wtorek, 29 sierpnia 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #245 [21.08.2017 - 27.08.2017]

SPOILERY

Game of Thrones S07E07 The Dragon and the Wolf
Mimo siedmiu odcinków sezon zachował tradycyjną strukturę z spokojniejszym sezonem. Był to w głównej mierze epicki teatr telewizji oparty na rozmowach podkreślonych wizualnym przepychem. Kulminacja serialu zbierająca najważniejszych bohaterów w jednym miejscu okazała się godnym oczekiwania spektaklem. Budowanie zależności, relacji i oczekiwań na konfrontację opłaciło się. Niemalże każda rozmowa w jakiś sposób wnosiła coś nowego lub była czystej wody fanserwisem. Nie obyło się też bez kilku zaskoczeń, niezbyt dużo kalibru. Przy całych moich pochwałach jest niestety daleki (no, może nie daleki bo wciąż się bawię i ekscytują) od zachwytów i mam kilka sporych problemów, z odcinkiem i sezon. Nie zmienia to jednak faktu, że Gra o Tron to jeden z najlepszych i najważniejszych seriali w telewizji.

Moim podstawowym problemem jest pośpiech, który jest tym wyraźniejszy jeśli skonfrontuje się go z tempem prowadzenia fabuły z poprzednich lat. Bohaterowie już nie podróżują, nie ma odpowiedniej podbudowy do wydarzeń, a rzeczy się dzieją. Jakby twórcy odhaczali kolejne punkty by zamknąć swoją historię. Przez to gubi się w tym logika. Ot choćby wątek Jona i Deanerys. Rozumiem, że ich relacje musiały przerodzić się w związek, tylko nie widzę tego na ekranie. Brakowało wyraźniejszego budowania relacji, stopniowego wzrostu zaufania i wreszcie budzącego się uczucia. Jakby wydarzenia za Murem miały być dobrym usprawiedliwieniem. Boli, bo nie trzeba wiele wysiłku by połączyć te dwie jakże podobne postacie.

Nie kupuję też zdrady Jamiego i odejścia z Królewskiej Przystani. Spodziewałem się tego, to całkiem logiczne w dłuższej perspektywie, zwłaszcza jeśli zna się książki, ale i tutaj zabrakło solidnych fundamentów. Gdzie pokazanie nieufności względem siostry? Gdzie kwestionowanie jej decyzji? Strach przed smokami i Białymi Wędrowcami? To jest bardzo słaby argument. Znowu mamy tutaj interesujący zwrot akcji, który został zbyt słabo umotywowany.

Nie do końca kupuje też główną intrygę i twist. Gros odcinka został temu przeznaczony tylko po to żeby pokazać grę Cersei. Jak w finale 6x10. Nie obchodzą ją żadne sojusze i zagrożenie z północy, nawet nie przejmuje się swoim nienarodzonym dzieckiem. Gra o tron i to bardzo skutecznie. To zgodne z jej charakterem więc mogę przyczepić się tylko do scenarzystów, którzy znowu, mają pomysł i skupiają się zupełnie na czymś innym. Powoli dochodzę do wniosku, że spotkanie Daenerys i Cersei było tylko po to żeby wprowadzić w jak najbardziej zaskakujący sposób Złotą Kompanię.

Rozczarował mnie też wątek w Winterfell. I znowu, nie z powodu tego co się tam wydarzyło tylko jak. Sansa dalej jest nakłaniana przez Littlefingera do pozbycia się siostry i wszystko na to wskazuje. Zamiast tego zostaje ujawniony sojusz dwóch Starkównych w celu pozbycia się Petera. Celem miało być tylko tanie szokowanie. Znając historię Sansy można się było spodziewać, że w końcu przejrzała na oczy kto jest jej prawdziwym wrogiem tylko w takim razie budowanie napięcia między nią, a Aryą było kompletnie zbyteczne. Miało na cele wprowadzić w serialu kolejny twist i efekt wow dla widza.

Co by jednak nie narzekać dużo rzeczy mi się podobało. Zwłaszcza tych drobnych rozmów i scen z bohaterami z którymi się zżyłem. Theon dostał wreszcie chwilę odkupienia. Pierw trochę meta rozmowa o Nedzie jako ojcu Greyjoya nawiązująca również do pochodzenia Jona oraz moment gdy Theon stawia na swoim przekuwając swoje wady w zaletę. Może to niezbyt w duchu serialu, postać która upadła w taki sposób powinna sięgać coraz bardziej dna, tak trochę mnie cieszy, że dostał swoję 5 minut.

Finałowa scena również była odhaczeniem kolejnego punktu z listy - Wędrowcy niszczą Mur przy użyciu smoka. Nie wpadając na żadne spoilery spodziewałem się tego. W tym bądź co bądź kameralnym odcinku potrzebne było pierdolnięcie. Wizualne i fabularne. Tym czymś było rozpoczęcie inwazji nieumarłych na Północ. Oznacza to rozmach już w premierze S08. Chyba, że Inni będą dalej poruszać się tym samym ślimaczym tempem.

Inne:
- Euron przez parę minut wydawał się najrozsądniejszym człowiekiem w Westeros, a twist z jego udziałem wydawał się całkiem logiczny. Okazało się to tylko zmyłką. Co jest trochę głupie bo Cersei nie mogła wiedzieć o efektownej prezentacji nieumarłego.
- R+L=J, a raczej Aegon. Potwierdzono, można ruszyć dalej.
- dobra, Rudy po katastrofie budowlanej musi zginąć, nie ma szans by i teraz mu się udało.

OCENA 5/6
OCENA SEZONU 5.5/6

Supergirl S01E03 Fight or Flight
Nie miałem nic przeciw wylosowaniu Supergirl w końcu to serial który chciałem nadrobić. Po seansie nie zmieniło się to, wciąż chcę poznać jej dalsze losy, dalej jednak bez ciśnienia. Serial daje frajdę podczas oglądania, to skumulowana dawka optymizmu, mimo swoich wad - prostej historii i męczących zagrywek. Ogląda się to dla Melissy Benoist i jej Supergirl. Zawsze skorej do pomagania i akcji, udowodnienia światu, że jest równie dobra jak Superman. Momentami motywów feministycznych było już za dużo i przyćmiewały logikę. Przymykam na to oko i oglądam dalej tzn. będe oglądał dalej jeśli serial zostanie wylosowany lub gdy dojdzie do kolejnego wielkiego crossoveru seriali The CW.

OCENA 4/6 

The Last Ship S04E01 In Medias Res
Ostatnimi czasy dużo seriali sensacyjnych mnie zawodzi. Na całe szczęście jest The Last Ship. Łatwe do zaakceptowania wady pozwalają skupić się na pozytywnych elementach których jest całkiem sporo. Przez trzy sezony była to świetna opowieść z charyzmatycznymi postaciami, która w trakcie płynnie ewoluowała w odrobinę inny serial. Wszystko wskazuje na to, że niewiele się zmieni w czwartym roku produkcji.

Poprzedni sezon był w sporej mierze odpoczynkiem od plagi i zaraz, a skupił się na polityce wewnętrznej i międzynarodowej. Teraz wirus powrócił w odmiennej formie. Nie atakuje ludzi, a rośliny. Red Rust jest prawdziwym zagrożeniem i może doprowadzić do zagłady ludzkości w jeszcze efektywniejszy sposób niż jego poprzednik. Jedynie załoga Nathana Jamesa może mu stanąć na drodze. Kupuję to od samego początku. Niby znany wróg wyewoluował w nową formę, a przy tym jest jeszcze straszniejszy. Działa na morale, osłabia ludzkiego ducha, ale też ich ciało. Poprzednio można było zdobyć zaopatrzenie, schować się, przeczekać czy nawet być odpornym. Teraz nie ma żadnej ucieczki. Oczywiście genialni biolodzy znajdą ratunek, ale przyjdzie na to sporo poczekać.

Fabularnie pilot serii się nie ceregieli. W pierwszych minutach wytłumacza o co chodzi nie popadającą w zbyteczną ekspozycję. Wchodzi to całkiem zgrabnie. Potem akcja, strzelania i wprowadzenie nowych postaci. Całkiem udane. Z czasem wychodzi więcej faktów o znanych twarzach, intryga robi się ciekawsza, a do tego wszystkiego dorzucono sporo dramatu. Nie trzymam kciuków by poziom został utrzymany, jestem pewien że się uda.

Martwi mnie tylko kolejna stereotypizacja. Walczono z Rosjanami i Chińczyki, a teraz dorzucono terrorystów z północnej Afryki. Serial raczej nie wywróci tego do góry nogami, wcześniej mu to zbytnio nie wychodziło. Dla przeciwwagi dalej jest mocno zdywersyfikowany dorzucając tym razem homoseksualną Kenijkę.

Zupełnie na uboczu najważniejszych wydarzeń jest kapitan Chandler. Bohater na ponad rok usunął się w cień i żyję spokojnie na greckiej wyspie. Jest to bardzo dobrze znana historia, która zawsze się podoba. Nie mogąc żyć z tym co zrobić ucieka, zaczyna nowe życie bez bohaterskiej aury i znowu na jego barkach spoczywa odpowiedzialność za ludzi z którymi się związał. Ludzie jego pokroju tak mają. Mogą, a nawet powinni kwestionować swoją rolę, ale koniec końców postępują właściwie. 

Inne:
- szkoda, że serial nie idzie mocniej w geopolitykę i nie przerysowuje granic państw. Mogą to wytłumaczyć jakiś traktatem, ale dziwnie się ogląda te same mapy po globalnej katastrofie.  
- akcja dzieje się w Grecji więc trzeba wrzucić dużo nawiązań do ich mitologii. Trochę z tym przesadzono, a raz udało się to przerobić w żart.
- BRODY! Wszędzie brody. Serial dostaje +10 do zajebistości.

OCENA 4.5/6

The Last Ship S04E02 The Pillars of Hercules
Uwielbiam w The Last Ship odcinki tego typu. Mocno skompresowane, gdzie niemalże całość dzieje się na statku, a załoga musi sobie radzić z poważnym problemem. Tutaj jeszcze doszła tajemnica. Niewiedza i próba zrozumienia sytuacji. Świetnie się to oglądało. Uwięziony okręt między Słupami Herkulesa i ataki rakietowe. Mogę się tylko przyczepić do wymiany ognia, która była strasznie bez składna. Miała kilka świetnych momentów, ale to głównie bezsensowne strzelanie do siebie z słabo zdefiniowaną drugą stroną.

Konstrukcyjnie odcinek trzeba też pochwalić za coś jeszcze. Za przenikanie wątków, nie fabularnie, ale z proporcjonalnym stopniowaniem napięcia. Zarówno u Chandlera jak i Nathana Jamesa przyszłość była nieznana, kolejny sceny były okryte tajemnicą, a punkt kulminacyjny został osiągnięty w tym samym momencie. Dołożono jeszcze przedzieranie się oddziału uderzeniowego i stworzono bardzo mocną mieszankę.

Inspirację starożytnością przybierają tutaj absurdalny rozmiar. Jestem na etapie "bawi i nie przeszkadza", ale to szybko może się zmienić. Znowu odwołania do mitologii, historii Rzymu i dawnej symboliki. Czuję tutaj też większe niż zazwyczaj inspirację mystery drama typu Lost. Tajemne drzwi, skarabeusze je otwierające i oczywiście wielka tajemnica. Podoba mi się to podejście do serialu.

Z dramatów bohaterów najbardziej podobała mi się scena gdy Kara i Danny zachowują się personalnie. Mówią do siebie wojskowymi zwrotami, on wydaje polecenie ostrzału rakietowego na swoje miejsce, a ona to akceptuje. I ten ból na ich twarzach. Jestem frajerem jeśli chodzi o taki romantyzm. Jest też historia Chandlera, który wpakował się w bardzo poważną intrygę, pewnie mającą związek z losami zaginionych nasion. Mogłem się mylić, że bohater będzie zawsze postępował bohatersko. Ciężko dostrzec granicę między przykrywką, a prawdziwym Tomem. Scenarzyści prowadzą grę z widzem. Bardzo udaną bo angażującą.

OCENA 5/6 
 

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #244 [14.08.2017 - 20.08.2017]

SPOILERY

Covert Affairs S03E01 Hang on to Yourself
Największe zaskoczenie związane z odcinkiem przyszło jeszcze podczas przygotowań do seansu. Wbrew mojemu przeświadczeniu ostatnim obejrzanym nie był finał pierwszego, a drugiego sezonu. Byłem pewien, że Covert Affairs porzuciłem bardzo szybko by skupić się na czymś dużo interesującym. To nie świadczy dobrze o produkcji. Jeszcze gorsza była próba przypomnienia sobie fabuły. Poza kilkoma bohaterami i występami gościnnymi wiele nie zostało. Detale które wróciły podczas oglądania oraz po przejrzeniu starych notatek również nie prezentowały się najlepiej. Od razu napisze, że seans do przyjemnych również nie należał.

Covert Affairs to mocno schematyczny serial o szpiegach. Jeden odcinek, jedna misja i tajemnica sezonu próbująca to spinać + wątki obyczajowe. Jest to typowy serial do kotleta i nawet podczas premiery trzeciego sezonu nie udaje się odejść od utartej rutyny. Trochę scenek z siostrą, przepychanek w CIA i szpiegowska misja z ładnymi widoczkami. Niby 3x1 próbuje coś z tym zrobić, wrzuca Annie w nowe środowisku, ale założenia są te same. Daleko temu to skomplikowania Alias. Zadziwiające, że Covert Affairs utrzymało się na antenie przez przeszło pięć sezonów.

Chociaż nie, to wcale nie dziwi. To jest w miarę przyjemny serial. Sprawna rzemieślnicza robota. Momentami wciągnęła mnie akcja i podwójna gra agentów. Budowano napięcie, które się opłaciło, Annie musiała podjąć kilka krytycznych decyzji, a śmierć jednego z współpracowników doprowadziła do traumy i bardzo fajnej sceny gdy Annie boi się wejść do samochodu. I gdybym nie znał stacji USA Network powiedziałbym, że serial się zmienia. Przerabiałem to przy Suits i White Collar i wiem, że to tylko pozorne zachwianie statusu quo. Nie ma w tym nic złego, ale to nie serial dla mnie. Wiem jednak jedno, nie będę z przestrachem patrzył gdy serial zostanie ponownie wylosowany.

Inne:
- Sarah Clarke jako agenta CIA, yeah. Wspomnienia z 24 i jej świetnej roli jako Nina wracają.
- przypomniała mi się nominacja Piper Perabo do Złotego Globa za rolę w Covert Affairs. Chyba największy absurd 2011 roku.

OCENA 4/6

Game of Thrones S07E05 Eastwatch
Pisanie o Grze o Tron z tygodniowym opóźnieniem odrobinę mija się z celem więc kilka uwag w skrócie. Odcinek oczywiście świetne, masa udanych scen, smaczków i intrygujących zwrotów akcji. Były też głupoty, a najbardziej martwiącym miejscu - głównej intrydze. Na prawdę Jon i Dany myślą, że uda im się na pewien moment zatrzymać wojnę gdy dostarczą Innego do Królewskiej Przystani? To jest tak głupie, że szkoda gadać. Nie dość, że chodzi o Cersei którą  jest socjopatką prawdopodobnie manipulującą swoim bratem wymyśloną ciążą, to jeszcze chcą do zatłoczonego miasta przywieść zombie. Świetny pomysł, godny The Walking Dead. A mimo to jestem ciekaw jak to zostanie rozegrane i jak bardzo wywrócą do góry nogami ten pomysł.

Inne:
- Jamie żyję! Niemożliwe! Pokazano to już w pierwszej scenie, tym śmieszniejsze jest martwienie się o postacie podsycane przez portale branżowe.
- Daenerys zachowuje się jak prawdziwa królowa, wie że czasem trzeba wzbudzić strach, a nie tylko litość i miłość. Wreszcie. Jeszcze tylko rozmowy z Jonem o własnoręcznym wykonywanie kary śmierci na zdrajcach brakowało.
- ależ przygnębiająco pięknie wyglądała przechadzka Tyriona po polu bitwy. Serial krzyczał w twarz "Patrzcie do czego jest zdolna wasza ulubiona bohaterka!"
- Jon i bliskie spotkanie z smokiem. Jakie one piękne, a on jaki odważny. I ta muzyka. I romans wiszący w powietrzu.
- Sansa kolejny raz wodzona na pokuszenie przez Littelfingera, który rozsiewa chaos i nastawia przeciw sobie dwie siostry. O jakbym chciał żeby Pani Winterfall grała tym razem własną grę.
- spotkanie braci Lannisterów było mocno niespodziewane. Chciałbym by nie było ostatnie.
- "Myślałem, że jeszcze wiosłujesz" do Gendry'ego. CHyba najbardziej samoświadomy żart w historii telewizji.
- "Nic nie wyrucha cię tak jak życie", a to jedne z najbardziej filozoficznych słów w historii GoT.
- spotkanie Jona z Gendrym to ładne nawiązanie do pierwszej sceny Roberta i Neda, gdzie powaga zamienia się w zabawę. Ci dwaj nie są połączeni jedynie swoim dziedzictwem, ale też byciem bękartem.
- między wierszami wsadzono informację, że Jon Snow jest rodowitym Targaryn i zarazem ma największe prawa do Żelaznego Tronu. Ukłon dla fanów czy będzie miało realne fabularne znaczenie?
- Drużyna Pierścienia wyrusza za Mur, ale się jaram i w pełni rozumiem potencjał memogeniczny. I tylko Bronna tam zabrakło.

OCENA 5.5/6

Game of Thrones S07E06 Beyond the Wall
W tym roku firma odpowiedzialna za cyberbezpieczeństwo  jest dziurawa jak ochrona na wiejskim festynie. Jak nie wyciek danych to błąd serwisu streaminogwego i wcześniejsze o kilka dni wypuszczenie odcinka przez co spoilery na jego temat latały już od czwartku. Czego ja się o nim nie nasłuchałem. Że najlepszy, że epicki, że wielkie widowisko i trzeba oglądać już teraz. Udanie omijałem spoilery i wytrzymałem do czasu oficjalnej premiery. Tylko po to by spektakularnie się rozczarować.

Najlepszy odcinek? Wolne żarty. Tak słabej historii w tym sezonie nie było. Gwoli wyjaśnienie. To nadal wspaniałe widowisko, epicka telewizja w najlepszych wydaniu z znakomitymi postaciami. Jest to też opowieść jaką chcę się oglądać. Grupka bohaterów staje na przeciw armii nieumarłych, misja która idzie źle, osobiste dramaty, chemia między postaciami i wielkie zwieńczenie całość. Shock value stosowany z mistrzowską precyzją. Tylko ja miałem problemy związane z najważniejszym - historią.

Już samo założenie jest naiwne - bohaterowie idą by pojmać nieumarłego. Bez planu, tylko przed siebie. Rozmawiają, dowiadujemy się czegoś nowego o nich i martwimy kto zginie. W pewnym momencie w głupi sposób trafiają na armię nieumarłych i dają otoczyć na zamarzniętym jeziorze które chwilowo odgrodziło ich od przeciwników. Tak, tysięczna armia nieumarłych nie może przedrzeć się przez kilkadziesiąt metrów wody. Łuki? E tam kto by się tym przejmować. Włócznie? Też mi coś.

I tak bohaterowie siedzą na wyspie i czekają na ratunek od Daenerys. I z tym mam największy problem. Westeros jest tutaj niczym duże miasto. Coś co w pierwszym sezonie zajmowało kilka odcinków tutaj to dwa dni. Serialowe. Skoki czasowe mi wcześniej nie przeszkadzały. Przejścia czasowe były nieokreślone, nie było wiadome jak długo minęło więc bohaterowie mogli przebywać nieokreślone dystanse. Tylko tutaj ten aspekt jest ważny. Przez to siada całe napięcie.

Właśnie napięcie. Bitwa jest ładnie zrobiona, kilka fajny ujęć, ale w pewnym momencie stwierdziłem, że za mało się przejmuję. Bohaterowie Westeros mieli za dużo szczęścia. Śmierć Tharosa była naiwna, za dużo z nich przeżyło. Gdy już zacząłem się przejmować np. Tormundem, gdy denerwowałem jak długo pokazują jego agonie został odratowany. Brakowało tutaj momentów dla postaci, takich jak Ogar bojący się ognia. Był za to głównie berserker mode i napierdalanka. Swoje apogeum osiągnęła po przybyciu smoków. Gdy już można spokojnie odlatywać Jon rzuca się na pozostałości armii, jakby smok sobie nie poradził jednym machnięciem skrzydła. Pozostali odbierają to jak akt heroizmu, ja jako próba kreowanie bezmyślnego bohaterstwa wtedy gdy trzeba pomyśleć. Jest też jego kolejna śmierć i ratunek z rąk Benjaja, zero emocji i niedowierzania, jak scenarzyści mogli to tak łatwo rozwiązać.

Mamy też całe wątek w Winterfell związany z konfliktem sióstr. Nawet nie chcę mi się o nim pisać. Littlefinger znowu gra na Sansie jak chcę, a ta popada przez to w konflikt z Arya. Wydawało się, że już odrobiła lekcję, że obie coś knują przeciw niemu. Nie można przecież od tak wtrącić go do lochu, ma zaufanych ludzi. Sansa musiała opracowywać masterplan. Nic z tych rzeczy. Ona słucha jego sugestii i nawet próbuje pozbyć się Aryi. To jest przecież niesamowicie głupie. Kibicowałem Sansie, miałem poczucie, że się rozwija, ale zostałem bezczelnie oszukany. Nawet nie potrafię uargumentować w jaki sposób ona wciąż może ufać Bealishowi.

Sączę jad, ale nic mi nie odbierze momentów, które dały mi mnóstwo frajdy. Kolejny popis smoków i śmierć jednego z nich to bardzo emocjonalna chwila. Tak jak zamiana Viseriona w nieumarłego smoka. I to daje trochę do myślenia. Czy dlatego Night King z swoimi ludźmi tutaj siedzieli bo czekali na broń która pomoże im zburzyć Mur? Strasznie to naiwna, ale to jedyne wytłumaczenie wydarzeń z tego odcinka.

Inne:
- Visarion poległ i będzie walczył przeciw Dany. Zupełnie jak jej brat po którym dostał imię. Czy w takim razie Jon zostanie jeźdźcom Rhaegara, swojego ojca?
- Daenerys i Jon mają moją aprobatę. Dwójka idealistów, która wierzy, że zbawi świat. Pasują do siebie.
- Dany krytykująca mężczyzn swojego życia za bohaterstwo, a potem robiąca dokładnie to samo. Hipokrytka.
- gdzie jest Sam?! Drugi odcinek bez niego w sezonie to o dwa za dużo.
- Thoros został śmiertelnie ranny, noname zabity podczas spotkania z zombieniedźwiedziem i nikt nie pomyślał żeby wrócić i czekać aż się zmienią. Geniusze. 

OCENA 4/6

Marvel's The Defenders S01E01 The H Word
Wielce oczekiwany crossover, ekwiwalent Avengers tylko na serialowym ekranie wreszcie jest. I trochę rozczarowuje. Co trochę nie dziwi po tylu latach oczekiwań i budowaniu hajpu. Przede wszystkim ten produkt jeszcze nie może się nazywać Defenders. Dotychczas to kilka niepowiązanych ze sobą historii z charyzmatycznymi (w większości) bohaterami. Brak tutaj motywu przewodniego i fabuły. Ot nakreślenie gdzie bohaterowie znajdują się w danym momencie. Oglądało się to przyjemnie. Tylko i aż tyle.

Zadziwiające, ale Matt nie wrócił jeszcze do kostiumy. Prawnik działający pro bono z angstem i tęsknotą za dawnym życiem. Widocznie było to podczas sceny z Karen gdy zmuszał się by ją oszukać oraz gdy lekceważy pomoc potrzebującym. Jego cierpienie jest przekonywujące. Jednak najlepiej wypadła scena w sądzie. Świetnie nakręcona na jednym ujęcie z odpowiednio dawkowanym napięciem. Po prostu piękne, pokazujące jak dobrym prawnikiem jest Matt. Było też coś ciepłego gdy pocieszał niepełnosprawnego mówiąc mu, że nie wszystko stracono i trzeba walczyć o kolejny dzień.

Cliffhanger z Luce Cage został bardzo szybko rozwiązany bo zaczęło się gdy bohater opuszczał więzienie. I robi rzeczy których można się po nim spodziewać. Szybki numerek z Claire i zainteresowanie sytuacją Harlemu. On, w przeciwieństwie do Matta, przyjął swoją rolę obrońcy społeczności. Szkoda tylko, że tak jak u Daredevila nie stwierdzono żadnego powiązania z Hand.

Jessica Jones jest dalej uwielbianą prze zemnie Jessica. Sarkastyczna alkoholiczka z niepoukładanym życiem. Nie pracuje, całe dnie i noce przepija mimo pomocy z strony Trish i Malcolma. Coś się zmienia gdy ktoś namawia ją do nie brania sprawy. I wpada na trop środków wybuchowym i obecnie to ona jest najbliżej Hand co mnie mocno zadziwiła.

I na koniec Iron Fist. Zaskakująco już w pierwszej scenie miał jedną z lepszych walk z swoim udziałem. Prócz tego przeżywa traumę i mało efektownie walczy z Hand. Niby najmniej interesująca historia, ale nie raziła jak jego serial. Była też Colleen Wing więc to zawsze jakiś plusik.

Swoje parę minut dostał też główny złol serialu. Zrobiono na początku bardzo ciekawą rzecz - ogłoszono, że Alexandra umiera i zostały jej tygodnie, może miesiące życia. To sprawia, że można z nią szybko sympatyzować. Potem jednak pokazano jej siłę i władczość podczas sceny z Madam Gao oraz diaboliczność podczas trzęsienia ziemi w NY/ Jestem zaintrygowany jej osobowością oraz ciekawi mnie plan. Wreszcie wyjaśni się do czego ta gigantyczna dziura w ziemi.

Fabularnie może i nie było specjalnie ciekawie, jednak gdy ten aspekt zawodził to zawsze można się było skupić na stronie wizualnej. Przejścia między scenami, piękne kadry, dużo długich ujęć i zachowanie charakterystycznej kolorystyki poszczególnych seriali. Palce lizać.

OCENA 4/6

Marvel's The Defenders S01E02 Mean Right Hook
Ten odcinek jeszcze bardziej uwydatnił jak zmarnowano potencjał premiery. Wciąż Defenders się nie zebrali, ale wątki zaczęły się przenikać. Początkowo delikatnie, poprzez motywy i drugoplanowe postacie by wreszcie pokazać ich parami na ekranie. Również zaskoczyła historia. Tajemnica zaczęła angażować i czuć skale wydarzeń. Elektra jest niepowstrzymana, a to jedynie narzędzie w niebezpiecznych rękach. Myślałem po premierze, że mi się zejdzie z oglądanie, a skończy się na bindżowaniu.

Inne:
- Cage obrywający od Iron Fista po tym jak tamten mało rąk sobie na nim nie połamał. Nie lubię Danny'ego ale miałem małą satysfakcję.
- Matt jako adwokat Jessicy, no wreszcie! Foggy ładną fuchę mu załatwił.
- serial dalej jest piękny. Kadr odwrócony o 90 stopniu z odchodzącym w ciemnej uliczce Mattem był przepiękny. Tak jak montaż przeszukiwania archiwum przez Jessicę.
- dawać mi więcej Trish. I Colleen. I Misty. I Karen. I Claire. Najlepiej w jednej scenie. Albo swoim oddzielnym serialu. 
- ślepota Matta może mu nie przeszkadza, ale w zamian walczy z uzależnieniem od bycia bohaterem. To jest bardzo ciekawe podejście do postaci superbohatera.

OCENA 4.5/6

Marvel's The Defenders S01E03 Worst Behavior
Dobra, to ten moment gdy zakochałem się w serialu mimo jego wad. Zdaje sobie sprawę, że to prawdopodobnie tylko chwilowe zauroczenie, ale gdy dzieją się takie rzeczy trzeba się cieszyć i przestać narzekać. Sceny gdy światy Defendersów kolidują sobie zwyczajnie cudowne. Pierwsza rozmowa Matta z Jessicą, Luka z Dannym w dojo Culleen czy finałowe spotkanie w biurowcu. Fenomenalne. Dialogi iskrzą, ja się śmieje i czerpie radości z całości. Jestem też pełen podziwu jak te cztery seriale udanie doprowadziły do spójnego crossoveru. Już wiem, że po ósmym odcinku będę tęsknił i liczył na gościnne występy w serialach matkach.

Trochę się martwiłem powrotu Elektry i robienia z niej antagonistki, ale to się sprawdza. Początkowe 10 minut to jej czas. Pokazanie wskrzeszenia i treningi u Alexandry. Ile tam było świetnych scen. I znowu jednocześnie kibicuje się bohaterem i darzy sympatią antagonistkę. Trudna sztuka która tutaj się udaje.

Nie pasowała mi tylko jedna rzecz. Danny wchodzący do Rand, rozmawiający z randomową babką i wpadający na ślad Hand, a potem jego głupia przemowa w siedzibie Midnight Circle. Czułem się jakby ktoś obraził moją inteligencję. 

Inne:
- Stick z uciętą dłonią mówiący, że szuka Iron Fista, śmieszy mnie bardziej niż powinno.
- scena z śledzeniem Jessicy przez Matta - kapitalnie nakręcona i niesamowicie zabawna.
- Matta z szalikiem Jessicy na głowie i ich kłótnie - więcej!
- kłótnia Dannyego i Luka o nierównościach społecznych ładnie wpasowała się w krytykę serialu Iron Fist.
- scena w korytarzu z udziałem czwórki bohaterów była widowiskowa, szkoda że w większości znana z trailera.
- zadziwiające jak duży postęp zrobił Danny, sceny walki z jego udziałem zaczęły być przyjemne.
- Alexandra umie się bić, zadziwiło mnie jak łatwo poradziła sobie z Elektrą. Itrygujące wypadają tez aluzję do jej długowieczności.

OCENA 5/6

Marvel's The Defenders S01E04 Royal Dragon
Przez cały odcinek bohaterowie siedzieli w knajpę. Rozmawiali, planowali, nawiązywali więź i rzucali złośliwościami. Była też masa ekspozycji nakreślającej całe tło. Jessica ma rację, to jeden wielki bullshit, ale mając takie postacie zupełnie mi to nie przeszkadza. Od scenarzystów widać miłość do swoich bohaterów i musieli mieć mnóstwo frajdy pisząc dla nich dialogi. Udanie wychodzi też budowanie napięcie i montaż całego odcinka. Jestem bardzo zadowolony z tego co dostaje. Podoba mi się, że nie ma tylko walki z Hand i wielką korporacją. Serial nieustannie przypomina o ratowaniu zwykłych ludzi, czy to w historii Jessicy czy Luka.

OCENA 5.5/6


Marvel's The Defenders S01E05 Take Shelter
Co za wyśmienity początek odcinka. Intensywna walka z Hand i współpraca bohaterów. Potem impet się delikatnie wytrącił, co okazało się celowym zabiegiem na złapanie oddechu. Ratowanie przyjaciół i sprowadzanie ich na komisariat. Niby nic ekscytującego, ale mi się to bardzo podobało. Nie mogę się doczekać gdy Trish i Karen zaczną ze sobą rozmawiać.

Wciąż najgorszym elementem serialu jest wszystko związane z Iron Fistem. Aż dziwne, że Defenders nie rozkraczą się i gruchotną twarzą w posadzkę. Motywację Dannyego, jego zachowanie, czy nawet wątek Colleen i Bakuto są momentami niezrozumiałe. Wygląda jakby scenarzyści Iron Fist pisali dialogi pod swoją postać.

Wątek Elektry bardzo szybko się rozwija, osiem odcinek w sezonie zobowiązuje. Boję się, że szykuje się kolejny tragiczny finał. Nie chciałbym by zginęła, zwłaszcza po tym co teraz przechodzi. Powolne odzyskiwanie pamięci i Hand które ma jej już dosyć. Do tego Eloidie Young daje radę w tej roli.

OCENA 4.5/6

Marvel's The Defenders S01E06 Ashes, Ashes
Tutaj będzie wyjątek bo zwykle nie zaczynam od końca. Niepowodzeniem będzie pisać, że cliffhanger był nieoczekiwany. Zwyczajnie mnie zamurowało. Już przemowa Alexandry i rozkaz pozbycie się naszych bohaterów były wystarczająca konkluzją. A potem Elektra ją zabiła i stała się przywódczynią Hand. Wow, tak się robi cliffhangery.

Sam odcinek miał lepsze i słabsze momenty. Pairing bohaterów jak zwykle zachwyca. Nawet Danny momentami jest znośny. Szkoda, że niektóre sceny są nim wręcz żenujące. Zgodne charekterologicznie z tym co stworzono, ale męczące. Dzieciak uważający, że zawsze ma rację, nie słuchający bardziej doświadczonych. Rozczarował mnie też brak choćby jednej scenki z osobami ukrywającymi się na komisariacie.

OCENA 4.5/6

Marvel's The Defenders S01E07 Fish in the Jailhouse
Najsłabszy odcinek od czasu premiery. Całość jest odrobinkę przeciągnięta i zupełnie niepotrzebnie cofnięto bohaterów na komisariat. Puste sceny mające na celu wprowadzić dodatkowe utrudnienie. Przy tym sugeruje, że wydarzenie z The Defenders mocno wpłyną na poszczególne seriale i nie wiem czy podoba mi się ten pomysł. Wracając do odcinka - za długo, niepotrzebnie i przeciętną walką. Trochę zbyt chaotyczną mającą jedynie swoje momenty. Końcówka za to znowu dała radę. Wszystko kręci się w okół truchła smoka. Nieźle. A ja głupi myślałem o teleporcie do Kunlun.

Inne:
- Matt widzi się z Claire pierwszy raz po długiej rozłące i nawet nie zamieniają ze sobą słowa? Coś mi tutaj nie gra.

OCENA 4/6

The Defenders S01E08 The Defenders
Koniec sezonu, a ja trochę nie wiem co mam myśleć. Nie ukrywam, że mi się podobało. Dynamika między postaciami wręcz nie pozwalała zrezygnować z oglądania i była to największa zaleta produkcji. Jednak patrząc z perspektywy całego sezonu sporo rzeczy kulało. Zwłaszcza fabuła. O ile udało się skonstruować w miarę spójny sezon bez zbędnych dłużyzn i wątków tak szkoda, że nie opowiadał o czymś ciekawszy. Powtórka z Hand i ninjasów, niespodziewana zmiana antagonisty i grubymi nićmi szyta intryga wymagająca akceptacji na słowo niektórych jej elementów. Kulała również logika niektórych zwrotów fabularnych i naiwność części scen. Mimo to udawało mi się na to przymykać oko z powodu frajdy jaką mi dawało oglądanie tej produkcji. Z chęcią za 2-3 lata obejrzałbym kontynuację.

Sam finał był bardzo dobrze skonstruowany. Pod względem napięcia, proporcji akcji  i chwil spokojniejszych, miał skalę epicką (na ile street level pozwala) i osobistą. Pozwalał też błyszczeć postacią i nawet udanie podkreślił ich transformację. Może bijatyki nie były tak zapadające w pamięci jak w Daredevil, ale dalej były pięknie wyreżyserowane. Jak zresztą cały serial. Podobało mi się też co zrobiono z epilogiem. Ostatnie 10 minut to pokazywanie postaci radzących sobie po ostatnich wydarzeniach. Obyło się też bez naiwnego cliffhangera. Ogólnie czekam na kontynuację w poszczególnych serialach. Nie licząc Iron Fista o którym nawet nie chcę mi się pisać. 

W świetle finału jestem ciekaw o czym będzie S03 Daredevil. Liczę, że skończą zabawę z ninjasami którzy są już męczący. Chciałbym za to powrotu Elektry, a jeszcze lepiej jakby dostała własny serial. Zastanawiam się też jak udało się wydostać Mattowi z jaskini. Ja wiem, komiksowa logika, ale przydało by się trochę wyjaśnień.

OCENA 4.5/6
OCENA SEZONU 4.5/6

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #243 [07.08.2017 - 13.08.2017]

SPOILERY

Game of Thrones S07E04 The Spoils of War
To wręcz niesamowite jak dobry jest ten sezon Gry o Tron. Tym razem napiszę krótko i bez wdawania się w szczegóły mimo, że o odcinku można by było mówić i mówić. Zwłaszcza o finałowej batalii. Efektowna bitwa gdzie postawiono przeciw sobie bohaterów którym można kibicować, jak eksponowano brutalność tego typu działań i heroizm połączony z głupotą. Były też bardzo intymne sceny jak spotkanie po tylu ocalałych Starków. Bran, Sansa i Arya w jednej scenie, każde z nich ma za sobą niesamowitą historię, a to przecież nie jest koniec. Stado w komplecie, tylko jak się zachowają. Tyle scen które można czytać wieloznacznie. Czy Sansa boi się siostry? Czy Arya będzie potrafiła wysiedzieć w Winterfell? I co takiego kombinuje Littlefinger. W odcinku było też zagłębienie się w mitologię świata i przypomnienie co jest największym zagrożeniem czyli Biali Wędrowcy. I tylko do perfekcji zabrakło Sama. Dobra, żartuje. Było perfekcyjnie, najprawdopodobniej najlepsza godzina telewizji w tym roku jaką widziałem.

OCENA 6/6

Mortal Kombat: Legacy S02E01 Episode 1
Zupełnie zapomniałem o tym serialu i gdyby nie ślepy traf nigdy bym do niego nie wrócił. I pewnie byłoby to najlepsze wyjście. Pierwszy sezon z perspektywy czasu był ok, jako fanowska reinterpretacja motywów z gry. Niepowiązane ze sobą historię oddające hołd smoczej marce. Poziom nie był jednak na tyle satysfakcjonujący by wrócić wraz z premierą S02. I trochę się nie dziwię. Teraz gdy oglądałem premierę było bardzo nijako. Nie czułem ducha Mortal Kobat, ciężko mi było odnajdywać odniesienie do uniwersum. Historia bardzo prosta, wręcz pretekstowa, jedna niezbyt porywająca walka i zarys postaci między Kung Lao, a prawdopodobnie  zżulonym Liu Kangiem. Jest tutaj pewien potencjał, ale 10 minutowe nowelki to za mało by go wykorzystać. Dlatego czuje się mocno rozczarowany. Chyba dwie ostatnie gry Mortal Kombat za bardzo mnie rozpieściły pod tym względem.

OCENA 2.5/6

poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #242 [31.07.2017 - 06.08.2017]

SPOILERY

Game of Thrones S07E03 The Queen's Justice
Nie będę liczył jak długo przyszło czekać na TO spotkanie. Dla jednych był to okres bardzo długi (czytacze Pieśni) dla drugich odrobinę krótszy. Lata budowania oczekiwań nie przysłużyły się temu i podświadomie spodziewałem się rozczarowania. Dlatego przewrotnie nie zawiodłem się. Ogień i Lód, pewność siebie i temperament Daenerys i stoicki spokój Jona. To nie było starcie charakterów, a raczej podsumowanie swojej działalności wspomagane nieustającym napięciem wynikającym z niecodziennej sytuacji. Wirtualna królowa i jej zbuntowany podwładny proszący o pomoc. Paradoks gonił paradoks, a różnica między nimi się zwiększała. Aż do interwencji Tyriona. Chichot losu, że Lannister doprowadza do sojuszu Starków z Targerynami. Nie nazwiska, a czyny tworzą wielkich ludzi. To przymierze po ostatnich wydarzeniach szybko zostanie wystawione na próbę.

Ten odcinek miał w sobie bardzo dużo bardzo dobrych scen i co najważniejsze fabuła pędzi na złamanie karku. Wojna toczy się bardzo szybko i Daenerys która była pewna swojego zwycięstwo bardzo szybko i naturalnie znalazła się na przegranej pozycji. Zniszczona flota, utracony Wysogród, Żelazny Bank wspierający Cersei i bitwa o pietruszkę w Casterly Rock. Pierw igranie z widzem i klęska za klęską. A za Murem prawdziwe zagrożenie. Trzeba przyznać Jamiemu, że uczy się całe życie i ja mu kibicuję. Biedakowi należy się jakiś sukces w życiu. Coś więcej niż miłość manipulującej siostry.

Dla mnie w tym odcinku było jeszcze jedno ważne spotkanie - powrót Brana do Winterfell. I kurde, co za dupek z niego. Rozumiem, bycie Trójoką Wroną go zmieniło. Pojęć tylko nie mogę czemu zachowuje się w taki sposób do Sansy. Czy widzie, że ją krzywdzi? Czy może widząc wszystko realizuje jakiś plan? Ech, chyba za bardzo kombinuję.

Inne:
- jaki ten serial jest piękny. Ujęcia na Smoczej Skale z szerokimi planami, wielkimi bądź małymi sylwetkami i surowym pięknem Irlandzkich klifów były cudowne. W swoim sercu Gra o Tron to teatr telewizji. Najdroższy i najpiękniejszy w historii.
- tortura Cersei dla Ellari iście okruta. I co za perfekcyjnie zagrana i zrealizowana scena!
- Jamie dowiedział się kto zabił jego syna. Ostatnia scena z Olleną to kolejne wielkie wydarzenie tego odcinka. Chociaż jakby się nad tym zastanowić to nie licząc Sama i jego zabawy w Grey's Anatomy tylko takie były.

OCENA 5.5/6

Marco Polo S01E03 Feast
Serialowi dałem szanse zaraz po premierze w  2014 roku. W międzyczasie Netflix zamówił i wyemitował drugi sezon, odcinek specjalny i spektakularnie go anulował przyznając się do swojej pierwszej komercyjnej porażki. Burzliwa historia bardzo przeciętnego serialu. Gdyby nie Maszyna Losująca pewnie już bym na Marco Polo nie spojrzał.

Ten odcinek po długiej przewie oglądało się bardzo nijako. Czuć casus Netflixa i sezonów produkowanych jako długie filmy. Brakowało tutaj trójaktowej struktury, kolejne sceny to albo elementy większej całości, albo wypełniacze wolnego czasu jak mające przyciągnąć męskie oko sceny w burdelu. Momentami jest ciekawie dzięki charyzmatycznej grze aktorów, innym razem ma się wrażenie oglądania bardzo nijakiej produkcji. I to z kilku powodów. Czuć rozmach serialu, ale ja mam wrażenie że twócy za bardzo nie wiedzieli jak wydać kasę. Piękne dekoracje i bardzo nijakie ujęcia kamery - to jeden z wielu przykładów. Najgorzej wypada mało interesujący Marko Polo. Chyba najbardziej w odcinku zaciekawiła mnie mongolska wojowniczka, co niestety jest zapowiedzią kolejnego romansu i dramatów z tym związanych. Udanie wypadło też jak Kubilaj przeżywa zabójstwo brata. Szkoda, że tego samego nie można napisać o spiskach.

Ogólnie jest bardzo nijako. To nie jest zły serial czy odcinek. To bardzo przeciętna robota. A może na moje obecne wrażenia nakładają się wspomnienia ostatnich odcinków Gry o Tron? Może. Może nie. Na pewno Marco Polo stoi kilka lig niżej.

OCENA 3/6

Teen Wolf S06E11 Said The Spider To The Fly
Fajnie jest znowu zobaczyć lubianych bohaterów nawet jeśli odcinek nie porywa. To był bardzo zachowawczy wstęp gdzie ruszyło się coś w 3/4 odcinka. Mimo to jestem zadowolony. Przedstawienie sytuacji postaci, trochę komediowych wstawek i powolne wprowadzanie nowej tajemnicy i wiążące się z tym kombinowanie. Czy ktoś się karmi strachem? Czemu ludzie zachowują się irracjonalnie i agresywnie? Skąd do cholery wziął się kolejny ogar? Dużo tego. I ta końcówka! Nie spodziewałem się, że zobaczę Stilesa. Jeszcze mniej Dereka. I mają teraz wspólny wątek! Ależ mnie to cieszy. Ogólnie po problematycznym początku optymistycznie patrzę na sezon 6B.

Inne:
- MTV rozważa już jakąś formę reboota/kontynuacji serialu. Jestem jak najbardziej na tak.
- smucicie się z powodu końca serialu i nie interesuje reboot? W takim razie dostaniecie kontynuację w formie podcastu.

OCENA 4/6