niedziela, 31 maja 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #139 [25.05.2015 - 31.05.2015]

SPOILERY

Daredevil S01E13 Daredevil
Finał nie sprostał oczekiwaniom. Za wysoko postawiłem poprzeczkę po tak wspaniałym sezonie, tylu wyśmienitych odcinkach i znakomitych scenach. Ostatni epizod i tak uważam za wybitny na tle serialowej papki, ale chciałoby się więcej, lepiej, mocniej. Mam wrażenie, że gdzieś w 2/3 sezonu scenarzyści stracili koncept, całość się trochę zbyt rozlazła, a potem trzeba było naganiać i skleić zakończenie, które niezbyt mi pasowało do całości. Sezon był o powstawaniu imperium Kingpina i liczyłem, że skończy się gdy osiągnie ono szczyt, a druga serial będzie o jego upadku. Upadek jednak nastąpił już teraz, chwilę po wyeliminowaniu konkurencji. I niestety było to dość przypadkowe, wręcz szkolny błąd. Z jednej strony to akceptuje bo pokazuje, że jednostki się liczą, a wielcy i potężni nie są niepokonanym olbrzymem. Tylko kłóci się to z przeważnie depresyjną wymową serialu i jego wizją świata. Jednak to zwycięstwo nie jest końcem. Fisk ponownie zastanawia się nad swoim życiem i celem, a Matt został bohaterem jaki potrzebny jest w Hell's Kitchen. Nie wszyscy tego doczekali o czym jest nam przypominane, a uśmiech u Karen jest wymuszony by przypomnieć o przeszłości, której nie da się zmyć. Chciałbym by S02 było odważniejsze, nie koniecznie brutalniejsze wizualnie, ale by serial wyciągał wszystko co najgorsze z ludzi, skręcił w najciemniejszą uliczkę miasta i zaczął zaglądać do mieszkań.

Inne:
- pogrzeb Bena przy Many Rivers to Cross Jimmyego Cliffa wyszedł odpowiednio przejmująco. Tak jak rozmowa Karen z wdową, która podkreśla sylwetkę Bena i nie obwinia Karen za to co się stało, która wciąż czuje się winna. Tak bardzo było jej to potrzebne.
- dokumenty Marci z poprzedniego odcinka, przypadkowo podsłuchana rozmowa i wyciągnięty z kapelusza świadek koronny. Steven S. DeKnight pierwszy raz mnie tak rozczarował uproszczeniem. Liczyłem na skomplikowaną intrygę, którą trzeba rozsupłać, a skończyło się na dominującej roli przypadku.
- Leyland zginął z rąk Fiska w niezbyt efektowny sposób. Wybuch agresji jak zwykle fantastyczny, tak jak strach Owsleya, ale znowu, chciałoby się więcej od tej sceny, która jeszcze raz podkreśliła naturę Fiska, który czuję się wyraźnie lepszy od innych.
- scena z pogodzeniem się Matta i Foggiego - yeah. W końcu kancelaria zaczęła funkcjonować tak jak powinna. I teraz pytanie czy nie wejdą na celownik Fiska. Powinni. I poproszę o zatrudnienie Marci.
- sceny akcji nie wypadły zbyt spektakularnie. Zwłaszcza strzelaniny. Zabrakło powera i trochę finezji w realizacji. Albo jak chcę więcej niż zwykle. Dobrze, że finale starcie Daredevil/Fisk było długie, brutalne i pozwoliło pokazać siłę i charaktery obydwu bohaterów.
- Nessum Dorma podczas aresztowań - kolejne świetne użycie muzyki operowej w serialu. Więcej chciałoby się słuchać tego typu utworów w telewizji, ale tylko nieliczne seriale z tego korzystają, a paradoksalnie bardzo często pasuje do współczesnych historii. Jak choćby w Hannibalu czy The Good Wife.
- Fisk oświadczył się Vanessie. Jej, jak mi się podobał ten romantyzm u złoczyńcy. Jednak znowu - za szybko. Przydałoby się więcej odcinków eksplorujących ich relację.
- biblijna przypowieść o Samarytaninie w wykonaniu Fiska z nieoczekiwaną końcówką. Nie spodziewałem się stwierdzenie, że to on jest bandytą. W końcu zaakceptował to kim jest, teraz będzie mógł osiągnąć swój prawdziwy potencjał.
- nie tylko postacie ewoluowały przez sezon, ale również kostium Matta. Praktycznie co odcinek był rozwijany by w finale w mógł założyć kostium. Jakby chciano powiedzieć, że dopiero teraz stał się tytułowym Daredevilem i znalazł swoje powołanie. Kostium widziałem wcześniej na obrazu i miałem wątpliwości. W ruchu jednak robi dużo lepsze wrażenie. Przypomina ten Kapitana Ameryki, niczym współczesny kostium bojowy, w stonowanych barwach, ale zgodny z klasycznym kolorowaniem. I te różki. Nieźle.
- Avocados at law wrócili!
- ostatnia scena to Fisk w celi wpatrujący się w ścianę czyli ponowne szukanie celu w życiu na jego nowym etapie. To też największy cliffhanger sezonu. Czyli to on będzie dalej głównym przeciwnikiem mimo pobytu w pensjonacie. Bardzo dobrze.
- brak sceny po napisach zapowiadającej The Defenders? Ej, no! Netflix robisz to źle. Dajcie chociaż cameo kogoś z Daredevil w A.K.A. Jessica Jones.

OCENA 5/6

iZombie S01E10 Mr. Berserk
Brawo, co za inteligentnie skomponowany odcinek. Sprawa tygodnia, wątek Liv i Majora łączyły się w zgrabny sposób. Największe wrażenie zrobiły na mnie dwie załamane osoby, które traciły zmysły przez to, że były okłamywane. Student z sprawy "wrobiony" w zabójstwo dziewczyny i Major, który stracił pewność siebie, uwierzył, że to co widzi jest wynikiem choroby psychicznej. Motywy znajomych były inne, Liv wmawia sobie, że go chroni, ale ukrywając prawdę zsyła go do szpitalu. Dla jego własnego dobra, ha! Jeszcze się to na niej zemści.

Kolejny raz przewija się Max Reager, tym razem ma być odpowiedzialny za napady agresji. Czyżby to on był odpowiedzialny za zombieapokalipsę? Zombie, które pierwotnie powstały jako metafora amerykańskiego konsumpcjonizmu powstawałyby z globalnego produktu będącego wpadką wielkiej korporacji. Tak bardzo to pasuje. Podoba mi się dodawanie kolejnego złego do mitologii serialu. Już nie tylko Blaine, drobny gangster, ale również biznesmen działający na światowych rynkach. I zombie killer, zapewne chcący zemścić się na Liv. I kapitan policji. A w drużynie dobra coraz mniej bohaterów.

Rose jak zwykle wyśmienita. Tym razem jako dziennikarka - alkoholiczka przeżywająca żałobę po stracie ukochanego. Jej chęć zemsty, wybuchy smutku i pijackie ekscesy - fantastycznie się to ogląda.

Inne:
- Clive zachwycający się obiadkiem Liv - kanibalistyczne żarciki zawsze na propsie!
- na początku liczyłem, że to Blaine zabił dziennikarkę w zemście za jej poprzedni artykuł. Jeszcze trzeba chwilkę poczekać na ruszenie jego wątku.
- wciąż brak Peyton. Ja chce Peyton i Raviego na obiecanej randce.
- szczurek recytujący monolog z Hamleta! Znowu żarty z Szekspirem w tle, znowu gryzonie. Więcej!
- Major wpadł na ślad zombie w zakładzie psychiatrycznym. Teraz to na pewno będzie miał problem.

OCENA 4.5/6

iZombie S01E11 Astroburger
Najlepszy odcinek do tej pory. Świetne połączenie sprawy kryminalnej, rozwoju bohaterów i głównej fabuły serialu oraz wyważenie dramatu z elementami komediowymi. Motywem przewodnim było kłamstwo, bohaterowie okłamywali się na wzajem przez co poszczególne linię fabularne mimo wspólnych elementów rozwijały się samodzielnie i przenikają. Liv okłamuje Majora na temat zombie i Clive'a o sprawie, a Major działa na własną rękę. Jednak najlepiej wypadło pod tym względem spotkanie Liv z Blainem. Kłamstwa rzucane w oczy i prawdopodobnie doskonale sobie z tego zdawali sprawę. Cisza przed burzą można by rzec. Jednak największym oszukańcem był mózg Liv, który wywrócił do góry nogami cały odcinek. Jej spotkanie z Majorem i powtórne zbliżenie było złudzeniem, tak jak towarzyszący jej Jonny Frost. Nie było chwili prawdy i ostatecznego pojednania z Majorem, a raczej osiągnięto stan, który ich jeszcze bardziej dzieli. Znowu się zachwycam jak zupełnie niespodziewanie z odmóżdżacza do kotleta zrobiła się porządna drama. I tylko na Clive'a nie ma pomysłu.

Inne:
- zabójca tygodnia do przejrzenia od samego początku. Taki akcent mógł mieć tylko morderca. Motywacje jednak zaskakujące.
- w końcu - Ravi i Peyton! Chemia między nimi jest, scenki mają zabawne (komentarz o szortach i skarpetkach) i tylko więcej by się tego chciało.
- niezręczna sytuacja gdy proponowane jest oglądanie Vertigo w obecności Majora i jego żarty z tego powodu.
- gadający diabeł z czipsów! Mistrzostwo. Tak bardzo się śmiałem z tego powodu. Szczególnie jak Liv mówiła do automatu z jedzeniem.
- Major z ciepłych kluch stał się niezłym badassem. Szczególnie podczas tej akcji gdy skitrał się do bagażnika samochodu Blaine'a. I końcówka gdy mówi, że zabije wszystkie zombie. Poproszę, łowcę zombie! Pytanie tylko jak odważny będzie serial i jak bardzo intensywna będzie epidemia. Z zagadkami kryminalnymi raczej nie zerwą, chociaż kto wie.
- Ravi znalazł lekarstwo na zombievirus? Taaa, jasne. Już nie raz serial oszukiwał w w ten sposób, drugi raz nabrać się nie dam.
- na filmiku, który trafił do prasy jest Liv zajadająca świeży móżdżek. Mocne. Nawet jak nie na cliffhanger sezonu to by po torturować bohaterkę.

OCENA 5.5/6

Power Rangers S17E08 Ranger Yellow (1)
Kolejny odcinek z cyklu skupiającego się na poszczególnych wojownikach. Na warsztat poszła Summers i było po prostu świetnie przy czym zaskakująco. Bo kto by się spodziewał kim Summers była przed wstąpieniem do Rangersów? O rozkapryszonej arystokratce bym nie pomyślał. Księżniczka żyjąca w własnym świecie gdzie wszystko musi być idealne. W komiczny sposób pokazano jak bardzo nie przejmuje się innymi osobami gdy pomiatała swoim lokajem. Jednak udało się jej nadać również ludzkie cechy jak miłość do rodziców i przekładanie tego uczucia nad materialne prezenty choćby nie wiadomo jak kosztowne by były. Origin Żółtej dostał dwa odcinki co mnie bardzo cieszy, w tym pokazano kim była, w przyszłym będzie jak wyewoluowała w to kim jest. Dwadzieścia minut by nie wystarczyło. 

Główną część odcinka stanowiła akcja w teraźniejszości. Zaczęło się od wycieczki szkolnej i pytań do wojowników. Co za cudownie rozpisane dialogi, tyle tam wyśmienitego humoru, pojawiły się nawet powracające żarty ("to nie jest spandex!"). I potem niby kolejne starcia, ale znowu bardzo dobrze nakręcone, duża dynamika i nie ma miejsca na nudę. Odcinek niby ma klasyczną formułę, ale potrafi ją udanie urozmaicić. Potwór tygodnia okazał się wabikiem by Tanaya 7 mogła przeprowadzić napad na bank. Napadł był po to by Tanaya 7 mogła stoczyć długą walkę z Summers, w świetnej choreografii. Sorry chłopcy, dzisiaj byliście na dalszym planie. 

Inne:
-  mała dziewczynka o potworze tygodnia: "Look out its getting bigger!", Doktor K: "Dont worry its happen all the time". Albo Summer: "Can we skip all the bad guy blablabla"  Samoświadomość serialu taka urocza. 
- rodzice Summers zabawnie irytujący. Nawet pomylili Rangersów z służącymi. A reakcja Dilliona najlepsza gdy wkurzony połamał kij do bilarda.
- trzęsąca się kamera podczas starć taka denerwująca... 

OCENA 5/6

Supernatural S07E22 There Will Be Blood
Przedostatni odcinek, a ja się strasznie wynudziłem. Zbliża się wielka konfrontacja z Lewiatanami czego wcale nie czuć bo bracia zbierają itemy by wycraftować potężną broń. Kompletnie nie było pomysłu jak zakończyć sezon i posłużono się przykładowym quetem z przeciętnego rpga. I co z tego, że pojawia się Crowley i Alfa Wampir skoro mało co się dzieje, nie czuć wiszącego nad światem końca świata. Bracia też zbytnio się tym nie przejmują. Już chyba wolałbym dostać dobrą sprawę typu monster of the week. Tutaj był fajny motyw z domostwem wampirów i małą dziewczynką, ale twist można było od razu przejrzeć, a sam odcinek niezbyt skupiał się na przygodzie braci bo trzeba było co rusz przypominać o Dicku. 

Bobbi jako duch dalej szaleje. I nie wiem co o tym myśleć. Rozumiem potrzebę pisania dramatycznych historii, ale lepiej by wyszło jakby dali mu umrzeć w spokoju. Jemu się to należy. Zamiast tego powoli zmienia się w wściekłego poltergeista i prowadzi do durnych kłótni między braćmi. 

Inne:
- patrząc na efekty słodzika i naćpanych ludzi nie mogę brać Lewiatanów i ich planu zniewolenia ludzkości na serio. Ten przeciwnik to jeden wielki, nieudany kawał. 
- serio Dean? Żart o wampirach skierowany do ofiary wampirzego porwania? Niesmaczne. Tak jak pobieranie krwi nieświadomym ludziom. Niby miało wyjść zabawnie, a wyglądało to dość niepokojąco i bracia utracili całą moją sympatię podczas oglądania tego odcinka. 
- "See you next season". Dobra, ten onliner im wyszedł i trzymam za słowa Alfa Wampira. 

OCENA 3/6

poniedziałek, 25 maja 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #138 [18.05.2015 - 24.05.2015]

Sezon serialowy można uznać oficjalnie za zakończony. Finały wyemitowane, nowości zapowiedziane więc można udać się na zasłużony odcinek. Taaa, chciałoby się. Jeszcze kilka lat temu byłaby to prawda. Teraz seriale są emitowane cały rok i nie ma już czegoś takiego jak sezon ogórkowy. Już zaraz wraca Hannibal i Halt and Catch Fire, True Detective i Teen Wolf, a są jeszcze nowości. Wypadałoby też nadrobić zaległości jakie nagromadziły się przez cały rok, a klasyki same się nie obejrzą. Można by kolejny raz narzekać na śmiesznie małą liczbę godzin w dobie, ale lepiej cieszyć się z wyboru.

Zeszły tydzień zleciał mi głównie na zachwytach nad Daredevilem. To już 1,5 miesiąca po premierze, a ja dalej ogląda. Ciesze się z tej decyzji bo mogę się zachwycać każdym odcinkiem i poświęcać mu tyle uwagi na ile zasługuje. Smakować się w pięknych kadrach, interpretować dialogi i zastanawiać co będzie dalej. Zachwyca nie tylko mrok i ciężki klimat, ale inteligencja z jaką został rozplanowany opierając się na podobieństwach i różnicach między Daredevilem i jago nemezis. Warto, na prawdę warto dać mu szansę.

Nadgoniłem również B99 i niestety komedia straciła swoją dawną świeżość. Dalej uwielbiam oglądać te postrzelone postacie, absurdalne żarciki i bromance Holta z Jakem. Tylko ja na tego typu serialach chcę się śmiać. Na razie tytuł ląduje w moim limbo. Zdanie mogę zmienić w okolicach S03, wszystko zależy od napływających zza oceanu nowinek.

Wrócę na pewno do The Flash. Finał zagrał na mojej geekowskiej naturze i ruszył mnie emocjonalnie. Nie spodziewałem się tak dobrej zabawy. Wszystko zagrało, a cliffhangery miodzio. Żeby Supergirl i Legend of Tomorrow były na podobnym poziomie będę przeszczęśliwy. Od komiksowych seriali oczekuje głównie zabawy, radości z oglądania, a nie nadętych dramatów i nieumiejętnie prowadzonych problemów moralnych jak w Arrow. Do Starling City planuje jeszcze wrócić by cieszyć się cliffhangerami, ale boję się tych 8 odcinków, które mi zostały. Prędzej nadrobię Supernatural i Grimm. Jakoś naszła mnie ochota na procedurale w sosie urban fantasy.

Czym ciekawym podzieliły się amerykańskie stację? The Expanse całkiem nieoczekiwanie zostało zamówione na drugi sezon. Czyli czeka nas przynajmniej 20 odcinków z sci-fi w kosmosie. Yeah. Jednak to nie wszystko czym Syfy się pochwaliło. Pierwszy trailer Childhoods End wygląda imponująco.  Chciałbym wierzyć w renesans telewizyjnego sci-fi. Tym bardziej, że AMC w kooperacji z Brytyjczykami szykuje Humans, serial zadający pytanie o człowieczeństwie.

Mnie jednak najbardziej ruszyły dwie inne zapowiedzi. Hannibal to klasa sama w sobie. Patrzę na kolejne sceny z trailera i nie mogę przestać się zachwycać przepychem bijącym z kadrów i skomplikowaniem relacji między postaciami. Teen Wolf to niby zupełnie inna liga, ale na serialu bawię się równie dobrze. Trailer pokazuje, że piąta seria (wydłużona!) będzie straszna.

W oddali, na samej linii horyzontu majaczy The Bastard Executioner. Nowy serial Kurta Suttera dostał właśnie zamówienie na pełny sezon. XIV wiek, rycerze, Katey Seagal i Stephen Moyer. Jestem przekonany. Premiera jesienią. 

SPOILERY


 Brooklyn Nine-Nine S02E22  The Chopper
Najzabawniejsze momenty B99 są wtedy gdy Holt wychodzi ze swojej roli. Przestaje być posągowym kapitanem, a staje integralną częścią szalonej ekipy tego posterunku. Tutaj była taka scena gdy udzieliła mu się ekscytacja Jake'a by dorwać złodziei. Nawet nicka sobie wymyślił. Aksamitny grzmot. Jakie dostojne! Scena przed oborą była świetna. Zresztą, cały wątek Holta, Jake'a i Boylsa niczego sobie. Dobre teksty, zabawne onlinery i wysoka stawka. Niestety nie mogę powiedzieć tego o całym odcinku. Na posterunku było nudno. Wycieczka szkolna mogła być zabawna, ale zabrakło pomysłów. Gina najlepsza, jak zawsze. Nie podobał mi się pomysł z pokazywaniem przemocy dzieciom. Serial tego nie potępiał. Ba, pokazał nawet, że nie ma w tym nic złego. Niech sobie 12 latki oglądają zdjęcia z miejsca zbrodni, może się nawet czegoś nauczą. Tutaj powinna być gorzka satyra, a wyszedł niesmaczny dowcip.

Inne:
- Jake marzący o wyskoczeniu z śmigłowca z nożem w ustach. Chciałbym to zobaczyć. Musiałem się zadowolić jedynie scenką z wychodzenia z helikoptera w zwolnionym tempie.
- scenka z początku odcinka znowu jedną z najlepszych. Terry rozumie Ginę. A potem telefon od żonki.
- portret Wunch w sali odpraw - nieśmieszne, żart nie działał, o wiele lepiej jakby wisiał tam dłuższy czas, a potem dostalibyśmy komentarz. Zresztą z Wunch mam większy problem, lepiej byłoby gdyby już zniknęła z serialu, a zamiast tego pojawił się bardziej przemyślany antagonista.
- żart z Adolfem Hitlerem w publicznej tv. Tego się nie spodziewałem. I nie śmiałem.
- Holt odchodzi z 9-9 czyli jak zrobić niepotrzebny cliffhanger przed finałem.

OCENA 4/6

Brooklyn Nine-Nine S02E23 Johnny and Dora 
Jak na finał sezonu było dość spokojnie. Zabawnie, ale równie dobrze mógł to być odcinek z środka serii. Rozczarowało mnie przedstawienie nie łączących się ze sobą wątków. Mamy świetną ekipę postaci, ale rzadko kiedy wszyscy przebywają razem. Chociaż na ten finał powinni dać im wspólną historię. Dobrze, że parowanie w odcinku zadziałało. Terry z Giną tworzą świetny duet, tak jak Amy z Jakem - czuć chemię między nimi. Nawet zabawnie wyszło przekomarzanie się Diaz z Boylsem (Ro-ro!). Twist fabularny z odejściem Holta to najpewniej tani cliffhanger, który szybko zostanie naprawiony. Dłużej potrwa związek Amy/Jake bo to najwyższa pora na nich. Tylko ja raczej nie wrócę na drugi sezon. Serial stracił swoją świeżość i o ile dalej uwielbiam bohaterów tak żarty przestały mnie już bawić. Jak się zatęsknię to znowu wpadnę na posterunek 9-9 jednak później niż prędzej.

Inne:
- pierwsza scena znowu jedną z najlepszych - honorowe pożegnanie automatu z słodyczami przy irlandzkiej muzyce. Więcej takiego absurdu by się chciało. 
- sekundowa reakcja Terrego i Gina na wieść o odchodzącym Holcie, potem ich współpraca przy kradzieży listu i wreszcie zajadanie popcornu podczas oglądania starcia Wunch i Holta.. Częściej chciałbym ich oglądać razem.
- reakcja Boylsa na pocałunek Jake'a i Amy! I zdawkowy komentarz Rosy.
- emocjonalne pożegnanie Holta i nieudolna próba udawanie robota. Jakże się zmienił przez te dwa lata. Oby wrócił jak najszybciej do swoich dzieciaków.
- serio, taki chamski cliffhanger? Przybywający nowy kapitan, otwierające się drzwi windy i ciemność. Teraz trzeba uważnie śledzić castingi. Kto to będzie? Moje typy - Edward James Olmos lub Andre Royo. Bo czemu by nie.

OCENA 4/6

Daredevil S01E10 Nelson v. Murdock
W odcinku doszło do wielce oczekiwanej konfrontacji. Foggy dowiedział się prawdy o Mattcie i nie mógł tego znieść. Nie zaakceptował, tego że był okłamywany przez tyle lat, nie mógł zrozumieć motywacji przyjaciela, zaakceptować jego działań i samotnej krucjaty. Poznał fakty, ale one tylko oddalił go od przyjaciela. Kapitalnie oglądało się sceny gdzie ta dwójka rozmawiała, a Matt z skruchą opowiadał historię wściekłemu przyjacielowi. I najważniejsze - Murdockowi podoba się to co robi, nie tylko ratowanie niewinnych, ale również możliwość sprania gęb. O ile sceny w teraźniejszość dotyczą końca przyjaźni tak flashbacki cofają do jej początku, pokazano jaka więź łączy bohaterów i ich idealizm, który rozbija się o ścianę rzeczywistości.

U innych bohaterów było spokojniej. Kapitalnie ogląda się odrobinę melancholijne i melodramatyczne sceny z Benem, który jest rozdarty między dziennikarstwem, a możliwością spędzenie ostatnich chwil z umierającą żoną. Ideały czy miłość - jedno z odwiecznych pytań wszechświata. I niby już podejmuje decyzję, już wie co chcę zrobić, ale los ma własne zdanie. Karen odnajduje matkę Fiska. Ta która niby nie żyję. Tylko trochę głupio postąpili, nie chcę mi się wierzyć, że Kingpin nie monitoruje miejsce gdzie ukrywa mateczkę.

Skoro o Kingpinie wspomniałem. Tym razem miał niewiele scen i odpuszczono sobie porównywanie go do Matta. Było jednak o miłości, która może go osłabić, a już go zmieniła. Bo nic nie jest stałe. Chociaż nie, to też odnosi się do Matta. Ujawnienie się przed Foggym też go może zmienić, tak jak ich przyjaźń może okazać się ciężarem. Chyba po zakończenie sezonu będę musiał poszukać jakiegoś analitycznego artykuły opisującego podobieństwa między Daredevile,a  Kingpinem.

Inne:
- Foggy nazywający adwokatów po hiszpańsku awokado. Mistrzostwo! I te ich fryzury. Cudowne!
- Charlie Cox świetnie zagrał wymęczonego fizycznie, ale również psychicznie bohatera. I ta łezka, gdy opowiada Foggiemu o sobie.
- słuchanie bicia czyjegoś serca by sprawdzić czy kłamie to naruszenie intymności? Dziwne rozumowanie i nie wiem czy mam się zgodzić czy nie.
- czytałem ostatnio artykuł o niepełnosprawności Matta w serialu jakoby nie przedstawiono reakcji ludzi na jego ślepotę. I jednak nie, chyba ktoś nie widział pierwszego spotkanie Matta i Foggiego, a to tylko jeden z przykładów.
- końcówka z lądująca tabliczką kancelarii w koszu. Piękne, symboliczne zakończenie pewnego etapu życia i znajomości. Scena nadawałaby się na cliffhanger sezonu. Liczę, że nie dojdzie zbyt szybko do poprawy relacji Matt/Foggy.
- brawo, że serial nie próbował sprzedawać bajeczki typu "zaatakowali nas kosmici więc i ja zacząłem ratować ludzi bo chciałem być jak Ironman". Zamiast tego sugestywna opowieść o ojcu gwałcącym córkę. Bo to ludzie są największymi potworami, a nie kosmiczne tałatajstwo.
- piękny kadr gdy po swojej pierwszej walce na ekranie widać jedynie zakrwawione dłonie Matta co symbolizuje koniec niewinności.

OCENA 5/6 

Daredevil S01E11 The Path of the Righteous
Co za suspens po porwaniu Karen, co za świetne dialogi w większości scen. Co za nuda w innych. Serio, chyba pierwszy raz odrobinkę męczyłem się oglądając odcinek, a to nie dobrze bo zbliża się finał. I tutaj mam jeden problem z tym serialem. Nie czuć nadchodzącego końca i kulminacji wszystkich wątków. Na razie za wcześnie by narzekać, ale trochę się boję, że finał nie sprosta oczekiwaniom.

Najlepszą sceną było zdecydowanie przesłuchiwanie Karen. Doigrała się, jej ambicie w walce ze złem ją przerosły, mrok z którym walczyła ją dopadł i odmienił. Plan Wesleya iście szatański. Zaczniesz głosić nową ewangelię lub zacznę zabijać twoich bliskich. Jednak jak to źli mają w zwyczaju popełnił błąd, jego zagrywka się nie udała. Może i trochę naiwne, ale całość pozytywnie wpłynie na rozwój postaci Karen i pasuje do jego aroganckiego zachowanie. Bo śmierć i morderstwo w tym serialu nie jest niczym błahym. Jednak najciekawszy są jej słowa. Do kogo wcześniej strzelała? Ta scena niesie też pewne pozytywne przesłanie. Karen, która jest nazywana przez Wesleya małym trybikiem, nic nie znaczącym pyłkiem zaburza działanie perfekcyjnie pracującego mechanizmu.

Śmierć Wesleya jest o tyle ważna, że wpłynie na samego Kingpina. Miał dwie podpory - jego i Vanesse, a jego życie było uporządkowane, pełne reguł i przyzwyczajeń. Teraz tego zabrakło. Pierwszy raz został sam, a ludzie w takich momentach działają pod wpływem emocji. I popełniają błędy.

Strasznie podobają mi się wizyty Matta w kościele gdy jego katolickie sumienie dochodzi do słowa. Rozmowa o diable znowu znakomita, że musi podążać za człowiekiem by ten stawał się lepszy. Tylko całość trochę kłóci się z ideą diabła na ziemi, w ludziach, która była poruszana kilka odcinków wcześniej.

Walka z krawcem Fiska jak zwykle dobrze zrealizowana. Jednak najfajniejsze w tym wątku jest jak pokazuje, że zło nie jest uniwersalne. Matt sprał pysk krawcowi po czym okazało się, że jest on osobą chorą wykorzystywaną przez Kingpina. Nie ma czerni i bieli jest tyko szarość. 

Inne:
- jak miło, że Claiare wpadła na moment. Dobrze jest widzieć Rosario Dawson i ciesze się z jej przyszłych występów w serialach Netflixa.
- ten wybuch złości Wilsona na pielęgniarkę i pytanie "Czy ty wiesz kim ja jestem" - doskonale pokazuje jakim jest on człowiekiem i podobieństwo do ojca. 
- Matt dostał balonik od Karen! Jakże ważne są te drobne humorystyczne elementy w mrocznym serialu.
- dźwięki bijącego serca i dzwoniącego telefonu  niesamowicie budowały napięcie w finałowych scenach.

OCENA 4.5/6

Daredevil S01E12 The Ones We Leave Behin
Oglądając ten odcinek miałem wrażenie, że historia Matta jest tą drugoplanową, ważniejsze jest opowiadanie o innych bohaterach. I nie miałbym nic przeciwko gdyby nie był to przedostatni odcinek. Nie czuć zbliżającego się końca i finalnej konfrontacji. Trzeba chyba zaakceptować o czym jest pierwsza seria. Nie walce Fiska z Mattem, a narodzinach tej dwójki. Wciąż ich poznajemy, a oni się zmieniają na naszych oczach by zostać dobrze znanymi postaciami.

Deborah Ann Woll odnalazła się w roli Karen Page, potrafi sprzedać bohaterkę i sprawić, że widz wierzy w jej załamanie i strach. Z ogromną przyjemnością oglądało się pierwsze 10 minut gdzie nie znikała z ekranu. Pierw pozbycie się narzędzia zbrodni, powrót do domu i sen. Wizja Fiska, który mówi jej, że po morderstwie można się poczuć lepiej popełniając kolejne. Czy to personifikacja jej sumienia? Boi się staczania coraz bardziej w otchłań? Jej przeszłość dalej pozostaje tajemnicą (czemu nie było flashbacków jej poświęconych pozostaje dla mnie zagadką), ale Ben znając ją i tak jej zaufał. Chyba odpowiedź na to pytanie poznamy dopiero w przyszłym sezonie.

Matt był, głównie po to by pokazać mroczną stronę miasto. Przypomnieć o mroku, pokazać jego siłę, kolejny atak na jego duszę. Załamał się widząc okrucieństwo go otaczające, załamał się później po powrocie do Karen. Chyba coraz bardziej zdaje sobie sprawę z beznadziei prowadzenie tej walki.

I najważniejsze postać odcinka - Ben. Niestety inernet (ty niedobry!) zaspoilerował mi jego śmierć więc scena nie zrobiła takiego wrażenia jakie powinna. Serial przy okazji ponownie pokazał swój cynizm. Gdy bohaterom wydaje się, że mogą coś zmienić, wkraczają na prawą ścieżkę, chcą dobrze, przytrafia im się coś złego. Ben postanowił ujawnić prawdę, ale mu się nie udało. Po części przez Karen, która chciała dobrze, a doprowadziła do tragedii. Przy Benie podobała mi się też jego wiara w prawdziwe dziennikarstwo i pogarda dla współczesnych gazet. Nawet do internetu, ale na końcu zmienia zdanie. Bo chodzi o prawdę, ludzie będą ją chcieli czytać nie ważne gdzie. I to jest ten jeden, drobny promyk nadziei. Na ironię zasługuje też fakt, że zmarł przed umierająca żoną o którą martwił się cały sezon. Zło nie wybiera, zło atakuje znienacka.

Ten serial jest fenomenalnie nakręcony. Już mniejsza z dynamiczną sceną pogoni po dachach za samochodem i parkurem Matta przy dźwiękach muzyki klasycznej. Większe wrażenie zrobiła na mnie dwie inne. Ta w magazynie heroiny gdy przechadza się wśród ślepców i wcześniej długie ujęcie przedstawiające wnętrze z płynącą kamerą. Jednak moim faworytem, gdzie patrzyłem jak zaczarowany była rozmowa Bena z Fiskem. Kamera przeskakiwała z jednego na drugiego w zależności kto mówił i co ujęcie była coraz bliżej. Zaczęto od całej sylwetki by ostatecznie skupić się na twarzy. Zdynamizowało to całą rozmową i dało wrażenie rosnącego napięcia z zbliżaniem się do punktu kulminacyjnego. Doskonała robota.

Inne:
- napięcie między Mattem i Foggym wciąż trwa. Dobrze, że szybko tego nie rozwiązali, ale szkoda ich kumpelskich relacji.
- ewolucja Vanessy postępuje. Jasne, nie opuści Fiska, ale jej prośba o zemstę była niespodziewana. Idę o zakład, że w przyszłym sezonie zarzuci ubieranie się na biało.
- kolejny wybuch Fiska, kolejne popis Vincenta D'Onofrio. Przeważnie opanowany i spokojny katuje ochroniarza by odreagować śmierć Wesleya. Przy okazji krzyczy "to był mój przyjaciel", a potem siada przy nim. Serial wie jak stworzyć więź empatyczną z złoczyńcą.
- kumpelska rozmowa między Benem, a Daredevilem po wymianie informacji! Będzie mi tego brakowało.
- żarty Marci są rozbrajające, podobają mi się też jej relację z Foggym. Oby było jej więcej w S02.
- kłótnia Bena z szefem to kolejny, świetnie nakręcony materiał. Bo było też tło, kamera pokazywała zdziwione spojrzenie współpracowników. Nie działa się w pustce, jak często się dzieje w serialach.
- Madam Gao znokautowała Matta. Niespodzianka! I gdzie się udaje? Kolejne nawiązania do wschodniego mistycyzmu. Szykuje się mała zmiana stylistyki serialu.
- Layland i Gao współpracują po to by wzmocnić Fiska. Och, on już wam za to podziękuje. Krwią i bólem.

OCENA 5/6

Power Rangers S17E07 Ranger Red
Jestem trochę rozczarowany. Poprzedni odcinek pokazał jak wypchać 20 minutowy odcinek wartościową treścią i masą wątków. W tym wszystko było zbyt rozlazłe. Zamiast skupić się w pełni na Scottcie pokazano dużo nic nie wnoszących walk i przedstawiono nowe zordy. Szkoda bo Czerwonemu Wojownikowi należy się solidny background. To co jest interesuje. Konflikt z ojcem, trauma po stracie brata i chęć zdobycia akceptacji, udowodnienia czegoś tatusiowi. Cieszy też wyprawa za miasto, szkoda tylko, że taka krótka. Liczę na dłuższy quest poza Corinthem bo prosi się by eksponować postapokaliptyczne krajobrazy.

Pierwsza scena odcinka była cudownie pomyślana. Pierw Ziggy próbujący rzucać onlinerami (nie bez powodu tak się nazywają), potem zdjęcia jak z westernu pokazujące okolicę i wreszcie szalony pojedynek. Scott walczący przy użyciu wózka z dzieckiem w środku, a Ziggy biegający po placu zabaw. Piękne.

Inne:
- błąd Doktor K i ta satysfakcja Ziggiego. A potem ta jej nieoczekiwana drzemka.
- Summer jako sanitariuszka ratująca Scotta. Nieźle pomyślane te flashbacki, wygląda jakby ich akcja toczyła się mniej więcej w tym samym momencie czyli podczas inwazji z pilota.
- zord wyglądający jak krokodyl kłapiący paszczą. Kocham absurd tego serialu. Tylko design potworów powinien być bardziej zakręcony, tak bym nie mógł uwierzyć w to co widzę.
- fuj, jakie okropne CGI. Dobrze, że zamiast nieudolnie stawiać na efekciarstwo serial skupia się na bohaterach i wie jak to robić.

OCENA 4/6

The Flash S01E23 Fast Enough
Kolejny świetny komiksowy finał. Początek odcinka był bardzo spokojny, opierał się głównie na rozmowach i emocjach. Zadziwiająco dobrze to wyszło bo serial miał z tym często kłopoty. Nie męczyły wątki miłosne, Barry był postawiony przed trudną sytuacją, a postacie drugoplanowe mogły zabłyszczeć. Na początku martwiłem się jak zostaną przedstawione dylematy Barry'ego. Na szczęście nie spłycono tego, jego sytuacja była trudna i ostatecznie musiał zdecydować czy chcę uratować matkę i żyć w zupełnie innym świecie lub pozwolić umrzeć Norze i pozostać bohaterem którym się stał. Pożegnanie z rodzicielką wyszło przejmującą i kolejny raz się zaskoczyłem jak bardzo poruszył mnie ten odcinek. I jeszcze stary Barry powstrzymujący swoją młodszą wersję. Sam wybór nie był łatwy, musiał pierw odbyć podróż, rozliczyć się z tym kim jest teraz i pogodzić z przeszłością. Brawo, że tego nie spłycono.

O ile w poprzednim odcinku odwieczny konflikt predestynacji i wolnej woli został jedynie zaakcentowany tak teraz wysunął się na pierwszy plan. Eddie, losowa zmienna, nieznaczący pyłek na kole historii. Pierw poddał się losowi, potem uwierzył, że sam kreuje własną przyszłość by ostatecznie heroicznie się poświęcić. I niby prosty sposób na pozbycie się tego złego, ale znowu - emocje. Dużo emocji i tragiczny koniec.

Historia Cisco płynnie się rozwija i powoli (co mnie cieszy) przeistacza się w Vibe'a. Czyli jego możliwość odczuwania innych rzeczywistości jest efektem wybuchu akceleratora. I  ciekawe jak to się odnosi do pierwotnego originu postaci z świata który zmienił Revers. Skoro nie było wybuchu to jak inni zyskali swoje moce? Oby twórcy mieli to zaplanowane bo trochę mnie zastanawia originu tylu klasycznych postaci.

Finał starcia z Reversem to kolejne wielkie zaskoczenie. Udało się go pokonać, ale jakim kosztem. Czarna dziura w Central City. Takich pokazów nie często funduje się w telewizji. Walące się budynki, wciągane  do horyzontu zdarzeń odłamki, efekty cząsteczkowe i biegnący Flash. Mają rozmach. Cliffhanger nie zaskoczył (obstawiałem ,że Barry bawiąc się czasem gdzieś utknie), ale aż prosi się by od razu otworzyć następny odcinek. Tylko trzeba czekać do września. Czyż to nie wspaniałe?

Inne:
- Cisco pytający się Rversa o pierścień. Cisco budujący wehikuł czasu. Cisco mówiący "May the Speed force be with you". Cisco, przepraszam, że kiedyś tak narzekałem na twoją osobę.
- teasery Legends of Tomorrow! Wspomnienie Rip Huntera, sceny znane z teasera oraz cameo Snarta i Hawkgirl. Po cichu liczę na ich gościnne występy w przyszłym sezonie.
- niby Eddie zginął, ale jego ciało zostało pochłonięte przez czarną dziurę. Przypadek? Nie sądzę. Zawsze też zostają jego alternatywne wersję.
- niby Wells zginął, ale Thomas Cavangah ma wrócić w przyszłym sezonie w stałej obsadzie. Alternatywny Revers? Alternatywny, prawdziwy Wells? Tyle możliwości interpretacji.
- w przyszłym sezonie ma się pojawić Earth 2 czyli dojdzie do narodzenie serialowego multiwersum. Wciąż marzy mi się goscinny występ Toma Wellinga jako Supermana. A może ostatnia inkarnacja Constantina lub nadchodząca Supergirl. Możliwości są nieograniczone.
- Catlyn jako Killer Frost! Kolejnie świetnie wkomponowany teaser zachęcający do drugiego sezonu. I znowu pytanie - alternatywna wersja bohaterki czy jej przyszłość? To samo z starym Barrym w więzieniu. Lubię jak seriale tak się z nami dręczą.
- ślub Ronniego i Catlin z Steinem jako rabinem. Słodkie, chwila radości przed dramatami. I ciekawe czy skoro Graber trafi do stałej obsady Legend of Tomorrow to młody Amell zostanie w The Flash. Niby po śmierci Eddiego zwolnił się jeden slot.
- pierwszy raz pokazano prawdziwe, przyjacielskie relacje między Iris i Barrym, a nie romantyczny crap. Teraz poproszę o wprowadzenie Patty Spivot do serialu.
- hełm Jaya Garricka - kolejny niezbyt subtelny teaser powiększający świat serialu. Chyba zupełnie niepotrzebnie martwiłem się, że druga serial będzie dalej polegać na polowaniu na metahuman. Za dużo robi się wątków i możliwości na sprawy tygodniowe. Jest jeszcze wątek zaginionego pilota testowego z Ferris Air. Na film Green Lanter nie ma co liczyć więc może występ w DC/CWverse? A potem kolejny spin-off dziejący się w kosmosie bo kosmos jest ostatnio na topie.
- końcówka odcinka prawie jak finał batalii w Avengers z Starkem wlatującym w portal. Nie żebym narzekał.

OCENA 5/6

wtorek, 19 maja 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #137 [11.05.2015 - 17.05.2015]



Brooklyn Nine-Nine S02E21 Det. Dave Majors 
Ziew. Na odcinku uśmiechnąłem się zaledwie kilka razy.Najszerzej na początku gdy Rosa przyszła w różowej bluzce, a wszyscy śmiali się z Boylsa. Szkoda, że ten gag nie został pociągnięty w dalszej części bo dwa główne wątki były słabiutkie. Jake i Amy rozwiązują sprawę z supergliniarzem, który jest wyjątkowo zwyczajny. Przy okazji uświadamiają sobie, że coś do siebie czują, ale nie mogą być razem. Kliniczny przypadek serialowych związków. Scenek z odchodzącym Terrym z policji nie można było brać zbytnio na serio przez co tutaj też było nudno. Nawet Gina z Boylsem nie pomogli. A morał wymuszony. Dobrze, że chociaż Holt rzucał żartami, których nikt nie mógł zrozumieć. 

OCENA 3/6


Daredevil S01E09 Speak of the Devil
Unikając spoilerów po premierze serialu jednym okiem złapałem jakoby Christos Gage napisał jeden z najsłabszych odcinków serialu przez co do Speak of the Devil podchodziłem bez żadnych oczekiwań. I wiecie co? To było świetne. Kompozycja odcinka jest spięta brutalną i widowiskową walką (akcja z ogniem!) z ninja gdzie Matt coraz bardziej obrywa, a ja się zastanawiam jak on jest w stanie dalej waczyć. Buduje to odpowiednio napięcie, sprawia że odcinek od razu chwyta i nie puszcza do samego końca. Tylko ta walka nie była tutaj najlepsza, a dialogi. Jakie tu są rozmowy! Inteligentne, pełne aluzji i zmuszające widza do wyciągania samodzielnych wniosków, które mogą się różnic z zależności komu kibicuje się bardziej Daredevilow czy Kingpinowi. Serial cały czas podkreśla podobieństwa i zależności jakie między nimi występują jakby chciał powiedzieć, że jeden bez drugiego nie może istnieć. Ich cele są zbieżne, a ścieżki inne. Kwestie interpretacji tych dwóch bohaterów podkreśla jeszcze Vanessa opisująca obraz Mattowi. Wszystko jest kwestią interpretacji, a dobro i zło są odgrodzone cieniutką linią, a czasem nawet się przenikają. Jestem zachwycony ile udało się wycisnąć z tych dialogów i kolejny raz ciesze się, że odpuściłem maraton przez co mogę delektować się poszczególnymi scenami, które na to zasługują. 

OCENA 5.5/6

iZombie S01E08 Dead Air
Mówiłem już, że iZombie to obecnie jeden z moich ulubionych rozrywkowych seriali? Pewnie tak, ale warto to powtórzyć bo poziom cały czas rośnie. Tygodniowa sprawa była tylko dodatkiem, wypełniaczem między kolejnymi scenami z bohaterami, ale też wpływała na wydarzenia. Lubię tak rozpisane scenariusze. Tym razem Liv zjadła mózg kobiety od związków i próbowała zanalizować swoje stosunki z Lowellem. I to było świetne. Jednak najlepsza końcówka. Chciałem żeby to był normalny związek dwóch zombie, ale wiedziałem że będą komplikację. Lowell stołuje się u Blaina, a to się Liv nie spodoba. Ładnie zostały tutaj połączone wszystkie wątki - obsesyjne poszukiwanie Candymana przez Majora, związek Liv oraz wątek morderstwa. Coś czuje, że w następnym epizodzie szykuje się małe trzęsienie ziemi.

Jednym z głównych powodów czemu oglądam ten serial to dialogi. Kosmicznie szybkie wymiany zdań z masą metafor, aluzji i odniesień do popkultury, gdzie wszystkich smaczków nie da się wyłapać za pierwszym razem. Tutaj szczególnie fajnie wypadło odniesienie do Sons of Anarchy i Game of Thrones. Lannisters send his regards w odniesienie do martwych szczurków, ha! I czy Liv może częściej gadać z zombieszczurem? Proszę.

Wątek Raviego zaskakujący. Jego próby umówienia się z Payton fajne i przyjemne, nic nie zwiastowało katastrofy i ugryzienia przez gryzonia. Jednak myślę, że to zmyłka i zabawa z widzami, scenarzyści już pokazali że to lubią. Obstawiam, że wirus ze zwierząt nie przenosi się na ludzi. Lub Ravi jest odporny. Lub odetnie sobie palec.

OCENA 5/6

iZombie S01E09 Patriot Brains
Pamiętam pierwsze odcinki tego serialu. Były zabawne, luźne i niezobowiązujące. Lekkie w odbiorze mimo tematyki śmierci. Zupełnie niepostrzeżenie serial zaczął się robić coraz mroczniejszy. Był handel mózgami, znęcanie się nad bohaterami, a teraz przyszła pora na true deth. Zupełnie się nie spodziewałem zgonu Lowella. Miał niesamowitą chemię z Liv i żałuję, że odszedł. Jednak bardzo fajnie zostało to pokazane. Pierw Liv uświadomienie go skąd się biorą jego obiadki by potem mogła się w nim dokonać przekonująca przemiana. Jej finał widać na końcu gdzie pokonuje słabość do której się przyznał i próbuje zabić Blaine'a co kończy się dla niego tragicznie Wygrał w kwestii moralnej, ale ostatecznie przegrał. Tutaj też bardzo podobało mi się rozważanie Liv gdzie porównywała ludzi do wirusów i ostatecznie doszła do wniosku, że nie może zabić drugiego zombie. Ta sama sytuacja  co z Lowellem - wygrała moralnie, ale straciła zombie, które kocha.

Uwielbiam oglądać jak Rose McIver wciela się w kolejne mózgi. Nie chodzi tylko o wizję i to co mówi, ale też zachowanie, drobne zmiany w grze aktorskiej. Teraz była zawodowym żołnierzem i scenę paintballa bardzo fajnie się oglądało (trofeum się nie liczy!), ale przez cały czas po posiłku widać było u niej pewną sztywność i musztrę co najbardziej rzuca się w oczy na przesłuchaniu gdzie przez chwilę stała na baczność co było niesamowicie komiczne.

Ravi jednak nie będzie zombie. Dobrze, pewna normalność jest potrzebna w serialu. Szkoda tylko, że nie dostał więcej czasu przecież takie wydarzenia prosiło się o większy dramatyzm. I gdzie Peyton? Z innych postaci drugoplanowych - scenarzyści dalej znęcają się nad Majorem. Już nie tylko fizycznie, ale zafundowali mu psychiczną traumę. Całość odrobinkę naciągana, ale czekam jak coraz bardziej będzie w siebie wątpił. Z drugiej strony wolałbym jakby Clive pomógł mu pozbyć się ciała lub razem odkryli istnienie zombie i ukrywali to przed innymi. Bo Clive jest na razie najsłabiej prowadzonym bohaterem i przydałby się jakiś wątek specjalnie dla niego.

OCENA 5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S02E21E22 S.O.S.
Na początku chciałbym przeprosić, że zjechałem tak poprzedni odcinek. Może nie do końca przeprosić, ale wytłumaczyć się. Wciąż uważam, że tydzień temu motywację matki Skye i cały twist z zabicie Gonzalesa został słabo przedstawiony.  Na szczęście ten epizod naprawia ten błąd. Można uwierzyć czemu Jiaying dopuściła się takiego radykalnego rozwiązania, a jej mroczna strona jest teraz bardziej wiarygodna. Szkoda, że nie dano wcześniej przesłanek o tym świadczących.

Sam odcinek był świetnie skonstruowany i godny miana finału. Pierw odbijanie Bobbi i krwawe tortury oraz napięcie związane z atakiem inhuman. Cały czas się coś działo, akcja była wyśmienicie prowadzona i dawno ten serial nie trzymał tak w napięciu. Doskonała robota! Widowiskowe były wszystkie walki co mnie bardzo cieszy. Widać jak bardzo serial poprawił się pod tym względem. Oczywiście wszystko jest przesadzone, ale tak pozytywnie. Tęskniłem za tym od czasu zakończenie Nikity. Jednak odcinek skradł Cal. Uwielbiam przeszarżowanego Kyle MacLachlana, jak bawi się aktorstwem i dosłownie szaleje na ekranie. 

Finałowe śmierci zaskakujące. Zwłaszcza ich ilość. Zejście Reiny może dziwić najmniej - posiadanie jasnowidza w serialu było ryzykowne, a jej zgon odegrał istotną rolę fabularną. Tak jak Agent 33. Jej śmierć z ręki Warda (wow, nieźle!) spowoduje u niego chęć zemsty. Jednak sam nie wiem czy chcę go oglądać jako jedną z głów Hydry. Odejście matki Skye naturalne, ale znowu dramatyczne - z ręki ukochanej osoby, jak Kara. Tylko czy na pewno już nie wróci? I tylko dziwne, że organizacje feministyczne nie przyczepiły się że serial zabija same kobiety, hehe. 

Oczywiście nie mogło zabraknąć cliffhangerów. Tran z kawałkami Terrigan Cristal. Czyli szykuje się wysyp inhuman i lekka sugestia czego będzie dotyczyła kolejna seria. Jednak największym WTF była akcja z Simmons. Artefakt ją pożarł. Że co?! Nawet nie podejmę się zgadywanie co się stało. Jednak nie dziwi mnie, że coś jej się stało. Ona lub Fitz. Bo pachniało tutaj typowo whedonowym zagraniem. Wyznanie miłości, zbliżenie się do siebie bohaterów i wielka tragedia. Serial bardzo dobrze sobie z tego zdawał sprawę i tak komponował sceny z Fitzem by martwić się właśnie o niego. I potem zaskoczył w ten sposób. No ładnie. 

OCENA 5/6

The Flash S01E22 Rogue Air
Dawno tak się nie bawiłem oglądając The Flash. I ja wiem, było dużo głupotek, Iris dalej irytowała, a poszczególne wątki zazwyczaj nie trzymały się kupy, ale całość została tak pokazana, że nie będę się ich czepiał. The Flash to serial rozrywkowy, tego mi dostarczył i chciałbym częściej tak cieszyć się podczas oglądania. Główna zasługa? Snart. Strasznie podoba mi się jak Wentworth Miller podszedł do tej postaci. Jest przesadzona, ale w taki pozytywny sposób. Za każdym razem gdy cedzi poszczególne słowa ze swoim stoickim spokojem ja się uśmiecham. Tak jak z drętwych żarcików o zimnie. Wyszły też sceny z jego siostrzyczką i Cisco. Aż chciałoby się częściej oglądać ten duet. Cieszy ponowne pojawienie się więźniów z rurociągu, zwłaszcza Weather Wizarda. Rogues powolutku się formują i mam nadzieje, że Legend of Tomorrow zbytnio nie wpłyną na częstotliwość pojawiania się Colda w The Flash.

Jednak wisienką odcinka był team-up z Arrowem i Firestormem w walce z Reversem. Nie oglądałem materiałów promocyjnych i nie spodziewałem się walki w tym odcinku, tym bardziej, że pierwsza połowa na czym innym się skupiała. Starcie wyszło niesamowicie efektownie, stacja nie poskąpiła funduszy i jestem bardzo zadowolony z tego co widziałem. Tylko małe "ale" - więcej dialogów między postaciami. Brakowało mi tego. Zaskoczył mnie też rezultat pojedynku - Reverse został pokonany. I teraz pytanie czy to nie jest przypadkiem plan Wellsa.

Podobały mi się też dylematy jakie wprowadzono do tego odcinka. Nareszcie ktoś zaczął się zastanawiać nad moralnością nielegalnych więzień dla metahuman. Trochę późno Joe, ale dobrze że cie sumienie ruszyło. Przy okazji zadano też pytanie typu jak daleko może posunąć się bohater by uratować innych. I znowu szkoda, że więcej miejsca temu nie poświęcono, a zamiast tego drama z Iris i Eddim i konflikt predestynacja vs. wolna wola.

OCENA 4.5/6

Supernatural S07E21 Reading is Fundamental
Zaskakująco udany odcinek skupiony na wątku głównym i walce z przeraźliwie nudnymi Lewiatanami. Tajemnicza tabliczka, którą zdobyli bracia okazała się Słowem Bożym, które sprowadziła proroka i przebudziło Castiela. Trochę deus ex machina na zakończenie sezonu, ale jeśli ma to zakończyć ten przeraźliwie nudny wątek Lewiatanów to nie mam nic przeciwko. Odcinek był całkiem fajny dzięki humorowi i umiejętnemu spleceniu wątków. Anioły, Castel, Meg, demony Crowleya, bracia, Kevin, policja, Lewiatany. Każdy z nich chcę czegoś innego i wszyscy na siebie wpływają. Sam Kevin wyszedł bardzo przyjemnie, ale szczerze mówiąc nie widzę go jako postaci powracającej. Dobrze go przedstawiono, można było go szybko polubić, ale nie zależy mi jak długo pożyję. Najlepsza scena odcinka? Sam mylący Megatrona z Metatronem. Naciągane (bo zajmując się religią judeochrześcijańską nie sposób nie znać Metatrona ), ale kapitalnie wyszło.

OCENA 4.5/6

poniedziałek, 11 maja 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #136 [04.05.2015 - 10.05.2015]

Ruszyła lawina zwana upfrontami. Codziennie anulowanie, przedłużenia i zapowiedzi seriali. Ciężko się połapać w nawale wiadomości, ale za to kocham ten majowy okres. Czasem zakulisowe wydarzenia i sytuacja stacji telewizyjnych jest równie ciekawa co najlepsze seriale. Jednak o zmianach na stacjach ogólnodostępnych będzie w oddzielnych wpisach gdzie przyjrzę się również nowością, wybiorę coś dla siebie i pobawię w wróżbitę Czesława. Dlatego dzisiaj tylko kilka wiadomości w ustawieniu 2-2.

Dwa seriale doczekały się zamówienia na kolejny sezon. Czwarta seria dla Orphan Black specjalnie nie zaskakuje. Tatiana wciąż na topie, widzowie w większości się cieszą, a historię można snuć jeszcze długo. Ja jednak po cichu liczę, że na pięciu sezonach się skończy. Świetne aktorstwo to jedno, ale thillery trzymają w napięciu po to by zaskoczyć rozwiązaniem. Gdy trwa to za długo ich uchwyt słabnie, a widz się wyślizguje. Ja już jestem odrobinę znużony i Orphan Black nie przykuwa mojej uwagi tak jak kiedyś. Drugie zamówienie jest bardziej zaskakujące - Powers platformy Playstation. Jednak Sony udał się eksperyment. Może nie pod względem artystycznym (podobno, jeszcze nie widziałem), ale skoro jest druga seria to opłaca się kręcić ekskluzywne seriale dla konsoli. Może następna produkcja będzie lepsza. 

Czerwiec się zbliża więc o Hannibalu coraz głośniej. Łapce więc kolejne promo i zachwycajcie się. Z pewnością nie spodziewaliście się takiego podkładu muzycznego. W czerwcu zadebiutuje również Sense8 od Wachowskich i Straczynskiego. Trailer nęci by dać mu szansę. Ambitne sci-fi od Netflix przypominające odrobinę Heroes. Kolejny serial na watchliste. Niestety również i w tym przypadku wszystkie odcinki zostaną udostępnione jednego dnia.

SPOILERY


Daredevil S01E08 Shadows in the Glass 
Odcinek o Fisku. Trochę bałem się zaglądania w jego przeszłość, ale zupełnie niepotrzebnie. Flashbacki nie okazały się banalną historyjką o znęcającym się ojcu nad synem. Przemoc była - fizyczna i psychiczna, ale to nie ona ostatecznie ukształtowała Wilsona. To ciąg niefortunnych i skrupulatnie zaplanowanych przez scenarzystów wydarzeń pozwolił wykreować niesamowite ciekawe początki tego złoczyńcy. Ojciec, słaby człowiek uważał się za kogoś większego i tego samego chciał od syna. "Uczył" go życia w taki sposób by samemu mógł się poczuć ważniejszym. Zmusił go do znęcania się nad ofiarą, dał mu posmakować władzy i na zawsze go skrzywdził. Potem kazał mu wpatrywać się w ścianę by zastanowił się kim jest, a w tym samym czasie ojciec znęcał się nad matką. I podjął tą decyzję. Lekcję ojca nieoczekiwanie przyniosły rezultat. I w pewnym sposób złamały go. Dały pewną siłę, cel w życiu i wywołały traumę. Przerażające też okazały się jego relację z matką. Ta dobra kobieta, która zawsze okazywała się wsparciem dla syna by go chronić spowodowała może jeszcze większa traumę gdy ćwiartowała, a potem wynosili ciało ojca do rzeki. Liczę, że w przyszłości będzie kolejna seria flashbacków z mamusią. Ten bohater na to zasługuje.

Jednak ten odcinek nie był przedstawieniem kim jest Wilson Fisk. On pokazał, że Wilson może się zmienić. I to na wielu płaszczyznach, które wpływają na siebie. Niemoc w interesach i bezsilność wobec niepewnych sojuszników wywołały u niego kryzys. Jego uregulowane życie pełne rytuałów zaczęło się zmieniać. Gdy wstawał zawsze zadawał sobie pytanie kim jest, jakby szukał potwierdzenia obranej drogi. I teraz gdy zbliżył się do Vanessy, znalazł osobę, która go wspiera i przez, którą może się otworzyć zyskał pewność siebie, która pozwoliła mu osiągnąć pełny potencjał. Wyszedł z cienia i rozpoczął prawdziwą kampanie na rzecz miasta.

Sam odcinek posiadał kilka przemyślanych pararel i ukazanych kontrastów. Światło i ciemność, czerń i biel, zmiana i stałość. Dużo tego było co tylko potęgowała zainteresowanie z oglądania. Jedną z moich ulubionych, może nie najważniejszą jest porównanie Fiska i Matta. Jak w wykręcony sposób są postrzegani przez media i ludzi, a kim są w istocie. Ponadto chcą osiągnąć to samo, ale w inny sposób. Serial cały czas podkreśla podobieństwa między nimi. W tym odcinku były to sceny wściekłości. Przeważnie opanowani, ale o usłyszeniu fatalnych wieści w jakiś niekontrolowany sposób musieli wyładować agresję niszcząc umeblowanie. Tylko jest między nimi jedna mała różnica - Fisk ma Vanessę, osobę przed którą może się otworzyć i dzięki niej być kimś lepszym. Matt jest na swój sposób samotny w tej krucjacie.

OCENA 6/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S02E20 Scars
Co za bajzel. Zupełnie nie spodziewałem się takiego rozczarowania i odwrócenia sytuacji sprzed roku. Wtedy po premierze Winter Soldier poziom serialu poszedł w górę, teraz tie-in do Avengers: Age of Ultron zupełnie nie wyszedł. Już początek odcinka to jeden wielki chaos. Okazuje się, że dzieje się on już po filmie przez co jakieś pierwsze 10 minut dla tych, którzy go nie widzieli to odnajdywanie się w sytuacji. Tak więc cała heca o Protokół Theta, tajne misje Culsona i laska Lokiego nie mają znaczenia dla serialu. Czuje się oszukany. Tym bardziej, że w zeszłym roku odcinki działy się w trakcie Capitana Americy, a teraz pomiędzy. Tak się nie powinno robić. Już wolałbym gdyby nie ruszano filmu i opowiadano własną historią. Jedyna nadzieje to wykorzystanie helicariera w przyszłej serii jako nowego busa.

Raziła mnie jeszcze cała heca  inhuman. Ten konflikt jest tak bardzo wydumany, a przez to postacie zachowują się irracjonalnie, że ich nie poznaje. Lubiłem tą nieufność i okłamywanie się przez cały sezon, ale gdy było to dobrze umotywowane. Teraz nie wiem o co chodzi. Tak samo nie rozumiem tej zapalczywości S.H.I.E.L.D. by wpisywać wszystkich na indeks. Oj, duży mam z tym problem. Bo Hydra też próbowała inwigilować obywateli i jakoś nikt nie pamięta jak to się skończyło. Nikt też nie zadaje pytań o prywatność i anonimowość tym bardziej, że chodzi o kilkaset osób. Całą społeczność, która nie wiadomo jak długo egzystowała. Z indeksem wiąże się jeszcze jeden problem - nadchodzące Civil War. Jeśli film będzie chciał odwzorować komiks to patrząc na to co dzieje się teraz w serialu scenarzyści będą musieli wykorzystać inhuman.

Chyba, że S.H.I.E.L.D. wszystkich wybije w tej idiotycznej wojnie. Tak, idiotycznej. Cało poprzednie narzekanie to nic do tego co pomyślałem po tym jak Jiaying zabiła Gonzalesa. Wielki twist okazał się wymuszonym zabiegiem by sztucznie podbić stawkę przed finałem. I nie próbujcie mi wmawiać, że mamuśka Skye to taki serialowy Magneto. Stawia swoich ludzi ponad wszystko, jest zdolna do manipulacji by zachować swoją odrębność. To nie działa, tym bardziej że szansę na porozumienie były duże. Wystarczyło porozmawiać. Potem można było zastosować gambita.

Z mniejszych głupotek to Kara udająca May. Walka z Bobbi była udana, ale ciężko mi uwierzyć jak do niej doszło. May leciała z Gonzalesem, a Evil May z Barbarą i nikt tego nie zauważył. Co oni nie mają odpraw przed misją? I jeszcze to pojawienie się Warda na końcu. Oby nikt nie wpadł na pomysł podarowania mu mocy. 

To wszystko boli bo odcinek było dobrze rozpisany pod względem tajemniczości i napięcia oraz miał kilka udanych scen między bohaterami (Simmons, May). Szkoda, że gdzieś po drodze ktoś wpadł na słabe pomysły. 


OCENA 3/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E39 Doomsday (1)
Kolejne gigantyczne zagrożenie, któremu muszą sprostać dzielni Rangersi. Pierw jednak upadną by powstać silniejsi. Bla bla bla. I tak w kółko. Rita kolejny raz wyciąga królika z kapelusza, jest tak mocna jak nigdy, a dwuczęściowa historia skończy się jak zawsze. Za pierwszym razem było to fajne, za drugim do przełknięcia, ale teraz zaczyna irytować. Tym bardziej, że nie wpleciono w to ciekawej historii. Zord Goldara można trakotwać jako kolejny monster tygodnia i wiele by się nie zmieniło. Jedyne odchyłki od normy to pałac Rity w Angel Grove oraz powrót Lokara, który został deus ex machiną odcinka. Zachowanie Rangersów gdy dowiedzieli się że zostaną uhonorowani przez władzę miasta za swoją działalność na początku mi się nie podobało. Jakby ratowanie świata nie było wystarczającą nagrodą. Potem zdałem sobie sprawę, że to nastolatkowie i cieszenie się z bycia pochwalonym to coś zupełnie normalnego.

Wspomniano Tomm'ego. Nareszcie. Długo trzeba było na to czekać, ale niestety nic z tego nie wynikło. Jaki jeszcze pozytyw? Czacha i Mięśniak jako superbohaterowie.Absurdalne i momentami śmieszne.

OCENA 2.5/6

Person of Interest S04E22 YHWH
Co jak co, ale sceny śmierci to serial ma wspaniałe. Tym razem pokazali finalne pożegnanie Maszyny z ojcem. Wzruszająca rozmowa dziecka, które marzyło by sprostać wymaganiom stawianym przez ojca. Sztuczna Inteligencja, która stała się bardziej ludzka niż niektórzy ludzie. Wszechpotężne SI, które zostało skompensowane do małej walizeczki. Bóg, zbawca świata przed demonicznym Samarytaninem, który może powrócić jako zupełnie odmienny byt. A w tle Welcome to the Machine Floydów. Piękny finał.

Szkoda, że cały odcinek nie był na poziomie tej rodzinnej konfrontacji. Brakowało mu spójności, było za dużo luźno powiązanych ze sobą wątków oraz nieskładnego biegania Fincha i Root. Za mało napięcia, jakby nie był to finał, a przedostatni odcinek. To jest mój główny zarzut. Jeszcze przyczepie się do strzelanin. Rozumiem lekką, trochę komiksową konwencję, ale celność na poziomie Stormtroopersów to już lekka przesada.

Szumnie zapowiadana korekta trochę rozczarowała. Samarytanin wziął się do roboty, zamiast być tarczą ludzkości chwycił za miecz i wybił część z niepokornych. Cicha eliminacja i chirurgiczne uderzenia, tak odmienna od działania Czujnych. Zginął Grimes, pracownica Kontroli oraz Dominic. I tyle jacyś ludzie pokazywani w wiadomościach. Trochę słabo, oczekiwałem na więcej. Liczę, że to zostanie lepiej pociągnięte w następnej serii. Będzie bardziej ponuro i przytłaczająco. Gdzie zamiast standardowych numerów będą również skazani na śmierć przez Samarytanina.

OCENA 4.5/6

Power Rangers RPM S17E06 Ranger Green
Rozpoczął się cykl odcinków o poszczególnych wojownikach i na pierwszy rzut poszedł Ziggy. I chyba nie muszą się powtarzać, że było świetnie? Sceny z Doctor K, kilka zwrotów akcji, i aky heroizmu i beczki śmiechu. Czyli dokładnie to czego można się było spodziewać. Zaskoczyła mnie trochę struktura tego odcinka i ile udało się upchnąć w 20 minut. Dzięki temu tempo odcinka było niesamowite, ale przy tym nic nie gubiło się po drodze. Flashbacki pokazały Ziggiego chcącego dostać się do Kartelu Skorpiona, powód jego ucieczki z miasta oraz to jak uratował sierociniec bo Power Rangers nie walczą tylko z potworami. W teraźniejszość przeszłość go dopadła, był niesłusznie oskarżany, a przyjaciele próbowali go uratować, ale ostatecznie to Doctor K została bohaterką dnia. Co za cudowna scena gdy nieoczekiwanie pojawia się na scenie. W odcinku jeszcze nauka teleportacji (ile dobrego z tego wynikło!) i walka z potworem. Gigantycznym magnesem. Więcej takich szalonych dezajnów poproszę.

OCENA 5/6

Supernatural S07E19 Of Grave Importance
Ziew... Odcinek zaczął się fajnie - typowe nawiedzone domostwo, trupy nastolatek i polowanie na duchy, a potem coś się spieprzyło i dostaliśmy odcinek o duchach uwięzionych w domostwie pod despotycznym duchem. Zaletą miał być Bobby, ale po kilku pierwszych scenach już denerwował. Wszystko od siebie było zbyt oderwane przez co śledztwo jak i wątki osobiste wypadły nudnawo. A Annie - łowca z przeszłości to słaby motyw. Siódmy sezon, a scenarzyści wprowadzają bohaterkę dobrze znaną głównym postaciom po czym natychmiast ją uśmiercają. Kolejny przykład lekceważenia postaci kobiecych przez serial. W odcinku była jedna na prawdę dobra scena - na samym końcu Dean narzeka na Bobbego, że ten nie odszedł. Co jest trochę paradoksalne co co jego pragnień, ale zgodne z sumieniem łowcy.

OCENA 3/6

Supernatural S07E20 The Girl With the Dungeons and Dragons Tattoo 
Gościnne występy Felici Day w Supernatural to jeden z kilku powodów dla których wróciłem do serialu.Wreszcie udało mi się dobrnąć to jednego z nich i było warto. Charlie jest dobrze rozpisaną bohaterką, z silnym charakterem, ale i własnymi słabościami. Intryguje, bawi, sprawia, że się jej kibicuje. I jest przesłodka, można by ją schrupać na podwieczorek. I jeszcze raz. I jeszcze. Supernatural była potrzebna wyrazista postać żeńska i nareszcie udało się to osiągnąć. Sama Felicia Day nie musi się wiele starać by wejść w rolę. Wierze, że świetnie bawiła się na planie serialu (ta piosenka początkowa!), ba pewnie nawet pomagała w geekowskich dekoracjach. Teraz czekać na kolejny powrót i ignorować spoilery na które przypadkowo trafiłem.

Jak wyszedł sam odcinek? Równie dobrze co postać Charlie. Poruszył główny wątek, miał dobry scenariusz, dialogi, niezłe tempo i oryginalne podejście do chronologii wydarzeń czy ujęć kamery naśladujących odrobinę te z 24. Nawet drętwe kanibalistyczne żarty Dicka działały jako kontrast dla humoru w wykonaniu Charlie. Jedyne do czego bym się przyczepił to niewielka ilość interakcji Charlie/Bracia, ale rozumiem, że pierw trzeba było przedstawić nową, powracająca postać.

Wyróżniające się scenki? Sam mobilizujący Charlie rozmawiając o Harrym Potterze oraz Dean dający jej wskazówki jak uwieść faceta. I wiele, wiele innych. Chciałbym częściej czuć takie zadowolenie po seansie z Supernatural.

OCENA 5/6

The Flash S01E21 Grodd Lives
Odcinek z wielkim telepatycznym gorylem zamieszkującym kanały mógł być świetny. Mógł gdyby nie jeden malutki detal - Iris. Po prostu nie mogę jej oglądać, niszczy mi całą przyjemność z serialu. Została wciśnięta na siłę, wątek romantyczny jest masakrycznie drętwy (chemia między postaciami? a po co?), Barry zostaje przez nią ogłupiony a jej bohaterka to ćwierćinteligent. Wciąż zadaje oczywiste pytanie, jej obecność została na siłę podkreślona i co to gdyby nie ona. Ale ona musi być z Barrym bo komiksy... Nie wiem czy przez nią nie porzucę Flasha szybciej niż Arrow. Oby twórcy miło mnie zaskoczyli i spektakularnie ją ubili.  I jeszcze ta scena gdyby pyta się co znaczy czerwony i niebieski punkcik. Punkcik, który jest podpisany Grodd i Flash. No ciekawe co to może znaczyć... Z złych rzeczy jest wymienię Ellinga w rurociągu. Napad na furgonetkę pełną złoto i Flash zgarnia sobie bandytę do siebie i nikomu to w policji nie przeszkadza. No proszę, rozumiem serial komiksowy, ale bez przesady z tymi uproszczeniami.

Sam goryl wypadł fajnie. Szczególnie dzięki żartom Cisco czy sposobie w jaki się porozumiewał ("I am Grodd!" szkoda, że nie było "kneel before Grodd"). Nawet przedzieranie się tunelami wypadło klimatycznie, a otępiony Elling wypadł przekonująco. Gdzieś tam w międzyczasie rozmowy Eddiego z "Wellsem" i jego tajemniczy projekt. Czyżby w finale miał zostać ponownie uruchomiony akcelerator? Poproszę.

Czy Wells zabrał z przyszłości tylko jedną gazetę, którą ciągle się chwali? Ja chcę inne smaczki tego typu, nie tylko wzmiankę o kryzysie. I taka myśl - a może podczas cliffhangeru Barry przeniesie się przyszłości, a przez drugi sezon będą pojawiać się flashbacki z jego pobytu? To byłoby fajne.

OCENA 3.5/6

wtorek, 5 maja 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #135 [27.04.2015 - 03.05.2015]


Ascension S01E03 Part Three
Nie chcę poświęcaj temu serialowi więcej czasu niż muszę więc będzie krótki strumień myśli. Największy problem jaki mam z tą miniserią? To nie jest miniseria tylko pierwszy sezon serialu, który został anulowany. Reklamowanie tego jako three night event i wpisywanie się w modę zamkniętych seriali to nieudane zagranie marketingowe. Czemu? Bo historia do niczego nie prowadzi, kończy się cliffhangerami i brakuje jej choćby namiastki zamknięcia wątków. Ten serial to przykład braku szacunku dla widza i potwierdzenie kryzysu stacji Syfy. Co mi jeszcze przeszkadzało? Zmiana tonu serialu w tym odcinku, skupienie się na innych bohaterach i wątkach jakby nagle scenarzyści przypomnieli sobie, że nie mają wiele do powiedzenia o Gaucie, Norze i Jamesie. Zamiast tego wielki kryzys na statku i dalej zmuszanie aktorki odgrywającej Christę do robienie zdziwionych i przerażonych min. Wyjaśniło się na czym miał polegać eksperyment - tworzeniu x-menów. Jakie to głupie... Zresztą głupota to drugie imię tego serialu. Zatrzęsienie nielogiczności przyprawia o ból głowy i  chęć podcięcia sobie żył by lepiej się poczuć. Napięcia w serialu dalej nie stwierdzono. W sumie była tylko jedna scena, która mnie zdziwiła - zabójstwo Kruger. Ale to kontynuacja męczącego wątku z Stokesem na wolności, którego zachowanie nie przystoi do osoby, która opuściła statek. Za mało się dziwi by botem dziwić się jeszcze więcej. No tak sklep z pełnymi pułkami alkoholu jest bardziej szokujący niż świeże powietrze. I nikt mi nie wmówi, że scenarzyści chcieli w ten sposób pokazać analogię między społeczeństwem z lat '60, a współczesnością i podkreślić rozwój świata i jego konsumenckie dążenie do samozagłady... Im dłużej oglądałem Ascension tym bardziej wizja tego świata wydawała mi się nierzeczywista. Wystarczyły trzy pokolenia by wszystko zaczęło się kręcić w okół seksu, a ludzie stworzyli własne pogańskie obrzędy, a religii została całkowicie porzucona? Bullshit. Tak jak głupie zachowanie bohaterów - no trudno komputer nas nie wylosuje byśmy mogli mieć dzieci to zróbmy wielką dramę z tego powodu bo nie możemy być razem. Możecie być razem tylko nie możecie mieć dzieci wy imbecyle! Ponadto... Zresztą nieważne, mogę tak dłużej, ale to bez sensu. Big brother w kosmosie to kolejny nieudany eksperyment z gatunku sci-fi i dzięki telewizyjną bóstwom, że nie będzie kontynuacji.

OCENA 2/6

Brooklyn Nine-Nine S02E20 AC/DC
Za dużo Jacka w odcinku. Lubię go, ale w małych dawkach, a w szczególności z Holtem. Tutaj tego nie było. Chyba tylko jedna scena mnie rozbawiła - zabawa w MacGyvera . Reszta strasznie wymuszona. A morał? Mogłoby go nie być, zbyt dosłowny i na siłę pogłębiający postać, która pogłębienia nie potrzebuje.

Dużo lepsze były sceny Diaz/Holt, głównie te na osobności w gabinecie i gdy Rosa wpadła w panikę, że zaszła w ciążę. I Holt wyliczający gatunki orchidei, tak absurdalne, tak śmieszne. I w sumie tyle. Marcus bezpłciowy, kolacja mogła okazać się bombą, a wyszła nudnie. Brakowało jakiegoś mocnego akcentu. Amy i Gina zostały dopisane do tego wątku na siłę by dostać trochę czasu antenowego i również nie działały poza kilkoma scenkami. A obsesja Amy względem Holta po dwóch latach robi się już nudna.

OCENA 3.5/6

Daredevil S01E06 Condemned
Lubię takie duszne odcinki rozgrywające się na ograniczonej przestrzeni w niewielkim okresie czasu. Teraz dostaliśmy miasto w chaosie, Matta uciekającego przed policją i chcącego dowidzieć się czegoś o Fisku od Władimira, któremu musi uratować życie by to zrobić. Fenomenalnie ogląda się kolejne sceny między tą dwójką, zwłaszcza gdy na zewnątrz zaczęła zbierać się policji. Nieufność do samego końca, ale też coś w rodzaju zrozumienia. I ta końcówka w ciemnych kanałach Nowego Jorku. Jednak i tak najlepsza była pierwsza konfrontacja Daredevila z Fiskiem. Na razie tylko słowna, ale jakże się ją oglądało, jakie ciarki! Teraz czekać na spotkanie tych dwóch.

Gdy dostaje bottle episode oczekuje, że skupi się na jednym wątku. Tutaj jednak swoje sceny dostali również inni bohaterowie i to nie był zły pomysł. Matt przeżywający kolejne godziny w niewiedzy, a pozostali na zewnątrz z lepszym spojrzeniem na wydarzenia. Udany kontrast.

OCENA 5.5/6

Daredevil S01E07 Stick
W odcinku wydarzyło się niezwykle mało, a przy tym całość strasznie szybko zleciała co jest zasługą niesamowitej atmosfery i wciągających dialogów oraz echa przeszłości, które dopada Matta. Do NY przybył jego dawny nauczyciel i również jest samozwańczym mścicielem. Tylko trochę brutalniejszym. Ich relację są napięte co musiało doprowadzić na końcu do konfrontacji i pojedynku. Ich relację są bardzo ciekawie nakreślone. Stick dystansuje się od ludzi, jest skupiony na misji i treningu swojego żołnierza. Matt jest bardzo emocjonalny i w postaci mentora odnajduje zastępstwo dla ojca. Jednak nic nie jest proste - Stick odchodzi po tym jak podopieczny daje mu bransoletkę upamiętniającą ich pierwsze spotkanie. Mamy tutaj nakreślony konflikt wewnętrzny - odchodzi bo za bardzo przywiązał się do Matta. Zdał sobie sprawę ze swoich uczuć i postanowił odejść. I Matt ma mu to za złe. Bardzo fajnie to wyszło i chciałbym by dalej to pociągnięto. Przyda się taki przyziemny wątek dla Matta.

Wątek odcinka dziwny. Stick pojawił się w Nowym Jorku by zniszczyć tajemnicze Black Sky, którym okazało się dziecko. A potem pokazano jego zleceniodawcę i rozmawiano o tym czy Daredevil będzie gotowy gdy otworzą się drzwi. Pachnie mi to troszkę mistycznymi wątkami i gdyby nie wczesny stan prac nad Iron Fist powiedziałbym, że to już nawiązania do tego serialu.

Boję się, że Karen powoli wpisuje się w stereotyp serialowej dziewczyny DC. Głupiej i niewiedzącej co się w okół niej dzieje. Nie jest jeszcze źle, wciąż bardzo dobrze ogląda się Deborę w tej roli, ale scenariusz ma już trochę czerwonych flag. Po pierwszym odcinku myślałem, że ona zdaje sobie sprawę kto nosi maskę i jest jej tajemniczym wybawcą. Przecież dobrze mogła się przyjrzeć rysą twarzy Matta. Teraz musiano jej uświadomić, że Foggy coś do niej czuje bo ona jest zapatrzona w Matta. W Matta z którym ma scen jak na lekarstwo. Dobrze, że przynajmniej wątek spiskowy działa i konspiracja, która odkrywa Urlich jest równie ciekawie prowadzona co starcie Matta z Fiskem. Powoli i nieśpiesznie, ale wciągająco. A żarty, które od czasu do czasu się pojawiają są przez niego temperowane by podkreślić powagę tego co się dzieje. I dobrze, zabawne onlinery bez jego przycinek zaburzałyby klimat serialu.

OCENA 5/6

Game of Thrones S05E02 The House of Black and White
Dwie Starkówny w odcinku. Bardzo to cieszy bo obok Jamiego należą do trójcy moich ulubionych bohaterów. Młoda dotarła do Bravos i zonk, tytułowy dom Czerni i Bieli nie otworzył przed nią drzwi. Szkoda, że to zmieniło się na końcu odcinka. Wolałbym gdyby dłużej powłóczyła się po ulicach miasta. Tym bardziej, że swoją architekturą przypomina trochę renesansową Wenecję lub Florencję. Niespodzianką było pojawienie się Jaquena - książkowy spoiler. Jednak dużo lepiej oglądało mi się wątek siostrzyczki. Tym bardziej, że niespodziewanie splótł się z inną bohaterką. Sansa dalej przyjmuje nauki u Littlefingera, jedzie na północ (Winterfell?!) i nikomu nie ufa. Dobrze, będą z niej ludzie. Widziałbym ją jako Namiestniczkę Północy. Fajnie powiązane jej wątek z Brianne. Można narzekać na zadziwiająco małą ilość karczm w Westeros, ale to spotkanie było dobrze pomyślane. Brianne mimo honoru jaki niewątpliwie posiada i złożonej przysięgi Catalyn nie potrafi wypełnić swojej misji mimo, że była tak blisko. Spotkała Aryi i Sansę i obydwie odrzuciły jej pomoc. Co za ironia! Biedaczka nie ma teraz celu w życiu i jestem ciekaw gdzie ją wiatr rzuci. Uda się za Sansą do Winterfell? Proszę bardzo.

Cersei dalej irytuje i desperacko czepia się władzy, którą dzierży. Wprowadza to dodatkowy chaos i zapowiada jeszcze więcej kłopotów. Dobrze. Nie podobała mi się tylko jej rozmowa z Jamiem. Znaczy się sama w sobie była dobra, ale postawia Jamiego - nie. Dalej jest arogancki i zdolny zrobić wszytko dla siostry mimo, że ich relację są dużo bardziej oziębłe. Dużo lepiej przedstawiono go w książce. Jego podróż do Dorne z Bronnem jest gigantycznym odstępstwem od materiału źródłowego co napawa mnie odrobiną optymizmu, że jednak lepiej pokażą jego zmianę.

Samego Dorne było niewiele. Przedstawiono Dorana, dano trochę czasu Ellari oraz zaprezentowano Vargo Hotha oraz relację tam panujące. Konflikty i tajemnicę. Oby tylko nie zmniejszono roli Bękarcic skoro to Elaria kłóci się z Doranem. I niech Jamie jak najszybciej przybywa do siostrzyczki. I oby wycięto Żabę...

Dany z kolejnymi kłopotami - dobrze! Berristan opowiedział jej historyjkę o jej ojcu, ale zapomniał o innej lekcji. Daenerys w pogoni za wymarzoną prawdą i wolnością nie umie zaspokoić pragnień swojego ludu. Próbuje być Matką dla wszystkich, ale to niemożliwe. Nawet jej prawdziwe dzieci - Smoczki uciekają od niej. Tyrionie przybywaj na ratunek i ucz jej polityki. 

Na Murze rozpoczął się jeden z moich ulubionych wątków Tanga z Smokami - Jon zostaje Lordem Dowódcą Nocnej Straży. Czyli nadchodzą kłopoty i zmiany. Jon nic nie wie co go czeka, ale szykuje się ostrzejszy konflikt z królem i walki wewnętrzne. Szczególnie z Slyntem. Może i poszczególne sceny nie nosiły ze sobą jakiegoś większego ładunku emocjonalnego, nie było w nich nic godnego zapamiętania, a konflikt egzystencjalny Jona (zostać Snowem czy stać się Starkem) był słabo wykorzystany to całość oglądało mi się bardzo dobrze.

OCENA 4.5/6

iZombie S01E07 Maternity Liv
Sprawa odcinka nudna, jednak wszystko co działo się obok niej wspaniałe. Liv z instynktem macierzyńskim była słodka, szczególnie jak martwiła się o Raviego. Jeszcze lepszy był Lowell po spożyciu mózgu geja. Komicznie wyszły jego sceny z Liv, do tego świetny montaż! Jednak nic nie przebije rozmowy o piłce. Dialogi to zdecydowanie najmocniejsza rzecz w tym serialu.

Nieustannie rozwija się wątek mitologii zombie. Eksperymenty Raviego już zaczęły do czegoś prowadzić, a kapitan policji dostaje coraz więcej scen. Tylko jego motywacje są okryte tajemnicą. U Blaina jest wszystko proste - przejąć władzę nad miastem. Suzuki wygląda na kogoś z równie wielkimi ambicjami. Major natomiast wpakował się w kolejne kłopoty, oj coś mi się wdaje że może nie dożyć do końca sezonu.

OCENA 4.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S02E19 The Dirty Half Dozen 
Pierw mały minus - pierwsza połowa odcinka to za dużo i za szybko. Znaczy się ogląda się bez zarzutu po czym przychodzi refleksja, że chciałoby się więcej scen przedstawiających lepiej relację bohaterów, dokładniejsze nakreślenie sytuacji i więcej dialogów. Bo ten serial jest głównie o bohaterach, których chcę się oglądać dlatego szkoda, że niektórzy dostają tak mało czasu. Zwłaszcza, że otoczka fabularna taka dobra.

Jednak druga połowa dużo lepsza. Zespół wrócił do oryginalnego składu! Obawiałem się tego, że na siłę, że nie wyjdzie, że postacie się zbytnio zmieniły. I tak, jest inaczej, ale dynamika jeszcze lepsza niż w pierwszej serii, teraz napędzana przez niechęć do Warda i jego chęć odkupienia, która wydaje się szczera. I Gemma coraz mocniej krocząca po mrocznej stronie mocy. I Skye używająca swoich nowych umiejętności. I Culson dalej mający tajemnicę. Dobrze było znowu widzieć ich współpracę. A scena akcji z Skye to jeden z najlepszych momentów akcji serialu. Niecała minuta na jednym ujęcia i wymyślna choreografia zmuszająca do coraz szerszego otwarcia szczęki.

Niby wiedziałem wcześniej o powiązaniu tego odcinka z Age of Ultron jednak nie sądziłem, że całość będzie tak mocno osadzona w MCU. Podejrzewałem kolejne wspominki Stuckera i bliźniaków, a tu taka niespodzianka. Cel Culsona - berło Lokiego czyli jeden z Infinity Stones, którym go zabito. Mało? Wizja Reiny teasuje pojawienie się Ultrona i zaostrza apetyt na film. Jednak prawdziwą bomba był Protokół Theta czyli zwołanie Avengers. I ja wiem, że to na film nie będzie miało najmniejszego wpływu, ale moja fanowska część duszy raduje się na takie szczegóły. Do końca jeszcze dwa odcinki w tym finał z reperkusjami Age of Ultron. Liczę, że serial przygarnął z planu filmu jakieś suweniry i zrobi z nich godny użytek.

OCENA 5/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E38 A Bad Reflection on You
Odcinek korzysta z jednego z najbardziej rozpowszechnionych tropów w serialach sci-fi/fantasy czyli złych bliźniaków. I to działa, jak na standardy MMPR. Przyjemnie ogląda się złe wersję bohaterów, arogancki Jason czy Billy znęcający się nad nerdem (Pasta-la-Pizza!) to nawet zabawne sceny. I szkoda, że ich tak mało, przecież można by o wiele bardziej zaszaleć pod tym względem, a nie ograniczyć się do jednego gagu i kilku króciutkich scenek, a potem pokazywać naszych bohaterów w kozie płaczących, że nie mają jak ratować miasta. I brak koziej bródki u złych bliźniaków to niewybaczalne niedopatrzenie.

A odcinek i tak ukradł Mięśniak. Pierw pokazujący podpis na ławce, potem wyciągający jedzenie ze swojego magicznego pudełeczka i w końcu chwalący się swoim Detention Survival Kit.

OCENA 3/6

Orphan Black S03E02 Transitory Sacrifices of Crisis
Więcej męskich klonów, a ja jakoś nieprzekonany. Ari Millen gra na zadowalającym poziomie, ale wolałbym patrzeć na Tatiankę niż dziwaczną scenę seksu i problemy chłopców Kastora. Myślę, że dałoby się szybciej pokazać, że łączy ich ta sama więź co siostrzyczki, tylko trochę bardziej wykręcona. Jednak mój problemy z nimi jest inny - nie stworzyli jeszcze postaci, która by ciekawiła. Jedynie Mark, w którym najciekawsza jest normalność. Szalony Rudy i Seth z problemami nie wzbudzili we mnie żadnych większych uczuć. Jednak trzeba przyznać, że scena z grożeniem Sarze i Calowi była świetnie nakręcona. Szybka, dużo chaosu, częste cięcia i napięcie. Thrillerowe sceny bardzo dobrze wychodzą w serialu.

U Cosimy nic ciekawego. Zabawne scenki z Scottem i trochę arogancka postawa wobec nowego doktorka.Wyjawiane są kolejne elementy dotyczące projektów, ale strasznie wolno. Mamy trzeci sezon i tajemnice zaczynają już męczyć. U Helenki to samo - trochę nowego o projekcie i tyle. Plus scena z skorpionem. Czym on jest? Potwierdzeniem jej choroby psychicznej czy może ujawnia się w sytuacjach stresowych? Dalej nie wiem co o nim myśleć.

Jednak MVP odcinka zostaje Allison co jest paradoksalne wobec odrębności jej wątku. Chęć startu w wyborach samorządowych zmusza ją do zabawy w Heisenberga. Komiczne sceny kłótni z Donniem (wzmianki o garaży z dodatkiem!) i dobrze znana stanowczość. Świetnie się to ogląda. Dużo lepiej niż już troszkę nudzące konspirację.

OCENA 4.5/6

Person of Interest S04E21 Asylum
Podobała mi się konstrukcja tego odcinka. Trzy odrębne wątki połączone jedynie przez konwencję porwanych i przesłuchiwanych bohaterów. Nieufność, kłamstwa, niedopowiedzenia i plany w planach. I emocję, bardzo dużo emocji zwłaszcza związanych z dawno niewidzianą postacią. Poprzedni odcinek był równie znakomity, szkoda więc że serial dopiero teraz zdał sobie sprawę z zbliżającego się finału sezonu. Boli to tym bardziej bo pierwsza połowa serii była dużo spójniejsza.

Wracając do odcinka. Najbardziej obawiałem się kryminalnego wątku. Nad światem widmo dyktatury AI, a my musimy oglądać zmagania dwóch gangsterów. I serial znowu wyszedł obronną ręką udowadniając jak dobry jest w przedstawianiu międzyludzkich relacji. Zemsta Eliasa nie była kolejnym etapem umacniania władzy w mieście, a osobistą krucjatą za śmierć przyjaciela. Nie chciał zabijać Dominica, a jedynie jak najmocniej go uderzyć, dać mu bolesną lekcję nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz jaką zrobi. Zadziałało. Trochę dzięki scenarzystą bo gambit Eliasa był czytelny, ale całość została tak zagrana, rozpisana i nakręcono, że można przymknąć na to oko. Zaskakujący był powrót Harper. Coraz częściej się pojawia i wykonuje tajne misję dla Maszyny. Czyżby twórcy chcieli ją wpisać na stałe do serialu? Jakieś zastępstwo dla Shaw by się przydało.

Tylko czy tak naprawdę będzie potrzebne? Powrót Shaw przed finałem nie jest przypadkowy i zanosi się na cliffhanger z jej postacią mogący być zapowiedzią jej powrotu. To byłaby radosna wiadomość, chociaż rzadko sprawy tak ładnie się układają w Person of Interest... Wątek jej poszukiwania wypadł bardzo dobrze. Chłodna rezerwa Fincha i desperackie próby Root. Pierw gra w cykora z Maszyną oraz infiltracja przytułku dla obłąkanych, który okazał się bazą operacyjną Samarytanina. Idealne miejscówka! Świetne sceny z odwołaniami do poprzednich odcinków i przeszłości bohaterów. I żarty z hipsterów i bezdomnych. Jednak to nic w porównaniu z dramatem na końcu. Odliczanie do śmierci bohaterów i Maszyna poświęcająca się by ich ratować. Ostateczny etap rozwoju AI - cyfrowe współczucie. Teraz czas na zemstę Samarytanina i próbę ratowania Maszyny przez bohaterów. Teoria na finał - fuzja dwóch AI.

Na koniec wątek Kontroli. Świetnie rozegrane przesłuchanie z pytaniem o jego sensowność na samym początku. Jednak najważniejsze było wyjawienie tajemniczej Korekty. Co to jest? Przejęciem władzy przez Samarytanina i eliminacją zbytecznych jednostek? Chciałbym zobaczyć taką operację na globalną skalę co kolejny raz musiałoby zmienić serial.

OCENA 5/6

Power Rangers RPM S17E04 Go For The Green
Cztery odcinki, aż tyle przyszyło czekać na zmontowanie pełnej pięcioosobowej drużyny Power Rangers. I nie jest wielką niespodzianką, że ostatnim z nich został Ziggy. Przecież nie bez powodu nosił wcześniej zielone ubrania. Nie przeszkadzałoby mi gdyby przez całą serię był zaledwie sidekickem bo jego postać była samowystarczalna. Na Rangera nie pasuje, jest fajtłapowaty, nie przeszedł szkolenia, łatwo się ekscytuje i panikuje. Dlatego tak świetnie spisuje się w tej roli! Mimo, że nawet nie umie porządnie zamachnąć się swoim toporkiem. To teraz czekać na pierwszą wspólną akcję Wojowników i sprawdzić jak piątka spisuje się w boju i współpracuje.

Sam odcinek zaczął się z grubej tuby. Zgrywką z talent show i poszukiwaniem kandydata na Zielonego Wojownika. Mem, clown, "mistrzyni" hula-hop? Bo czemu nie. Tylko shadow puppets zabrakło! Konfrontacja Ziggiego z Tenaya 7 (jaki wspaniały pościg!) trochę to wynagrodziła, ale wolałbym teatrzyk cieni.

OCENA 4.5/6

Power Rangers RPM S17E05 Handshake
Odcinek zaczyna się od męskiej rywalizacji typu "kto ma większego" tzn. kto ma lepszy samochód między Scottem, a Dillonem. Ich relacje fajnie rozpisane, iskrzy między nimi, rzucają docinki aż miło, ale jak trzeba wyciągną pomocną dłoń. Ponadto widać, że Zielony i Czarny są jedynie członkami drużyny, a nie rodziną jak pierwsza trójka, która na razie robi wszystko wspólnie. Morfują się, prowadzą High Octane Megazorda i używają wymyślnych broni. Potrzeba czasu i odcinków poświęconych na zbliżenie bohaterów by wykuć prawdziwy zespół Power Rangers. I bardzo mi się to podoba.

Ziggy w kostiumie strasznie przypomina Billiego z Mighty Morphin. Nie radzi sobie, ucieka  przed mechakitowcami i wprowadza chaos. Przez co jest taki wspaniały. Przyda mu się trochę treningu. Dillon już swój dostał. Oberwał kilka razy, ale uwierzył w siebie i nauczył obsługiwać tarczę.

Część odcinka to slapstickowa komedia z rączką Tanayi 7 i zgrywką z Rodziny Adamsów. Komiczne było oglądanie Rangersów nie radzących sobie z dłonią. Szczególnie zabawa w whack-a-mole przy użyciu broni Wojowników na stole bilardowym. Najlepszy moment odcinka. Zaraz obok pomagierów Venjixa zarzucających mu niekompetencja i w ramach złośliwej zemsty ich eliminowanie

Pokazano Doktor K. Tajemniczy mentor Power Rangers okazał się być młodszy od swoich podopiecznych. Świetnie! Teraz dawać mi jej sceny z Ziggim. 

OCENA 4.5/6

Supernatural S07E18 Party on, Garth
Drodzy Amerykanie, nie róbcie odcinków w serialach fantastycznych gdzie bohaterowie muszą być pijani. Skoro nie wyszło to Whedonowi w Buffy to tym bardziej musiało zawieść w Supernatural. Raziła sztuczność aktorów, przerysowane zachowanie, ale głównie pomysł. Tylko jeśli jesteś nawalony możesz zobaczyć ducha przypominającego dziewczynkę z Kręgu tylko po spotkaniu z kosmetyczką. Żenujące dialogi, nietrafione pomysły i niewciągające polowanie. Tak fajnie się zaczęło - powrót Gartha, parodia Winchesterów i małomiasteczkowa legenda, a potem dostaliśmy pana Fizzlesa'a czyli gadającą skarpetę. Nie, nie, nie. Dużo bardziej wolałbym horrorowe podejście zamiast komediowego, podchodzącego momentami pod slapstick.

Cieszy powrót Bobbyego, jedna z niewielu pozytywnych rzeczy w tym odcinku (obok japońskiego tłumacza z restauracji), kilka słów, które wypowiadał sprawiło mi więcej radości niż poprzednie 40 minut.. Kłótnie braci męczące, a argumenty dotyczące jego ducha irracjonalne. I szkoda, że rzeczywiście braci chociaż raz nie może spotkać to co normalnych ludzi.

OCENA 2.5/6

The Flash S01E20 The Trap
To byłby świetny odcinek gdyby nie Iris i wszystkie żenujące wątki jej dotyczące. Pierw Joe jest przeciwny oświadczynom Eddiego. Idiotyczne i aroganckie z jego strony i coś co mnie wcale nie interesuje. Potem Eddie zwierza się Barremu, Barremu, który wyczytał w gazetce z przyszłości, że Iris zostaje jego żoną. I drama dalej się ciągnie. Głupie zachowanie postaci i zero subtelności. Iris za to zdaje sobie sprawę, że metaludzie zaczęli pojawiać się po wybuchu akcelatora i poznaje tożsamość Flasha po wyładowaniu elektrostatycznym, tym samym które otrzymało od Barryego gdy był w śpiączce. I to wszystko jest takie naiwne, że odechciewa się oglądać. Barry zostaje rozpoznany nie po rysach twarzy, a po takim szczególe. Ale najgłupsze jest to, że teraz gdy ona poznała jego tożsamość rozbudzi w niej to uczucia. Niektóre seriale nie powinny mieć wątków romantycznych...

Przez wyżej wymienione "szczegóły" odbiór odcinka gubi się w sporadycznych facepalmach. Bo polowanie na Reversa, jego wykiwanie ekipy, zdradzenie planów i konfrontacja były fajne. Tak jak świadomy sen Cisco. Tylko Joe jak zwykle zachował się poniżej krytyki strzelając do Wellsa...  Nie wiem jak skończy się ten sezon, ale chciałbym by ktoś z tej dwójki zginął i wolałbym gdyby to Joe nie wrócił do następnej serii.

OCENA 4/6