niedziela, 27 października 2013

Serialowe podsumowanie tygodnia #56 [21.10.2013 - 27.10.2013]

SPOILERY


Arrow S02E03 Broken Dolls
- gdyby ktoś mi powiedział kilka miesięcy temu, że w październiku z niecierpliwością będę czekał na nowe odcinki Arrow to bym go wyśmiał. Teraz tylko odliczam dni do kolejnego epizodu, takie to dobre. Dalej ma swoje wady, ale jak się już do nich przywykło to można się skupić na mięsku, a to jest bardzo soczyste
- sam nie wiem co było najlepsze w odcinki, niemal każdy z kluczowych elementów był na swoim miejscu. W sumie to irytowały tylko trzy rzeczy - Laurel na którą coraz ciężej się patrzy, wściekła Thea która w tym sezonie nie zrobiła jeszcze nic ciekawego i Moira dla której kara śmierci jest ok póki ma dobre relację z dziećmi, ale tu przynajmniej na plus wyszła Teryl Rothery, którą zawsze dobrze zobaczyć.
- wątek Dollmakera mroczny. Szkoda, że to The CW bo na innych stacjach by pewnie jeszcze lepiej wyszedł, tutaj widać, że sporo rzeczy poszło pod nóż. Trochę mi przypominał odcinek Marionette z Fringe, ale brakowało mu trochę upiornego klimatu. Samo śledztwo i team up z Lancem udane. I jeszcze Felicity podczas akcji. Podoba mi się. Bez sensu tylko, że nie zainstalowali sobie furtki w systemie policji i jak im będzie coś potrzebne znowu będą się musieli włamywać do budynku
- Kanarek dostał sporo czasu antenowego, ale mi wystarczyły 2 pierwsze minuty odcinka by go pokochać. Umie walczyć, ma piękny styl i posługuje się sonicznym dźwiękiem niemal jak komiksowy pierwowzór. I jeszcze jej zaskakujące back story - powiązanie z League of Assassins i Ras Al Gulem. Dobrze! Mitologia świata się rozwija i coraz więcej powiązań z DC. Czekam tylko na jakiś mocny twist teraz. A co by było jakby Kanarek miał na imię Talia i okazała się córką Rasa? To by było coś
- wyspa nigdy nie nudzi. Kiedyś najlepszy element serialu, teraz miłe uzupełnienie. Ostrzał artyleryjski był głupi, ale wyszedł efektownie. Lepsze jednak reperkusje. Slade w płomieniach - czyżby spaliło mu twarz? Może od tego momentu zacznie nosić maskę i przyjaźń z Oliverem zmieni się w nienawiść? I gdzie ten statek płynie? Nie sądzę żeby to oznaczało koniec wyspy, ale może opłynięcie jej i nowe miejscówki? Na pewno coś nowego się pojawi i związanego z ciałami żołnierzy. I kim są inni więźniowie?
- znowu udało mi się wyłapać kilka komiksowych smaczków - niewiele, ale zawsze to coś - prawnik Dollmakera to Tony Daniel czyli jeden z rysowników DC, a pokój w którym zatrzymał się Lalkarz miał numer 52 czyli magiczna liczba DC.

OCENA 4.5/6

Brooklyn Nine-Nine S01E05 The Vulture 
- ogromnie cieszy mnie, że serial dostał zamówienie na cały sezon i slot po Super Bowl bo to jest świetna komedia. Śmieję się niemal na każdej scenie i ciesze się, że wszyscy bohaterowie mają coś do zaoferowania i nikt nie robi za nudne tło, a dostają odpowiednią ilość czasu na ekranie. Brakowało mi takiej komedii
- motyw Sępa wyszedł przednio. Flashbacki ze starych spraw, obmyślanie sposobu zemsty gdzie brylował Charles i w końcu rozwiązywanie morderstwa po pijaku. To wszystko okraszone doskonałymi dialogami oddającymi dynamikę między tymi postaciami
- drugi wątek to wypad na strzelnice gdzie zarządził sierżant Terry. Zestawienie mięśniaka ze strachem przed oddaniem strzału to prosty pomysł, ale sprawdza się idealnie. Gina jednak nie odstępowała mu na krok. Więcej jej w przyszłości! 
- i jeszcze trafił się cudowny żart o kobiecych torebkach. I jak tu nie lubić tego serialu?

OCENA 4.5/6


Brooklyn Nine-Nine S01E06 Halloween
- znowu doskonale się bawię. Tym razem trzy udane wątki i każdy równie śmieszny. Przekręt w wykonaniu Jake'a wypadł dobrze. Od razu było wiadomo, że wykonuje swój plan, ale przedstawiono to w taki sposób, że i tak nie czuć było znudzenia czymś oczywistym. Amy i Boyles w przebraniach byli jeszcze lepsi. On zafascynowany Halloween, ona nienawidząca przebierańców. Trzeci wątek to przeszłość Rosy. Jej postać mnie strasznie śmieszy. Jest tak bardzo przerysowana, a mimo to wcale to nie przeszkadza 
- do tego mnóstwo niezłych żartów - nazwa sextaśmy Amy, królewskie dziecko czy szachy Peralty. Uwielbiam ten serial!

OCENA 4.5/6 

Castle S06E05 Time Will Tell
- Joshua Gomez ukradł ten odcinek. Z przekonaniem opowiadał o tym jakim jest podróżnikiem w czasie i desperacko próbował uratować przyszłość. I jeszcze historię o wojnach energetycznych i przyszłości Ricka i Kate - dawno tak głośno nie śmiałem się na tym serialu. Takie występy gościnne to ja lubię
- sama sprawa też szalona. Dużo zwrotów akcji, fascynacja Ricka podróżami w czasie, Esposito jako fan Doctora Who, serialowy żart na koniec odcinka i jakiś tam zwrot akcji na końcu z wyjaśnieniem. Fajnie jednak jakby w finale sezonu była futurospekcja z Beckett jako panią senator. Taki kolejny żarcik
- nie zabrakło też rodzinnej dramy u Ricka. Wszystko to podane ciepło i zabawnie czyli w takiej formie za którą lubi się ten serial. Alexis się wyprowadza, szkoda, ale pewnie dużo rzadziej się nie będzie pokazywać niż ostatnio.

OCENA 4.5/6


Dracula S01E01 The Blood is the Life
- jakie to było przeraźliwie nudne! Nie oczekiwałem wiele po tym serialu, a dostałem jeszcze mniej. Ciężko się to oglądało, brak klimatu i wątków, które by zaciekawiły, fatalnie napisane dialogi i przydługie i nic nie wnoszące sceny. Dam mu jeszcze szansę bo nie oglądam obecnie wiele seriali, ale boję się, że będzie tylko gorzej bo widzę sporo wątków które mogą być tragiczne
- w sumie podoba mi się tylko to, że Dracula nie może wychodzić na słońce i zabija innych by się pożywiać. Bez skrupułów jak rasowy drapieżnik. I jeszcze walczy z gorszymi od siebie. A przynajmniej tak próbują nam wmówić. Zakon Smoka na razie nie wypada przekonująco, a raczej zabawnie. Podoba mi się jeszcze nowa rola Van Helsinga. 
- nie podobają mi się dwie żeńskie postacie - Mina i Lucy. Fatalna Jessica De Gouw, która zepsuła kilka odcinków Arrow sprawia, że ciężko brać ten serial na poważnie. Ukochana z przeszłości, miłość od pierwszego wrażenia, niepokojące sny i drętwa gra aktorska. Dramat. Kate McGrath lubię z Merlina. Tutaj nie ma wiele do grania, dziwnie się patrzy na nią w blond włosach, a do tego jej postać wydaje się nie na miejscu 
- jednak najbardziej irytuje mnie brak klimatu. Niby końcówka XIX wieku, ale poza scenografią nic na to nie wskazuje. Rozwiązłość obyczajów, kobiety równe mężczyzną, dziennikarze i wykłady na uczelni jak za naszych czasów. Zero problemów z epoki, zero klimatu, który ratowałby ten serial. Nie trzeba by było zbytnio modyfikować scenariusza by dostosować go do naszych czasów. 

OCENA 2.5/6

Homeland S03E04 Game On
- widziałem na necie, że są duże rozbieżności z oceną tego odcinka. Od 1.5/5 do 9/10. A dla mnie odcinek przeciętny. Za dużo w życiu widziałem cliffhangerów i szokujących twistów fabularnych żeby takie coś mnie zaskoczyło. Przecież jasne było, że Carrie nie zdradzi. Jasne było, że powie Saulowi o wszystkim. Jeszcze lepiej jak się okazało, że Saul wie, że Carrie gra. Podoba mi się taki rozwój wypadków. Mniej mi się podoba jak do tego doszło. Ciężko mi to określić, ale mam wrażenie, że za dużo tutaj przypadku, a bizantyjska intryga jest zbyt zakręcona. O wiele bardziej mi się podobał ten powolny Homeand z pierwszego sezonu gdzie przez cały odcinek Carrie wpatrywała się w monitor obserwując Brodyego niż teraz gdy jest taka złożona intryga
- co by jednak nie mówić Clare Danes gra fenomenalnie. To jest jej serial. Szczególnie mocny był początek jak Carrie obserwuje pacjentkę, która świruje. Ciekawi mnie tyko od czy Clare wiedziała, że Carrie gra czy to wszystko zostało później dopisane bo ma się wrażenie, że Carrie wcale nie zdaje sobie sprawy z planu, którego jest autorką...
- u Jessicy ciąg dalszy wątku "mąż zniszczył mi życie, nie jestem taka jak on", a u Dany "kocham wariata, nienawidzę ojca bo mnie oszukiwał". Nudy...

OCENA 4/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S01E05 Girl in Flower Dress
- piąty odcinek, a ja dalej nie mogę się wciągnąć i oglądam bez przekonania. Ten odcinek nie był najgorszy, ale irytuje mnie przegadanie tego serialu. Za dużo nudnych scen przeciąganych w nieskończoność. Jak prolog z piromantą czy półnagą Skye. Te rozmowy nie chciały się skończyć. Dobrze, że w międzyczasie było trochę humoru i stosunkowo efektownie
- ruszył się wątek tajemniczej organizacji z pierwszego odcinka. I patrząc w jakim tempie się rozwija to będzie się jeszcze ciągnął co najmniej do końca sezonu. Dobrze, że coś jest szkoda, że nudnego. Robienie superżołnierzy już tyle razy było wałkowane na różne sposoby...
- nie podoba mi się też wątek Skye. O ile jeszcze jej wahanie i krycie chłopaka całkiem niezłe tak poszukiwanie rodziców zapowiada się męcząco. Nie lubię tego typu rzeczy i średnio mnie obchodzi przeszłość bohaterów i problemy z dzieciństwa. W The Blacklist, The Tomorrow People i Sleepy Hollow to samo...

OCENA 3.5/6

Masters of Sex S01E03 Standard Deviation
- jak zwykle znakomity odcinek. Pokłony przed scenarzystami i Sheenem za to że stworzyli taką wielowymiarową postać. Raz się kibicuje Mastersowi, a raz nazywa się go największym dupkiem. Bo okłamywanie żony jest okrutne, szczególnie jak widzi się w jakiej rozsypce się znajduje. Mocna też była końcówka - nie zawahał się zaszantażować przyjaciela, któremu wszystko zawdzięcza byle tylko kontynuować badania. Takie postacie właśnie lubię.
- ciekawie wypadł wątek czworaczków. Ethan za wszelką cenę chciał zostać gwiazdą w mediach i obróciło się to przeciw niemu. Czekam na kolejne starcie jego i Williama.
- inne ciekawe sceny to te z Betty. Od komedii do tragedii. Znowu pokazano do czego są zdolni ludzie, jak się okłamuje ludzi z miłości czy dla pieniędzy i zawziętość Mastersa, który odnosi porażkę
- nie można też zapomnieć o scenach w burdelu podczas masturbacji. Masters narzeka, że wyniki mogą być zakłamane, ale nie bierze pod uwagę tego, że ma za małą próbę, a ludzka seksualność wymyka się kategoryzacji i do każdego trzeba podchodzić indywidualnie. I do tego przekrój problemów z tamtego okresu
- wciąż było tez gęsto od klimatu lat '50. Widać ile kasy włożone w stroje i scenografię, robi to wrażenie. Tak jak oddanie ducha tamtej epoki - zachowanie gejów, homoseksualizm jako tabu czy dziwne zachowanie wobec kobiet na wysokich stanowiskach

OCENA 5/6  

Person of Interest S03E05 Razgorov
- panie z Person of Interest znowu dały czadu i odstawiły Johna i Fincha na drugi plan, ale po kolei. Sprawa dobra, ładnie powiązana z wątkiem HR przez co jeszcze bardziej wciągała mimo, że nie lubi oglądać skorumpowanych policjantów w tym serialu. I jeszcze dużo humoru dzięki dziewczynce. Wszystko zagrało tak jak powinno
- jednak najlepsze było to co wyczyniała Shaw. Zdaje sobie sprawę, że jej postać jest niesamowicie przerysowana, ale za to ją lubię. Lubi walkę, chcę zabijać, jest wiecznie wkurzona i dobra w tym co robi. A zdjęcia i charakteryzacja tylko podkreślają jej drapieżną naturę. Pojawiły się też flashbacki z jej życie, nic nowego nie wniosły, ale zdradziły jej prawdziwe imię. Miło się je oglądało, ale liczę, że następne będą jak będzie co najmniej 10 lat starsza
- równie dobre sceny miała Carter. Może i na początku typowy standard dla niej - tajemnicza i działa na własną rękę, ale niespodziewane splecenie dwóch wątków (uśmiech na twarzy gdy Carter i John na siebie wpadli na ulicy zapatrzeni w ślad GPS) sprawiło, że jej śledztwo mocno ruszyło do przodu. I na koniec finałowe starcie z Laskym. Wow! Tego się absolutnie nie spodziewałem. Carter gra twardo, od początku wie co się dzieje, a teraz jeszcze ostrzej walczyć z HR. Podoba mi się to.
- i na koniec małe zaskoczenie. Pojawienie się Root. W mieszkaniu Shaw! Szykuje się w następnym odcinku kolejne elektryzujące spotkanie tej dwójki.

OCENA 4.5/6

The Walking Dead S04E02 Infected
- kolejny znakomity odcinek. Tak jak przewidywałem wybuchła epidemia. I to jest strasznie depresyjna wiadomość. Bo ludzie, którzy są odporni na wirus zombie, przeżyli horror i znaleźli względnie bezpieczną przystań umierają teraz na coś tak prozaicznego jak grypa.
- podoba mi się też to co dzieje się z dziećmi w tym świecie. Śmierć jest im bliższa niż powinna i dorastają w okropnych warunkach, które je zmieniają. Przerażające jest to, że wciąż mają mentalność dzieci, ale by przetrwać muszą posiadać instynkt mordercy
- kolejna mocna scena to Rick zabijający prosiaki. Coś co dawało mu radość z życia, zwierzęta o które się troszczył, musiał poświęcić by przetrwać. Te świnie były w zeszłym odcinku zwiastunem nadziei, pokazaniem, że jest inna droga, nie trzeba koniecznie mordować i babrać sobie rąk krwią. Nic z tego. W tym świecie mogą żyć tylko najtwardsi
- postać Michonne dalej jest tajemnicza, ale coraz więcej o niej wiadomo. Już gdy irytowała się na płaczące dziecko było wiadomo, że coś innego ją irytuje. Załamała się potem gdy Beth poprosiła ją o pomoc. Czyżby to strata dziecka tak ją zahartowała?
- najciekawszy jest wątek zdrajcy w więzieniu. Kto dokarmia zombiaki? Kto zamordował Karen? Zapewne ktoś z nowo przybyłych. Tylko czy już go widzieliśmy? Najbardziej prawdopodobny wydaje się Bob bo najczęściej się pojawiał, ale może to ten nowy doktorek? Albo jakaś choroba psychiczna u kogoś starego?
- fajnie, że więzienie zostało ufortyfikowane i regularne oddziały robią czystki przy siatkach tylko czemu nie pracują oni na zmiany? Trochę mnie to dziwi bo powinni oni nieustanie wybijać szwendaczy, a nie czekać aż się ich namnoży. Trochę głupio, że bardziej się nie wzmocnili. Palisade powinni wybudować na około więzienia albo wykopać rowy. Zombie wpadają, a oni je tylko dobijają. Więcej inwencji poproszę 

OCENA 5/6

niedziela, 20 października 2013

Serialowe podsumowanie tygodnia #55 [14.10.2013 - 20.10.2013]

SPOILERY


Arrow S02E02 Indentity
- co za cliffhanger! Jasne, zostanie szybko rozwiązany, Oliver wywinie się z sytuacji bez wyjścia, ale i tak zwiększa ochotę na kolejny odcinek. Zwłaszcza, że poprawiono sporo rzeczy, które szwankowały w pierwszym sezonie
- sam epizod bardzo dobry. Wróciła China White i przyniosła ze sobą Bronze Tiger'a aka Wolverina dla ubogich. Walki może nie były jakieś ekscytujące, ale na zadowalającym poziom.
- podoba mi się jak wygląda fabuła tego sezonu. Widoczne są reperkusję trzęsienia w Glades, zawirowania polityczne i nazwisko Olivera w mediach. Ma się przez to uczucie większej spójności pomiędzy kolejnymi odcinkami. Do tego w mieście roi się od bohaterów. Kanarka wprawdzie nie było teraz, a Roy zabawia się dalej. Jednak ostatnia rozmowa z Hoodem niespodziewana. Mam tylko nadzieje, że tak do połowy sezonu dowie się kto kryje się pod kapturem bo to sprawi, że postać Theii stanie się ciekawsza.
- Felicity jak zwykle rządzi. Narzekanie na bycie sekretarką, rozmowy o kawie i popisywanie się hakerskimi umiejętnościami. I to jak opowiadała jak to się jej podoba co robi w nocy z Olliem. Twórcy wiedzą, że ta postać jest ulubienicą fanów i umiejętnie z to wykorzystują
- sceny na wyspie jak zwykle jedne z najlepszych. Shado mówi, ze wyspa nie może zmienić człowieka, a Slade odwrotnie. Teraz Oliver sam musi zacząć kierować swoim losem. Jest też wątek japońskich żołnierzy z II wojny światowej - czego takiego tam szukali? I wyjaśniło się pochodzenie kamienia który Ollie dał Thei. Trochę creepy.
- dziwi mnie tylko, że Oliver dalej nie skreśla kolejnych nazwisk. Bo z tego co kojarzę to trochę mu zostało w tym notesiku
- na rozmowy z Lauriel i Roy/Thea spuszczę zasłonę milczenia bo po raz kolejny fatalne...
OCENA 4.5/6

Castle S06E04 Number One Fan
- ciężko mi wytłumaczyć czemu, ale podobało mi się jak został nakręcony ten epizod. Miałem wrażenie, że kamera lepiej pracowało niż zwykle, a i sprawa była dużo bardziej wciągająca niż średnia serialu. Pewnie dlatego, że dość nietypowa forma bo Rick próbował oczyścić swoją psychofankę z zarzutów morderstwa, ale tak czy inaczej przyjemniej niż zwykle mi się to oglądało. Dodatkowy atut to Kate nie pracująca dla NYPD i śmieszne sceny w domu Ricka. Oby tak dalej bo ten sezon Castle trzyma całkiem niezły poziom

OCENA 4/6

Homeland S03E03 Tower of David
- czemu oglądałem pierwszy sezon Homeland? Dla historii. Czemu oglądam teraz dla fenomenalnego aktorstwa. Wiele więcej mnie nie ciągnie do serialu. Fabularnie jest słabiutko, a twórcy kolejny raz oszukują w wywiadach. Pierwotnie zakładano, że Brody miał pokazać się dużo później, a odcinek w 3/4 poświęcony jemu chyba jasno wskazuje, że odegra on jeszcze dużą rolę w sezonie. Szkoda, że pierw producenci paplają jęzorem, a potem wymyślają historię
- sceny z rudym jak zwykle świetnie zagrane przez Lewisa, ale nie kupuje tego. Miał uciekać do Kanady, a trafił do Wenezueli. I jeszcze jakimś cudem został postrzelony i jest w rękach kogoś związanego z Carrie. Grubymi nićmi to szyte. Bandzior jak i lekarz są zbyt przerysowani żeby traktować ich poważnie przez co sceny z ich udziałem są strasznie odrealnione. I jakby tego było mało Esme zadurzyła się w Brodym i postanowiła mu pomóc, a potem czuła się odrzucona. Serio?! Tak ma wyglądać serial, który walczy o najważniejsze telewizyjne nagrody? Szykuje się jeszcze uzależnienie Brodyego od heroiny. No bo skoro Danes gra szaloną bohaterkę to i Lewis musi dostać jakiś materiał by powalczyć od statuetkę.
- u Carrie troszeczkę lepiej. Ale tutaj też za bardzo szczęście sprzyja głównym bohaterom, a inni odgrywają rolę im podrzędną. Abby ulega urokowi Carrie, zataja przed przełożonymi jej ataki oraz na boku organizuje jej spotkanie. Serio?! Kalka z wątku Brodyego. Clare gra fenomenalnie, serial można oglądać tylko dla niej, ale trochę poszanowania dla widza. Obłęd zaczyna się coraz bardziej nudzić.
- dwie rzeczy uratowały ten odcinek. Pierwsza z nich to imam nazywający Brodyego terrorystą, a potem ginący wraz wraz z żoną. Druga to tajemnicza firma zwracająca się do Carrie z ofertą pomocy. Dobrze się to zapowiada i jest nadzieje, że w końcu coś się zacznie dziać.

OCENA 3/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S01E04 Eye Spy
- zaskakująco dobry odcinek. Nie jakiś wspaniały, ale całkiem przyjemne bez jakiś irytujących momentów. Nawet Skye pierwszy raz miała co robić i podczas misji używała swoich hakerskich umiejętności.
- podoba mi się, że znowu zostawiono uchyloną furtkę i wciąż nie wiadomo o co chodzi. Agenci rozwiązują kolejne sprawy, ale nieśpiesznie buduje się mitologia serialu. Kto tym wszystkim sterował i jaki jest ich cel? Co to za tajemnicze równania? Co do cholery jest nie tak z Culsonem? Pewnie pierwsze odpowiedzi padną podczas november sweeps by podbić oglądalność
- strasznie śmieszny jest ten serial. Już mniejsza o duet Fitz-Simmons czy drobne utarczki słowne między innymi agentami. Śmieszne jest to, że SHIELD lepiej dogaduje się z władzami Białorusi, którzy nie mają nic przeciwko Amerykańskim agentom niż z Republiką Malty
- scena po napisach kapitalna. Fitz grający w pokera z Wardem i używający nowej technologii. Cudne! Brakuje mi właśnie podczas odcinka takich zwykłych, rodzinnych scen w Autobusie, które zacieśniałyby więzy w drużynie. No i Fitz-Simmons też mogliby przejść jakieś szkolenie do pracy w terenie, a nie tylko Skye 

OCENA 4/6

Person of Interst S03E04 Reasonable Doubt
- zniżka formy. Jedynie proceduralna sprawa i delikatnie poruszony wątek HR co nie musiało akurat mieć miejsca bo sprawa była jasna. Młody ma śledzić Carter. Pewnie jest tylko narzędziem i nie wie wszystkiego, ale narobi kłopotów.
- śledztwo odcinka nieźle poprowadzone. Dużo zwrotów akcji, dobrze zagrana wrobiona bohaterka i powolne odnajdywanie prawdy. W sumie z początku było wiadomo, że nic nie jest takie jak się wydaje, ale i tak odcinek parę razy zaskoczył. I ta końcówka. Reese nikogo nie ratuje i pozwala się toczyć sprawą. Bo to byli źli ludzie. I to nie pierwsze takie zagranie z jego strony
- odcinek miał dużo śmiesznych scen, ale to już standard. Gdy Misiek pojawia się na ekranie od razu weselej. Tak jak Shaw chcąca zabijać ludzi. Chociaż z tym akurat już przesadzają i boję się, że zrobi się to nudne
- ogólnie odcinek na minus mimo kilku przyjemnych scen. Równie dobrze mogłoby go nie być i historia nic by nie straciła

OCENA 3.5/6 


Sleepy Hollow S01E05 John Doe
- najsłabszy odcinek i to jeszcze przed 3 tygodniową przerwą. Nie zmienia to jednak faktu, że niecierpliwie czekam na powrót bo to najlepsza premiera jesieni. Szkoda tylko, że zabrakło mocnego cliffhangera i czegoś szokującego. Poprzedni epizod byłby lepszy by pozostawić ludzi w zawieszeniu
- tym razem historyjka była nudna. Fajnie, że znowu serial przepisuje historię Stanów, ale to chyba największy plus. Z Zaginioną Kolonią lepiej poradził sobie Supernatural z odcinkiem Croatoan. Tutaj jakoś to nie wciągnęło i brakowało intrygujących pomysłów. Niby pojawia się kolejny jeździec (zajebisty design! uwielbiam jak oni wyglądają), ale ten plan jest głupi. Tak jak jego powstrzymanie. Typowy odcinek-zapychacz. Szkoda
- ciesze się, że Katrina pojawiła się na chwilę. Siedzi w Czyśćcu (widać, że stajnia Abramsa jest odpowiedzialna za serial), ale wciąż jest tajemnicą czemu Moloch ją tam więzi.
- najlepszy w epizodzie i tak był Crane. Żarty z plastiku, smartfona czy to dziwne spojrzenie na myjkę wygrały ten odcinek.
- ciekawie wyglądało też to co działo się w tle na komisariacie. Gonzales grzebie w przeszłości Crane'a i dowiaduje się, że rzeczywiście uczy taki na uniwersytecie. Kto załatwił mu przykrywkę? A może to jego jakiś potomek? Dobrze to wygląda, kolejne tajemnica

OCENA 3.5/6

Sons of Anarchy S06E03 Poenitentia
- ten sezon na pewno nie skończy się dobrze dla SAMCRO. To dopiero trzeci odcinek, a atmosfera nie dość że się zagęszcza to jeszcze pojawiają się kolejne wątki, które mocna odbiją się na bohaterach
- najmniej groźna wydaje się Wendy. Zbliżyła się do Gemmy, opowiedziała jej historyjkę o gwałcie co musiała do niej trafić i teraz są ze sobą bardzo blisko. Tylko co ona kombinuje? Może i do niej dobrał się Toric? Bo to jej pojawienie się w klubie było grubymi nićmi. Jax ją nie tak dawno naćpał, a teraz ona idzie go prosić o pomoc? Prędzej szykuje jakąś zemstę
- sam wątek Torica jest dziwny. Serial dzięki niemu niesamowicie epatuje brutalnością. Scena z otwieraniem butelki straszna. I to jego "a jednak są odkręcane" upiorne. Trochę tylko niepotrzebne to zabójstwo prostytutki. Za dużo dziwnych rzeczy dzieje się w okół niego. I jeszcze będzie próbował wrobić Nero. Ciekawe czy ma on GPS w samochodzie co powinno zrobić sprawę jeszcze bardziej niepewną. Przez wszystko co się dzieje w okół Torica nie można z nim już sympatyzować. Zemsta za siostrę jeszcze ok, ale teraz za dużo tego.
- coraz bardziej podoba mi się postać grana przez Petera Wellera . Widać kto rządzi w porcie. I jeszcze nawet próbował jedi mind trick na persa. Cudowna scena na łodzi, jedna z lepszych odcinka. Jednak przypuszczam, że i z kontaktu z nim wyjdą kolejne konfliktu
- Clay wciąż żyję i nie zapowiada się żeby szybko zszedł z tego świata. Złego diabły nie chcą. Tylko o co chodzi? Jax trzyma go przy życiu bo umowa z IRA - to zrozumiała, ale czy i on nie kumpluje się z czarnymi braćmi? August może mieć swój własny plan i nie zdziwię się gdyby nie zabił od razu Tiga.
- co takiego Boby kombinuję? Zbiera Nomadów czy coś jeszcze? Bo nie wydaje mi się żeby tak po prostu szukał towarzystwa do jazdy. Nowy odział w starym duchu z dawnymi zasadami? Co na to Jax? Sytuacja między nimi jest już i tak napięta, a ostatnia młody Teller do najmądrzejszych nie należy.
- rola Unsera została ograniczona do robienia za niańkę. I zupełnie mi to nie przeszkadza bo to dodaje trochę humory do serialu  

OCENA 4.5/6 

The Tomorrow People S01E02 In Too Deep
- wiedziałem na co się piszę zostając przy tym serialu - debilne dialogi, drewniana gra aktorska i logika, która wzięła sobie wolne. Dalej jest głupio, ale mimo wszystko będę oglądał dalej. To jest idealne guilty pleasure, przynajmniej na jakiś czas. Dlatego nie będę się skupiał na minusach serialu bo jest ich zwyczajnie zbyt dużo. Napiszę tylko, że mam wrażenie jakoby Markowi Pellegrino nie chciało się grać w tym serialu i lepiej czuję się jako aktor występujący gościnnie w serialach. 
- największy plus to zachowanie Jedikiacha i Ultry - bezwzględni i na pewno ci źli. Zabijają mutanty, zabijają słabych, zabili by pewnie z chęcią wszystkich. Ciekaw jestem jak dalej będzie wyglądała tam praca Stephena i jego relację z wujkiem. Chciałbym też żeby rzeczywiście zaatakowali Ludzi Przyszłości i by młody miał się o co obwiniać 
- relację John/Cara/Stephen są bardzo słabe i zanosi się na głupi trójkąt. Dobrze, że przynajmniej ta pierwsza dwójka ma niektóre całkiem niezłe sceny np. podczas treningu
- albo napisze co mi się nie podoba - narracja Stephena otwierająca odcinek jest zbędna, niepotrzebny jest też jego wątek szkolny, głupie jest nazywanie go The Chosen One i to jak wpływa na grupę mimo idiotycznego zachowanie. A największy bezsens to niemożność zabijanie przez Tomorrow People. Toż to jest bez sensu. Okradanie banków i atakowanie innych ludzi ok, ale zabijanie już nie

OCENA 3/6

The Walking Dead S04E01 30 Days Without an Accident
- w końcu jest. Wrócił jeden z moich ulubionych seriali i nie zawodzi. Niektórzy narzekają na powolny start, ale ja tego nie zauważyłem. Jest klimat, jest i immersja. Ogląda się doskonale jak przed rokiem. Oby tylko nie powtórzył tej kilku odcinkowe wpadki jak sezon 3, ale nie ma co się martwić na zapas. 
- cliffhanger z poprzedniej serii dużo zmienił w serialu. Więzienie stało się nie tylko domem dla naszych ocalałych, ale też dla ludzi z Woodbury i innych, których odnaleziono i zaoferowana dach nad głową. I dobrze. Więcej ludzi, więcej potencjalnych trupów. Ale i ludzi o których można się martwić. Na razie jedynie nakreślono kilka postaci, będzie jeszcze czas by je rozbudować. Dużo miejsca poświęcono również Sashy i Tyreesowi. Widać, że odegrają większą rolę w tym sezonie. 
- podoba mi się, że więzienie nie jest domem tylko z nazwy. Widać jak się zmieniło, bogatszy wystrój pomieszczeń, bardziej ufortyfikowane, ale też ze stajnią i własnym ogródkiem. Lubię to. Szkoda tylko, że te rzeczy działy się poza ekranem. Z chęcią bym zobaczył jak robią plany, zasadzają pierwsze roślinki czy budują bramę. Albo jak rada przepycha kolejne pomysły i kłóci się o innym. Swoją drogą ciekawy pomysł z zarządem więzienia, które trzyma piecze nad nim i podejmuje kolejne decyzję. Ciekawe czy dalej będą jakieś konflikty i uwidocznią się jakieś grupki. Bo przecież taka społeczność nie może być wiecznie szczęśliwa i zawsze znajdą się jacyś wichrzyciele. 
- nową postawę Ricka interesującą się ogląda. Przestał się angażować w walkę i politykę, zajmują się ogródkiem, nawet ma wstręt wobec broni. Odnalazł trochę normalności. Tylko, że nie po drodze mu z nią. Wypadł za ogrodzenie i spotkanie ocalałej nie mógł się dobrze skończyć. Przez całą podróż do Eddiego nieustające napięcia, pytanie co takiego ten człowiek kazał robić Clarze, że wygląda tak upiornie. I na końcu okazuje się, że Eddie nie żyję, a ona go dokarmia. To jedyna rzecz jaka trzyma ją na świecie. Zdesperowana się zabija. Typowe depresyjne zagranie w The Walking Dead. Świat bez nadziei. Jednak najbardziej uderzyło mnie w tej scenie jak Rick odchodzi wraz z kanapką w ręku, którą wcześniej podarował Clarze. W tym świecie się nic nie marnuje i jakby nie były wstrząsające wydarzenia trzeba racjonalnie myśleć. 
- drugi istotny wątek w odcinku to wyprawa po zapasu. Jak zwykle coś musiało pójść nie tak. Od The Walking Dead nie wymaga co odcinek zabijania hord zombie i tryskającej posoki, ale przyjmuje to z radością. I tego nie brakowało. Wejście do supermarketu i oczekiwanie na wypadek. Odrobina humoru z udziałem Michone, trochę zapoznania się z postacią Boba i w końcu atak zombie. Z dachu! To był doskonały pomysł bo coś nowego. Nie wiadomo gdzie spadną, komu zagrożą. Wiadomo było za to że ktoś zginie. Padło na Zacha, który dostał wcześniej kilka scen. Jednak jego śmierć nie była tak szokująca jak reakcją Beth. Straciła chłopaka, ale nie uroniła nawet łzy. Śmierć to coś stałego w tym świecie. Nowi ludzie przychodzą i odchodzą. Ciężko jest się z kim na prawdę zżyć. 
- podobały mi się też sceny z Maggie i Glenem, ale to dlatego, że to moi ulubieńcu odkąd razem się pojawiają. Boję się, że któreś z nich zginie w tym sezonie. Dzisiaj zaczęło się jednak od troski Glena. Myślałem, że to standardowe "jesteś kobietą, kocham cię, nie ryzykuj na zewnątrz", ale nie. Było podejrzenie ciąży. I ta reakcja na koniec jak Glen dziękuje, że jednak nie ma w drodze dziecka. Kolejny raz podkreślono jak ten świat jest odmienny od naszego. 
- nie zabrakło też innych świetnych scen - dzieci nadające imiona szwendaczą, Daryl jako detektyw (już widzę te memy), nauka obchodzenia się z nożem, Michone i jej pragnienia dorwania Gubernatora, Bob trawiony głodem alkoholowym (lub wyrzutami sumienia), Rick zadający trzecie pytania, Beth resetując licznik dni. Tyle dobrego, a to zaledwie premiera
- mocno zapowiada się też następny odcinek - szwendacz w więzieniu. To będzie piorunujący początek. Tylko pytania co się tak na prawdę stało. Czy to tylko choroba? A może jakaś epidemia? W końcu świnka Violet też zginęła. Albo jakiś truciciel? Co jak co, ale udało się zbudować odpowiednią ilość napięcia i podkręcić oczekiwania względem następnego odcinka.  

OCENA 5.5/6

piątek, 18 października 2013

3 filmowe grosze #8

SPOILERY


Now You See Me
- jestem łatwy. Mówiłem to już nie jeden raz i powtórzę znowu. Nie trudno mnie kupić. Wystarczy jeden dobry pomysł, aktor, postać reżysera czy scenarzysty lub chociaż realia i jestem już na pokładzie. Tak było z pierwszym zwiastunem Now You See Mee. Pokazali trochę magii i się zakochałem. Bardzo chciałem by tego nie spieprzyli i na szczęście wyszło na moje. Przez cały film miałem radochę, banan mi nie schodził z ust i jeszcze zakończenie mnie totalnie zaszokowało. Takie filmy to ja lubię. O wiele lepsze od nowego Star Treka i Iron Mana, które ostatnio widziałem.
- błędy i rażące elementy oczywiście są, ale zaledwie kilka i po seansie się o nich nie pamięta. Może poza brzydkimi piraniami w CGI, ale to pewnie tylko ja tak mam
- trailer trailerem, ale jeszcze film mnie musiał do siebie przekonać. Kiedy do tego doszło? Na pierwszych scenach przedstawiających ekipę magików. Ich pierwsze występy i spotkanie. Nie minęło pewnie 10 minut, a ja już wiedziałem, że pokocham ten film. Może i bohaterowie nie wyróżniają się niczym szczególnym i mają ubogie backstory (poza zdolnościami magicznymi), ale aktorzy, którzy się w ich wcielili nadali im wyrazu. Jesse Eisenberg, Woody Harrelson, Isla Fisher czy nawet Dave Franco. Już od pierwszych scen się ich lubi, a potem ta miłość wzrasta i sięga zenitu podczas ich przedstawień. 
- dlatego trochę szkoda, że film w przerażającej części jest z perspektywy FBI i śledztwa w sprawie obrabowania banku. Bo to w gruncie rzeczy heist movie. Wielki plan i szersza perspektywa z mistycznymi, elementami. Gdzieś trafiłem na opinie, że film nie ma fabuły i scenariusza. I kompletnie się z tym nie zgadzam. Może i nie porusza on żadnych większych problemów i jest nastawiony na rozrywkę, ale nie znaczy to, że jest pusty i o niczym. Mnie zaskoczył swoją złożonością i kilkupiętrową intrygą, która zmuszała do negowania tego co się widzi i snucia teorii, które potem się rozsypywały jak domek z kart.
- zachwycają również bohaterowie drugoplanowi, którzy z biegiem czasu zyskują coraz większą rolę. Mark Ruffalo jako zmęczony życiem agent FBI daje radę, ale tutaj bryluje Morgan Freeman z Michaelem Caine. Niby stare pryki, ale kradną każdą scenę w której biorą udział. Niezwykle uroczo wypadła też Melanie Laurent czyli żydówka z Bękartów Wojny. Jej francuski akcent skradł me serce. Szkoda tylko, że jej wątek był trochę naiwny, ale i tak narobiła trochę zdezorientowania u mnie
- nie byłbym sobą gdybym nie napisał o realizacji. Wszystkie sztuczki pokazano fascynująco, a przedstawienie magików to wielkie show. Sceny akcji solidnie nakręcone, acz pościgów mogłoby być trochę mniej bo momentami ta cała bieganina męczyła. Zastosowano też kilka niezłych sztuczek reżyserskich, które umilają oglądanie. Była też idealnie ilustrująca akcje muzyka. Samodzielnie nic wartego większej uwagi, ale komponuje się z obrazem w taki sposób, że razem stanowią o sile przekazu
-ogromnie mnie cieszy, że zapowiedziano sequel. Nie będzie już taki świeży, zapewne gorsze niż oryginał, ale i tak czekam bo iluzjonistów nigdy za dużo. Boję się tylko w jaką stronę pójdzie film, ale pokładam wiarę, że będzie równie dobry co pierwsza część 

OCENA 5/6

The Lone Ranger 
- jestem jak Quentin Tarantino bo jak on uważam The Lone Ranger za jeden z lepszych filmów tego roku. Lepszy od Iron Mana 3 i nowego Star Treka. Idealne kino rozrywkowe. Świetnie nakręcone, dające mnóstwo zabawy, a przy tym poruszające jakieś głębsze tematy w taki sposób, że raz się człowiek śmieje, a raz nachodzi go refleksja. Przy tym wszystko to wyważone w taki sposób, że stanowi wybuchową mieszankę dla całej rodziny. No może jeśli dzieci będą miały te kilkanaście lat. 
- film w preprodukcji miał sporo kłopotów szczególnie z budżetem i ostatecznie kosztował ponad 200 mln dolarów. I to widać. Piękne krajobrazy, przepych na każdym kroku i widowiskowa akcja. Właśnie akcja - to ona stanowi o sile tego filmu. Czysta, niczym nie skrępowana rozrywka zaprzeczająca prawą logiki i fizyki. I tutaj to nie przeszkadza to jak w IM3 czy ST:ID gdzie świat powinien być spójny i trzymać się pewnych reguł. Tutaj bohaterowie co chwilę unikają śmierci w mniej lub bardziej widowiskowy sposób. Mnie konwencja przekonała od początku dlatego jak dziecko bawiłem się na finale gdzie był niemal 15 minutowy  pościg pociągów przy dźwiękach uwertury Wilhelm Tell Rossiniego. Perfekcyjna robota reżyserska gdzie postacie i humor wynikający z ich zachowanie łączą się z wybuchami i gnającymi ku zagładzie pociągami
- postacie to taki typowy zestaw przygodowy. Od zera do bohatera, dziwaczny mentor/sidekick/comic-relief o posturze Johnego Deppa ustylizowanego na Indianina, miłość życia (Alice Morgan!), główny zły i tajemniczy zły. Tylko, że zostali oni podani w taki sposób, że jest to ciekawe bo historia z przeszłości sprawia, że film uderza w smutną nutę. Pokazuje, że nie wszystko jest takie radosne i zabawne, że piękne czasy dzikiego zachodu o których krążą teraz legendy były brutalne, śmierć jest nieodłącznym towarzyszem przygody, a ludzie chcą się tylko bogacić i na każdego przyjdzie czas. Chwali się to, że mimo tej rozrywkowej otoczki jest to film z przesłaniem
- jest też koń. Koń i króliki. Dawno tak głośno się nie śmiałem z powodu tak prostych i absurdalnych wstawek komediowych

OCENA 5/6

World War Z
-  bałem się o jakość tego filmu. Słyszało się dużo o problemach z produkcją i reshotach, ale na szczęście specjalnie to nie zaszkodziło World War Z. Ogólnie jest to film dobry, ładniy wizualnie, dobrze zmontowany i pokazany, ale brakuje mu czegoś więcej poza zalewem efektów specjalnych. Letni blockbuster i nic więcej 
- film dzieli się na trzy główne części - pierwsza to kameralna opowieść o rodzince podczas wybuchu epidemii, druga to globalne wojaże w poszukiwaniu szczepionki, a trzecia to już heroiczny popis bohatera. I to jest kolejność od najlepszej do najgorszej części filmu. Niby z biegiem czasu stawka rosła, a wydarzenie były coraz bardziej istotniejsze to mi się najbardziej podobał początek. Gdzie rodzina jest najważniejsza, trzeba jej zapewnić bezpieczeństwo, jest pełen chaos, nie wiadomo co się dzieje i liczy się tylko by przetrwać. Pokazano degeneracje ludzi podczas zamieszek, jak się zmieniają i do czego są zdolni, uwydatniają się pozytywne i negatywne cechy. Zombie są przerażający i czuć, że każda scena jest w jakimś stopniu istotna. Dalej jest bardziej efekciarsko i wszystko robi się bez celowe. Jasne, wizualnie wciąż daje radę, jest kilka mocnych scen i dobrze się to ogląda, ale ostatecznie kończy się na przyjemnym seansie 
- rażą mnie przede wszystkim dziury logiczne i niektóre głupie zagrania, które im dalej tym bardziej się mnożą. Za dużo elementów do których można się przyczepić i za często jest pytanie "ale czemu on to robi?" i "czy nie lepiej byłoby?". Do tego niektóre wątki znikają lub tracą na znaczeniu, za dużo przypadku i szczęścia. 
- najbardziej mnie jednak irytuje, że ten film nie wiedział czym ma być. Wielkim widowiskiem i czystą rozrywką czy poważną dekonstrukcją epidemii zombie. Trochę tu tego i tamtego przez co obydwie warstwy narracyjne cierpią i są zrobione po łepkach. Bo przecież mamy Brada Pitta, który sam odmienia losy epidemii i zaraz obok jak sobie radzą inni. Wolałbym chyba pooglądać o tych innych, bo tak film jest za mało wiarygodny mimo jego starań
- na szczęście element horrorowy nie zwodzi. Kilka prostych straszaków, ciemne korytarze, skradanie się, pompujące adrenalinę walki i wszystko ładnie nakręcone. Na pewno plusik. Tylko często kłóci się to z epickimi starciami na ulicach miast, które są ładne, ale po paru minutach nużą 
- aktorsko na tak - lubię Pitta więc nie mam się do czego przyczepić. Szkoda, że nie wykreowano innych charakterystycznych postaci i film niemal w całości opiera się na nim. 
- trochę ponarzekałem, ale i tak polecam bo to widowiskowe kino prezentujące zombie z ADHD, które cieszą oczy i miejscami pompują adrenalinę. Szkoda tylko, że trzeba wyłączyć myślenie

OCENA 4/6

niedziela, 13 października 2013

Serialowe podsumowanie tygodnia #54 [07.10.2013 - 13.10.2013]






Arrow S02E01 City of Heroes
- długo się zastanawiałem czy brać się za drugi sezon czy nie. W końcu ciekawość i wakacyjny hype zrobiły swoje i muszę przyznać, że nie żałuję decyzji. Jasne, serial ma te same wady co dawniej i niektóre sceny ciężko ścierpieć, ale przez większość odcinka ma się radochę z oglądania
- pierw minusy - Lauriel! O matko, ale to straszne było. Obwinia za wszystko drugiego łucznika? Co ona ma 13 lat? W ogóle ta śmierć Tommyego wpłynęła na serial w zupełnie inny sposób niż myślałem. Raptem Oliver zaczął się przejmować, że jest mordercą i dlatego nie może być wojownikiem o sprawiedliwość. Szkoda bo lubiłem go bez wyrzutów sumienia. Ta zmiana ksywki to wygląda jak marketingowy zabieg, ale w końcu trzeba się stać tym Green Arrowem. Na Thee i Roya też momentami nie dało się patrzeć, a sceny w więzieniu to kolejny nudny przedłużacz, ale dobrze, że przynajmniej Moirze się nie upiekło
- to teraz zalety - Felicity! Jak ja ją lubię! Wprowadza mnóstwo humoru do serialu i tylko dla niej można by go oglądać. Jak zwykle roztrzepana, ale i obrotna. Ładnie jaskinie przyrządziła Oliverowi. Szkoda tylko, że w tym samym miejscu. Wątek przejęcia firmy też nieźle się prezentuje. W końcu Summer Glau na ekranie i czekam aż zacznie mieszać. Wszystkie sceny akcji też bardzo przyjemnie nakręcone. Podoba mi się też Roy jako bojownik. Jest jeszcze Black Canary. Wprawdzie tylko na chwilę ją pokazali, ale bardzo chciałbym żeby został na dłużej. I niech tylko nie wiążą jej w jakiś głupi sposób z Lauriel żeby potem ona przywdziała kostium. Najlepiej jakby zginęła, ale chyba na to nie ma co liczyć...
- trochę się rozczarowałem, że tak szybko pozbyto się gangu zakapturzonych. To był dobry pomysł na kilka odcinków, ale niestety szybko to rozwiązano i po gangu ani śladu
- miłym smaczkiem było w tym odcinku teaser pojawienia się Flasha. Bo o to chyba chodziło jak pani w tv mówiła o akceleratorze cząsteczek
- i na wyspie szykuje się kolejny ciekawy wątek - Oliver ma problemy ze swoim gniewem, a i pojawił się tajemniczy statek, który szuka jakiś grobów. I co Shando wie na ten temat? Właśnie Shando i Slade - marzy mi się żeby pojawili się w Starling City w tym sezonie

OCENA 4/6

Brooklyn Nine-Nine S01E03 The Slump
- najlepszy odcinek z trzech dotychczas wyemitowanych. Mnóstwo śmiechu z popkulturowych żartów oraz przerysowanego zachowania postaci. I ten śmiech nie był wcale wymuszony śmiechem z offu tylko te sceny były autentycznie zabawne. Bo jak się nie uśmiechnąć jak Terry Crews buduje domek dla lalek? Albo Gina podburza dzieciaki przeciw Amy i Rosie? Albo niemal wszystkie sceny z Hitchockem? Do tego mnóstwo dobrze napisanych i zagranych gagów. Tylko ten Peralta momentami denerwuje, ale w zamian pojawia się kamienna twarz Holta. Jest dobrze i liczę na utrzymanie poziomu.

OCENA 4.5/6

Brooklyn Nine-Nine S01E04 M.E. Time
- dalej jestem oczarowany tym serialem i się wyśmienicie bawię. Już mi nawet Andy Semberg jako Peralta nie przeszkadza. Ba, nawet miał kilka niezłych gagów szczególnie scenę otwierającą i jak opowiadał o seksie z panią patolog.
- bardzo bym chciał żeby ten serial dostał zamówienie na więcej odcinków bo na to zasługuje. Ma ciekawe i zróżnicowane postacie, które niesamowicie bawią. Choćby taka Rosa. Negatywnie do wszystkiego nastawiona, sarkastyczna, ale idealnie pasuje do serialu. Albo Amy. Za każdym razem jak coś chcę pierw prawi komplementy. I nie ma się przynajmniej wrażenia, że serial powtarza te same żarty, a raczej bawi zachowanie postaci, która jest przez to naturalniejsza.
- najlepszy i tak jest w całym serialu Holt. Te krótkie scenki jak próbowali go podwładni rozszyfrować cudowne. I ten obraz namalowany przez sierżanta. I płaszcząca się przed nim Amy. Wszystko idealne.

OCENA 4.5/6

Castle S06E03 Need To Know
- zaledwie trzy odcinki serial potrzebował żeby wrócić do punkty wyjścia i wymazać cliffhanger z odejściem Becket do DC. I mi to nie przeszkadza bo się tego spodziewałem. Zawsze można na 1/2 odcinki wrócić do tego wątku, może nawet w tradycyjnym dwu odcinkowcu?
- sama sprawa nie była jakaś wspaniała. Brakowało trochę szalonych teorii Ricka. W końcu było CIA i szmuglowanie broni - można było zaszaleć w tym temacie. Odwołań do seriali i ryku telewizyjnego też mogłoby być więcej. Jednak współpraca Ricka z detektywami to wynagradza. Próba przekupienia Kate czy wyzywanie od Judaszy - świetne

OCENA 4/6

Homeland S03E02 Uh... Oh... Ah...
- 15 minut czyli 1/3 odcinka zostało poświęconych wątkowi Dany. Liczone z zegarkiem w ręku! To jest jakieś nieporozumienie. Co mnie obchodzą kłopoty nastolatki, jej miłostki, próby samobójcze i depresja po tym co stało się z jej ojcem. O ile jeszcze w 1 i 2 sezonie jej wątki były jakoś uzasadnione bo był Brody i sporo działo się w okół jego rodziny tak teraz to jest zwykły zapychacz, który wcale się nie sprawdza. Bo nie dość, że nudzi to jeszcze rujnuje całe napięcie jakie jest budowane przez pozostałe wątki. Niestety, ale początek tego sezonu wypada gorzej od drugiego. Może i Dana pokazuje problem nagonki mediów, skutki nadopiekuńczości matki czy szukanie akceptacji, ale tego jest za dużo. 5 minut by starczyło, a ona pojawia się pewnie częściej niż Saul...
- to co dzieje się z Carrie jest ciekawe. Tylko czemu znowu kolejne załamanie psychiczne? Przecież to już było kilka razy. Na prawda ta postać nie ma więcej do zaoferowania? Clare Danes gra fenomenalnie bo to Clare Danes, ale już irytujące jest patrzenie jak Carrie coraz bardziej popada w obłęd i wariuję. Nie chciałbym tylko żeby okazało się, że to jest wielki plan Saula bo niestabilna Carrie lepiej działa od tej stabilnej i przez swoją nieprzewidywalność może CIA doprowadzić do wroga
- na szczęście jest dużo Quinna i wprowadzono nową postać kobiecą - Farę. On jest chyba teraz najciekawszą postacią. Twardy, bezkompromisowy i działa na granicy i poza prawem. Chciałbym zobaczyć jak współpracuje z Carrie. Fara natomiast to nowa analityczka, która bierze udział w śledztwie. Już zarysowano jej postać - arabka, świeżak w agencji,wybuchowa, ale i inteligentna i dąży do prawdy. Liczę, że dostanie w przyszłym odcinku więcej scen niż Dany bo lubię jak jest pokazane na ekranie żmudne śledztwo i marzy mi się coś w stylu Rubicon.
- chciałbym, żeby w przyszłości ten serial stał się odważniejszy. W 24 były szokujące twisty fabularne, tutaj trochę tego brakuje. Serial jest inny więc chciałbym coś realistyczniejszego, ale również zaskakującego. Idealne byłoby political fiction. W zeszłym sezonie był zaczątek tego pomysłu - nowa wojna na Bliskim Wschodzie, ale to zarzucono. Teraz jest trop Irański i chciałbym żeby odważniej z tym poszli. Przydałoby się też żeby pokazywali fragmenty wiadomości i sytuację polityczną w kraju i na świecie. Bo niby bohaterowie mówią jaki to był straszny zamach, ale szczerze mówiąc nie czuć tego. Przydałoby się uczucie, że stawka jest większa

OCENA 3.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S01E03 The Asset
- chcę wierzyć, że te kilkanaście pierwszych odcinków to takie rozkładanie pionków, delikatne zaczynanie wielu wątków i wielkiej intrygi. Chcę wierzyć, że ten serial się w pewnym momencie zmieni i zacznę czerpać autentyczną radość z oglądania. Chcę wierzyć, że zacznie mi zależeć na wszystkich postaciach i będzie iskrzyć od chemii między nimi. Tylko, że coraz trudniej mi to przychodzi. Ja wiem, że seriale Whedona długo się rozkręcają, ale tutaj za dużo pojedynczych elementów nie pasuje do siebie. Wciąż tli się we mnie nadzieja, na pewno będę oglądał choćby dla duetu Fitz-Simmons, ale daje czas do końca sezonu. Wytrzymałem kiedyś z The Event i FlashForward dam radę i teraz.
- sam odcinek to kolejna efektowna sprawa tygodnia. Tajemnicze artefakty, źli ludzie, dużo strzelania i biegania, a nawet trafiła się dramatyczna końcówka. Tylko za mało w tym wszystkim emocji. Sceny między Skye i Wardem są strasznie naiwne, trening lekko żenujący, a sama Skye wydaje się strasznie bezużyteczna i jej przeszłość nie budzi większego zainteresowania. Rodzina zastępcza? I przez to mam jej sympatyzować? Przecież lubię ją bez tego. Czemu przy niemal wszystkich narodzinach bohatera jest jakaś tragedia rodzinna w tle? Czemu jej rodzice nie mogą mieć farmy w Kansas? Ja mam nadzieje, że względem niej jest jakiś większy plan, a nie jej historia jest rozwijana wraz z scenariuszami do kolejnych odcinków. O Wardzie nawet mi się nie chcę pisać taki on nudny jest...
- scena po napisach ciekawa. Narodziny superłotra z którym będzie się trzeba kiedyś zmierzyć. Tylko czemu nie wysłali tej mazi w stronę słońca jak poprzedni artefakt?

OCENA 3.5/6

Person of Interest S03E03 Lady Killer
- gdy tylko usłyszałem co ma się dziać w tym odcinku nie mogłem się doczekać. Shaw, Carter i Zoe w klubie nocnym polujące na domniemanego zabójcę kobiet - to musiało się udać. I tak też było. Dużo scen z tymi trzema paniami to gwarancja dużej ilości dobrego humoru. Bo jak się nie uśmiechnąć na widok Shaw w wieczorowej sukni? I jej wiecznie wkurzonej miny. Do tego jak zwykle Zoe skradła wszystkie sceny w których była. Uwielbiam jak ona i John razem biorą się za sprawę. Teraz trzeba uzbroić się w cierpliwość i czekać na jej kolejny powrót.
- sama sprawa dość przewidywalna, ale dobrze poprowadzona - raz luźniejsza, raz mroczniejsza i z połowicznym szczęśliwym zakończeniem. Nic nadzwyczajnego, dobrze zapychała czas i służyła ekspozycji głównych postaci.
- po odcinku przerwy pojawia się Root i jak zwykle była przerażająco-urocza. Gdy rozmawiała z boginią i groziła doktorkowi aż ciarki wchodziły na plecy i napięcie wzrastała. Ogromnie jestem ciekaw co dla niej szykują scenarzyści. Wychodzi na to, że jest ona prorokiem Maszyny czy może raczej jej zbrojnym ramieniem. Ciesze się, że nie zabiła Hershela. Ten to ma pecha, chyba w karzdym sezonie jest postrzelony albo jego życie wisi na krawędzi. Teraz czekać aż zda raport tajemniczej kobiecie.

OCENA 4/6

Sleepy Hollow S01E04 The Lesser Key of Solomon
-  wciąż mam serialowego kaca po Breaking Bad i większość seriali wydaje mi się słabsza niż w rzeczywistości jest jednak przy Sleepy Hollow bawię się doskonale bo to serial czysto rozrywkowy z wielką tajemnicą w tle czyli coś co uwielbiam
- koniec poprzedniego odcinka zwiastował, że ten będzie silnie mitologiczny i rozwinie postaci Abby oraz relację z jej siostrą. I tak też było. Trochę dramatów po drodze, ale poszło łatwo i panny Mills się pogodziły. Bez zbytniego przedłużania. Tak jak wszystkie rewelacje, które były rzucane nie potrzebowały długiego tłumaczenia i udowadniania tylko były raczej kwitowane żartem. Podoba mi się, że tempo tego serialu nie zwalnia. Nawet w sprawach proceduralnych. Niby w każdym odcinku jest jakieś śledztwo, ale wszystkie są umiejętnie wprowadzone w główną historię. Tym razem Hassowie jako tajny zakon w Sleepy Hollow, portal do piekła, wyjawienie tajemnic zmarłego szeryfa oraz imienia głównego złego który potem zapewne okaże się pionkiem. Moloch - budzi szacunek. Obyśmy tylko zbyt długo nie czekali na powrót Jenny, a z biegiem czasu mogłaby dołączyć do stałej obsady.
- podoba mi się jak serial zręcznie modyfikuje historię Stanów. Flashbacki stanowią integralną część odcinków, a Crane snuje swoje historię. Tym razem herbatka bostońska. I aż się boję myśleć w czym jeszcze brał on udział i kogo znał. I jeśli chodzi o Ichibalda to uwielbiam go. Sama jego postura wywołuje u mnie uśmiech na twarzy, a potem przypominam sobie w co jest ubrany, a on zaczyna mówić to się śmieje. Zresztą wystarczy spojrzeć na jego pozę podczas oddawania strzału - wyprostowany i ręka za siebie.
- tylko żałuję, że w tym odcinku pominięto wątek Katriny i nie było żadnego dziwnego snu.

OCENA 5/6

The Blacklist S01E03 Wujing
- trzy odcinki, tyle mi starczy by stwierdzić, że ten serial to nie moja broszka. Gdyby nie James Spader doszłoby pewnie do tego wcześniej. Wszystko jest zbyt naiwne, łopatologicznie poprowadzone przez co zamiast zachwycać się akcją lub jej zwrotami to tylko pytam się dlaczego oni to robią i czemu nie mogliby zrobić czegoś lepiej. Choćby w tym odcinku Liz dająca kule do balistyki. Serio?! Nikt jej nie pyta skąd to ma, wszystko załatwiła zgodnie z protokołem, a potem nie ma oficjalnego pytania. W końcu raport utajniony, takie rzeczy są oflagowane. Przynajmniej tego uczą seriale. A szefowie się dowiedzieli tylko dlatego, że ją śledzili. Dużo jeszcze było kwiatków. Irytująco wyszła scena w tym bunkrze, ale już mi się nie chcę pastwić nad tym serialem. Widocznie mam zbyt wygórowane wymagania względem serialowej logiki.
- wątku głównego jako takiego nie ma. Jest tajemnica, ale tutaj też nic specjalnego. Zachowawczo dawkowana by nie przyprawić casualowego widza o ból głowy nadmierną ilością faktów. Person of Interest, Sleepy Hollow czy nawet Arrow pokazują, że nie tak się robi procedurale.

OCENA 3/6

The Tomorrow People S01E01 Pilot
- naczytałem się w internecie jaki to zły pilot, nudne i sztampowe, ale mi się to bardzo przyjemnie oglądało. Pewnie dlatego, że ja lubię te głupkowate seriale na The CW kierowane dla amerykańskich nastolatek, ale taki już jestem. Na razie dam szansę i przynajmniej kilka następnych epizodów zobaczę. Wytrzymałem z Arrow cały sezon wytrzymam i tutaj
- trochę tylko żałuje, że jak są seriale o superbohaterach to muszą oni dostawać standardowy zestaw super mocy - telekineza, teleportacja i telepatia. A pirokineza? Profetyzm? Morfowanie? Aż dziwne, że i tego nie dorzucili w zestawie. Jednak jest szansa, że i one się pojawią bo jak widać Ludzie Przyszłości (serio?) wciąż się rozwijają. Chyba, że mają poziomy mocy. Sztampowy jest tez główny motyw - ludzie z mocami przeciw homo sapiens. X-Men, Heroes, The 4400, Alphas. Wszędzie to było. I w sumie wszędzie budziło zainteresowanie i tak jest i teraz. Jeśli serial nie będzie zbyt zachowawczy i poszaleje fabularnie to będę zadowolony.
- a właśnie fabuła - Stephen odkrywa w sobie moce, znajduje dobre mutanty, tajemnica z przeszłości, pojawiają się źli, wątki rodzinne bla bla bla kolejne ograne motywy, a potem przystąpienie do złych. I to mi się podoba. Wiem jak się to skończy, ale taki mały twist fabularny na koniec odcinka dobrze rokuje.
- nie piszę o nielogicznościach scenariusza bo nie chcę się zbytnio znęcać nad serialem, ale czemu do cholery John włamywał się do szpitala tradycyjnymi metodami zamiast od razu się teleportować?! Czemu Cara tyle czasu siedziała w głowie Stephena zamiast od razu dać mu znać, że wszystko z nim ok? Czemu mówią, że niby tylko w pokoju o kosmicznym designu ścian nie da się używać mocy, a okazuje się, że tak jest w całym budynku co nie ma kompletnie sensu? Czemu.... nie no dobra starczy. Nie ma się co wyzłośliwiać.
- dużo było głupot, ale trzeba przyznać, że efekty teleportacji był całkiem ładny, a i sceny walki przyzwoity, chociaż też bez szału to i tak lepsze niż w SHIELD. No i Stephen ma zadatki na Sitha bo dusił swojego szkolnego oprawce niczym Lord Vader. Oby problem samo kontroli pociągnięto dalej

OCENA 3.5/6

poniedziałek, 7 października 2013

Serialowe podsumowanie tygodnia #53 [30.09.2013 - 06.10.2013]

To był prawdopodobnie ostatni tak mało produktywny tydzień. Ten obecny powinien przynieść więcej wolnego czasu czyli więcej seriali do oglądania i dłuższe notki na ich temat. Dobrze się składa bo jest co oglądać, a i chciałbym wrócić do The Shield i The Good Wife bo jestem złakniony dobrej telewizji po finale Breaking Bad. Będzie mi brakowało tego serialu. I nie tylko mi. Krytycy już wieszczą koniec złotej ery telewizji. Ja nie byłbym taki pochopny w osądach. Mad Men będzie leciał jeszcze przez 2 lata, HBO ma swoją Grę o Tron, Showtime wciąż solidne Homeland, które może zaskoczy, a i Masters of Sex kreuje się na wielki hit. Do tego masa perełek, o których wie garstka. Choćby Vikings, Orphan Black, Hannibal. Jest co oglądać tylko czasu nie ma. Może nie są to seriale tego kalibru co Breaking Bad, The Sopranos czy The Wire, ale to dlatego, że arcydzieła nie mogą powstawać rok w rok. Poza tym i my mamy wybredniejszy gust bo swoje widzieliśmy. Nie ma co psioczyć na obecną sytuację tylko trzeba oglądać.


SPOILERY


Breaking Bad S05E16
- cokolwiek bym nie napisał w tym miejscu byłoby to banalne i trywialne dlatego ograniczę się do niezbędnego minimum. Finał był niezwykle zadowalający, godna konkluzja losów Waltera White'a. Może i nie miał szybkiego tempa i niesamowitych scen, ale na pewno był odpowiednim zwieńczeniem 6 lat serialu. Wszystko co miało zostać zakończone zostało. Zero niedomówień, sytuacja jest jasna. Jeśli chodzi o Waltera. Jednak to on był głównym bohaterem serialu to na nim skupiały się te ostatnie odcinki i to jego losy były najważniejsze. Dokonał swojej zemsty i przyznał się do winy. Próbował naprawiać niektóre błędy, ale większość było nie do naprawienia. Pytanie przed finałem nie było czy zginie tylko jak. Okazało się, że ratując Jessego jego ostatni ludzki odruch. Skonał natomiast przy instrumentach chemicznych, przy jego ukochanych przedmiotach, które ukochał jak rodzinę. I to jest jego odpowiedni koniec. Marzyło mi się, że pierwszy raz zażyję swojego niebieskiego specyfiku, ale to trochę by się kłóciło z resztą serialu. On nie kochał metaamfetaminy, on kochał ją robić. Tak jak przyznał się Skylar robił to dla siebie, nie dla rodziny, czół wtedy, że żyję. Fenomenalna scena i popis aktorski Bryana Cranstona. Zresztą jak przez cały odcinek. Wizyta u Shwartzów, rozmowa z Lidią czy wujkiem Jackem - mocne sceny. Może i kameralne, ale wielkie wybuchy i twisty fabularne nie są wcale potrzebne na zakończenie, wystarczy tylko porządną konkluzja. Zresztą ciężko było o coś szokującego jeśli wątki które się nagromadziły przez tyle lat zostały rozwiązane w Ozymandias.
- jestem też zadowolony z zakończenia jakie dostał Jesse. Od dawna przewidywałem, że on powinien przeżyć bo na to zasługuje. Jest on kontrastem dla Walta - kryminalista z wyrzutami sumienia i głowa rodziny z manią wielkości i zapędami dyktatorskim. Piękna była scena gdy w swojej klatce wyobrażał sobie, że tworzy drewniane pudełko zamiast gotować metę, to samo pudełko, o którym była mowa gdy był na odwyku. Przeżył, nie zabił też Walta, ostatecznie uwolnił się od jego wpływu i zaczął nowe życie. Nie będzie one radosne po tym czego doświadczył, ale na nie zasłużył. A ostatnia z nim scena gdy pędzi samochodem to taki teaser nowego Need for Speeda.
- ciesze się też z pojawienia się Skinny Pete i Badgera czyli "the two best hit men west of the Mississippi" czyli niezwykle udany komediowy przerywnik. Zresztą nie jedyny. Mimo, że było czuć niezwykle napięcie jak Walt przechadzał się po domu Schawrtzów przypominało to trochę jakiś horror. Albo Marie mówiąca o sąsiadce. Dramatyzm przez cały odcinek, ale i delikatne rozluźnienie, które było potrzebne.
- jak w takim razie plasuje się Breaking Bad w moim prywatnym rankingu? Na 76 skończonych seriali ląduje na pierwszym miejscu zaraz obok The Wire. Nie potrafię zdecydować, który z nich jest lepszy. Nie da się. Obydwa to arcydzieła telewizji, ale przedstawiają odmienną tematykę. Niby ich wspólną częścią jest to, że zagłębiają się w ludzką psychikę, ale jeden z nich skupia się na społeczeństwie i w naturalistyczny sposób ją ilustruje, drugi natomiast to ewolucja bohatera, zaglądanie w mroczne zakamarki ludzkiej duszy. Razem stanowią o silę medium jakim jest telewizja.

OCENA 6/6

Brooklyn Nine-Nine S01E02 The Tagger
- ten serial jest momentami przeuroczy, ale też i irytujący. Najbardziej nie podoba mi się pierwszy plan i dziwne zachowanie Peralty. Dobrze, że na przeciwnym biegunie jest Hol, który go temperuje od razu. Wystarczy, że Andre Braugher pojawia się na ekranie i robi się dużo śmieszniej. Na drugim planie przede wszystkim kobiety są zabawne. Emy, Gina i Rosa - jak ja chciałbym żeby ten serial został na dłużej tylko po to żeby je pooglądać. Jeśli w przyszłości one dostaną więcej czasu będzie dużo śmieszniej niż teraz bo za często coś mi bardzo nie pasuje by móc w pełni cieszyć się odcinkiem.

OCENA 3.5/6 

Castle S06E02 Dreamworld
- Rick przeżył, o jak dobrze bo bałem się, że zginie w końcu inaczej nie stawialiby go w takiej sytuacji. A tak na serio - jak zwykle przyjemnie, zabawnie i momentami dramatycznie. Szkoda tylko, że Rick miał taki mały udział w śledztwie. Espo i Ryana też mogłoby być więcej. Jednak cieszę się, że Kate zostaje w Waszyngtonie. Im dłużej tym lepiej. 

OCENA 4/6

Homeland S03E01 Tin Man is Down 
-  premiera sezonu niezwykle spokojna, przez to trochę rozczarowująca, ale dobrze jest wrócić do Homeland bo to jeden z tych ambitniejszych seriali w telewizji. Największy minus to brak Brodyego. Chciałem zobaczyć ci się z nim działo, w jakim miejscu wylądował, czy się ukrywa czy próbuje na własną rękę znaleźć winnych za zamach. Mam nadzieje, że prędzej czy później go pokażę. Dobrze, że zamiast niego jest Quinn. Lubię go bardzo i myślę, że powinien go godnie zastąpić. Nie podobało mi się też, że wciąż są pokazywany dramaty Dany. Ja wiem, że to niby pogłębia psychologię rodziny, ale ten serial już dawno o tym nie jest więc mogliby zamknąć ten temat.
- przesłuchania przed komisją senatu nie miały tej siły co w 24 jak Jack Bauer przed nią stanął. Trochę się wynudziłem. Zresztą mam dziwne wrażenie, że los Carrie jest mi zupełnie obojętny. O wiele lepsze są sceny z Saulem gdy musi podejmować trudne decyzję oraz jak rozmowy z Dar Adalem. Chciałbym, żeby temu poświęcono gros czasu.

OCENA 4/6

Person of Interest S03E02 Nothing to Hide
- o wiele lepszy odcinek od premiery. Znowu pojawiła się procedurala sprawa związana z wątkiem informatycznym i przez to ciekawie się ją oglądało. Problem anonimowości w internecie, prześladowcy, sprzedawania prywatnych danych - w tym aspekcie Person of Interest mistrzowsko prowadzi wątki. I jeszcze Shaw w centrum wydarzeń, opowiadająca o zabijaniu ludzi czy niechęci do pracy biurowej. Trochę świeżej krwi dobrze zrobiło temu serialowi
- gdy wypłynął wątek koper od razu podejrzewałem, że coś jest nie tak. Przez myśl mi przeszła Root albo nawet zabawy samej Maszyny w wymierzanie sprawiedliwości, a tutaj taka niespodzianka. Pojawił się kolejny poważny wątek fabularny z nowym przeciwnikiem tym razem samozwańczy mściciela walczący o anonimowość. Temat na czasie i idealnie pasujący do PoI.
- Carter miała śmieszne sceny z żółtodziobem. Tylko czy on nie jest podstawiony? To by było bardzo w style tego serialu. Albo po prostu zabawa z widzem - pokazują Quinna, zaraz potem pojawia się nowy parter Carter by okazało się, że te dwie sprawy nie mają ze sobą nic wspólnego

OCENA 4.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S01E02 0-8-4
-  efektownie, dużo wybuchów, akcji i strzelania. Widać też, że nie poskąpiono budżetu. Szkoda tylko, że trochę tego za dużo. Wolałbym coś bardziej kameralnego z lepszą ekspozycją postaci by lepiej zapoznać się z ich charakterami i przeszłością. Niby muszą razem współpracować by pokonać przeciwności, ale to praktycznie kalka z The Avengers. Teraz trochę już wybrzydzam, ale mam wrażenie, że serial jest zbyt mocno osadzony w filmowym uniwersum. Mnóstwo odwołań i nawiązań i co chwila jakaś nazwa własna, ale boję się, że przez to nie będzie zbytnio stawiane na własną tożsamość i pomysły. Dobrze, że w tle jest wątek Skye i Nowego Ładu.
- niby narzekam i narzekam, ale mi się to całkiem nieźle ogląda. Trochę gorzej od Sleepy Hollow, ale wciąż jest to kawałek całkiem niezłej telewizji. Przyjemnej w odbiorze z mnóstwem nawiązań do popkultury i zabawnymi onlinerami.
- scena po napisach i wizyta Nicka Fury w zabawnej scenie. Więcej takich występów poproszę bo potrafią rozbawić. Czekam na kolejne wizyty. Marzy mi się też Zachary Levi w sotry arcu poświęconemu Asgardowi. To w końcu aktor telewizyjny, a premiera filmu i november sweep to idealne okazje na takie zagranie.

OCENA 4/6

Master of Sex S01E02 Race to Space
- co za piękny serial! Już mniejsza z tym jak uroczo wygląda Lizzy Caplan, ale te ubrania z epoki, wystrój pomieszczeń, stare samochody czy oglądanie czarno białej telewizji - zakochałem się w tym klimacie. Mam słabość do seriali historycznych i jeszcze trochę odcinków i pewnie zacznę szukać jakieś książki o latach '50 i '60.
- jednak nie tylko zachwycałem się dekoracjami. Aktorzy grają fantastycznie. Szczególnie Sheen. Raz się go lubi, raz nienawidzi. Brawa za stworzenie tak wielowymiarowej postaci. Ostatnia scena idealnie podsumowuje jego sytuację - jest w potrzasku między dwiema kobietami - żoną i sekretarką. Każda ma coś do zaoferowania i żaden wybór nie będzie tym dobrym. Jestem ogromnie ciekaw jak rozwiną się stosunki damsko męskie w tym serialu zważywszy na to jak są prowadzone.
- równie intrygujący jest drugi plan. Prostytutka, która znalazła swojego księcia z bajki, skomplikowany związek pary uprawiającej seks w imię nauki i lekarz szukający spełnienia w kolejnych podbojach miłosnych. Każda z tych postaci potrafi zaciekawić historią nawet jak się nie czuję do niej sympatii. Dobrze to wróży na przyszłość

OCENA 5/6

Sleepy Hollow S01E03 For the Triumph of Evil
- doskonale się bawię na tym serialu, oglądanie samego Ichibolda daje mi mnóstwo uśmiechu. Nawet nie musi nic mówić, wystarczy, że założy ręce na plecy i wbiję w coś/kogoś wzrok lub zacznie się przechadzać. Niezwykle komicznie to wygląda. Do tego jest świetna chemia między nim, a Abby. Nie spodziewałem się, że ten serial tak mi się spodoba. Na razie brakuje trochę dramatyzmu i odcinki mają strasznie lekki klimat, ale i na poważniejsze rzeczy przyjdzie czas bo wątki w tle są umiejętnie prowadzone. Coraz bardziej w świat jest wprowadzany Gonzales, kapitan przychylniej patrzy na sprawy i całkiem możliwe, że indianin będzie postacią powracającą. Jest dobrze!
- sama sprawa odcinki z Sandmanem interesująca, dobrze poprowadzona bo dotyczyła głównych postaci i siostrzyczkę odegrała znaczącą rolę. Efekty sypiącego się piasku bardzo ładne, a potwór wyglądał przeraźliwie. Brawa też za muzykę i króciutkie Mr Sandman znowu piosenka odnosi się do wątku odcinka. Chociaż wolałbym Enter Sandman, ale Metallica rzadko kiedy pojawia się w serialach.

OCENA 4/6

The Blacklist S01E02 The Freelancer
- po pilocie nie byłem przekonany, teraz zaczynam coraz bardziej wątpić. Bo szczerze mówiąc za dużo w tym chaosu i nie ma nic specjalnego w tym serialu. Red nie jest wcale taki błyskotliwy, to tylko całe tło zachowuje się jak banda idiotów i nie potrafi robić swojej roboty. Ten poważny ton jest zupełnie niepotrzebny. Sprawa miała kilka zwrotów, ale specjalnie nie zaskoczyła, ale to chyba było tak specjalnie nakręcone, a jeśli nie to źle świadczy o tym serialu. Poza tym nie rozumiem niektórych rzeczy - czemu ten zabójca, który wcześniej atakował cywilne cele teraz zmienił swoje modus operandi? A jeśli nie on to po co była cała ta szopka? Nie można było inaczej tego rozegrać? Serial chcę być bardzo efekciarski, ale brakuje mu ładu i składu
- na plus na pewno żarcik o tym, że Red jest ojcem Liz. Na minus jak opowiada jej co może zrobić i to jak się zaciska więź między nimi. Za często takie rzeczy widziałem by mnie nie nudziły. Brakuje tutaj czegoś świeżego.
- najgłupsza scena odcinka? Ta w Montrealu. Ile tutaj nielogiczności to głowa mała. Postacie się bezsensownie obwiniają, FBI nie obstawia tylnych wyjść, Liz nie podejrzewa, że Red może nawiać. Źle to wróży na przyszłość głownie dlatego, że scenarzystą tego odcinka jest jeden z producentów
- i na koniec fajna niespodzianka - ochroniarze Reda i agenta CIA. Prawie nic o nich nie wiadomo, a już są najciekawszymi postaciami

OCENA 2.5/6