piątek, 4 czerwca 2021

Super Mario 3D Land [3DS] - recenzja

 

Lubię zaczynać od prywaty więc na początku przyznam się do czegoś wstydliwego. Nigdy nie ukończyłem żadnej platformówki z Mario, albo nie jestem tego świadomy więc na jedno wychodzi. Oczywiście grałem w kilka różnych tytułów na różnych platformach obowiązkowo zaczynając od leciwego Pegasusa, u znajomych bawiliśmy się na SNESie, a dziesiątki godzin poświęciłem emulacji przez którą Marian również się przewinął. Dziwnym zrządzeniem losu nie udało się zaliczyć żadnego z tytułów od początku do końca. Zrobiłem rachunek sumienia, wyraziłem postanowienie poprawy i na stare lata zabrałem się za nadrabianie zaległości. Wstęp nie wygląda tak bez przyczyny. Naświetlając tło mogę się pochwalić, że wreszcie się udało. Pierwszy Mario zaliczony. I to nie byle jak ponieważ udało się zdobyć praktycznie wszystko co do zdobycia było i 5 błyszczących gwiazdek dumnie prezentuje się przy profilu gracza. Samo to świadczy jak niezwykle udaną produkcją jest Super Mario 3D Land.

Zanim przejdę do swoich wrażeń z gry krótki tło historyczne. Gra powstawała ponad dwa lata , a Shigeru Miyamoto przy jej opisie mówił o połączeniu Super Mario Galaxy z Super Mario 64 z domieszką New Super Mario Bros. Miał to być pierwszy trójwymiarowy przenośny Super Mario więc developerzy próbowali przyszykować coś zupełnie innego. W przeciwieństwie do starszych tytułów z dużych konsol 3D Land dostało krótki, zaledwie kilkuminutowe planszę, idealne na krótkie partyjki. Mimo kłopotów z developmentem (trzęsienie ziemi i pamiętne tsunami w Japonii) grę udało się dostarczyć zgodnie z planowaną premierą na końcówkę 2011 roku. Zgodnie z oczekiwaniami gra zebrała wysokie oceny od krytyki jak i graczy. Dzisiaj na Metacritic przy tytule widnieje imponujące 90%.

Wiedząc o powszechnym zachwycie nad Super Mario 3D Land nie zastanawiałem się długo i uczyniłem grę pierwszym tytułem dla nowej konsoli. I nie mam z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Nie będę czarował, budował suspensu, przeciągał i owiał w bawełnę i od razu powiem, że grało się świetnie. Jestem w duszy graczem platformówkowym. Skakanie, zbieranie tokenów, prości przeciwnicy i trudni bossowie to coś co lubię. Tak jak rosnący poziom trudność. Pierwsze planszę nie stanowią wyzwania. Biegniesz do końca, omijasz proste przeszkadzajki i pokonujesz kolejny level. Stopniowo robi się coraz trudniej, dochodzą nowe mechaniki, gra zaskakuje swoimi pomysłami i stopniowo zwiększa wyzwanie. Pierwsza połowa to przedłużony samouczek. Liczba żyć osiąga trzycyfrowy wynik i nieustannie rośnie by w pewnym momencie stanąć w miejscu i naglę zacząć pikować w dół. I to nie frustruje. Wręcz przeciwnie, działa mobilizująco, a zaliczanie poziomów jest satysfakcjonujące. Właśnie poziomy. Osiem głównych światów, w każdym po 5-6 kilkuminutowych poziomów. Niektóre mają klasyczną strukturę gdzie podążasz w prawo do celu, ale jest tutaj dużo eksperymentowania z utartą formułą. Predefiniowana kamera z góry czy mocno ograniczająca widok, nawiedzona posiadłość Luigiego będąca labiryntem zmuszającym do główkowania, klasyczna podwodna plansza, zamek czy latający statek. Wertykalne przemiszczania się do góry czy w dół. Zwiedzanie piramid, rajskich wysepek, kolorowych lasów czy wykręconych plansz którym trudno przepisać jedną konkretną estetykę. Jest różnorodnie, kolorowo i uroczo. I pozornie liniowo. Gdy tytuł chcę się zaliczyć na 100% zaczyna się zabawa w eksplorację i poszukiwanie ukrytych trzech gwiezdnych monetek na level. Zaglądanie w każdy róg, szukanie sposobu czy wykorzystywanie specjalnych mocy z zdobywanych kostiumów. Z kilku minut robi się kilkanaście, a duma z kolejnego osiągnięcia jest jeszcze większa. Szkoda tylko, że bossowie pod tym względem odstają. Prości, podobni do siebie i niezbyt zapadający w pamięć. Kolejną zaletą jest niesamowicie responsywne sterowanie. Po przesiadce z PS Vita jestem zdumiony jak dobrze może działać sterowanie na handheldzie, a przecież już u Sony niczego za bardzo mi nie brakowało. Precyzyjny analog pozwalający dokładnie manewrować Marianem między przeszkodami, przyciski błyskawicznie reagujące i ergonomia sterowania. Raptem kilka przycisków, ale więcej nie potrzeba. Prostota działa tutaj na plus. I co zaskakujące animacji ruchów jest dużo, nawet pod koniec odkrywałem nowe. Oczywiście jest też płynnie i nic nie chrupie. Podczas grania nie ma powodów by zastanawiać się jak to działa tylko rozkoszowań tym co wylewa się z ekraników. Szkoda tylko, że dotykowy ekran przez większość rozrywki jest bezużyteczny, aż prosi się by magicy z Nintendo wykorzystali go w kreatywny sposób.

Gra jest oczywiście kolorowa i słodka. Jaskrawe kolory, duże i wyraźne postacie, bogate w detale środowisko. Nie raz jest na czym zahaczyć oko i cieszyć się z zwiedzania Mushroom Kingdom. Cieszyć się jest właściwym słowem bo gra robi wszystko by uśmiech nie schodził z ust. Króciutkie i zabawne przerywniki, radosne dźwięki i wszechobecna infantylność. Idealne miejsce na wakacje od szarej rzeczywistości gdzie za przejście z punkty A do B otrzymujesz fanfary, a na końcu tradycyjnie ratuje się księżniczkę. Do tego nigdy nie wiesz kiedy zostajesz nagrodzony power upem, gdzie kryje się dodatkowe życie lub mikrowyzwanie z zbieraniem monetek. Skacząc na głowy wrogów ma się wyrzuty sumienia. Żółwie, Goombasy, dziwaczne biedronki, kolczaste jeżę, wszystko to podkręcone magicznym sznytem gier z serii Mario. Aż chciałoby się z przeciwników zrobić przytulanki zamiast ich krzywdzić. Nawet Bowser spisałby się jako misio tulący do snu. Ta gra ma sprawiać radość i wywiązuje się z tego zadania znakomicie. Nawet nie przeszkadza lekka powtarzalność pod koniec.


Mam ochotę na więcej Mario. Takiej prostej i satysfakcjonującej przygody. Radosnego pokonywania kolejnych plansz, przebierania Mario za szopa i skakania na głowy słodkich Goombasów. Nie wiem jeszcze za który tytuł od Nintendo się zabiorę, ale jestem pewien, że nastąpi to bardzo szybko. W Super Mario 3D Land spędziłem kilkanaście godzin i polecam spróbować każdemu. Weteranowi który chcę się odprężyć, ale i komuś zaczynającemu swoją przygodę z grami bądź platformówkami.

Inne gry w 2011 roku - The Legend of Zelda: Skyward Sword, Uncharted 3: Drake's Deception, The Elder Scrolls V: Skyrim

4 komentarze:

  1. No to witaj w klubie, ja rowniez nie ukonczylam zadnej gry. Nigdy mnie to do konca nie wciagnelo..mialam za to inna, bardzo podobna gre do Mario na komputerze. Kupilam kiedys jakies czasopismo z dolaczona plyta, na ktorej znajdowala sie ta gra, byla swietna i nie zaluje, ze nie pamietam jej nazwy...moze znajde gdzies w Internecie przez przypadek

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ogromny sentyment do SuperMario - jak wiele osób kojarzę tą grę z dzieciństwem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak kupiłem New 2Ds XL pierwszą grą jaką odpaliłem był właśnie Super Mario 3D Land. Najbardziej mnie zaskoczyło to, że na kieszonkowej konsoli da się zrobić tak cudowną grę. O czym będziesz teraz pisał?

    OdpowiedzUsuń