poniedziałek, 29 czerwca 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #143 [22.06.2015 - 28.06.2015]


SPOILERY

Dark Matter S01E02 Episode Two
Odcinek okazał się bardziej dynamiczny, lepiej przedstawiono postacie i zaprezentowano troszkę więcej świata. Czyli pilot spartaczył robotę bo po tym odcinku myślę, że jednak zaprzyjaźnię się z serialem. Zaczynam lubić bohaterów, a to jak reagują na odkrycie swoich prawdziwych tożsamości jest interesujące. Nie akceptują losu najemników, chcą kroczyć swoją własną ścieżką, ale też będą odkrywać kim są/byli. Historia ma potencjał. Na jeden sezon, potem przydałby się jakiś antagonista.

O świecie dalej niewiele wiadomo. Pokazano jednak korporację, bezwzględne firmy dążące do maksymalizacji zysków. To nie jest oryginalny pomysł szczególnie ostatnimi czasy wielkiego kryzysu i powszechnej świadomości brutalnego kapitalizmu. Tutaj pokazano, że są źli, ale można ich w pewien sposób wykorzystać. I oby w serialu było więcej szarości.

Bohaterowie może nie są specjalnie oryginalni, ale zacząłem czuć chemię między nimi. Nawet parę razy się uśmiechnąłem podczas wymiany zdań, a jedna scena mocno mnie rozbawiła. jest dobrze. Momentami było jednak źle. Szczególnie podczas pokazywania akcji. Zero finezji, strasznie chałupniczo to wyszło i tylko czekałem aż wymiany ogna i walki się skończą. Niby reżyser chciał wprowadzić efekt "wow", ale mu nie wyszło. Nawet długie ujęcie bez cięć było średniej jakości.

OCENA 4/6

Halt and Catch Fire S02E04 Play With Friends
Mam do was prośbę - okażcie trochę miłości Halt and Catch Fire. Ten serial jak mało który na to zasługuje. Szczególnie jeśli jesteście fanami współczesnych technologii, interesujecie się ich rozwojem lub macie sentyment do przełomu lat 80' i '90. Fascynujące jest oglądanie gdy garażowa firemka pełna nerdów wpada na pomysły rewolucjonizujące nasz świat. Był online gameing, oczkiem w głowie Donny jest komunikacja internetowa, a teraz Mutiny wpadło na pomysł sieciowego FPSa. A potem zagrali w takiego w rzeczywistości. Co to była za scena, niesamowicie pozytywna, z kamerą z oczu postaci i zbliżeniami na twarze. Potem była zupełnie nieoczekiwana scena w szafie. "Tu się pracuję!". Cudownie jest oglądać ten serial. 

Były też ludzkie dramaty. I niby grają to samo - arogancki Joe, spięcia Donny i Cameron, wątpliwości i próba odnajdywanie swojej drogi, ale za każdym razem pokazywane jest to w świeży sposób. Nie ma miejsca na drastyczne zmiany i wątki od czapy, ci ludzie się szybko nie zmieniają dzięki temu są tacy ludzcy. Tylko ta ciąża Donny nie pasuje bo była nagła i niespodziewana, ale takie też jest życie. I strasznie mnie ten wątek interesuje. Zwłaszcza, że to Donna mówiła, że Community jest jej dzieckiem, a teraz będzie miała kolejne prawdziwe. I będzie pewnie rozdarta. 

OCENA 5.5/6 

Hannibal S03E03 Secondo
Uwielbiam Hannibala. Artyzm jakim posługuje się ten serial mnie przykuwa do krzesła, nie pozwala oderwać oczu i na długo zapada w pamięci. Tylko on powinien być dodatkiem. W tym odcinku już do przesady popisywano się umiejętnościami reżyserskimi, ale zabrakło treści. Trochę się wymęczyłem podczas oglądania. Jednak te elementy, które miały zachwycić zachwyciły.

Mimo dystansu jaki dzieli Hannibala i Willa to nie mogą o sobie przestać myśleć. Bolesne zerwanie pozostawiło w nich ślad, byli tak blisko ze sobą, że teraz nie mogą bez siebie żyć. Tak różni i bliscy zarazem. Prawdziwie toksyczny związek. Szczególnie widać to u Willa. Już w zeszłym sezonie jego machinację prowadziły do śmierci. Teraz mamy to samo. Zachowuje się jak Lecter, precyzyjnie planuje, wmanewrował Chiyoh w morderstwo by móc ją wykorzystać. Nawet stworzył własne tableau by odwzajemnić miłosną walentynkę z poprzedniego odcinka.

Hannibal dalej zabija. Niby robi się nie ostrożny, niby planuje zjeść Willa, ale sądzę, że to zbyt oczywiste. Il Monstro zaczęło działać by być ściganym i w końcu złapanym. Jakby to był jego plan awaryjny. Nie może zabić i zjeść Willa więc da się złapać W ostatnim odcinku Graham krzyczał, że mu wybacza, teraz jego kolej. Do tej teorii przekonuje mnie scena gdy Hannibal serwuje swojej ofierze drinka serwowanego na Titanicu, a potem sam go pije. Jakby wiedział co ma się niedługo wydarzyć.

Inne:
- surowość Litwy i posiadłości Lecterów - zachwycający widok kontrastujący z przepychem Italii.
- rozmowy Willa z Lecterem. Na fotelach. Na Litwie i w gabinecie. Piękne!
- Chiyoh - na razie nie wiem co o niej myśleć. Ciekawie będzie się oglądało kolejną postać dręczoną przez Hannibala, która wie więcej o nim niż Will. Tylko by jak najszybciej przestała być bierną bohaterką.
- szpikulec do lodu w mózgu i przedśmiertne drgawki. Przerażająca scena. Zwłaszcza niewzruszenie Bedelii i Lectera.
- "Technicznie ty go zabiłaś." Ha, ha! Hannibal żartowniś.
- Jack żyję. Jeszcze tylko los Alany jest niewiadomy. A jeśli i ona nie zginęła w finale S02 to Lecter koncertowo spartaczył robotę co do niego niepodobne.

OCENA 4/6

Mr. Robot S01E01 hellofriend.mov
Miałem nie oglądać tego serialu. Jak wielu innych wcześniej i później... Zmieniłem jednak zdanie z powodu zaskakująco pozytywnych recenzji. Najlepszy nowy serial wakacji i to od USA Network? To brzmiało abstrakcyjnie. Ściągnąłem, obejrzałem i wrócę. Bo to jest dobre. Wielka konspiracja, realistyczne hakerskie zabawy, samotny mściciel, krytyka konsumpcjonizmu i wyrazisty główny bohater odgrywający narratora, czasem niewiarygodnego z powodu swoich manii prześladowczych. Jest dobrze! Serial chwyta od pierwszych minut, pilot ma iście filmowy montaż, idealnie wyważone proporcje nieśpiesznych i dynamicznych momentów. A końcówka? Miodzio! Aż przypominają się czasy Lost gdy cliffhangery wciskały w fotel. Trochę się boję, że to może stać się teatrem jednego aktora, popisem mało znanego Rami Maleka, ale to niepotrzebne martwienie się. Kilka przyszłych odcinków zweryfikuje czy mamy tutaj doczynienia z wielkim objawieniem czy sfingowanym cudem. Oby to pierwsze. 

OCENA 5/6

True Detective S02E01 The Western Book of the Dead
Powrót True Detective uznaję za udany. Mamy nową sprawę, postacie i setting, ale serial dalej posiada swój hipnotyzujący urok. Mistyczne bagna Luizjany zostały zamienione na industriale okolice LA pełne betonowych serpentyn. Jest to widok równie urzekający co ostatnio. Ten sam sposób pokazywania dalekich planów tylko inne, ale równie obca zawartość. Czuję, że przez całą serię będę zachwycał się widokówkami tego sezonu i liczę na równie wirtuozyjną reżyserię mimo braku Fukunagi. Szkoda, że poza tym serial ma niewiele unikalnych widokówek. Pod tym względem daleko mu do S01.

Struktura serialu pozostała ta sama. Dalej mamy flashbacki, przeszłość oddziaływającą na teraźniejszość, niepokojące obrazy, przesłuchania i rozmowy w samochodzie. Widać, że to inna opowieść od tego samego człowieka. Tylko bohaterów jest więcej przez co trochę się gubię. W pierwszej serii tytułowych detektywów było dwóch, to na ich barkach spoczywał ciężar opowieści. Tutaj jest kolejny zmęczony życiem detektyw, młody funkcjonariusz z osobistymi problemami, były mafiozo i pani szeryf. Wszystkich łączy jedno morderstwo. Trochę tego za dużo, boję się że gdzieś zginie historia. Jednak trzeba przyznać, że postacie są odpowiednio skomplikowane i udało się je dobrze przedstawić. Czego zasługą było pojawienie się ofiary na samym końcu odcinka. Fajny pomysł. Spokojny wstęp i przedstawienie postaci przed sednem serialu czyli sprawą.

I o ile odcinek wciągnął mnie, trzymał w napięciu i umiejętnie budował atmosferę tak dużo więcej nie mam do powiedzenia. Solidna reżyseria, mocny scenariusz, znakomite udźwiękowienie podbijające pesymistyczny klimat i olbrzymi potencjał czekający by go uwolnić. Myślę, że sezon będzie można odpowiednio zinterpretować dopiero gdy się skończy i okaże się jaki był motyw przewodni. Bo zwykłe śledztwo czy gigantyczny przekręt nim nie jest.

OCENA 4.5/6

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #142 [15.06.2015 - 21.06.2015]

Z ostatniej chwili - stacja NBC anulowała Hannibala. Powinienem drzeć szaty, złorzeczyć całej rodzinie prezesa i szykować widły jednak nie potrafię. NBC nie jest niczemu winne, oni robią biznes, a Hannibal, nie bójmy się tego napisać, miał fatalną oglądalność i tylko cudem osiągną trzeci sezon właśnie dzięki uprzejmości stacji. Jednak głównym powodem mojego spokojnego przyjęcia tej wiadomości nie jest chłodne myślenia. Dzisiaj anulowanie serialu nie jest końcem, a może dać mu drugi oddech. Netflix, Yahoo, Amazon, Hulu. To tylko przykłady platform mogących wskrzesić naszego ukochanego kanibala. Serial jest popularny na całym świecie, NBC nie finansowała go w całości, jest idealny na bing watchig. Stawiam piwo, że w ciągu następnych kilku dni pojawią się plotki o zainteresowaniu innych graczy, a za miesiąc Hannibal może znaleźć sobie inny dom. Chcę tego bo kocham ten serial, a telewizja potrzebuje tego typu unikalnej twórczości. Boję się tylko co zdesperowani fani będą robić. Podczas kampanii ocalenia Jericho słane były orzeszki, a by utrzymać Chucka w telewizji jedliśmy Subwaye. Co teraz? 

Ostateczne anulowanie Hannibala nie sprawi jednak, że Bryan Fuller będzie bezrobotny. Stacja Starz zamówiła pierwszy sezon American Gods gdzie jeden z najbardziej pokręconych umysłów telewizji będzie w ekipie producenckiej. Książki nie czytałem, ale nazwisko "Fuller" jest wystarczającym magnesem by mnie przyciągnąć. 

A gdzieś w innej galaktyce gdzie seriale są kolejnymi serialami, a nie dziełami sztuki zaczęto plotkować o spin-offie spin-offu czyli nowym serialu ze świata DC/CW gdzie główną bohaterką byłaby Hawkgirl. Jestem bardzo ciekaw planów stacji jeśli to byłaby prawda. Jak planują prowadzić swoje uniwersum? Seriale matki (Arrow, The Flash) i co roku nowy tytuł będący limitowaną serię czerpiący z nich bohaterów? Jeśli tak to Warner Bros i CBS Corporatnion zrobią to samo na małym ekranie co Marvel Studios na dużym. Tylko szkoda, że szans na Supka, Batsa i WW nie ma. Więc może ktoś mnie posłucha i wprowadzi do telewizyjnego uniwersum Green Lanterna.

SPOILERY

Halt and Catch Fire S02E02 New Coke
Premiera drugiego sezonu nie była szczęśliwym wypadkiem przy pracy, kolejny odcinek utrzymuje ten sam wysoki poziom. Serial jest dynamiczny i lekki w odbiorze przy czym nie pozbawiony dramatów. Chaos w Mutiny i walka o przetrwanie firmy to genialny pomysł scenarzystów. Jak ogląda się kolejne sceny z problemami, jak oni je rozwiązują lub ponoszą porażki. Toż to cudo. Siedzę, patrzę i nie mogę się oderwać. A dzieje się sporo, odcinek wypchany jest wydarzeniami i ważnymi scenami stawiającymi na bohaterów. Żarciki z Boswortha, krótkie rozmowy między Cameron i Donną lub Stanem i Gordonem. Wiele mówią o bohaterach. Nawet poruszane są problemy społeczne. Dwie kobiety idą do inwestora i zostają odrzucone dlatego, że są kobietami. To nam pokazuje jak wolno zmieniają się tego typu rzeczy.

Jedna rzecz mi się średnio podobała - nowy bohater dołączający do Mutiny. Trochę za tłoczno się robi, wolałbym gdyby serial dalej skupiał się na naszych bohaterach i rozwiał ich relację. Tom hackując Mutiny dostaje u nich pracę. Może i to będzie ciekawe, nowy członek w zespole da trochę innowacyjności, ale jego czas mógłby dostać Bosworth lub Yo Yo, a pracę Gordon. Ach, marzy mi się gdy do firemki dołączy Joe i będzie odprawiał swoją magię.

W odcinku pojawił się motyw uzależnienia. Krwotoki Gordona były powodowane przez kokainę, a nie choróbsko. Przez cały odcinek chodził naćpany, szalał podczas gry w czołgi i wpadał na genialne rozwiązania. I ten wątek w przyszłości może być potencjalnie nudnawy, ale urzekła mnie tu jedna scena. Sama końcówka gdy Gordon wpada na genialny pomysł, znalazł sens, wie co chcę robić, wrócił do swojej pasji jaką są komputery więc porzucił uzależnienie. Nawet nie korciło go by wziąć kolejną działkę. Jemu odlot daje spędzanie godzin na budowaniu czegoś nowego. Pasja jest prawdziwym nałogiem. To samo z Tomem. Zaniedbał pracę i miał zostać zwolniony - wszystko w imię pasji. Od tego serialu biję autentyczna miłość do komputerów i za to go kocham.

Najbardziej przykro ogląda się Joe w osobnym serialu. Widać jaki wpływ miały wydarzenia z poprzedniego sezonu. Dostał lekcję i wyciągnął z niej wnioski. Tylko czy nie oszukuje się? Przyjął nową pracę, pokornie znosi upokorzenie, a ja wciąż czekam aż wróci jego dawna drapieżność.

Inne:
- Stan "porywający" dzieci Gordona i potem szantaż pizzą by nie mówić o tym Donnie - mistrzowskie.
- Donna panem domu, a Gordon tatusiem czekającym na żywicielkę rodziny. Paralela względem zeszłego sezonu bardzo widoczna i jeszcze bardziej przyjemna w oglądaniu.
- chatowy projekt Donny nie wypalił. Nikt nie chciał gadać. Teraz czekać na rewolucję. Podoba mi się kilka wątków rzuconych na glebę fabułę czekających na wykiełkowanie w przyszłości.
- scena gdy Gordon podpina sprzęt komputerowy - ujęcia na Atarynki, kable, złącza, dynamiczny montaż i muzyka elektroniczna lat '80. Ten serial jest w pewien sposób piękny.
- kolejne świetne ujęcie i zabawa formą to gdy Joe idzie do nowego biura. Widok na drapacz, muzyka zapowiadająca coś wielkiego, otwierające się drzwi windy i raptem wyciszenie kawałka w pół tonu i pokazanie przydziału Joe, które mija się z oczekiwaniami.

OCENA 5/6

Halt and Catch Fire S02E03 The Way In
Wciąż zachwycam się tym ile ten serial upycha wydarzeń w ciągu 40 kilku minut. Kolejne problemy w Mutiny, rozwijanie relacji między bohaterami i ich personalne historia. Nikt nie jest zaniedbywany, akcja prze do przodu, a ja cały odcinek siedzę ucieszony. Kolejnymi scenami składającymi hołd latom '80, grze aktorskiej, niespodziewanym zwrotom akcji i kobietami w tym serialu. Szczególnie kobietami bo to one rządzą i dzielą. Trzymają mężczyzn krótko, wiedzą co chcą osiągnąć i dążą do tego. Nie są to jednak twarde babki, a prawdziwe bohaterki z krwi i kości, cierpiące, przelewające pot, niedoceniane, na skraju wyczerpania i załamanie. Wszystko to motywowane jest pasją. Kolejne starcia między Cameron, a Donną są pasjonujące. Tak wiele je różni, tyle dzieli, razem mogą osiągnąć sukces, ale chcą przy tym zachować indywidualność. Konflikt i przyjaźń i pasjonujące scenę. Jakże się je ogląda. I jakie one piękne Mackenzie Davis i Kerry Bishe, drobie panie nie można od was oderwać wzroku. 

Mężczyźni w tym sezonie są stłumieni. Nie tylko przez kobiety, ale sami narzucają sobie klatki. Joe dalej walczy ze sobą, chcę być dobrym człowiekiem, rozumie konsekwencję swoich czynów, ale wciąż w pewnym sensie jest tym samym człowiekiem. Ostatnia scena zwiastuje kolejną rewolucją. Lub spektakularną porażkę. Przegranym jest Gordon. Pasja pcha go do działania co owocuje katastrofą. Ochłodzi to stosunki z żoną, przekreśli jego przyszłość w Mutiny i może skieruje w stronę Joe. Mnie coraz bardziej zastanawia jego kondycja fizyczna. 

Inne:
- Nightmare on Nerd Street - tekst odcinka, doskonale podkreślający co dzieje się w Mutiny. 
- wszelkie odwołanie do Supermana z "Kneel before Zod" w roli głównej. Ten serial potrafi sprawić bym się nieustanie uśmiechał.

OCENA 4.5/6

Hannibal S03E02 Primavera
Zeszły tydzień dał nam historię Hannibala, a w tym przyglądamy co takiego stało się z Willem po pamiętnych wydarzeniach z finału zeszłej serii. Nawet jeszcze raz pokazano nam TE sceny z Hannim, Willem i Abigail, tak by odcinek jeszcze mocniej trafił bo oglądani tego niosło niemalże taki sam ładunek emocjonalny co niemalże rok temu. Wielkie zerwanie, a teraz konsekwencję. Will po zakończeniu tej toksycznej znajomości nie mógł być taki sam, zmienił się. Czuje się zagubiony w otaczającym go świecie dlatego tworzy własny. Żyję w iluzji gdzie pomaga Abigail szukać Hannibala. Ona żyję tylko w jego głowie (co akurat nie jest wielkim zaskoczeniem) i jest personifikacją jego pragnień. To Will chcę odnaleźć Hannibala, chcę do swojego przyjaciela. I boi się.Jego psychika jest roztrzaskana, a on tonie, coraz bardziej pogrąża się w koszmarze. Na samym końcu nawet akceptuje siebie z zeszłego sezonu i wybacza Hannibalowi. Chyba, że gra. Za wszelką cenę chcę go złapać, zemścić się, ale by tego dokonać musi znowu wytworzyć empatyczną więź. Szykuje się kolejne sezon niedomówień i niepewności.

Najpiękniejszą i zarazem najbardziej przerażającą sceną była ta z tablo Hannibala. W porównaniu do innych nie wyglądało rewelacyjnie. Jednak raziło symbolizmem. Człowiek ukształtowany na serce. Kadłubek z połamanymi kościami, obdarty ze skóry. Miłosna walentynka dla Willa. Symbol przyjaźni. Will tak do odbiera. Jest jednak problem. W zeszłym sezonie widział umierającego jelenia, który był symbolem tej przyjaźni. Tutaj walentynka w jego wizji przeradza się w coś dziwnego. Abominację. Kopus, któremu wyrastają pokraczne odnóża wraz z rogami. Jakby znak, że przyjaźń Hannibala i Grahama już nigdy nie będzie taka same, będzie pokracznym wynaturzeniem. Sama scena była przepięknie niepokojąca. Obrzydliwa i fascynująca. Zachwycająca i odpychająca. Typowe dla tego serialu i podkreślające jego przerost formy nad treścią.

Podoba mi się nowy profiiler, szef Florenckiej policji. Zna przeszłość Willa, polował wcześniej na Hannibala i teraz ponownie go szuka. Już nawiązał nić porozumienia z Willem, a ich rozmowy są świetne. Zwłaszcza, że pokazują młodego Hanniego. A akcent Rinaldo jest cudowny przy czym wysławia się i wygląda jak zmęczony życiem detektyw u schyłku swojej kariery. Jestem ciekaw jego historii.

Gdybym chciał mógłbym teraz wypisać niemal wszystkie sceny w odcinku i zachwycać się kadrowaniem, kompozycją i scenografią. Ograniczę się do jednej. Porównanie Abigail i Willa po rzezi w domku Hannibala. On umierający, ona martwa. On na stole operacyjnym, ona w kostnicy. Na obojgu jest przeprowadzony zabieg, tylko cel inny. Kadrowanie jest bliźniacze, tak jak niektóre czynności. Jakby serial podkreślał jak bliska jest śmierć i życie. Will mimo, że potrwał w pewnym sensie umarł, a śmierć nie jest prawdziwym końcem. Zawsze zostaje coś po.

Inne:
- serial dalej trzyma w niepewności co z Alaną i Jackem. Suspens mnie dobija!
- co za piękny widok gdy gabinet Hannibala w wizji Willa przeradza się w katedrę z Palermo. Albo gdy Will wyobraża sobie walący się kościół
- Hannibal znowu porównywany do Boga i Diabła. Natomiast Will mówi, że modliłby się do Jezusa i jego apostołów. Czyżby sam siebie w pewien sposób widział jako apostoła Hannibala? Jego Judasza lub Piotra?
- siedziba policji w Włoszech z kolumnadą w centrum taka piękna!

OCENA 5/6

Killjoys S01E01 Bangarang
Drugi z kosmicznych tytułów od Syfy wypadł sporo lepiej. Jednak z powodu różnic między Dark Matter, a Killjoys nie będę ich porównywał. Oba seriale mają na siebie pomysł, ale widać, że będą podążaływ innym kierunku. Killjoys stawia bardziej na rozgrywkę, niezobowiązującą akcję, szybki montaż i zarzucanie widza informacjami. Mi się podoba. Podano to w lekkiej i strawnej formie, postacie są zabawne, zdarzyło mi się parę razy uśmiechnąć. Czuć między nimi chemię, ale i potencjał w snuciu historii. Najemiczka i żołnierz z tajemniczą przeszłością, która będzie z czasem odkrywana. Jest dobrze. Cieszy mnie budowanie świata i wrzucanie w sam jego środeczek. Ekspozycji było niewiele i podano ją w strawnej formie. Potężne korporacje (znowu), ciemiężeni obywatele, ruch oporu. Jest dobrze. Brakuje trochę kosmitów, ale to tylko jeden układ planetarny. Na poznanie czeka... w sumie nie wiadomo jak duży kosmos. Ja będę oglądał dalej i na kolejny odcinek czekam z większa niecierpliwością niż na Dark Matter. Jasne są uproszczenia, nielogiczne wydarzenia, a sam wykreowany świat niczym specjalnym się nie wyróżnia. Ważne, że się bawiłem czego oczekiwałem od tego serialu. 

OCENA 4/6

wtorek, 16 czerwca 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #141 [08.06.2015 - 14.06.2015]

SPOILERY
Dark Matter S01E01 Episode One
Niby z niemal wszystkimi serialami jestem w plecy, a stosik tych które chcę nadrobić przybrał już monstrualny rozmiar to nie przeszkadza mi to w sprawdzaniu nowych produkcji. Tym bardziej, że Dark Matter dzieje się w kosmosie czego w telewizji ostatnimi czasy zatrważająco mało. Nie czekałem zbytnio na ten tytuł, nie miałem wielkich oczekiwań, liczyłem na coś sympatycznego. Dobry serial by mi wystarczył. I się rozczarowałem. Szczególnie brakiem oryginalności i nudą. Jednak nie porzucę serialu, to tylko pilot. W serialach tego typu zależy mi na budowaniu świata, wielowątkowych i złożonych historiach oraz... kosmosie, statkach kosmicznych, stacjach kosmicznych, obcych itp. itd. To wszystko może tam jeszcze być i czekać na odkrycie.

Pomysł na serial nie jest zbyt oryginalny. Szóstka archetypicznych ludzi z amnezją budzi się na statku i próbuje zrozumieć kim są, dokąd zmierzają. Jest też tajemniczy android robiący za interfejs statku. I mogłoby to być znośne gdyby nie realizację. Brakuje suspensu, chemii między postaciami i interesujących osobowości i relacji. Jest typowa nieufność, delikatne parowanie, trochę tajemnicy i mistycyzmu. To zaledwie ochłapy rzucone by zarysować jakąś różnorodność. Brakuje mi bohatera z którym mógłbym sympatyzować lub mu kibicować. Skryty samuraj, specjalista od rozwałki, joker. Ziew... Oby z początku wyglądali na jednowymiarowych, a serial skrywał jakieś tajemnicę. Pomóc może przewidywalny twist gdy załoga dowiaduje się, że są bezwzględnymi najemnikami. Może to prowadzić do konfliktów, być pretekstem do zadawania pytań dotyczących człowieczeństwa i napędzać ich rozwój. Lub też być zmyłką, grą androida i jego zleceniodawców. Widzę tutaj pewien potencjał.

Realizacyjnie mam mieszane uczucia. Na statku jest ciemno, czuć pewien klaustrofobiczny klimat z czasem powinniśmy lepiej poznać lokację. Ale nic go nie wyróżnia. Na razie. Jak na główny statek jest on bardzo zachowawczy, standardowy rzekłbym. Ni to nazwa, ni sylwetka czy osiągi. A to mi się nie podoba. Dodatkowo efekty specjalne wyglądają bardzo sztucznie. Miejscami miałem wrażenie, że oglądam produkcję z końca lat '90.

Serial chciałby być drugim Firefly. Ma podobny pomysł na postacie tylko kompletnie nie umie go sprzedać. Raczej go nie pokocham, ale dam tej znajomości jeszcze szansę.

OCENA 3/6

Halt and Catch Fire S02E01 SETI
Ten serial nigdy nie był wielkim hitem. Niska oglądalność, niewielki buzz w mediach i widmo anulowania. Mimo to drugi sezon został zamówiono co mnie niezmiernie ucieszyło bo Halt and Catch Fire urzekło mnie od pierwszych materiałów promocyjnych z lecącym w tle Sweet Dreams (Are Made of This), grą Mackenzie Davis i Lee Pace oraz miłością od komputerów. Miał swoje problemy, związane głównie z opowiadaniem historii, ale wszystko wskazuje, że wnioski zostały wyciągnięty.

Pierwszy odcinek tego sezonu jest miękkim rebootem, jakby poprzednia seria służyła jedynie przedstawieniu bohaterów. Poprzednie wydarzenia mają swoje konsekwencje, ale są zaledwie echem, które ukształtowało postacie znajdujące się w innych miejscach. Na początku fascynujące jest ponowne spotkanie z znanymi twarzami. Szczególnie Donną i Cameron. Dwie silne kobiety stojące na czele innowacyjnej firmy informatycznej. Umownie na czele. Bo żadna z nich nie chcę być liderką. Cameron jest anarchistką, a Donna ma dość bycia matką w domu, nie chcę zajmować się zdziecinniałymi programistami. Świetnie ogląda się wspólne sceny tej dwójki, jak mimo różnicy charakterów się rozumieją, jak łączy je pasję oraz chęć zmian. Widać też ciekawą zmianę z Donną. W zeszłym sezonie cierpliwie znosiła męża pracoholika. Teraz ona lekko wstawiona wraca późno w nocy do domu, a Gordon na nią czeka.

Zmiany u Joe były również radykalne, ale na bardziej osobistym gruncie. Wykonał rachunek sumienia, przewartościował swoje życie i stał się innym człowiekiem. Wciąż nie potrafi do końca znieść przeszłości, ale cierpliwie znosi kolejne poniżenia i widać jak chcę być "tym dobrym" mimo tłumionej złości. Jednak nie potrafi odciąć się od dawnego ja. Niby oświadcza się nowej miłości, ale wciąż ma obsesję związaną z Cameron. Lub jej inteligencją i firmą. Wciąż drzemie w nim ta dwulicowość, która przyciągała ostatnio do ekranu. To bohater, którego się uwielbia i nienawidzi zarazem.

Najspokojniej u Gordona. Wciąż jest przeciętnym człowiekiem, któremu udało się wybić dzięki zbiegowi okoliczności. I niby jego historia nie jest ciekawa, ale stanowi solidny kontrapunkt dla Donny i Joe, a jego choroba powinna dodać trochę dramatyzmu w serialu.

Reżyseria zawsze stała tutaj na wysokim poziomie, emanowała ona miłością do dawnej technologii i lat '80. Tutaj jest jeszcze lepiej. Nie dość, że poprawiono dynamizm odcinka, umiejętnie bawiono się kolorowymi filtrami i kątami filmowania to jeszcze nakręcono długą scenę na jednym ujęciu co jest jakby wyznacznikiem jakości serialu ostatnimi czasy. Był to sam początku, pierwsza scena nakreślająca sytuacja. Donna przechadzająca się po Muttiny, próbująca ogarnąć chaos w firmie idealnie pokazuje jak wygląda ich innowacyjne przedsięwzięcie. Do tego jeszcze serial stawia na sentymentalizm do growego medium. Pierw pokazuje cieszących się ludzi, emocję na ich twarzach podczas grania, a potem rzut oka na telewizor z kilkoma pikselami na krzyż.

Inne:
- girl power! O ile pierwszy sezon był głównie o duecie Joe/Gordon tak ten będzie o Donnie i Cameron. Silne kobiety w latach '80 - chcę to oglądać.
- siedziba Mutiny wygląda fenomenalnie. Pełna sprzętu, walające się komputery, kable, plakaty filmowe na ścianach, paczki po śmieciowym jedzeniu, kineskopowe ekrany i stadko nerdów. I Cameron na słuchawce opowiadająca o grze. Chcę zobaczyć bottle episode podczas crunchu lub kryzysu.
- serial dalej ma fatalną oglądalność i znowu będę się bał o jego przyszłość.
- ostatnia scena cudo. Gdy Cameron przyjeżdża po Boswortha wychodzącego z więzienia i rzucają sobie w ramiona. Słowa tutaj nie były potrzebne, wystarczyły muzyka.

OCENA 5.5/6

Hannibal S03E01 Antipasto
Wrócił kolejny z moich ulubionych seriali. Niezwykły bo operując głównie formą, a nie dobrze przecież wszystkim znaną fabułą. I znowu siedziałem bite 40 minut jak zauroczony. Smakowałem w kolejnych ujęciach, płynnie przechodzących kadrach (diabeł o twarzy Hannibala), zdjęciach nic nie znaczących detali i pięknych krajobrazach renesansowych zabytków. Przechadzka ulicami Florencji, nocna jazda motocyklem po Paryżu, odwiedziny w wysmakowanym sklepie mięsnym czy pełnych przepychu przestronnych salach. Wszystko to okraszone oczywiście trudnymi do zidentyfikowania dźwiękami, podkreślającymi wszechobecne zagrożenie oraz oniryczny charakter serialu. Zabawiono się też odrobinę formą, gdzie flashbacki przybierały bardziej kinowe proporcje ekranu i czarno-białe barwy.

Za patrzeniem na Hannibala stęskniłem się najbardziej. Jednak równie zauroczony słuchałem kolejnych dialogów i próbowałem w jakiś sposób zrozumieć położenie postaci i wyczytać coś między wierszami. To serial wymagający skupienia, uważnego śledzenie dialogów i wyciąganie (często błędnych) wniosków. Tutaj skupiał się głównie na relacji Bedeli z Hannibalem. Pełnej niedomówień i tajemniczości. Po tym odcinku można wysunąć przerażający wniosek. Lecter traktuje ją przedmiotowo. Karmi ostrygami, ślimakami, wykwinty daniem po to by lepiej smakowała. Nie szuka towarzysza, chociaż ceni jej zdanie. On prowadzi długi projekt gastronomiczny. I ona zdaje sobie z tego sprawę, co jest najbardziej przerażające. Tonie (co za obrazowe scena!), nie może uciec z matni, próbuje, ale nie ma dość siły. Boi się, wie co ją czeka i nie jest w stanie podjąć decyzji. Wmawia sobie też, że jest tylko ofiarą, a Hannibal insynuuję jej współudział. Patrzenie na grę Gillian Anderson sprawia olbrzymią przyjemność. Jej strach, niezdecydowanie, drżenie rąk, kamienny wyraz twarzy. Poezja.

W odcinku królowała Bedelia i Lecter. Jakby serial chciał się z nami zabawić. Nie ma Willa, Alany i Jacka. Wierzcie, że nie żyją. Na nich przyjdzie jeszcze czas. Tutaj było o radzeniu sobie Hannibala po wydarzeniach z zeszłego sezonu. Podróżuje po Europie, prawie nie zabija, rozwija się kulturalnie, nawet dostał własną katedrę. Jego recytowanie Dantego było wprost fenomenalne. Patrze i zachwycam się Maddsem. Ba, zachwycam się 40 minut, ale co chwila innymi rzeczami. Może wiele nie pokazano jego historii (prędzej ja coś pominąłem), ale czuć było jaką stratę odczuwa za Willem. Jakby próbował zawrzeć nową znajomość, poeksperymentować, a potem zdał sobie sprawę, że to nie ma sensu i w inny sposób wykorzystał Dimmonda. Lub zwyczajnie żywił do niego niechęć. Z powodu jego prostactwa, użył go jako dźwigni mającej wpłynąć na Bedelię. Jednak najciekawsza była końcówka. Kolejne tableau, jakby mistrz potrzebował swojej sztuki. Nie może już cicho zabijać, jedzenie mu nie starcza, chcę mieć widownię, zależy mu na poklasku.

Inne:
- fascynujące były rozmowy Hannibala z Gideona. Tutaj już nic nie ukrywamy, pokazujemy kanibalistyczne uczty. I kurde, ta nóżka wyglądała pysznie. Ciekawe było spostrzeżenie Gideona - jak ty smakujesz Hannibalu, ktoś kiedyś cie zje. I tylko na to czekać. Może nie zjedzenia, a złapania, co przecież musi nastąpić.
- nagość i brutalność w NBC już przechodziła, ale dialogi po włosku i recytowanie Dantego w oryginale? Tego amerykanie już nie zniosą.
- kanibalistyczne żarciki o jedzeniu takie cudowne. Tak bardzo mi ich brakowało.

OCENA 5/6

iZombie S01E13 Blaine's World
Tak to już jest, że od rzeczy lubianych wymagam więcej. Nie zadowalam się zwyczajnym "dobrze" bo wiem, że to coś co darzę sympatią stać na więcej. Tak było z finałem pierwszego sezonu iZombie. Po kilku ostatnich bardzo dobrych odcinkach przydarzył się spadek formy akurat w ostatnim. Co jest bardzo dziwne gdyż za scenariusz odpowiadał sam Rob Thomas.

O tragedii mowy być nie może, to cały czas ten sam sympatyczny serial zaprawiony dramatem i doprawiony cliffhangerami. Tylko czemu w ostatnim odcinku nie skupiono się wyłącznie na postaciach, a dorzucono jeszcze sprawę kryminalną? Niby kontynuacja z poprzedniego odcinka, a niepotrzebnie kradła czas bohaterom. Tak jak sceny w siedzibie Max Rager. Za długie i za nudne. Niby jakoś trzeba było nakreślić wielkiego złego przyszłego sezonu, ale nie tym kosztem. Przecież inaczej można było nakreślić to powiązanie. Boli bo nie starczyło czasu na pokazanie reakcji Payton czy większej ilości Raviego, który był zaledwie tłem w tym odcinku. Innym niewykorzystanym potencjałem był mózg tygodnia niemający większego wpływu na zachowanie Liv.

Najciekawiej wypadała historia Majora. Przetrzymywany przez Blaine'a, na skraju wyczerpanie uwalnia się i robi rozróbę. Niezbyt finezyjnie nakręconą, ale czuć było jego zajebistość dzięki fajnym momentom (granat!). Tyle przeszedł i w końcu mógł trochę odreagować. Brak skrupułów w tym momencie jest zrozumiały. Jednak już wątek romansowy z Liv to przesadny melodramatyzm. Umieram, zostaje przemieniony, wyznanie miłości, odrzucenie, lekarstwo, które może zadziałać lub nie. Ech, za dużo tego

Potencjał na przyszły sezon? Olbrzymi. Major jako zombie lub ich łowca. Lub to i to. Max Rager eksperymentujący z nieumarlakami. Początek apokalipsy z powodu końca linii zaopatrzenia. Blaine jako śmiertelnik. Clive powoli odrywający prawdę o zombie. Będzie się działo, szczególnie jak całość zostanie rozpisana na 22 epizody.

Inne:
- Liv znowu miała scenkę z szczurkiem. Jaki to słodkie!
- denerwują mnie ta przypadkowość w serialu. Tyle dzieje się w okół Liv, umierają kolejne osoby, a nikt nie zadaje niewygodnych pytań. Ja rozumiem naginanie rzeczywistości w serialu, ale bez przesady.
- jak Liv znalazła Blaine'a tak szybko pozostaje dla mnie tajemnicą i tanią sztuczką scenarzystów.
- środek nocy, strzelanina, wybuchające granaty, rozbita szybka, a policja dopiero trafia następnego dnia na mieście zbrodni. Kolejne głupie naciąganie.
- ostatnia scena gdy Liv odmawia transfuzji krwi bratu świetnie nakręcona i przyniesie w kolejnej serii trochę rodzinnego dramatu. Liczę tylko na jakiś przeskok w czasie.
- ostatni raz w tym sezonie - Rose McIver jest wspaniała!

OCENA 4.5/6

Power Rangers RPM S17E10 Ranger Blue
CU-DO-WNE! Ten serial robi się coraz lepszy i lepszy. Nie chodzi tylko o historię czy bohaterów, ale zabawę formą, samoświadomość marki i wszechobecny fanserwis. Już pierwsza scena to prawdziwa perełka. Rangersi zadają pytania dotyczące m.in. wybuchów i słów wypowiadanych podczas sekwencji morfowania czy oczu zordów, a Doktor K używając technobełkotu cierpliwie wyjaśnia złożoność tych procesów. Kulminacja następuje w finale gdy Niebieski używa eksplozji z tła do powalenia mechakitowców co były epickie. I niby widziałem już te sceny na yt to teraz zachwycają tak samo.

Odcinek skupiał się na Flynnie i znowu udało się upchnąć niesamowicie dużo materiału. Jednak w przeciwieństwie do innych flashbacki te dotyczyły jego całego życia. I to było zrozumiałe. Od dziecka był bohaterem, stawiał w obronie słabszych, a gdy dorósł dalej robił to co dobre nie zważając na konsekwencje wynikające z układów lub ograniczonego patrzenia na świat. Odcinek pokazał, że każdy może zostać bohaterem, trzeba tylko chcieć. Wtedy świat będzie odrobinkę lepszy. Poza tym Flynn jest szkotem. Szkoci są super. Tak jak muszki i fezy.

Inne:
-Doktor K prosi o pytania, wszyscy Rangerzy łapki w górę, tylko Dylanowi jest to obojętne.
- kolejne długie, nie nudzące walki pełne soczystych dialogów między Rangersami i suchych onlinerów tych złych. I Ziggy unikający walki dzięki teleportom oraz jego fascynacja wybuchem zza pleców. Mistrz. 
- Flynn jego Mel Gibson z Braveheart! Jak tu nie kochać tego serialu?
- Flynn wprawiający w zdumienie Doktor K po tym gdy udało mu się usunąć usterkę z kombinezonu. Długo nie mogła się po tym pozbierać, a jej zaszokowanie takie piękne.

OCENA 5.5/6

Power Rangers RPM S17E11 Doctor K
Rangrsi byli więc przyszedł czas na flashbacki mentorki. Od dziecka była geniuszem, przyszli smutni panowie w garniturach i zabrali ją do tajnego kompleksu badawczego gdzie była wykorzystywana i okłamywany. Historia smutna, głównie dzięki temu jak to pokazano. Flashbacki z różnych okresów życia, te same stroje, ten sam pokój, ta sama sytuacja, to samo kłamstwo. I mały promyk nadziei w postaci przyjaciół, których zyskała. Odrobinę irytujące, ale sympatyczne rodzeństwo geniuszy. Jak się okazało motywacje Doktor K w walce z Venijxem mają dodatkowy podtekst - to ona jest odpowiedzialna za jego stworzenie. Ładnie się wszystko pokomplikowało.

W teraźniejszości nie było już tak ciekawie. Głownie przez długą walkę Rangersów z potworem tygodnia. Bardzo długą. Jednak i tutaj było kilka zwrotów akcji i fajnych momentów. Nic jednak nie przebije pojedynku Tanayi 7 z Doktor K i jej skrzypcami. Toż to wspaniałe, campowe doświadczenie i radosna rozrywka. Na plus zaliczam również siły ludzkości coraz bardziej ustępujące maszyną. Widać, że kolejne walki są coraz trudniejsze, a Venjix nie jest nudnym łotrem do ubicia, a realnym zagrożeniem.

Inne:
- jak dobrze słuchało się tych skrzypiec przez cały odcinek! Flynn ma kobzy za podkład muzyczny, a Doktor to.
- Ziggy i jego głupie pytanie, kto jest dobrym i złym i cięta riposta (z nutką tęsknoty za normalnością) Doktor K "What’s it like being stupid your whole life? Is it as wonderful as it seems?". Uwielbiam tą dwójkę!
- pomagierzy Venjixa, obrzydzeni swoimi odbiciami w lustrze i komentarze Tanayi 7. Uśmiałem się bardziej niż powinienem.
- świetny pomysł by nie pokazywać twarzy ludzi w garniturach, którzy "zatroszczyli się" o Doktor K.

OCENA 4.5/6

Supernatural S07E23 Survival of the Fittest
Mogłem się tego spodziewać. Przeciętny przeciwnik sezonu zaowocował rozczarowującym finałem. Przed kompletną katastrofą uratowało go kilka rzeczy z Crowleyem na czele. Mark Shepard jak zawsze mile widziany i kradnie wszystkie sceny. Tym razem wykiwał braci, Dicka i umocnił swoje wpływy na Ziemi. Czuję, że to on będzie potężnym graczem w przyszłym sezonie. Pozbycie się Lewiatanów rozczarowało. Niby bawiono się w niepewności, próbowano budować napięcie, ale brakowało zaskoczeń i całość skończyła się dość prosto. Tylko cliffhanger zaskoczył. Dean i Castiel trafili do Czyśćca. Jasne, nie zrobiło to takiego wrażenie jak wizyta Deana w Piekle między 2, a 3 sezonem, ale poczytuje to za plus. Nie podobało Darmi się za to jak zakończono wątek Bobbyego. Zdał sobie sprawę w co się zmienia i odpuścił. Niepotrzebne. Jeśli chciano to ciągnąć to taka postać jak on powinna dostać cały epizod na pożegnanie.

OCENA 3.5/6

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #140 [01.06.2015 - 07.06.2015]

Tylko dwa odcinki w tym tygodniu, życie jak zwykle zweryfikowało ambitne plany. Jeszcze za karę blogger się na mnie obraził i wciął pół notki. Więc wyjątkowo krótko w tym tygodniu. A jak za tydzień? Przeznaczenie raczy wiedzieć. 

SPOILERY

iZombie S01E12 Dead Rat Live Rat Brown Rat White Rat
Pierwszy akapit jest zbędny. To w nim powinienem tłumaczyć jaki ten serial jest udany, jak niespodziewanie się rozwinął i jak dobrze się go ogląda. Zamiast tego napiszę, że jest to już ten moment gdy proceduralne sprawy są zbędne. Wystarczy główny wątek i relację między postaciami. Zagadka kryminalna nie musi już tego napędzać bo serial nabrał już właściwego tempa gdzie 40 minut to za mało by odpowiednio przedstawić relację między postaciami.

Mózgi tygodnia są już tylko pretekstem by zmienić zachowanie Liv i wprowadzić trochę różnorodności w serialu. Co wypada znakomicie. Tym razem nasze kochane zombie odgrywa pełną życia licealistkę, a potem popala zioło i lizaki o smaku marihuany. Jest to kolejny popis komediowych umiejętności Rose. Każda scena to jakaś perełka i moment do zachwytów. Czy to jakaś głupia mina, monolog czy rozmowa. Jak ja się ciesze z drugiego sezonu! 

W odcinku była sprawa proceduralna, kolejne morderstwo do rozwiązania tylko inne od wszystkich. Mocno powiązane z mitologią serialu bo odpowiedzialny za nie był zabójca, którego przemieniła Liv. I sprawa nie rozwiązała się w tym odcinku co było dużym zaskoczeniem. Niby Meyer został zabity, ale morderstwa trwały dalej co było dużym zaskoczeniem. Jednak prawdziwym szokiem było to co działo się z Payton i Majorem. Ta pierwsza widziała Liv z Full Zombie Mode co ją przeraziło. Przyjaźń, która tak dobrze była prowadzona przez sezon i podkreślona mocno w tym odcinku została wystawiona na próbę. Przy okazji scenarzyści udanie to rozegrali - Allyson Michalka ma status aktorki powracającej, a nie regularnie występującej więc jest duża szansa, że w S02 nie wróci. To samo z Majorem. Ten niby w głównej obsadzie, ale został porwany przez Blaine'a. Czyli ma większe szanse na zgona. I serial, któreś z nich uśmierci. 

Inne:
 - pierwsza scena parodiująca Koszmar minionego lata czy hororry z nastolatkami - perełka. Bo jak tu się nie śmiać gdy znajomi potrącają zombie, zakopują je przy drodze, a ono się potem na nich rzuca. Wszystko w morzu kiczowatych dialogów wyjętych wprost z innych filmów tego typu.
- Clive jedzący pizzę z mózgiem - ble. Jednak cudowny joke dla widzów, przypominający zabawy scenarzystów Hannibala. 
- pewny siebie Major kupujący broń i udający kontrolę sanepidu. Powtórzę się, ale chcę go jako rough zombie hunter. 
- running joke z szkicownikiem. Scenarzyści wiedzą jak pisać swój serial. 
- ta brutalna scena walki! Liv z nożem w ręku i fatality przebijające mózg. Mocne

OCENA 5/6

Power Rangers S17E09 Ranger Yellow (2)
Ciąg dalszy historii Summers i odcinek okazał się jeszcze lepszy. Może nie taki zaskakujący, ale bardziej widowiskowy i poruszający mimo zastosowanie prostych motywów. Summers przeżyła atak Venijxa, zdana na siebie została uratowana przez wiernego lokaje. To on jako jedyny w nią wierzył, widział w niej dobro, jej prawdziwy potencjał, a nie rozkapryszoną smarkulę. Znosił cierpliwie jej zachcianki, wiedział że każdy ma szansę na zmianę, bycie lepszą osobą. Była to też ostatnia rzecz jaką zobaczył przed śmiercią. Tego się zupełnie nie spodziewałem. Zgon w Power Rangers, zgon postaci z tła, śmierć która potrafi ruszyć, nie jest bezcelowa i wpływa na bohatera.

W teraźniejszość akcja toczyła się wokół ślubu, którego Summers nie chcę, a od którego zależy przyszłość jej rodziców. Rodziców oderwanych od rzeczywistości, którzy pierwszy raz muszą kombinować jak zdobyć pieniądze. Nie liczy się dla nich dobra córki, a wartości z tego wynikające. Jednak gdy poznają córkę, rozumieją jej motywację, akceptują to kim jest. Silną i niezależną kobietą, która wie czego chcę.

Ewolucja bohaterów i ich historię były świetnie rozpisane, a całość została uzupełniona scenami walki. I to jakimi! Pod tym względem było to najlepsze 20 minut sezonu. Pierw długa sekwencja gdzie Rangersi w cywilu walczą z mechakitowcami przy użyciu elementów otoczenia - wózek na zakupy, rower, siatka, i rozmawiają o sytuacji Summers. Ekspozycja i walka w jednym, pełna komediowych wstawek. Jednak to nic w porównaniu z finalnym starciem Summers i Tanaya 7. Na ślubie Żółtej. Która jest w sukni ślubnej. Fenomenalna choreografia, profesjonalna realizacja i gigantyczny fun z oglądania. Ciężko będzie przebić tą scenę. Zresztą co ja będę pisał - sami zobaczcie. Akcja z welonem i wymachy suknią wyglądają niesamowicie.

Inne:
- Andrew uratował Summers lodziarką - yeah! Tak bardzo nie pasowało to do całej sytuacji.
- oglądałbym więcej scen z narzeczonym Summers i jej dawną psiapsiółką. Nagromadzenie klisz dotyczących aroganci wysokich arystokracji miało absurdalnie wysoki poziom.
- Doktor K w sukni ślubnej pokonująca tanaye 7 skrzypcami! Tylko komentarza Ziggiego brakowało do pełni szczęścia.

OCENA 5.5/6