środa, 29 listopada 2017

Darkwing Duck [NES]

Seriale i seriale, wypadałoby napisać o czymś innym. Gram, czytam książki i komiksy więc materiał na notkę jak najbardziej jest. Planowałem nawet krytyczny wpis o fabule Wiedźmina Trzeciego. Zriserczowałem kawałek internetu, zrobiłem kilka notatek... i usunąłem całość. Zamiast tego będą pisał o Darkwing Duck z NESa. Czemu? Ciężko powiedzieć. Po pierwsze, mój mózg chodzi własnymi drogami, nie warto próbować go zrozumieć. Jeszcze się można zarazić czegoś złego. Po drugie, mimo, że nie gram wiele to byłem odrobinę znudzony blockbusterami i ~100h zabijania utopców i innego tałatajstwa. Postanowiłem zrobić sobie przejażdżkę w czasy dzieciństwa, zagrać jeszcze raz na kultowym systemie w platformówką, której nie miałem okazji za dzieciaka dostać w budzie z grami. Szalony pomysł z realizacji, którego chciałbym się podzielić z tobą czytelniku.

Postać Dzielnego Agenta Kaczora powstała w 1991 roku dla animowanego pasma Disneya i szybko okazała się sukcesem. Kaczy mściciel fascynował dzieci swoją mroczniejszą od DuckTales atmosferą  co przełożyło się na komercyjny sukces. Tutaj mógłbym zgrabnie przepisać notkę z wiki. Nie lubię jednak marnotrawstwa czasu więc dla chcących poczytać więcej o tej fascynującej postaci, jej historii i kontekście popkulturowym polecam blog Lektura Obowiązkowa. A jeśli już klikniecie w link zostańcie tam na dłużej, dużo dobrego materiału. Tylko nie zapominajcie o mnie.


Nas interesują przede wszystkim gry więc opowiadając o początkach wirtualnego Darkwing Ducka trzeba wspomnieć o devoloperze. Jest nim sam Capcom. Twórca Residentów już za czasów Femicona rozpoczął i spopularyzował marki z którymi jest teraz kojarzony i przyniosły mu wywrotki pieniędzy. Choćby Street Fighter, Bionic Commando, Ghosts 'n Goblins i kultowy Mega Man. Mimo bycia pionierem współczesnego gamedisgina żółto-niebiescy nie gardzili licencjami znanych marek filmowo-telewizyjnych. Gry pogardzane za czasów PS2 gdzie sukcesem było 5/10, obecnie robione na szybko na mobilki z nieodłącznymi mikropłatnościami. Capcom zrobił jednak coś innego. Stworzył dzisiaj już kultowe tytuły na licencji Disneya do których sentymentalni gracze wciąż wracają. DuckTales, TailSpin, Chip 'n Dale Rescue Rangers. Tytuły tak dobre, że dorobiły się całkiem niedawno reedycji na współczesne konsole. Wszystko to dzięki Mega Manowi.

Ostatnie zdanie jest na wyrost. Trzeba jeszcze dodać trochę szczęścia przy przejmowaniu licencji, zakulisowych rozmowach, nie zapominać o utalentowanych ludziach zarządzających projektami i przysłowiowemu Hiroshiemu, który rzucił genialnym pomysłem na spotkaniu preprodukcyjnym. Jednak przede wszystkim Megamenowi. Sześć gier w serii to nie byle co, świadczy, że Capcom platformówki ma we krwi. A największym tego beneficjentem jest Darkwing Duck. Czy może jest to jego największym przekleństwem.

Gra powstała na zmodyfikowanym silniku Mega Mana przez co gameplay obydwu gier jest bardzo zbliżony. Pierw wybór planszy z puli dostępnych, a następnie klasyczne poziomy z dużą ilością skakanie z charakterystyczną bezwładnością i strzelania do wrogów. Z cech różnicujących można wyróżnić możliwość zwisania z platform, zasłanianie się peleryną i broń z trzema dodatkowymi trybami strzelania oraz brak zdobywania umiejętności po pokonanych bossach. W obydwa tytuły gra się bardzo podobnie.


Jeśli chodzi o wrażenie z gry to ja idę okoniem do znacznego grona i mam mieszane uczucia. Gra jest wymagająca, szczególnie podczas pierwszego podejścia. Uczy cierpliwości i wymaga nauki schematów zachowania przeciwników, których rozmieszczono w jak najbardziej złośliwych miejscach. Tylko po to by wydłuży przechodzenie tytuły. Gracz uczy się na własnych błędach i zgonach z konieczności. Nie znając zachowań przeciwników życie przelatuje między palcami i trzeba zaczynać od nowa. Nauka przez śmierć. To rozczarowuje. Dam tutaj przykład. Na jednej z pierwszych plansz idziesz i nagle wyskakuje ci z podziemi przeszkadzajka. Nie ma czasu na ucieczkę więc skucha. Następnym razem wiesz, że jest tutaj wróg więc bez zbytecznego rushowanie nie staje ci się krzywda. Cała gra jest przepełniona takimi sytuacjami. Do tego walki z niektórymi przeciwnikami są długie i nużące. Niektórzy też oszukują strzelając przez ściany. O ile jest to możliwe lepiej ominąć wroga i iść dalej. Na szczęście każdy z etapów oferuje nowych wrogów do pokonania. Dla przeciwwagi elementy stricte platformowe są bardzo proste. Przeskakiwanie nad przepaściami, latające platformy, chwytanie się wystających elementów. Nie stanowi to wielkiego wyzwania poza jednym krótkim fragmentem gdzie wrzucono przeszkadzające moby.

Jeśli chodzi o urozmaicenie od klasycznej formuły to nie ma ich wiele. Gasnące światło w kanałach wymagające zapamiętania rozkładu pomieszczenia, wertykalne fragmenty z dużo ilością miejsc do chwytania i kilka ukrytych sekretów do których można się dostać dzięki jednemu z alternatywnych trybów strzelania. I samo strzelanie właśnie. Klasyczne pojedyncze z trzema alternatywnymi trybami gazu usypiającego. Wiadomo, że bohater kreskówki nie zabijałby swoich wrogów, a posługuje się Gas Gunem. Można też dostać się do ukrytych leveli i podkręci tym highscora. Jak tam wejść? Tutaj spotkałem się z jednym z najgłupszych założeń designerskich w historii. Strzelasz ślepo po planszy i szukasz pikseli uruchamiających drzwi do ukrytego etapu. Serio. Żadnych podpowiedzi, nic. Poświęcając grze kilka godzin nigdy na taki etap nie trafiłem, a dowiedziałem się o jego istnieniu z lektury instrukcji i walkthrough na yt.



Każdy etap jest klasycznie zakończony walką z bossem. Zamknięte arena mieszcząca się na jednym ekranie i schematycznie poruszający się szef. Jak przy zwykłych przeciwnikach wymagana jest cierpliwość i powtarzanie wyuczonego do znudzenia wzoru. Na naszej drodze staną takie tuzy jak Liquidator (kaczy T-100), Wolfduck, Megavolt, Moliarty czy Quackjack. Częściowo pochodzą z kreskówki, są też specjalnie wymyśleni dla gry. Większym wyzwaniem jest ostatnie starcie jako jedyne składające się z dwóch faz. Muszę przyznać, że przy kilku pierwszych podejściach do bossów byłem mocno sfrustrowany, ale bardzo szybko można ich rozpracować i nie będą stanowić większego wyzwania. Gra nie jest długa. Można ją ukończyć w ~30 min. Ucząc się jednak poziomów ten wynik trzeba pomnożyć przez liczbę większą od 5, w zależności od zdolności manualnych i samozaparcia.

Z spraw technicznych pierw pochwalę grafikę. Jest przejrzysta z czytelnymi sylwetkami wrogów. Zwiedzamy kanały, mroczny las, centrum miasta czy przechadzam się po moście walcząc z klasycznym złym bliźniakiem, jajkami na spadochronach, szczurem z piłką do kosza, zabójczymi roślinkami, żółwiami atakującymi własnymi skorupami, wściekłymi buldogami zaklinowanymi w własnych budach itd. Cały szalony zwierzyniec. Chwali się brak powtarzalności i nieustane zaskakiwanie. Również animacje są całkiem niezłe. Zwłaszcza tytułowego bohatera z powiewającą peleryną podczas skoków. Niestety niektóre rzeczy zostały niedopracowane. Jak mechanika soku w dół, która jest mało intuicyjna czy użyteczność alternatywnych trybów strzelania z których przydaje się jedynie ten pozwalający na dostęp do ukryty lokacji. Kwiatkiem jest też możliwość odbijania pocisków za pomocą własnej peleryny gdzie nie wiadomo który z nich zrobi ci krzywdę, a który można zneutralizować.  

Ogólnie mam bardzo mieszane odczucia co do gry. Bardzo szybko weszła mi na ambicję. "Ja nie przejdą?" mruknąłem nosem i na przemian frustrując się i dobrze bawiąc dotrwałem do końca.Trochę nie rozumiem statusu kultowości czy nominacji przez Nintedo Power do najlepszej gry 1992 roku. Jest kilka udanych pomysłów, ale można by było z nich wycisnąć dużo więcej. Za dużo bezpiecznego podejścia do tematu i brak większych eksperymentów. Niewykrzesane też wiele z licencji serialu. Przeniesiono przeciwników, ale zapomniano o humorze. Absurdalny design wrogów to za mało.

Mimo niewykorzystanego potencjału licencji Darkwing Ducka dam szanse innym Dsneyowym grą od Capcomu. DD powstał u schyłku życia konsoli gdy na rynku  od dwóch lat królował SNES. Wydaje się to jedynie łatwym skokiem na kasę. Skutecznym, dającym trochę frajdy i zarobku. Myślę jednak, że wcześniejsze gry dadzą mi więcej przyjemności.

W następnym odcinku Chip & Dale z Brygady RR.

Inne w 1992 roku:
- Wolfenstein 3D
- Super Double Dragon
- Super Mario Kart
- Sonic the Hedgehog 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz