poniedziałek, 24 września 2012

Breaking Bad S05E01 - S05E08





Mam problem z tym serialem. Wiem, że jest genialny, gdy zapuszczę sobie odcinek wciąga mnie niemiłosiernie i z chęcią dowiedziałbym się co dalej ALE muszę się zmuszać do włączania kolejnych epizodów. Pewnie dlatego, że lubię seriale lekkie i przyjemne gdzie nie trzeba dużo myśleć, a główny nacisk jest położony na rozrywkę. Z Breaking Bad jest inaczej. To serial inteligenty, ciężki mimo że czasem potrafi rozbawić. To serial męczący widza, zmuszający do wysiłku intelektualnego i uważnego oglądania. To serial budzący emocje, najczęściej negatywne. Nie odczucia po odcinku, a raczej złość na bohaterów za to że są tacy ludzcy i mają tyle negatywnych cech, za ten brutalny realizm. To serial skomplikowany, trudny i genialny. I takie też było osiem odcinków finałowego sezonu.


Pilotażowy odcinek nowej serii zaczyna się zaskakująco. Spotykamy Walta na jakiś odludzi, zaniedbanego i z włosami. Widać, że coś jest nie tak. Co tam robi? Kupuję broń. Dużego kalibru. Po co mu ona? Nie wiadomo. Zapewne jest to zapowiedź finału. Widać, że twórca serialu ma już pomysł jak zakończy się ta historia i teraz bawi się tylko z nami bo nie licząc tego krótkiego prologu więcej flashforwardów nie było. Widzieliśmy za to kolejny stopień ewolucji bohatera. Ciąg dalszy jego upadku moralnego, degeneracje wartości moralnych i zatracanie się w narko biznesie. Może i Jesse w pierwszych sezonach był ćpunem, ale Walt stał się nim właśnie teraz. Opętała go żądzą pieniądza. Kiedyś miał zarobić tylko na dzieci teraz robi to bo lubi gotować. Oczywiście odbija się to na jego bliskich, a on nie widzi w tym problemu. Bo to zapatrzony w siebie dupek kierujący się pokręconą moralnością Kaliego z W  pustyni i w puszczy . Tak, Walter White to największy dupek w świecie seriali. I to jest akurat łagodne określenie w stosunku do jego osoby. Dawno nie żywiłem do żadnej z fikcyjnych postaci takiej antypatii, a w tych ośmiu epizodach osiągnęła ona punkt krytyczny przez co niemal 3 tygodnie odkładałem obejrzenie ostatniego odcinka. Nie traktuje tego jako minus, nie ma o tym nawet mowy. To jest jeden z tych gigantycznych plusów jakich w kalejdoskopie tego serialu są dziesiątki. Bo jaki inny serial wzbudza tyle emocji i zmusza do nienawidzenia głównego bohatera? Tego, który w jednej scenie mówi że koniec z zabijaniem by za kilka minut pociągnąć za spust, a to tylko jedno małe dokonanie z dziesiątek innych poważniejszych grzechów. O Walterze Whicie można by napisać oddzielny felieton, ba nie zdziwiłbym się gdyby ktoś na psychologii postanowił napisać pracę dyplomową zainspirowaną postacią graną przez Bryna Cranstona bo jest to jedna z najciekawszych serialowych postaci tej dekady, a jej studium psychologiczne samą złożonością przypomina mi Raskolnikowa z Zbrodni i Kary Dostojewskiego. I mimo, że ciężko mi się włącza kolejne odcinki chcę wiedzieć jak on skończy. Chcę mu spojrzeć w oczy jak będzie umierał, najlepiej na skutek przedawkowania swoich niebieskich kryształów, opuszczony przez rodzinę, bez przyjaciół i nadziei. Gdy będzie wiedział że poniósł porażkę. Ponieważ nie ma dla niego ratunku. Chyba, że Vince Gilligan będzie taki okrutny i pozwoli mu przeżyć i zabiję np. Jessego.



Jessego, który w tych kilku odcinkach również ewoluował. Niby ćpun, a jest równie złożoną postacią co niedoszły milioner i były nauczyciel chemii w jednym. Nie raz na przestrzeni całego serialu pokazał, że mimo swojego uzależnienia i problemów w liceum jest inteligentny. Również w tych kilku odcinkach zabłysnął kilkoma doskonałymi pomysłami. Gdyby nie ona z pewnością Walt miałby dużo większe problemy. Szczególnie teraz ciekawie wygląda porównaniu tych dwóch postaci. Pochodzą z dwóch różnych światów i niby są ich modelowymi produktami - wzorowy ojciec i wyrzutek społeczny. Paradoksalnie to ten drugi ma większe wyrzuty sumienie po morderstwie, to on często wyznacza granice, których nie powinni przekraczać i to on ma dość zabijania. On jest postacią bardziej współczującą i przeżywającą kolejne wydarzenia. Nie liczy się kim człowiek jest, ale do czego jest zdolny w sytuacjach ekstremalnych. Podobało mi się też jak bardzo na Pinkmanie odbiły się wydarzenia tych kilku odcinków. Tak bardzo, że porzucił resztki swojej naiwności i ostatecznie przestał ufać Waltowi. To też on postanowił coś na co Walt nie mógł się zdobyć. Może to świadczyć o jego sile charakteru i pokazaniu, że to koniec manipulowania nim. W moim osobistym odczuciu Jesse dostał mniej scen niż ostatnio, a to jego wole oglądać niż pana W.W.


Inne postacie również błyszczały. Szczególnie Mike, który otrzymał nawet swój własny odcinek gdzie wydarzenia oglądaliśmy z jego perspektywy. Uświadomiło nam to jaki Walter jest malutki i niedoświadczony i jak bardzo jego zapędy imperialistyczne są śmieszne. Poznaliśmy też Mike i jeszcze bardziej z nim sympatyzowaliśmy mimo tego że nie waha się on pociągnąć za spust. Spotkaliśmy jego rodzinę i dowiedzieliśmy się o motywach nim kierujących. Wszedł on też w niechciany sojusz z Walterem. I jak każda znajomość Haisenberga również i ta okazała się toksyczna czego wynikiem była jedna z najbardziej niezapomnianych scen w serialu.



Wyjątkowo ciekawie prezentowały się relację państwa Whiteów i nie raz miałem ciarki na plecach jak oglądałem tą parę. Wszystko to z powodu Waltera, który trochę przypominał socjopatę. Nie zdawał, lub nie chciał zdać sobie sprawy że przyczyną problemów w ich małżeństwie jest on. Szczególnie dobitnie widać to w scenie gdy mówi on do Skylar "Wybaczam ci", a ona siedzi przestraszona bojąc się jego wybuchu. Wzrost napięcia między tą dwójką doprowadził do jej załamania nerwowego. Oczywiście Walter opowiedział Schraderą piękną historyjkę jakby było to konsekwencją jej romansu z Tedem. Kolejny raz wykorzystał bliskich by zapewnić sobie przykrywkę. Na skutek czego doprowadziło to do kolejnego kryzysu w rodzinie, który oglądało się równie ciekawie co historię narkotykową.


Hank dostał awans, ale dalej jest pochłonięty sprawą niebieskiej mety. Kolejny ciekawy przykład uzależnienia w tym serialu... Dalej jest to ta sama postać co w poprzednich seriach, czująca gorycz porażki i niemożność złapania Haisenberga. Mimo że odnosi zwycięstwo i w oczach społeczeństwa Gus Fring okazuje się złym gościem tak wciąż nie może doprowadzić niektórych spraw do końca. Nieświadomie pomaga swojemu nemezis, a tamten niemiłosiernie go wykorzystuje. Jednak w tym ciemnym tunele jest jasne światełko. Tylko czy Hank będzie chciał z tego skorzystać? Czy prawda nie okaże się zbyt bolesna by ją poznać? Czy dobro jest w stanie pokonać zło i czy to dobra okaże się najlepszą możliwą drogą?



Trochę się rozczarowałem bo Marie znowu dostałą mało czasu antenowego. Należy do nie licznej grupy osób, które ją autentycznie lubię. Sam w sumie nie wiem czemu bo jej zachowanie jest irytujące. Buzia się jej nie zamyka i ględzi o wszystkim, wszystko wie najlepiej i wszystkich poucza. Również Saul był na uboczu, jak zwykle dostał kilka scen, które dzięki jego charyzmie wyszły jeszcze lepiej. Jednak w ostatecznym rozrachunku nie odegrał on większej roli. To był sezon Waltera White i inne postacie musiały zostać odsunięte na dalszy plan. Obecnie są one tylko narzędziami służącymi do wyeksponowania jego charakteru.


Zaletą Breaking Bad, o której wiemy praktycznie od początku istnienia serialu jest umiejętność wykreowania wyrazistych postaci, które pojawiają się często tylko w jednej scenie. Każda z nich posiada nieodparty urok, widać że posiada własne życie, często jest też tylko ozdobnikiem mającym dodać trochę czarnego humoru. Jednak tak czy inaczej to postacie takie jak Gida dopełniają genialność tego serialu.


Pisząc o Breaking Bad grzechem byłoby pominięcie strony technicznej tej produkcji. Dalej mamy niesamowity montaż, który charakteryzuje się wyczuciem estetki. Sceny są idealnie zgrane, nie ma się wrażenia, że historia niepotrzebnie skacze między postaciami, wszystko jest na swoim miejscu. Od czasu do czasu jesteśmy karmieni takimi smakołykami jak klasyczne dla tego serialu teledyskowe sceny z dajmy na to gotowania. Wszystko to jest okraszone idealnie dobraną muzyką czasem na zasadzie sprzeczności. W dalszym ciągu operator bawi się kamerą umieszczając ją pod różnymi kątami, raz w sposób niechlujny, a raz z pietyzmem by objąć całą scenę i zachwycać się widokami. Eksperymentów tutaj nie brakuje i nie raz uśmiechniemy się z pomysłowości ludzi odpowiedzialnych za to co widzimy. Całości dopełniają sceny o niczym, przedłużające się w nieskończoność, rozmowy pozornie oderwane od fabuły serialu będące nie raz tylko komentarzem otaczającego nas świata.



W moich wrażeniach z premedytacją pominąłem aspekt fabularny tego sezonu, a skupiłem się na postaciach bo to i zmiany w nich zachodzące są tutaj najważniejsze. Trochę o tym co się działo przemyciłem wcześniej teraz tylko napiszę, że osią tych kilku epizodów są konsekwencje wydarzeń z finału poprzedniej serii (co jest oczywiste). Walter chcę wykorzystać możliwości jakie daje się uwolnienie od Fringa, ale nie zdaje sobie przy tym sprawy jak mało wie o tym świecie. Jednak powoli się dowiaduje, że wszystko ze sobą jest połączone, a co uważał za koniec było tylko środkiem ponieważ śmierć Gustavo była kolejnym klockiem domino, który przechylił następny i następny i następny... i tak się kręci ten sezon. Nowe kłopoty, nowe perypetie i wszystko to logicznie skonstruowane. Mamy następstwa minionych wydarzeń. Muszę też napisać, że w moim odczucia ta seria w porównaniu do poprzedniej to serial akcji. Cały czas się coś dzieje, jest strzelanie, zagrożenie życia lub wykrycia, padają trupy, a rozpuszczania w beczkach jest więcej niż przez poprzednie cztery sezonu. Mieliśmy nawet westernowy napad na pociąg! Jeśli komuś się dłużył poprzedni sezon tutaj z pewnością nie będzie miał tego wrażenia bo działo się całkiem sporo.


Jak podsumować genialność tego serialu? Prostym oglądać! Chociaż w sumie to bez sensu bo jeśli ktoś oglądał poprzednie odcinki to te na pewno już widział, a kto jeszcze nie zapoznał się z fenomenem Breaking Bad niech się wstydzi.


PS. Miałem pisać tylko o S05, ale wyszło w odniesienie do całego serialu, ale tak to jest z Breaking Bad. To misterna konstrukcja, którą trzeba analizować całościowo, a poszczególne sezonu są jak kolejne akty dramatu - nie mogą istnieć samoistnie.


PS2. Na deser zwiastun do nowej produkcji Breakbad Mountain :)


PS3. Miało być krótko, a napisałem prawie trzy strony A4 o serialu, który mnie męczy psychicznie. Paradoks Breaking Bad.


OCENA 5/5


 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz