wtorek, 19 lipca 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #193 [11.07.2016 - 17.07.2016]

SPOILERY

Alias S03E04 A Missing Link
Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy w wątku zaginionych dwóch lat. Przypadkowa misja o globalnym epidemiologicznym zagrożeniu i spotkanie z osobą, która zna Syd z tego tajemniczego okresu. Zaczęła się podwójna gra, dostosowywanie do roli i próba odnalezienia. Jennifer Garner jak zwykle zagrała wspaniale serwując mieszankę pewności siebie i niezdecydowania, zwłaszcza w intymnych scenach z nieznajomym. Świetnie wypadły też jej sceny z Voughnem. Wcześniej mnie denerwowały, ale teraz ta dwuznaczność wyszła przednio. I jeszcze Jack pokazał Dixonowi nagranie gdzie jego córka zabija ojca Sarka. Pokerowa zagrywka się opłaciła.

Ten odcinek to też intensywne sceny akcji i dużo szpiegowskich momentów. Marshall znowu produkuje gadżety dla Sid, a Michael i Weiss ubezpieczają misję odrobinę się przedrzeźniając. Był też efektowny skok Sidney do basenu podczas ucieczki przed policją. Ależ dobrze ogląda się te sceny, zwłaszcza, że scenarzyści dobrze zdają sobie sprawę jaki serial robią i stawiają na efektowność, która przykuwa do ekranu z takim samym skutkiem jak dramaty postaci.

Cliffhanger bawi się z widzem. Widziany setki razy, zmuszający do uśmiechu, ale każący włączyć następny odcinek. Sidney by ratować swoją przykrywkę zostaję zmuszona do zabicia Voughna, wbija mu nóż w brzuch i zaraz potem następują napisy końcowe.

OCENA 4.5/6

Alias S03E05 Repercussions
Uwielbiam takie dynamiczne początki. I niby to tylko rozmowa, przez telefon, ale jak nakręcona. Syd mówi o postrzeleniu Voughna i kontaktuje się z CIA, a kamera cały czas obraca się w szalonym tempie. Ostatnimi czasy ten zabieg reżyserski mnie denerwuje, ale tutaj został wykonany mistrzowsko świetnie podkreślając chaos sytuacji i jej napięcie. Jednak akcją odcinka był pościg ulicami miasta i strzelanie z pędzącego samochodu w wykonaniu Syd. Do tego bezcenny uśmiech na twarzy Lauren widocznie podekscytowanej akcją w której bierze udział.

Akcja wspaniała, ale dużo działo się u bohaterów zwłaszcza na linii Sydney/Lauren. Pierw napięcie gdy żona Michaela dowiaduje się jak jej mąż został dźgnięty, pogłębiająca się nienawiść i w końcu współpraca zakończona szacunkiem. Postrzelenie Voughna przyniosło widoczne korzyści dla serialu i pozwoliło na jeszcze współpracę dwóch silnych kobiecych bohaterek. Dwie agentki pracujące w terenie, biorące razem udział w pościgu to bardzo progresywne i odważne na telewizję w 2003 roku, ba nawet dzisiaj nieczęsto spotykane.

Ucieszył mnie wątek Sloana. Jego porwanie nie tylko doprowadziło do fajnych scen, ale co ważniejsze skutkowało ciekawym twistem fabularnym. W wyniku swojej charyzmy udaje mu się ocalić życie i zacząć pracować dla The Covenant i przy okazji pozostając informatorem CIA. Odwrócenie ról w stosunku do pierwszych dwóch sezonów i to teraz on będzie grał na dwa fronty.

Niestety nic nowego o przeszłości Sydney. Na szczęście nic zostało pokazane w ciekawy sposób. Jack prowadzi własne śledztwo, próbuje się czegoś dowiedzieć, pokazano jaki z niego profesjonalista z zimną krwią gotowy zrobić wszystko dla córki. I niczego się nie dowiedział zabijając swoje jedyne źródło. Fajna zmyłka.

Inne:
- Djimon Hounsou i Justin Theroux w gościnnych rolach, pod tym względem na Alias zawsze można liczyć.
- głupia opowieść Weissa o swoim podboju z studiów, a tyle radości. Lubie te wstawki pokazujące, że serial przykłada się do kreacji swoich postaci.
- The Covenant zdobywa broń biologiczną, The Covenant chcę potężnego wirusa komputerowego mogącego wywołać globalny kryzys. A ja nie czuję żeby The Covenant był potężnym wrogiem. To już pięć odcinków, a oni czają się w mroku, a zagrożeniem są ich najemnicy którzy zaraz giną lub jak Sark od dłuższego czasu są w serialu. Czas dać im twarz i motywacje, tajne organizację, które zbyt długo pozostają w mroku nudzą i stają się groteskowe.
- zdjęcie Marshalla z liceum to złoto! Tak jak jego klepnięcie po tyłku Syd by podkreślić jego teksański charakter przed yakuzą. Więcej jego udziału w misjach!
- dalej przeszkadza mi brak odpowiedniego pożegnania dla Willa. Chyba muszę się z tym pogodzić.

OCENA 5/6

Power Rangers S16E04 A Taste Of Poison
Teoretycznie jest to odcinek poświęcony żółtej wojowniczce, praktycznie nie dowiedziałem się niczego nowego co by wzmogło moją sympatię do niej. Pokazano jej relację z Caseyem, jak dobrze się z nim dogaduje i traktuje go jak młodszego brata. Podkreślono też jej pewność siebie, samodzielność i zdolność do stawiania czoła wyzwaniom. Sama zaczęła walczyć z przeciwnikiem tygodnia i ostatecznie go pokonała. Dobry wzór dla młodych dziewczynek. Nie zapomniano też o drużynie. To ona jest najważniejsza i dzięki pomocy Theo i Caseya mogła tego dokonać. Rantipede również miał własną drużynę (Five Fingers of Poison!) i również działał na własną rękę, tylko jemu z pomocą nikt nie przybył więc przegrał.

W odcinku zadebiutował motocykl dla Czerwonego Wojownika i mam mieszane uczucia. W RPM (tak znowu porównuje) pojazdy były integralną częścią opowieści. Do klimatu kopanej opowieści z mistycznymi siłami średnio to pasuje. Okulary jako morfery akceptuje bo to fajna zabawa konwencją, Strike Rider Cycle kłóci się z inspiracjami kinem wuxia i walkami zwierzęcym duchów. 

Inne:
- w odcinku było obrzucanie się jedzeniem, niczym w Mighty Morphin. Nie rozumiem tego tropu.
- RJ w odcinku pojawił się zaledwie na moment, czuję niedosyt.

OCENA 4/6

Power Rangers S16E05 Can't Win Them All
Ten odcinek mocno przypominał mi Mighty Morphin. Pretekstowa historyjka by pokazać jakąś pozytywną wartość, bez zbytnio skomplikowanej warstwy fabularnej. Cieszyłem się z odcinka poświęconego Theo ponieważ chciałem się dowiedzieć o nim czegoś nowego. Nic z tych rzeczy. Pokazano jego perfekcjonizm i jak góruje nad innymi Wojownikami. Potem scenariusz wymusił na nim przegraną walkę, jego podłamanie i utratę wiary w siebie. Ale że co? Kompletnie bez sensu, przecież Rangersi już przegrywali w tym sezonie. Nie ma w tym konsekwencji. Walki były dobre z miłą odmianą gdy trzeba było walczyć na ścianie budynku, tylko znowu, choreografia dość standardowa. Brakuje mi tutaj większej ilości finezji i zabawy formą. U złych też nic ciekawego się nie działo. Daishi chodzi wkurzony, a Camille jest obwiniana za zawalenie kolejnego "świetnego" planu. I znowu mam skojarzenie z MM. Na szczęście jest RJ, on zawsze ratuje sytuację. Czy to ćwicząc taniec czy siedząc w fotelu.

OCENA 3.5/6  

Mr. Robot S02E01 eps2.0_unm4sk-pt1.tc
Widziałem kilka krytycznych głosów dotyczących powrotu Mr. Robot i po obejrzeniu odcinka zupełnie ich nie rozumiem. To wciąż ten sam serial, dalej zaskakuje, używa tych samych form przekazu i kontynuuję historia zagłębiając się przy okazji w naturę społeczeństwa w odrobinę pretensjonalny acz trafny sposób. Ja jestem zachwycony.

Pierwsze minuty to czyste szaleństwo napędzane pracą kamery i dźwiękiem. Długie, płynące ujęcia nie tworzące spójnego ciągu przyczynowo skutkowego. Rozmowa Wellicka z Elliotem, moment wypadku z dzieciństwa i rozmowa z doktorem. Tak zwany przerost formy nad treścią w mistrzowskim wykonaniu. Ja się zachwyciłem, nie wiedząc po co to oglądam chłonąłem kolejne momenty przypominając sobie serial. To samo było podczas pokazania codziennej rutyny Elliota. Odcinek skupiał się w większości na nim, pokazał zmiany jakie w nim zaszły i nakreślił sytuację. Amerykę ogarnia chaos, a Elliot toczy własną wojnę z swoją podświadomością. Slater niesamowicie szarżuję aktorsko, a Malik gra bardzo powściągliwie co tworzy niesamowitą dynamikę między nimi. Pokazano człowieka walczącego z własnymi słabościami, popadającego w coraz większe szaleństwo i przegrywającego walkę. Bojącego się swoich działań.

Inne wątki z początku stanowiły chaotyczną mieszankę. Niepowiązane sceny, które z czasem nabierały sensu. Technologicznie nawiedzony dom okazał się cyber atakiem na pracownicę E Corp. I pokazał uzależnienie od technologii podkreślając jej potencjonalne niebezpieczeństwo. Była to pierwsza część planu Darlene. Tajemniczego planu zadania kolejnego ciosu systemowi. Ich rewolucja okazała się porażką, tracą na niej zwykli ludzie i teraz czas na drugi etap. Udawana przemowa gdy była pewną siebie liderką to płaszczyk by przykryć jej zagubienie, które ukrywa przed innymi. Jej wątek okazał się równie ciekawy co Elliota.

Inne:
- jedna z pierwszych scen to rozmowa z Ellioa z jego psychiatrą, paralela do pierwszego sezonu.
- Daydreamin' jako piosenka podkład do wprowadzenia Eliota - doskonały wybór.
- opowieść o Sandfieldzie i bezsensowności niektórych serialu, obarczaniu ich realności konwencją. Sam Esmail jakby pisał o sobie.

OCENA 5.5/6

Mr. Robot S02E02 eps2.0_unm4sk-pt2.tc
Pierw rozprawię się z Elliotem. Oglądając jego sceny nie można być niczego pewnym, nieustannie kwestionuje to co widzę. Czy kolejne postacie są wytworem jego wyobraźni? Czy opowieść jest linearna? Czy pojawią się dziury w narracji? Nie ufam serialowi i sprawia mi to ogromną przyjemność. Kapitalna była scena kolejnej konfrontacji z Robotem. Gdy Elliot zdaję sobie sprawę z utraconych godzin i popada w szaleństwo, śmiech i rozpacz, upiornie zmieniający się wyraz twarzy i pozornie ponowne przejęcie kontroli. Niesamowite, podkreślone jeszcze przez klaustrofobiczne wnętrze i szybki montaż. I końcówka. Zaśnięcie na sesji w kościele i pobudka z telefonem w ręku i rozmowa z Tyrellem. Długo trzeba było czekać na jego powrót i oczywiście przyniósł on masę pytań.

Niby Elliot jest głównym bohaterem, ale w tym odcinku został przytłumiony przez pozostałe wątki co mnie osobiście cieszy. Pierw paranoiczna scena w Central Parku i 6 mln dolarów w gotówce. Długie ujęcia, oczekiwanie niebezpieczeństwa i finał z wielkim ogniskiem. fscociety uderza celnie. Atakuje wizerunek medialny i zwiększa niechęć zwykłych ludzi do E Corp. Ludzi, którzy najwięcej stracili na rewolucji i są tylko pionkami w tej absurdalnej wojnie z systemem. Jak się okazuje rząd wspiera E Corp przed upadkiem, wpompowali w niego 900 mld dolarów i to nic nie dało. Po napisowa scena z S01 tylko pokazuje jaki gigantyczny przekręt stworzył Price.

Grace Gummer zadebiutowała w tym odcinku. I jakie to było przyjemne wejście. Scena w sklepie, kupowanie kanapki i lizaka, trochę żartów z dupka w kolejce i potem scenka w siedzibie FBI. Serial robi wszystko żeby jej postać wypadła sympatycznie, a ja mam wrażenie, że to tylko zmyłka. Każe mi myśleć w ten sposób by zaraz zrobiła coś niemiłego lub zostanie postawiona w roli antagonistki.

Angela w E Corp wygląda mistrzowsko. Na prawdę. Chciałem by przeszła na tą złą stronę i sprawdza się tam wyśmienicie. To ona musi walczyć z skutkami działań Darlene, swojej przyjaciółki, i całkiem nieźle jej to idzie. Chłodna i opanowana, odnalazła swój życiowy cel. Wciąż jednak nie do końca wierzy w swoje umiejętności, wiecznie pragnie akceptacji i wygląda jakby nie do końca czuła się komfortowo. Znalazła akceptację, której szukała, ale wciąż umyka jej tzw. sens życia.

Śmierć Gideona była niczym cios w twarz. Nie spodziewałem się tego, niemalże do samego końca rozmowy. Nieznajomy w barze, monolog o Gideonie i upadku społeczeństwa, nawiązania do Wielkiego Kryzysu i prywatnego życia. I strzał w krtań samozwańczego obrońcy wolności wierzącego, że robi dobrze. Świat w kryzysie, manipulujący przekaz medialny i zdesperowani ludzie którzy w niego wierzą i wprowadzają przez to dodatkowy chaos do świata. Drugi sezon Mr. Robot jest niczym dystopijna opowieść o świecie, na którego krawędzi stoimy.

Inne:
- czym jest gra w kosza i sport? Wszystko zależy od perspektywy, a banalna rzecz może prowadzić do głębszych rozmyślań.
- "Inside the glamorous wardrobe of Tyrell  Wellick wife", yeah, wyobrażam sobie takie nagłówki w tabloidach gdyby to wcale nie była fikcja serialowa.
- ostatnia scena z Gideonem została świetnie wyreżyserowana. Kamera skupiała się na nim, a tajemniczy mężczyzna przez większość czasu zostawał niewidoczny. Mr. Robot to trochę reżyserskie porno gdzie można się rozkoszować kolejnymi ujęciami. 

OCENA 5.5/6

sobota, 16 lipca 2016

Karnawał blogowy #13

Od ostatniego karnawału minęło zbyt wiele czasu. Najwyższa pora by ponownie podzielić się linkami, zazwyczaj do dobrze już znanych miejsc.

Imperium lachów albo rzecz o nagłym pojawieniu się państwa polan - o ostatniej pseudohistorycznej zarazie internetowej.

Jak zmienił się Starcraft #1 - Nostalgiczna instrukcja - mocno analityczny tekst w trzech częściach o kultowym RTSie.

Deus ex machina - co to jest i jakie są przykłady - tytuł mówi sam za siebie.

Historia akcesoriów erotycznych - znowu trochę edukacyjnie i delikatnie NSFW. Bogato ilustrowane i z bibliografią dla ciekawskich.

Czy baza z Przebudzenia Mocy miała sens?- absurdalny pomysł, a może nie do końca?

Hello, nurse! - nostalgiczna i merytorycznie wartościowa podróż do animacji z mojego dzieciństwa. Aż włączyłem sobie kilka fragmentów Animaniaków na yt.

Ragnar Lodbrok i rodzina – postacie historyczne - kolejny tekst typu fikcja serialowa vs. rzeczywistość.

BG4: “Someone to Watch Over Me,” Pt 1 - fascynująca historia tworzenia kultowej już muzyki do jednego z najlepszych odcinków Battlestar Galactica opowiedziana przez samego kompozytora.

Biznes wyklęty. Jak żołnierze niezłomni trafili na koszulki i zderzaki, a nawet doczekali się własnego czasopisma - coś więcej niż biznes is biznes.

Wiosenne porządki - notka Salantora, ale odebrałem ją bardzo osobiście.

Książkowo #1 Czerwony smok, Milczenie owiec, Hannibal, Hannibal. Początek - i odniesienia do serialu. Niby często się nie zgadzam, ale polecam.

poniedziałek, 11 lipca 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #192 [04.07.2016 - 10.07.2016]



Arrow S03E16 The Offer
Nie wiem czemu to sobie robię, prawdopodobnie to ukryty masochizm daje o sobie znać. Jest też troszkę ciekawości by zobaczyć jak bardzo zły ten serial się zrobił, ale to akurat wynika z tego pierwszego. Tak czy inaczej nadrabiam Arrow. Nie żywię wobec niego żadnych nadziej, zbytnio nie skupiam się też na oglądaniu, zazwyczaj tylko jeśli pojawią się moi ulubieńcy z Legends of Tomorrow albo stanie się coś wyjątkowo głupiego lub głośnego. Ten odcinek niczym się nie wyróżnił. Oliver denerwuje tak jak to zapamiętałem. Nie powie o ofercie Rasa bo nie. Genialne! Tak samo jak jego myślenie nad zajęciem jego miejsca. Ponieważ nikt go dawno nie poklepał o główce mówiąc, że wykonuje dobrą robotę. Dupa, a nie superbohater. U innych nic ciekawego. Thea ma kryzys, Roy coś tam robi w tle, Nyssa i Laurel powoli się zaprzyjaźniają i tyle. Końcówka mnie bardzo rozbawiła. Ras w stroju Arrowa próbujący zniszczyć jego reputację by nakłonić go do przyjęcia oferty. Plan godny podbicia świata w wykonaniu Mózga.

OCENA 2.5/6 

Power Rangers Jungle Fury S16E03 Sigh Of The Tiger 
Najfajniejszy moment odcinka to trening Caseya. Czytelne nawiązanie do Karate Kid, ale takie rzeczy nigdy się nie starzeją i oglądam je z dużą przyjemnością. Niby RJ wykorzystuje młodego, zleca mu pracę domowe i znęca nad nim, ale tak na prawdę trenuje go i przygotowuje do starcia z przeciwnikiem tygodnia. Sporo śmiesznych momentów, głównie dzięki RJ. I z tym mam problem. Casey jest niedoświadczony i napalony na walkę, postać której nie mogę kibicować. Brakuje mu trochę intelektu. Lili i Theo w odcinku byli. Efektownie walczyli i to wszystko. No dobra, migali się jeszcze od pomocy Fran w pizzerii. Po trzech odcinkach uwielbiałem całą ekipę bohaterów w Power Rangers RPM, tutaj mi są oni bardzo obojętni. Wszyscy poza mentorem i rozczulającą Fran. Jasne, minęła dopiero godzina materiału, jeszcze dużo może się zdarzyć, ale nie chciałbym czekać zbyt długo.

OCENA 4/6

poniedziałek, 4 lipca 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #191 [27.06.2016 - 03.07.2016]

SPOILERY

Game of Thrones S06E10 The Winds of Winter
Nie spodziewałem się takiego zaskoczenia na koniec sezonu. Nie dotyczy to tylko wydarzeń na ekranie, a mojego odbioru serialu. W zeszłym roku dałem sobie spokój po czterech odcinkach i nadrabiałem S05 ok. 2 miesiące przed powrotem. Ostatecznie byłem zadowolony, nie napalałem się jednak na powrót. Bałem się go z powodu braku materiału źródłowego. I po 10 odcinkach jestem zachwycony. Miłość do Gry o Tron wróciła z zmożoną siłą, serial zaprezentował najlepszy sezon i zakończył go kapitalnym odcinkiem, który przerósł nawet spektakularną bitwę. Nie mam się do czego przyczepić.

Finał nie był standardowy jak na ten serial. Zamiast pośpiesznie domykać/otwierać linię fabularne miał bardzo zwartą konstrukcję w scenach w Królewskiej Przystani, jakby ta historia była stworzona pod dziewiąty, zazwyczaj szokujący odcinek. Sam scenariusz okazał się przemyślany, pełen paralel i kontrastów pokazujących jak bardzo zmienił się świat i jak opowiadana historia zatacza koło. Było też miejsce na eksperymenty. I śmierć. Nawet cycki się trafiły, warto wspomnieć ponieważ było ich niezwykle mało w tym sezonie.

Odcinek zaczyna się w niesamowity sposób, 20 minutową sekwencją w Królewskiej Przystani, pełną długich scen, równoległego montażu i wdzierającą się w sam mózg muzyką Djawadiego (fortepian + chór), która zostaje na długo po seansie. To moment procesu Cersei, wydarzenia które miało być jej ostatecznym upadkiem, a stało się jej pyrrusowym zwycięstwem. Upokarzana kobieta zemściła się na swoich wrogach. Margery, Pycell, Lancel, Wróbel, Loras, Kevan. Wszyscy zginęli na skutek długo planowanej zemsty. Cersei zamiast udać się na proces zgodnie z przewidywania za pomocą dzikiego ognia zniszczyła Sept Baelora zabijając swoich wrogów. Niesamowicie serial budował napięcie pod to wydarzenie, zwiększając stopniowo tempo muzyki, która niemalże eksplodowała chwilę przed wybuchem by w momencie kulminacyjnym ucichnąć. Cersei nie przewidziała tylko jednego - śmierci Tommena. Brałem to pod uwagę, ale nie w taki sposób. Po tym jak zobaczył do czego jest zdolna jego matka popełnił samobójstwo. Co ciekawe, ją to niewiele ruszyło. Gdy ginęły jej poprzednie dzieci opłakiwała je. Śmierć Tommena przyjęła z zrozumieniem, jakby brała to pod uwagę i się z tym już dawno pogodziła. W końcu przepowiednia musiała się sprawdzić. Bardziej szokujące, że nie chciała się z nim nawet pożegnać. Zamiast oddać honor jego zwłokom wolała torturować septe Unelę, jakby zemsta była ważniejsza niż jej własny syn. Finalnie Cersei zasiada na Żelaznym Tronie, osiąga swój cel, ale czy było warto? Zero satysfakcji i uśmiechu, jakby władza jej już nie interesowała.

Śmierć Tommena była przepiękna w swoim minimalizmie. Nakręcona na jednym statycznym, bardzo długim ujęciu i bez słowa. Zaczyna się od pokazania Tommena, który przygląda się zniszczonemu septowi, kompozycja kadru jest delikatnie asymetryczna żeby widz również mógł go zobaczyć. Po czym Tommen wychodzi z kadru, wraca i bez zastanowienia wyskakuje przez okno. Zachwyciłem się tym równie mocno co gigantyczną eksplozją zieleni pochłaniającą sept.

Potem następuje krótka scenka w Bliźniakach. Pierw chwila rozluźnienia i szukanie dziewki na noc dla Bronna. Potem jest już ciekawiej. Wyjawiono los Edmura, który wrócił do swojej celi, czyli Jamie nie dotrzymał swojej obietnicy. Następuje też rozmowa Lannistera z Walderem. Stary przechwala się, że są do siebie podobni i zabijają królów, nikt nie może się z nimi równać. To mocno dotyka Jamiego, który przecież ciągle posługiwał się honorem. Zabił Szalonego Króla by ratować miasto, a Walder dla osobistych zysków.

Najważniejszym momentem w Bliźniakach było pojawienie się Aryi serial postanowił zaskoczyć i zastosować tanie acz skuteczne szokowanie. Dziewczynka przybiera twarz dziewki służebnej, zabija synów Waldera i serwuje mu pasztecik przyrządzony z ich resztek. Makabryczna scena nawiązująca w pewien sposób do książki. Po tym jednak podcina mu gardło i z zadowoleniem może wykreślić kolejne nazwisko z swojej listy. Starkówna zmieniła się w rasową morderczynię i teraz niezbyt widzę jej powrót do Winterfell. Czyżby podróż do Królewskiej Przystani i odwiedziny Cersei?

Ze śmiercią Waldera i ludzi odpowiedzialnych za Krwawe Gody związana jest kolejna niesamowita paralela. Trzech głównych konspiratorów odpowiedzialnych za to wydarzenie już zginęło. Tywin został zastrzelony z kuszy tak jak jego ludzie strzelali z balkonów do ludzi Starka. Bolton zabił Robba wbijając mu sztylet, ten sam chwyt zastosował jego syn. Natomiast Freyowi zostało poderżnięte gardło, dokładnie tak samo jak Catelyn Stark. To się nazywa mistrzowskie planowanie.      

Pozornie najgorszym elementem finału był wątek Sama, który nie przyniósł nowych informacji. Tak, mój ulubieniec powrócił, ale jego scena podobała mi się z kilku powodów. Pominę tylko absurdalnie nieudolnych żołnierzy jego ojca, którzy go nie odnaleźli i już przechodzę do Cytadeli. Miasto z zewnątrz wygląda olśniewająco, przypomina swoją architekturą trochę starożytny Rzym, niestety poza jedną panoramą z oddali nie można się nim zachwycać. Szybko następuje rozmowa z urzędnikiem, która pozwala trochę rozluźnić sytuację po ciężkim początku, a potem kolejny fenomenalny widok biblioteki z tysiącami książek na łańcuchach i mechanizmem przypominającym kometę z czołówki. I tutaj dwie ważne uwagi związane z tym wątkiem. Ten sezon jest mocno feministyczny, kobiety przesuwają się powoli na pierwszy plan i odgrywają zwiększoną rolę w Westeros. Nie dotarło to jeszcze do uczonych mężów z Cytadeli, Goździk ma zakaz wejścia. Pokazanie biblioteki, skarbnicy wiedzy tego świata to też kapitalny kontrast dla brutalności scen w Królewskiej Przystani. Brutalność, okrucieństwo i wojny, świat pełen przemocy, ale to było przypomnienie, że ma on również bogatą historię i kulturę, zło nie jest jego nadrzędną cechą, a chwilowo wysunęło się na pierwszy plan. Ludzie z Westeros mają dużo więcej do zaoferowania niż sprawianie bólu innym.

Wizyta w Wintefell to znowu kilka ważnych scen. Pierw Devos konfrontuje się z Melisandre oskarżając ją o morderstwo Sheeren. Co robi Jon? Skazuje na banicję i wypędza z Północy. Czy zdał sobie sprawę, że w przyszłości może mu się przydać i zawiesił na chwilę swoje zasady moralne, które przysporzyły mu i ojcu tyle kłopotów? Jasne, grozi jej śmiercią jeśli wróci, ale może to być sposób by trochę uspokoić Davosa. Wyjaśnienie może też być inne - jest jej wdzięczny za przywrócenie do życia i nie jest teraz w stanie jej zabić jakby był jej coś winien. Ja tylko czekam gdy ona wróci. Przecież to musi nastąpić. Co zrobi po drodze? Obstawiam, że spotka Dondariona i Ogara, którzy są przekonani, że mają jakieś przeznaczenie. Może też trafić na Aryę, przewidziała, że spotkają się ponownie, a teraz obie są w drodze.  

Cieszy mnie brak spięć u Starków. Sansa przeprasza brata za zachowanie wiedzy o pomocy Arynów, a on nie żywi urazy. Jest miedzy nimi delikatne napięcie, ale ufają sobie, są niczym brat i siostra. I to jest fajne, takie zaufanie w tym serialu to coś niespotykanego. I może w przyszłości się to zmieni, może nie, ale niech jak najdłużej pozostaną jednością. Jak mawiał Eddard, wtedy gdy przychodzi zima, wataha musi się wspierać, tylko razem można przetrwać. Najwyższy czas by jego dzieci podążali za jego mądrością.

W Winterfell doszło również do spotkania Sansy z Peterem, który oferuje jej małżeństwo. I znowu, scena ta jest odniesieniem do ich spotkania sprzed dwóch sezonów gdy on wyznaje jej miłość i ją całuje. Tu mówi to samo, ale ona nie daje mu okazji na pocałunek, odchodzi od niego. Nie jest tym samym niewinnym stworzeniem, jest gotowa decydować o własnej przyszłości. Jeszcze nim nie manipuluje, zachowuje się bezpośrednio, ale nie jest bezradna.

Bezradny jest za to Jon. Gdy mówi o zbliżającej się Wielkiej Wojnie jego ludzie nie chcą walczyć, mają tego dość. Nie chcą mu nawet złożyć hołdu, a on nawet nie wie jak do tego doprowadzić. Pomaga mu Lady Mormont, która ich do tego przekonuje. Jest teoria, że to Sansa ją do tego namówiła o cym świadczy wymiana spojrzeń, ale dla mnie to trochę zbyt naciągana. Chodzi raczej o to by pokazać, że Jon bez swoich ludzi jest nikim. Mowa jest przekonująca i zostaje obwołany Królem Północy (kolejnym). Niby bękart, ale płynie w nim krew Neda. I tutaj mnie zastanawia trochę zachowanie Sansy. Jej emocję to mieszanka dumy i zazdrości.

No prawie jest synem Neda. Wreszcie został to potwierdzono, że w Wieży Radości jego siostra urodziła dziecko, prawdopodobnie bękarta Rheagara i poprosiła Eddarda o ochronę. Zbliżenie na dziecko i przejście na Jona. To nie pozostawia żadnych wątpliwości. Syn Lodu i Ognia i kuzyn Daenerys. Ta scena była akurat czymś oczywistym, potwierdzeniem teorii krążących od lat. Musiała w końcu się pojawić i nie mogła zaszokować.

Sceny w Dorne zazwyczaj nudziły. Teraz wystarczyło dać Lady Olennę w żałobie i napisać kilka sarkastycznych wypowiedzi w kierunku Żmijowych Bękarcić bym mógł się zachwycać. Bo jak się nie zachwycać Królową Cierni? I ten sojusz! Zakulisowa gra Varysa, nawiązania relacji politycznych z Wysogrodem i Dorne dało wsparcie dla Daenerys. Chociaż czy Highgarden i Dorne nie dałyby sobie same rady z Lannisterami? Powinni, przecież to na ich sile opierała się ich władzę.

Scena pożegnania Daario z Daenerys mnie nie ruszyła. Oczekiwałem trochę jego wybuchu złości, ale obyło się bez tego. Obie strony wykazały się raczej zrozumieniem. O wiele lepsza była potem jej rozmowa z Tyrionem. Kolejne świetne paralele! Ona mówi, że nic nie czuła żegnając Daario, była znudzona ich rozmową, zero uczucia. Przecież to jak Cersei na Żelaznym Tronie. Pozbawiona uczuć, robi co trzeba. Te kobiety są niebezpiecznie do siebie podobne. Natomiast słowa Tyriona, gdy mówi że dzięki Daenerys znalazł sens swojego życia to kalka wypowiedzi Joraha do niej, że nie może bez niej żyć.

Teraz o najważniejszej scenie kończącej odcinek, czymś na co czekałem od lat i trochę powątpiewałem w jej nadejście. Dany wraz z całą swoją potęgą wyruszyła do Westeros. Dothrakowie i Nieskalani na statkach, powiewające żagle z godłem Targarynów i majestatyczne smoki w powietrzu.  Jednym słowem - epickie. Inwazja zapowiada się niesamowicie. Nieobliczalna khalasary, potężna armia, dwie kobiety które muszą ze sobą walczyć i Jon Snow na Północy oczekujący na groźniejszego przeciwnika. Kolejny sezon już działa na wyobraźnie.

Jeszcze małe wspomnienie o feministycznym akcencie i trzech głównych aktorkach gry o tron. Sezon zaczął się z uciekającą Sansę, upokorzoną Cersei i więzioną przez dothraków Daenerys. Jak zakończył wszyscy dobrze widzimy. Z kobietami u władzy, lub bezpośrednio na nią wpływającymi. I pomyśleć, że serial był oskarżany o seksizm. On chciał jednak coś pokazać. Jeszcze za bardzo nie wiem co, ale już mam parę pomysłów. Że kobiety mogą być tak samo okrutne jak mężczyźni? Kobieta jest równie zdolna do sprawowania władzy, a płeć jest drugorzędnym czynnikiem? A może to kobiety są naturalnymi przywódcami i gdy stare rządy zawiodły czas by one przejęły władzę. 

Do końca serialu prawdopodobnie zostało tylko 13 odcinków i teraz mi trochę szkoda. Wolałbym z dwa pełne sezony, a stacja HBO pewnie jeszcze więcej. Teraz gdy są w kryzysie pewnie trwają ostre negocjację na jak długo ma wrócić Gra o Tron. Lombardo mówi kiedyś o 10 sezonach, a Benioff i Weiss twierdzą, że wystarczy spójna historia rozpisana na 13 odcinków. Znają koniec i chcą go opowiedzieć bez niepotrzebnych fillerów. Pewnie skończy się na kompromisie. Jeden krótszy sezon i potem 12 odcinków rozbitych na połowę z bardzo długą przerwą? Ja bym obstawiał coś takiego. Należy też pamiętać o efektach specjalnych, które wymagają czasu. Mamy wielkie armię, smoki i apetyt na coś epickiego, to kosztuje i zajmuje czas. Już ten sezon był opóźniony o 2 tygodnie w stosunku do poprzedniego. Obawiam się, że następny zadebiutuje jeszcze później. Nie martwię się o jakość. Brak książki którą mogliby się inspirować wyraźnie pobudził kreatywność Benioffa i Weissa, a do zakończenia historii jeszcze bardziej się powinni przyłożyć.

Inne:
- wilkor wrócił do Winterfell w czołówce serialu, wreszcie!
- link do Light of the Seven. U mnie już na playlistach, przepiękny utwór. 
- pierwsze momenty to pokazanie jak ubierają się postacie, zbliżenia na ubranie i wyczekiwanie, idealne budowanie napięcia na samym początku. Miguel Sapochnik to perfekcjonista, który potrafi pokazać z rozmachem bitwę jak i skupić się na detalach. 
- Tommen ginie wyskakując przez okno, odwołanie do tego co spotkała Brana? Tutaj winna jest Cersei, a tam Jamie. Tam winna była miłość, a tutaj własna arogancja. 
- czarny strój Cersei z bogatymi zdobieniami na ramionach (które podczas koronacji zmieniają się w prawie że bojowe naramienniki), łańcuchem je łączącym i wysokim kołnierzem jest przepiękny. Wygląda w nim niczym bogini zemsty. Co za kontrast w porównaniu do jej losu z S05. 
- wielki dzwon, który wylatuje z septu trafia w ulicę którą Cersei spacerowała nago, a Unela krzyczała shame i wymachiwała swoim dzwoneczkiem. Kolejne piękne nawiązanie. 
- moment gdy Walder mówi o zabici i pokonaniu Starków w tle pojawia się Arya z cudzą maska. Nice touch! 
- fragment eksplozji septu został już użyty w scenie z wizjami Branna pół sezonu temu. Chylę czoła przed takim planowaniem. 
- Jamie raz uratował miasto przed spaleniem, ironicznie jego siostra zrobiła to czego Szalony Król nie mógł. Przerażenie w jego oczach bezcenne. 
- Benjen zostawił Mere i Brana pod drzewem i odjechał na swoim koniu. Jak ona biedna ma go zanieść na południe? Mógł im chociaż wierzchowca zostawić.  
- potwierdzono, że Mur to nie tylko budowla, ale też zaklęcia niepozwalające przejść White Walkers. Czy naznaczony przez Nights King'a Brann po przejściu na południe zniesie zaklęcie jak stało się to z drzewem w którym trenował by zostać Trójoką Wroną? 
- Varys zna teleportację lub podróżuje kominkami przy użyciu proszka fiuu. W tym odcinku pokazał się w Dorne, a potem zaraz z Daenerys i Tyrionem płynął do Westeros. 
- gra emocji na twarzy Tyriona gdy otrzymuje od Dany przypinkę oznaczającą rolę Namiestnika, kapitalna! 
- i na koniec wideo zza kulis, które polecam.  
- z głównych bohaterów w finale nie pojawiła się tylko (?) Brianne. Coś długo wraca do swojej pani. A tak liczyłem na krótką scenę z Tormundem.

OCENA 6/6

Power Rangers S16E02 Welcome To The Jungle (2)
Po czterech miesiącach wracam do Jungle Fury. Czemu dopiero teraz? Pewnie dlatego, że pilot sezonu mnie troszkę rozczarował po znakomitym RPM oczekiwałem czegoś więcej. Przez ten czas zapomniałem już co mi się nie podobało, a w pamięci zostały pozytywy. Do tego doszedł hype na nadchodzący film Power Rangers i bardzo fajne komiksy. Zwyczajnie potrzebowałem więcej Power Rangers w swoim życiu. I dobrze zrobiłem ponieważ odcinek oglądało mi się bardzo dobrze.

Coraz bardziej lubię koncept sezonu. Wojownicy pracujący w pizzerii z ekscentrycznym mentorem i duchy zwierząt pomagające w walce. Dzięki temu pierwszemu ilość komicznych sytuacji jest ogromna. Choćby zabawne ugniatanie ciasta przypominające trening walki. Lub RJ oglądający walkę Rangersów i zajadający się przy tym chipsami. To drugie daje efektowne walki. Wojownicy dostali też bronie, kij bo, pałki tonfa i nunchaku co jeszcze dodaje trochę efektowności przez co patrzy się na to z przyjemnością. Pierwszy raz przyzwano zordy i zdumiał mnie dynamizm tej walki, jakby  to był zwykły wojownik, Megazord skacze, wije się i zadaje skomplikowane ciosy. To jest trochę dziwne. Tak jak ruchy wojowników w wspólnym kokpicie ponieważ sterowanie wygląda jak jagerów z Pacific Rim. Jednak najbardziej podczas walki podobał mi się komentator z sarkastycznymi uwagami. Tego to ja się nie spodziewałem.

Odcinek miał pozytywne przesłanie. Trening pozwala osiągnąć wyznaczony cel, pomoc przyjaciół jest kluczowa i zjednoczeni bohaterowie są w stanie osiągnąć więcej niż pojedynczo, trzeba tylko w siebie uwierzyć. Banalne, ale poprowadzone bardzo przyjemnie. Zwłaszcza pomoc Theo udzielona Cesyemu podczas jego treningów.  

Na razie historia jest dość prosta, zły nie robi niczego konkretnego, a zagrożenie nie jest jeszcze straszne. Jednak potencjał z złymi jest. Mnie jednak bardziej ciekawi jak pójdzie prowadzenie pizzeri.

OCENA 4.5/6