i Dutch natomiast prowadzili śledztwo w sprawie uzależnionej obrończyni co prowadziło do ciekawego konfliktu moralnego i pokazało jak silne Wyms ma poczucie obowiązku, które też ją czasem zaślepia.

OCENA 4.5/6

The Shield S03E15 On Tilt
- ładnie się wszystko pokomplikowało. Konflikty budowane przez cały sezon wybuchły w twarz Strike Team co powinno prowadzić do ich rozwiązanie co z pewnością nada nowej dynamiki serialowi. Szkoda tylko, że tak łatwo rozwiązano problem z ormianami i Margosem. Vick udaje się od punktu A do B, zalicza kolejne questy i zgarnia nagrodę na końcu. Za prosto, dobrze jednak, że nie ma szczęśliwego końca. Shane wygarnął w twarz prawdę. Nie dość, że drużyna się rozpadła to jeszcze pogorszyła stosunki z jej członkami. Jednak tutaj Shane trafił w samo sedno - Vick nie będzie w stanie zajmować się dzieckiem. Jestem ciekaw jak wypadnie ten obyczajowy wątek.
- Aceveda zaprosił dziwkę do samochodu, pouczył ją i wypuścił. Coś mi się wydaje, że telefonujący człowiek w tle nie był bez powodu.
- Wyms i Dutch znowu na cenzurowanym na Farmie. Tylko dlatego, że idą za głosem sumienia są miażdżeni przez system. W ogóle mnie nie dziwi, że ktoś inny zostanie kapitanem, jestem tylko ciekaw jak w tej sytuacji odnajdzie się nasza pani detektyw.
- Dany i Julien dostali dziwny wątek. Samozwańczy obrońca moralności walczy z dziwkami i dilerami by na końcu odnieść sukces i skłonić policję do bardziej radykalnych działań. Taki mały i nieoczekiwany promyk nadziei w serialu. Dawałem sobie rękę uciąć, że zginie przed końcem epizodu.

OCENA 4.5/6