poniedziałek, 30 marca 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #130 [23.03.2015 - 29.03.2015]

Zrobiłem jak zapowiadałem - spędziłem tydzień z przegniłym mięsem z zaburzeniami funkcji motorycznych. Udało się nadrobić cały sezon przed finałem i jestem zadowolony. Nie z jakości The Walking Dead, ale z odhaczenia zaległości. Były lepsze i gorsze odcinki, serial nie schodził poniżej pewnego poziomu, ale dalej (od kilku lat!) ma problem z opowiadaniem historii i rozciąganiem niektórych wątków. Wciąż potrafi zaskoczyć, ale nie tak jak kiedyś. Brakuje wstrząsających momentów o znaczeniu moralnym, a więcej ekspozycji brutalności. Nie tego oczekuje. Akcja jest fajna, ale potrzebuje ram, które będą ją spajać i nie zmienią serialu w teledysk MTV. W mojej pisaninie o poszczególnych odcinkach było bardzo pobieżnie, jeśli ktoś chcę dobrych recapów polecam Owcę.

Niewątpliwie najważniejszą wiadomością tygodnia (miesiąca? roku?) jest powrót The X Files. Plotki na ten temat krążyły od lat. Ja powątpiewałem bo większość kultowych seriali "wraca" (kinowe Friends, nowe Stargate i Star Trek, film Deadwood) i wrócić nie może. Tym razem się udało. Taka moda nastała. Telewizja ogólnodostępna w kryzysie więc sięga po sprawdzone pomysły. I tak po ponad 15 latach zostanie nakręcone 6 odcinków 10 sezonu, a przed i za kamerą staną dobrze znane nazwiska. Duchovny, Anderson i Carter. Ma być mieszanie mitologii z zamkniętymi historiami. I tyle wiadomo. Premiera? Wydaje się, że najwcześniejszy termin to mid-season 2016. Mnie najbardziej ciekawi czy serial zignoruje komiksowy sezon 10, który wydawanie zostało niedawno rozpoczęte w Polsce. Niby Chris Carter czuwa nad projektem, ale wiadomo co w takich przypadkach ma pierwszeństwo. A jak ja odbieram powrót Z Archiwum X? Z lękiem bo będę musiał nadrobić serial. I wtedy pewnie będę się bał jeszcze bardziej bo wciąż pamiętam jak za dzieciaka byłem przestrachany na odcinku gdzie facet obrócił sobie głowę o 360 stopni. 

Pozostając w temacie wskrzeszonych seriali - do Heroes wraca Masi Oka. I to jest dobra wiadomość! Niby Hiro pojawi się tylko na kilka odcinków, ale ja się cieszę. Ustalono również premierę Reborn - co zaskakujące nastąpi ona na jesieni czyli wraz z innymi nowościami. Czyżby przy wystarczające widowni można by liczyć na pełny sezon? Nie zdziwiłbym się gdyby NBC miało takie właśnie plany. 

Jeśli czytacie to w poniedziałek rano lub później to w sieci można już znaleźć pierwszy trailer spin-off The Walking Dead o jakże elegancko brzmiącym tytule - Fear The Walking Dead. Czy warto czekać okaże się późnym latem. 

W tym tygodniu ciężko mi uciec od żywych trupów (a nawet nie wspomniałem o iZombie!) więc napisze jeszcze o Fargo. Ash zostanie prezydentem USA! Ściślej mówiąc Bruce Campbell zagra Ronalda Reagana. I to jest kolejny powód by zebrać się w sobie i nadrobić serial. Jakby worek nagród nie był wystarczającą motywacją...

A przecież są jeszcze seriale emitowane na bieżące. Już niedługo wraca Orphan Black czyli aktorskie show Tatiany Maslany. Zapominalscy mogą obejrzeć 4 minutowy recap pierwszych sezonów.  Trochę później bo 31maja do tv (znaczy się na ekrany) wróci Halt and Catch Fire czyli ciąg dalszy historii skomplikowanych pionierów współczesnej ery informatycznej.

SPOILERY

 Mighty Morphin Power Rangers S01E33 The Yolk's on You!
Kilka godzin po obejrzeniu odcinka zupełnie zapomniałem co takiego się w nim działo. Szybki powrót, przejrzenie scen i nic dziwnego. Talent show w Angel Grove, kolejny potwór Rity, walka i po walce. Nudy! Jak to dobrze, że następna będzie dwuczęściowa historia. Jednak nie jest coś wartego wspomnienia o odcinku - punkowy występ Mięśniaka i Czachy. Od dłuższego czasu serial oglądam tylko dla nich i liczę delikatną bryzę świeżości. Bo wiatru zmian raczej nie będzie.

OCENA 2.5/6 

The Walking Dead S05E09 What Happened and What's Going On
Jak zapowiadałem tak zrobiłem - powrót do The Walking Dead przed premierą finału. I jestem rozczarowany powrotem. Po wydarzeniach w szpitalu i śmierci Beth miałem nadzieje, że pokażą jak na to reagowała grupa, może jakieś konflikty i większe skupienie na postaci Maggie. W końcu siostra, ona powinna najbardziej przeżyć tą śmierć. Nic z tego. Pokazano tylko jak płaczę, rozdzielono ją z Glenem (który powinien ją przecież pocieszać, a nie opuścić w takim momencie!) i pozostawiono poza kadrem. Pewnie, śmierć bohaterki, która dostała mnóstwo czasu antenowego w ostatnich odcinkach to nic specjalnego.

Co w takim razie zrobiono? Zafundowano kolejną śmierć zanim ze starą jeszcze dobrze się nie rozliczono. Doceniam finałową sekwencję gdy grupka desperacko walczy o uratowanie Tyreesa. Świetne dynamiczne sceny, wyścig z czasem i przegrana. Podobały mi się też niektóre wizję umierającego bohatera, szczególnie motyw ojca i radia. Tyko mam wrażenie, że zbytnio skupiono się na formie. Chciano dać dużo alegorii, zabawić się z widzami zaburzając chronologię niektórych niepokojących kadrów, ale to nie działo. Ponadto, fajnie było zobaczyć Tyreesa, ale nie wierzę, że w momencie śmierci to właśnie jego by oglądał. Podobała mi się też ostateczna ewolucja bohatera, który stwierdził, że nie chcę umierać by ostatecznie zejść z tego padołu łez. Udany zabieg, podkreślający śmiertelność tego świata. Mimo, że śmierć Ty'a mnie zaskoczyła nie ruszyła mnie zbytnio. Odszedł bohater z tła, za którym nigdy nie przepadałem. Dobrze, więcej czasu dla ulubieńców.

The Walking Dead to często parada absurdalnych pomysłów i idiotycznego zachowania bohaterów. Tym razem Rick podjął decyzję o losach grupy na podstawie mrzonki nastolatki i tęsknoty nieznajomego nastolatka. Pewnie, przejedźmy kilkaset mil, może coś znajdziemy. Głupie było również ganianie za Noahem. Chłopak ledwo co chodzi, a Rick lub Tyrees nie mogą go dogonić jak ucieka. Jasne. 

OCENA 4/6

The Walking Dead S05E10 Them
Tak właśnie powinien wyglądać odcinek po przerwie! Nastawienie na bohaterów, w tle walki z zombiakami, ale najważniejsze to co siedzi na duszy naszym postacią, a nie zupełnie oderwana historyjka-pożegnanie Tyreesa. Ostatecznie jednak wyszło z niej coś dobrego - zbiorowa depresja grupy. Każdy na swój sposób przeżywał śmierć bliskich. Z ekranu wręcz bił smutek gdy pojawiała się Sasha, Maggie lub Daryl. Oni stracili najbliższych i cierpli przez te 40 minut. Izolowali się od innych, byli żadni zemsty i szukali drogi ucieczki. Na przykład Daryl wolał znosić ból fizyczny zamiast psychicznego przez co przypalał się papierosem, a Sasha chciała się mścić i zabijać. Maggie popadła za o w apatię.

Tego typu odcinki w The Walking Dead są moimi ulubionymi. Postacie idą, rozmawiają i czuć, że to wielka rodzinka z drobnymi konfliktami. Słuchając kolejnych rozmów czuć też jak się zmieniają. Oczywiście w odcinku nie mogło zabraknąć odrobiny akcji. Walka na moście z zombiakami ok, czy grupowe (bo w grupie siła, prosta maksyma, a jak ładnie zilustrowana) podtrzymywanie drzwi do stodoły - dobrze się to oglądało. Jednak mnie dużo bardziej urzekły sceny gdy nikt nic nie mówił, a kontekst sytuacji można było wyczytać z twarzy aktorów. Szczególnie cichy, kameralny 4 minutowy wstęp.

Fabularnie serial wykonał kroczek do przodu. Czy może stópkę. Pojawił się tajemniczy Aaron, który wie więcej o grupie niż powinien. To jest intrygujące, ale powstrzymam się od spekulacji.

OCENA 5/6

The Walking Dead S05E11 The Distance
Połowa odcinka to debatowanie nad ofertą Arona, a drugie 20 minut przedstawia wyprawę do Alexandri. I mi się to podobało. Przedstawiono ostrożne podejście Ricka, pełne niewiary mające na celu chronić swoich ludzi. Oraz nadzieje innych na nowy dom, przy czym tutaj wybijała się Michone. Trochę szkoda, że nie było więcej dyskusji i tylko Rick wspomniał Woodbury i Terminusa. Gdybym ja należał do jego followersów to bałbym się kolejnej bezpiecznej przystani. Ponadto więcej osób powinno zabierać głos. Daryl i Carol jako statyści? Jakoś tego nie kupuje.

Wycieczka do Alexandri była jak to wycieczki w tym serialu - pełna atrakcji. Trochę zabawy w Carmageddon, troszkę TPP z mieczami i jeszcze więcej strzelanki. Jednak szerze mówiąc zabijanie trupków już mi się przejadło i nie rusza, nie wiadomo jak krwawe by było.

Serial złapał u mnie małego plusika za nieprzedłużanie podróży. Równie dobrze po awarii kampera mogli jechać do obozu kilka odcinków, a tu magik Glen z marszu naprawił samochodzik. Sam postój służył tylko po to by Rick mógł na wszelki wypadek ukryć broń. Bo nie ufa obcym. I dobrze, nie tylko on. Aron pewnie skrywa jakieś tajemnice i Alexandria jednak nie będzie takim rajem jak się wydaje. Bo być nie może, nie w tym serialu. A może będzie? Jako odtrutka po Gubernatorze i kanibalach rajskie miasteczka okazałoby się sporym zaskoczeniem.

OCENA 4.5/6

The Walking Dead S05E12 Rember
Po emisji odcinka czytałem, że był on przeraźliwie nudny, a najciekawszą i najważniejszą sceną było golenie brody przez Ricka. I absolutnie nie mogę się  z tym zgodzić. To był ważny odcinek z wieloma istotnymi scenami. Pełen suspensu mimo braku zagrożenie. Odcinek przejściowy gdzie bohaterowie dostosowują się do nowej sytuacji, stoją w rozkroku między życiem w drodze i cywilizowanych warunkach. Kapitalnie oglądało się rozmowy z panią burmistrz, nawet te krótkie zdania wypowiadane przez bohaterów, które odsłaniały kawałek ich osobowości. Dla mnie w całości epizod mógłby na tym polegać. Wywiady ze wszystkimi bohaterami, tak żeby pokazać jak reagują na Alexandrię i ich nowe lęki związane z bezpieczną przystanią.

Odcinek zarysował już kilka nadchodzących konfliktów. Szczególnie Glenna z drużyną wypadową. Ten wątek pewnie będzie najbardziej znaczący. Jest też mąż Jessie i mimo jego pojawienie się na kilkanaście sekund można było wyczuć jego niechęć do Ricka.

Podoba mi się jak grupa trzyma się razem. Ich wspólne nocowanie było cudownym podkreśleniem więzów, które ich łączą. Jednak jeszcze lepsze były ukradkowe spotkania Ricka, Daryla i Carol gdzie omawiają swoją sytuacją. Przejąć Alexandrię? Coś naprawdę musiałoby się spieprzyć. Do tego nasi jako ci źli? Nie sądzę, ale pewnie będą mieli własną wizję na miasteczko.

Carol! Jak ja ją uwielbiam. To nie był jej odcinek, ale gdy się pojawiała kradła sceny. Ten jej uśmiech gdy oddawała karabin! Ten niebieski sweterek i grania wcielenia niewinności! Te cięte odzywki do Daryla! Teraz czekać aż będzie mogła pokazać pazurki.

OCENA 4.5/6

The Walking Dead S05E13 Forget
Jak już nie raz pisałem - lubię powolne odcinki The Walking Dead gdy pozornie nic się nie dzieje. Niestety tutaj anemicznie było aż do przesady. Zaledwie kilka mocnych scen zapadających w pamięć, reszta to podkreślanie statusu postaci, który został już wcześniej określony. Szkoda, liczyłem na jakąś bombę na końcu by podkreślić kontrast między sielankowym przyjęciem, a prawdziwym zagrożeniem poza murami. Wybuch Sashy to za mało.

Bardzo podobało mi się tropienie konia i bonding Daryla z Aronem mimo, że głównie gadał ten drugi. Ogólnie fajny pomysł by na przykładzie konia, który zawsze ucieka pokazać, że na końcu zawsze czyha śmierć i zagrożenie zawsze jest obecne nawet gdy pozornie nie ma się czego obawiać.

Jednak najlepsza scena to ta gdzie Carol straszy dzieciaka opowiadając mu co zrobi gdy wygada ich mały sekrecik. Słodkie uśmiechy i makabryczna historyjka, która nie jednego mogłaby przerazić. Jak tu jej nie uwielbiać?

Szykuję się romans Ricka z Jessie? Proszę tylko, nie to. Zupełnie nie pasują mi trójkąty do tego serialu.

OCENA 3.5/6

The Walking Dead S05E14 Spend
To był ciekawy odcinek skupiający się głównie na różnicach między dwiema grupkami oraz podnoszący oczekiwania przed finałem. Nie mogę się zdecydować, które sceny poza Alexandrią bardziej mi się podobały. Abraham chwilowo cierpiał na PTSD, nie mógł się odnaleźć w zwykłej pracy, ale gdy pojawiły się zombiaki wrócił do roli lidera/żołnierza. Przy okazji pokazano tchórzostwo zwykłych ludzi, którzy nie zostali przystosowani do wypadów na zewnątrz. To samo było podczas wypadu Glena. Głupie błędy zwiadowców Alexandrii i mamy trupy. Za Noahem płakać nie będę, ale pierwsze zdanie w dzienniku, które napisał i śmierć w tym samym odcinku to udane podkreślenie ludzkiej śmiertelności. Scena z drzwiami mega brutalna, ale też pełna napięcia! Przy okazji Eugene został bohaterem, kto by się spodziewał.

Tymczasem w Alexandri zapowiedź nadchodzących konfliktów. Carol odkrywa, że mąż znęca się nad Jessie i twierdzi jakoby jedynym wyjściem jest jego śmierć. Dość radykalne. Ciekawiej wypadł kryzys wiary Gabriela, który odwraca się od ludzi którzy go uratowali. Trochę bezsensu, że dopiero jego wizyta wywołała wątpliwości u Deanny. Ogólnie sytuacja się zagęszcza. Ona zdaje sobie sprawę z coraz większej roli nowych, a grupka Ricka coraz śmielej sobie poczyna. Chyba tylko jakieś zewnętrzne zagrożenie będzie mogło zbliżyć do siebie Alexandrię i team Rick.

Niestety odcinek nie mógł się obejść bez pewnych niedorzeczności. Noah na wypadzie? Serio?! Gość ledwo chodzi, a oni każą mu wyruszyć po części z innymi? Przecież to proszenie się o tragedię. 

OCENA 4.5/6

The Walking Dead S05E15 Try
Nadrobione. Nie powiem bym w świetle tego co do tej pory się wydarzyło ekscytował nadchodzącym finałem. Jest dobrze, serial ciągnie kilka fajnych wątków, ale ogólnie nudy i mało ciekawa historia do opowiedzenia. U bohaterów dalej wałkowane są te same problemy i uwydatnianie ich osobowości. Jednak czego się dziwić, przecież to już piąty sezon i siłą rzeczy będzie coraz gorzej.

Sasha z jedną z najciekawszych historii w odcinku. Tego się nie spodziewałem. Jej najbliżsi umierają, a ona coraz gorzej sobie z tym radzi. Jest tak źle, że wychodzi poza ogrodzenie by polować na zombiaki, by dostać jakąś namiastkę zemsty. Również by nie zapomnieć jak wygląda prawdziwy świat, nie chcę żyć w iluzji tak jak mieszkańcy Alexandrii i choćby Michonne. Tej drugiej nie mogę rozgryźć. Również ma problemy z akceptacją, nie zostawiła za sobą swojej przeszłości i podczas akcji i migawce flashbacków odniosłem wrażenie jakby akceptowała to kim jest - killerką z kataną. Po czym wróciła do Alexandrii założyła mundur i znokautowała Ricka.

Ricka, właśnie. Ten wątek jest nudny. Nie zły bo pokazuje, że mimo apokalipsy zombie ludzie dalej zachowują się jak ludzie - zazdrość, niepewność, znęcanie się nad żoną. Tylko zbyt długo to się ciągnie, a radykalna postawa Ricka wydaje mi się nie na miejscu. Co on, nie wpadł na pomysł więzienia? A propos wątku odbudowania cywilizacji - Deanna nie chcę zabijać Pete'a bo to nie ludzkie. No tak, lepiej zaakceptować skurwysyna znęcającego się nad żoną. Bo jest chirurgiem.

Podobało mi się jak przedstawiono dwie wersję tego co wydarzyło się w magazynie i jak ludzie odebrali śmierć bliskich. Szczególnie gdy rodzinka Deany zapuściła muzykę by wspomnieć syna. Jednak wciąż jej postać mnie nie przekonuje. Jej podejście do Ricka jest zbyt odrealnione, wydaje się zbyt słabo sportretowana, bez konfliktów wewnętrznych. Jest pusta. Tak jak Alexandria. Niby bezpieczna przystań, małe miasteczko, a na ekranie raptem kilka postaci na krzyż.

W tle rysuje się zagrożenie na przyszły sezon. Ślady po grupce oprawców przewijają się przez cały sezon. I równie dobrze mogłoby ich nie być bo wygląda jakby finał miał skupić się na Ricku i stosunku naszych do Alexandrii. Liczę też na powrót Morgana, ale obawiam się zaledwie sceny po napisach.

OCENA 4/6

niedziela, 22 marca 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #129 [16.03.2015 - 22.03.2015]

Zaliczyłem bardzo dobry serialowy tydzień czemu nawet nie przeszkodziła witanie wiosny i żegnanie zimy. Dalej mam zaległości, których się wstydzę - The Good Wife, The Walking Dead i Vikings, ale nic czego nie dałoby się nadrobić do finałów. Taki jest przynajmniej cel. Wiadomo - finał generuje wywiady i artykuły, artykuły i wywiady muszą mieć chwytliwe nazwy, a w nazwach są spoilery, które odbierają trochę przyjemności z oglądania. Tak więc w przyszłotygodniowym podsumowaniu będzie dużo zombiaków. I to nie tylko śmiertelnie poważne i brutalne The Walking Dead, ale również lekkie i przyjemne iZombie. Jedna z moich najbardziej oczekiwanych premier sezonu nie zawiodło i trafia do regularnego oglądania. Oby na ekranie zagościła równie długo co inny serial Roba Thomasa - Veronica Mars. Jeszcze nie oglądaliście Veronicy?! To rzućcie wszystko inne i nadrabiajcie.

W tym tygodniu powróciło z martwych Community. Recenzje zbiera mieszane, a ja... Ja jeszcze nie widziałem! Źle się z tym czuje bo dla mnie jest to już kultowy serial, który będę zawsze wielbił. Dopadło mnie to co zwykle w takich sytuacjach - strach przed powrotem do serialu. Boje się, że mnie rozczaruje i odkładam tą chwilę na później. Irracjonalne czyli typowe zachowanie z mojej strony. 

Co w newsach ciekawego? Niewiele jeśli ktoś ignoruje zapowiedzi seriali, które mogą zostać zamówione. Najważniejszy jest trzeci sezon dla Sleepy Hollow. Serial, który był jedną z fajniejszych premier zeszłego roku wiele stracił podczas drugiej serii i nie wiem czy ta wiadomość mnie smuci czy cieszy. Gdyby go anulowali pewnie nadrobiłbym te kilka odcinków by przenieść go do innej kolumny w Exscelu. Teraz boje się ryzykować powrotu. Jakiś czas temu z stacji FOX dobiegały doniesienie o zmianie formuły na bardziej proceduralny format, tak by zyskać kilku okazyjnych widzów, którzy nie mają siły na rozbudowane fabuły. Potem przyszła informacja o zmianie showrunnera. I to niepokoi. Za dużo złych rzeczy za kulisami wrócić do Sennej Kotliny. 

Drugiej serii doczeka się Bosh. Tyle mam na ten temat do powiedzenie. Natomiast 10 sezon czy może serię limitowaną może otrzymać The X-Files. Tak, szansę na powrót Z archiwum X są coraz większe. Żyjemy w pięknych czasach gdzie tak na prawdę nic się nie kończy. Lub żyjemy w okropnych czasach gdzie franczyzy są drenowane do samego końca. Jack Bauer mógł pozostać w serialowym limbo oby tego samego nie można było powiedzieć o Mulderze i Scully. 

Trailer będzie jeden. Długa zapowiedź Olympus. Przyznaje, nie tego się spodziewałem. Myślałem, że będzie to serial przygodowy, krzyżówka Merlina z Herculsem, a bliżej temu do Spartacusa. Ubogiego kuzyna brata szwagierki, ale jednak. Ja spasuje, ale jestem ciekaw opinii blogosfery.

A nie jest jeszcze news, który zrobił na mnie wrażenie w tym tygodniu. W Irlandii ogłoszone casting do Vikingów. Szukają 8 tysięcy statystów. 8 tysięcy! Wyobrażacie to sobie? Dodać trochę komputerów, trochę tricków i mamy kilkudziesięciotysięczne armię i epickie starcia. A ja głupi dalej nie mogę włączyć 3x2...

PS. Jeszcze nie zaczęliście nadrabiać The 100? No jak możecie? 

SPOILERY


Banshee S03E10 We All Pay Eventually
Co za wybuchowy finał! Niby było to oczywiste, ale przypuszczać, a oglądać to dwie różne rzeczy. Właśnie za to lubię Banshee - napakowane adrenaliną sceny, efektowna starcia i krwawe zgony. Przerysowane i brakuje logiki? Jestem to w stanie przełknąć dla takich momentów jak brutalna walka Carrie z Stowem. Bo niby wielka rozpierducha była wielka, ale najlepiej wypadają te kameralne pojedynki 1 vs. 1. Świetnie wyreżyserowane, pełne napięcia i zaskakujących momentów. Jak ten moment z nożem i mnóstw cięć i szybkich ujęć kamery. Piękne. Albo fatality na końcu. Albo walki Hioba. Miodzio! Mimo, że miałem kilka problemów z tym sezonem będzie mi brakowało Banshee. 

Mimo wysokiego stężenia akcji było dużo ważnych momentów dla bohaterów. Pokazano flashbacki Lucasa z jego militarną przeszłością przez co jest odrobinę mniej tajemniczy. Zginął Gordon co zatrzęsie rodziną Hopwellów. Jego śmierć była zaspoilerowana, ale i tak scena zasługuje na pochwałę. Zmieniło się też u Proctora i Rebecki. Zbliżyli się, a ich przedsięwzięcie powinno nabrać jeszcze większego rozmachu. Jest dobrze.

Kolejna seria zapowiada się nadzwyczaj ciekawie. Hood nie jest już szeryfem, a ostatnia scena może sugerować jego współprace z Kaiem. Nieoczekiwane, ale chcę to zobaczy. Jednak najważniejszym wątkiem będzie poszukiwaniem Hioba i pewnie wyciąganie jeszcze więcej militarnej przeszłości Hooda. Będzie gęsto. A gdzieś w tle wątek neonazistów i konfliktu dwóch braci. Czekam. To tylko 10 miesięcy by obejrzeć 8 nowych odcinków...

OCENA 5/6

iZombie S01E01 Pilot
Miałem ograniczyć ilość seriali. Rezygnować z tych, które mnie męczą (do ciebie mówię Arrow) i nie zaczynać nowych. Ale iZombie musiałem sprawdzić. Powodów było mnóstwo. Twórca (Rob Thomas), komiksowa stylistyka, Rose McIver w głównej roli, unikalna stylistyka i zaskakująco wysoki poziom ostatnich seriali The CW. Obejrzałem i się zakochałem. Wróć. Miłością pałałem od pierwszych materiałów wideo i plakatów. Pilot tylko mnie utwierdził w uczuciu. Mam kilka zastrzeżeń, nie wszystko mi się podobało, oczekiwałem odrobinkę więcej, ale serial i tak ląduje na mojej cotygodniowej watchliście. 

Jak najprościej opisać serial? Skrzyżowanie Veronicy Mars z Dead Like Me i domieszką mojego ukochanego Pushing Daisies. Mamy wyrazistą główną bohaterkę, którą poznajemy jako odnoszącą sukcesy lekarkę. Idzie na imprezę, zostaje ugryziona przez zombie i umiera. Po czym powraca do życia jako jedno z nich. Tak, główną bohaterką jest zombica. W czasach gdzie jej gatunek jest bezlitośnie tępiony i niedługo zostanie uznany za zagrożony wyginięciem naszą protagonistką zostaje rozkładający się trup. Prawie. Bo Liv Moore pozostaje sobą, nie gnije, a prowadzi zupełnie normalne życie. Tylko dopadł ją kryzys egzystencjalny i swoją dietę musiała urozmaicić mózgami (które zapewne smakują jak kurczak). Liv musi radzić sobie z nowym życiem i jak George Lass odkrywać je na nowo, szukać w nim sensu i udowodnić widzą by żyli pełnią życia. Jej imię i nazwiska nie jest w końcu przypadkowe.

Mimo niecodziennego pomysłu serial jest quasi proceduralem. Bo Liv pracuje w kostnicy, a stąd tylko krok do rozwiązywania zagadek kryminalnych. Pomaga jej w tym nowa nabyta umiejętność - po zjedzeniu móżdżka zyskuje dostęp do wspomnień swojego obiadu. Czyli wiesz to co zjesz. Wspomnienia nie są kompletne więc prowadzone jest śledztwo, które ma kilka zwrotów akcji. I nawet wciąga mimo, że zazwyczaj w serialach odgrywa ono rolę drugoplanowa. Oczywiście w tle rozgrywa się większy story arc - szukanie leku dla Liv, inne zombiaki i problemy rodzinne. Na razie są to tylko okruszki, całość specjalnie nie ekscytuje, ale przecież to był zaledwie pilot. 

I tutaj dochodzę do tego co mi przeszkadzało. Niewystarczające nakreślenie innych postaci, które są jakby pozbawione charakteru. Pan detektyw nieciekawi, pan patol również, pan były chłopak to samo. I to praktycznie wszyscy, którzy na razie się liczą. Tylko historia Liv jest ciekawa, brakuje mi charakterystycznego tła, kogoś komu mógłbym kibicować. I oby to się wszystko zmieniło bo nie wiem na ile Rose mi wystarczy mimo całego uwielbienia do niej. 

Jednak na razie wystarcza mi styl serialu. Jest on lekki i zabawny, niektórzy mogą powiedzieć, że to serial do kotleta, ale co jest złego w niezobowiązującej rozrywce? Dialogi są szybkie, całość dynamicznie nakręcona, komiksowe plansze są świetnym pomysłem podkreślającym rodowód produkcji, a odrobinę przerysowana stylistyka podkreśla nierealność serialu. O tonach odniesień do popkultury nie trzeba wspominać. Tak jak sprawnych dialogach. To Rob Thomas, w Veronice Mars było tego na pęczki. 

Czy polecam? Tak. Warto sprawdzić, ale nie gwarantuje, że się spodoba. Ja oglądam dalej. Niezdecydowani niech poczekają na opinię po 3-4 odcinkach by można było stwierdzić czy serial będzie płynął w jakimś kierunku czy jedynie dryfował po problemach życiowych i proceduralnych sprawach. 

OCENA 4.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S02E13 One of Us
Pisanie o wysokim poziomie serialu przy każdym odcinku wydaje mi się zbędne. Przecież to oczywiste. Tym razem powrót zaliczył Doktor, który zebrał swoją drużynę łotrów. Można narzekać, że było strasznie przerysowane i aktorsko przeszarżowano, ale ja lubię takie zagrania. Kolejne monologi Cala oglądało się cudownie, a jego pomagierzy byli intrygujący tzn. dwójka była ciekawa. Tania podróbka Blackbolta z śmiercionośnym krzykiem oraz kobitka ostrzami na paznokciach. Liczę na powrotu. Chociaż Calowi może być troszkę ciężko zważywszy, że został uprowadzony przez prawdziwych inhumans. 

Już przestałem się sobie dziwić, że najbardziej podoba mi się wątek Skye. Tym razem by okiełznać swoje moce samookaleczała się. Nie do końca świadomie, ale wyszło to ciekawie. Czekam tylko aż zacznie się akceptować. Interesująco ogląda się relacje z innymi bohaterami i to jak reagują na jej nowe moce. Zwłaszcza Simmons, która chcę wprowadzać coraz drastyczniejsze środki. Ciekawie wygląda sytuacja z SHIELD, która zdało sobie sprawę z istnienia mutantów znaczy się inhumans. Czekam aż świat zacznie się oswajać z mocami. 

Wyjaśniło się co robi Bobbi i Mack. Pracują dla prawdziwego S.H.I.E.L.D.! Czyli w sumie nic się nie wyjaśniło... Kto stoi nad nimi? Czemu zwodzą Culsona? Jaki jest ich prawdziwy cel? Coś mi się wydaje, że może to mieć związek z nadchodzącym wielkimi krokami Czasem Ultrona. Światowa premiera za miesiąc, a wypadałoby jakoś powiązać Avengers 2 z serialem, a TARCZA jest na to dobrym sposobem. Może Star lub Maria się tym teraz zajmują. Jednak Fury? Ktoś ważny mu się za to odpowiadać. Czekam na bombę porównywalną do Hydry z zeszłego sezonu. 

OCENA 4.5/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E31 Calamity Kimberly
Po serii fatalnych epizodów trafił się w przyzwoity odcinek. No, w miarę znośny. Oglądanie kolejnych nieszczęść spadających na Kim było nawet zabawne. Głupiutkie, ale śmieszne. Dlatego szkoda, że później zredukowano jej rolę do damy w opałach, którą trzeba było uwolnić ze słoja. Szkoda. Jednak walki były udane, a nawet starcie zordów dobrze się oglądało bo robocików na ekranie było kilka - Megazord, Dragonzord, Ultrazord. Nieźle jak na jedno krótkie starcie. Brawo, że Tommy nie zaginął bez wyjaśnienia na połowę odcinka, a jego nieobecność została wyjaśniona przez kontuzję. Oby scenarzyści częściej wykazywali się podobno inwencją. Najbardziej szalona część odcinka? Bar dla kitowców. Serio, bar dla kitowców. Więcej takiego absurdu poproszę.

Power Rangers mają motocykle?! Czemu tylko pokazali je w tle? Liczę, że w którymś z nadchodzących odcinków zrobią z nich użytek, a nie będą służyć jako elementy dekoracji. 

OCENA 3/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E32 A Star is Born
Ciąg dalszy skupiania się na kolejnych Rangersach. Tym razem Tommy i znowu wypadło znośnie. Tylko i aż. Posta historia o castingu do reklamówki szkoły karate, zabawne sceny z Mięśniakiem i popis umiejętności Zielonego. Robiło wrażenie, szkoda że zabrakło jego walki z kitowcami. Mam też nadzieje, że serial w końcu zacznie mocniej integrować bohatera z resztą postaci bo obecnie jest zbytnio na uboczu. Pozostali nie mieli wiele do pokazania, zaserwowano jedynie scenę gdy się socjalizują podczas zabawy na plaży. I niby nic, trochę zapychacz, ale chciałbym oglądać więcej tego rodzaju scen, ale pod warunkiem że będę przekazywały coś nowego o postaciach.

Mam wrażenie, że ostatnio walki zordów są lepsze, bardziej pomysłowe. To wciąż sztywne okładanie się prostych modeli potworów i robotów, ale jest bardziej urozmaicone niż na początku. Tylko czemu starcie wydawało się jakby sklejone z dwóch niepowiązanych ze sobą odcinków? Dużo chaosu, zamieszania i niezrozumiałego opuszczania zordów by zaraz do nich wrócić.

OCENA 3/6 

Person of Interest S04E17 Karma 
Ej, serialu oddaj mi Root! Jest w stałej obsadzie więc niech dostanie większy story arc i zacznie odgrywać jakąś rolę bo bez niej jest smutno. Niby coś kombinuje poza kadrem, ale to się nie liczy. Przez lekceważenie tej postaci serial ogląda mi się dużo słabiej. Zaczął mi przypominać to co działo się w pierwszej serii. Troje bohaterów, pojedyncze sprawy, flashbacki i drobne budowanie świata. Trzy lata temu to nie przeszkadzało. Teraz gdy znam stawki i zżyłem się z bohaterami ciężko mi oglądać pojedyncze odcinki. Niby trzeba czymś wypełnić sezon, ale jego pierwsza część pokazała że da się. Szkoda tego spadku formy scenarzystów. 

Sam odcinek nie był w sobie zły. Momentami zaskakujący, szybki, był problem podwójnej moralności oraz otwarte zakończenie. Oglądało się go dobrze i tylko tyle. Samotny mściciel jak nasi bohaterowie i cierpiący na depresję po stracie żony psychiatra w jednym był trafionym pomysłem. Tylko jego problemy przy widmie Samarytanina wydawały się malutkie mimo, że w pewnym stopniu odzwierciedlały to co działo się z bohaterami. 

Flashbacki Harolda na plus, dawno ich nie było. Dobrze było go zobaczyć zaraz po wypadku gdy był jeszcze rządny zemsty i gotów do morderstwa. Tej jego ciemnej strony się nie spodziewałem. Podobały mi się też sesje terapeutyczne bohaterów. I zgryźliwe uwagi Lionela. Oj z chęcią bym zobaczył terapię grupową całej obsady. 

OCENA 4/6

The Flash S01E15 Out of Time
Śledząc twitterka po emisji odcinka spodziewałem się świetnego i przełomowego odcinka. I chyba coś jest ze mną nie tak bo zupełnie nie rozumiem tych rozentuzjazmowanych reakcji. Było solidnie, pokazano trochę efektownej akcji i rzucono odrobinę światła na mitologię serialu. Jednak było też dużo irytujących scen. Jak choćby przyprawiający o nudności kwadrat miłosny, któremu poświęcono zbyt wiele czasu. Rzecz jest pisana równie fatalnie jak romansowe przygody w Arrow. Boli mnie, że fabuła odcinka wymagała ogłupienia postaci. Zawsze rozsądny Joe nagle dostaje skurczu mózgu i popełnia podręcznikowe błędy, a jego zachowanie jest irytujące bo konstrukcja odcinka wymaga by wpadł w tarapaty. Tylko by zwiększyć dramatyczność. Również scenariusz momentami kulał. Cisco tworzy magiczną różdżkę, raz zostaje użyta i nagle wszyscy o niej zapominają.

Jednak mimo tych rażących niedociągnięć oglądało się to dobrze. Bo był Spartacus! Obyło się bez krwi i seksu (szkoda, chciało by się by Wells zabawił się w Kano i po akcji z Cisco na ekranie pojawił się czerwony napisa Fatality), ale Liam McIntyre dał radę jako Weather Wizard i nie mogę się doczekać jego team upu z innymi Rogues. Szczególnie Boomerangiem. I Deathsrokem. I Nyssą. Marzenie. Walka z policjantami czy jego samotne sceny bardzo fajnie zrealizowane, a ostatnia scena z tsunami imponująca.

Śmierć Cisco, tajemnica Wellsa, wyjawienie tożsamości Flasha przed Iris i wyznanie miłości - to wszystko nieistotne bo podróże w czasie. Nie jestem wstanie jarać się tymi scenami bo nic nowego nie wnosiły i pokazały rzeczy dobrze znane. Może później będą jakieś konsekwencję, ale na razie trip Barryego do przeszłości to prosty fabularny zabieg by namieszać w odcinku. Potem może rozwiną te wątki lub nie. Oglądałem lepsze odcinki z podróżami w czasie, które restartowały dotychczasowe wydarzenia i sprawiały autentyczną frajdę nawet z cofniętych wydarzeń.

Słówko o reżyserii. Było efektownie, sceny były dynamicznie nakręcone, udanie wyszły momenty slow mo. Tylko ta kręcąca się kamera pokazująca scenę w 360 stopniach. Ja wiem, że to fajny zabieg, ale trzeba go umieć używać, a nie trzy razy w odcinku z czego raz można było dostać zawrotów głowy bo operator nie wiedział kiedy się zatrzymać i zrobił ze dwa kółeczka.

OCENA 4/6

wtorek, 17 marca 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #128 [09.03.2015 - 15.03.2015]

Jest już opóźnienie więc samo mięsko, bez przeglądu newsów i tylko jedna informacja. Oglądajcie The 100. Finał drugiej serii był tydzień temu, a ja wciąż zachwycony. 

SPOILERY

Banshee S03E09 Even God Doesn’t Know What to Make of You
Odcinek zaczął się dość spokojnie, miałem wrażenie, że to cisza przed burzą i najlepsze szykowane jest na finał. Tylko, że nie. Powoli, niepostrzeżenie, napięcie systematycznie rosło by osiągnąć wystarczająco wysokie stężenie niepozwalające oderwać się od odcinka. Może i czasami Banshee mnie rozczarowuj, ale wciąż zachwycam się jego atmosferą. 

Akcji może nie było wiele, ale jaka! Chodzi o Proctora radzącego sobie w szkole. W tym sezonie próbował przejść metamorfozę i ostatecznie do niej doszło. Tylko nie w początkowo obranym kierunku. Zdał sobie sprawę, że tkwiące w nim dobro jest tylko przeszkodą i stał się jeszcze bardziej bezwzględny. Piękne było ujęcia Kaia na tle płomieni. Niczym sam diabeł opuszczający piekło. 
Smaczkiem odcinka były flashbacki i pierwsze spotkanie Hioba z Hoodem. Dość niespodziewane, ale ciekawe. Dużo humoru, odpowiednie przedstawienie postaci i pokazanie, że znają się już z 15 lat. I teraz ta przyjaźń jest wystawiana na próbę. Sceny z przeszłości ładnie korespondowały z współczesnymi wydarzeniami i porwaniem Hioba. Teraz szykuje się akcja ratunkowa i team-up Lucasa z Gordona. To będzie dobre. W co akurat nie wątpię. 

Bunker nareszcie dostał własny wątek! I chcę więcej. Dawny neonazista to niecodzienny serialowy bohater i chcę poznawać jego przeszłość. Która pewnie niedługo wpłynie na Lucasa. Bo wszystkie złe rzeczy dziejące się w miasteczku prędzej czy później dotyczą i jego. 

OCENA 5/6

Brooklyn Nine-Nine S02E18 Captain Peralta
Huśtawki w B99 ciąg dalszy, tym razem odcinek na średnim pułapie. Potencjał w ojcu Jake'a był. Nawet trafiły się z 2-3 udane sceny (szczególnie spotkanie dwóch kapitanów) jednak oczekiwałem dużo więcej. Nie czuć było chemii między postaciami, a Charles wyjątkowo irytujący. Jak to dobrze, że na wycieczkę do Kanady zabrali Sculy'ego. Dużo lepszy był drugi wątek z rozwiązywaniem zagadki Holta. Tak koszulka z Amy! Szkoda tylko, że zabrakło konkluzji. Liczyłem, że Hitchoocka lub Scully rozwiążą problem, z którym kapitan głowił się od lat.

OCENA 4/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S02E12 Who You Really Are
Z początku nie podobał mi się pomysł na odcinek. Dobrze było znowu widzieć Lady Sif w serialu, ale wątek amnezji wydawał się zupełnie nietrafiony bo to nie była przecież znana postać. Dodatkowo ganianie za jakimś zbiegiem wydawało się zupełnie oderwane od wcześniejszych wydarzeń. Jakże się myliłem. Uciekinier okazał się Kree polującym na inhumans, który dodatkowo zafundował sporo ekspozycji wyjawiając historię tajnych eksperymentów. Tylko mam dwa "ale" - czemu nie reagowali na wcześniejsze użycia divinera, przecież wiadomo, że są inni inhumans na Ziemi. Czyżby istniał inny sposób aktywowania mocy? Druga wątpliwość jest związana z inter-galaktyczną wojną. Czyżby chodziło o Skrulli? Czy Marvel ma do nich prawa czy szykuje się kolejna zabawa w kotka i myszkę?

Serial dalej podąża nową drogą i kładzie nacisk na bohaterów oraz zmienia zagrożenie. To nie Hydra czy tajemniczy Clayvoyant stanowią zagrożenie, a samo S.H.I.E.L.D. i nagromadzone tajemnicę. Na szczęście zadziwiająco szybko wychodzą one na jaw. Myślałem, że trochę czasu minie nim reszta dowie się o Skye. Jednak wyjawienie prawdy miało miejsce już teraz. I brawa dla Chloe Bennet jak zagrała w tym odcinku. Niepewność, strach i przerażenie cały czas były widoczne na jej twarzy. Nie jest ona świetną aktorką, ale z zadania udanie się wywiązała. Podoba mi się też jej stosunek do mocy, jak się ich obawia. Jednak jeszcze ciekawsze jest nastawienie innych do niej. Boją się, nie są pewni do czego jest zdolna i już jej nie mogą zaufać. To nie jest ta sama drużyna co dawniej. Ciekawie na jej tle wypada zachowanie Fitza i Simmons. Nie ma chwili na nudy, bardzo dobrze!

Zaskoczył mnie też wątek tajemnicy ukrywanej przez Bobbi i Macka. Znowu myślałem, że będziemy zwodzeni kilka odcinków, a status que pozostanie niezmieniony. A tutaj już teraz dochodzi do konfrontacji Huntera z Mackem, która kończy się obezwładnieniem tego pierwszego. Liczę, że w następnym odcinku zostanie wyjawione, kto jest zwierzchnikiem Bobbi i Macka. Fury? Hill? Jakaś inna organizacja rządowa? Racze na pewno "dobrzy", ale z inną wizją radzenia sobie z kłopotami.

OCENA 4.5/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E29  Island of Illusion (2) 
Jednak rozczarowanie. Chciałem by to był dobry odcinek, jak poprzednie kilkuodcinkowe historię, ale niestety przeliczyłem się. Pomysł był dobry - pokazać wątpiących wojowników i to jak przezwyciężają swoje słabości. Tylko czemu zrobiono to w taki żenująco słaby sposób? Flashbacki z poprzednich odcinków wypełniały tylko czas antenowy, z Kim zrobiono idiotkę nie potrafiąca zapamiętać jednego imienia, a bohaterom za każdym razem trzeba było przypominać co mają robić by nie zniknąć. Już za drugim razem to męczyło, a przecież cała drużyna musiała dostać odrobinę czasu. Szkoda, że w taki sposób zmarnowano potencjał "wyspy iluzji" i powracających wrogów. Jedynie Czacha i Mięśniak w wykrzywionej wersji (pure good!) dali radę.

OCENA 2/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E30 The Rockstar
Znowu źle. W centrum Czerwony Wojownik co nie mogło się skończyć dobrze. Paradoksalnie mimo bycia liderem drużyny jest on najnudniejszą postacią, w którą wciela się najbardziej drewniany aktor. Od słuchania dialogów z jego udziałem uszy więdną. Na domiar złego przedstawiona tutaj historyjka natychmiastowo ulatnia się  pamięci. Pojawia się kuzyn Jasona, odbywa się trening, walka z kitowcami, magiczne lustereczko i mnóstwo absurdalnych scen, które wprawiają w zażenowanie. Nie takie Power Rangers chcę oglądać. Nawet Czacha i Mięśniak dostosowali się do poziomu odcinka. Mimo, że humor z ich udziałem opiera się na slapsticku tak sceny tutaj były zbyt przerysowane. Gdzieś trzeba sobie postawić granicę tolerancji.

OCENA 2/6

Supernatural S07E14 Plucky Pennywhistle's Magic Menagerie
Supernatural umie robić odcinki komediowe na pograniczu satyry i pastiszu wykorzystując najlepsze swoje elementy. Niestety to nie był jeden z nich, wbrew zamysłom twórców. Na początku sprawa intrygowała. Wampiroośmiornica i zabójczy jednorożec to nietypowe pomysły. Szkoda, że po jakiś 15 minutach wszystko zaczęło się dłużyć, a z założenie śmieszne sceny męczyły. Jak Sam zgrywający złego policjanta. Może dialogi były i dobre, ale całość wypadła przeciętnie, a mordercze klauny nie wynagradzają dłużącej się całości. Finał był natomiast rozczarowujący. Pracownik sklepu, niewyjaśniona wiedza magiczna i trauma z przeszłości. Słabo.

Przy okazji odcinek próbował wpleść trochę z dzieciństwa Winchesterów, pokazać jakie to mieli ciężkie życie i jakie ważne są wartości rodzinne. Tylko ile razy można wałkować to samo? I jeszcze w mało odkrywczy sposób.

OCENA 3.5/6

Supernatural S07E15 Repo Man 
Mimo bogatej historii opowiedzianej przez ponad 6 lat serial zamiast wyciągnąć znaną sprawę i dopisać jej nowe zakończenie tworzy nową historię w przeszłości. Nie podobało mi się to rozwiązanie. Sam odcinek jest niestety przewidywalny mimo całkiem niezłego pomysłu - ponownego pokazania, że ludzie są gorsi od demonów. Sprawa toczy się wolno, brakuje humoru lub mroku i tylko czeka się na wyjawienie prawdy, a potem męczy na przydługim finale. Słabo.

Najmocniejsza scena to wizja Sama w bibliotece gdy ludzie zaczynają stukać głową w ławki. Tylko czemu wiązało się to z bezsensownym powrotem Lucka? Niemal cały sezon nie ma o nim wzmianki by nagle, bez powodu miał się pojawić. Scenarzyści mocno tutaj zawiedli.

OCENA 3.5/6

The 100 S02E16 Blood Must Have Blood Pt. 2
Finał sezonu odzwierciedla poziom tej serii. Odważnie, intensywnie i bezkompromisowo. Tak by zaskoczyć widza, wstrząsnąć postaciami i sprawić, że oczekiwanie na nowe odcinki będzie jeszcze bardziej bolesne. Tym bardziej, że The 100 to obecnie jeden z najlepszych seriali w telewizji, a porównywanie go do Gry o Tron, The Walking Dead i Battlestar Galactica czy Lost nie jest wcale takim wielkim nadużyciom. Zmiany jakie zaszły na przestrzeni tych 30 odcinków są oszałamiające i aż boję się pomyśleć co będzie się działo za sezon czy dwa. 

W telewizji były już dziesiątki silnych protagonistek, młodych kobiet o niezłomnych charakterze i czy potrafiących skopać tyłki siłą nieczystym i uratować świat. Ale nie było jeszcze tak złożonej postaci jak Clarke Griffin. Jeszcze nikt nie został poturbowany psychicznie przez scenarzystów tak jak ona. Nikt nie dopuścił się tyle usprawiedliwionych okropieństw. Już w finale zeszłego sezonu musiała dopuścić się zbrodni wojennej by ocalić swoich ludzi. W tym sezonie zabiła ukochanego i ostatecznie popełniła ludobójstwo. Tak, ludobójstwo. Ile głównych, pozytywnych bohaterów w popkulturze jest w stanie nie tyle przekroczyć granice co zupełnie ją wymazać? Co ważne, finałowa zbrodnia wcale jej nie dehumanizuje. To nigdy nie był jej cel. Jednak jest tym kim jest - produktem nowej cywilizacji, dzieckiem wychowanym na Arce gdzie dobra ogółu, swoich ludzi było najważniejsze. I tutaj poświęca swoją duszę, mimo próby zachowania moralnej wyższości, wybija całą populację Mount Weather. Bo odpowiedź na pytanie my czy oni jest oczywista. Decyzja jest tragiczna w skutkach, dotyka ją, ale odnosi zwycięstwo. Z którego nikt nie ma prawa się cieszyć. Matka ją zaakceptowała, rozumie wybór jakiego musiała dokonać, jednak sama nie jest w stanie udzielić rozgrzeszenia. Odchodzi bo nie może patrzeć w oczy ludziom, których uratowała bo przypomina jej to śmierć, która spowodowała. A przecież jej celem było najmniej krwawe odbicie swoich ludzi. Nawet bezlitosnych Grounders przestrzegała, żeby zabijać tylko wojowników. Ja jestem ciekaw nie tylko jak to zmieni Clarke, ale również społeczność Jaha Camp. Czy doprowadzi to do konfliktów w obozie i ile ludzi będzie uznawać ją za bohaterkę, a ile za morderczynie. Przed serialem trudne wyzwanie. By nie pokazywać moralności na poziomie personalnym, ale też społecznym. I wierzę, że wyjdą z tego obronną ręką. 

Cieszy mnie, że w odcinku odpuszczono sobie deus ex machinę. Lexa dobiła targu, Grounders odeszli, a Skye People musieli radzić sobie sami. Improwizowali, plan nie był dobry, miał mnóstwo błędów i niedociągnięć. Jedni będą zwalać to na lichy scenariusz, ja się ciesze z tej niedoskonałości, chaotycznych zwrotów akcji i bohaterów latających po Górze niby bez ładu i składu. Pasowało to do wydarzeń, a odcinek dzięki temu był niesamowicie dynamiczny. I nawet spokojniejsze sceny z Jahą i Murphym dzięki zmianie lokacji zmuszały do skupienia. 

Właśnie! Murhy (który od przyszłego sezonu ląduje w stałej obsadzie, yay!) i Jaha skończyli swoją pielgrzymkę. Niczym mitologiczni wędrowcy musieli się nawet zmierzyć z bestią. Pamiętacie rzecznego potwora z pierwszego odcinka? Tutaj pojawił się jego tatuś, w całej okazałości. Gigantyczna, wodna pijawka atakująca łódź pielgrzymów! Jak wielka szkoda, że środowisko nie odgrywa większej roli w serialu... Jednak morski potwór był tylko pretekstem by znowu skupić się na człowieku. Jaha w swoim religijnym zapale dopuszcza się do morderstwa, byle tylko dotrzeć do ziemi obiecanej. Bo on jest wybrańcem. On ocalał z zagłady Arki, on musi dokonać wielkich rzecz. On musi uratować swoich ludzi. Wielki przywódca, zmienił się w zapatrzonego w siebie dupka. Nie można mu kibicować. W przeciwieństwie do Murphy'ego. Wiem czego dokonał, ile cierpień z powodował, ale nie mogę przestać ku kibicować w tej wyprawie. Im dłużej oglądam ten serial tym bardziej oddalam od siebie klasycznym podział dobry/zły. Muprhy nie jest zły. Jak inny robił wszystko by przetrwać. Dlatego cieszy mnie, że żyję i ta chwilę szczęścia jaką osiągnął. 

Wyspa obiecana niesie ze sobą zmianę kierunku serialu. Teraz gdy wątek Mount Weather jest zakończony (jeden sezon = jedna historia - brawo!) można opowiedzieć coś innego. I trochę się boję jak wyjdzie skupienie się na początkach apokalipsy i starcie z AI. Tak, serial kolejny raz podnosi stawkę o jaką toczy się gra. To już nie przetrwanie, nie walka z innymi społecznościami (cywilizacjami), ale globalna rozgrywak o ocalenie ludzkości. Może. Bo nie znamy celu AI. Tylko czy jest to taka błahostka jak eksterminacja rasy ludzkiej? Było nie raz i wątpię by serial recyklował ten motyw. Przy okazji widzę tutaj dużo zbieżności z Battlestar Galactica. Sztuczna inteligencja pod postacią kobiety (w czerwonej sukni!) wykrada kody atomowe co doprowadza do holocaustu. Troszkę kłóci się to z duchem serialu gdzie to ludzie są największymi wrogami ludzi, ale przecież wciąż mamy jedynie skrawki informacji. Wierzę, że uda się poprowadzić i ten wątek. 

Ten odcinek uświadomił mi jedno - chcę więcej akcji! Serial jest brutalny i nie boi się tego pokazywać, ale nie o to mi chodzi. Raczej o finezję starć. Uświadomiła mi to jedna krótka scena z Octavią nokautująca dwóch strażników w efektowny sposób. Oglądałbym więcej takich ujęć! Poczułem się jakbym znowu patrzył na Nikitę czy Black Widow. 

Mimo zachwytów nad serialem zdaje sobie sprawę z jego niedoskonałości. Mimo natężenia wydarzeń wciąż niektóre wątki są prowadzone po łebkach, bohaterowie momentami ewoluują zbyt szybko i brak czasu na przestawienie niektórych relacji między postaciami. Jednak nie traktuje tego jako wadę bo zdaje sobie sprawę z zaledwie 16 odcinków wypełnionyc bo brzegi miodkiem. Ciężko byłoby coś wyrzucić, znaleźć zbędną scenę. Dlatego życzę sobie 22 odcinków w przyszłym sezonie. Pełna seria dla The 100 może wyjść tylko na dobre. Nie wszyscy sobie z tym radzą (na ciebie, drugi sezonie Sleepy Hollow patrze!), ale jedną zwiększenie liczby odcinków nie zaszkodziło więc drugie może być równie zbawienne.

I na koniec myślenie życzeniowe. Chciałbym zobaczyć time jump na początku 3 serii. Nieduży, kilka miesięcy, ale z odrobinę odmienionymi bohaterami w nowych miejscach. Clarke w polis? Proszę!

OCENA 5.5/6

niedziela, 8 marca 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #127 [02.03.2015 - 08.03.2015]

Kolejny tydzień z dwucyfrową liczbą odcinków na koncie. Całkiem nieźle, ale tak to jest gdy nie ma się z kim wyjść na piwo w sobotni wieczór. Ale czasem jest to dobra opcja. Seriale do trzeciej w nocy i człowiek czuje się jak jeszcze kilka lat temu. Tylko następnego dnia ma kaca moralnego, że mógł zrobić coś pożyteczniejszego. Coś za coś. Kac szybko przechodzi, a seriale dalej obejrzane.

Co działo się w serialowych światku? Dużo dobrego u moich ulubionych seriali. Pojawił się trailer szóstej serii Community zmontowany w stylu Avengers: Age of Ultron. I czuć aurę starego ducha i geniusz Dana Harmona. To będzie dobry sezon. A potem poproszę film. Bo #sixseasonsandmovie.

Dla fanów  Hannibala mam dwie informację. Jeśli jednak nie należysz do nich to i tak przeczytaj bo prędzej czy później zakochasz się w serialu. Po pierwsze - Zachary Quinto w gościnnej roli! Jako pacjent Badelii! Kto jak kto, ale on umie grać psychopatów. Po drugie - ucztowanie rozpocznie się już 4 czerwca. Ja już ostrze sztućce. 

CBS intensywnie pracuje nad serialem o Supergirl. Wciąż pojawiają się kolejne informację (a to szukają kogoś do roli Supermana, czy angażują Caliste Flochart do roli Cat Grant), które mniej czy bardziej podnoszą zainteresowanie serialem. Tym razem wypuszczono pierwsze zdjęcia Mellisy Benoist w kostiumie Kary Zor-El. Dziewczynie do twarzy w kostiumie, całość jest schludna, klasyczna i utrzymana w stylistyce kolorystycznej znanej z Man of Steel. Czyli zbyt dużo ciemnych barw. Tylko oglądać zdjęcia, a aktorkę w ruchu to dwie różne rzeczy.  

Nie małym zaskoczeniem było ogłoszenie prac nad nową limitowaną serią (lub miniserialem, kto co woli) FOXa. Mają to być telewizyjni Niezniszczalni! Jeszcze nie wiadomo czy ma to być spin-off kinowych filmów czy osobne uniwersum, ale szykuje się nie lada gratka z przebrzmiałymi gwiazdami telewizji. Mimo, że szczegółów brak warto czekać. 

I na koniec jeszcze dwa materiały filmowe. Pełna zapowiedź Happyish, która jest dużo lepsza od wcześniej wypuszczonego sneak peeka. I gdybym miał trochę więcej czasu pewnie dałbym serialowi szansę. Drugim filmikiem jest polska interpretacja czołówki Dextera w stylistyce głębokiego PRLu. Polecam obejrzeć i pochwalić ludzi odpowiedzialnych za tą przeróbkę. Świetna robota!

PS. Cud, podsumowanie w niedzielę! Jednak się da. Do zobaczenia za tydzień, nie daję głowy, że tego samego dnia.

SPOILERY

Banshee S03E08 All the Wisdom I Got Left 
Co za piękna wyprawa po malowniczej Luizjanie. Miasteczko Banshee czy nawet wielkie metropolie w serialu się trochę znudziły i wycieczka na południe Stanów była powiem świeżości. Świetny klimat podkreślany nie tylko przez jazzową muzykę, ale również charakterystyczne dla tego regionu widoki - Aligator, zarośnięte rzeki, typowe budownictwo. Było na czym oko zawiesić. Fabularnie trochę gorzej. Ciąg dalszy pogoni za Cheyttonem i spięcia na linii Brock/Lucas. Tyle. Na szczęście doszło do finałowego starcia z indiańcem i zakończenia tego wątku. Godnego zakończenie. Walki były krwawe, brutalne i satysfakcjonujące. Standard dla serialu. I przemiły widok na koniec przypominający finał Gusa Fringa z Breaking Bad. Dobrze, że postanowiono zakończyć ten wątek bo przeciąganie go do finału byłoby już przesadą.

W Banshee nudnawo. Sugar zajmuje się prywatną sprawą, a Hiob wtyka w to swój ciekawski nos. Przyjemne sceny między tą dwójką, ale nic więcej. To samo u Kaia, Rebecki i Burtona. Zbyt statycznie, jedynie ostatnia scena otwiera nowe wątki i może prowadzić do ciekawych wydarzeń. Poza tym Stowe składa do kupy co wydarzyło się podczas napadu i zaczyna podejrzewać Carrie. Oczywiście, że wszystko nie mogło się tak łatwo skończyć.

OCENA 4/6

Brooklyn Nine-Nine S02E17 Boyle-Linetti Wedding
Ślub! Szalony ślub rodziców Boylsa i Ginny! To nie mogła być wymarzona ceremonia i nie była. Może bez udziwnień i błyskotliwych pomysłów, które zapiszą się w historii telewizji, ale sympatycznie, ciepło i zabawnie gdzie dano dużo miejsca postacią z głównej obsady. I były to przeważnie ważne sceny. Jak ta gdzie dociera do Rosy, że jest tchórzem bo nie zaprosiła Marcusa. Albo pokazano Jacka wciąż uganiającego się za tą samą kobietą i Amy ścigającą tego samego przestępce. Jakby chciano przekazać, żeby nie bać się postawić kolejnego kroku w swoim życiu. Jak ojciec Charlsa. Może i ryzykuje, ale co może zyskać! Poza tym przyjemnie było oglądać Amy i Jake razem na misji w galowych ciuchach z aluzjami do Bonda. Cudowna para.

Śmieszył duet Terry/Holt i nie tylko za sprawą starych i sprawdzonych chwytów. Pokazano ich bardziej emocjonalnie niż zwykle. Zwłaszcza przemowa Holta o małżeństwie czy flashback Terryego. Wszystko to idealnie wpasowało się w klimat opowieści o idealnym ślubie.

OCENA 5/6 

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S02E11 Aftershocks
Powrót Agentów nie odbiega jakościowo od poprzedniej części sezonu czyli jest bardzo dobrze. Nie ma już spraw tygodnia tylko ciągła fabuła z nastawieniem na bohaterów na których mi zależy. Każda z postaci dostała jakąś historię, inaczej przeżywała ostatnie wydarzenia i oglądało się z nieskrywaną ciekawością. I pomyśleć, że są ludzie uważający ten serial za gorszy od Arrow.

Skye zyskała moce, ale to nie jest dobra wiadomość. Nie potrafi ich kontrolować, nawet do końca nie zdaje sobie sprawy z ich istnienia. Szykuje się długi story arc. Nie tylko jej trening, ale też akceptacja nowej siebie oraz przez otoczenie. Jak zmieni się stosunek Jemmy do niej? I jak długo zostanie to tajemnicę? Scenarzystą udało się stworzyć wciągający wątek. Równolegle będzie rozwijana koncepcja Inhumans, coraz więcej będziemy się dowiadywać o ludziach z mocami. Na razie wiemy, że są jakoś zorganizowani i chronią swoich. Ilu ich jest i jaki mają cel - nie wiadomo.

Mimo, że serial powoli przesuwa środek ciężkości i marginalizuje rolę Hydry tak wciąż są oni obecni. Ale coraz mniej. Zaskakujący plan Culsona się powiódł, kolejny głowy zostały odcięte. Zadziwia mnie tylko brutalność w jaki do tego doszło. Egzekucja i ostra amunicja - to nie są familijni Agenci znani z zeszłego sezonu.

Tripp został udanie pożegnany. Może w serialu nie odgrywał dużej roli, ale postacie były z nim mocne związane i jego strata okazała się odczuwalna. Był wspominany przez cały odcinek, Culson w dramatycznej scenie odwiedził jego matkę, a gang urządził sobie imprezę wspominkową, która pokazała jakie silne więzi są między nimi. Tylko nie do końca. Może wydają się bliskimi przyjaciółmi, ale tajemnicę powoli będą ich od siebie odsuwały. Bobbi z Mackem coś kombinują, Fitz wie o Skye, a Culson jak zwykle coś ukrywa. Tylko czekać na wybuch.

OCENA 5/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E28 Island of Illusion (1)
Jak na odcinek zatytułowany "Wyspa iluzji" trochę mało było tej wyspy. Jednak wybaczam bo to dwuczęściowiec, a kilkuodcinkowe story arc'i zazwyczaj wychodzą całkiem nieźle. Niemniej wstęp mógłby być trochę krótszy. Krótsze walki i szybszy transport na wyspę by się przysłużył temu odcinkowi bo gdy do tego doszło na prawdę się zaciekawiłem. Nowa i niebezpieczna sytuacja w jakiej znaleźli się Rangersi, powrót dawnych wrogów, znikający Zack, tajemniczy karzeł i manifestacja lęków bohatera - to jest dobra mieszanka, która zaprocentuje w przyszłości. Szkoda tylko, że wstęp do tego opierał się na dobrze znanym schemacie.

OCENA 3/6

Person of Interest S04E16 Blunt
Walka z Samarytaninem dalej w tle, kolejny numer do uratowania. Pierwsze minuty były nudne. Zwykłe śledztwo, śledzenie jakieś studentki, nikogo nie obchodząca akcja z narkotykami i domysły typu sprawca/ofiara. A potem przyszedł twist! Numerek okazał się grifterką, która wplątała się w wojnę gangów brudząc w interesach Dominica. I odcinek zaskoczył. Stawki poszły do góry, a ja coraz bardziej przekonywałem się do Harper. Do tego stopnia, że nie miałbym nic przeciwko gdyby jeszcze kiedyś się pojawiła. W duecie z Zoe? To byłoby coś.

Cieszy powrót Root, smuci znikoma część czasu antenowego, która jest jej poświęcana. Więcej jej, chciałoby się wykrzyknąć. Tym bardziej, że prowadzi wojnę z Decimą i sugeruje zbieranie armii co kłóci się z trochę absurdalną polityką duetu Finch/Reese. Ciekawe co takiego kombinuję ze swoją apką. Na pewno będzie to miało wpływ na końcówkę sezonu. Tym bardziej, że wrócił Caleb, jeden z starych numerów, który rządzi wielką firmą. Czyżby teraz te wszystkie technologiczne wątki miały procentować by nastąpił wysyp powrotów ludzi nadających się do wojny?

OCENA 4.5/6

Supernatural S07E11 Adventures in Babysitting
Znowu dobrze mi się oglądało przez co mam jeszcze większe wyrzuty sumienia, że porzuciłem ten serial. Co mi się podobało to początkowo dwa oddzielne wątki wynikające z tego jak bracia radzą sobie ze stratą Bobbyego. Dean za wszelką cenę szuka zemsty i to go napędza, a Sam jest tym który pogodził się z stratą i chcę wrócić do polowania. Niby prosty zabieg, a pozwala podkreślić charaktery Winchesterów i zdynamizować odcinek. Trochę cierpi na tym samo tropienie wampirzyc, ale przecież nie chodzi o cotygodniowe polowanie w tym serialu.

Nie tylko przechodzenie przez żałobę było motywem odcinka. Poprzez relację z Krissy (która jeszcze powróci, yeah!), córką łowcy, pokazano jego stosunek do ojca i własnego dzieciństwa. Sceny z nią były zabawne, czuć było chemię między nimi, ale też tęsknotę Deana za normalnym życiem, którego nigdy nie miał. Przygnębiająca była też końcówka. Gdy bracia jadą Impalą, a Dean próbuje się uśmiechać, udawać, że jest zadowolony z życia, ale już tego nie potrafi.

Trochę szkoda, że Meghan Ory dostała taką króciutką rolę. No nic, nie można mieć wszystkiego.

OCENA 4.5/6

Supernatural S07E12 Time After Time 
Zadziwiające. Pomysłowy odcinek z wciągającą sprawą tygodnia. Kolejny raz z rzędu. I pomyśleć, że przez powtarzalność porzuciłem serial, a teraz wcale tego nie czuję. Długie przerwy czasem są bardzo dobre.  Tym razem dostajemy kolejnego bożka, którego bracia muszą ubić. Tylko jest twist - to Chronos, podróżnik w czasie, który przenosi Deana do lat '40 przez co dochodzi do współpracy z Eliotem Nessem. Tym Nessem! Ekscytacja Deana wcale nie dziwi. Tak jak aluzję do Nietykalnych i Powrotu do przyszłości. Pod tym względem odcinek bardzo się wyróżnia. Swoją drogą bracia to mają klawo. Jak nie alternatywne rzeczywistości to przyszłość lub przeszłość. Ci to lubą podróżować, nie tylko po Stanach. Ja po cichu liczę jeszcze na powrót na dziki zachód.

Miło było zobaczyć znowu Jodi co wywołało kolejne wspomnienie o Bobbym. Szkoda, że nie miała zbytnio co robić w odcinku i służyła jedynie zawiązaniu akcji i by Sam miał z kim pogadać. Trochę zmarnowano też Jasona Dohringa. Więcej go! Jego przepowiednia na koniec powinna być bardziej znacząca. Jak już dajemy podróże w czasie niech stawka będzie dużo większa.

OCENA 4.5/6

Supernatural S07E13 The Slice Girls
Mam ostatnio szczęście do występów gościnnych, same znajome twarze. Tym razem padło na Sarę Caning z The Vampire Diaries i jedną z drugoplanowych postaci z The 100. Obydwie panie odegrały większą rolę w odcinku, ale nie ma się zbytnio z czego cieszyć bo całość była dość średnio. Dialogi nie porywały, śledztwo takie sobie, a przesadne udramatyzowanie nie pomogło. W pewnym momencie zacząłem się mocno nudzić, a starcie Deana z córeczką wywołało tylko ziew. Niby Sam zastrzelił Emmę, ale raczej nie powinno mieć to większego wpływu na relację braci. Fajnie, że została wspomniana Amy i pokazano jak bardzo bracia są do siebie podobni. Słabo, że historia tak na prawdę nie została zamknięta. Czas takie rozwiązanie jest dobre, ale tutaj było niepotrzebnym uchyleniem furtki na powrót amazonek. nie powiem żebym na to czekał.

OCENA 3.5/6

The 100 S02E15 Blood Must Have Blood Pt. 1
Co za epicki odcinek! Rzadko się zdarza, że seriale oferują takie starcia, jeszcze rzadziej dzieje się to w stacjach z niewielkim budżetem i serialach walczących o utrzymanie. The 100 jednak potrafi pokazać odpowiednią skalę wydarzeń przy ograniczonych środkach. I robi to z klasą! Nie zapominając przy tym o postaciach. Więcej, to postacie są najważniejsze, ich decyzję kształtują wydarzenia, a nie walki na śmierć i życie. Jest dramat, zdrady i emocję! Tylko czemu jeszcze jeden odcinek i długa przerwa?! 

Odcinek zaczyna się długim wstępem w Mount Weather. Bellamy tworzy armię, a pozostali z The 48 walczą o przeżycie. Przy okazji Cage wykonuje swój ruch. Wytacza jedno z najcięższych dział wojny - propagandę. Próbuje nastawić buntowników przeciw dzieciakom. I niezbyt mu się to udaje. Było kilka fajnych scen, ale najmocniejsza była gdy jego ludzie zabijają parę ukrywającą Mayę i Jaspera. Było to mocno inspirowane drugą wojną światową i sytuacją żydów. Tak jak zresztą cały ten wątek. 

Z jednej strony podobała mi się scena gdy Clarke wygłasza plan ataku na Górę. Jest on wbrew pozorom skomplikowany i ma dużo ruchomym części. Gdy ona o nim opowiadało był już wprowadzany w ruch i pokazywano co robią inni bohaterowie. I trochę szkoda. Równie dobrze można by temu jeszcze poświęcić ze dwa odcinki. Nie spodziewałem się tego, że kiedyś będę żałować, że serial ma tylko 16 odcinków. Bo tutaj nie było wypełniaczy i słabszych epizodów. Spójna i ekscytująca historia. Ale wracając do sceny z przemówienia Clarke. Po niej Lexa wygłosiła kilka swoich zdań do parafian, krótko i treściwie. Krew za krew. Co za moment gdy wszyscy, w swoim języku zaczęli recytować tą formułkę. Nawet Clarke! Dreszcze normalnie. I oczekiwanie rzeźni, nieokiełznanych Grounders mordujących nie tylko żołnierzy, ale też niewinnych. Jakże to było zwodnicze. I jeszcze jedno -niesamowicie  podobają mi się kostiumy Clarke i Lexy! Tak jak armii Grounders.

Oblężenie Góry wyszło dramatycznie. Oczekiwania na bitwę, starcia w środku i kolejną katastrofę. Znak zapytania wisiał nad odcinkiem, było dużo możliwości, a twórcy i tak zaskoczyli. Gdy udało się otworzyć wrota, miało dojść do starć, a  nadszedł plot twist. Lexa zdradziła Clarke! Po tym jak się do siebie zbliżyły, zostały czymś więcej niż przyjaciółkami i łączyło ich braterstwo krwi, Komandor postanawia porzucić Clarke. Bo dogadała się z Cagem i odzyskała swoich ludzi. Tylko swoich. To było nieoczekiwane i wszystko zmienia. Wywraca do Góry nogami relację Skye People/Grounders i otwiera kolejne wątki. Chociaż myślę, że wrócimy jeszcze do tego sojuszu. Z powodu Echo, która została uratowana przez Bellamyego. Poza tym w dłuższej perspektywie bardziej opłaca się zaatakować Górali niż pozwolić im jeszcze urosnąć w siłę. 

Zdrada Lexy przedefiniowała też relację Olivii z Inarą. Ostatnio świetnie się dogadywały, ich relacje były idealne. Jednak nic co piękne nie może wiecznie trwać. Olivia, która żyję na krawędzi dwóch światów ostatecznie nie należy do żadnego. Pozbawiona sojuszników sama wkracza w paszczę bestii. Czekam na jej reunion z bratem. I heroiczną walkę. Tutaj na pewno popłynie krew. 

Cieszy mnie duża rola Raven w odcinku. Szkoda, że sceny z turbinami były takie sobie. Jasne, zawsze się ją dobrze ogląda, ale to był raczej wypełniacz  by każdy bohater dostał chociaż trochę czasu antenowego. Fajnie, że zaczęła bardziej ufać ludziom i znowu bawi się w wysadzanie rzeczy. W tym jest akurat dobra. Zapewne odegra większą rolę w finale. Inaczej by nie została schwytana.

Mimo szaleńczego tempa odcinka były chwilę na spokojniejsze rozmowy. Jak ta z Lexą i Clarke, jeszcze przed umową z diabłem. Gdy rozmawiają o Polis, stolicy Grounders, która ma zaskoczyć Skye People. I kurde, tego nie wziąłem pod uwagę przy zeszłotygodniowym teoretyzowaniu o trzeciej serii. Czyżby miasto miało nas zachwycić rozmachem prawdziwej metropolii? Liczę na to.

Ostatnie ujęcie wyszło genialnie! Clarke, sama, opuszczona przez wszystkich stojąca przed wrotami do Mount Weather. Bezsilna, ale i zdesperowana. Coś mi się wydaje, że w tej blond główce powoli układa się następny plan. Bardziej bezwzględny od poprzedniego i okupiony ofiarami. Boję się, ale już nie mogę się doczekać by go obejrzeć. 

OCENA 5/6

The Last Man on Earth S01E01E02 Alive in Tuscon | The Elephant in the Room
Na nowy sitcom od FOX czekałem od pierwszych zapowiedzi, a po emisji teaserowego filmiku był jedną z najbardziej wyczekiwanych produkcji tego roku. Bo to nie była kolejna zwykła komedyjka o rodzinie, przyjaciołach, związkach lub środowisku pracy. Twórcy The Last Man on Earth postanowili popłynąć na fali popularności postapokalipsy i zafundowali wymarły świat z jednym ocalałym. I to był doskonały pomysł. Jest to świeże, ale i zabawne. Nie wiem na ile starczy pomysłów, ale jestem dobrej myśli bo scenariusz w pierwszym podwójnym odcinku jest solidną podstawą by być dobrej myśli.

Pierwsza część odcinka przedstawiła Phila, ostatniego człowieka na ziemi, przemierzającego świat (znaczy się Stany)w poszukiwaniu innych ocalałych. Szybki montaż, zabawne nakreślenie sytuacji, ale potem jeszcze więcej humoru związanego z "normalnym" życiem. Bo co byście robili gdyby nikt wam nie patrzył na ręce? Porzucili wszystkie reguły i konwenanse? Phil taki jest. Gra w kręgle samochodami (yeap!), toaleta w basenie, niezdrowe żarcie, basen z tequili i brak przestrzegania zasad higieny. Obserwowanie go jest niczym naruszanie jego prywatności. Ale przy tym niezwykle zabawne dzięki kreatywności twórców! Jednak mimo wszechobecnego humoru od serialu bije melancholia, tęsknota za utraconym życiem i stopniowe popadaniem w obłęd. I cudowne nawiązanie do Cast Away. Balls, balls everywhere!

Druga połowa odcinka utrzymana jest już w innym stylu. Pojawia się niezbyt zaskakujący plot twist - Phil nie jest sam, na świecie jest jeszcze co najmniej jedna kobieta - Carol. I nie jest taka jak sobie wyobrażał. Działa tutaj prosta zasada przeciwieństw. Ona za wszelką cenę przestrzega reguł i stara się go naprostować. On szaleje bo nie może jej znieść. I to, że Carol to grammar nazi to najmniejszy problem. Oczywiście zbliżają się do siebie, kłócą, by znowu zbliżyć i pokłócić.

Jest na prawdę dobrze! Will Forte i Kristen Schaal udanie wywiązuje się ze swoich ról, a oglądanie tych dwóch ostatnich ludzi na Ziemi (w Stanach) jest fascynująco zabawne. Co więcej, mimo żartów o masturbacji nie jest to głupia komedyjka, a stara się mówić coś o ludziach.

OCENA 5/6

wtorek, 3 marca 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #126 [23.02.2015 - 01.03.2015]

SPOILERY

Arrow S03E15 Nanda Parbat
Jakie to było okropne. Już dawno pogubiłem się w motywacjach bohaterów, nie rozumiem czemu się poświęcają, kryją tajemnicę, gniewają i kochają. Jest to tak mało wiarygodne i sztuczne, że nie ma sensu się skupiać na tych elementach. W sumie nie ma sensu na niczym się skupiać. Trzeba tylko zacisnąć zęby i próbować przetrwać kolejne 40 minut. Jestem słabym człowiekiem, powinienem rzucić serial w cholerę, a zamiast tego co tydzień się irytuje, pluje żółcią i gryzę. Bo mam nadzieje, że będzie lepiej. Jest wręcz przeciwnie. Sam nie wiem co było depresją absurdu w tym odcinku. Moment gdy Thea uwalnia Nysse? A może scena gdy mówi Lauriel prawdę o śmierci Sary? Gdy oglądałem ten scenę miałem wrażenie jakby to byli polscy aktorzy, tak biło sztucznością. Przez chwilę myślałem, że to musi być czyjś sen bo takie rzeczy nie mogę się dziać naprawdę. Nic z tego...

Cliffhanger przed poprzednią przerwą ekscytował. Był naiwny, ale zaskakujący. Teraz ponownie skorzystano z Rasha, ale ja zamiast mieć motywację do czekania na kontynuację załamuje się za każdym razem gdy przypomnę sobie co się stało. Ollie ma zająć miejsce Ghula? Czemu?! Przecież nie ma w tym atomu logiki. Chyba jedynym wytłumaczeniem jest gnijący mózg Rasha.

OCENA 2/6

Banshee S03E06 We Were All Someone Else Yesterday
Wciąż jestem obrażony na poprzedni odcinek, ale nie przeszkadza mi to czerpać przyjemności z tego epizodu. Głównymi motywami było opłakiwanie straty, radzenie sobie z tym, oraz obwinianie za śmierć bliskich. O ile przy Kaiu ten wątek był trochę zapychaczem mającym nadać więcej dynamiki między nim, a Rebekhą sceny z Hoodem były zaskakująco dobrze przemyślane. Banshee nie tylko umie pokazać w piękny sposób brutalne starcie, ale również melancholijne sceny, których klimat jest podkreślany czarno-białymi scenami oraz przejmującą muzyką. Alternatywna wersja wydarzeń z pilota pokazywała przeszłość jakiej pragnie Lucas. Gdzie podjął dobre decyzję i nikt nie zginął z powodu jego wizyty. Na swój sposób było to piękne pożegnanie Siobhan. Oglądać ją uśmiechniętą i żywą gdy Hood opuszcza Banshee co uszczupli trochę zarobki miejscowego grabarza.

Szkoda, że reszta odcinka trochę nudziła. Polowanie na Cheytona nie miało oczekiwanego napięcia, a starcie w namiocie, a potem pościg jak na standardy tego serialu były takie sobie. U Hooda wiele więcej się nie działo. W tle za to dalej trwają przygotowania do napadu, którego niesamowicie nie mogę się doczekać. Rozwijają się też kolejne wątki i relację między postaciami. Ciekawi mnie historia Bunkera. Obecnie jest wiernym pieskiem Hooda stojącym w jego obronie nawet przed agentami FBI. Tylko czekać aż dostanie samodzielne wątki. Tylko oby nie były tak nudne jak Devy. Gdy już myślałem, że jej sceny będą pokazywały drogie początkującego kryminalisty tak wrócono do motywu zbuntowanej nastolatki.

Drugą najważniejszą postacią po Hoodzie nie był wcale Kai, a jego siostrzenica. Rebekha coraz pewniej czuje się w władczej roli, potrafi przejąć inicjatywę i pokazać siłę, ale zbytnio porusza się w tym wszystkim po omacku i nie rozumie dokładnie zasad rządzących tym interesem. Trochę żałuję, że Kai nie przykłada się więcej do jej edukacji przyjmując rolę mentora. Tak Rebekha musi się uczyć wszystkiego sama. Czy raczej dostosowywać do sytuacji. Brakuje mi wyraźnej ścieżki dla tej postaci. Została ona raczej pozostawiona sama sobie, próbuje się w tym odnaleźć, ale do końca nie radzi sobie z tym. Chciałbym też więcej scen z Burtonem. Mimo, że od niego bije chłodem to ich relację iskrzą na ekranie by spowodować kolejną eksplozję.

OCENA 4.5/6

Banshee S03E07 You Can’t Hide From the Dead
Powiedzieć, że jestem pod wrażeniem tego odcinka to nic nie powiedzieć. Każdy zachwyt jaki bym wyartykułował byłoby mało. A przecież wiele się nie działo i praktycznie kupiły mnie tylko dwa motywy. Pierw była inerwencja. Brutalna scena akcji gdzie Carrie miała zaskakująco udany team up z Gordonem. Ciężko było się nie uśmiechnąć gdy mamuśka kopała tyłki na imprezie córeczki. Jednak prawdziwe pokłony idą w stronę sceny napadu. Dwudziestominutowy hesit został nakręcony przy użyciu kamer przemysłowych i zamontowanych na głowie kamerek co tworzyło nieziemski klimat. Prosty i genialny zarazem pomysł. Dynamiczne sceny akcji, zapierające dech w piersiach skradanie się i finałowa ucieczka. Długo będzie się to pamiętało. Szkoda, że w jednym miejscu trauma Lucasa dało o sobie znać. Opłakiwanie Siobhan już trochę męczy i liczę, że rozprawienie się z Cheyttonem będzie miała miejsce jeszcze przed finałem sezonu.

OCENA 5/6

Brooklyn Nine-Nine S02E15 Hostages
Zabawne. Zwłaszcza środek odcinka i kolejne szkolenie. Trochę gorsze od poprzedniego i daleko w tyle od paintballowych zabaw z Community, ale kilka razy się pośmiałem, a przecież o to chodzi. Wolałbym jakby było więcej spięć między bohaterami, a nie tylko Diaz/Amy, ale odwołanie Jake'a do Szklanej Pułapki mi to trochę wynagrodziło. Reszta scen troszkę odstawała od reszty. Holt i Gina chyba pierwszy raz byli tak mało zabawni, a Jake tęskniący za Sopihą średnio pasuje do tego serialu i jedynie działa na nerwy. Jednak jest postęp jakościowy i liczę, że B99 wraca do swojego starego, dobrego poziomu.

OCENA 4/6

Brooklyn Nine-Nine S02E16 The Wednesday Incident
Jeszcze lepiej niż ostatnio. Bohaterowie zostali udanie sparowani, wątki były pomysłowe, a wybuchy śmiechu były zaskakujące. Duża w tym zasługa Holta (tekst o zdjęciach i pamiętaniu o bliskich wygrał odcinek), ale reszta wiele mu nie ustępowała. Najbardziej Amy z Rosą bo tylko błąkały się na drugim planie, ale Gina i Jake to nadrabiały. Oraz rabuś banków i obsesja Boylsa. Było dobrze, ale liczę że poziom dalej będzie rosnąć.

OCENA 4.5/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E27 Wheel of Misfortune
Katastrofalny poziom odcinka, który miał jedną pozytywną scenę gdy Rangersi pocieszali Kim w zabawny sposób parodiując jej zachowanie co pokazało silne więzi między nimi. I tyle mnie bawiło. Cała reszta to masakrycznie nudne przeciąganie nic nie wnoszących scen, fatalny poziom humoru i fabułka pełna chaosu. Tylko by zapełnić czymś 20 minut i wyemitować całość. Bardzo rozczarowałem się z pierwszego pojawienia Ultrazorda. Bez wprowadzenie fabularnego i realnego zagrożenie. Niby był powiększony Goldar i Scorpina, ale nie czuło się stawki pojedynku. Za to latającego wrzeciona mogłoby nie być. Niby miało być wielkim zagrożeniem, a pojawiło się na zaledwie na kilka sekund. Jak zwykle rozczarowały mnie sceny z Tommym. Taki badass a dał się pojmać kitowcą. Tylko po to by w następnej scenie się uwolnić i przybyć reszcie Rangersów na ratunek. Chyba przedszkolak pisał scenariusz do tego odcinka. Jeśli jakikolwiek był. Równie dobrze mógł on powstać zupełnie spontanicznie. Podejrzewam jednak, że nawet wtedy efekt byłby lepszy.

OCENA 2/6

Person of Interest S04E14 Guilty 
Po silnym nacisku na wątek główny dostaliśmy proceduralny odcinek. Nie było źle, ale zazwyczaj w takich momentach czuję lekkie rozczarowanie, że jest za spokojnie i nie czuć stawki o jaką powinni walczyć bohaterowie. Mimo obojętnej sprawy sądowej i odkrywania przeszłości ławników było kilka rzeczy, które mi się bardziej niż podobały. Na pierwszym miejscu przejmujący muzyka Ramina Djawadiego od której biło stratą Shaw i doskonale podkreślała żałobę bohaterów. Podobał mi się też króciutki powrót do korzeni - tylko John i Finch. Tylko to już nie możliwe bo choćby Lionel został przez nich zainspirowany do czynienia dobra. Ratowanie ludzi i bycie bohaterem to wybór, który nie zależy od nich. Przy okazji dobrze działa "romansowy" wątek Johna. Niby wie, że nikogo nowego nie mogą wtajemniczać by ich nie narażać, ale jak każdy normalny człowiek potrzebuje osoby do której może się zbliżyć. Ucieszył mnie też powrót Zoe Morgan. Mimo, że brakowało jej powera znanego z poprzednich odcinków dobrze ją było zobaczyć. Tak jak Blair Brown w roli Emmy. Widząc tą aktorkę zacząłem znowu tęsknić za Fringe.

OCENA 4/6

Person of Interest S04E15 Q&A
Troszkę lepiej niż ostatnio, powrócił Samarytanin, ale dalej jednostrzałowa sprawa miała pierwszeństwo. Ciesze się, że było kilka zwrotów akcji, wojowniczka MMA i problemy związane z spersonalizowanym wyszukiwaniem, ale to wciąż wątki, które nie mają znaczenia dla większej historii. Dużo ciekawiej oglądało się powrót Claire. Od razu czuć było, że coś jest nie tak. Wszystko szło zbyt łatwo. Ja i Finch się nie myliliśmy, była to gra Samarytanina. Może trochę zbyt komplikowana bo Fincha dałoby się dużo łatwiej złapać wykorzystując posiadaną wiedzę, ale nie dostalibyśmy scen między nim, a Claire. Szczególnie tej w szkole gdzie ona nazywa Maszynę złą SI i pokazuje ile dobrego zrobił Samarytanin dla ludzi. Inne spojrzenie na wojnę. Jednak ziarna niepewności zostały zasiane i dziewczyna może się nawrócić. Powrót Root cieszy, ale mogłoby być jej troszkę więcej. Więcej Root to zawsze dobra rzecz.

Przez te dwa ostatnie odcinki mam wrażenie, że obsada serialu jest zbyt mała. Brakuje mi osobistych wątków, flashbacków i większego nacisku na postacie kosztem cotygodniowych spraw. Przydałaby się świeża krew w głównej obsadzie, której nadałaby trochę nowej dynamiki. Cztery osoby to troszkę mało, tym bardziej, że Lionel i Root mają dużo mniej scen od Johna i Harolda.

OCENA 4/6

Supernatural S07E10 Death’s Door
Niespodzianka! Po 3,5 letniej przerwie wróciłem do najdłużej oglądanego przeze mnie serialu. Wystarczyła jedna rozmowa przy piwie, napływ nostalgii i wolny sobotni wieczór. Bałem się ponownego spotkania z Winchesterami, byłem nawet pewny że nie sprostają moim wymaganiom. Na szczęście pozytywnie się zaskoczyłem. To tak jak po latach zobaczyć starych znajomych. Wystarczyło kilka minut i już można poczuć te stare więzi które nas łączyły. Ignoruje się zmiany i irytujące rzeczy, a skupia na pozytywach. Zapewne dopiero później zacznę się irytować serialem i marudzić, że powinni go zakończyć po piątym sezonie, ale na razie zapuszczam Carry On, lecę do kuchni po sól i ruszam wirtualną Impalą w drogę.

Prawie. Bo ten odcinek nie skupiał się na braciach i polowaniach, ale na Bobbym. O ile jeszcze jako tako pamiętałem irytujący wątek Lewiatanów tak zupełnie zapomniałem z jakim cliffhangerem porzuciłem Supernatural. Bobby został postrzelony w głowę i umierał. Aż dziwne, że zostawiłem go w takim stanie. Odcinek był drogą bohatera po własnej podświadomości i jego pożegnanie. I wyszło to bardzo dobrze. Zabawne sceny z braćmi, przypomnienie że przez pewien okres był ich zastępczym ojcem i swoiste ostatnie słowa. Matoły. Pasowało to do niego. Tak jak ostatnie polowanie na ducha i spotkanie z Rufusem. Było też radzenie sobie z własną przeszłością przed samą śmiercią. Tak się powinno żegnać bohaterów. Nawet zafundowano nam cliffhanger - zostanie duchem czy nie. Serial zostawił sobie furtkę na powrót Bobbyego co zupełnie nie dziwi.

Dziwi, że Sam i Dean nie próbowali sprzedać swojej duszy, podpisać paktu, przywołać żniwiarza czy w inny irracjonalny sposób ratować Bobbyego. Dość łatwo to zaakceptowali. Kilka wzburzeń Deana i rezygnacja Sama trochę nie przystoi do ich charakteru i coś mi się wydaje, że kolejny odcinek będzie nastawiony na żałobę i radzenie sobie ze stratą przybranego ojca.

OCENA 4.5/6 

The 100 S02E14 Bodyguard of Lies
Skłamałbym pisząc, że dostałem spokojniejszy odcinek przed finałem co często się zdarza. Może niektóre wątki zwolniły, ale inne dostały kopniaka na rozpęd. I nawet w mało znaczący scenach Clarke działo się. Może jej romantyczny wątek z Lexą jest dość kontrowersyjny, ale coś czuje że został wprowadzony tylko po to by finał był jeszcze bardziej dramatyczniejszy. A jeśli nie tym lepiej. Już zacząłem shipować Clex i chcę zobaczyć, w którą stronę pójdzie ta relacja. Równie ważny był też wątek Octavii. Nigdy nie była blisko z Clarke, a teraz widza o wiedzy o pocisku jeszcze je poróżniła. Jak na ironię Clakre w tajemnicy uratowała jej życie. Systematycznie budowane są kolejne nitki powiązań. 

Mojżesz Jaha dalej maszeruje w stronę City of Light. Serial znowu testuje jak daleko może pokazać brutalność przy okazji opowiadając rasistowskie dowcipy o Żniwiarzach. Podoba mi się! Przeprawa przez pole minowe może do bólu schematyczna, ale i tak udało się sporo wykrzesać z tego wątku. I końcówka! Farma elektrowni słonecznych zamiast upragnionego raju i łódka, która ma zaprowadzić podróżników do miasta. Czuję lekkie inspirację Avalonem. 

Jednak MVP odcinka był Bellamy. Mnóstwo akcji w Mount Weather i niespodziewany twist. Gdy już zacząłem się denerwować na uproszczenia, że za łatwo udało się wyłączyć mgłę to okazało się, że wszystko idzie zgodnie z planem Walleca. Lubię się tak zaskakiwać. 

Tak sobie myślę o 3 sezonie The 100 i powoli snuję teorię, w którą stronę może pójść. Wątek Górali nie powinien się skończyć, a starcie z nimi powinno doprowadzić do kolejnych spięć między Grounders, a Skye People. W ciemno strzelę, że City of Light nie będzie wcale rajem, ale kolejna seria nie powinna opierać się na wojnie, raczej na koegzystencji. Kolejny strzał to odnalezienie innej sekcji Arki czyli powtórka sytuacji z S02 Lost gdy odnalazła się załoga z tylnej części samolotu. I teraz kompletnie odlatuje z spekulacjami - ci inni mieszkańcy Arki będą bawić się w bogów i jak nasi walczą z Góralami oni będą niewolić Ziemian i tworzyć własne minipaństwo. Oglądałbym coś takiego. A ile się sprawi z tych dumań okaże się po cliffhangerze z finału. 

OCENA 4.5/6