wtorek, 26 kwietnia 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #183 [18.04.2016 - 24.04.2016]

SPOILERY

Banshee S04E04 Innocent Might Be a Bit of a Stretch
Na cztery odcinki drugi raz czuje się lekko rozczarowany. To jest wciąż świetny serial z zapadającymi w pamięć scenami, ale mam wrażenie jakby gdzieś pogubił się zamysł. Finałowy sezon i dostajemy odcinek przejściowy gdzie rozwijają się wątki poboczne, główny bohater siedzi w więzieniu, a dużo czasu dostają nowe twarze. Na Elize Dushku zawsze jest dobrze popatrzeć, ale czy dawanie jej tak dużo czasu jest konieczne dla opowieści? Czy nie lepiej byłoby poświęcić go dla Hioba? Lub Sugara, który tutaj się nie pojawia? Tak samo jak rodzinna drama z neonazistami. Podczas 10 odcinkowego "kolejnego sezonu" by pasowała, ale nie jako część łabędziego śpiewu serialu. Nie jestem zachwycony też krucjatą Carrie. Ogólnie mam wrażenie, że bohaterowie robią dużo różnych rzeczy, które za słabo na siebie wpływają na gruncie personalnym.

Jeszcze słówko o morderstwie. Sataniści są przedstawieni odpowiednio upiornie, a nadanie filtra tym sceną było ciekawym zabiegiem podkreślającym odrealnienie tej sceny i otumanienie narkotykami ofiary. Tylko znowu, czy chcę oglądać zupełnie nowy wątek w finale serialu? Ciekaw jestem też czy Rebecca była rzeczywiście ich kolejną ofiarą czy ktoś (Proctor? coraz więcej wskazuje na niego, co oczywiście może być świadomą zabawą scenarzystów) tak upozorował jej morderstwo.

OCENA 4/6

DC's Legends of Tomorrow S01E12 Last Refuge
Paradoksy podróży w czasie są tak absurdalnie prowadzone, że punktowane ich niedorzeczności byłoby bezsensownym znęcaniem się nad serialem. Choćby mój ulubiony motyw - zabijamy młodszą wersję więc starsza ginie niemalże natychmiast. Jednak gdy zmieniamy jej przeszłość wpływa to tylko na jej otoczenia, a nie samego zainteresowanego. Zero konsekwencji. Tak jak z Ripem - pielgrzym niby nie może go zabić, ale jak już Hunter oferuje się za przyjaciół jego śmierć jest jak najbardziej akceptowalna. Jednak nie o to w tym serialu chodzi. Jest akcja, jest fun z oglądania. Fajne relację między bohaterami cały czas są. Przeszkadza tylko wątek Ray/Kendra, wolałbym na to miejsce więcej Snarta. I scen akcji, bardzo je lubię w tym serialu bo kamera nigdy nie zapomina o pokazywaniu całej drużyn, a nie tworzy pojedyncze starcia. 

Ten odcinek to też fajny ukłon dla fanów Arrowverse. Odwiedziny w Palmer Technologies i dobrze znanym komisariacie Starling City niosły ze sobą wiele wspomnień. Oglądanie młodej Sary w relacjach z ojcem też było ciekawe. Tak jak starszych bohaterów z swoimi młodszymi wersjami. Szkoda, że w tą stronę nie pociągnięto historii odcinka. Zamiast tego przedstawiono sierociniec dla przyszłych Władców Czasu i młodszą wersje Ripa. Trochę zmarnowany potencjał.

OCENA 4/6

iZombie S02E06 Max Wager
Z niedopatrzenia nie mogłem włączyć kolejnego odcinka Outlander więc na szybko odpaliłem procedural za którym się stęskniłem. I było nieźle. Dobrze znowu zobaczyć Liv, Raviego, Peyton i Blaine'a. Sprawa tygodnia jak to sprawa. Trochę pokomplikowana gdzie mordercą okazał się ten najmniej podejrzany. Pretekst do kolejnego mózgu i osobowości Liv. Tym razem w głowie siedział jej nałogowy hazardzista co doprowadziło do masy przypadkowych zakładów. Zabawnie wypadły zwłaszcza te w zakładzie fryzjerskim gdzie zaliczała kolejne wizyty. Chciałbym żeby Fryzjer jeszcze kiedyś się pojawił. Lubie takie klimaty.

Oczywiście mózg tygodnia miał związek z sytuacją bohaterów. Teraz gdy Liv i Major znowu są razem pragną uprawiać seks co jest trochę ciężkie zważywszy na jej chorobę. Ravi testuje czy jest to możliwe, a Liv oblicza czy warto podjąć ryzyko.

Ciekawie też u innych postaci. Peyton usłyszała ofertę przekupstwa i pogróżki od Stecy'a Bossa, który swoją drogą miał świetne wejście. Szykuje się świetny wątek kiedy jego historia zacznie kolidować z tą Blaine'a. A właśnie, Blaine. U niego też się dzieje. Zrobił coś bardzo mrocznego - zabił dziadka by nakarmić tym mózgiem własnego ojca w ramach zemsty. Zaryzykował i niepotrzebne. Staruszek został porwany przez Majora i teraz leży w lodówie. Dzieje się.

OCENA 4.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S03E17 The Team
Niedomówieniem jest napisać "rozczarowanie" przy moich odczuciach dotyczących Secret Warriors. Drużyna wprost z komiksów mogąca nadać serialowi tak potrzebnego sznytu superhero została tak beznadziejnie poprowadzona. Zegarki jak z Power Rangers informujące o misji, pierwsza wspólna akcja i rozpad drużyny, która przez pół odcinka opowiada jak to się im wspaniale współpracuje. Jak ja miałem się czuć przejęty tymi wydarzeniami skoro za słabo znałem ekipę? Odbicie Culsona z rąk Hive powinno zając cały odcinek, żeby lepiej nakreślić relację między inhumans. Zamiast tego szybka i chaotyczna akcja, a potem szukanie kreta. Ni to ciekawe ni ekscytujące. I co najgorzej przewidywalne. Fałszywe tropy oczywiste i tylko Daisy była racjonalnym kandydatem na przejęcie. Inni pod kontrolą Hive nie robiliby odpowiedniego wrażenia. I teraz szykuje się kolejne nudne spięcia, kłótnie i wątek Skye/Ward. Już nie mogę się doczekać.

OCENA 3/6 

Outlander S01E12 Lallybroch
Po kilku mocniejszych odcinkach przyszło uspokojenie i niemalże sielankowa opowieść o powrocie Jamiego do swojej rodzinnej posiadłości. Trochę kłótni z siostrą, jeszcze więcej podkreślania jak się kochają i podobieństw między nimi. Było tutaj też historia o wchodzeniu w buty ojca, próbie zastąpienia go w roli dziedzica i dojrzewaniu do bycia przywódcą. Mi się bardzo podobały skomplikowane relację Claire z Janet, siostrą Jamiego i tego jak Frasierowie przejmują rolę dziedziców mimo, że nie wiedzą do końca co robią. Były też flashbacki z uwięzienia Jamiego. Ciekawe głównie z jednego powodu - filtr graficzny podkreślający czerwień angielskich płaszczy. I w sumie tyle. To bardziej obyczajowa historia o nowożeńcach powoli odnajdujących się na swoim.

OCENA 4/6

Outlander S01E13 The Watch
Cliffhanger z zeszłego odcinka został bardzo szybko rozwiązany przez co poczułem się odrobinę rozczarowany. To uczucie na szczęście szybko minęło, a odpowiedni poziom napięcia utrzymywał się przez cały odcinek. Zwłaszcza podczas scen ze Strażą gdzie Jamie musiał ukrywać swoją tożsamość i cierpliwie znosił obelgi na jakie był wystawiony on i jego rola dziedzica. Rzucano mu kolejne kłody pod nogi, szantażowano i wreszcie zmuszono do napadu. I niby nie ma tutaj nic odkrywczego, prosta fabuła, ale podana w znakomitej formie. Muzyka, zdjęcia, krajobrazy. To wszystko bardzo dobrze wypada na ekranie i serial wciąga, a to przecież najważniejsze. Podobał mi się nawet wątek porodu Jenny i zacieśnianie więzi z szwagierką. Cliffhanger znowu dostarczył - nieudany napad i Jamie porwany przez anglików. I niby to ponowne wynajdowanie koła, ale działa. I może dzięki temu wrócą bohaterowie z Zamku Leoch za którymi odrobinę się stęskniłem.

OCENA 4.5/6

Outlander S01E14 The Search
Bardzo przyjemny odcinek. Pierw szaleńcza pogoń dwóch kobiet za mężczyzną którego darzą uczuciem. Jeszcze mocniejsze zacieśnianie więzi między nimi i pokazanie jak daleko są w stanie się posunąć by odnaleźć Jamiego. Potem było jeszcze lepiej ponieważ pojawił się Murthag. Dobrze jest zobaczyć jakąś znaną twarz z Zamku Leoch. Tutaj serial zafundował kolejną wycieczkę krajoznawczą po Szkocji niczym w odcinku z zbieraniem podatków. Jednak zamiast tego była Claire przebrana w męski kostium i śpiewająca piosenkę mająca zwabić Jamiego. Nieźle wyreżyserowane sceny, sporo humoru i ładnych widoczków. Cieszy mnie brak happy endu. Zamiast spotkania z ukochanym Claire trafiła na Dougala i na wieści o stryczku dla męża. Szykuje się kolejna wyprawa z ratowaniem więźnia tylko teraz Jamie tego potrzebuje. I nie mam nic przeciwko recyklingowi motywów. Lektura serialu jest bardzo przyjemna w oglądaniu i mi to wystarcza.

OCENA 4.5/6

Outlander S01E15 Wentworth Prison
Może i fabuła Outlander jest banalna, ale jaka moc w poszczególnych scenach! Porwany Jamie ma zostać powieszony, cudem w ostatniej chwili ratuje go Black Jack Randall. Wybawienie z ręki diabła. Który sprowadził mu piekło na ziemi. Sceny w celi były kapitalne. Długie, brutalne i poruszające. Pokazano okrutnego człowieka wykorzystującego swoją pozycję, czerpiącego seksualną przyjemność na skutek znęcania się nad inną silną jednostką. Oglądanie tych scen było straszne. Zwłaszcza gdy pojawiła się Claire. Zdeterminowana żona by odbić swojego męża. Promyk nadziei, widać szansę na ratunek, wydaje się, że już, teraz. I nic. Słoneczko zgasło i jest jeszcze potworniej. Brawa dla Caitriony Balfe i Sama Heughana. Doskonała robota, strach na waszych twarzach był niesamowicie przekonujący.

OCENA 5/6

Outlander S01E16 To Ransom a Man's Soul
Wymęczyłem się na finale. Rozumiem zamysł - pokazać jak można zniszczyć w człowieku poczucie własnej godności i ostateczny triumf miłości, wybaczenia i siły woli. Jednak oglądanie kolejnych homoerotycznych scen z Jamiem i Randallem było męczące. Doceniam grę bohaterów, zwłaszcza Sama Heughana, ale gdzieś w połowie odcinka straciłem zainteresowanie flashbackami, które coraz bardziej szczegółowo przedstawiały wydarzenia w celi. Ciekawsze było jak Claire ponownie zbliżała się do męża, jak próbowała mu pomóc pomimo traumy jaką przeżywa. Końcowy cliffhanger nie był dla mnie zaskoczenie, w końcu kampania promocyjna S02 opierała się na nim. Frasierowie udają się do Paryża gdzie czynnie będą walczyć o szkocką sprawę. Boję się zmiany klimatu czekając przy tym na silniejszy wątek główny.

OCENA 4/6

Outlander S02E01 Through a Glass, Darkly
Co za rozpoczęcie sezonu. Byłem świadom powrotu Claire do współczesności jednak nie sądziłem, że tak będzie wyglądała pierwsza scena. Nie wiadomo czemu nasza zrozpaczona Angielka pojawia się w kamiennym kręgu po czym od przypadkowo napotkanego człowieka dowiaduje się o klęsce rebelii Jakobitów. Nadało to niezwykle fatalistyczny wyraz całemu sezonowi - czego nie zrobią bohaterowie nie uda się im osiągnąć założonego celu, są z góry skazani na przegraną. Nie tylko rebelia upadnie, ale rozpadnie się związek Jamiego i Claire. To będzie ciekawa droga przez najbliższe 12 odcinków. Chyba, że scenarzyści szykują kolejne bomby i jeszcze nie raz zaskoczą.

O ile pod koniec S01 to Heughan mógł się popisać swoim aktorstwem tak teraz Caitriona szalała na ekranie. Pełna smutku i rozpaczy, tęskniąc za Jamiem opowiedziała swoją historię Frankowi. Patrzyło się na nią z olbrzymią przyjemnością. Zwłaszcza gdy żegnała swoje dawne życie i ponownie przyzwyczajała się do swoich czasów. Wybuch wściekłości na wieść o nadchodzącej wojnie czy widok Ameryki - świetnie zagrane. I nawet mnie ciekawi co będzie się działo w tym przedziale czasowym. Czy pojawi się Jamie i wszystko skomplikuje? W 1x8 widziano górala i sporządzono jego portret pamięciowy, czyżby obecny Jamie za bardzo cofnął się w przeszłości i czekał 3 lata na swoją ukochaną? To by była ciekawa historia miłosna.

Francja wypada imponująco. Na razie to tylko uliczki, port i wystroje zwykłych domów. Czuć jednak, że stacja Starz musiała się nieźle wykosztować na ten sezon. Bohaterowie nie robią wiele, a to co robią początkowo rozczarowuje. Zamiast pomóc rebelii będą chcieli ją udaremnić. Co też jest ciekawym pomysłem. Jamie będzie walczył o zachowanie tradycji szkockiej, ale tak na prawdę jego czyny będą traktowane jako zdrada. Do tego jest też nowy antagonista. Potężny francuski hrabia. Wolałbym powrót znanych Szkotów, ale na to przyjdzie jeszcze poczekać.

OCENA 5/6

The 100 S03E12 Demons
Teoretycznie odcinek można nazwać fillerem. Nie wprowadza wiele istotnego dla historii, a główni bohaterowie spędzają ten czas na bieganiu po Arkadii. Praktycznie to była ważna historia opowiedziana w ciekawy, odrobinę horrorowy sposób. Tytułowe demony to duchy przeszłości nawiedzające Clarke. Wydarzenia z MW wciąż są istotne, nie można od nich łatwo uciec. Tak samo nie można uciec od aktów miłosierdzia. Akcja = reakcja. Clarke darowała życie Emersonowi, miała dość zabijania, chciała wprowadzić nową politykę. I teraz kopnęła ją to w tyłek. Niemalże przegrała, patrzyła jak jej przyjaciele umierają i ledwo udało się jej pokonać Emersona. To nauczy ją jednego - patrzenie na wydarzenia z jeszcze szerszej perspektywy.

Nie mogę odcinkowi wybaczyć zabicia Sinclaira. Za dużo zgonów przez co kolejne nie mają takiego impaktu jak mieć powinny. Rozumiem co serial chcę zrobić - wyrównać bilans strat u młodej obsady. Pokazać, że każdy kogoś traci w tym niebezpiecznym świecie. Teraz padło na Raven i śmierć jej substytutu ojca i opiekuna. Niestety zbyłem to zwykłym aha. Chociaż końcowe pożegnanie podczas palenia zwłok, Sinclaira i Lincolna, niosło ze sobą spory ładunek emocjonalny.

Sam odcinek oglądało się dobrze. Fajna opowieść o duchach na początku, potem wykorzystywanie znanych tropów i wpasowanie ich w opowieść z pogranicza sci-fi i fantasy. Cieszy też, że z antagonistą własnoręcznie poradziła sobie główna heroina. Clarke musiała sama pokonać demona, stanąć w obronie przyjaciół i zwyciężyć. Tak żeby wzmocnić jej rolę jako liderki, która przez jej odejście została zachwiana. Na szczęście wszystko wraca powoli do normy.

W Polis niestety nudnawo mimo dużej roli Johna. Powrót Emori wypadł tak sobie, tak jak wizyta Jahy. Zbyt szybko wpłynął na Ontari i przekabacił ją na swoją stronę. Na zakończenie za to bardzo ładne ujęcie z A.L.I.E. na tronie Komandora. Bóg zstąpił na ziemię i przejął władzę. Czy może raczej antychryst. Jaram się wątkiem SI i oczekuje więcej rozmów o człowieczeństwie, religii i technologii.

Inne:
- ja wiem, że to już któryś odcinek, ale nie mogę się nadziwić jak zajebiście Clarke wygląda w swoim ubraniu. Brawa dla dywizji odpowiedzialnej za kostiumy.
- Harper w tym odcinku dostała więcej linijek dialogowych niż przez cały sezon (serial?) i niech to będzie krok w dobrą stronę.
- niesamowicie podobała mi się scena gdzie wszyscy młodzi bohaterowie jadą łazikiem i rozmawiają o problemach z którymi walczą. Lubie gdy serial pokazuje jedność między nimi. A potem wspólne ubezpieczanie łazika podczas wjazdu do Arkadii. Przez moment się zachwyciłem z zupełnie banalnych powodów.
- na początku sezonu Octavia pocieszała Jaspera z powodu straty Mayi, teraz jest odwrotnie. Serial wie co robi.
- Raven dostała upgrade i dostęp do części wiedzy A.L.I.E. Teraz pytanie jakie to ma efekty uboczne. Co w tym serialu jest akurat oczywiste.
- Clarke postanawiająca od razu poddać się Emeronowi by uwolnić przyjaciół. To było głupie, nawet nie rozważała alternatyw. Chyba, że to wina wyrzutów sumienia.
- Murphy znowu ląduje w lochu. Mimo to jestem o niego spokojny.

OCENA 4/6

The Flash S02E18 Versus Zoom
Bardzo udany powrót i odcinek pełen niespodzianek mimo dość przeciętnego początku. Nie wiadomo kiedy stawka zaczęła rosnąć. Z kolejnych treningów zwiększających szybkość i użalania nad swoją prędkością historia przerodziła się w konfrontację z Zoomem. Zabawa w berka wyszła całkiem fajnie, starcie nie było prostym okładaniem się po pyskach, niosło ze sobą pewien ładunek emocjonalny. Wszystko dzięki odkrywaniu przeszłości Huntera. Paralelę do Barry'ego wyszły bardzo zgrabnie, zwłaszcza śmierć matki z rąk ojca na oczach dziecka. Szokiem była dla mnie końcówka. Parę odcinków przed końcem sezonu Zoom zdołał pokonać Flasha i odebrać mu szybkość. Gdy spodziewałem się kolejnego cudu i unikania nieuniknionego takie miłe zaskoczenie.

Wątków pobocznych nie było wiele, bardziej skupiono się na sytuacjach postaci. Najlepiej wypadł Cisco porównując się do Anakina Skywalkera bojącego przejścia na ciemną stronę mocy. Podoba mi się jak konsekwentnie jest prowadzony jego strach przed mocami i powolna akceptacja zyskanych umiejętności. Udaną scenę miała też Catlin z Iris. Pokazano trochę ludzkich uczuć u tych postaci. Fajnie wyszły też relację Joe z Wellsem gdzie dwóch ojców martwi się o dzieci. Tylko Wally "damsell in distress" mi przeszkadza.

Inne:
- dobra, skoro Wells mówi jak to seryjni mordercy na ich Ziemi-2 są niespotykani i każdy interesował się procesem Zolomana to czemu nikt go nie poznał w stroju Flasha? Rozumiem konwencje superhero i casus Clarka Kenta, ale tutaj to już przesada.
- śmierć Jaya została wyjaśniona namówieniem swojego widma z przeszłości na ten diaboliczny plan. A jednak serial w jakiś sposób wybrnął z wątku, który mocno mi zgrzytał.
- wielki minus za nie wspomnieniu o Earth-3 i spotkaniu z Supergirl.
- skoro Zoom musiał czekać na otwarcie portalu przez Cisco to czemu potem uciekając trafił do swojej jaskini na Earth-2? Przeszkadza mi to.
- wciąż nie wiadomo kim jest człowiek w żelaznej masce. "Nie uwierzylibyście" - oby!
- uczłowieczenie Zooma wypadło słabo. Oszczędził Bary'ego i porwał Catlin jakby coś do niej czuł. Wolałem go jako bezlitosnego potwora.
- serial powoli robi kierunek w stronę związku Barry/Iris. Nie chcę, oddawać mi Patty.

OCENA 4.5/6

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #182 [11.04.2016 - 17.04.2016]

SPOILEY

Banshee S04E02 The Burden of Beauty
Gdy dostaje skrócony sezon jednego z ulubionych seriali oczekuje szalonej jazdy. Taka była premiera S04 Banshee. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o drugim odcinku. Zbyt dużo retrospekcji, melancholii i cierpiących postaci, za mało fabuły i szaleństw. Pewnie gdyby nie tygodniowe przerwy między odcinkami nie czułbym niedosytu. Tak, uważam to za niepełnoprawny posiłek, przystawkę przed znakomitym daniem. Jednak mimo wszystko było dużo dobrych scen. Jak relację Rebeki z Hoodem czy mścicielka Carrie. I Brock jako szeryf. Dla przeciwwagi zupełnie niepotrzebnie rozwijany wątek neonazistów. Wystarczyłaby mafijna historia Proctora, kryminalne śledztwo, poszukiwanie Hioba i wątki osobiste.

OCENA 4/6

Banshee S04E03 Job
Takie Banshee uwielbiam. Dużo pięknie nakręconej akcji, nacisk na główny wątek i zmarginalizowanie pobocznych, ale z istotnymi scenami. Najważniejsze był Hiob. Pierw sceny z przetrzymywania, mordercze tortury pokazując wrak człowieka. Potem namierzenie Leo (serio? dopiero teraz?) i odbicie. Świetnie nakręcone sceny. Długie ujęcia z płynącą kamerą podczas pościgu, chaos i trzęsąca się kamera w wąskich korytarzach i krótka acz intensywna strzelanina. Oglądało się na jednym tchu. Dobrze, że ten wątek się nie skończył. Będzie jeszcze próba odzyskania pieniędzy i trauma Hioba, którym troskliwie zaopiekuje się Carrie.

Nie pasuje mi tylko, że uwaga tak szybko przesunęła się na Hooda. Zwycięska szklaneczka whisky, radość z powrotu ziomka zakończona aresztowaniem Lucasa. Jednak mimo wszystko dobrze się zapowiada ten wątek. Hood jest w poważnych tarapatach. Ciąża Rebeki i jego krew w jej samochodzie mu nie zaszkodzą, zważywszy na kolejne morderstwo, ale Kai może się odrobinkę zdenerwować.

Właśnie, Kai. Ależ mi się podobał jego wątek. Trapiony wyrzutami sumienia i tęsknotą za Rebeką pomaga przypadkowej dziewczynie przypominającej aparycją siostrzenicę. Ona odwdzięcza się kradzieżą, a on ją biję widząc w tym momencie Rebekę mówiącą bezpośrednio do nieog. Pojawiają się kolejne elementy układanki ujawniające odrobinę szczegółów z ich relacji. Ona niewdzięczna i chcąca więcej, on wiecznie rozczarowany. Jeszcze trochę przyjdzie czekać na wyjaśnienie tej zagadki.

Inne:
- już za tydzień Eliza Dushku. Ależ się nie mogę doczekać!
- jedna scena i Cruz zrobiła się o wiele ciekawszą bohaterką. Pracuje dla Proctora, ale nie jest jego podwładną.
- wątek Calvina - meh. Tak jak Bunkera. Rok temu było to dużo ciekawsze, teraz jest nienawiść między dwoma braćmi i kobieta pragnąca śmierci męża.
- jakie ładne filtry obrazu podczas oślepiania Hioba!

OCENA 5/6

DC's Legends of Tomorrow S01E10 Progeny
Kolejna wizyta w przyszłości, tym razem XXII wiek. Przerysowana wizja świata z megakorporacjami, śmiesznym ubraniem i pseudo totalitarnym rządem. Co się uśmiałem z tych niedorzeczności to moje. Serial bawi się znanymi motywami, nie wstydzi swojego dziedzictwa przez co wychodzi z tego strawny w oglądaniu kicz. Dlatego troszkę nie pasował mi wątek "zabij dziecko by uratować miliony". Zbyt poważny z znanym rezultatem przez co dylemat moralny był tylko pustą gadaniną. Na szczęście udało się w to wcisnąć humor w reakcjach bohaterów na całą sprawę.

Podobało mi się, że drużyna Legend jeszcze nic nie osiągnęła, a jedynie przyśpieszyli Dzień Sądu o parę lat. Miotają się jak dzieci w mgle i głównie sprzątają po sobie. Niech robią tak przez cały sezon, nie miałbym nic przeciwko.

Drażniło mnie parę rzeczy. Głównie Kendra wspominająca Cartera jakby ktoś za nim tęsknił. Za dużo melodramatyzmu, za mało konkretnego wykorzystania postaci. To samo z Jawel Staite. Fajnie, że zaliczyła gościnny występ, szkoda że jako potomek brata Raya. Z chęcią bym ją dłużej pooglądał.

Mick i Leonard! Cały odcinek trzeba było czekać na ich spotkanie, ale było warto. Pobili się tylko żeby pokazać, że nie mogą bez siebie żyć.

OCENA 4/6 

DC's Legends of Tomorrow S01E11 The Magnificent Eight
Jonah Hex! Dziki Zachód! Kowboje! Humor i akcja! Ależ to był doby odcinek. Bezpretensjonalna przygoda prowadząca do czystej radości z oglądania. Najlepsze odcinki Legends of Tomorrow to te gdzie aktorzy bawią się najlepiej i tak też było tutaj. Ray wczuł się w rolę szeryfa, Snart i Rory to idealnie rewolwerowcy, a Martin jako pewny siebie pokerzysta to mistrzostwo. Była też bójka w barze. Bójki w barze zawsze dobrze wychodziły w tym serialu. Tak jak dialogi i interakcje między bohaterami. Tym razem najpoważniejszy wątek dostał Hunter muszący wziąć odpowiedzialność za swój heroizm. Dostał też bromance z Hexem. I ja chcę to jeszcze raz zobaczyć, a najlepiej niech Jonah dołączy do obsady na przyszły sezon. XIX wieczny podróżnik w czasie, proszę.

W sumie tylko wątek Kendry mi się nie podobał. Wciąż jest wałkowane to samo - tęskni za Carterem i stara się zmienić swoje przeznaczenie. Nie mam ochoty tego oglądać. Tak samo jak przyszłego odcinka, który zapowiada się na poważniejszy. Zabójczyni polująca na młodsze wersję bohaterów. Wolałbym kolejną szaloną przygodę. Chociaż fajnie będzie odwiedzić stare Star City.

OCENA 4.5/6 

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S03E16 Paradise Lost
Kompletna obojętność względem wydarzeń na ekranie. Fabuła płynie dalej, Ward coś tam knuje, postacie cierpią by zyskać odrobinę głębi, flashbacki dopełniają historii, a mi to wisi. Poza fajnie wystylizowaną sceną akcji z May w białym pokoju ciężko jest mi znaleźć rzecz, która by mi się podobała. Czepiać też mi się nie chcę. Ot wspomnę jedynie o głupim planie złych by porwać samolot SHIELD, bo to był chyba plan. Jeśli to przypadkowe działanie to jest jeszcze gorzej. Bardziej zgrzytała mi historia Gideona. Ujawniono szokujący flashforward gdzie umiera i dobijano mnie scenkami z przeszłości oraz relacjami ojciec-córka. Serial drepczę w miejscu i czeka na premierę Civil War żeby zaskoczyć na finiszu.

OCENA 3/6

Outlander S01E10 By the Pricking of My Thumbs
Odcinek napakowanymi wydarzeniami. Ciekawymi, dobrze wypadającymi na ekranie i ważnymi z fabularnego punktu widzenia. Nawet wciągnąłem się oglądając trójkąt miłosny i zazdrosną Claire. Jednak najlepiej wypadały gierki prowadzone przez bohaterów. Czy to próba uniewinnienia Jamiego gdzie pani Frasier mogła pokazać pazurki albo romans Dougala i Gilles, który pozostawił za sobą trupy. I ta końcówka gdzie Claire zostaje aresztowana, a Jamiego nie ma na miejscu. Z prawdziwym zaciekawieniem włączę kolejny odcinek.

OCENA 4.5/6

Outlander S01E11 The Devil's Mark
Co za fenomenalny odcinek. 2/3 to proces czarownic i rozmowy dwóch silnych kobiet czekających na skazanie. Niesamowicie oglądało się kolejne zeznania, Neda odpierającego argumenty i histerycznie broniącą się Claire. Napięcie stopniowo wzrastało, a stawka jakimś cudem szła jeszcze do góry. Czuć było widmo nieuchronnej klęski i śmierć. Zwłaszcza gdy motłoch domagał się krwi, a wielebny Blaine umiejętnie nim manipulował. A potem okazał się, że Gilles jest jakobitą z przyszłości i walczy o sprawę. Czyli jest więcej podróżników... o czym nie było czasu zbytnio myśleć bo ruda dała swoje ostatnie wspaniałe wystąpienie. Ratując Claire potwierdziła swoje konszachty z diabłem i dała się spalić. Cóż to był za kapitalny występ!

Potem przyszło chwilowe uspokojenie. Claire w ramionach Jamiego i wielka niespodzianka. Wyznanie prawdy, tego skąd pochodzi. Znowu świetnie zagrane, pełna gamma emocji na twarzy Claire. To też przełomowy moment z innego powodu. Claire zaakceptowała swój los. Odmówiła szansy powrotu do domu i pozostała z Jamiem. Jakby chciała też wykorzystać możliwość jaką dostała i zmienić przyszłość.

OCENA 5/6

Orphan Black S04E01 The Collapse Of Nature
Czwarty sezon Orphan Black miał być powrotem do korzeni. Nie spodziewałem się, że aż takim. Premiera to jeden wielki flashback, przeniesienie się do czasów sprzed pilota. Pokazanie ostatnich dni Beth i śledztwa w sprawie morderstwa powiązanego z neolucjonistami. Zupełnie nie słusznie bałem się tego skoku w bok. Fabuła była wciągająca. Nie tylko z powodu biopunkowej stylistyki. Bardziej chodzi mi o bohaterów. Beth i nowo wprowadzonego klona M.K. Dostałem tutaj studium psychologiczne postaci, które zatracają się w sobie. Tracą własną tożsamość, negują to kim są i popadają w obłęd. Odkrycie tego, że są klonami doprowadza je powoli do szaleństwa i uwiarygadnia samobójstwo Beth. Dziwaczne wydaje się noszenie maski przez M.K. ale to też jest pewna forma wyrazu. Moja twarz nie jest moja, więc szukam zamiennika. Nie chcę być jedną z wielu, lepiej się ukrywać. Sceny w maskach wypadły trochę śmieszenie, ale też mrocznie i przygnębiająco. Mistrzostwem jest za to konfrontacja Beth z Paulem, rozmowa o toksycznym związku i braku zaufania, której napięcie jest podbudowane przez muzykę. Właśnie napięcie! Cały odcinek to jedna wielka jazda bez trzymanki. Ukłon w stronę fanów i zgrabne rozbudowywanie całej historii.

OCENA 5/6

The 100 S03E10 Fallen
Oglądam odcinek, kolejne sceny mijają, a ja siedzę zachwycony. Akcja, zwroty fabularne, szokujące wydarzenia, zmiany u postaci na których mi zależy. Działo się bardzo dużo dobrego. Czy raczej złego. Dla bohaterów. Czyli The 100 w najlepszej formie z obowiązkowymi odcieniami szarości i walką o przetrwanie. Ludzi, komputerów i całych społeczności.

Pierw Arkadia, a jeśli Arkadia to Raven. Co za fenomenalny występ Lindsey Morgan. Czasem jest odsuwana w tło, ale jak już skupi na sobie reflektory to klękajcie narody. Pierw walka z A.L.I.E. Starcie wolnej woli z maniakalną chęcią kontroli wszystkiego Sztuczną Inteligencją chcącą zawładnąć światem i rządem ludzkim dusz. Pojedynek indywidualności z religijną sektą. Próba zapanowania nad własnym umysłem będąc pod wpływem toksycznej siły. Wojna między starym i słabym, a nowym i lepszym. Człowiek kontra maszyn. Uwielbiam ten wątek. Szalony wirus infekuje ludzi, podporządkowuje ich sobie i odcina od emocji. Obecnie ci którzy walczą przegrywają. Raven próbowała zagłuszyć zmysły, atakowała się przeróżnymi bodźcami, niemalże wygrała i opracowała plan triumfu. Wszystko po to by roztrzaskano jej marzenia. Ostatecznie postanowiła poddać się A.L.I.E. tylko by osiągnąć chwilę spokoju. I znowu - Lindsey Morgan rewelacyjna gdy została fizycznym awatarem A.L.I.E. i przejęła mimikę i sposób wysławianie się portretującej ją Ericy Cerra. Może odrobinę zabrakło w tym wątku poważniejszych dialogów, nacisku na mistycyzm i konflikt technologiczny, ale zamiast tego postawiono na postacie. Wrzucono je w dramatyczne sytuację i to zadziałało. Czuć było napięcie, a o to chodzi. Zwłaszcza w scenie gdy SI torturowało Abby i zmusiło ją do technologicznej komunii i stania się częścią jej kościoła. To nie Abby był zadawano ból, a Raven. Komputerowy program w doskonały sposób rozumie ludzkie emocję i bardzo szybko znalazł najsłabszą stronę Abby - współczucie. Trochę nie podobał mi się rezultat tego wątku. Arkadia upadła i jest teraz pełna zombie. Za szybko, ale to typowy problem The 100. Jeszcze szkoda, że Clarke tak późno się pojawiła. Przeszkadza mi, że jest tak często odsuwana od głównej fabuły.

To teraz o tym co poza Arkadię. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Pierwsza scena to mistrzostwo. Związany Bellamy ogląda kto wraca, zwolnione tempo, nastrojowa muzyka i pytanie o Lincolna. Ileż emocji w tej scenie, a to tylko początek. Następnie doszło do starcia Octavii z bratem, dobrze znanego z trailerów. Co to był za moment. Ona go biję niemal do nieprzytomności,a  on się na to zgadza. Wie, że to jego wina. I teraz stara się odpokutować. Gdy ratunek dla Monytego nie idzie po myśli (suprise, suprise) wydaje się, że Bellamy będzie próbował odzyskać zaufanie Pike'a. A potem wymawia dobrze znane słowa "Moja siostra, mój obowiązek" i wiadomo, że ma plan. Wszystko kończy się dobrze - Pike'a zostaje pojmany, Kane udaje się do Polis, Bellamy odpokutowuję część win, a Octavia dobija rannego z eskorty Pike'a. Tęczę i jednorożce. Znowu jednak muszę się do czegoś przyczepić - za mało Harper. Dajcie jej wreszcie coś mówić i nie ważcie się jej zabić jak Monro.

Na koniec Polis. Tutaj może nie było tak ciekawie. Za Ontari nie przepadam mimo tego, że cytuje Waltera White. Jestem jednak bardzo ciekawy co z tego wyjdzie. Komandor wrogi Skaikru, ba rządny zemsty. Problem Pike'a został rozwiązany, ale gdy Lexy nie ma nic to nie znaczy. Sceny w Polis były ciekawe nie z powodu polityki, a Murphy'ego. On to się umie ustawić. Z więźnia został zabawką seksualną Ontari i jej doradcą. Robi to tylko by ocalić swoją skórę, ale jakże skutecznie pomaga jej zachować tron mimo braku czipu Komandorów. Tylko niech mi nie próbują go zabić! Niech robią mu złe rzeczy, ale niech jak najdłużej żyję.

OCENA 5/6

The 100 S03E11 Nevermore
Co za wspaniały występ Lindsey Morgan! Odcinek to tak na prawdę egzorcyzmy Raven. Opętana przez SI złorzeczy przyjaciołom, próbuje uciec, rani się i nastaje na swoje życie. Używa też najgroźniejszej broni jaką ma - słów. Precyzyjnie wycelowane bolę. Zmusza bohaterów do obwiniania się za to co zrobili. Za zniszczenie Góry, za śmierć Mayi. Za to kim są. Boli to szczególnie Bellamy'ego, który słyszy, że nie jest liderem, a wyznawcą. Szuka przywódcy, któremu mógłby zaufać. Morgan była tutaj fantastyczna. Związana na łóżku, pełna ekspresji i wyrachowania, w swojej grze zawarła nie tylko manierę Raven, ale również A.L.I.E. Prawdziwą przyjemnością było oglądanie jej cierpienia.

Serial ma poważny kłopot z wprowadzaniem nowych wątków i odpowiednim wstęp do większych historii, ale konsekwencję czynów prowadzi fenomenalnie. Zrobiłeś coś złego? Cierp. Clarke uciekała od odpowiedzialności, daleko od Arkadii próbowała zapomnieć o wydarzeniach z MW. Konfrontacja z Jasperem i rozmowa z Raven pokazały, że to wciąż w niej tkwi. Może udawać, że się z tym pogodziła, zrobiła co trzeba, ale to nie prawda. To zadra, która zawsze będzie ją uwierać. Tym bardziej gdy będzie słyszała słowa takie jak te:

"Everywhere you go, death follows. You always want to save everyone but what you don’t realize is you’re the one we need saving from."

Z prawdziwą przyjemnością oglądałem sceny z Bellamym. Słuchanie, że nie jest liderem nie było wcale dla niego najgorsze. Pierw musiał odbyć rozmowę z siostrą, która go nienawidzi. Wielki dół, który będzie ciężko zakopać. Ona w to nie wierzy, on jak najbardziej. Octavia wie, że Bellamy jeszcze nie odpokutował swoich win, a zdrada Pike'a była egoistycznym działaniem. Dlatego cieszy, że teraz zobaczył konsekwencję swoich czynów. Ofiary wojny zazwyczaj są kolejnymi twarzami, ale zobaczenie konsekwencji swoich działań w postaci sierot dotyka. Krótka rozmowa z Nilah - świetnie zagrane. 

Jasper przez cały sezon jest torturowany w jeden skuteczny sposób - śmiercią Mayi. Wystarczyło, że Raven o niej wspomniał i ten wpadł w złość. Jednak większym przeżyciem było ponowne spotkanie z Clarke i jego niechęć do niej, obwinianie za to zrobiła. Nawet był bliski zemsty roztrzaskując czip z Lexą, by A.L.I.E. go nie dostała. I co to była za scena! On zdesperowany by ratować Raven i pełen rozpaczy okrzyk Clarke, że to Lexa. Rzadko, który serial wywołuje we mnie tyle emocji co The 100. Czasem trzeba wątku, niekiedy jednej konkretnej sceny, ale zdarza się, że wystarczą zdania lub pojedyncze ujęcia.

Jakby tego wszystkiego było mało Monthy dostał kolejną historię. A.L.I.E. znowu wykazała się zrozumieniem. Chciała wykorzystać ludzkie emocję i obrócić je przeciw Monthyemu. Zwieńczeniem tego wątku było zabicie własnej matki by ratować Octavię. Ja wiem, że The 100 nie boi się pokazywać kontrowersyjnych motywów, ale to było mocne. Jeden z bohaterów matkobójcę. Niesamowita scena. Pierw strzał ostrzegawczy w ramię, potem w klatę i ostatnie, pełne niedowierzania spojrzenie na syna, jakby ludzkie emocję na chwilę wzięły górę. Początkowo mógł sobie to racjonalnie tłumaczyć - ratował przyjaciółkę, a to nie była jego matka. Tylko końcówka udowodniła, że można ją uratować. Monthy miał zbyt dobre życie, musiał dostać ranę, która będzie się długo zabliźniała, a może jeszcze po drodze ropieć i wpłynąć na finał sezonu. 

Fabularnie w tym odcinku było niewiele - okazało się, że druga SI jest potrzebna do zniszczenia A.L.I.E. i uratowano Raven. Mało. To był jednak odcinek napędzany historią bohaterów i to wyszło doskonale. Zabrakło mi jednak kilku rzeczy - zbyt słaba reakcją na powrót Clarke, rozmów A.L.I.E. z Clarke i Clarke pytającej się o Lincolna. Można z tego było wyciągnąć ciut więcej. 

OCENA 4.5/6

Vikings S04E08 Portage
Przez chwilę myślałem, że wrócił stary Ragnar. Geniusz i przywódca zdolny poprowadzić swoich ludzi na Paryż. Jego plan okazał się błyskotliwy - przenieść łodzie do innego koryta rzeki i w ten sposób ominąć forty. Zdjęcia pokazujące realizację planu robiły wrażenie. Szkoda, że to był jedynie przebłysk dawnego Ragnara. Wciąż jest uzależnionym szaleńcem, który coraz bardziej traci kontakt z rzeczywistością. Odkupienie wciąż istnieje, nie można oceniać tych ludzi współczesną moralnością, ale zabicie niewolnicy na oczach synów tylko po to by zdobyć narkotyk to skaza, której się nie spodziewałem zobaczyć. Serial poważnie traktuje swoich bohaterów i to mi się podoba.

U Wikingów nie było więcej istotnych wydarzeń. Parę krótkich scen z operacji Ragnara czy wizja Erlundera zabijającego Bjorna. Więcej działo się w Kattagat, ale niezbyt interesującego. Hadbar romansuje, a Ashlaug wcieka się z tego powodu. W zeszłym sezonie ten wątek nie działał, teraz jest podobnie.

Dużo więcej w Paryżu i Wessex. Dwie kolejne ważne śmierci odcinka. Odon zaplątał się w własną intrygę i stracił życie. Wzmocniło to pozycję Rollo i Rolanda. I delikatnie czuć kurs kolizyjny między tą dwójką. W Anglii ubito Kwintryh. Tutaj niestety nadziałem się na spoiler. Nie wiedziałem jednak, że to Judyta jest odpowiedzialna za jej śmierć. Coraz bardziej mi się podoba jak jest prowadzona, a scenarzyści upodabniają ją do Eckberta.

OCENA 4/6

Vikings S04E09 Death All 'Round
Jak w tytule odcinka. Kolejna śmierć, tym razem padło na Elrandura. I nie powiem żebym się przejął. Nawet pomyślałem "najwyższy czas". Za długo jego wątek pozostawał na uboczu i niepotrzebnie komplikował historię Bjorna. Jego koniec został poprowadzony w spodziewany sposób - zginął z rąk Torvi. Nie zdziwiłbym się gdyby taki był plan Bjorna, który talent do intryg odziedziczył po ojcu. W odcinku zginęła również Siggy. Kolejna śmierć, która mnie nie ruszyła, ale jestem ciekaw jak to wpłynie na jej ojca i sytuację Ashlaug. Wygląda jakby w serialu miało dojść do jeszcze kilku ważnych zgonów w tym sezonie. Osobiście obstawiał Rollo. Aktor dostał główną rolę w serialowym Taken więc byłoby to spodziewane, a nie sądzę żeby w inny sposób udało się go wypisać z serialu.

Rozczarował Rzym. Jedna ulica i wnętrza pełne przepychu. Jak coś ma być słabo pokazywane już lepiej tego nie robić. Wynudziły mnie też uroczystości. Koronacja Ekberta i mianowanie Alfreda na obrońce wiary. Zgodnie z zamiarem to drugie wyszło karykaturalnie, ale wolałbym patrzeć na wikingów. Jak chociażby na więcej scen w stylu otwarcia odcinka. Wikingowie łupią więc powinni łupić więcej francuskich wiosek.

OCENA 4/6

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #181 [04.04.2016 - 10.04.2016]

SPOILERY

Marvel's Agents of S.H.I.EL.D. S03E14 Watchdogs
Gdyby nie powiązanie serialu z MCU pewnie właśnie bym z niego rezygnował. Pierwsza połowa niesamowicie mi się ciągnęła. Gdy myślałem, że zaraz koniec odtwarzacz wskazywał dopiero półmetek. I nie dlatego, że nie lubię Macka. Lubię i to bardzo. Nie lubię naiwnych obyczajowych historyjek. Zagłębianie się w życie osobiste postaci i dopisanie jej brata wyszło udanie. Przez pierwsze 3 minuty. Potem był nudny dramat rodzinny. Zawód, pierwsza kłótnia, otwarty konflikt i pogodzenie w heroicznych okolicznościach. Po drodze rozmowy o fundamentalnych rzeczach na które się nie zgadzają. Wyszło płasko. Co jest pośrednio winą tego jak kreśleni są inhumans jako zagrożenie dla świata. Nie czuć tego. Niby mamy delikatny foreshadowing Civil War, ale zbyt mało miejsca poświęcono temu wcześniej.

Inne wątki równie nudne. Trenowanie Lincolna i jego testy pokazane w bardzo naiwny sposób. May i Simmons miały fajne scenki, ale to tylko tło. Fitz robił za popychadło. Skye działająca poza procedurami irytowała. Nie potrafiłem się zaangażować. Jeszcze odcinek został przerwany cliffhangerem, który mnie nie ruszył - Blake współpracuję z Malickem. Już wolałbym proceduralno przygodowy odcinek nasycony humorem jak w pierwszym sezonie gdzie wszystkie postacie miały coś do roboty, a nie jak tutaj część robi za nudne tło.

Z plusów wymienię dużo Macka. Bo go lubię. I Jego nerdowe rozmowy z Fitzem. I akcję w domu gdzie sam powala przygłupią drużynę terrorystów. I siekiero-shotgun. I Simmons uczącą się strzelać.

OCENA 3/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S03E15 Spacetime
Ciężko mi w to uwierzyć, ale dostałem na prawdę dobry odcinek serialu, który od jakiegoś czau oglądam tylko z obowiązku. Dobre dialogi, wciągająca historia i przyjemna dla oka akcja. Jeszcze za wcześnie mówić o skowronku zwiastującym lepsze czasy. Nie zmienia to jednak faktu, że dobrze się bawiłem.

Abstrahując od przekonania Lincolna o wielkim planie i celowości stworzenia inhumans fabuła była bardzo dobra. Mamy człowieka zsyłającego wizję po dotknięciu i Daisy widzącą wydarzenia z finału odcinka. Pojawia się tutaj tradycyjny motyw predestynacji i wolnej woli gdzie bohaterowie miotają się co zrobić żeby zmienić przyszłość i do niej doprowadzają. Tylko Fitz twierdzi, że niezależnie co zrobią wizja się spełni. Jego naukowe podejście i zrozumienie wielowymiarowości wszechświata się sprawdziło. Tym bardziej, że widzieliśmy wcześniej poprzednią wizję odwzorowaną w 100%. Oczywiście, pojawiły się niezrozumienia i łatwe do przewidzenia twisty. To było nieuniknione. Jednak oglądanie się miotających bohaterów było bardzo przyjemne. Takie Flasfforward skondensowane w jednym odcinku.

Trochę gorzej wypadawątek Evil Warda i szersze pojęcie fabularne. Nie czuję zagrożenie tym bardziej, że oglądam operetkowego Złego. Czarny płaszcz, bełkotanie o prawdziwej mocy, zabijanie dla funu z zabijania. Jeszcze demonicznego śmiechu brakuje. Dobrze, że doszło do zbliżenia z wesołą drużyną Culsona przez co zagrożenie jest trochę bardziej realne. Wciąż jednak nie wiadomo o co mu chodzi.

Odcinek miał jeszcze dwie zalety - humor i reżyserię. To pierwsze wygrała scena z Culsonem i Lincolnem gdzie dyrektor słysząc, że Linc nie oglądał Terminatora wyrzuca go z drużyny. W tym drugim mógł się podobać efekt wizji spływającej na człowieka z nieba niczym biblijne objawienia lub scenka akcji na dłuższym ujęcia.

Inne:
- znowu wróciła wizja kosmosu. No lećcie tam!
- Andrew oddał się w ręcę SHIELD, dano kilka fajnych scen z May gdzie Ming Na mogła zagrać coś bardziej dramatycznego i ostatecznie przemieniono go w Lasha. Trochę słabo to poprowadzono, jakby chciano szybciutko zamknąć ten wątek.
- Malic dostał wizję... której nie pokazano! Co za rozczarowanie.
- więcej światła i kolorów! Serial jest ostatnio zbyt ciemny. Bohaterowie ubierają się jednokolorowo ciemnie, a większość scen w nocy lub budynkach.

OCENA 4/6 

Marvel's Daredevil S02E11 0.380
Kolejny świetny odcinek do oglądania. Kolejne narzekanie na nie spójną historię jako całość i niekonsekwencję. Przygoda Daredevila zaczyna się od szpitalnego starcia z ninja, a kończy strzelaniną z gangsterami. Brakuje mi tutaj równowagi. Rozumiem co serial chcę pokazać. W życiu Matta dzieje się dużo, nie ma i nie może mieć nad wszystkim kontroli, a NY jest przesiąknięty złem którego nie zmieni jeden męczennik nie wiadomo jak bardzo oddany sprawie. Tylko wolałbym opowieść gdzie wątki się przeplatają czymś więcej niż osobą głównego bohatera. Tylko on jest spoiwem między historią Hand, Elektrą i Stickem, a Puniherem, Fiskem, Karen i ulicznym światem miasta. Tak jakby rozpisano dwa odrębne sezonu by ostatecznie zrobić z nich jeden. Liczę, że producenci wyciągną z tego wnioski i trzeci sezon nie popełni tego błędu. Jeśli zostanie zamówiony i The Defenders nie stanie na przeszkodzie.

Wyrzuciłem co mi leży na sercu więc teraz zalety. Historia wciąga. Standard. Matt i Karen z Punisherem na swój sposób szukają Blacksmitha. Dwa różne podejścia do tej samej sprawy. Nie pierwszy i nie ostatni raz pokazane w serialu. Obydwa równie efektowne w oglądaniu. Brutalne tortury i oportunizm Franka i oparte na wyczekiwaniu, mniej agresywne śledztwo Matta. Przy czym w to wszystko zamieszana kobieta, która jeszcze bardziej łączy te dwie postacie. Wyrażająca zrozumienie dla Franka i bojąca wiązać z Mattem z powodu jego tajemnic. Prosta i tragiczna historia miłosna o ludziach, którzy nie mówią sobie prawdy, wmawiając, że nie zasługują na szczęście.

Punisher w tym odcinku zachowuje się troszkę jak emo. Rozumiem stracił żonę i dzieci, ale nie trzeba o tym co chwilę przypominać. Jako terapeuta od spraw sercowych też niezbyt się sprawdza. Lepiej wygląda napędzany rządzą zemsty. Ale to akurat służy każdemu. Elektra wzbudza strach, zabija i konfrontuje ze Stickem. Bardzo dobrze zastosowany cliffhanger. Budowanie napięcie poprzez czyszczenie miecza, zjawienie się zabójczyni, zapowiedź walki i koniec. Tylko żeby otworzyć z jeszcze większym przytupem kolejny epizod.

Cieszy mnie duża rola Claire. Znowu mówi Mattowi to co trzeba, by nie zostawał męczennikiem, nie brał ciężaru świata na swoje barki. Potem jest ciekawiej. Niczym superbohaterka walczy z niesprawiedliwością, ukrywaniem prawdy w szpitalu. Bezsilna i na znak protestu rezygnuje z pracy, nie chcę iść na skróty. Jest równie bohaterska co trykociarze. Dlatego tak bardzo cieszy mnie jej wytęp w Luke Cage.

OCENA 4.5/6

Daredevil S02E12 The Dark at the End of the Tunnel
Ninja są fajni. Źli, nic nie mówiący, bezszelestnie się poruszający i okazyjnie zmartwychwstający ninja tym bardziej. Elektra też jest fajna. Jako małe dziecko walczące na równie z dorosłymi mężczyznami czy socjopatyczna morderczyni pragnąca zabić dawnego mistrza. Pradawne zło w wazonie też przykuwa uwagę. Nawet trójkąt emocjonalny z Stickem jako surogatem ojca wypada znośnie. I te walki! Wyciszone z podkręconymi odgłosami uderzeń broni, biciem serce i wydychanym powietrzem. Nie do końca podoba mi się konflikt wewnętrzny Elektry, jej rozdarcie między ciemną i jasną stroną ninja. To tylko uwydatnia największa wadę tego sezonu - to nie jest historia stricte o Daredevilu. Jego krucjata, jego misja, ale nie on napędza główne wątki.

Historia Punishera ma ten sam minus. Już się tego czepiałem więc nie będę powtarzał. To jest dobra opowieść o zemście. Wciągające kino sensacyjne z twistem. Byłby z tego dobry film. Najbardziej cieszy końcówka. Karen odkrywa kim jest Blacksmith. Kolejny cień rzucony na amerykański heroizm - to dawny żołnierz walczący w Afganistanie. Nasza nowa dziennikarka niemal ginie z jego rąk, wybawia ją oczywiście Punisher. Wbrew jednak moim obawom dokonuje swojej zemsty. Nie daje się zmiękczyć prośbami pięknej kobiety. Jedna kula, jedna śmierć i spokój sumienia. Do czasu aż zacznie znowu zabijać. Znalazł arsenał i już szykuje kolejny plan. Nie mogę się doczekać. Z chęcią zobaczyłbym jego spin-off.

OCENA 5/6


Marvel's Daredevil S02E13 A Cold Day in Hell's Kitchen
Zbyt wysokie wymagania? Oczekiwanie czegoś innego? Odrobina znudzenia całym sezonem? Brak uczucia finału? Nie wiem jaka była przyczyna, ale wiem jedno - czuję się rozczarowany. Ostatni odcinek oglądało mi się najgorzej z całego sezonu. Poszarpana fabuła przeszkadzała. Jeszcze bardziej irytowały rozmowy Matt/Eleketra wzięte jakby z harlekina, przeciągnięte do granic bólu przez co siadało całe napięcie związane z sytuacją. Zabrakło tego mistrzowskiego sznytu z zeszłego roku. Tam też finał był wymuszony, zbyt szybko poprowadzony bez odpowiedniej podbudowy jednak i tak odcinek oglądało się znakomicie. Tutaj ziewało czekając na sceny akcji. Oczywiście dalej było dużo dobrych momentów. Jak Karen pisząca artykuł o bohaterach. Może trywialny, ale pasujący do konwencji. Albo Foggy dostający pracę u Hoghart. Albo Brett z dużą rolę. Takie rzeczy cieszy bardziej niż przedstawiona historia.

Jak wypadły cliffhangery? Dobrze. Bez ekscytacji, ale w komiksowym duchu. Frank zostaje mścicielem i pojawia się z swoją kultową czachą na kostiumie co jest udaną paralelą do finału S01. Jest też śmierć Elektry i zapowiedź wskrzeszenia. Chyba wolałbym żeby zostawiono ją w spokoju. Nie leży mi jej romans z Mattem. A najlepiej niech dostanie własny serial. Tak jak Puni. Rozczarowaniem było też wyjaśnienie czym są tajemnicze zbiorniki, które były zasilane krwią dzieci. Komory wskrzeszające. Liczyłem na coś mocniejszego. Natomiast dziura w ziemi wciąż pozostaje tajemnicą. Na razie ciężko stwierdzić o czym będzie następny sezon. Czy wróci Hand i Elektra, a może Fisk zechcę zrujnować życie Matta. Oby postawiono na tylko jeden główny wątek. I proszę o nie wprowadzanie nowych postaci.

Rozczarowało mnie wyjawienie sekretnej tożsamości przed Karen. Za słabo umotywowane bez odpowiedniego budowania wątku. Kryzys między tą dwójką sprawił, że Matt zachował się jak dupek. "Patrz, ty mnie nie rozumiesz bo ja walczę po nocach, teraz między nami będzie dobrze." Jednak mimo wszystko może nadać dużo nowej dynamiki w serialu i sprawić, że Daredevil znowu będzie w centrum historii.  

OCENA 4/6
 
Vikings S04E07 The Profit and the Loss
Jaka piękna katastrofa. Nie czekałem na raid na Paryż, nawet straciłem w pewnym stopniu zainteresowanie serialem. Zbyt dużo przeciętnych dramatów i rozwleczenie historii na mało interesujących bohaterów zrobiło swoje. Jednak przyszedł odcinek 4x7, a ja siedziałem jak zauroczony. Niemal połowa odcinka to sceny batalistyczne. Spektakularne starcie francuzów pod dowództwem Rollo i floty Ragnara zakończone klęską wikinga. Plan zadziałał. Drakkary zatrzymały się na łańcuchu, dwa forty na obu brzegach rzeki były w stanie powstrzymać najazd. I jak to wyglądało! Rozbijające się statki, umierający ludzie, płonące łodzie. Mało słów, dużo dramatycznej akcji. Pierwsza taka druzgocąca klęska bohaterów. Było też starcie lądowe z Laghertą o takim samym przebiegu. Nadzieje na zwycięstwo, zaskoczenie i totalne rozbicie. Desperacki nastrój scen i oczekiwanie na ważną śmierć. To było bardzo dobre.

W tym wszystkim nie zagubili się bohaterowie. U Rollo było widać zdeterminowanie by osiągnąć zwycięstwo, ale też cierpienie z powodu mordowania swoich. Lagherta mimo ciąży postanowiła dowodzić atakiem na fort. Żyję filozofię, że jeśli jej przeznaczeniem jest poronić lub zginąć tak się stanie. Jest też Ragnar. Uzależniony król popełniający błędy i powoli osuwający się w szaleństwo. Już czas przekazać koronę młodemu pokoleniu. Nie wiem czy tutaj chciałbym zobaczyć historię odkupienia i ponownej chwały na tronie. Niech Bjorn zajmie jego miejsce, a Ragnar zacznie zwiedzać świat.

Poza Francją zmiennie. W Kattegat wrócił Harbard i wykorzystuje kobiety, których mężowie biorą udział w łupieżczej wyprawie. Jakoś nie mam ochoty tego oglądać. Dziwne, ale lepiej w Anglii. Eckbert zdobywa koronę Mercji podczas rozmowy z dawnym jej władcą, teraz musi tylko podbić kraj. To było ciekawe. Mamy kolejnego króla, jak Ragnar, znudzonego władzą i pragnącego spokoju. Rozmowa w krypcie miała tony klimatu, Vikings w najwyższej formie.

Nie podobał mi się tylko mistyczna wizja Flokiego uprawiającego seks z Ashlaug. Lub wizja Ashlaug uprawiającej seks z Flokim. Nie wiem co to było. Serial zbytnio odpłynął w mało czytelny oniryzm i trudno mi zinterpretować te sceny, zwłaszcza w kontekście uratowania życia Flokiego przez Rangara.

OCENA 5/6

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #180 [28.03.2016 - 03.04.2016]

SPOILERY

Banshee S04E01 Something Out of the Bible
Co za piękna masakra! Tęskniłem za serialem, nie spoilowałem sobie więc powrót wziął mnie z zaskoczenia. Dwuletni time jump i śmierć Rebeki. To co mnie najbardziej uderzyło. Odcinek oglądało się trochę jak serial kryminalny. Układanie poszczególnych faktów w logiczną całość, powolne odkrywanie tajemnicy śmierci, ale też przeszłości bohaterów. Czemu Hood ukrywa się w chatce? Gdzie jest Hiob? Co działo się w Banshee przez ten czas? Co będzie się działo już niedługo? Najrzadziej pytałem się kto jest mordercą. Nie obchodzi mnie to. Jak to w kryminał liczne na dobra historię i prawdopodobnie ją dostanę.

Dalej jest pełne nieuzasadnionej brutalności. Zgniatanie czaszki imadłem, łamanie palców dłoni, morderstwo piórem. Zazwyczaj nie ruszają mnie takie rzeczy, a tutaj autentycznie się krzywiłem. I patrzyłem z zafascynowanie bo te sceny idealnie tutaj pasują. I boję się co serial wymyśli na zwieńczenie historii.

OCENA 5/6

DC's Legends of Tomorrow S01E09 Left Behind
Mocno czekałem na ten odcinek, a przerwa i gościnny występ Ra's al Ghula sprawiły, że apetyt jeszcze się zaostrzył. I dlatego nie posmakowało tak jakbym chciał. O ile sam pomysł fajny - Kendra i Ray przez dwa lata nieobecności reszty załogi zbliżają się do siebie, a Sara wraca do Ligii Zabójców tak chwilowy reboot osobowości uważam za coś głupiego. Przez co kontynuacji treningu Sary czy zmian u Raya nie mogę traktować jako ich świadomej decyzji. Szwankuje mi przez to odbiór postaci. Fajnie się to oglądało, ale czuje się oszukany. Dobrze, że humor dał radę.

Mick wrócił! I kurde, podoba mi się jego nowa robota - to on jest Chronosem. Najfajniejsze, że odcinek był tak skonstruowany, że przed Snartem to właśnie ja podczas oglądanie odkryłem to pierwszy i czekałem na jego reakcję. Porzucony sojusznik mszczący się na dawnych znajomych nie jest może szalenie innowacyjnym pomysłem, ale wolę go od Chronosa. Jego postać pokazuje też, że nie mamy doczynienia z prawdziwymi bohaterami jak np. Flasha. On nie porzuciłby Micka, oni dają mu drugą szansę gdy wraca do nich, gdy dręczą ich wyrzuty sumienia.

OCENA 4/6

Marvel's Daredevil S02E07 Semper Fidelis
Ruszył proces i było spokojniej niż myślałem. Brakowało trochę dynamiki, a poszczególne sceny zbyt się ciągnęły. Najlepiej wypadały porównywania Franka do bohatera, zrozumienie jakim go obdarzają ławnicy i Karen. Ludzka fantazja o mścicielu zapobiegającym przestępstwom, osobie działającej poza skorumpowanym system wtedy gdy on zawodzi. Nie raz już takie coś widziałem, ale dalej się to świetnie ogląda. Najgorzej wypadła absencja Matta. Marzył mi się proces i walka z prokuraturą, a jest walka między Foggym i Mattem. Konflikt między nocnym i dziennym życiem. I ja to rozumiem, z punktu widzenia opowiadanej historii ma to sens. Tylko wolałbym oglądać co innego.

Superbohaterski wątek nudzi. Drażni mnie Matt nie umiejący się postawić Elektrze, wciąż czujący do niej pociąg mimo, że nie zostało to dobrze uargumentowane. Widać jak w nim wyzwala brutalność, zmusza do kłamstwa przez swoje manipulację, ale brakuje w tym związku chemii. Te postacie lepiej działają jako osobne byty. Fabularnie też tutaj niewiele. Tylko ta dziura na końcu odcinka robi niesamowite wrażenie.

Inne:
- Frank na tle amerykańskiej flagi niczym narodowy bohater, bardzo ładne ujęcie.
- walki jakieś bez polotu. Kilka zbirów na krzyż i Matt z Elektrą mają problemy.
- Foggy znowu z porywającą mową. Dajcie mu własny serial prawniczy, zasługuje na to.

OCENA 4.5/6

Marvel's Daredevil S02E08 Guilty as Sin
Piszę to z przykrością, ale dramat sądowy ssie. Naoglądałem się za dużo The Good Wife i Damages więc nie mogę patrzeć na takie prostackie prowadzenie sprawy. Zero przygotowanie, przesłuchiwania świadków, przemowy sklecone na poczekaniu, brak walki i poszanowania porządku obrad. Tam są wciąż mocne sceny jak przemowa Matta, Foggiego i wybuch Punishera tylko cierpię przez uproszczenia. Daredevil jest serialem mocno zagnieżdżonym w rzeczywistości, ze swoim sposobem realizacji, skomplikowanymi postaciami i intrygami. Z tego powodu przeszkadza mi fuszerka na tym tle. Jednak na większość scen na sali przymykałem oko ponieważ co rusz wracał do mnie obrazek Franka na tle amerykańskiej flagi. Real american hero.

Na gruncie supergero lepiej. Walka nad krawędzią dziury z oddaloną kamerą robiła wrażenie, a powrót Sticka ucieszył. Historyjka o walce z Hand jest bardzo komiksowa, może nawet za bardzo jak na street level Nowego Jorku, ale póki mistycyzm nie będzie wylewał się z ekranu kupuje. Kupuje też relację Elektra/Matt. One nie mogły być tak proste jak w flashbackach. Okazuje się, że ona pracowała wtedy dla Sticka, ale teraz chce porzucić mroczną ścieżkę dla Matta. Co szybko przekreśla mordując ninja z Hand.

Podoba mi się sytuacja w jakiej znalazł się Matt. Walcząc po nocach zaniedbuje przyjaciół. Okłamuje Karen i Foggiego co szybko się na nim mści. Nawet nie udaje mu się zbawić Elektry, a wypędzenie yakuzy nie miało wcale miejsce. Bohater upada zanim jeszcze pewnie stanął na nogach.

Fisk się pojawił! Oczywiście, że serial nie mógł go wykreślić. Tacy ludzie idąc do więzienie nie tracą wpływów. Teraz zaczął układać się z Punisherem co wiąże się z tajemnicą śmierci rodziny Franka. To będzie niebezpieczny układ.

OCENA 4.5/6

Marvel's Daredevil S02E09 Seven Minutes in Heaven
Fisk! O Franku można pisać wiele dobrego, to prawdopodobnie najlepszy ekranowy Punisher, ale wystarczy pokazać Kingpina i wiadomo kto jest prawdziwą gwiazdą serialu. Vincent D'Onofrio magnetyczny. Każda scena z nim przyciąga, jest popisem aktorskim i wnosi coś do historii. Mamy złego Kingpina wykorzystującego jeszcze gorszego Punishera. Czysty machiawelizm mimo manipulacyjnych słów o zemście i sympatii do rodziny. Jest też końcówka. Walka między tą dwójką i coś na kształt sojuszu, a może raczej umowa partnerska. Kingpin wypuszcza Franka z więzienia by wyeliminował mu konkurencję wiedząc, że gdy sam wyjdzie stanie się celem. Ależ pięknie zapowiada się kolejny sezon. Lub The Defenders.

Ten odcinek to też zaskakujący zwrot u Matta. O ile kłótnia z Elektrą przewidywalna tak już walka z dobrze znanym ninją już nie. I tajemnicza Farma gdzie robi się transfuzję krwi do tajemniczego dzbana. Nie mam pojęcia o co chodzi i dlatego to takie piękne.

Inne:
- maskara w więzieniu! O mamo, ależ to było brutalne. Czułem się jakbym oglądam Raid.
- biznesy Fiska w więzieniu. Chcę więcej. Chcę też zobaczyć Vanessę. 

OCENA 5/6

Marvel's Daredevil S02E10 The Man in the Box
Scena z Fiskem! Zdesperowany Matt poszukując odpowiedzi postanawia spotkać się z Kingpinem. Dostajemy fantastyczną walkę charakterów, dwie wyraziste postacie rozmawiają, ale zwycięzca mógł być tylko jeden. Matt niczego nowego się nie dowiedział, wysłuchał jedynie gróźb pod swoim adresem i prawdopodobnie zdradził swoje alter ego przed Fiskem. Kolejny sezon zapowiada się fenomenalnie.

Piszę to z pewnym rozczarowaniem, ale wątki ninja i Punishera zaczynają nudzić. Za długo i mało składnie. O ile poszczególne sceny trzymają w napięciu (dzieci kukurydzy!) tak całość jest mi coraz bardziej obojętna. Nie czuć zbliżającej się kulminacji jak rok temu.

Lepiej wypada przedstawianie bohaterów. Karen dalej prowadzi swoje śledztwo co jest na swój sposób ciekawe. Cieszy powrót Claire, który mówi to co myślę. Matt na krzyżu poświęcający się za przyjaciół nie jest dobrym rozwiązaniem. Tylko czemu on głupi nie może tego zrozumieć. 

OCENA 5/6

Supergirl S01E18 Worlds Finest
Z Supergirl zrezygnowałem po dwóch odcinkach, nie przekonał mnie więc nie chciałem się męczyć. Wróciłem jedynie dla crossoveru z The Flash. I chcę tego więcej. W sensie crossoverów. Chcę częstych spotkań Kary i Barry'ego, chcę przenikania światów i powiększania multiwersum. Jednak najbardziej chcę tej optymistycznej przygody. Cieszących się życiem bohaterów współpracujących między sobą by ratować innych. Chcę uśmiechać się na serialu superhero, a nie zastanawiać czemu ta postać cierpi i jak to wpływa na jej psychologię. Chcę radosnej i nieskomplikowanej zabawy. I tego tutaj było pełno.

Nie wiem jaki jest mój ulubiony moment odcinka. Pierwsze spotkanie Supergirl i Flasha? Szybka wyprawa po lodu? Sceny Winn/Barry? Wyścigi? Cat wyśmiewająca seriale The Cw? Odwołanie do Smallville? Było tego mnóstwo. Cały odcinek to jeden wielki fanserwis i liczę na powtórkę.

A fabularnie? Banshee i Lilwere chcą zabić Karę, Supergirl i Cat, a w tle jakieś romanse. Nie obchodziło mnie to. Nie mam więzi z postaciami z Supergirl więc były to tylko sceny, które mi przeszkadzały. Szczególnie romanse. Serio, Jim i Kara? Tak bardzo nie pasują. Wolałbym więcej scenek z Barrym.

OCENA 4.5/6

The 100 S03E09 Stealing Fire
Lubię jak się dzieje dużo i szybko w The 100, ale czasem przydają się momenty spokoju. Niedawno zabito Lexę, teraz Lincolna, Titusa i młodych Nightbloods. Za dużo zgonu przez co żaden z nich nie mógł odpowiednio wybrzmieć. Każdy z nich był ważny i dobrze rozpisany, ale przytłoczyła mnie ich ilość. Najlepiej zadziałał ten na końcu odcinka. Lincoln poświęca się by jego ludzie mogli ocalić głowę. I tak miał zginąć, ale teraz zrobił to w heroiczny sposób. Przy okazji pokazano, że Pike ma w sobie coś z honory i powiększono przepaść między Octavią i Bellamym. Ich następne spotkanie będzie wybuchowe. I najwyższy czas na scenę z pierwszego trailera sezonu.

W Arkadii było dużo biegania. Pełnego napięcia, ktoś przecież musiał zginąć, przez co odcinek oglądało się z zaciekawieniem. Odkupienie Bellamy'ego i Monty'ego, duży udział Harper w akcji (dajcie jej kontrakt na pełny sezon, bo znowu ktoś wam podkupi aktora!) i kolejna przegrana. Bohaterowie próbują, ale nie są ani trochę bliżej pokonania Pike'a. I coś mi się wydaje, że on nie zginie. Jego śmierć byłaby zbyt prostym wyjściem, zabija się tutaj głównie tych na których mi zależy.

Z prostych powodów najciekawiej w Polis. Mam słabość do Clarke, uwielbiam patrzeć na rozwój postaci oraz nie mogłem się doczekać reakcji na śmierć Lexy. Na razie przyjęła to dobrze. Tylko dlatego, że jest w centrum wydarzeń, ważą się losy jej ludzi, nie ma czasu na żałobę. Tutaj też było dużo biegania, uciekania przed Ontari i latania w tą i z powrotem. I znowu wciągnęło. Proste, a działo. Podobało mi się poświęcenie Titusa, honorowe zachowanie Roana, wybicie Nightbloods i snuta historia. Podoba mi się co stało sięz Clarke. Została strażnikiem SI i teraz ma odnaleźć Lunę. A ja wciąż twierdzę, że sezon się skończy wybraniem jej na Komandora. Co otworzy furtkę na powrót Lexy. Ładnie proszę.

Inne:
- jak już tradycyjnie porównuje The 100 do innych dzień popkultury to Komandorowie są niczym technologiczne Bene Geserit z Diuny. Sięgają do wspomnień przodków i się z nimi komunikują.
- Murphy! Jak ja uwielbiam jego wątek. Ta postać służy głównie ekspozycji, znajduje się w miejscu w którym nie powinien i cierpi z tego powodu. Teraz dziwnym trafem został więźniem Ontari.
- Abby wróciła! Mogliby wytłumaczyć co się z nią działo podczas buntu Kane'a.

OCENA 4.5/6

The Flash S02E17 Flash Back
Cofanie się w czasie to patent, który można wykorzystać na mnóstwo świetnych sposobów. Niestety nie można tego powiedzieć o tym odcinku. Barry w swojej desperaci i aroganci, niezważając na możliwość zniszczenie continuum czasoprzestrzennego cofa się w czasie by poznać tajemnicę szybkości od Wellsa. Genialny plan, nie ma co. Mógłbym go jeszcze przełknąć gdyby nie jego idiotyczne zachowanie. Barry jest fajny gdy zgrywa bohatera ale udając kogoś innego jest strasznie antypatyczny. Jak w odcinku z Earth-2. Tutaj jest sobą z przeszłości i jak można się domyśleć Wells błyskawicznie się spostrzega. Przyniosło to świetną scenę gdy Barry konfrontuje się ze swoim największym nemezis. I jeszcze moment z dwoma Barry'mi. To było śmieszne.

Trochę dynamiki do odcinka dodało pojawienie się Widma Czasu. Motyw niczym z Doctor Who. Tyko czemu akurat teraz się pojawiło? Skąd pochodzi? Dlaczego Wells potrafi się przed nim ukrywać? I czy ma to jakiś związek z Time Masters. Chciałbym je zobaczyć w Legends of Tomorrow. A właśnie Legendy - skoro Time Masters strzegą czasu to czemu przymykają oko na działalność speedsterów i nieautoryzowane podróże w czasie?

Dobrze było znowu zobaczyć Eddiego i jego emocjonalna wiadomość do Iris się udało. Pasuje jako moment po którym bohaterka powinna iść na przód. Nie podobał mi się powrót Pied Pepera. Znaczy podobał, ale nie to czym zaowocował - jego sojuszem z Team Flash. Wolałbym więcej Jesse.

OCENA 3.5/6