poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #134 [20.04.2015 - 26.04.2015]

Udało się. Prawie. W każdym bądź razie tylko dzień opóźnienia, progres jest. Czyżby za tydzień udało się uzyskać publikację w mityczną niedziele? Niczego nie obiecuje. 

Co w tym tygodniu? Min. udane powroty. Do Westeros i biopunkowego Orphan Black. Gra o Tron funduje spokojny odcinek, by ponownie wczuć się w klimat świata wykreowanego przez Martina i płynnie kontynuuje wątki. Zapowiada się kolejny solidny rok tego popkulturowego fenomenu. Popularność nie słabnie, ba oglądalność bije kolejne rekordy mimo wycieku, ale serial kończyć trzeba. Materiału książkowego braknie, Martin pisze na świętego nigdy, shorunnerzy chcą 7 sezonów, szef HBO 10. Przyglądanie się zakulisowym ruchom może być równie interesujące co oglądanie serialu. Jakieś wesele może?

Prawdopodobnie (statystyka w tym wypadku jest ze mną) ktoś czytający moje blognotki zastanawia się czemu tak wolno oglądam Daredevila (drugi sezon już w przyszłym roku!) i Power Rangers RPM (już tylko 29 odcinków...). Powodów jest kilka, a najważniejszy jest dość prozaiczny - nie chcę ich zbyt szybko kończyć. Nie raz wchłonąłem dobry serial w kilka dni, a potem odczuwałem pustkę, a szczegóły poszczególnych odcinków zlewały się w jedną całość. Niektóre seriale są jak drogi alkohol. Trzeba się nim delektować. Szklaneczka dziennie i chwila ekstazy. Piwek można wypić kilka na raz (takie Supernatural), a serialowe whisky jakim jest choćby Daredevil, Power Ranges czy Utopia trzeba smakować, delektować się każdą sceną i przedłużać sobie ten wyśmienity moment wracania do czegoś znajomego, ale za każdym razem równie ekscytującego. Jasne, może się zdarzyć, że porwę się nałogowi i skończę sezon w weekend, ale nie chcę mieć potem serialowego kaca. Chociaż haj związany z przedawkowaniem serialu taki dobry, sny takie szalone...


SPOILERY

Daredevil S01E05 World in Fire
Podoba mi się jak została poprowadzona intryga przez te pięć odcinków. Nie była specjalnie zawiła, ale konsekwentnie prowadzone wątki i rozwijanie postaci oprowadziły do połączenia historii. Fisk-ruska mafia-Daredevil zostali spięci w taki sposób gdzie tylko Kingpin miał szersze spojrzenia na całość, pozostali byli tylko pionkami, które precyzyjnie rozstawił. Walka z ruskimi była emocjonująca mimo, że bijatyki jako takiej było niewiele. Odcinek głównie opierał się na klimacie i "śledztwach". Jednak jak już zaczęli się bić to znowu było na co popatrzeć. Mój faworyt to scena z kamerą z taksówki. Długie ujęcia obracającej się kamery, z trzy rundki o 360 stopni i obserwowanie kolejnych sekwencji wydarzeń. Piękne.

Wątek Fiska i Vanessy na szczęście nie popada w banał i opiera się na wzajemnej fascynacji dwóch silnych jednostek. Wyjawiono też motywację Wilsona - chcę by miasto było lepsze czyli tego samego co Matt tylko innymi metodami.

Sceny Foggy i Karen jakże potrzebne mimo, że (pozornie?) nie połączone z główną fabułą. Chwila na uśmiech i oddech od dusznych uliczek Nowego Jorku. Pokazują też miasto z innej perspektywy - zwykłych ludzi i wielkich firm, a nie kryminalnego marginesu. I niby jest zabawniej, ale to wciąż to samo depresyjne miasto.

OCENA 5/6

Game of Thrones S05E01 The Wars to Come
Gdyby nie newsy o flashbackach w Grze o Tron pewnie pierwsza scena mocno by mnie zdziwiła. Twórcy kiedyś mówili, że nie będą stosować tego typu zabiegów, ale jak widać zmienili zdanie. Powody artystyczne? Nie koniecznie. Scena z przeszłości Cersei niewiele wnosiła. Młoda aktorka świetnie zagrała stanowczość i wyniosłość przyszłej królowej, ale to tyle. Przepowiednia przedstawiona w taki sposób niepotrzebna. Równie dobrze pijana królowa mogłaby o tym komuś opowiedzieć. Chyba, że flashbacki mają się stać integralną częścią serialu. Wydłużamy w sztuczny sposób odcinki by dociągnąć do 10 sezonów jak chce szef HBO. W sumie nie miałbym nic przeciwko gdyby pokazali trochę rebelii Roberta i młodego Neda lub domniemany romans Lyanne Stark.

Oglądając scenę Lannisterów nad ciałem Tywina można stwierdzić, że jego odejście ruszyło bardziej Cersei, ale chyba tylko ze względów politycznych. Pozycja rodziny zostaje osłabiona, a Lwy nie mają męskiego potomka. Szkoda, że to nie Jamie dostał więcej scen w odcinku tylko jego siostra. Chcę w końcu oglądać jego przemianę i wyrzuty sumienia. Wszystko jest lepsze od wiecznie pijącej wino Cerei czy jej kłótni Lancelem chociaż w świetle nadchodzących wydarzeń rozumiem czemu będzie miała więcej scen niż ostatnio. Swoją drogą wprowadzenie wróbli delikatne, na razie tylko zaakcentowano ich obecność. Przy czym mam wrażenie, że serial zacznie się powoli bardziej robić o fanatyzmie religijnym, a nie polityce i wojnie.

Tyrion, kolejny Lannister z problemami alkoholowymi. Od tego momentu nie mogłem znieść jego książkowej historii. Tutaj może być podobnie. Może bo Peter Dinklage ratuje ten wątek. Gdy Varys mówi o naprawie królestwa i wzniosłych ideach on puszcza obfitego pawia i dalej chla wino. Milusi. Mam nadzieje, że nie będą zbytnio wydłużać jego podróży do Dany i jeszcze w tym sezonie dojdzie do spotkania tej dwójki. Wszystko zależy czy wyrzucą nietrafione wątki Martina. Wycieli cały story arc dotyczący Pyke więc może dadzą sobie spokój z Gryfami.

Właśnie Dany, moja kolejna nielubiana postać ratowana przez aktorkę. Rzeczywistość kolejny raz kopie ją po tyłku. Utrzymanie władzy jest trudniejsze niż podbój. Niech kobieta zdobywa doświadczenie do CV przed wyprawą do Westeros. Jeśli do niej dojdzie... Obecnie najbardziej podoba mi się jak przekuto jej największy atut czyli smoczki w największe utrapienie. Już nie jest Matą Smoków, pytanie czy ma wystarczająco charaktery by pozostać królową. I niech w końcu zacznie się dopytywać o tatusia i swoją szaloną rodzinkę.

Najciekawiej chyba na Murze. I tak nic specjalnego, jak przez cały odcinek, który był spokojnym powrotem do świata, ale za sprawą epickiej skali podejmowanych decyzji było ciekawie. Rozmowa Mance i Jona dobrze rozpisana, jak i scena z wchodzeniem na stos i grillowaniem oraz oglądanie emocji na twarzach widzów. Co za skrajności!

Niby w tym odcinku to Robyn uczył się walczyć, ale to Sansa przyjmowała prawdziwe lekcję. Nikomu nie ufaj, bądź podejrzliwa i zwracaj uwagę na szczegóły. Tylko czemu rozmowy z Litelifgerem były takie krótkie i tak mało z nich wynikło?

OCENA 4.5/6

iZombie S01E06 Virtual Reality Bites
Zupełnie niespodziewanie iZombie stało się jednym z najchętniej włączanych seriali w tygodniu. Odpalam odcinek i wiem co dostanę. Dużą dawkę komedii, błyskotliwe dialogi, urocze postacie, troszkę makabreski i rozwój świata przedstawionego oraz miks komedii z dramatem. To zaledwie sześć odcinku, ale jestem już pewien, że do przygód Liv Moore wrócę w przyszłym roku bo zamówienie serialu na drugi sezon przy takiej oglądalności jest pewne.

Odcinek rozpoczyna się Majorem na stole w kostnicy co jest fajną zabawą z widzami. Wiadomo, że nic mu się nie stało, ale już uwaga zostaje mocniej przykuta. I takie spostrzeżenie - jeszcze 3 odcinki temu jego postać były mi zupełnie obojętna i nijaka, a tu nieoczekiwanie całkiem interesująco się rozwinęła. Ma swoje cele i osobisty wątek, który zgrabnie łączy się z zombiemitologią. Już nie jest tylko byłym chłopakiem Liv, a pełnoprawną postacią z własną historią. Również mamusia Liv i jej brat powinni dostać więcej czasu niedługo co mnie trochę cieszy bo serial pokazał, że konsekwentnie rozwija swoje tło.

W tym tygodniu Liv została agorofobem. I jakże cudownie zagrała strach przed otwartymi przestrzeniami i lekki haj. Kocham Rose, na prawdę! Dawno nie miałem takiego crusha na serialową bohaterkę/aktorkę. Może ostatnio (i nieustannie) Tatiana Maslany wzbudzała u mnie uczucia bezgranicznego uwielbienia. Liv jest urocza nawet w swojej piżamce, wpierniczając śmieciowe jedzenie grając w mmo.

Sprawa tygodnia? Zabawny wątek internetowego trolla. Przez całe 40 minut można się było śmiać z jego kolejnych akcji, ale pointa była tragiczna. Jedna z nich doprowadziła do śmierci swojej ofiary. Tak więc drodzy internauci -make love not hejt.

Poproszę o Merlin reunion! Colin Morgan jako rough zombie hunter. To byłoby coś! 

OCENA 5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S02E18 The Frenemy of My Enemy
Jak  wszystko ładnie w tym odcinku zagrało. Z pozoru prowadzono kilka oddzielnych wątków by na samym końcu sprowadzić je do wspólnego punktu. Hydra, drużyna Culsona, Mike i Skye z ojcem w jednym budynku - chaos, nie wiadomo komu można ufać i masa nieporozumień. Świetnie to wyszło. I te cliffhangery - Skye i Cal wracają, Culson się poddaje ("Take me to your leader", ha!), Hunter postrzelony, Fitz dalej musi współpracować z Wardem, a Mike i Luke złapani przez Hydrę. Dużo, bardzo dużo dobrych rzeczy na przyszłość.

Serial jest coraz bardziej powiązany z Age of Ultron. Nieustannie przewija się działalność Stuckera oraz jego zainteresowanie inhuman. Boję się, że już za dwa tygodnie Agenci zaczną spoilerować film. Jednak tak jak w zeszłym roku powinno to serialowi wyjść na dobre.

Ten odcinek wyróżniała nieufność. Wydzierała niemal ze wszystkich relacji. Jak kiedyś był to serial o szczęśliwej rodzince jeżdżącej po świecie na kolorowe przygody tak teraz jest pełen dysfunkcyjnych relacji. Jaki ukryty cel ma Ward i czy cały czas zwodzi Agentkę 33? Czy Simmons kompletnie straciła zaufanie do Culsona gdy zobaczyła jego współpracę z Wardem? Skye musiała zwodzić ojca przez cały odcinek. Nawet Bobbi i Mack nie wiedza już komu mogą ufać. Aż prosi się o jakąś wielką tragedię by oczyścić atmosferę.

Jak mam być wybredny to nie podobała mi się jedna scena - trening Bobbi i Macka. I niby fajna rozmowa, nie mam nic do zarzucenia postaciom, ale okropnie został nakręcony. Zbytnio przyśpieszono ruchy postaci co powodowało wrażenie sztuczności.

OCENA 4.5/6

Orphan Black S03E01 The Weight of This Combination 
Klony wróciły! Jak to dobrze znowu oglądać popis aktorski Tatiany Maslany. Już pierwsza scena przypomniała (co przecież wcale nie było potrzebne) jako to wielka aktorka. Sielankowy sen Heleny, uśmiechnięte siestry i oczekiwanie na dziecko. Potem brutalne przebudzenie i szok na twarzy Helenki oraz dziwaczna rozmowa z skorpionem. Trochę szkoda, że blondyna dostała tylko dwie sceny - również ostatnią. Jednak większość fabuły właśnie jej dotyczyła. Prawda o jej przetrzymywaniu szybko wyszła na jaw, Sarah jest już na tyle zdeterminowana by utrzymać przy życiu swoje siostrzyczki. Co doprowadza do przebieranek! A przebieranki w Orphan Black to jedna z najlepszych rzeczy. Tym razem Sarah bawiła się w Rachel. Niezbyt jej to wychodziło, ale cóż za napięcie w scenach z Ferdinandem. Tragedia wisząca w powietrzu i montaż podkreślający krytyczną sytuację. Tak się prowadzi fabułę.

Na razie wątek Kastora mnie zbytnio nie interesuje, ale czuję, że tylko chwilowo. Męskie klony są nierozerwalnie związane z żeńskimi i sezon powinien się opierać na tych relacjach. Przy czym scenarzyści znowu bawią się w przeciwieństwa i symetrię. Rok temu była nauka i wiara, tym razem wojsko i prywatne korporacje oraz siostry i bracia.

Trochę boje się mistycyzmu który spowija Kirę. Tym razem mamy cudowne uzdrowienie Cosimy, które pozornie wygląda na deus ex machinę. Mam nadzieje, że zostanie dorobione do tego jakieś naukowe wytłumaczenie.

OCENA 4.5/6  

Power Rangers RPM S17E03 Rain
Tyle wspaniałości, nie wiadomo od czego zacząć. Tradycyjnie najlepiej od początku. Dillion Czarnym Rangerem! Sceny w bazie super. Pozerstwo, pewność siebie i aura zajebistości wprost bije od niego. Pompki z gigantyczną skałą na plecach? Czemu nie. Nurkowanie w zbiorniku, unikanie piłeczek czy gazetka podczas gdy z tyłu buchają płomienie? Jasna sprawa. Ten montaż wypadł świetnie. Przy okazji  wyjawiono trochę o technologii Power Rangers używając do tego technobełkotu w najlepszym wydaniu. Choćby Morphin Grid, jest to sieć łącząca wszystkie żywe organizmy. To już nie czary mary Zordona, a prawdziwa technologia. Tak jak kostiumy, które wcale nie są z spandexu (!).

Podobało mi się co przekonała Dillona do zostanie Rangerem. Nie dziewczyna, którą można zdobyć, ale autentyczna chęć niesienia pomocy, z czego zdał sobie sprawę widząc dwójkę bawiących się dzieci w deszczu. Potem, jak na prawdziwego bohatera przystało miał chwilę zawahania bo jak się sam określił nie jest osobą godną zaufania. Jednak wrócił, by uratować przyjaciół, miasto i niewinnych. I nie zrobiłoby to takiego wrażenie gdyby nie sposób w jaki nakręcono walkę. Nie nudne oklepywanie, a prawdziwy dramat, wyczerpujące się zasoby i widmo porażki. Jakże dobrze się to ogląda. Oczywiście póki nie wkraczają zordy...  Jednak i tutaj był jeden fajny moment gdy High Octane Megazaord zamiast walczyć z potworem robi za zastępczy most i ratuje cywilów. Jakby serial chciał pokazać większą skalę wydarzeń. Nie tylko walczących wojowników z siłami Venjixa, ale również nakreślał sytuację panującą w Corinth - wycieczka po parku, pokazanie ludzi reagujących na atak potwora czy wcześniej scenki z wojskiem. Zadziwia mnie spójność tej wizji. A widok Statuy Wolności wprawia w lekkie zakłopotanie. Chyba muszę przyjąć, że ta niezbyt odległa przyszłość dzieje się w alternatywnym świecie. Co mi zupełnie nie przeszkadza.

Wiecie co? Te wszystkie zachwyty i tak wypadają dość mizernie przy moim stosunku do Ziggiego. Dillon wyciągnął go z paki ("So one good reason we're bringing this guy with us? He can make Shadow Puppets") i co robi Ziggy? Fanuje Power Rangers. Zachwyca się sekwencją morfowania i strzela selfie z Rangerami. Jak go nie kochać? A potem kłoci się z Doktor K. Przez cały odcinek. Co za świetnie dialogi. Marzy mi się bottle episode tylko z tą dwójką. Pełen entuzjazmy, wygadany z lekkim ADHD Ziggy i złośliwy, łatwo obrażający się komputerowy głos. Jakże by się to oglądało.

Wada? Czemu ten odcinek skończył się tak szybko?! Niby 20 minut, a nie wiadomo kiedy zleciało.

OCENA 5/6

The Flash S01E19 Who Is Harrison Wells?
Ten odcinek był zaskakujący. Głównie dlatego, że podobały mi się sceny w Starling City. Szczególnie te z Laurel. Pierwszy raz od trzech lat. Udane żarty i sympatia do bohaterki oraz jej relacja z Cisco. I to zdjęcie na końcu! Chciałbym jeszcze raz zobaczyć tą parę. Koleżeństwo i zrozumienie Lance'a z Westem również udane. Te same problemy rodzinne, tak samo dobrzy gliniarze.

W Star City testowanie lojalności Catlin. I to z nią były najfajniejsze sceny odcinka. Jako jedyna nie mogła się pogodzić z winą mentora i desperacko szukała racjonalnego wytłumaczenia. Biedaczka zagubiła się i nie wiedziała co robić. Można jej było sympatyzować. I mimo tego wprowadziła dużo humoru np. pocałunek z Barrym - co za miny! I potem jej reakcję. Cudowna też jak go spoliczkowała. Panowie scenarzyści dawajcie jej więcej okazji by mogła się wykazać.

Sprawa metahumana tygodnia taka sobie. Jakoś nie mogę patrzeć gdy zmiennokształtni przy okazji morfują ubrania... I jeszcze wyciągniętą ją w tym samym momencie gdy okazało się, że Wells nie jest Wellsem. Ten case powinien być z 2-3 tygodnie temu by potem go można było powiązać. Zero w tym subtelności.

Cliffhanger mocny. Ekipa odnajduje kanciapę Wellsa i gazetkę z przyszłości. Czyli ostatnie 4 odcinki będą się na tym skupiały. Dobrze.

OCENA 4.5/6

wtorek, 21 kwietnia 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #133 [13.04.2015 - 19.04.2015]

Kolejne opóźnienie. Może powinien zmienić datę publikacji notek na wtorek? Nie, następnym razem uda się dotrzymać niedzielnego terminu.


Daredevil S01E04 In the Blood
Odcinek z większa ilością Fiska. Wreszcie! Oglądanie gry D'Onofrio to prawdziwa przyjemność. Nerwowe tiki, sposób wysławiania się i jego odrobinę aspołeczne zachowania tworzą lekko przerysowaną, ale wiarygodną postać. Nie zapowiada się kolejny zły i potężny gangster, którego trzeba pokonać, ale człowiek z historią i celem do osiągnięcia. Romantyk i brutal w jednym. W jednej scenie flirtuje z Vanessą by w następnej zmiażdżyć komuś głowę samochodowymi drzwiami. Strasznie podoba mi się jak go przedstawiono oraz jego rozwijający się związek. Nawet prosta symbolika czerni i bieli tutaj pasowała. Zapowiada się najlepszy wróg w Filmowym Uniwersum Marvela.

Prywatnego życia Matta w odcinku było niewiele prócz rozmowy z Foggym wszystko kręciło się wokół jego bohaterskich przygód, które znowu kopnęły go w tyłek. Z jego winy Claire została porwana i zafundowano dzięki temu kolejną udaną scenę akcji. Bez walk i choreografii. Tylko Daredevil czający się w mroku i powoli ginący przestępcy. Świetne. Tak jak końcowa rozmowa Matta z Claire. Bohater czasem musi usłyszeć, że podąża w właściwym kierunku.

OCENA 5/6

iZombie S01E04 Liv and Let Clive
Cieszy mnie sprawa tygodnia powiązana z Clivem. Pokazano trochę jego przeszłości, wyjawiono tajemnicę z życia i w sumie tyle. Niestety dalej jego postać wydaje mi się słabo nakreślona. Tym razem persona w którą Liv musiała się wcielać niezbyt interesująca, ale paranoiczny słowotok w jej wykonaniu dawał radę. I ta scenka z "I know kung fu" zrobiła mi dzień. Tym zabawniejsza, że aktorka całkiem nieźle sobie radziła w Power Rangers RPM w scenach walki.

Nie tylko pan detektyw wydaje mi się niedorozwiniętą postacią. Mam te same odczucia do Raviego i Majora. Sympatyczni, ale zbyt mało o nich wiemy. Dlatego dobrze, że ze sobą zamieszkali to będzie dobry sposób by nakreślić charakter jednego i drugiego.

Pokazano tworzenie armii Zombie przez Blaina. Dużo zabawnych scen, ale praktycznie o niczym i fabuły tu niewiele. Natomiast potrawy sporządzane z móżdżków takie no zwyczajne. Taki cel? Może, ja się zbytnio napatrzyłem na Hannibala i artyzm sztuki humanitarno-kulinarnej. 

Strasznie nie podobał mi się brat Liv i jego pociąg do rzeczy współlokatorki siostry.Bardziej creepy niż zabawne.

OCENA 4/6

iZombie S01E05 Flight of the Living Dead 
Muszę przyznać, że sprawy tygodnia w tym serialu są bardzo przyjemne i ogląda się je z sporym zainteresowaniem. Tym razem podejrzana była grupka znajomych, a mordercom było jedno z nich. Szczególnie udanie wyszły sceny w pokoju przesłuchań. Sprawnie nakręcone i z humorem. Zaskoczyło mnie też pół otwarte zakończenie.

Jednak najbardziej cieszy mnie przesuwanie środka ciężkości serialu w stronę budowania świata przedstawionego i skupiania się na bohaterach zamiast cotygodniowych spraw. W tym odcinku poznajemy dwóch nowych zombiaków (król Artur!) co powinno wprowadzić dużo nowej dynamiki. Szczególnie "chłopak" dla Liv. No ciekawe jakie tajemnice skrywa. Nie zdziwiłbym się gdyby on zabił mordercę tygodnia i upozorował jego ucieczkę. Ciekawy jest też zombifikowany kapitan policji. I gdzie leży jego lojalność. U Blaine'a? I ile w ogóle jest tych umarlaków i jaki jest endgame scenariuszowy? Wyjawienie prawdy o zombie światu? Apokalipsa? Piąty odcinek i umarlaków jest już całkiem sporo. Coś czuję, że któryś z bohaterów na końcu sezonu się przemieni.

Rose jest przeurocza. Serial mógłbym oglądać tylko dla niej, tego jak wystrzeliwuje kolejne zdania lub przewraca oczami.

OCENA 4.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S02E17 Melinda
Zgodnie z tytułem - najważniejsza w odcinku była May. Pokazano skąd wziął się jej przydomek i wow. Tego się nie spodziewałem. Tragiczna historia, która została pokazana w odpowiedni sposób. Nie były to zwykłe flashbacki jakie przeważnie robi się w telewizji. Sceną tym była poświęcona duża część odcinka, bez drogi na skróty opowiedziano całą historię umieszczoną w klamrze. Pierw dostajemy uśmiechniętą Melindę w szczęśliwym związku planującą dziecko, a na końcu zamkniętą w sobie Kawalerię. Jednak nie ma się co dziwić. Po heroicznej walce musiała zabić dziecko by ocalić swoich ludzi. Ten ból na twarzy, ten strach, to zrozumienie gdy wie co musi zrobić. Świetna robota Ming Na! Podobało mi się też jak uzasadniono pokazanie narodzin Kawalerii. Powiązano to z inhuman i opowieścią matki Skye.

Szkolenie Skye ogląda się dobrze. Nie jest specjalnie wymyślne, ale miłe dla oka. Zaskakujące jak bardzo polubiłem tą bohaterkę na przestrzeni tych dwóch sezonów. Cieszy mnie szybko wyjawienie sekretu, że Jiaying jest jej matką. Dzięki temu były całkiem fajne scenki z lekko dysfunkcyjną rodzinką przy stole. Ogólnie podoba mi się jak Skye zyskała kolejny dom i bliskich dzięki czemu w przyszłości może dojść do jakiś konfliktów lojalnościowych.

W SHIELD nudno. Culson planował wykorzystywać superludzi? Średnio mi się to podoba. Oby później się okazało, że Projekt Theta  polegał zupełnie na czymś innym niż prawdziwe SHIELD wywnioskowało.

Ostatnia scenka z Fitzem, Hunterem i Culsonem - mistrzostwo! Już nie mogę się doczekać aż zaczną razem pracować w terenie.

OCENA 5/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E36 Birds of a Feather
Dobra, ja rozumiem odejście Tommy'ego z serialu, ale nie w taki sposób. Czyli był i nie ma. Żadnego pożegnania, nic, nawet słowem o nim nie wspomnieli. Mam nadzieje, że jest to zwykłe przeoczenie (np. stacja puszczała odcinki w niewłaściwej kolejności), a nie celowy zabieg. Bo wygląda to tak jakby Zielony stracił swoje moce i reszta nie chciała go już znać, a przecież serial opiera się na pozytywnych wartościach. I takie w tym odcinku pokazano - czym jest wiara w siebie oraz banalny triumf dobra w dziecku które nie zostało zepsute przez Mięśniaka i Czachę. Nie tylko morał był w tym odcinku, ale walki zordów nie nudziły mimo, że było ich więcej niż zwykle. Poza tym mieliśmy Czerwonego Wojownika z mieczami świetlnymi przez co nie mogę negatywnie ocenić całości.

OCENA 3.5/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E37 Clean-Up Club
Ugh, moralizatorski odcinek o ochronie środowiska. Rozumiem promowanie pozytywnych wartości, ale ckliwy filmik, smutne oblicza bohaterów i wzruszająca muzyka gdy mowa o zanieczyszczeniach to trochę za dużo. Przynajmniej Rita się popisała i Polluticorn wypadł komicznie. Nie jest to najwyższy poziom abstrakcji na jaki stać Power Rangers, ale przy słabym odcinku nawet taki detal może cieszyć.

Billy zacząć dorównywać skillem innym wojownikom? Bez przesady, ta jego pierdołowatość i unikanie walki było w nim najciekawsze. Jeszcze jakby poprzedzono to dłuższym treningiem bym kupił tą zmianę.

Tommy dalej nie wspomniany. Bez niego to nie to samo... Rangersi wyraźnie sobie nie radzą z coraz potężniejszymi potworami Rity. Kolejna długa walka, którą ledwo udało się wygrać i to znowu przy użyciu Dragon Daggera.

OCENA 2.5/6

Person of Interest S04E20 Terra Incognita
Trochę obawiałem się powrotu Carter, jak się okazało zupełnie niepotrzebnie. Miło ją było znowu zobaczyć, jej obecność nie była wymuszona i odcisnęła piętno na Johnie. Wszystko zaczęło się od kolejnej proceduralnej sprawy, która potrzeba pochwalić. Nie chodzi o jej złożoność fabularną, a realizację. Sprawne przeplatanie dwóch linii czasowych wyszło efektownie pod względem reżyserskim. Widać było jak zmieniają się pomieszczenia, a flashbacki dzięki temu były silniej umieszczone w odcinku. Najlepsze były jednak rozmowy Carter/John i finalny twist. Niemal wszystko było majakami Johna. Nie było żadnych zwierzeń, a niewykorzystane szansę, życiowe drogi, których się nie podjęło. Końcówka odcinka zrobiła na mniej piorunujące wrażenie i udowodnia, że Person of Interest to nie tylko bitwa z boskim SI, ale również kameralne opowieść stawiające bohaterów na pierwszym miejscu, opowiadające o człowieku, a przecież to w sci-fi najważniejsze. 

Poza tym Root w sukni ślubnej. Root w suknie ślubnej! 

OCENA 5.5/6

Power Rangers RPM S17E02 Fade to Black 
Jeśli ktoś przy poprzednim odcinku miał wątpliwości czy na pewno ogląda Power Rangers to początek tego w zupełności je rozwiewa. Starcia zordów przeważnie nie zachwycały i tak jest teraz. Jednak serial rządzi się swoimi prawami, zabawki trzeba promować i od wielkich robotów nie uciekniemy.  Tutaj przybierają one postać wielkich samochodów i mnie to nie zachwyca bo nigdy nie byłem wielkim fanem motoryzacji. Wolę dinozaury... Jednak trzeba przyznać tym scenką, że są solidnie wyreżyserowane, dynamiczne i charaktery postaci nie gubią się pod kolejnymi eksplozjami. Klimaciku dodaje zagrożenie wiszące nad miastem i pokazywanie pokoju dowodzenia. Prawie jak film wojenny. Z efektami specjalnymi niczym przerywniki filmowe z gier z przełomu wieków. Taki urok. Jeszcze a propos zordów - wygląda, że przez całe RPM powinny się rozwiać, tak by być w stanie stawić czoło ewoluującej SI. Podoba mi się ten pomysł bo sprawi, że te walki nie będą obojętne. Chyba. 

Jednak najważniejsze w odcinku były postacie. Ile się z nimi dobrego działo! Dillion to badass i tyle. Chłodne opanowanie podczas ataku na miasto i ratowanie Summers. Jednak to tylko wstęp to scenek w więzieniu (co za walka!) i odkryciu tajemnicy jego pochodzenie. Pół człowiek, pół robot. Ten sezon coraz bardziej przypomina mi wydane w tym samym roku Terminator Salvation. Tylko Power Rangers RPM jest lepsze. Kwestionowanie człowieczeństwa  Dilliona pewnie doprowadzi do ciekawych scen w przyszłości, odkrywania pochodzenie i próby zaakceptowanie przez siebie oraz innych. Już teraz widać, że Finn jest do niego sceptycznie nastawiony, a przecież mieli dopiero jedną scenę gdzie mogli wymienić kilka słów. Powiązania między postaciami są świetnie zarysowane i czekam by móc je dalej odkrywać.

Ziggy jest dalej rewelacyjnie. To jak chroni własny kuper i dziób mu się nie zamyka sprawia, że nie da się go nie lubić. Scenki w więzieniu - fenomenalna. Zwłaszcza to przesłuchiwanie gdy pierw twierdzi, że nic nie powie, a potem opowiada zafascynowanym strażnikom całe swoje życie wraz z graficzną prezentacją. Uwielbiam go.

Źli zyskują powoli charakteru, a Venjix wprowadza w życie swój złowieszczy plan - tworzy kobietę/robota. I to może być ciekawe zwłaszcza relacja Tanyi 7 z Dillionem. Jenak na razie najbardziej podoba mi się mechaniczny design miasta maszyn z wszechobecnymi zębatkami i częściami ze złomowiska połączony z sterylnością fabryk lub laboratoriów.

OCENA 5/6

The Flash S01E18 All-Star Team Up
Pierw to co mi się podobało - Felicity i Ray! I nie jest to normalna reakcja na jej ekranową obecność. Bohaterka już od dłuższego czasu irytowała mnie w Arrow, a jej wątki miłosne były nie do zniesienia. Tęskniłem za starą dobrą Mrs. Smoak i wreszcie się jej doczekałem. Dusza i serce towarzystwa, niezręczne rozmowy, miłość do komputerów i pazurek kiedy trzeba. Nawet przyjacielskie relację z Barrym wypadły bardzo dobrze, a jej związek z Rayem to coś co mógłbym oglądać. Właśnie Palmer. Niby ubogi Ironman, bez uroku RDJ, ale przyjemnie się go ogląda. Te postacie dużo lepiej wpasowały się w klimat radosnego Central City niż sztucznie mrocznego Starling. W samym odcinku było dużo humoru, a początkowe sceny z łapaniem bandytów świetnie pomyślane. I przy okazji udowadniają, że Joe to fatalny glina, który tylko opiera się na działaniach Flasha.

Niestety fabularnie odcinek był słaby. Miłym zaskoczeniem był brak metaczłowieka, ale oglądanie Barry'ego, który nie potrafi uciec przed robopszczołami było żenujące. A wątki Iris to katastrofa i najgorsze co scenarzyści tego uniwersum mają do zaoferowania. Tworzą sztuczny i nie realistyczny konflikt, który w pokręcony sposób ma na celu połączyć przeznaczonych sobie Iris i Barry'ego. Oddawać mi Lindę Park i nalać Allenowi trochę oleju do głowy. Męska populacja wstydzi się twojego zachowania.

Podobały mi się jeszcze wizję Cisco. Oby dalsza część sezonu skupiała się już tylko na Wellsie.

OCENA 3.5/6

wtorek, 14 kwietnia 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #132 [06.04.2015 - 12.04.2015]



Ascension S01E02 Part Two
Cztery dni. Tyle zajęło mi obejrzenie tego podwójnego odcinka. Mógłbym całą winę zwalić na święta i brak czasu co nie do końca byłoby prawdą. Długość odcinka również nie jest czynnikiem determinującym. Chodzi o jakość. Gdyby mi się podobało zarwałbym nockę i skończył oglądanie tego samego dnia, a następnego załączył zombie mode. Jednak nie dałem rady mimo tego, że chciałem by mi się podobało. Całość jest sztuczna, nieprzekonująca i nudna. Dwa pierwsze był jeszcze przebolał, trzeci jest grzechem niewybaczalnym. Może to wina środkowej części trylogii, która zazwyczaj służy ekspozycji, bez mocnego otwarcia i konkluzji? Raczej nie, ja obarczam pomysł na serial i nieudolne wykonanie.

Najgorsze, że nie mam pojęcia o czym tak na prawdę jest Ascension. Niby jest sprawa morderstwa, ale nie położono na nią byt dużego nacisku. Większość bohaterów miota się po ekranie i nie robi nic konkretnego. Są tylko pretekstem do przedstawienia świata. I niby mają swoje historię, ale wszystko jest zbyt odrębne od siebie, brakuje mi jakiegoś spoiwa. Bo tak - mamy jeszcze walka o fotel kapitana, konflikty u prostytutek, nastoletni wątek romansowy oraz dziewczynkę z supermocami. Dochodzi jeszcze zbliżanie się statku do Rubiconu co nie ma większego wpływu na przedstawione wydarzenia. Ostatecznie dostajemy obyczajówkę, którą ogląda się średnio z powodu postaci, które nie potrafią zaoferować widzowi angażujących historii.

Jednak mi najbardziej przeszkadzają wątki poza statkiem. Wyprawa Ascension okazała się wielką mistyfikacją, a całość jest... w sumie nie wiadomo czym. Mówi się o eksperymencie socjologicznym, badaniu przystosowania ludzi do kilkudziesięcioletniej podróży kosmicznej i wylęgarnią odkryć technologicznych. I z każdym z tych możliwych wytłumaczeń mam problem. Zwłaszcza z ostatnim, który twierdzi, że jedne z największych ostatnich odkryć naukowych są rezultatem tego eksperymentu ponieważ ludzkość doszła do takiego momentu, że nie jest w stanie opracować nic nowego. Tylko naukowa utopia, odcięcie od problemów współczesnego świata może zaowocować nowymi odkryciami.

Moja prywatna poprzeczka zawieszenia niewiary znajduje się bardzo wysoko, jestem w stanie wiele zaakceptować jednak sztuczny statek kosmiczny to już za dużo Co rusz widzę jakieś problemy od strony technologicznej, moralnej i prawnej. Są one bardzo silne bo serial próbuje być bardzo poważny przez co tak trzeba go odbierać. I to nie działa. Podstawowy problem - nadzór nad projektem jest w rękach jednej osoby, niezbyt zrównoważonej psychicznie, a rząd nic z tym nie może zrobić. Paranoja. Najbardziej jednak przeszkadza mi cywilny nadzór nad projektem. Można by pomyśleć, że jeśli na coś podczas zimnej wojny wydano miliardy dolarów pieczę nad tym będzie sprawowało wojsko. Nic z tego.

Niestety nie skreśliłem serialu po pierwszym odcinku, ale gdy został tylko jeden nie wypada go porzucać. Już boję się jak będzie wyglądało męczenie kolejnych 80 minut serialu, który mnie nie interesuje. 

OCENA 2.5/6

Communtiy S06E04 Queer Studies & Advanced Waxing 
Zabawny odcinek z dużą ilością śmiechu, ale od Community oczekuje kapkę więcej. Dziekan dwukrotnie wychodzący z szafy był niesamowity. Nie chciał przestać mówić i ciężko było się połapać w jego toku rozumowaniu oraz metaforach. Jim Rash jak zwykle świetny. I jeszcze muzyczka i montaż z okładkami magazynów! Cudna była również scena gdy Jeff i Dziekan zastanawiają się czy Frankie jest lesbijką i wymieniają komiczne miny.

Wątek z Changem, Anie i adaptacją Karate Kid miał swoje momenty. Liczyłem na troszkę więcej komentarzy Abeda, aż się o to prosiło. Najbardziej mnie jednak zastanawia czy despotyczny reżyser, z którym się ciężko pracuje to wątek meta odnoszący się do Dana Harmona i zakulisowych przepychanek. Jakby chciano pokazać, że ciężka praca i wizja twórcza prowadzi do czegoś wielkiego. Przez pot i łzy do ekstazy publiczności. Tylko biednej Annie szkoda.

OCENA 4.5/6

Daredevil S01E01 Into the Ring
Jestem zachwycony. Dostałem dokładnie to czego oczekiwałem czyli dojrzałą opowieść w świecie Marvel Cinematic Universe. Jest klimat, wiarygodne nakreślenie postaci i czuć możliwość obcowanie z większą historią. Już trzy pierwsze sceny wystarczyły by przedstawić styl serialu i sprawić, że się w nim zakochałem. Kalectwo Matta i to jak jego wypadek zostało pokazany bez zbędnego dramatyzmu, a w centrum były relację ojciec/syn które konsekwentnie powinny być rozwijane przez cały sezon. Rozmowa Matta z księdzem to wskazówka skąd przyszłe imię bohatera oraz pokazanie konfliktu wewnętrznego miotającego Murdockem. Dobry chrześcijanin z mroczniejszym obliczem. I w końcu starcie w dokach pokazujące, że mamy doczynienia z już częściowo ukształtowanym bohaterem i dające pokazać możliwości ekipy produkcyjnej. Świetne walki, nakręcone i wyreżyserowane z odpowiednim polotem. Styl walki Daredevila jest unikalny łączący bokserską siłę z akrobatyką co przyciąga oko.

Po tych scenach dostajemy już "normalną" część odcinka czyli przedstawienie postaci, zawiązanie akcji i rozwinięcie. Start kancelarii adwokackiej i pierwsza sprawa Matta i Foggiego czyli próba uniewinnienia Karen Page. I to było wciągające. Dzięki dobrym dialogiem, powolnemu odkrywaniu prawdy i oczekiwaniu na fajerwerki. Napięcie było niesamowite! Już nie mogę się doczekać jak przez najbliższe 12h będą kształtowały się relację między trójką tych bohaterów i jak rozwinie się kancelaria adwokacka. Chęć oglądania wątków obyczajowych w serialu o superbohaterze dobrze wróży na przyszłość.

W tle rozwija się wątek mafijny, pokazywane są nowe rządy jeszcze nie wymienionego z imienia Fiska. Ten serial nie będzie tylko o narodzinach bohatera, ale i złoczyńcy oraz odbudowaniu dzielnicy Hell's Kitchen po inwazji kosmitów. I będzie to brutalna walka, która nie będzie się toczyła tylko na ulicach, a Matt wydaje się z góry skazany na porażkę. On sam przeciw imperium, mafii która obraca dziesiątkami milionów dolarów, porywa dzieci i zalewa ulicę narkotykami. I jak tu nie kibicować ślepemu prawnikowi, który w nocy przeciwstawia się złu, a jego jedyną "supermocą" jest wyostrzony zmysł słuchu?

Ogromnie podoba mi się stylistyka serialu. Nie chodzi mi tylko o wszechobecne "dark and gritty", które miało być głównym elementem odróżniającym serial od cukierkowych Agentów TARCZY. Chodzi mi o powolne tempo, wyraźne nakreślenie sytuacji i nigdzie nie śpieszące się sceny. Rozmowy między postaciami są długie, tak jak walki. Realistyczność przede wszystkim. Wszystko to podkreślone odpowiednim filtrem ekranu, wszechobecnym mrokiem, cieniem i odbijającym się światłem od powierzchni. To wszystko sprawia, że nie można oderwać wzroku od Daredevila. 

Nigdy nie byłem fanem Daredevila, ale coś mi się wydaje, że po zakończeniu serialu będę chciał się wziąć za nadrabianie historii z tą postacią. 

OCENA 5/6

Daredevil S01E02 Cut Man
Po roku od niesamowitej sceny na jednym ujęciu w True Detective dostaliśmy kolejną tego typu. Gdyby nie polityka Netflixa wypuszczania na raz całych sezonów pewnie dużo głośniej by się o niej mówiło. Jednak nie zmniejsza to moich zachwytów. Korytarz, dziecko do odbicia i 5,5 minutowe ujęcia. Pierw wprowadzenie, pokazanie celu, kamera płynie w jedną, a potem w drugą stronę. Obrót, ukazanie bohatera, kamera dalej płynnie podąża za postacią. Daredevil walczy, wchodzi do sąsiadujących pomieszczeń, kamera zostaje w korytarzu, walka trwa, kamera się kręci, pokazuje dokładnie walkę, delikatnie zmienia się scenografia, walczący się meczą, ledwie słaniają na nogach, kolejne ciosy równie brutalne, Matt wchodzi do miejsca przeznaczenia, znika z kadru, kamera znowu zostaje w korytarzu i znowu podróż przez korytarz. Niesamowite! Pokłony dla reżysera, ta scena jest wielka. Jej kręcenie zajęło cały dzień, potrzebowano 12 powtórzeń by uzyskać jeden doskonały efekt, przy czym Charlie Cox zmieniał się z kaskaderem gdy walka toczyła się w sąsiednich pomieszczeniach. Na długo to zapamiętam. Przy okazji zastosowano świetną paralele w związku z tą scenę. Matt toczy swoją walkę w korytarzy, a my wcześniej oglądamy jego ojca, który idzie przez korytarz do swojej walki. Podobne ujęcia, podobna wymowa.

Jedna scena i tyle zachwytów, ale reszta tego dusznego odcinka również była świetna. Początek toznalezienie poobijanego Matta w śmietniku i pomocy od nieznajomej kobiety. Podobało mi się powolne budowanie zaufania między tą dwójką, czuć było dystans między nimi oraz obecne zagrożenie. Wyjawiono trochę z działalności Daredevila i tego ile robi dla miasta, jaką reputację sobie powoli zdobywa, ale też pokazano jego brutalność. Wbijanie noża w nerw na łuku brwiowym - ała. Mam nadzieje, że dalej zostanie pociągnięty wątek tragizmu bohatera. Ludzie będą krzywdzeni póki Daredevil nie zostanie złapany.

Obecność flashbacków była fabularnie uzasadniona. Pokazano ojca Matta, skorumpowanego boksera kochającego syna, który ma go za wzór. Ojciec przekazał mu rodzinną prawdę - Murdockowie się nie poddają, zawsze wstają i tak działa Matt. Nieważne jak poobijany osiągnie swój cel, bez względu na konsekwencje. Jack traci życie bo zdradził niewłaściwych ludzi, ale osiągnął swój cel. Młody Murdock może stracić życie bo zadziera z niewłaściwymi ludźmi. Tragicznie i niesamowicie udanie wyszła scena gdy młody Matt słyszy strzał i potem identyfikuje swojego ojca dotykając jego twarzy.

Na poboczu dostaliśmy Foggiego i Karen. Pijacka podróż przez miasta, trochę śmiechu i jeszcze więcej dramatu oraz dwa spojrzenia na świat. Karen widząca wszędzie zło i mroczne zakątki miasta i optymistyczny Nelson widzący w ludziach dobra. I jego przemowa o mieście. Jakbym czytał komiks i narrację jakiegoś mrocznego mściciela!

Dalej jestem pod wrażeniem stylu serialu. Praca kamery - wiadomo. Ale i kadrowanie, nasycenie kolorów i źródła światła. Poza jedną sceną całość dzieje się w nocy, obskurnych budynkach i zapuszczonych uliczkach.

I jeszcze jedna scena, która mnie zachwyciła - młody Matt słuchający walki ojca. Pokazano go jak się cieszy, ekscytuje z zwycięstwa. Niepotrzebna była wizualizacja starcia, wystarczyło tylko pokazać jak Jack wychodzi z szatni i reakcje syna. Proste, ale jakże dobrze działające środki.

OCENA 5.5/6

Daredevil S01E03 Rabbit in a Snow Storm
Odcinek odrobinę inny od poprzednich bo skupiający się na firmie adwokackiej Matta i Foggy'ego. Po znajomości z The Good Wife byłem ciekaw jak tutaj zostanie pokazana rozprawa i muszę przyznać, że mi się podobało. Kameralnie, oszczędnie, ale z niesamowitymi mowami. Zwłaszcza ta Murdocka o tym co jest dobre i złe. Fenomenalnie to się oglądało. Sam pretekst do wzięcia sprawy ciekawy - wina jest oczywista, teoretycznie moralność bohaterów nie powinna pozwolić bronić podejrzanego, ale Matt zgadza się go reprezentować by zbliżyć się do jego szefa. Mniejsze zło.

Sceny walki jak zwykle świetne. Nie spodziewałem się tylko takiego poziomu brutalności. Pokazano otwarte złamanie oraz katowanie człowieka kulą od kręgli. Bolało. I ta końcówka. Złoczyńca wolał popełnić śmierć niż narazić się Fiskowi. Wreszcie też pokazano Wilsona. Trzeba było czekać prawie trzy odcinki, wcześniej tylko słyszało się o jego dokonaniach. Rola D'Onofrio robi wrażenia mimo tak krótkiej obecności na ekranie. Do konfrontacji szybko nie dojdzie, ale to dobrze.

Serial doczekał się kolejnego wątku - miejskiej gazety. Dzięki dziennikarskiemu śledztwu Bena Uricha pokazano jak zmienia się świat, jak wyglądają nowi gangsterzy i czym różnią się od starych. Nie ma miejsca na dawne ideały, nawet gazety upadają, przestają zajmować się poważnymi tematami tylko tym co się sprzedaje. Straszna desperacja biję od serialu. To nie jest radosny świat Avengers gdzie dobrzy odnoszą na końcu zwycięstwo i po wszystkim idą na pizzę. Tutaj przeważa mrok.

OCENA 4.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S02E16 Afterlife
Odcinek służący głównie ekspozycji i przedstawieniu trochę akcji. Najwięcej czasu dostała Skye. Tytuł odcinka zobowiązuje. Trafiła na tajemniczą chińską wyspę Zaświaty, które pewnie sąsiaduje z Arrow'owym Czyśćcem. Powoli zaczyna panować nad swoimi mocami i wraz z nią dowiadujemy się jak działają inhuman. Jak widać są mocno zorganizowani z niezależnymi grupkami Nie wiadomo ilu ich jest, ani jak wygląda rada nadzorcza, ale jest ich więcej niż można by podejrzewać. Cieszy mnie powrót mamusi Skye - więcej Dichen Lachman to zawsze dobra nowina. Jej relację z Calem i nastawienie do córki sugeruje jakby skrywała trochę tajemnic. Czekać tylko na ich ujawnienie. BTW - ciekawe jak Scarlet Witch i Quicksilver zdobyli swoje moce. Więzieni są przez Hydrę więc pewnie przez Wróżbitę tylko czemu w takim razie Gordon ich nie uwolnił? O Skye dowiedział się natychmiast po przemianie o tamtej dwójce powinien równie szybko.

Culson i Hunter dostali mnóstwo zabawnych scen. Świetnie zostali sparowani. Biedny Lance, tyle go ominęło. Fajnie też wypadł plan Culsona, który do końca nie wypalił. I powrót Deathlocka. Jej, lubię takie niespodzianki. I czyżby odniesienie do nadchodzącego Avengers? Mike polował na Lista będącego w Europie i zainteresowanego inhuman. Jak ładnie wszystko się wiążę.

W siedzibie SHIELD zostaje testowana lojalność kolejnych postaci. Dobrze wychodzi ich wodzenie na pokuszenie. Zwłaszcza relację starych bohaterów z Mackem i Bobbi, którzy okazali się zdrajcami dla większej sprawy. Najfajniej wypadł wątek Fitz/Simmons. Spodziewany rezultat, ale miło ogląda się tą dwójkę połączoną wspólnym celem i robiącą w konia całe SHIELD. To teraz szybki reunion Fitza z Culsonem. I czy tylko mi się wydaje, że zawartość kostki jest mało istotna? Nie czuje jakby było w niej coś ważnego.

OCENA 4.5/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E34 The Green Candle (1) 
Dwuodcinkowa historia o Tommym. To powinno być dobre - myślę sobie, a potem przypominają mi się poprzednie odcinki i nadchodzi brutalna konfrontacja z rzeczywistością. Może źle nie było, ale oczekiwałem dużo więcej zwłaszcza po wysokim poziomie historii Green With Evil gdzie już pierwsza część sprawiła, że czułem się jak kilkanaście lat temu. Tutaj był potencjał i mam nadzieje, że stawianie fundamentów pod mocną drugą część. Jest na co czekać - Zielony Wojownik zostaje porwany przez Goldara i traci swoją moc z czego zdaje sobie sprawę na końcu odcinka. To może doprowadzić do fajnych rozterek Tommy'ego. Jasne, plan Rity jak zwykle głupi, ale pomysł z wypalającą się mistyczną świecą bardzo mi się podoba.

Cały odcinek był zgrabnie napisany. Jak na poziom MMPR. Pierw scenki rodzajowe Zielonego z Zackem i Kim. Może i ograny motyw z nieśmiałością z zaproszeniem dziewczyny na bal, ale coś przynajmniej się dzieje między postaciami. Walk było dużo i sprawnie je nakręcono. Podobała mi się stylistyka zniszczonego miasta co jest miłą odmienną od zwykle nudnych teł. 

OCENA 3/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E35 The Green Candle (2) 
Byłem świadomy utraty mocy przez Zielonego Wojownika na długo przed rozpoczęciem oglądania tego odcinku. Mimo wszystko bardzo ciekawiło mnie jak zostanie to poprowadzone i muszę przyznać, że jestem usatysfakcjonowany. Była heroiczna walka (Tommy w kokpicie Dragonzorda i widok FPP!), ale nie ona mi się najbardziej podobało. Najlepiej wypadła akceptacja utraty mocy. Walka, którą trzeba było stoczyć, szybko pogodzenie się z nową sytuacją i brak opłakiwania straty. Jakby serial chciał pokazać, że nie trzeba mieć mocy by być kimś i zdobyć dziewczynę. Tak, podobała mi się romantyczna scena z Tommym i Kimberly, mimo stylistyki rodem z tanich romansideł dla nastolatek. Mam miękkie serduszko i nawet mi nie wstyd.

Chyba pierwszy raz uważam obecność Mięśniaka i Czachy za zbędą, odciek bez nich całkiem nieźle sobie radził. Po prócz utraty mocy przez Tommy'ego było również o przyjaźni jako wartości nadrzędnej. Jason musiał wrócić do wymiaru gdzie był więziony by stanąć w nierównej walce z Goldarem i swoim lękiem. Był też niewielki dylemat moralny - walczyć o moc Zielonego czy jego życie. Wybrał to drugie, a serialowi nawet przez myśl nie przyszło by ktoś kogoś obwiniał. Ba, Czerwony dostał power upa i zbroję Ziolnego. Więcej takich odcinków!

OCENA 4/6 

Power Rangers RPM S017E01 The Road to Corinth 
Złamałem się i jestem rozdarty wewnętrznie. I to mocno. Miałem oglądać Power Rangers po kolei jak bóstwa przykazują, ale nie dałem rady. Za namową Misiaela obejrzałem pilot siedemnastej serii i nie wiem co robić. Miał być tylko jeden odcinek by sprawdzić jak serial wyewoluował, kuksaniec popędzający do nadrabiania Mighty Morphin. I nie udało się. Czemu? Ponieważ chcę dalej oglądać RPM. Jestem zachwycony. Przez całe dwadzieścia minut siedziałem z szeroko otwartymi oczami, bananem na twarz, suszącymi się zębami i stygnącą herbatą. Przecież mógłbym się rozproszyć, uronić odrobinkę serialu gdybym się poruszył, a tego bym sobie nie wybaczył. Ech, muszę przemyśleć co z tym fantem zrobić, co oglądać, jak oglądać, kiedy oglądać. Jedno jednak jest pewne - chcę oglądać Power Rangers i współczuje ludziom, którzy dalej uważają to za bajeczkę dla dzieci i relikt lat '90. 

Jakie jest RPM? Najprościej powiedzieć - zajebiste. Zwykły kolokwializm, ale chyba najlepiej opisuje moje odczucia względem odcinka. Już wprowadzenie mnie zachwyciło. Krótkie nakreślenie tła fabularnego - SI przejmuje władzę nad światem, a Corinth pozostaje ostatnim bastionem ludzkości. Potem mamy efektowne walki resztek ludzkości z przeważającymi siłami maszyn i wprowadzenie pierwszych rangerów. Już te kilka minut zachwyca złożonością świata i bijącym klimatem zagłady. Mimo tej dość pesymistycznej przeszłości dostajemy pozytywnych bohaterów, których od razu można zidentyfikować jako przyszłych Wojowników. Mimo krótkiego wprowadzenia postaci od razu można poczuć do nich sympatie. Bo są zdolni do poświęceń i dobrzy w tym co robią. Na razie ich sylwetki są delikatnie zarysowane bo na więcej nie było czasu, ale już można spodziewać się choćby przedstawienie trudnych relacji ojca z synem czy poruszenia strady towarzysza na polu bitwy.

Drugi akt odcinka dzieje się rok po wydarzeniach z wprowadzenia. To było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Spodziewałem się typowego formowania pięcioosobowego składu, jakiegoś szkolenia i lepszego poznawania postaci. Nic z tego. Dalej jest przedstawienie kolejnych dwóch bohaterów. Jest czas na spokojniejsze sceny, troszkę akcji i jeszcze lepsze zarysowanie świata i postaci. Corinth to dalej ziemia obiecana, ale otoczona kordonem przez maszyny. Poza miastem m.in. coś na kształt nuklearnej pustyni z Mad Maxa lub Fallouta. Klimat upadku cywilizacji potęguje strój oraz pojazd samotnego bohatera. Zachwyciłem się tym widokiem, tak jak sposobem w jaki przedstawiono Dilliona. Romantyk i badass w jednym. Tutaj też była piękna scena walki, której nie pokazano co mi absolutnie nie przeszkadzało. Epicki kadr z samotnym herosem rzucającym się na robotycznych kitowców i skupienie kamery na jedynym kwiatku na pustyni po czym widok na pobojowisko. Świetny pomysł! Potem dochodzi do przedstawienia Ziggiego - comic relief, którego można od razu polubić, ale przeczuwam, że jego postać może mieć głębszą historię powiązaną z miastem. Lub nad interpretuje dialogi. W każdym bądź razie nie zdziwię się jeśli skrywa jakąś tajemnicę. 

Później dochodzi już do scen akcji. Jednak nie są to zwykłe nawalanki znane z Mighty Morphin. Oj nie! Pierw jest szalony pościg i walka z maszynami, która daje masę zabawy z oglądania. Jednak prawdziwy orgazm ekscytacji następuje po zjawieniu się rangersów. Transformacja mnie nie zachwyciła, troszkę za długa, ale już akcja jak najbardziej. Żałujcie jeśli tego nie widzieliście. Efektownie to mało powiedziane. Ale konkrety. Kostium Power Rangers został zmodyfikowany o jeden bajer - akceleratory na kończynach dające superszybkość lub  zwiększoną siłę (piszę na podstawie tego co widziałem) co diametralnie zwiększa dynamikę starć oraz je urozmaica. Tym bardziej, że postacie prezentują odmienny styl walki. Niebieski wojownik opiera się na silę, a żółta wojowniczka na akrobatyce i zwinności. Przy czym gdy to konieczne używają swojego arsenału. Walka była długa, umiejętnie przerysowana i co chwilę zaskakiwała choreografią i sprawnością realizacji. Na youtube widziałem kilka filmików z innych starć i zwyczajnie nie mogę się doczekać tego co mnie czeka.

Na razie mogę się przyczepić tylko do jednej rzeczy - złych. Wiem jednak, że czepianie nie ma sensu bo w 20 minutowym odcinku nie dało się wszystkiego pokazać i pewnie i oni dostaną swoje kilkadziesiąt minut. Jednak już ma się wrażenie, że nie jest to zgraja bezpłciowych przydupasów i jednego złego groteskowego głównego adwersarza. W końcu SI chcące wykończyć ludność niesie ze sobą ogromny potencjał.

Jestem zachwycony tym co zobaczyłem i muszę przyznać, że mimo obejrzenia dzień wcześniej kilku pierwszych odcinków Daredevila to chyba pilot RPM był najlepszą rzeczą widzianą w tym tygodniu. Najchętniej schrupałbym teraz całość, ale to głupie postanowienia oglądania po kolei...

Fun fact - obecnie na antenie The Cw leci Reign i iZombie. W obydwu w główne postacie kobiece wcielają się aktorki z stałej obsady Power Rangers RPM - Adelaide Kane i Rose McIver.

OCENA 5.5/6

Person of Interest S04E19 Search and Destroy 
Cztery odcinki do końca sezonu więc wraca wątek Samarytanina. Na razie delikatnie daje do zrozumienia, że zbliża się coś wielkiego, ale najlepsze dalej ukrywa. Jeden bóg tropi drugiego, a gdy się odnajdą powinno dojść do wielkiego starcia. Tymczasem dostaliśmy historyjkę o prezesie wielkiej firmy prześladowanym przez Samarytanina. Dobrze mi się to oglądało, szybka akcja, dużo zwrotów akcji i wątki informatyczne jednak mam delikatne problem z działaniem Samarytanina, którego plan wydaje się dość nielogiczny. Przejmuje serwery wielkiej firmy i wrabia jej szef tylko by móc przejąć program antywirusowy. Wydaje mi się, że wszechobecna AI powinna rozwiązać to w trochę inny sposób.

Mini wątek Root polegał na przejęciu walizki i jej otworzeniu. Nie było to łatwe, wpakowała się przez to w masę kłopotów, ale udało się jej zdobyć kod. I co? Nic. Nie chodziło o to co jest w środku tylko o opakowanie. Lubię być oszukiwany w taki sposób.

OCENA 4.5/6
 
Supernatural S07E17 The Born-Again Identity
Ileż się działo! Po pierwsze mamy wizytę w zakładzie dla obłąkanych. Niemalże obowiązkowy punkt przy długich proceduralach fantastycznych. Sam trafia tam bo widzi Lucka i nie może spać mimo kołysanek Gwiazdy Zarannej. Jego wizyta jest tylko pretekstem by Mark Pellegrino kolejny raz dał aktorski popis. Niesamowicie zabawne sceny z znęcaniem się nad Samem. Szkoda trochę, że zabrakło odrobiny kreatywności i dawki makabry. Jednak by nie było zbyt nudno wplątano w to wątek dziewczyny prześladowanej przez ducha. Wiadomo, większość zła tego świata no nadnaturalne moce.

Jednak najważniejszym punktem odcinek był powrót Cassa. Nareszcie, można by zakrzyknąć! Stęskniłem się za nim i jego prochowcem. I mniejsza, że dostaliśmy amnezją jak z telenoweli bo szybko ją cofnięto. Dobrze go było znowu widzieć w wspólnych scenach z Deanem, gdy musiał przyjąć na siebie całą winę i ostatecznie poświęcić się by uratować Sama. Teraz czekać na jego powrót. Za to wizyta Meg zupełnie mi nie pasowała. Nie lubię tej aktorki, działa mi na nerwy, a sceny które można było poświęcić na związek Castiel/Dean dostawała ona.

OCENA 4.5/6

The Good Wife S06E13 Dark Money
Dylan Baker wrócił i jak zwykle jest wspaniały w roli Colina jak i przerysowanego aktora, który odgrywa jego postać w fikcyjnym serialu. Cieszy zorientowanie odcinka na sprawę sądową, która miała kilka interesujących zwrotów akcji i efektowne mowy świadków i adwokatów. Tylko żal Alicji, która działa bardziej za kulisami niż na sali rozpraw. Strasznie podobało mi się jej finalne załamanie gdy zastanawia się czy wciąż jest dobrym człowiekiem. Nie chodzi tylko o obronę Sweeneya, ale również o branie pieniędzy od homofoba. Jak daleko jest się w stanie posunąć by wygrać i kiedy poczuje konsekwencję swoich małych wykroczeń, których jest coraz więcej. Bo wszystko czego dokonuje musi mieć swoją cenę.

Wątek Kalindy ogólnie rozczarowujący, ale i tak pokłony jak odcinek ładnie grał z widzem i budował napięcie, zagęszczał atmosferę po czym delikatnie spuścił powietrze. 

Czemu The Good Wife jest wspaniałe? Sztab Alicji posługuje się twitterowy kontem TobyZiegler44. Odwołanie do The West Wing zawsze jest plusem.

OCENA 4.5/6 

The Walking Dead S05E16 Conquer
Krótko bo minęło już trochę czasu od seansu. Podobało mi się mimo wydłużonego czasu odcinka i chwilowej nudy. Po seansie udało mi się tez zaakceptować czemu nie uśmiercono żadnej z postaci. Nie chodzi tylko jakoby zabicie kogoś byłoby zbyt łatwym wyjściem. Glenn i Sasha nie pozbyli się Gabriela i Nicholasa bo zaakceptowali zmianę jaką przeszli. Nowe miejsce pobytu i powrót do cywilizacji. To było głównym motywem tych kilku ostatnich odcinków. Zostać rodziną, którą udało się stworzyć, ale również dostosować się do Alexandrii. Jednak serial jak i świat w swojej wymowie są przewrotni. Gdy większość przybyłych zaakceptowała zmianę tak miasteczko zaczęło się upodobniać do nich. Jakby chciano pokazać jak dwa światy mogą niespodziewanie na siebie oddziaływać, a chęci i tak są weryfikowane  przez życie czy decyzję podejmowane na podstawie chwili. Taki był wyrok na Pete'a. Jednak egzekucja miała też drugie dno - Morgan (badass Morgan!), który uważał Ricka z przykład cnót, człowieka, który może odbudować cywilizację, wprowadza prawo siły w miejscu, które nową kolebką cywilizacji mogło być. Pod tym względem odcinek był wyśmienicie skonstruowany. I to zachwycające zbliżenie po egzekucji gdy postać jest na samym ciemnym tle podkreślającym jej stan emocjonalny i moralny.

Z pozostałych scen najciekawsza była pierwsza scena Morgana oraz wyprawa Daryla i spotkanie z Wilkami. Rodzi się całkiem zmyślny przeciwnik na nowy sezon i oby wytrwał dłużej niż kanibale z Terminusa. Przy okazji serial kolejny raz potwierdza, że największym zagrożeniem dla człowieka jest drugi człowiek. 

OCENA 4.5/6

wtorek, 7 kwietnia 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #131 [30.03.2015 - 05.04.2015]

Święta więc opóźnienie. I bez przeglądu wiadomości. Za tydzień poprawa. Obiecuje.

SPOILERY

Brooklyn Nine-Nine S02E19 Sabotage
Co za niespodzianka - Hitchcock i Scully okazali się genialnymi detektywami. Na swój sposób. Rozwiązali sprawę z którą od tygodni męczył się Boylsa i wrócili do swojego normalnego zachowania. I pytania czy oni tylko udają idiotów czy są świetni w policyjnej robocie i przy tym lekko kopnięci.

Najśmieszniej wypadł w odcinku Peralta. Co jest sporym osiągnięciem bo zwykle jego cwaniactwo i nieschodzący z gęby uśmiech mnie denerwują. Jednak pozbawienie go odznaki, chęć odgrywania archetypicznych scen z filmów policyjnych, prześladowanie Amy i Diaz oraz porwanie sprawiły, że było się z czego pośmiać. W tle małe przesłanie o zaufanie do przyjaciół co również poczytuje za plus.

Odrobinkę męczący był trójkąt Holt/Gina/Terry. Białe kłamstwo, prawdomówność kapitana i tego konsekwencje. Jakoś nie pasowało mi to zachowanie Giny. Było dziwne, jak to u niej, ale nie zgadzało się z postacią przez co miałem problem z tymi scenami. Lub były zwyczajnie nieśmieszne.

OCENA 4/6

Community S06E01  Ladders 
Długo trzeba było czekać na powrót Community. I aż mi głupio, że nie mogłem się zabrać za serial zaraz po premierze. Trochę się bałem nowej stacji, nowych bohaterów i większej swobody twórczej dlatego nie włączyłem rerepilota od razu. Obawy okazały się zupełnie niepotrzebne ponieważ dalej to ten sam wspaniały serial gdzie przez cały odcinek rechocze jak głupi i zachwycam się kolejnymi scenami. Zmiany były, ale nie drastyczne, przejście do nowej serialowej rzeczywistości okazało się płynne, a serial udanie prowadził dzięki temu wątki meta. W czym nie ma sobie równych. Abed opowiadający o spin-offie Shielrey (i senak peak na końcu!), przedstawienie nowej postaci w idealny sposób (dylemat dobra/zła) oraz sceny z szybkim montażem. Cudo!

Fabularnie serial ciągnie dalej wątek naprawy Greendayle, nawet pojawia się stara ściana z rzeczami do zrobienia. Trawa kolejny rok, bohaterowie zdają sobie pytanie co tam robią, otwierają podziemny lokaj stylizowany na lata '20 i prohibicję, a ja śmieje się jak szalony z kolejnych postmodernistycznych zagrywek i łamania czwartej ściany. Kocham ten serial.

Pomysł na spin-off z Shirley był świetnym sposobem na odejście aktorki z serialu. Jednak Harmon poszedł jeszcze dalej i dopisał kilka żartów rasowych o odchodzeniu czarnych aktorów i zastępowania ich białymi. Prosto, dosadnie i śmiesznie. Zwłaszcza dla kogoś śledzącego na bieżąco doniesienia medialne zza oceanu.

OCENA 5/6

Community S06E02 Lawnmower Maintenance and Postnatal Care
Odcinek z Brittą na pierwszym planie i spotkanie z jej rodzicami - słabe. Bohaterka sprawdza się w tle, ale jak dostaje większą historię jest męcząca, a jej miny strasznie mnie tutaj irytowały. Jak dobrze, że postacie z którymi wchodziła w interakcję sprawiały że było z czego się śmiać. Szczególnie Frankie, która nieźle się sprawdza jako dodatek do obsady.

Dużo lepsza była historia Deana uzależnionego od wirtualnej rzeczywistości. Community lubi bawić się znanymi motywami i przerabiać je na własny sposób. Jim Rash odgrywający Morfeusza w Matrixie był fenomenalny. Ekscytacja jaką przeżywał biła z ekranu szczególnie jak kontrastowała z chłodnym nastawieniem Franki i Jeffa.

OCENA 4.5/6

Community S06E03 Basic Crisis Room Decorum
Początkowe esemesowanie było kapitalnie nakręcone! Niby podzielony ekran i dymki z wiadomościami tekstowymi wyświetlane na ekranie to nic odkrywczego, ale jakie dialogi, ile pysznego chaosu i co za szalony pomysł by Dean pomylił Jeffa z młodym Japończykiem. Wątek ten powracał cały odcinek i niezmiennie śmieszył (oliwki!). I jaka zaskakująca konkluzja - Takesi zostaje bossem Yakuzy. A wiecie co było najlepsze? Jak wymawiał imię Jeffa - Dżeffery.

Spotkanie kryzysowe w środku nocy musiało dotyczyć jakieś błahej sprawy. I dotyczyło. Dyplom dla psa. Tak, dyplom dla psa! Całość została potraktowana zaskakująco poważnie dlatego było tak śmiesznie. Absurdy tego typu tylko w Greendayle. I nie wiem co mnie najbardziej urzekło - reklamówka Abeda czy rozważanie na temat prawdy i nadziei.

"I never hope. Hope is pouting in advance. Hope is fate's richer, bitchier sister. Hope is the deformed, addict-bound, incest-offspring of entitlement and fear. My life results triple the year I gave up hope and every game on my phone that had to do with farming." Frankie

Chang kręcący jednoosobowe porno. O jak dobrze, że mimo przejścia serialu do internetu zachowano pewne granicę. Nie chciałbym tego oglądać, już i tak mam wystarczająco zniszczoną psychikę. Jednak Abed był zafascynowany. BTW - odcinek Community w stylistyce porno bez momentów. Niedualne aktorstwo, dwuznaczne dialogi, uboga scenografia, nędzna fabuła i wszechobecna amatorszczyzna. Oglądałbym!

OCENA 5/6

iZombie S01E02 Brother, Can You Spare A Brain?
Już za sam tytuł odcinkowi należą się oklaski. Bo jak tu się nie uśmiechnąć? Potem jest jeszcze lepiej niż w pilocie. Gdy główne postacie zostały przedstawione można zacząć budować mitologię. I tak pojawia się kolejny zombie (First rule of brain club? Dont talk about brain club!) i zawiązuje się większa historia. Zbieranie armii zombie i gangsterskie porachunki? Kupuje to w całości. Zwłaszcza, że tym złym jest David Anders.

Proceduralna sprawa z zabójstwem malarza znowu było wciągająca, z zwrotami akcji i nieoczekiwanych rozwiązaniem. Bo mordercą okazała się żona - pierwszy podejrzany, a potem śledztwo i eliminacja kolejnych potencjalnych sprawców. Odwrócenie typowego schematu z tego typu seriali gdzie zazwyczaj najmniej podejrzana osoba jest winowajcą.

W tym odcinku jeszcze bardziej uwidocznił się komediowy potencjał serialu. Zjadanie mózgów i dziedziczenie cech kolacji niesie ze sobą mnóstwo możliwości. Tutaj mieliśmy Liv klejącą się do podejrzanych i odkrywanie jej wrażliwości do sztuki. Nie zabrakło też odrobinki dramatu i przesłania. Tak, należy podążać za instynktem, chwytać życie, ale kolejny kroki muszą być przemyślane i trzeba mieć na uwadze uczucia innych.

Rose McIver dalej cudowna!

OCENA 4.5/6

iZombie S01E03 The Exterminator
Socjopatyczne zombie! Rose świetnie zagrała pozbawioną emocji bohaterkę, zdystansowaną od otaczającego ją świata. Zwłaszcza w scenach z innym zombie. Najciekawiej jednak wypadła pointa tej przemiany. Czy raczej dwie. Pierwsza - ludzie potrafią być większymi potworami niż bezmyślne zombie. Druga - ludzie muszą czuć, odczuwać emocję by zasługiwać na miano człowieka. Nie można się od nich odcinać. Coraz bardziej podoba mi się uniwersalny wymiar serialu przedstawiający kolejne banalne prawdy w przystępny sposób.

Śledztwa wciąż dają radę. Liv i rzucanie ciekawostkami z zaskoczoną miną było przednie. Tak jak radość podczas wygrania quizu oraz pewność siebie podczas przesłuchań. Na końcu trafił się nawet mały przekręt. Jako serial rozrywkowy iZombie sprawdza się idealnie.

OCENA 4.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S02E14 Love in the Time of Hydra
Trochę wynudziłem się na tym odcinku. Dużo nudnego biegania, niedopracowanego scenariusza i zbytecznych scen. To dalej dobry seria, ale odcinek powinien być lepszy. Zwłaszcza jeśli zaczyna się od nawiązania do Pulp Fiction. I to była jedyna świetna scena z Agent 33/Ward. Może i ten wątek (jak i cały odcinek) skupiał się na poszukiwaniu własnej tożsamości, ale co z tego skoro dotyczył mało interesujących postaci. Natomiast odbicie Beksiego i kolejne sceny z Talbotem to festiwal facepalmów. Sorry, ale na komediowe wątki to on się nie nadaje.

Dużo lepiej wypadło prawdziwe SHIELD. Chyba mają jakąś manie wielkości skoro tak się nazywają... I czemu odnoszą się do tajemnic Fury'ego a o Piercie nawet nie wspomną? Fajnie zobaczyć aktorów z Battlestar Galactica, Fringe i Terra Novy szkoda, że całe to przedsięwzięcie wydaje się zbytnio naciągane. Tak ciężko zachować się jak ludzie i porozmawiać z Culsonem?

Historia Skye znowu najlepsza. Niby jej sytuacja jest tragiczna, May jej nie ufa, a Gemma się boi to ona akceptuje swoją sytuację. Relatywnie szybko zgadza się na wygnanie i życie na odludziu. I liczę, że tutaj rozpocznie swój trening. Tylko nie rozumiem czemu Culson ukrywa przed Fitzem co się z nią stało skoro powiedział Skye, że może komunikować się z bazą. Kolejne tworzenie konfliktów na siłę.

OCENA 4/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S02E15 One Door Closes 
Świetny odcinek! Zmieniono status quo, było dużo akcji i dramatu. Ten serial cudownie ogląda się w tym sezonie, a bohaterom nie sposób nie kibicować. Chyba najbardziej podobał mi się motyw zdrady, który co rusz powracał w tym odcinku. Skye zdradzona przez SHIELD, Bobbi i Mack zdradzający swoją swoich przyjaciół, flashbacki z przewrotu Hydry. I personalne dramaty bohaterów. Jednak najlepszy jest brak czarnych charakterów. Gonzales i Culson uważają się bohaterów w tej opowieści i po części tacy są. Pewnie będzie musiało dojść do jakiś tragicznych wydarzeń by mogli wypracować wspólną przyszłość SHIELD, ale prędzej czy później do tego dojdzie. Obstawiam okolice Age of Ultron. Chyba, że wszyscy fani Marvela na to czekają, a firma zlekceważy wpływ jaki film może mieć na serial.

Skye dalej cierpli z powodu swoich umiejętności i niespodziewanie spotyka się z kolejnym inhuman. Powoli akceptuje swoje zdolności by w krytycznym momencie móc ich użyć. To była efektowna scena gdy fala uderzeniowa powalała w zwolnionym tempie drzewa. Nieźle. A potem załamanie się bohaterki. Teraz natomiast dojdzie do treningu i dalszego zgłębiania świata superludzi. Będzie Raina, będzie Cal i kto jeszcze?

Sceny akcji były wyśmienite w tym odcinku. Trochę przesadzone, w końcu to serial komiksowy, ale w takim pozytywnym stylu. Odbijanie lotniskowca mogło mieć większą skalę, ale  ponowne oglądanie Lucy Lawles jako Hartley dało mi mnóstwo satysfakcji. Tak jak pojedynek Bobbi/May. Piękna, pomysłowa choreografia, z takim tańcem jaki lubię.

Ostatnia scena mimo przygnębiającego odcinka miała pozytywny wydźwięk. Culson i Hunter w barze, luźna rozmowa, umowa o pracę na serwetce (a może zlecenie? chociaż Culson na takiego nie wygląda) i perspektywa walki o przyszłość SHIELD. Nie mogę się doczekać następnego odcinka. Czyli standard.

OCENA 5/6

Person of Interest S04E18 Skip
Jaki dobry odcinek. Niby chaotyczny z poszarpanymi wątkami i dużą ilością scen, ale z wciągającymi historiami balansującymi między dramatem i humorem. Brawo! A teraz panowie scenarzyści proszę zakasać rękawy i zacząć opowiadać historię, która zostanie zwieńczona w finale.

Część "policyjna" odcinka zyskała dzięki zjawiskowej Katheryn Winnick wcielającej się w łowczynię nagród. Twarda i zadziorna niczym Lagherta z Vikings z dramatyczną (i niestety w pewnym momencie przewidywalną) historią. Stanowiła udaną parę z Johnem, a powracające żarty choćby ten z kajdankami dawały radę. Poproszę o powrót w przyszłości. W tym wątku zaskoczyła mnie Harper. Chciałem by jeszcze raz zagościła i tak się stało. Znowu psuje krwi Johnowi, a na końcu okazuje się, że jej zleceniodawcą jest Maszyna. Czyli jednak armia się powiększa. Mogliby tylko zintensyfikować rekrutację.

Ciekawsze były sceny Root/Finch bo pokazywały kolejne reperkusję po "śmierci" Shaw i w jakim stanie emocjonalnym są bohaterowie. Mrs. Grooves by nie odczuć kolejnej straty była w stanie zabić niewinną osobę natomiast Harold z tych samych pobudek był gotowy się zabić. Mocna scena między tą dwójką i wymiana światopoglądów, które sprowadzają się do jednego - zrobią wszystko by nie zaznać kolejnej straty.

Powróżę z fusów i kości ptaków, ale wydaje mi się, że śmierć nawiedzi jeszcze ten sezon. Dokładnie zapuka do Johna i odbierze mu Iris. Tak by poznęcać się troszkę nad już umęczonym bohaterem. Drugi powrót to angaż aktorki do serialu Outcast. Raczej dwóch seriali nie udźwignie.

OCENA 4.5/6

Supernatural S07E16 Out With the Old
Dobry odcinek, który niespodziewanie zahaczył o główny wątek sezonie. I mam wrażenie, że zupełnie niepotrzebnie. Lekkie polowanie na magiczne artefakty przez pierwsze 20 minut było udane. Tak jak oglądanie kolejnych kreatywnych zgonów. Przeklęte baletki i czajniczek - kapitalnie nakręcone sceny gore. Oglądałbym więcej tego typu pomysłów. Lewiatany wypadły komicznie, zbytnio przerysowani jak na potężne byty. Nie potrafiłem się z nich śmiać, a chyba taki był zamysł scenariusza tego odcinka. Ich plan też mnie nie obchodzi. O wiele ciekawsze jest dla mnie zmaganie Sama z Lucyferem i liczę, że na to zostanie niedługo położony większy nacisk.

OCENA 4/6

The Flash S01E16 Rogue Time
Oglądając ten odcinek miałem wrażenie jakby scenarzyści nie mieli pojęcia czym jest ripple effect. Wells straszy nas jaki czas jest kruchy, jakie olbrzymie konsekwencje będzie miało naruszenie biegu wydarzeń i olaboga wszechświat eksploduje. Tylko, że nie. Już pomijam absurdalną tezę o kruchości czasu. Przeszkadza mi, że naruszenie kontinuum musi mieć katastrofalne skutki. Niby czemu? Przecież wszechświat nie zakłada, że musisz zapłacić za utworzenie nowego timeline'a. Powstaje nowa rzeczywistości i tyle. Lepsza lub gorsza, ale wynik jest konsekwencją podjętych działań, a nie zemstą bożka czasu. Dlatego Cold i Heat Wave nie mieli prawa pojawić się w tym odcinku. Szybsze złapanie Wizarda nie mogło do tego doprowadzić. Jest to jeden wielki bullshit. Jedyne negatywne skutki podróży w czasie są efektem wiedzy Barry'ego o alternatywnych wydarzeniach. I złośliwości scenarzystów. Bo jego idiotyczne zachowanie było... idiotyczne. Niby geniusz, ale nie widać tego po nim. Jednak jeszcze mniej podobało mi się wytłumaczenie Catlin i udawanie choroby psychicznej Barry'ego. To już lekka przesada, prawdziwy bohater powinien ponieść konsekwencje swoich czynów. I tak wróciliśmy do statusu sprzed poprzedniego odcinka.

Jednak mimo wszystko bardzo dobrze mi się to oglądało. Bo Cisco dostał dużo czasu. Bo Snart i Rory posiadają komiksową charyzmę. Bo Reverse wrócił. Bo nawiązano do sceny Cisco/Wells z poprzedniego odcinka tylko odwrócono jej wymowę. Bo Cold zna tożsamość Flasha. Bo było dużo humoru. Wyśmienita robota chciałoby się zakrzyknąć gdyby nie te nieszczęsne wormhole do alternatywnych światów.

OCENA 4.5/6 

The Flash S01E17 Tricksters
Komiksowe seriale CW po podróbce Batmana i Iron Mana doczekały się Jokera. I wcale mi to nie przeszkadza. Mark Hamill w roli Trickstera jest fenomenalny. Przerażająca mimika, opętańczy śmiech, maniakalny wygląd i fascynujące dialogi (odwołania do Breaking Bad i Star Wars FTW!). Szalenie dobra robota! Widać, że mroczna strona jest w nim silna. Czekam na jego powrót, ta nieprzewidywalność jest w serialu potrzebna. Swoją drogą jak tak dalej pójdzie to do końca sezonu serial przedstawi wszystkich najważniejszych przeciwników Flasha. Mam w takim razie nadzieje, że ogólny zarys kolejnej serii już jest i nie będzie łatanie odcinków jakimiś stworzonymi na chybcika villianami tygodnia.

Proceduralna sprawa odcinka była świetna, a najlepsze, że odnosiła się do metaplotu sezonu. Wyjawiono co działo się 15 lat temu i zostałem niesamowicie zaskoczony. Wells i Thawne to dwie zupełnie różne osoby. Ten drugi ukradł życie pierwszemu by wrócić do swoich czasów. Gamechanger. To tworzy wiele możliwości na przyszłość. Bo co jeśli Wells w jakimś stopniu dochodzi do głosu bo Thawne przejął część jego osobowości? To by trochę skomplikowała przyszłość i można by liczyć na "dobrego" Wellsa.

Jak mnie drażnią scenarzyści niepotrafiący dowartościować kobiecych postaci! The Flash wygląda lepiej niż Arrow, ale traktowanie Iris jak porcelanowego słonika działa mi nerwy. Nie mówmy jej prawdy bo może jej nie znieść, wymyślmy naiwne kłamstwo by ją chronić - myślą bohaterowie. A ja nie mogę tego znieść. Jeszcze Eddie został w to wszystko wciągnięty, aż mi go szkoda.

OCENA 4.5/6

The Last Man of Earth S01E03 Raisin Balls and Wedding Bells
Serial dalej śmieszy, ma swoje momenty gdy pozwala zaszaleć bohaterom w opuszczonym świecie, ale relacje między nimi mnie powoli zaczynają irytować. Ba, Phil i Carol robią się denerwujący, a nie śmieszni. Jednak najgorsze było oglądanie ich nocy poślubnej. Nie wiem czy celem było zażenowanie widza. Jeśli tak to udało się. Jeśli chodziło o pokazanie ślepego dążenia mężczyzny do zaspokojenie swojego popędu seksualnego to nie za bardzo. Dobrze jednak, że są sceny z piłkami i montaże z zabawami Phila. A na końcu pojawiła się zjawiskowa January Jones. Pewnie wątek trójkącika będzie męczący, ale liczę że wciąż od czasu do czasu uda mi się zaśmiać.

OCENA 4/6