środa, 26 stycznia 2022

Friday the 13th Part 3 [Piątek trzynastego III]

To jest niesamowite jak można trzeci raz nakręcić tą samą historię i całkiem nieźle na tym zarobić. Gdyby ktoś mi powiedział o mordercy polującym przy domku nad jeziorem mocno bym się zastanawiał o który film z serii Piątek Trzynastego chodzi. Już przy poprzedniej blognotce narzekałem, że to niemalże ten sam film różniący się głównie sposobami śmierci i mordercą. Część Trzecia ma jeszcze mniej unikalnych elementów. Rosnąca liczba ofiar nie sprawi, że film będzie atrakcyjniejszy, wręcz przeciwnie.

Friday the 13th Part III rozpoczyna się zaraz po zakończeniu poprzednika. Ranny Jason ucieka z miejsca zbrodni i bez powodu morduje dwie kolejne osoby. Tak jakby recap z początku miał nie wystarczyć i trzeba było przypomnieć kto tutaj jest głównym bohaterem i jakie ma hobby. Po otwierającej scenie jest klasyczna już sielanka i zapoznanie się z przyszłymi ofiarami. I tutaj muszę pochwalić osobę odpowiedzialną za casting. Niby klasyczna grupka, ale aktorzy sprawiają, że nie irytują i w jakiś sposób można im kibicować. Final girl bez problemu można rozpoznać od samego początku. Jest jeszcze dwójka wiecznie ujaranych hipisów, parka która myśli głównie o seksie, prankster prawiczek i jego potencjalna parterka. Imiona są tutaj nie ważne. Chociaż mam wrażenie, że są to jak dotąd najbardziej wiarygodne i najlepiej zagrane postacie. Chriss przeżywa traumę z przeszłości, mierzy z własnymi słabościami i próbuje odnowić kontakt z dawnym parterem. Hippisi tworzą nietypowy związek gdzie to on jest tym tchórzliwym i mniej charyzmatycznym chociaż pochłaniają zioło z jednakową częstotliwością. Shelly robi sobie głupie żarty udając trupa (tak, wiadomo do czego to na końcu doprowadzi), ma fatalne umiejętności społeczne i kompleks niższości, ale w sytuacjach zagrożenia potrafi zachować się, powiedzmy że heroicznie. Na prawdę ich żałowałem gdy już zaczęli umierać. Pewną nowością zwiększającą dynamikę historii jest dodanie trzeciej frakcji. Grupki motocyklistów którzy przez przypadek stają się kolejnymi ofiarami Jasona. Jestem rozczarowany tym wątkiem bo posłużył głównie do zwiększenia ilości trupów nie mając realnego wpływu na pozostałych bohaterów po tym gdy już spełnił swoją rolę w jednej scenie.

Gdy pierwsza dwa filmy otaczały mordercę nimbem tajemnicy tak Piątek trzynastego III z lubością eksponuje Jasona. Jego zwalista sylwetka dominuję nad swoimi ofiarami, a obrzydliwa twarz została wreszcie schowana za kultową maską. I to nawet działa. Kadry ukrywające sylwetkę i budzące tajemnicę dalej są obecne, ale rozumiem czemu ograniczono ich rolę. W kolejnym filmie z serii nie sprawdzałyby się już tak dobrze. Jason Voorhees przeraża nie tylko tym co robi, ale też kim jest. Maska spełnia swoją rolę. Zakrywa by móc odkryć to co obrzydliwe i zwiększyć efekt przerażenia w finale. A właśnie, finał. Ekipa produkcyjna robi postępy bo jest coraz lepiej. Dynamiczny, wciągający, bez zbędnego przedłużania, a do tego final girl nawiązuję wyrównaną walkę. Ciekawie spina się to z jej rysem charakterologicznym. Gdy po przebytej traumie musi się skonfrontować z swoim oprawcą. Jej początkowy szok szybo zamienia się w wolę walki i triumf życia i ludzkiej determinacji nad śmiercią uosabianą przez Jasona. Czy w takim razie tylko jednostki skrzywdzone w przeszłości w pełni mogą zrozumieć sens życia i dzięki temu walczą z większą determinacją? W końcu co Cię nie zabije to Cię wzmocni. Tylko szkoda, że nieudana zbrodnia z przeszłością kłoci się z Jasonem którego poznałem.

Morderstwa w tej części to typowe hit & miss. Trafia się kilka nudnych dźgnięć, ale jest też parę bardziej kreatywnych. Jak rozpołowienie maczetą chłopaka chodzącego na rękach czy miażdżenie czaszki gołymi rękami zakończone wyskakującym okiem. Może dzisiaj nie robi to większego wrażenie, ale sposób reżyserii, budowanie napięcia i przywiązanie do jak najciekawszego kadrowanie dalej są godne pochwały. Zapewne musiało to robić niezłe wrażenie w 3D, tak jak film był oryginalnie pokazywany. Mam cichą nadzieję, że w dalszych częściach seria pójdzie bardziej w krwawy slapstick niż realistyczne pokazywanie śmierci. pasuje mi taka konwencja do Jasona, który również jest przerysowanym antagonistą.

Mimo wszystkich wad jest troszkę lepiej niż w pierwszej części, a w kilku miejscach robi się interesująco, bohaterowie są fajni, a Jason odgrywa coraz większą rolę kosztem swoich ofiar. To dalej nie jest dobry film, ale przy odrobinie chęci można się na nim dobrze bawić. Na pewno robiła to ekipa filmowa. A końcówka to znowu małe zaskoczenie, które można interpretować na dwa sposoby. Jako budowanie mitologii serii lub szokujące obrazy dręczące wymęczony umysł. Następna część zapowiada się interesująco.

Luźne przemyślenia:

  • strasznie wolno mi idzie ten cykle, w takim tempie do konfrontacji Jasona z Freddym dojdę za ponad dwa lata. Moje zainteresowanie slasherami z filmu na film robi się coraz większe więc postaram się trochę przyśpieszyć.
  • film rozbił boxoffice. Przy budżecie 2,2 mln zarobił prawie 37 mln. Całkiem niezły wynik, po przeliczeniu inflacji nawet dzisiaj można byłoby mówić o sukcesie.
  • krytycy co oczywiste nie byli zachwyceni. Na dzień dzisiejszy na Rotten Tomatoes widnieje oszałamiające 7% od krytyków i 42% od widzów.
  • początkowo film miał wyglądać zupełnie inaczej i opowiadać dalszą historię Amy z dwójki. Nic z tego nie wyszło, a zręby tej historii można dostrzec w Chris, która układa sobie życie po tym gdy pierwsze spotkanie z Jasonem niemal nie doprowadziło do jej śmierci.
  • jestem rozczarowany pochodzeniem maski hokejowej. Miałem nadzieje na jakąś ambitniejszą historię niż trofeum po jednej z swoich ofiar.
  • to trochę zabawne, ale film nie dzieje się w piątek 13 tylko już w sobotę 14.

2 komentarze:

  1. Serię kojarzę, ale widziałam tylko niektóre części. Nie porwały mnie zbytnio. To był ten remake z J. Padaleckim, konfrontacja z Freddym i chyba coś w... kosmosie (!).

    OdpowiedzUsuń
  2. To zabawne, jaka jest różnica w ocenach krytyków i widzów - jak widać, rozrywka rządzi się własnymi prawami... I żadem krytyk nie ma na nie wpływu...

    OdpowiedzUsuń