poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #82 [21.04.2014 - 27.04.2014]

SPOILERY

Arrow S02E20 Seeing Red
-Arrow kolejny raz udowodnia, że to serial z fajnymi scenami, ale ogólnie to zbytnio nie odbiega od głupawek na The CW. Scena śmierci Moiry fajnie zrobiona, Slade pokazał jakim popapranym złoczyńcą jest i co takiego Mirakuru zrobiło z jego głową. Skazuje Olliego by przeżywał jeszcze raz ten sam wybór, by ponownie cierpiał w ten sam sposób jak wtedy gdy zginęła Shado. To powinno się odbić na jego psychice i relacjach z siostrą (która przy swojej mentalności jeszcze bardziej go znienawidzi). Tylko, że śmierć Moiry nie była wcale szokującym momentem, a czymś naturalnym czy nawet koniecznym. Była to postać na którą kończą się pomysły, zrobiła swoje i odeszła w zapomnienie. Już jakiś czas temu to przewidziałem. Jednak prawdę powiedziawszy w serialu może zginać każdy z głównej obsady prócz Olivera i wiele na tym nie straci, a jedynie może pomóc. Po przeczytaniu nagłówków wieszczących jakiś nagły zwrot wypatrywałem znaków. I były one typowe. Moira dostaje własne flashbacki (Moda na Sukces mode on), po części godzi się z dziećmi czy nawet wyjawia Olliemu o tym, że wiedziała o jego nocnych przebierankach. Co jest kompletnym idiotyzmem bo nigdzie wcześniej nie zostało to zasugerowane. Koniec Moiry w serialu to też koniec idiotycznego wątku z jej kandydaturą na burmistrza.
- jednak głównym wątkiem odcinka było polowania na Roya które okrutnie się dłużyło. Superbohaterowie znowu zachowywali się jak banda amatorów - pierw przez tydzień zostawiając Roya na stole, a potem bez planu rozpoczynając z nim walkę. Czy tam nikt nie myśli? Oczywiście był konflikt zabić go czy nie zabić i patetyczne przemowy od których więdły uszy. Niestety dalej będzie się to dłużyło i tylko po to by lepiej przedstawić postacie z The Flash, które już mnie zirytowały w poprzednim odcinku.
- lubię Sarę, ale widocznie zaraziła się czymś od swojej siostry. Jej zachowanie było niedorzeczne. Pewnie zabić go w końcu stanowi zagrożenie i racjonalnie nie myśli, Roy jest zbędny. O pojmaniu też nie pomyślała. Pal licho, że jest zabójczynią. Jeszcze przełknąłbym jakby to był ktoś zupełnie anonimowy, ale to był jej znajomym. Jednak jej największym wybrykiem odcinka jest porzucenie Olliego i powrót do Ligii. Co tam Slade i zagrożenie, Ollie zasługuje na kogoś lepszego jak to sama powiedziała (i inne perełka scenariuzowej kreatywności - "za bardzo mi na tobie zależy by z tobą zostać") . Proszę! Nienawidzę tych prostackich rozwiązań fabularnych i bohaterów którzy się nie szanują. Obstawiam, że na przestrzeni nie więcej niż 10 odcinków Ollie prześpi się z przypadkową kobietą, wróci do Lauriel po czym pojawi się znowu Sarah.
- i znowu narzekam, ale było kilka fajnych scen jak agresywny Roy zabijający policjantów, a sam odcinek szybko zleciał. Wydarzyło się w nim dużo z fabularnego punktu widzenia, ale to tylko w ostatnich minutach przez co nie zamierzam go oceniać przez ten pryzmat. I kolejny raz oglądało mi się to dużo gorzej niż SHIELD.

OCENA 3.5/6

Game of Thrones S04E03 Breaker of Chains
- dziwnie się oglądało początek Gry gdzie była bezpośrednia kontynuacja sceny w której skończył się poprzedni odcinek. Nie często serial jest tak skonstruowany, ale to tylko podkreśla istotność tego wydarzenia. I wyjaśnia co działo się z Sansą. Fajnie pokazali jej pogoń ulicami Królewskiej Przystani i potem spotkanie z Littlefingerem. Mała ptaszyna przy tym dostała kolejną życiową lekcje, a jej wątek stał się jeszcze bardziej ciekawy. Biedaczka musiała patrzeć na śmierć Dantosa i przy okazji dowiedziała się prawdy o naszyjniku. Petyr przypomniał też, że wszyscy są kłamcami po czym scena z Starą Różą i Margery. Chyba biedaczka nie jest niczego świadoma.
- scena w sepcie była upiorna. Świetnie zagrana, ale strasznie niepokojąca. Joffrey leży na katafalku, a Tywin już przyucza Tommena do bycia królem. Ani chwili na żałobę gdy myśli się pragmatycznie. Dużo dziwniejszy był gwałt Jamiego na siostrze przy zwłokach ich syna. Jednak zmiana w nim tak szybko nadejdzie.
- Arya i Ogar zacieśniają więzy i nauczyli się ze sobą żyć. On ma świetny teksty, ale jego bezpośredniość już trochę mnie denerwuje. Dobrze, że ona używa głowy. Cudowne było jak wymyśliła, że będzie odgrywać jego córkę. Oczywiście brutalna rzeczywistość szybko kopnęła ją w tyłek bo Ogar tak jak Tywin robi to co musi - zabiera chłopu srebro bo i tak zginie.
- Sam zachował się jak idiota w tym odcinku. Jasne, lepiej odesłać dziewczyna do gospody/burdelu niż trzymać ją w Czarnym Zamku. W końcu co się jej może złego stać ja ma tylko pomagać w kuchni. Chyba Zabójca nie słyszał o prawie Murphyego. Mam też wrażenie, że Goździk i on dostali za dużo czasu w odcinku przez co ich sceny były przeraźliwie nudne. Dobrze, że Jon zaczął myśleć. I tutaj kolejny przykład pragmatycznego zachowania w tym odcinku. Nie można osłabiać Zamku by ratować ludzi, ale już wysłać za Mur by ochraniać przed armią Rydera już tak. Dobrze, że Snow zaczyna się bardziej wykazywać w świetle co ma się z nim stać po starcu z Mancem. Jednak mam wrażenie, że za późno.
- u Stannisa nudno. Świetnie rozpisane dialogi, ale to typowe. Brakowało Czerwonego Kapturka. Jednak i ten wątek poszedł trochę do przodu i Stannis w końcu przestanie siedzieć na Skale. I ładnie w odcinku prowadzono wątek Braavos i najemników jak pojawiali się w kilku rozmowach.
- w Królewskiej Przystani nie działo się wiele ciekawego. Zbliża się sąd nad Tyrionem, a Żmija urządza sobie orgietki. W końcu cycków w odcinku nie mogło zabraknąć. Jednak Tywin opowiadający o nadchodzących zagrożeniach wiele wynagradza.
- nie lubię Dany, uważam ją za arogancką, jej wątek był fajny przez pierwsze dwie książki, ale w końcu zaczął irytować oderwaniem. W serialu miała ona kilka fajnych momentów, ale z reguły jestem negatywnie nastawiony do jej scen. Jednak gdy mówiła po valyryjsku, a machiny oblężnicze ciskały w Meeren obrożę niewolników zapomniałem o jej wszystkich niedostatkach i irytującej przemowie jak to jej zależy na najbliższych. Świetnie zrobiono i czuć było rozmach na jaki zasługuje ten epicki przecież cykl.

OCENA 4.5/6

Hannibal S02E08 Su-Zakana
- WTF?! Ptak w człowieku w koniu?! To jest chore i przy tym fascynujące. Hannibal to serial z najlepszymi morderstwami i tyle. Co parę odcinków jest moment "przeszli samych siebie" i kolejne miejsca zbrodni są coraz bardziej dziwaczne. Ale dziwne jest dobre. W sumie sam nie wiem co jest bardziej niepokojące - motywy zaszycia kobiety w wnętrznościach konia czy motywy działania i ten wykręcony motyw ponownych narodzin. Martwe rodzi martwe.
- sam odcinek był wspaniały z uwagi na dwuznaczne dialogi, ciągłe gierki słowne i przejęcie pałeczki przez Willa. Teraz to on poluje czy raczej łowi. Ten odcinek to powolne acz systematyczne wprowadzanie w życie planu Grahama. Zbliża się do Hannibala, daje mu do zrozumienia, że się zmienia i Lecterowi w końcu udało się stworzyć przyjaciela. I mordercę przy tym. Jak wielu jego wcześniejszych pacjentów on ich nakierowuje na nową pasję i pozwala im rozbłysnąć. I teraz wydaje mu się, że z Willem jest podobnie. Bo ostatnia scena gdy chcę on zabić Ingrana to tylko zmyłka. Chyba, że Will na prawdę się zmienia pod wpływem tego co się stało, ale też poluje na Hanniego z Jacka. Ale to pięknie zaplątane, a przecież jest jeszcze kilka niewiadomych jak Miriam.
- nowa pacjentka Lectera wydaje się interesująca tak jak cała jej wykrzywiona rodzina. Może nie dostała wiele scen, ale ja czekam by oglądać ją wcześniej. Tym bardziej, że jej brata gra Michael Pitt.
- Jeremie Davies w tym odcinku był przewspaniały! Dancy i Mikkelsen - wiadomo, klasa sama w sobie, ale występ gościnny Daviesa to mała perełka. 

OCENA 5.5/6

Hannibal S02E09 Shiizakana
- ten epizod to niby taki proceduralny zapychacz. Jest sprawa, nic się nie dzieje, fabuła niby prowadzi donikąd, twórcy spełniają swoje estetyczne potrzebny zwalniając poszczególne kadry do nieprzyzwoitości i robiąc zbliżenia, ale i tak ogląda się to świetnie. Bo całość została przepełniona aluzjami do ewolucji Willa i Hannibala jako stwórcy. Na razie to słowa, ale zbliżamy się do finału gdzie wszystko powinno z ogromną siłą eksplodować i wyjaśnić kto pociąga za sznureczki teraz - Will czy Lecter.
- cieszy mnie pokazywanie kolejnych pacjentów Lectera co tylko podkreśla jakim jest doskonałym manipulatorem. Kolejne osoby skrzywdzone przez los mogą pod jego skrzydłami rozkwitnąć i zmienić się w finezyjnych morderców pokonując swoje lęki i obawy. Liczy, że to samo spotka Willa i chyba sam nie może się doczekać efektów. Najbardziej mnie zastanawia czy spotkania Willa z Margot jest dziełem przypadku czy świadomym planem Hanniego. Tak ustawił kalendarz by ba siebie wpadli i przez to tak mało subtelnie nakłaniał ją do zabójstwa brata by zwierzyła się Willowi by ten mógł odkrywać prawdę o Hannibalu co przyśpieszyłoby jego ewolucję.
- początkowo scena to mistrzostwo. Już pal licho fascynującą rozmowę, ale fantazja Willa zabijającego Lectera była tak bardzo ładnie nakręcona. I jeleń powrócił! Ech, na ten serial można tylko patrzeć i patrzeć.

OCENA 4.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S01E19 The Only Light in the Darkness
- dobry odcinek, popychający do przodu niektóre wątki i skupiający się na postaciach. Może nic odkrywczego nie się zdarzyło i był stosunkowo spokojny, ale po minireboocie Agenci utrzymują satysfakcjonujący poziom i da się ich oglądać bez narzekania. Jakbym miał się przyczepić to tylko do przesłuchania Warda. Koening go zaczął podejrzewać, jego wyniki nie były idealne więc powinien mieć na niego oko, tak na wszelki wypadek, ale niestety nic z tego. Irytujące uproszczenie.
-ochrona wiolonczelistki to typowy wątek zapychacz, ale został dobrze zrealizowany bo odnosił się nie tylko do Culsona, ale też Fitza i jego relacji z Simmons. Zrobił się z tego całkiem znośny trójkąt i w przeciwieństwie do wielu innych seriali nie jest on irytujący i zbyteczny tylko pogłębia relację między dwójką postaci.
- w bazie działo się na początku niewiele. Jednak gdy Ward zaczął dobierać się do Skye i eliminując Koeninga czuć było, że zaraz coś się wydarzy. Jednak odcinek kończy się cliffhangerem bez konfrontacji z Wardem. Tylko, że Skye wie jakie są jego zamiary i teraz ona gra przed nim. I wiecie co? Ostatnio dobrze się tą dwójkę ogląda jakby to byli zupełnie inni bohaterowie. Ciekawi mnie też co kryje się za słowami Warda gdy opowiada, że trzeba słuchać rozkazów. Myśli o Hydrze czy może o ukrytym zadaniu? Coś czuję, że serial szykuje wielką bombę na koniec sezonu.
- May odeszła z drużyny i skontaktowała się z matką. I nie byłoby w tym nic ciekawego gdyby ona też nie była była agentką tajemniczego wywiadu i dała córce namiary na Marię Hill.
- a odcinek wygrała Simmons za wspomnienie TARDIS.  

OCENA 4/6
 
Orphan Black S02E01 Nature Under Constraint And Vexed
-  Tatiana <3 W zeszłym roku udało się jej przebić do czołówki serialowych aktorek i nic nie wskazuje by jej gwiazda przygasła. Mam tylko nadzieje, że nie okradną jej znowu z nagród bo za swoje role jak najbardziej na nie zasługuje. W tym odcinku była perfekcyjna, nie wypadła z roli, dalej nadaje każdemu z klonów indywidualne cechy przez co od razu było widać, że to Sarah jest przebrana za Cosime. Co prawda jej charakteryzacja nie była doskonała, ale nawet sposób mówienia czy postawa wskazywał na Sarę. Allison również świetna w tym odcinku. I śpiewała! Jak ona cudownie śpiewa. Przeżywa dramat, będzie jej ciężko, ale wciąż daje mnóstwo pozytywnej energii. I ten jej szalony sprzedawca broni. Cudownie serial się bawi z widzem.
- odcinek był jak jazda kolejką w wesołym miasteczku. Pełno akcji i atrakcji. Spowolnień jest niewiele tylko by złapać odrobinę oddechu przez co nie wiadomo kiedy odcinek się kończy. I do tego piękne zdjęcie. Cudownie jest ten serial zrobiony. Fabularnie też dobrze. Bezwzględna Rachel gra na emocjach Sarah by ostatecznie okazało się, że to proletarianie porwali Kirę. W sumie spodziewałem się tego. Ciekawsze wydaje się relację Paula z Rachel i Cosimy z Delphiną czy Sarah z Artem. Lojalność będzie tu nieustannie kwestionowana i będą nadawały odpowiedniej dynamiki serialowi.
- jakiś ćwierćintelekt przy recenzji odcinka dał zdjęcie Heleny więc jej powrót nie był wielką niespodzianką. Ja psioczył na niego nie będę bo jest jak najbardziej logiczny. Już wcześniej była mowa o jej większej wytrzymałości i szybszej regeneracji więc czemu nie miałaby przeżyć postrzału?
- nie zabrakło w odcinku kilku uproszczeń, ale zupełnie mi one nie przeszkadzały bo te ~40 minut było niesamowicie angażujące i zapowiada się wspaniały sezon. Czekam na przedstawienie kolejnych klonów bo musi do tego dojść.

OCENA 5/6

Person of Interes S03E20 Death Benefit
- to było niespodziewane - Maszyna chciała by drużyna Fincha popełniła morderstwo. Czyli nie jest wcale tylko tarczą, ale ma coś też z miecza. Chyba, że to była chłodna kalkulacja i bardziej się jej opłacało pozbyć jednego człowieka i ocalić tysiące. Tylko czemu w takim razie nie wysłała Root? Przecież to ona była o wiele bardziej odpowiednia do tego typu zadania. Jedno jest pewne - wojna z Decimą nabierze rumieńców w przyszłym sezonie.
- Root zajmuje się istotnymi numerami. Czyżby do tego zbierała drużynę i była przygotowywana przez Maszynę? Jej wizyta w barze na Florydzie z Shaw cudownie wypadła. Aż iskrzy między tymi dwiema paniami.
- końcówka odcinka zapowiada wybuchowy przyszły epizod. Polowania na terrorystów czyli Finch na celowniku Samarytanina. Do tego pewnie rozwijanie wątków politycznych. W to mi graj.
- cieszy mnie tez szara moralność seriali gdy opowiada o narzędziach inwigilujących. Nie wybiela i nie potępia, a przedstawia kilka podejść. W tym mamy senatora, który oficjalnie jest przeciwny, ale zdaje sobie sprawę z konieczności szpiegowania obywateli którzy zresztą też nie mają nic przeciwko. Krzyczą bo krzyczą, ale chcą być tak naprawdę bezpieczni.

OCENA 4.5/6

Salem S01E01 The Vow
- długo czekałem na ten serial i nie jestem zawiedziony. Może nie jest to najwyższa półka, ale intryguje, nie ma się zbytnio do czego doczepić i posiada swój unikalny klimat. Postacie są ze sobą mocno powiązane, skrywają tajemnice i ukryte plany i wszystkiego można się po nich spodziewać. Nie wiadomo też dokąd zmierza fabuła bo wyraźnie przedstawia dwie strony konfliktu - wiedźmy i szalonego kaznodzieje. Oby intryga była skomplikowana bo na jednym wózku daleko nie zajedzie. 
- podobały mi się sceny mające wzbudzić niepokój. Serial nie epatuje zbytnio brutalnością, raczej dziwacznością i w ten sposób próbuje szokować. Mam nadzieje, że sceny z ropuchą czy czarownicą na smyczy to tylko przedsmak i scenarzyści szykują prawdziwe bomby.
- sam pilot dobrze przedstawia kolejne postacie z głównej obsady. Błyszczy tutaj przede wszystkim Janet Montgomery jako wyniosła i oziębła Mary Sibley. Dobrze ją znowu widzieć w jakimś serialu. Nieźle spisuje się też Ashley Madekwe jako tajemnicza wiedźma. Najbardziej bałem się o Shane Westa, który mnie trochę irytował w Nikicie, ale też daje radę jednak daleko mu do Setha Gabela który kradnie każdą scenę jako kaznodzieja tropiący czarownicę.
- serial będę oglądał dalej. Podoba mi się, mam nadzieje, że prócz dziwaczności będzie też miał przyzwoitą fabułę bo aż się prosi o to w tym settingu.

OCENA 4.5/6

The Good Wife S05E18 All Tapped Out 
- zacny odcinek, który wykorzystuje poboczny wątek przewijający się przez kilka sezonów i powracający motyw NSA. Przedstawiono paranoję związaną z inwigilacją gdzie biurokratyczna maszyna miażdży nawet swoich robotników. Było też sporo o nadużyciach władzy. Choćby Peter pozbywający się podsłuchu czy prokuratura próbująca zwalić wszystko na Finna. Na szczęście znalazły się też przesłuchania świadków, ale na odcinek z normalną sprawą przyjdzie pewnie poczekać do przyszłego sezonu.
- trochę jestem zawiedziony tym jak Alicja trzymała się na dystans od sprawy fuzji. Diane walczyła z Canningem, Cary negocjował warunki dotyczące Chumchum, a Alicja nic. Dalej jestem zdania, że nie chcę fuzji. Niech Canning miesza w L/G/C, a Cary z Alicją dalej walczą o przetrwania, tak się o wiele lepiej ten serial ogląda.
- Robyn gdzieś zaginęła już od kilku odcinków się nie pokazuje, a jest jedynie wspominana. Wolałbym widzieć częściej ją niż Finna.
- tekst odcinka należy od Eli za "I am not worthy" i bicie pokłonów.

OCENA 5/6

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #81 [14.04.2014 - 20.04.2014]

SPOILERY

 Arrow S02E19 The Man Under the Hood
- dwie przerwy podczas oglądania czyli nie było tak tragicznie jak jeszcze parę tygodni temu, ale też gorzej niż ostatnio. Mam tylko wrażenie, że formuła jeden przeciwnik na sezon jest złym pomysłem. Slade za długo kombinuje, wprowadza swoje plany w życie, torturuje psychicznie Olliego, ale nic z tego nie wynika. Efekt wow się skończył, teraz wymagam by jego postać dalej ciekawiła i przykuwała, ale robi się karykaturalna. Przecież ganianie po magazynie STAR Lab było kompletnie bez sensu. Nie mógł ich zastrzelić? Zabawa w tworzenie super żołnierzy też trochę nie trzyma się kupy. Tyle przygotowywał swój plan, ale nie pomyślał by wcześniej zaopatrzyć się w wirówkę i własny generator by nie zostać wykrytym? Trochę się to kłóci z jego innymi dalekosiężnymi planami. Lekarstwo na superżołnierza to też przesada. Raptem wyciągane takie coś z kapelusza. I zupełnie mnie to nie dziwi. W finale zostanie zaimplementowane Sladowi i by odpokutować swoje winy będzie przewodził Suicide Squad...
- Lauriel zgiń wreszcie! Umrzyj, przepadnij siło nieczysta. Tak bardzo nienawidzę tej postaci, że ciężko to wyrazić słowami. Jej kłopoty alkoholowe to małe piwo przy jej całokształcie. Jest prymitywną idiotką której nie można kibicować. Co robi by wyciągnąć ojca z więzienia? Szantażuje swoją szefową! Po raz kolejny! I to w taki sposób, że nie można przyznać jej racji. Wypuść go albo zrobię z twojego życia piekło. Do tego jeszcze niczego sama się nie domyśli, dowody miała cały czas przed sobą, ale dopiero musiała usłyszeć by zrozumieć, że Ollie jest Arrowem. Co robi w takim razie? Konfrontacja z nim. Nie udaje się to biegnie do ojca i "tatusiu, wiem kim jest Arrow". Jak małe dziecko.
- z Theą nie jest wcale lepiej. Zachowuje się jak rozkapryszona nastolatka z Dlaczego ja. Obrażona na wszystkich nie chcę rozmawiać z bratem i matką, nie przyjmuje logicznych argumentów, nie podpisze też papierka by zapewnić rodzinie kasy. Taki kaprys. Wyprowadza się też z domu. Co z tego, że jest niepełnoletnia. Świat Arrow rządzi się swoją logiką.
- w ogóle kobiety w Arrow są fatalnie pisane. Również historia Rochev nie błyszczy. Jak lubię Summer Glau i jej bohaterkę bo jest silna, dąży po trupach do celu i umie walczyć w pięknym stylu (te lekcję baletu u Summer procentują) to jej motywacja jest bezsensowna. Robert mnie kochał, ale zostawił więc przejmę jego firmę. Miłość, zdrada i zemsta w najprostszym wydaniu. Ciekawe jak będzie się zachowywać pod wpływem Mirakuru, ale obawiam się, że straci trochę ze swojej zajebistości.
- na początku napisałem, że to nie był taki zły odcinek, a ciągle narzekam. Taka specyfika serialu. Dużo się dzieje, jest trochę śmiesznych onlinerów i akcji, komiksowy felling też jest wyczuwalny, ale jak przychodzi co do czego to więcej jest elementów do których można się przyczepić niż je chwalić. Chociaż ponowne spotkanie z Royem było zaskakujące, a i flashbacki dobrze się oglądało. To akurat tradycja.

OCENA 3/6

Castle S06E06 Get a Clue
- o na jaki fajny epizod trafiłem po dłuższej przerwie z serialem. Rozszyfrowywanie wielkiej tajemnicy w stylu Dana Browna i rozwiązywanie morderstwa. Czego tu nie było - walka na miecze, domniemany rytualny mord, mnich zabójca, masoni, pułapka w grobowcu. I jako tako wszystko trzymało się kupy. Chociaż odcinek mógł być bardziej meta, brakowało mi jakiegoś żartu jak Rick i Kate zostali zamknięci w krypcie. Fajne też była jej improwizacja i oburzenie Ricka bo to w końcu jego zadanie.
- kłótnia z Alexis trochę zaskakująca. Zawsze było pełno rodzinnego ciepła między córką, a ojcem, a tu takie coś. Jednak jej ostatnia przemowa o akceptacji całkiem fajna.
- Ryan chwalący się jak udało mu się wpaść na trop taksówki był mistrzowski.

OCENA 4/6

Castle S06E07 Like Father, Like Daughter
- znowu miłe odbicie od schematu rozwiązywania morderstwa. Tym razem Alexis i Rick łączą siły by uniewinnić skazanego na karę śmierci. I przy okazji rozwiązują zagadkę kryminalną.Fajnie się oglądało razem tą parę, widać taką samą chemię jak między Castle, a Beckett. Jednak zmienia się trochę dynamika i to Rick musi być tutaj tym odpowiedzialnym i troszczyć się o partnera. Może i śledztwo było strasznie naiwne, szczególnie rejestry w bibliotece, ale bardzo przyjemnie się to oglądało. Szkoda tylko, że nie pogłębiono relacji Alexis z przyszłą macochą, ale na to też przyjdzie czas.
- ślub Ricka i Kate w kosmosie - to jest pomysł! Ale obejdzie się bez takich szaleństw.

OCENA 4/6

Castle S06E08 A Murder Is Forever
- taki sobie ten odcinek zwłaszcza ze względu na finalne objawienie, że diamenty były ludzkiej produkcji. Ja rozumiem, że to Castle, tu dzieją się różne głupiutkie rzeczy, ale taki motyw nie pasuje do serialu. Szkoda bo fajnie się zapowiadało - domniemany sprawca był znany od początku i trzeba go było tylko znaleźć, można było pokazać akcję z dwóch stron barykady i nie byłoby tak sztampowo. Nawet strzelanina z udziałem Ryana i Esposito mogłaby przynieść kolejny fajny potencjalny wątek, ale nic z tego. Zbyt prosto, zbyt nudno. Fixer też okazał się niezbyt szczególny i już pewnie nie wróci.
- kłótnia między Ryanem i Espo o to kto jest mężczyzną w tym związku też mogłaby być fajna, ale szybko z tego zrezygnowano. Kłótnia Ricka i Kate o lwa też niespecjalna. Nie pasowało mi też słuchanie porad z jakieś książki. Rick powinien je wyśmiać. Mało tez było szalonego teoretyzowania chociaż odwołania do nazistów i Indiany Jonesa fajne.

OCENA 3/6

Castle S06E09 Disciple
- o tak, 3XK wrócił! No prawie wrócił bo go nie pokazali, ale jego sprawa wróciła. I fajnie bo w Castle jest potrzebny jakiś dobry powracający wątek. Nie było w odcinku wiele humoru, wszystko tradycyjnie dla ego rodzaju historii ponure i z odpowiednim filtrem obrazu. Zabójstwa były creepy, dobrze pomyślane i budzące zaciekawienie. Martwe klony Lanie i Espo robiły wrażenie i zapalały lampkę ostrzegawczą, że coś jest nie tak. Czekałem tylko na zamordowaną "Kate" lub "Ricka". Nie doczekałem się, ale nie czuję rozczarowania bo wszystko służyło jakiemuś celowi. Wymazaniu spraw 3XK.
- wprowadzono też nową powracającą postać graną przez Annie Wersching. I w sumie mi się podoba jako dominująca i zimna psychopatka manipulatorka, ale trochę grubymi nićmi szyta jest paralela między dobrą i złą parą. Jednak czekam na jej powrót. Bo końcowa piosenka zrobiła potężne wrażenie i idealnie zamknęła ten bardzo dobry epizod, który przez cały czas budził zaciekawienie.

OCENA 4.5/6

Castle S0610 The Good, The Bad & The Baby
- Rick i Kate mają dziecko! No może ich nastawienie do dzieci nie było jakieś szokujące - Rick entuzjasta, a ona dystansujące się, ale przyjemnie się to oglądało. Śmieszne sceny z Cosmos i fajnie przeprowadzona operacja. Do tego dzieciak płaczący na rękach Ryana. Było dobrze.
- zagadka zakręcona i po raz kolejny winna okazała się najmniej podejrzana osoba z początku. Standard. Dobrze się to oglądało bo szybko jakieś nowe dziwne rzeczy się pojawiały, ale nie potrafiła specjalnie zaangażować. I nie wierzę w brak pomysłów Ricka na szalone teorię.
- niedoszły pocałunek w śmietniku - jakie romantyczne! Albo przepranie Kate na Święto Dziękczynienie. Fajnie, że nie ma między narzeczeństwem większych dramatów i dobrze się dogadują. Tak powinno się prowadzić związki w proceduralach.

OCENA 3.5/6

Castle S06E11 Under Fire
- serialowe porody rządzą się własnymi prawami. Niemal zawsze musi to być odcinek wybuchowy i w jakiś sposób nigdy kobieta nie może urodzić spokojnie z mężem przy boku. Tym razem było zagrożone życie Ryana. Tylko, że zupełnie pozornie bo przecież w takim odcinkach bohaterów się nie zabija. Jakoś nie mogłem się przejąć losem Ryana i Espo i co najgorsze nie mieli żadnych szczególnych scen, a rozmowa z Jenny była zbyt ckliwa. Samo wpadnięcie do piwniczki zbytnio naciągane tym bardziej, że bohaterowie ledwie uszkodzeni i ze śmiesznie postrzępionymi ubraniami. Śledztwo nieszczególne, a ofiara do szczególnie inteligentnych nie należała. Skoro podpis podpalacza był w aktach karzdej ze sprawy to powinien złapać go dużo szybciej.
- czy mi się wydaje czy Stanie Katic nie specjalnie się chcę już grać w serialu i jedzie na autopilocie? Nathan Fillion zresztą podobnie. Aktorzy już są znudzeni graniem jednej roli i nie iskrzy między nimi tak jak kiedyś. Brakuje też jakiś fajnych interakcji. Za spokojnie między nimi.

OCENA 3.5/6

Castle S06E12 Deep Cover
- trochę brakuje mi zwykłej sprawy z typowym policyjnym śledztwem, zapisywaniem dowodów na tablicy, przesłuchaniami w pokoju i szalonymi teoriami Ricka. Dawno tego nie było. Lubię udziwnienia w proceduralach, ale w końcu i one się zaczynają nudzić i brakuje trochę normalności. Ten odcinek to powrót ojca Ricka i szpiegowska afera z małą ilością momentów z których można by się pośmiać, a przecież to w tych momentach serial jest najlepszy. Jednak fajnie było znowu zobaczyć Jamesa Brolina i Castle'a oszukującego Kate. Sama szpiegowska afera ujdzie, typowe dla tego serialu.
- data ślubu ustalona na wrzesień. Czyli cliffhanger związany z ceremonią i sakramentalne tak w premierze nowej serii?

OCENA 3.5/6

Community S05E11 G.I. Jeff
- co za cudowny odcinek. Uwielbiam takie postmodernistyczne eksperymenty w Community. Może to nie była tak szalona przygoda jak wyprawa do ery 8 bitów bo nie pochodzę z ameryki i nie wychowałem się na G.I. Joe, ale i tak bawiłem się doskonale. Wyśmiewanie konwencji, zabójcze ksywki członków drużyny (Fourth Wall i Buzzkill!), komentarz o niedostatkach animacji, pogrzeb Destro, sąd nad Jeffem, absurdalna Jobra, fenomenalna czołówka czy przerwy na reklamy. Niesamowite ile udało się upchnąć tutaj żartów i odniesień. Nawet część starych aktorów użyczyła głosu swoim postacią. Brawa, wielkie brawa dla Dana Harmona i NBC za odwagę.
- trochę się zaskoczyłem na początku, że od razu rzucono nas w świat kreskówki, ale dobrze zostało to uzasadnione. Kryzys wieku średniego i wizyta w szpitalu. I jeszcze cała ferajna pochylona nad łóżkiem Jeffa.

OCENA 5.5/6

Game of Thrones S04E02 The Lion and The Rose
- w końcu nastała ta piękna chwila gdy ginie ktoś kto umrzeć powinien. Dość szybko bo w już drugim odcinku sezonu, a myślałem, że Joffrey do połowy wytrzyma. Jednak skoro ten odcinek pisał Martin to tutaj musiało się TO wydarzyć. Może jego śmierć nie była tak szokująca jak Red Wedding, a zamiast wstrząsu dawała radość, ale doprowadzono do niej bardzo dobrze. Ci co czytali książkę wiedzą kto to zrobił i cieszą się ze słów wypowiedzianych przez tą postać, inni niech się domyślają. W serialu dano dużo wskazówek, a i praca kamery podpowiadała. Mi osobiście trochę przeszkadza rola Dantosa, za mało go było za słabo to uargumentowane. Samo weselicho niczego sobie. Z przepychem, dekadencją, ale i obcesowe i nieprzystające do zachowania szlachty, a raczej do plebsu. Tyrion był upokarzany na każdym kroku, a zawody karłów wprawiły w zażenowanie większość gości na podwyższeniu. I ta znudzona Margery, dyplomatycznie wyczuwająca chwilę gdy trzeba zainterweniować! Nawet Tommena pokazali i jest strasznie wyrośnięty. Podobała mi się też Sansa i jej pomoc Tyrionowi, dwie najbardziej upokarzane osoby muszą w końcu sobie pomagać. Dlatego szkoda, że Dantos ją gdzieś zabrał. BTW - widok cierpienia na twarzy Joffreya bezcenny.
- w innych scenach było równie brutalnie i okrutnie. Choćby otwierające polowanie Ramseya z jedną z dziewczyn torturujących Theona w poprzednim sezonie. Chociaż mam wrażenie, że wydźwięk tej sceny byłby większy gdyby ustrzeliła swoją kochankę, a nie jakąś przypadkową dziewkę. Spotkanie z Boltonem o wiele ciekawsze. Jak wiał chłód od relacji ojca z synem i brak zaufania. Mocna scena z goleniem przez Fetora i wyznaniem co stało się z Starkami. Co najważniejsze akcja na północy nabierze dynamiki. Nie dość, że walka o Fose Calin to jeszcze wyprawa ludzi z Dredfort do Czarnego Zamku.
- na Smoczej Skale zaczęli sezon grillowy. Religijny fundamentalizm sięga tam już zenitu i pali się najbliższą rodzinę. Tylko Davos jakimś cudem trzyma się przy życiu. Rozmowy o Stannisie bardzo fajne tak jak o bogach i walce jaka ma miejsce w tym świecie i że prawdziwe piekło jest na ziemi. Tyko trochę za dużo tutaj ekspozycji w przemówieniu Mellisandre.
- w związku z walką dobra vs. zła następnie poświęcono trochę czasu Branowi i jego mistycznemu wątkowi. Podróż na północ przebywa bez większych problemów tylko, że Bran coraz bardziej ucieka w skórę wilka. Spotkanie z drzewem sercem wywołało ciekawą wizję. Dziwne, że po niej wie gdzie trzeba iść, ale nich mu będzie... o wiele ciekawsze były smoki nad Królewską Przystanią czy ośnieżona sala z Żelaznym Tronem, tak samo jak z wizji Dany w Quarth.
- Jamie, biedny Jamie, jednak nie potrafi walczyć lewą ręką. Fajnie, że trenuje go Bronn, a nie Pyen bo sprawi to, że sceny będą ciekawsze. A scenerie mają do prawdy piękną i ustronną jak opowiada Bronn. Była też scena z rozlanym winem! Dobrze, lubię te książkowe nawiązania.
- Shea została wysłana na statek hmmmm a co jeśli to nie jest statek do Pentos tylko miejsce w które zaprowadzi Dantos Sanse? Znacząco by to zmieniło jedną z książkowych scen, ale moim zdaniem na plus.

OCENA 5.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S01E18 Providence
- odcinek dużo spokojniejszy od poprzedniego, który spuścił bombę na widzów, ale serial utrzymuje dalej swoje momentum. Dużo miejsca poświęcono ekspozycji, przedstawianiu obecnej sytuacji w taki sposób by można było poczuć, że wydarzenia mają zasięg globalny oraz Wardowi. Bret Dalton nie jest dobrym aktorem, ale w tym odcinku pokazuje trochę szerszy zakres swoich umiejętności. Jest autoironiczny, wyśmiewa swoją wcześniejszą bucowatą postawę oraz zachowania. Nie rozgrzesza to poprzednich odcinków, ale nadaje im trochę głębi. On od początku pracował dla Garretta, wiedział co się dzieje i miał monitorować Culsona. Wszystko zostało ładnie wyjaśnione i nie pozbawia złudzeń. Jednak mimo wszystko coś on czuje do Skye i boję się, że jego historia skończy się na próbie odkupienia. No nic, okaże się.
- przedstawiono postać Talbota. Z jednej strony dobrze, że dają oficera armii USA, ale po co mu te śmieszne wąsy to ja nie wiem. Fajnie, że Culson od razu go przejrzy, wie co się dzieje i że trzeba uciekać. S.H.I.E.L.D. jest uznawane za organizacje terrorystyczną, nie można im ufać i trzeba się zająć problemem. Trochę słabo bo znaczy to, że Culson nie będzie kierował odbudową, ale wrócimy w przyszłości do latania busem i rozwiązywania kolejnych spraw. Jednak posmak czegoś większego był. Jak Skye raportowała o kolejnych bazach, a on wszystkim zarządzał. Chociaż może w przyszłości. Angel zaczynał od 2 osobowej agencji detektywistycznej, a skończył na międzywymiarowej korporacji. 
- co do Culsona podobała mi się ta jego ślepa wiara w powodzenie bo tylko to mu zostało. SHIELD nie istnieje i musiał się czegoś uchwycić. Jego wybuch był zrozumiały, drużyna nie miała nic do powiedzenia, milczała. To była mocna scena. Jednak nie kupuje tego, że Hydra mogła mu coś zaszczepić. Jednak gdzieś May przemyciła wiadomość, że Fury od dawna wiedział o infiltracji SHIELD tylko nie mógł nic z tym zrobić. Prócz budowania super tajnych baz.
- dodatkowe brawa za to jak ładnie serial korzysta ze swojego dziedzictwa. Wyśmiewa wystrzeliwanie broni w kosmos, Hydra dostaje w łapka więźniów i artefakty, które drużyna Culsona zdobywała, a Ward często odnosi się do swojego zachowania. Przez to otwierane są nowe wątki. Gravitonium wraca i pewnie w S02 odegra dużą rolę.
- nie wyobrażam sobie Culsona siedzącego w bazie i czekającego na nowe rozkazy. Mam nadzieje, że Koening ma coś więcej do zaoferowania niż nowe odznaki. Przydałaby się jakaś bezpieczna linia z Furym lub Hill. Jednak raczej długo Culson tutaj nie posiedzi skoro Jasnowidz znowu wspominał o wiolonczelistce, a w internecie pojawiło się info, że Amy Acker ma ją zagrać.

OCENA 4/6

The Good Wife S05E17 A Material World 
-kolejny odcinek pełen żałoby i smutku gdzie trzy kobiety radzą sobie ze stratą na swój sposób. Każda z nich ma chwilę zwątpienia i zaciekłej walki przy czym każda z nich w innych proporcjach. Kalinda by odreagować idzie uprawiać szalony seks z Carym po czym ma wyrzuty sumienia i udaje się do Jenny i zdradza jej zaufanie by ratować pozycję Diane. Ona natomiast zaciekle walczy o swoje, nie poddaje się. Najbardziej przytłoczona wydarzeniami jest Alicja. Julianna fenomenalnie gra w tym serialu, ale gdy musi pokazać coś dramatycznego przechodzi samą siebie, jej cierpienie i zrezygnowanie jest widoczne i budzi się autentyczne współczucie. I ta kłótnia z mężem gdzie podejmuje decyzję która zaważa na jej przyszłości. Od teraz są tylko w związku biznesowym. Oj jestem ciekaw jak to się dalej potoczy.
- sprawa rozwodowa była tylko pretekstem do pokazania bohaterów. W sumie trochę tęsknie za zwyłym pojedynkiem sądowym i bronieniem klienta. Nie żeby to co jest było w jakimś stopniu złe. Fuzja i LG i Florrick/Agos to zły pomysł dla dynamiki serialu, za wcześnie na to, ale to pewnie tylko chwilowy efekt działania pod impulsem. Ciekawiej zapowiada się powrót Canninga i intrygi w prokuratorze. Będzie też więcej Finna. Pozbyto się też Damiana i dobrze bo ten wątek był średnio trafiony. Może nie taki niewypał jak były mąż Kalindy, ale niewiele wnoszący do serialu.
- strasznie podobało mi się, że nie pokazano pogrzeby i ckliwych scen z opuszczaniem trumny. Zamiast tego rozmowę dwóch kobiet przy drinku i wspominanie faceta którego znały. 

OCENA 4.5/6


The Shield S03E13 Fire in the Hole
- wątek Ormian rozwija się dalej jednak nie sądzę by skończył się w tym sezonie. Za wolno się wszystko toczy i nie ma wyraźnego antagonisty. Raczej sezon skończy się na zaciskaniu pętli wokół Vicka. Wszystkie ich próby odciągnięcia uwagi tylko w nich uderzają, stają coraz bardziej na celowniku i jeszcze Dutch coraz mniej ufa Vickowi.
- wątek polowania na pedofilii odrażający. Co jak co, ale ten serial nie bawi się w półśrodki i w brutalny sposób przekazuje prawdę. Dobrze, potrzeba takich produkcji. Wyms pod przykrywką i współpraca z Decoy Squad wyszły bardzo dobrze. Szczególnie jak ona podzieliła się kawałkiem swojej przeszłości.
- oczywiście nie mogło zabraknąć wątku humorystycznego - Taylor dalej podbija do Danny, a ona poluje na skradzioną Whisky. Potrzebne są te chwilę odprężenia po innych brutalnych wątkach i bez stopych trupach.

OCENA 4.5/6

Vikings S02E08 Boneless
- odcinek przejściowy, chwila wyciszenia przed dwiema finałowymi godzinami, które pewnie będą ze sobą mocno powiązane. Jednak trzeba przyznać, że jak na taki zapychacz poradził sobie całkiem nieźle. Dalej jest gęsty klimat budowany przez niesamowitą muzykę, a scenki obyczajowe z życia wikingów ogląda się z niekłamaną przyjemnością. Ćwiczenie Bjorna, kłopoty Lagherty, przygotowania do wyprawy i w końcu problem z synem Ragnara. Serial portretuje ten świat, nie upiększa i idealizuje jak to często w serialach ma miejsce. Ragnar ma dylemat czy zabić syna, który jest kaleką, tak mu doradzają najbliżsi, nawet zostawia niemowlę na śmierć tylko Ashlaug je ostatecznie ratuje. Mówi to nie tylko o postaciach, ale o samym społeczeństwie.
- ciekawie też podano różnice między "cywilizowanym" światem, a poganami. Księżniczka Marcji niemalże ich wyśmiewa i wygłasza, że chodzą nago i mają niepohamowane żądze. Zupełnie jak ona, która jako dziecko była gwałcona przez brata. Kto tu w takim razie zasługuje na potępienie? Dobrzy i źli ludzie są w jednym i drugim społeczeństwie.
- chyba w tym sezonie król Horik zostanie pożegnany. Ragnar jest coraz pewniejszy siebie i wedle własnej wizji chcę łupić, a pozostałym dowódcą się to nie podoba. Zasadzka zorganizowana na posłannictwo Ekberta na pewno zagęści jeszcze ten konflikt.
- ciekawe co z mnichem. Jego wiara zostanie poddana próbie w przyszłym odcinku albo w finale gdy dojdzie do spotkania z Ragnarem. I jak wikingowie zareagują na to, że wrócił do habitu?

OCENA 4.5/6 

White Collar S04E14 Shoot The Moon
- serial dawno mnie przestał bawić tak jak na początku i ciężko mu mnie zadowolić. Dlatego z początku ucieszyłem się na delikatną zmianę formuły. Porwanie Petera i El na początku było fajne, pokazano kilka śmiesznych scen, ale z czasem robiło się nudo, przewidywalnie i zbyt melodramatycznie. Końcówka też nie okazała się wielkim zaskoczeniem. Nie było źle, ale momentami nudziło.
- pojawienie się współczesnej pary Bonnie i Clyde  było pretekstem by poruszyć inne serialowe związki. Przesłodzone do przesady małżeństwo Burków wyjawiło sobie sekrety, których istnienie było umotywowane jedynie potrzebami scenariusza. Wróciła też na chwilę Sarah, jej chemia między Neal jest widoczna, ale odcinek był tylko początkiem pożegnania z nią. Trochę słabo bo zawsze ją lubiłem w serialu, a sama jej obecność wpływała na Neala.
- z śmieszniejszych scen to walka o pozycję lidera między Jonesem i Dianą, żarty z więziennych listów i ściema dotycząca księżycowej skały. Dobrze wpasowane w odcinek tylko szkoda, że tak ich mało było.

OCENA 3.5/6

niedziela, 13 kwietnia 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #80 [07.04.2014 - 13.04.2014]

SPOILERS, SPOILERS EVERYWHERE


Community S05E10 Advanced Advanced Dungeons & Dragons
-sequele są zawsze trudniejsze do realizacji i zazwyczaj rozczarowujące. Tak było i tym razem. Przygoda w D&D nie wydawała się tak świeża i nie miała jakiś niesamowitych pomysłów, ale to wciąż kawał świetnej komedii.
- Abed w roli mistrza gry był jak zwykle szalenie zabawny. Odwzorował świat z wszystkimi detalami (siła mostu! ucieczka wielkiego złego), zafundował świetną narrację i bezwzględnie pozbawił złudzeń kilka postaci. Przy okazji zagrał dwóch przesłuchiwanych goblinów. Szkoda tylko, że celem zabawy było pojednanie Hickya z synem. Brakowało Pierca, Troya i Nela, z nimi był dużo zabawniej i lepiej było czuć klimat fantastycznej przygody. Chociaż karty postaci czy podróżowanie po mapie było niczego sobie.
- odcinek kończy się połowicznym happy endem. Mi się bardziej podobały jak Jeff mówił o swoim ojcu. Fajnie rozegrano zależności ojciec - syna. Przy czym kapitalnie wyszła rodzinka Die Hardów. Tata Jeff i synek Dziekan. Polerowanie mieczy i finalne nabicie się dziekana było przezabawne.
- wielkie brawa za udźwiękowienie tego odcinka. Ładna muzyka, ale to tło robiło klimat przez co opowieść Abeda żyła.
- Shirley żegnająca się jak czyta opis swojej postaci, haha. Albo Hickey mylący nekromantę z nekrofilem.

OCENA 4.5/6

Game of Thrones S04E01 Two Sword
- w końcu jest, zaczął się kolejny rok z Grą o Tron. Długo trzeba było czekać bo aż to 7 kwietnia. Ale jak zwykle warto bo serial ponownie zabiera do niesamowitego świata Westeron. Niby czytałem książki i wiem co będzie, ale nie pozbawia to przyjemności z obcowania z tym dziełem i chłonięcia kolejnych scen. Dobrze jest znowu widzieć się z ulubionymi (i nie) bohaterami.
- ten odcinek był debiutem D. B. Weissa na stołku reżysera. Dotychczas showrunner i współscenarzysta circa połowy odcinków stanął za kamerą. I doskonale się z tego wywiązał. Umiejętnie operuje głębią pola i gdy trzeba chowa przed kamerą istotny składnik sceny by potem zrobić z niego pożytek z lepszym efektem. Wie co robi i oddaje klimat serialu, ale inaczej być nie mogło w końcu to jego małe dziecko.
- początek odcinka to symboliczny koniec pewnej epoki. Tywin przetapiając miecz Starków daje o zrozumienia, że wojna się skończyła, a Lannistrowie wygrali. Świetna otwierająca scena, bez słów, ale przejmująca. Po oto Lód zostaje pochłonięty przez ogień. Miecz z czasów starożytnej Valyri posłużył za stal na nową oręż dla wrogów. Muszę się tu do czegoś przyznać - nie zdawałem sobie sprawy jaką kozacką pochwę ma Lód. Skóra wilka wraz z jego paszczą coś pięknego. A Tywim zniszczył to dzieło sztuki!
- i wykuł przy okazji nowe. Mieczyk Jamiego prezentuje się całkiem całkiem. Chociaż trochę w nim za dużo przepychu i złota, brak mu tej godności Lodu, ale też przyjemny dla oka. Młody Lannister też zresztą wygląda jak należy. W końcu po trzech sezonach tułaczki może odetchnąć w domu z ukochanym ojcem i siostrą. No prawie. Ojczulek jak zwykle wymaga od niego za dużo, każe mu zerwać kolejną przysięgę w końcu co to za rycerz bez rączki. Jamie jednak postawia się ojcu i daje mu to satysfakcję, ten jego łobuzerski uśmiech. Widać, że dorósł przez podróż z Brianne i nie jest tak samo arogancki. Jednak wciąż kocha siostrę. Podobają mi się te napięte relację w tej pokręconej rodzince. On spędził miesiące w niewoli, a Cersei i tak go obwinia, że nie był przy niej i sama topi smutki w alkoholu jak jej znienawidzony brat. Tacy podobni! Również synek się z niego wyśmiewa, szydzi z niego, że dał się złapać w niewolę gdy to on wygrał wojnę. Do tego pokazano jeszcze księgę z dziejami Królewskiej Straży - jeden z moich ulubionych motywów wątku Jamiegie. To wszystko tylko sprawia, że to jedna z moich ulubionych postaci. Teraz czekać by zobaczyć jak sobie poradzi w walce lewą ręką.
- należę do nielicznego grona, które nie przepada za Tyrionem. Jednak w tym odcinku sceny z nim bardzo mi się podobały. Śmieszna z Bronnem i Podrickem podczas powitania gości, dramatyczna w rozmowie z Oberynem oraz nieudane próby pocieszenia Sansy i niechęć do Shea. Wie co się dzieje, że ten kurwidołek niedługo się zawali, a wraz z tym jego pozycja. Walczy o przetrwanie i nie ma czasu na uciechy tylko stara się rozwiązywać potencjalne konflikty zanim jeszcze wybuchną. Scena z powitanie Martellów podobała mi się też z innego powodu niż odrobina humoru - działa się na otwartej przestrzeni, a w tle było sporo statystów.
- samo przedstawienie Oberyna nie rozczarowało. No może prócz zbyt długiej ekspozycji i nagości. Wizyta w domu publicznym z nałożnicą wiele mówi o zwyczajach w Dorne i bardziej liberalnym stosunku do stosunków. Gdy zabrzmiały Deszcze Castamere wiadome było, że poleje się krew. Tylko tym razem Lannisterów. Dla odmiany. Co jest zwiastunem przyszłych wydarzeń. Bo Oberyn przybył się tu mścić za śmierć siostry i jej dzieci. Już nie mogę się doczekać walki z Górą. Co akurat spoilerem wielkim nie jest skoro było przedstawiane w zwiastunach. Czekam też na przedstawienie reszty mieszkańców Dorne i pewnego sławnego halabardzisty.
- Dany to kolejna z grona mniej lubianych postaci. I jak za nią nie przepadam to na jej zwierzaczki mogę patrzeć i patrzeć. Smoki urosły, zrobiły się bardziej agresywne i zwiastują kłopoty. Już buntują się przeciw matce, a nie są wcale takie duże. Za sezon lub dwa szykują się wspaniałe sceny z ich udziałem. Sama Dany dalej romansuje z Dhario (zmiana aktora na lepsze), pokazuje swoją siłę (lub arogancję) i kroczy by wyzwolić kolejne miasto. No nic przeżyję jakoś ten wątek. Póki będą się pokazywać jej pupilki. I Szary Robak bo za nim też przepadam.
- Brienne dalej siedzi w Królewskiej Przystani. Bo gdzieżby miała się udać? Wrócić do Tarthu gdzie jest wyśmiewana przez ojca? Bo Sansy nie ma komu zaprowadzić i Jamie dobrze mówi, że paradoksalnie to tutaj jest najbezpieczniejsza. Co do Sansy to trochę za późno przypomniano o Dantosie, powinien wcześniej się pojawić jeszcze przed wyjazdem Littlefingera.
- na Murze wiele się nie działo. Czarna Straż się szkoli, Jon martwi się o swoją jaki i Straży przyszłość i jest sądzony przez radę. Niewiele. Oczywiście jak w takich sytuacjach bywa generałowie wiedza najlepiej i nie ma co się szykować do obrony. Nienawidzę tego motywu w filmach. Ciekawiej było z Dzikimi. Schowali się  malowniczym wąwozie i szykują się do ataku. Przybyli za to Thennowie. I są upiornymi kanibalami. Chyba podpatrzyli trochę przepisów od Hannibala bo serwują niemal to samo danie, ale brakuje im talentu w kuchni.
- końcówka odcinka należała do Ogara i Aryi. Świetne dialogi z Łaskotkiem jak tamten opowiada, że tortury stały się taką codziennością, że nie sprawiają już przyjemności. Jednak dobrze, że jest wojna bo można do woli rabować i grabić w imię króla oczywiście. Wyraźny wydźwięk antywojenny tej sceny. Tak jak ostatni widok na zniszczone tereny aż po horyzont. Przyszła wojna wielkich panów, a ucierpieli najbiedniejsi. Zmieniła też ludzi. Aryia to dalej dziecko, ale jest ogarnięta rządzą zemsty i nawet nie ma wyrzutów jak zabija jednego z bohaterów jej litanii. Mocna scena gdy bez mrugnięcia go przebija odtwarzając to samo co on zrobił jej przyjacielowi. Przy czym dla niego była to kolejna z ofiar. Sama walka Ogara została niesamowicie zrealizowana. Walka na miecze w ciasnym pomieszczeniu efektowna i czuć było potęgę jego ciosów.
- mimo, że było o czym pisać to i tak w odcinku zabrakło Stannisa, Brana, Theona z Ramseyem, Littlefingera, Varysa, Davosa czy Gendryego. Oj będzie co oglądać w tym sezonie i liczę na jak najwięcej odstępstw od książki.

OCENA 5/6

Hannial S02E06 Futamono
- kolejny niesamowity odcinek Hannibala. Nie wiem jak oni to robią, ale z tygodnia na tydzień udaje im się podtrzymać zainteresowanie i napięcie mimo, że jeden z dwóch głównych bohaterów siedzi w więzieniu. Fuller jesteś geniuszem! Dlatego tym bardziej chce mi się płakać z powodu zrezygnowanie z jego nowego serialu przez stację Syfy.
- jak można się było spodziewać próba zabójstwa Lectera będzie miała katastrofalne konsekwencję. Oczywiście Hanni nie będzie się od razu mścił i wpadał w szał mordowanie, to tak bardzo nie w jego stylu. On ma plan. A raczej nad nim pracuje. Alanie mówi o tworzeniu nowego utworu, widać jak gra na klawesynie tylko, że jego pasję są zupełnie inne. Cały czas rozmyśla o jednej wielkie symfonii. Pierw odreagowuje poprzez człowieka-drzewo, ale to tylko przystawka. Dopiero na końcu odcinka jest zadowolony ze swego dzieła. Oczyszczenie Willa, zbliżenie się do Alany, naprowadzenie Jacka na trop Miriam i uwolnienie Gideona. Wszystko jest na swoim miejscu, teraz tylko doprowadzić swoje dzieło do końca. Jest tylko jedna niewiadoma - Jack z wątpliwościami. Chyba tylko tego nie wziął pod uwagę. Swoją drogą fenomenalny moment gdy Hannibal orientuje się, że Jack go podejrzewa. To tyknięcie zegara było niesamowicie na miejscu. Trochę jak w kreskówkach, ale pasowało do tego serialu.
- Will siedzi w klatce, ale niedługo będzie mógł z niej wyjść. Tylko jak się to odbije na jego psychice. Może w rozmowach z Jackem i Lecterem twierdzi, że się nie zmienił, ale oszukuje ich, czuje, że jest kimś innym co pięknie pokazują jego transformację z rosnącym porożem i upodobnianie się do Hannibala. Ciekawie też wyglądają sceny z Hannibalem gdzie Will mówi, że nie ma poczucia rzeczywistości i rozmawia o kłamstwach. Jak bardzo to pasuje do tego co działo się w pierwszej serii i tego co w drugiej. Wtedy to Hannibal grał na Will teraz jest odwrotnie. Nie mogę się doczekać ich pierwszej prawdziwie szczerej rozmowy.
- Gideon pogrywa sobie z wszystkimi. Z  Chiltonem, Jackem i Willem. Wszystko jednak miało jeden cel - ponownego spotkania z Lecterem. Przez co sprowokował pobicie i wylądował na izbie. Chorych. I co za pięknie-obrzydliwa scena zbrodnia dla agentów Jacka! Trup wiszący na linkach, a pod nim jelita. U Hannibala nic się nie marnuje. Mógł po prostu zabić, ale po co skoro można z tego zrobić małe dzieło sztuki. Nie marnują się też nóżki Gideona. O matko co za upiorny moment. Lecter tworzy piękne danie, opowiada o nim, częstuje Gideona, a potem okazuje się, że to jego noga jest na talerzu. Spełniło się jego marzenie, poznał Rozpruwacza i zasiadł z nim do stołu. I mu smakowało. Chyba to było najbardziej przerażające w tym momencie.
- Chilton jedną sceną skradł ten odcinek. W końcu pewnie trafi na talerz, ale ja się ciesze póki jest. Wyzwał Lectera na pojedynek, myśli, że są sobie równie, ale bardzo się myli. Nawet sam zaczął go podejrzewać, ale mimo wszystko udał się na jego przyjęcie. Jest tak arogancki, że uznał to za idealną przykrywkę by nie wzbudzać podejrzeń. Tylko, że Hannibal puszcza mu oczko. Tak! W ten jeden delikatny sposób dał mu do zrozumienie, że o wszystkim wie i jego na śmierć przeraził.
- Hannibal perfekcyjnie zagrał też na Alanie. Zbliżył się do niej by uderzyć w Willa, ale też ją wykorzystał. Grał skrzywdzonego przez los i ofiarę wzbudził w niej sympatię by w końcu trafili razem do łóżka. Już wcześniej byli ze sobą blisko, ale teraz Lecter postanowił z tego skorzystać bo w końcu mogło to przynieść mu jakiś pożytek. Zapewniło alibi oraz skrzywdzi Willa.

OCENA 5.5/6

Hannibal S02E07 Yakimono
- w zeszłym odcinku Hannibal napisał swoją symfonię i wystukał pierwsze takty, w tym doszło do jej rozwinięcia i gran finale. Oklaski dla pana dyrygenta! Wszyscy skakali tak jak tego zapragnął, jak po sznurku. Nie brakowało też zaskoczeń, ale nie były one wielkiego kalibru. Ten odcinek był spektaklem i oglądało się go z prawdziwą przyjemnością.
- pozostaje tylko żałować, że to koniec Chiltona i pożegnanie Raula Esperza. Będę za nim tęsknił bo przez kilka ostatnich odcinków na prawdę go polubiłem. Jako jedyny zaczął wierzyć Willowi, bał się o swoje życie, ale też walczył z nieuniknionym. Nie miał jednak szans wygrać z prawdziwym mistrzem manipulacji. Hannibal wrobił go w taki sposób, że nie pozostawia to wątpliwości. Aż za dobrze bym powiedział. Nie wiem jak Jack mógł w to tak szybko uwierzyć, ale szybko prawdy nie pozna bo Miriam pozbyła się Chiltona. Ostatni akord jakże efektowny. I co za piękne ujęcie z dziurki w szybkie na twarz Lass! Jej flashbacki nie pozostawiają złudzeń - Hannibal zmanipulował ja by myślała, że to Chilton. Trochę szkoda bo miałem nadzieje, że przez dłuższy czas jej postać pozostanie niewiadomą bo równie dobrze mogła przejść na stronę Lectera. Ciekawe też czy skoro ona przeżyła to czy jest szansa na powrót Abigail w końcu jej ciała też nie widzieliśmy. Zastanawia mnie też czy aby na pewno Chilton zginął. Jego postrzał nie wyglądał jakoś poważnie od frontu.
- Will wyszedł z wariatkowa i od razu wrócił w teren. Co ciekawe nie czekał aż zostanie sam, a od razu przeszedł do wizualizacji zbrodni. Jedna zmian jakie w nim zaszła? Skonfrontował się też z Hannibalem i niczego nie wskórał. Czy to było jego celowe zagranie i wyrachowana gra i być wstępem do finalnej sceny? Zaskoczyło mnie to co się stało. Na prawdę. Zadbany Will, w nowej koszuli i zaczesanymi włosami przychodzi do Hannibala i prosi o terapię. Zaczyna się nowe rozdanie! Hannibal zdobył przyjaciela, dostał to czego chciał, ale to teraz Will będzie się z nim bawił podczas ich rozmów. Tak bardzo czekam na kolejny odcinek.
- zdjęcia w tym serialu są prześliczne - wiadomo. Ale dźwięk też robi swoje. Nie tylko muzyka klasyczna, ale te całkiem niespodziewane odgłosy chrobotania czy opadające krople wody. Na prawdę kapitalna robota budująca klimat tajemnicy i zagrożenia.

OCENA 5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S01E16 End of the Beginning
- wiecie co, od paru tygodni bardziej czekam na nowe odcinki SHIELD i lepiej mi się ogląda ten serial niż Arrow. I nie zamierzam się tego wstydzić. Dalej ma swoje problemy jak np. słabiutki Deathlock i kulejący czasami humor, ale daje mi więcej funu i mniej irytuje. Wolę tez gdy odniesienie do komiksów czy MCU są subtelne i powoli wprowadzane niż np. wpychanie Birds of Prey czy Suicide Squad na siłę do Arrow i pianie odcinka przez kompletnych amatorów.
-  sam odcinek bardzo fajny, dużo akcji, ale też znaczący fabularnie. Gonienie za podejrzanymi wyszło dobrze. Ładnie reżyser poradził sobie z oszukiwaniem widza. Trzy sceny, w których czeka się na zasadzkę i ostatecznie ma ona miejsce tylko w jednej. Walka może wyszła trochę drętwo, ale tutaj też dałem się oszukać. Bo zacząłem narzekać jak to bez sensu po wystrzeleniu pięciu naboi Blake zmienia magazynek. Tylko, że to miało sens bo strzelił do niego inną amunicją.
- samo spotkanie z Jasnowidzem satysfakcjonujące. Jeśli wierzyć przepowiedni, że Skye zginie to zrobi się jeszcze ciekawiej. Myślę jednak, że to są wątki na przyszły sezon, a podwaliny pod to mogą zostać położone w Guardians of the Galaxy. Teraz wszystko będzie się kręciło w okół SHIELD i nawiązywało do Winter Soldier. Filmu jeszcze nie widziałem, staram się trzymać z dala od spoilerów, ale nie da się ich w całości uniknąć. Opierając się na stan obecnej wiedzy mogę wywnioskować, że SHIELD zostało zinfiltrowane, toczy je rak, a agencja nie jest już taka jak kiedyś. Dlatego Fury powołał niezależna jednostkę Culsona która dziwnym trafem kręciła się cały czas koło Jasnowidza. Czy Hand nim jest? Nie dam sobie uciąć ręki. Czy May dla niej pracuje? Nie sądzę. Raczej zdaje raporty Furyemu o stanie Culsona. Czy w takim razie Ward jest zdrajcą? Nie koniecznie. Zabijając domniemanego Jasnowidza mógł wykonywać rozkazy Victorii lub innego wysoko postawionego członka SHIELD. Kto zatem steruje samolotem? Autopilot? A może Ward jest zły i w finale zginie? To by była odważna decyzja. Jest też jeszcze inna możliwość. Tripplet mówi, że jego rodzina są jak Kennedy. Czyli bogaci, mający wpływ na politykę. Więc może dba o interesy swoich? Albo jego rodzinka też pracuje w SHIELD, jest wyższa rangą i od kogoś takiego dostał rozkaz. No w końcu serial zrobił się interesujący i można poteoretyzować!

OCENA 4/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S01E17 Turn, Turn, Turn
- najlepszy odcinek serialu! I co hejterzy? Warto było się męczyć przez kilka odcinków i czekać aż zostanie zrobiony użytek z MCU. A nawet jeśli się nie przepada za Marvelowym światem to trzeba być pod wrażeniem tego jak udało się skoordynować skrypt serialu z filmowymi wydarzeniami. Nie widziałem jeszcze Winter Soldier, ale z dnia na dzień mam coraz większe przeczucie, że dużo tracę. Zwłaszcza, że serial tak mocno jest powiązany z wydarzeniami z filmu, że sporo spoileruje. Pozostaje tylko żałować, że cały serial jest głównie telewizyjnym spin-offem Winter Soldier, a nie całego uniwersum. Cały sezon był budowany pod te wydarzenia, większość wątków ma tutaj kulminację i tym bardziej uwidacznia jak po macoszemu potraktowano historię z Thora 2. Oby w przyszłym roku więzi między światem serialowym i filmowym zostały mocniej zaciśnięte.
- do samego odcinka nie mam zbytnio zastrzeżeń. Był świetnie zrobiony, dobre dialogi, trochę humoru i angażowanie widza od początku do końca. Zgadywanie kto jest dobry, a kto zły i czekanie na kolejny zwrot akcji dawało mi mnóstwo frajdy. Tak jak oglądanie każdego z członków drużyny. Nawet Skye i Ward byli do zniesienia. May dostała ciekawą historię i potwierdziła się moja teoria, że raportuje Furyemu stan Culsona co zmieni dynamikę tej dwójki. Co ciekawe to ona zebrała zespół, a nie Culson. No nieźle.
- jednak najważniejsze były wydarzenia w SHIELD i powrót Hydry. Scenarzyści doskonale pokazali chaos i ten stan gdzie nie można ufać nikomu, trzeba kwestionować działania bohaterów i zastanawiać się czy to Hydra czy SHIELD. Ogromnie jestem ciekaw jak pokazano to w filmie. Udanie serial manipulował widzą. Koniec w zeszłego odcinka sugerował, że Hand jest zła, przez dłuższy czas pozwolono w to uwierzyć, a potem pokazano, że jest odwrotnie, a to Garrett okazał się tajemniczym Jasnowidzem. Nie Hand, a ona. Zaskoczenie.
- jednak nie takie jak zachowanie Warda. Zabicie "Jasnowidza" było ciekawe, budziło dużo pytań, a zamordowanie Victorii stwarza ich jeszcze więcej. Jedna z moich teorii potwierdza się - on jest kretem w drużynie, a wywiady z twórcami mówią, że tak było od początku. Odważna decyzja. Tylko jak się to ma do jego relacji ze Skye? To wyrachowane działania czy rzeczywiście emocjonalnie się angażuje. Czy na pewno był członkiem Hydry odkąd pracował z Garrettem czy może wywiady trochę oszukują? Bo może to teraz on infiltruje Hydrę? Broń dostał od Victorii, pomysł z zabiciem Jasnowidza był dziwny, może to wszystko teatrzyk i broń miała jakieś specjalne naboje? Tylko czemu ma taki nieobecny wyraz twarzy jakby wszystko było stracone. Autentycznie chcę się oglądać dalej.
- wydarzenia z tego odcinka mocno wpłyną też na przyszłość serialu. SHIELD jako organizacji praktycznie już nie ma, Culson jest jednym z najwyżej postawionych agentów. Do tego jeszcze Fury rzekomo nie żyję. Lub pozoruje swoją śmierć by móc odbudować nowe i lepsze SHIELD, a Culson mu w tym ewidentnie pomoże. Może na tym będzie się skupiał drugi sezon? Na pewno moja teoria sprzed kilku odcinków gdzie w finale sezonu Culson i jego zespół wylecieć z SHIELD już nie aktualna, a może się dziać coś zupełnie odwrotnego. Co ważne to nie jedyny wątek, który będzie się w przyszłości przewiał. Przecież jest jeszcze tajemnicze pochodzenie Skye, Dethlock, niebieski alien i zbliżające się premiery Avengers 2 i Guardians of the Galaxy. Właśnie wiatr zawiał w żagle tarczy oby tylko nie trafił na ścianę w postaci anulowania serialu przez ABC.

OCENA 5/6

Person of Interest S03E19 Most Likely To...
- zaskakujący początek odcinka ze śmiercią numery. Nie często się zdarza, że osoba którą bohaterowie mają chronić ginie. Tutaj było to zawiązaniem akcji. Tylko szkoda, że zamiast poświęcić odcinek Czujnym większość dotyczyła kolejnej ofiary/sprawcy. Zjazdy szkolne to nic nowego w serialach, wychodziły lepiej i gorzej. W PoI było dużo komediowych scen i luźnego klimatu. Oglądało się jak zwykle bardzo dobrze, ale trochę się kłóciło z klimatem i oczekiwaniami jakie zafundowały pierwsze minuty. Dobrze, że Shaw i Reese mieli jednak trochę do roboty pod koniec epizodu.
- wolałbym żeby większość czasu dostał Finch z Fusco w Waszyngtonie oraz walka z Vigilance. Root też jak na lekarstwo. Jednak to co się działo będzie miało dalekosiężne konsekwencję. Do internetu wyciekł projekt finansowania Zorzy Polarnej, ludzie zaczęli zadawać pytania o inwigilację, a Kontrola wyłączyła operację. Czyli co, w finale jakiś poważniejszy zamach terrorystyczny? I co takiego będzie robił Harold w stolicy?
- cudowna scena jak John wbija do pokoju Shaw i rozpakowują walizki pełne broni. Albo każdy kolejny policzek który Rees dostawał.

OCENA 4/6

The 100 S01E04 Murphy's Law
- lubię ten serial, odcinek też mi się podobał, dobrze się go oglądało, kilka zwrotów akcji, dynamicznie i mało głupot tak charakterystycznych dla seriali The CW. Jednak jednej rzeczy znieść nie mogę - seks Clarke z Finnem. No serio? Pozbyto się jednego boku z wielokąta miłosnego to teraz gmatwają jeszcze sytuację. Fajnie, że zamiast wymieniać spojrzenia i trzymać się za rękę bohaterowie idą na całość, ale nie wtedy gdy na Ziemię przybywa Raven. Zbyt tani chwyt, zbyt naiwne.
- sam odcinek to reperkusję poprzedniego. Szukanie mordercy było szybko dobrze. Ciekawszy był lincz na Murphym, który został dobrze zrealizowany bo pokazuje jak działa motłoch. Wystarczyła mała iskierka i już rzucają się sobie do gardeł i przy okazji mszczą na swoim oprawcy. Pięknie też pokazano różnice między dwoma przywódcami - Clarke i Bellamym. On oportunista, ona robi to co uważa za słuszne, ale przy tym uczy się na wydarzeniach z tego odcinka.
- nie spłycono też wątku Charlotte. Clarke chcę tej wyimaginowanej sprawiedliwości, ale nie chcę samosądów. Pomaga dziewczynce, ale nie jest jej przyjaciółką. Ona za to czuje się odrzucona i postanawia z tym skończyć. Może to trochę naciągane, że była w stanie popełnić samobójstwo, ale scena nie wypadła banalnie.
- cieszy mnie też, że obóz się rozbudowuje, budowane są fortyfikację i pełnione warty. Ludzie z The Walking Dead mogliby podpatrzyć trochę rzeczy. Zaskakujące jest dla mnie, że wciąż nie udało się połączyć z Arką co buduje fajny klimacik niepewności co do przyszłych wydarzeń.
- jeśli chodzi o samą Arkę to trochę nowego pokazano. Dziwny kult Ziemi i handel kontrabandą. Do tego pojmano Abby i Raven poleciała na Ziemię. Jestem ciekaw jak zareaguję na to Kane. I czy znowu będzie próbował doprowadzić do egzekucji. Czy może zajmie się masowym mordem by wydłużyć życie pozostałych przynajmniej do czasu odzyskania łączności.

OCENA 3.5/6

The Shield S03E12 Riceburner
- w ten sposób Koreańczyków jeszcze nie pokazali w serialu. Większych różnic między Latynosami nie ma - wewnętrzna solidarność, nienawiść do obcych i chęć wypracowania większej ilości praw. Podoba mi się jak w The Shield przedstawiana są poszczególne grupy etniczne i przekrój całego miasta. Jednak krycie mordercy dzieci przez przyjaciela Acevedy wydaje mi się trochę naciągane. Naloty na miasto i pozyskanie nowego informatora wyszło całkiem fajnie, najbardziej podobała mi się atmosfera zagrożenia podczas kolejnych przeszukań.
- w tle rozwijały się powiązane wątki rodziny Vicka i pociągu z forsą. Dobrze jest to rozpisane, widać zależność i absurd sytuacji - kasa jest, ale nie można jej użyć. Podejrzany Dutcha pewnie długo podejrzanym nie zostanie i Ormianie się z nim rozprawią. Vick też zrobi coś głupiego. Romans, problem z dzieckiem, zaszczucia i uczucie, że nie może polegać na przyjaciołach zrobią swoje.
- wątek napadów też wyszedł bardzo dobrze. Maltretowana żona chcę uciec od męża, ale potrzebna jest kasa. Najlepsze w tym były rozmowy Wyms z Dutchboyem. Bo on po rozmowach z Faulksem trochę przejrzał. Nie szufladkuje jak kiedyś podejrzanych tylko próbuje ich zrozumieć, wziąć pod uwagę inne opcję. Koniec sprawy tragiczny, tym bardziej podkreśla go obojętność właściciela sklepu.
- nie mogło zabraknąć wątku humorystycznego w postaci polowania na skradzione krzesła przez Danny, Juliena i informatora Vicka, który podbiał do pani funkcjonariuszki. I ta spadająca cena krzeseł. Ulica nie zna się na współczesnej sztuce nowoczesnej.

OCENA 4.5/6

Vikings S02E07 Blood Eagle
- uwielbiam mistyczne sceny w Wikingach. Tutaj udało się wytworzyć ten nastrój podczas egzekucji jarla Borga. Nie jest to może "most shocking moment in television" jak zapowiadały zwiastuny, ale zostały to znakomicie zrealizowane. Kamera nie pokazywała szczegółów tworzenia orzełka, ale to nie było wcale potrzebne. Wystarczyły reakcję obserwatorów, nastrojowa muzyka i cała inscenizacja przypominająca religijny rytuał. Ragnar w białej szacie i jego ofiara dostępująca podczas śmierci wywyższenia i zaszczytu wstąpienia do Walhalli. 
- ten odcinek umiejętnie też pokazuje podobieństwa i różnice między dwoma światami na przykładzie małżeństwa. U Anglików mamy poważną atmosferę, sztywny rytuał i aranżowany ślub, a w Skandynawii pełną improwizacji i entuzjazmu ceremonię, również z pewnymi rytuałami, ale widać było radość ludzi. Podobieństwa są za to między Ragnarem, a Ekbertem. Obaj muszą zawierać trudne sojusze by zwiększyć swoje wpływy.
- Lagherta wróciła i to jako jarl! Nieźle się dorobiła i co najważniejsze cała rodzinka uda się na wycieczkę krajoznawczą do Anglii. Już nie mogę się doczekać kolejnych podbojów i spotkania ze starym przyjacielem. Bo Atlestein musi się pojawić i wybrać życie jakie chcę wieść.
- w tym odcinku pojawiły się świetne sceny z Ragnarem, w końcu nie był taki wycofany. Pijacka zabawa z Torsteinem była zabawna. Jednak to podsłuchiwanie i obserwacja swoich ludzi by wiedzieć co się dzieje w Kattegat wiele o nim powiedziała. Do tego dalej prowadzi swoją intrygę. Słucha się Horika, nie chcę znieważyć króla bo sam nim chcę zostać, a wtedy dałby zły przykład. Cwana bestia.
- Rollo dalej jest wodzony na pokuszenie, Floki chcę trochę samodzielności, Bjorn zaufania od ojca, a Aslaug ma problemy z ciążą. Pomniejsze wątki odcinka, ale świetnie się je ogląda, brak zbędnych scen, każda mówi coś o postaciach czy społeczeństwie. A gdy trzeba pokazane są te uwielbiane przeze mnie krajobrazy w których można się zakochać.

OCENA 5/6

niedziela, 6 kwietnia 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #79 [03.31.2014 - 06.04.2014]

SPOILERY

Arrow S02E18 Deathstroke
- fatalne dialogi (wyróżnienie dla "Thea by tego chciała!") i gra aktorska niektórych postaci, ale przyjemnie się oglądało ten odcinek, a i fajnie zrealizowanych walk nie zabrakło.
- strasznie mi się podoba jak prowadzona jest postać Slade'a. Mogłoby się obejść bez wizji Shado, ale reszta jest pierwsza klasa. Konsekwentnie uderza w czułe punkty Olivera i doprowadza do jego upadku co chyba jest przewodnim motywem sezonu. Bohater musi upaść by powrócić lepszy niż kiedykolwiek. Roy traci w niego wiarę, Ollie nie dał rady jako jego mentor, siostra go znienawidziła, stracił firmę, a na końcu odcinka Laurel dowiedziała się, że to on jest Arrowem.
- ogromny plus za wykorzystanie w końcu możliwości Summer Glau. Pokazała pazurki i przejęła fotel prezesa w firmie. Szkoda, że nie skopała tyła Oliverowi. Powinna. Ich walka bardzo fajna. Widać też, że łączy ją jakaś przeszłość z Queenem seniorem. I tutaj też objawia się bezsens serialu - Moira wie o co chodzi, ale nie mówi bo ma nadzieje, że tajemnica pozostanie tajemnicą. Tak jak Ollie w przypadku Thei. Jacy oni nieznośnie naiwni!
- Roy wyjechał do Central City. Czyżby jakieś info o Barrym?
- podobało mi się przedstawienie dwóch walczących między sobą triumwiratów na końcu odcinka Rochev, Slade i Blood vs. Oliver, Felicity i Diggle. Mam nadzieje, że ofiary będą po obydwu stronach.
- no dobra gdzie jest Waller? Przecież niedawno prosiła Olliego o pomoc w pokonaniu Deathstroka i teraz nagle zamilkła?

OCENA 4/6

Community S05E08 App Development and Condiments
- aplikacja mobilna kształtująca rzeczywistość - takie rzeczy tylko w Community. Trochę szkoda, że odcinek nie powstał w formie paradokumentu bo trochę się stęskniłem za nimi, ale i tak był wspaniały. Takie porąbane rzeczy mogły powstać tylko w głowie Dana Harmona. Powolny upadek społeczeństwa potem wprowadzenie rządów dyktatury i podział na klasy społeczne, danie tłumowi igrzysk i wielka rewolta. Do tego kapitalnie przestylizowane Greendayle, tereny dla pospólstwa szare i ekskluzywne pomieszczenia oraz stroje stylizowane na starożytną Grecję dla arystokracji. Absurd gonił absurd.
- tylko trochę zawiodły mnie dialogi. Były strasznie chaotyczne i brakowało im przysłowiowego pazura. Szczególnie podczas występu Jeffa. Do tego mało Anni i Hickey gdzieś w połowie odcinka zniknął. Jednak to chyba on jest autorem najlepszego tekstu, jak mówi, że nie za taki kraj walczył.
- jak to w Community jest zabawnie, ale oczywiście jest też gorzki wydźwięk. Ludzie dla popularności zrobią wszystko nawet innych będą upodlać, nasze działania to tylko pozory, a najbardziej zależy nam na opinii innych. Manipulacja to nasze drugie imię i dobrze jak my ich, ale źle jak Kaliemu ukraść krowę.

OCENA 5/6

Community S05E09 VCR Maintenance and Educational Publishing
- Brie Larson taka piękna, ciesze się, że zenowu się pokazała. I mam nadzieje, że zostanie z Abedem bo mają cudowne sceny. Awww couple. Ładnie wyszła scena z przeprosinami z powrotem Pała i Abedem w deszczu z konewki plus kaskader.
- pierwsza scena odcinka znowu zaczyna się od debat o naprawie Greendayle co jest fajnym powracającym żartem. Do tego rapujący dziekan maksymalnie zbaczający z tematu i zapowietrzający się skradł odcinek.
- Vince Gilligan jako szurnięty rewolwerowiec wypadł przyzwoicie. Jednak w tej części odcinka to najlepiej wypadł Abed z Annie rywalizujący w grze, która tylko ich obchodzi. Jestem pełen podziwu jak udało im się nakręcić te sceny i z komicznego ich rezultatu. Do tego tradycyjna gorzka pigułka - wciąż próbują jakoś zapełnić pustkę po stracie Troya, ale też walczą o coś co tak na prawdę nie zależy od nich. I jeszcze nie chcą Britty do mieszkania. To by była wybuchowa miesz(k)anka.
- jako, że pojawił się Vince nawiązanie do Breaking Bad musiało być. Shirley robiła za mafijnego bossa, a Britta za rzeczoznawcę. Plany na przyszłość z wciąganiem koki to przy tym błahostka. Do tego związany Jeff z Changem skojarzyli mi się z końcówką 3 sezonu BB gdzie Walter i Jesse zostali pojmani przez Gusa.

OCENA 5/6

Dead Like Me S02E07 Rites of Passage
- chwilowy brak nowych odcinków zaowocował odpaleniem kolejnego Dead Like Me. I dobrze bo ten serial lepiej ogląda się w dłuższych przerwach niż ciurkiem. Odcinki są różnorodne, ale jego monotematyczność momentami męczy dlatego przerwy są tak odświeżające.
- George musiała zripować VIP przez co zrobiła się na lachona. Tylko ja tego nie kupuje. Co z tego, że wyglądała całkiem atrakcyjnie jak zwykli ludzie widzieli ją zupełnie inaczej. Mam wrażenie, że scenarzyści dostali chwilowej sklerozy i zapomnieli o specyfice żniwiarzy. Jej wątek nie był jakoś specjalnie ekscytujący śmieszniejsze rzeczy były w pracy niż za kulisami koncertu. Jednak podobała mi się śmierć piosenkarza - nie był to wypadek, zrządzenie losu i działalność chochlików tylko desperacki atak drugiego człowieka. Coś nowego. Ciekawiej się robi jak Roxy musiała ją zabić i tak żniwiarz pierwszy raz zabija i czuje się z tego powodu źle.
- wątek Masona śmieszny bo to Mason. Biedaczek nie mógł dostać się na koncert, a potem chwalił się czym się zajmuje przed metalowymi kultystami śmierci.
- o wiele fajniejszy był wątek Roxy, który odbiera dusze księdza. Mam wrażenia, że można by było to ciekawiej zrobić, ale wątpiący kapłan, objawienie Roxy i śmierć wierząc w lepsze życie po życiu też wypadł dobrze. Co ważne nie utwierdziło to wiary Roxy, a sprawiło, że sama zaczęła bardziej wątpić.  
- w domu Lassów kolejny sposób na radzenie sobie po stracie George tym razem w wykonaniu ekscentrycznej babki. Niech będzie. Fajny kontrast między śmiercią Georgie, a artysty i ilością świeczek oraz śmieszna scena z dachem, ale to wszystko.

OCENA 4/6

The 100 S01E02 Earth Skills
- muszę się do czegoś przyznać - podobało mi się. Dalej mnie w pewnych momentach irytowała głupota niektórych postaci czy realiów świata, ale znośnie się to oglądało i dopiero w okolicach 30 minuty musiałem zrobić sobie krótką pauzę by znieść wątek romansowy. Poza tym było znośnie i jestem ciekaw co dalej.
- o ile w pilocie Clarke strasznie mnie denerwowała przyjmując pozycję aroganckiego lidera tak teraz jako jedyna ma głowę na karku i rozumie powagę sytuacji. Do tego jej konflikt (lub wymuszony sojusz) z wprowadzającym anarchię Blakem jest dobrze prowadzony. On rośnie w siłę, ale prowadzi to do coraz większej anarchii w grupce 100. Ona myśli o ludziach, patrzy na szerszą perspektywę i bierze pod uwagę co będzie jutro.
- mały detal który mi się spodobał - ubrania ocalałych się niszczą, a na twarzy pozostają im zadrapania i trudy pobytu. Nawet niektórzy myślą by z trupów zabierać ubrania. Dla przeciwwagi dzida, która utkwiła w płucu Jaspera nie zabiła go bo w końcu nie trafiła w serce. Bez przesady. Jednak złożenie go w ofierze lub utworzenie zasadzki całkiem przemyślane przez innych.
- strasznie mnie irytuje jak dobrze dzieciaki przystosowały się do warunków panujących do Ziemi. Ciekawią ich tylko rzeczy, które i nas by zdumiały jak święcące motyle. Trochę więcej zachwytu na przyziemne rzeczy. Najbardziej jednak rażą umiejętności tropiące Finna. To już jest lekkie przegięcie.
- na Arce tak samo jak na Ziemi - są momenty głupie, ale też całkiem fajnie zrealizowane. Nie mogę znieść jak przez półtora odcinka nikt nie wpadł na to, że dzieciaki mogą zwyczajnie pozdejmować opaski. Jednak podobają mi się problemy moralne - poświęcić ludzi teraz czy dać więcej czasu, ale w razie niepowodzenia zabić więcej. To wciąż jest naiwny serial The CW, ale brawa, że próbuje poruszać trudne tematy moralne.
- ciesze się, że odsłaniane są informację z historii. Wciąż nic nie wiadomo o wojnie, ale jest już info, że miała ona miejsce w XXII wieku. Więcej szczegółów poproszę.
- w sumie jestem ciekaw co dalej. Może wojna z tubylcami nie jest najfajniejszym z motywów, ale co jeśli w finale sezonu sprowadzono by wszystkich z Arki na Ziemię? Wtedy by się zrobił z tego całkiem inny serial i interesujący. Albo jakby nie udało się naprawić Arki i wylądować na Ziemi? Wtedy ocalali byliby ostatnimi przedstawicielami gatunku ludzkiego. No możliwości jest sporo, wszystko zależy jak długo uda się serialowi utrzymywać moje zainteresowanie.

OCENA 4/6

The 100 S01E03 Earth Kills
- ciężko mi w to uwierzyć, ale było lepiej niż poprzednio. Dobre dialogi, brak nieistotnych scen, rozwój postaci i kilka sporych zaskoczeń. Wciąż było kilko mniejszych głupotek, ale nie rzutowały one na odbiór serialu. Z ciekawości spojrzałem kto jest odpowiedzialny za scenariusz i reżyserie. Nazwiska mi nic nie mówiły, ale okazało się, że to całkiem doświadczeni ludzie pracujący m.in The Shield i Dollhouse. Prześwietliłem kolejnych scenarzystów i jestem dobrej myśli co do przyszłości tego serialu.
- tak jak mówi tytuł Ziemia zbiera żniwo i kolejni ludzie giną. I całkiem zaskakujące kto to jest. No może poza przypadkową parką. Nie są to też bezcelowe zgony, a dobrze poprowadzone i wpływające w przyszłości na relację bohaterów. Zgon Atoma nie szokuje tak jak kolejny, ale to jak zostało to poprowadzone zasługuje na oklaski. Bellemy wcześniej mówi, żeby dobić Jaspera bo i tak nie można mu pomóc. Nawet mówi, że sam to zrobi jeśli sam nie umrze. A potem mamy umierającego Atoma proszącego go o śmierć której nie jest w stanie mu ofiarować. I wtedy pojawia się Clarke, która z taką determinacją walczyła o Jaspera i opowiadała, że Ziemia to nie Arka i nikt nie musi ginąć. Tylko, że ten przypadek jest beznadziejny. Oboje sobie z tego zdają sprawę, ale to Clarke jest w stanie go zabić i uwolnić od cierpienia. I tutaj byłem pod ogromnym wrażeniem do czego ten serial się posunął i poczułem delikatnie klimat tego desperackiego świata z The Walking Dead. Jednak najgorsze (czytaj najlepsze) miało dopiero nadejść.
- przez cały odcinek przewiał się wątek zdrady Wallace'a oraz małej dziewczynki z koszmarami. Myślałem, że to zapychacze. Dobrze poprowadzone, ale zapychacze. Clarke przez cały czas obwiniała dawnego przyjaciela za śmierć ojca, ale nie w sposób nachalny i irytujący, ale wtedy gdy było trzeba, odpychała go od siebie. On za to nie próbował się tłumaczyć, ale czuł się przybity. Tylko, że to była gra z jednej i z drugiej strony. On chronił przyjaciółkę, a ona obwiniała go bo tak było łatwiej. Domyślała się, że prawda jest inna, ale nie chciała przyznać, że to matka jest odpowiedzialna za śmierć ojca. Ostatecznie dochodzi do pojednania i zapala się żółta lampka ostrzegawcza, że niebezpiecznie może się to przerodzić w wątek miłosny. Tylko, że jest jeszcze historia Charlotte. Młoda dziewczynka cierpiąca na bezsenność i koszmary po stracie rodziców. Rozmawia z Clarke, która ją pociesza, a potem Bellamym, który karze jej stawić czoła koszmarom. Bo nie można dać się im opanować, trzeba walczyć. Karze jej też użyć noża by symbolicznie odganiać te koszmary. Fajny wątek, przyjemny i dobrze prowadzony. Tylko, że jej się śni kanclerz, a potem widzi jego syna, który jest ucieleśnieniem jej koszmarów. Co w takim razie robi? To niepozorne dziewczę zabija go. Tak! Mała dziewczynka podpatrzyła jak Clarke z miłosierdzia dobija Atoma i w niemal ten sam sposób wykańcza Walleca, który przecież chwilę wcześniej pojednał się z Clarke. I tak się kończy odcinek wraz z nuceniem tej samej melodii, która towarzyszyła śmierci Atoma. Piękne, po prostu piękne! Chylę czoła przed tym kto to wymyślił i dzięki temu czekam na kolejne odcinki. Wiem, to dalej serial The CW, będą się zdarzać głupoty i miłosne rozterki tylko, że on ma dodatkowo klimat post apokalipsy i pokazuje, że każdy może zginąć. Może się na tym przejadę w końcu w Revolution też w 2 lub 3 odcinku zabili jedną z fajniejszych bohaterek, może być z tego też całkiem dobry serial wypełniający pustkę po The Walking Dead.
- flashbacki może i wiele nie wnosiły i przez nie zrezygnowano z nowych scen na Arcę, ale w ostatecznym rozrachunku zaliczam je na plus. Po pierwsze szczęśliwa rodzina Griffinów i Jahów oglądała jakiś stary mecz piłkarski i się nim emocjonowała. Po drugie poruszono wątek pragmatyzmu i idealizmu. Przekazać wiadomość o awarii filtrów i ryzykować anarchią na stacji czy może zachować to w tajemnicy i znaleźć inne rozwiązanie? Czy ludzie mają prawo wiedzieć o wszystkim co się dzieje czy może rząd powinien mieć jakieś tajemnice? I ile jesteśmy poświecić w imię tego co wierzymy?
- przy poprzednim odcinku trochę się śmiałem z tego jak bohaterowie dobrze radzą sobie na Ziemi. Dalej mam trochę zastrzeżeń, ale fajnie że zupełnie mimochodem wspomniano, że mieli w szkole przedmiot przystosowanie do życia na Ziemi. Czyli jednak na Arce nie mieszkają kompletni idioci.
- pierwsza myśl po pojawieniu się toksycznej chmury to dymek z lost. Dobrze, że szybko wyjaśniono co to jest, już wystarczy, że mamy Innych. To jakieś toksyczne i radioaktywne chmury, pozostałości po wojnie atomowej. Naciągane, ale niech będzie bo sprawia, że mimo zielonych drzewek i święcących motyli na Ziemi jest coraz bardziej niebezpiecznie.

OCENA 4.5/6

The Good Wife S05E16 Last Call
- odcinek jest logicznym następstwem poprzedniego, a dominuje w nim żałoba. Każda postać na swój sposób przeżywa śmierć Willa i na nią reaguję. Teraz jest to najbardziej widoczne, ale te wydarzenia będą miały długotrwałe konsekwencję. Odcinka był do tego strasznie emocjonalny, twórcą udało się oddać nastrój straty kogoś i gdy postacie żegnają się z swoim przyjacielem, widzowie ostatni raz oglądają aktora. Na szczęście obyło się bez ckliwości i prostych rozwiązań. Ostatnia rozmowa nic tak na prawdę nie znaczyła, pozostawiła tylko możliwości interpretacji i zwiększyła desperację bo stracie bliskiej osoby. Ciekawa jestem jak te wydarzenia zmienią bohaterów, co zrobi Alicja i czy oznacza do koniec konfliktu z LG. Możliwości jest sporo i nie mogę się doczekać by je zobaczyć.
- podobały mi się sceny z Kalindą i Carym. Ona jak zwykle próbuje zrozumieć co się stało, dociec prawdy, ale przy okazji reaguje bardzo uczuciowo bo straciła przyjaciela. Jenna jej pomaga bez żadnej dyskusji i ją wspiera. Kalinda dokonuje też swoją małą zemstę. Daję odrobinę nadziei Jeffreyowi po czym brutalnie ją odbiera i karze mu żyć z tym co zrobił. Cary za to wyżywa się na swoim przeciwniku, tylko to mu pozostaje. Znajduje ofiarę i wyładowuje na nim całą złość.
- początek odcinka był kapitalny. Alicja dowiaduje się o śmierci Willa, a w tle dla kontrastu śmiechy widowni. Albo potem Eli czytający z promptera przemówienie Alicji. Śmieszne, ale cały czas się pamięta o ostatnich wydarzeniach.

OCENA 5.5/6

The Shield S03E11 Strays
 - przesłuchanie z seryjnym gwałcicielem nie poszło po myśli Dutcha. Nie dlatego, że nic się nie dowiedział. Problemem okazało się to, że jego przypadek nie był podręcznikowy, trudny do sklasyfikowania zwyrodnialec, który sam chcę poznać swoje motywację. Ich rozmowy trochę przerażające, ale przez to tak ciekawe. I pointa tego wątku gdy Dutch morduje kota patrząc mu w oczy. Chyba będzie potrzebował niedługo pomocy psychologa.
- Vic znowu działa z ekipą, łapią kolejnych przestępców i Danny jeszcze im w tym pomaga. Fajne sceny, ale ciekawsze jest to jak sypię się u Vicka. Przyjaciel coraz bardziej traci zaufanie, w rodzinie kolejne dramaty, a kochanka już nie daje takiego ukojenia jak dawniej. Powoli, ale konsekwentnie sypie mu się życie.

OCENA 5/6

The Walking Dead S04E16 A
- odcinek dobry, ale jak na finał sezonu to za mało. Kilka mocnych scen w środku i cliffhanger na koniec to nie wystarczająca ilość emocji by w odpowiedni sposób przetrwać 6 miesięczną przerwę. Nie podobało mi się nastawienie odcinka na Ricka. Takie coś powinno być w przedostatnim. Finał jako zwieńczenie sezonu powinien rozdzielić czas każdej postaci by nikt nie poczuł się poszkodowany. Tutaj nie dość, że tego nie było bo grupka Glenna pojawia się zaledwie w ostatniej scenie to jeszcze pominięto zupełnie wątek Beth oraz Tyreesa. Czuję się zawiedziony.
- rozczarowująco wypadło też przedstawienie Terminusa. Pierw jednak oklaski dla Ricka, który postanowił pierw zbadać miejsce, a dopiero później wejść do środka. Jednak trochę się z tym pośpieszył. Sama osada spokoju nie jest jakaś przerażająca poza tym, że została zamieszkana przez sektę kanibali (?) bo chyba po to trzymają pojmanych w wagonach jak bydło i zasugerowali to ludzkim szczątkami. Nic odkrywczego w tym świecie. Może być brutalnie, ale na razie nie wygląda to jakoś strasznie. Zwłaszcza, że Terminus okazał się strasznie śmiesznym miejscem gdzie nikt nie potrafi strzelać. Serio, ja mam uwierzyć, że kilkunastu strażników na dachach z bronią maszynową nie mogło trafić czterech uciekinierów, nawet jak celowali im w nogi? Chyba, że ich specjalnie naganiali w pułapkę do wagonu, tak samo jak Rick polował ta króliki na początku odcinka, to by miało więcej sensu. Już o irracjonalnym zachowaniu Ricka nie chcę mi się wspominać. Raz zachowuje się inteligentnie, jest w stanie schować część uzbrojenia i przeprowadzić zwiad by zaraz w środku obozu rzucać się na jednego z ludzi Garetha.
- jednak co by nie mówić o drugiej połowie odcinka początek był dobry. Kolejny dzień podróży, nauki ojca o polowaniu i narzekanie na braki żywności. Fajny klimat post apo. Potem brutalny napad bandy Joe i pojednanie z Daryla. Fajnie wyszła walka o przeżycie, a do tego cała scena była bardzo brutalna i nieźle zrealizowana. I pokazała Ricka przekraczającego kolejną granicę. Wprawdzie ratował życie swoje jak i syna, ale przegryzienie tętnicy szyjnej było makabryczne. Tak jak zasztyletowanie niedoszłego gwałciciela Carla. Dał się ponieść emocją, przez chwilę stał się człowiekiem jakim zawsze pogardzał przy czym zrobił to na oczach syna, którego chciał chronić przed tym upiornym światem. Michonne go jednak rozumie bo sama dopuszczała się potworności, to ta sytuacja robi z ludźmi coś nieludzkiego, zamienia ich w bestię z którymi walczą.
-flashbacki uważał za niepotrzebne. Fajnie było znowu zobaczyć Hershella oraz sielankę  w więzieniu, ale podkreślanie kolejny raz, że Rick jest urodzonym liderem i w tym świecie nie ma miejsca dla ideałów zbędne. Do tego trochę mi to zburzyło wizję Ricka. Myślałem, że od razu po wojnie z Gubernatorem wycofał się i sam szukał ukojenie w zabawie w farmera, a okazało się, że to za namową Hersha się wycofał. W sumie jedna rzecz mi się w tych przebłyskach przeszłości podobała - Carl czyszczący broń gdy chłopach starszy od niego o parę lat, który ginie, bawi się klockami lego. Nie ma miejsca na zabawę w tej rzeczywistości, trzeba się dostosować do brutalnych realiów i szybciej dorosnąć inaczej czeka tylko śmierć.
- nie wyjaśniono co z Tyreesem i Carol, ale można założyć, że jako pierwsi dotarli do Terminusa i również byli przetrzymywani w wagonie A. Inaczej poco by tam leżało opakowanie mleka w proszku dla Judith?
- na kolejny sezon czekam, ale mam nadzieje, że będzie dużo lepszy niż ten, który ostatecznie okazał się być przeciętny. I niech będzie lepiej skonstruowany bo skakanie po poszczególnych bohaterach co parę odcinków lub poświęcaniu dwóch gubernatorowi to pomysły złe. I niech przez przerwę postacie dostaną trochę bonusu do IQ bo momentami już ciężko patrzeć na to co wyczyniają.

OCENA 4/6

Vikings S02E06 Unforgiven
- w tym odcinku mnóstwo dobrych rzeczy dla każdej z postaci. Może poza Flokim, ale dla niego ciężko jest stworzyć samodzielny wątek.
- pierw na piszę o rzeczach oddalonych od głównego miejsca akcji czyli o tym co działo się w Anglii. Omamy Athelistana nie są niczym nowym, ale jego rozmowy z Ekbertem już tak. Obydwoje fascynują się sztuką i są podatni na piękno. Strasznie mi się podoba to jak król wyśmiewa ciemnotę chrześcijan i przy pomocy mnicha chcę zachować starożytne teksty. Nie rozumiem tylko Athelstana, który zaprzecza, że poganie mają kulturę. Nie jest może ona porównywalna do tej rzymskiej czy zachodnioeuropejskiej, ale nie można odmówić jej piękna. Tak samo jak im opowieścią o bogach przecież i to można uznać za przejaw sztuki.
- omijając Kattegat zahaczę o Hedeby i jarla Sigvarda. Lahgerta długo znosiła upokorzenia, dzielnie stawiała czoło nasłanym na nią napastnikom oraz mimo pobicia okazywała dumę. Jednak w końcu pokazała swoje obliczę, miała dość bycia tą uległą i przy kolejnej próbie upokorzenie wbiła nóż w oko swojego męża. I jego wojownicy to zaakceptowali. Widzieli jego słabość i nie zamierzali mu pomagać. W świetle wydarzeń u Ragnara dobrze się składa, że Lagherta przejęła władzę. Czyżby teraz ona miała udać się na wyprawę do Anglii. Chciałbym to zobaczyć.
- skoro mowa o Ragnarze - pierwszorzędnie zajął się swoim problemem. Przemyślał i zaatakował skrycie i skutecznie. Pojmał jarla Borga i spalił jego ludzi. Zemsta się dokonała. I tutaj rysują się fajne możliwości na przyszłość. Bo Siggy sypia z Horikiem (i jego synem), a ten jest z tego nie niezadowolony. Ona zresztą też. A przecież kolejna wyprawa musi się odbyć. To jest wybuchowa mieszanka.
- Bjornowi wpadła w oko całkiem urodziwa kobitka. Nie wiem jak długo zostanie Porunn w serialu, ale jestem ciekaw jaki pomysł twórcy mają na nią. Przypomina z wyglądu i zachowania Laghertę (kompleks Edypa u Bjorna?), ale jest zwykłą dziewką służebną. Fajnie jakby na jej przykładzie pokazali szkolenie shieldmaiden. W końcu Vikings to strasznie feministyczny serial.

OCENA 5/6