poniedziałek, 26 grudnia 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #211 [19.12.2016 - 25.12.2016]

SPOILERY

Ash Vs. Evil Dead S01E05 The Host
Coraz mniej jestem przekonany do tego serialu. Filmy uwielbiam, pierwsze odcinki były dobre, ale teraz oglądam i szukam mitycznego "tego czegoś". Nie możliwe żeby gusta tak drastycznie mi się zmieniły. Humoru tu nie wiele, gore takie sobie, a fabuły nie ma praktycznie wcale. Po seansie nie mogę sobie przypomnieć sceny, która by mi się podobała. Hmmm, może muzyka na końcu? Albo waterboarding święconą wodą jako część przeciętnych egzorcyzmów. Na pewno nie będzie to walka z demonem. I teraz tylko oglądam czekając na spotkanie Lucy Lawless z Bruce Campbellem.

OCENA 2.5/6

Chicago Fire S01E04 One Minute
Lubię niejednoznaczność w tym serialu i ciesze się, że udanie mnie zaskakuje przez te kilka odcinków. Tym razem największe wrażenie wywarła na mnie tytułowa minuta. Tylko tyle brakowało by uratować bezdomnego. Bowden jednak twardo nie pozwolił Millsowi na akcję co uratowało mu życie. Nadeszła jednak fala konsekwencji. Zadręczanie się Petera i żądanie odszkodowania od brata zmarłego. Niby prosta fabułka, ale zgrabnie przedstawiona, pokazująca tą mroczniejszą stronę życia strażaków. To jak ciągle ryzykują i muszą kalkulować czy są w stanie uratować czyjeś życie. Świadomość, że nie da się wszystkich uratować.

Udały się też pojedyncze historyjki, które pozwalają lepiej poznać strażaków i sanitariuszy. Czy to wzorowa postawa obywatelska Severide walczącego z gangiem dręczącym staruszkę, czy spotkanie przez Shay dawnej dziewczyna, która obecnie jest w ciąży. Jednak moim ulubionym momentem jest Herrmann mówiący synowi, że wróci do domu i nie musi się  o niego martwić. Znowu banał i znowu zadziałał.

OCENA 4.5/6

Hawaii Five-0 S02E01 Ha'i'ole (Unbreakable)
W tym tygodniu maszyna losująca wskazała na Hawaii Five-0. Ostatni odcinek oglądałem grubo ponad pięć lat temu więc trochę się bałem. Lubiłem tego procedurala ze względu na sympatyczne postacie grane przez aktorów za którymi przepadam i śledzę ich karierę od dawna. Najbardziej mnie zaskoczyło, że w miarę pamiętałem co działo się ostatnio, imiona bohaterów i cliffhanger. To był jak spotkanie z osobami, które znało się krótko, ale przeżyło fajne chwilę więc zapadli w pamięć.

Sam odcinek był no cóż, typowy. Widać, że to stary serial opierający na dobrze znanym schemacie. Dużo akcji, humoru i trochę większej mitologii z okazji premiery sezonu. Było też momentami bardzo naiwnie i dużo skrótów fabularnych jak np. kamera w wygodnym miejsce czy jeszcze wygodniejsze nagranie bez głosu. Jednak parę razy się uśmiechnąłem, pooglądałem ładne widoczki i miałem nieoczekiwane spotkanie z Jamesem Mastersem i Terrym O'Quinnem. I nawet obejrzałbym kolejny epizod. Gdybym trafił przypadkiem w telewizji.

OCENA 4/6

Pitch S01E02 The Interim
Ciesze się, że dałem szansę kolejnemu odcinkowi. Było lepiej. Nie był to odcinek skupiający się w całości na Ginny, można było lepiej poznać innych bohaterów. Szczególnie Lawsona, który na szczęście mija się z moimi oczekiwaniami wobec niego. Prawdziwy lider drużyny, na zewnątrz playboy i skryty romantyk, wiecznie rywalizujący i dbający o swoich ludzi. Nieźle to wypada. Podobała mi się też historyjka Blipa i jego zaginionej koszulki dającej mu siłę. Największym zaskoczeniem były jednak flashbacki Ameli o tym czemu zaczęła reprezentować Ginny. Wielkie życiowe objawienie i odnalezieniu celu w życiu. Banał, ale takich banałów jest tutaj więcej, jak słowa Ginny w programie Kimmela o tym, że gwałciciela są winni gwałtów. Jednak jak z każdą oczywistością trzeba ją powtarzać by ludzie o niej nie zapomnieli. Czasem taki najprostszy przekaz najlepiej trafia.

W odcinku były też zakulisowe gry i poszukiwanie nowego trenera oraz kolejne konflikty w drużynie. Jeśli to wszystko zbyt szybko nie zostanie rozegrane może się z tego narodzić kilka interesujących wątków. Liczę na to. Liczę też na więcej zmagań sportowych.

OCENA 4.5/6

Westworld S01E06 The Adversary
W odcinku najbardziej mnie urzekła opowieść o Meave. Sprowokowała gościa, dała się zabić by znowu trafić do diagnostyki. I powoli budziła się w niej samoświadomość. Widz tak jak ona poznawał sposób kreacji androidów i dowiadywał się jak to wszystko działa. Thandie Newton świetnie zagrała zrozumienie wymieszane z szokiem, a potem upór podczas szantażu. I ta końcówka gdy zwiększenie inteligencji było niczym mistyczne objawienie. Człowiek stworzył maszynę potężniejszą od niego i ziemia zadrży.

Zaskoczyło mnie też oglądanie Teddy'ego podczas wyprawy z Człowiekiem w czerni. On się nie przebudził, ale zaakceptował samego siebie, wybrał narrację która mu najbardziej odpowiada w danej chwili i go wzmocni. Dzięki temu mógł wyrżnąć cały oddział żołnierzy. To była efektowna, przesadzona scena. Trochę niepotrzebna, ale opowiedziała trochę o tym co siedzi w tym bohaterze.

Zaskakująco dużo działo się poza parkiem w mrocznych korytarzach korporacji. Kolejne gierki, każdy ze swoją agendą i złożona sieć powiązań. Nie wiadomo komu ufać i komu kibicować. Doceniam jak to wszystko zostało rozpisane. Mam tylko jeden problem. Trochę za mało znam Therese, Berdanrda i Forda by zastanawiać się co takiego knują. Może i na to przyjdzie czas. Nie przeszkadza mi to jednak w chłonięciu historii, co jest wspomagane przez niesamowitą muzykę, zdjęcia i scenografię.

OCENA 5/6

niedziela, 18 grudnia 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #210 [12.12.2016 - 18.12.2016]

SPOILERY

Alias S03E06 The Nemesis
Nie zapomniałem o Alias, straszy mnie z pulpitu i prosi by je oglądać więc co jakiś czas trzeba się zebrać i włączyć. I robię to z przyjemnością. Tylko po długiej przerwie jest ciężko. Trzeba się przestawić na archaiczność początku wieku. Jeśli się uda będzie bardzo dobrze. Ten odcinek w pierwszej części nie pomagał. Proceduralna misja, znane dobrze dźwięki podczas uderzeń i zbajome zachowanie postaci. Na szczęście szybko pojawiła się Fake Francie i odcinek ruszył z kopyta. Nawet dano banalną metaforę walki dobra ze złem gdy Sydney była ubrana na biało, a FF cała na czarno. Aż parsknąłem ze śmiechu. Dobrze oglądało się Sloana szantażowanego przez Sydney i relację na linii Vough - Lauren, a w szczególności Dixona proszącego Syd o zabicie Allison. I na rozluźnienie Marshall grający oświadczynową piosenkę na perkusji. Mistrzostwo.

OCENA 4.5/6

Ash vs. Evil Dead S01E03 Books from Beyond
Typowy Ash. Próbując rozwiązać jeden problem powoduje lawinę kolejnych. To miała być prosta wyprawa do sklepu z magicznymi książkami i znalezienie zaklęcie reperującego całe zło które zostało wyrządzone. Skończyło się na walce z nowo sprowadzonym demonem i porwaniem policjantki. Prosta historyjka, ale nieźle zrealizowana. Klimat okultystycznego sklepu z płodami zwierząt w słoikach, pentagramopodobny znak na podłodze i obrzydliwy potwór. I świetnie do tego dopasowane teksty Asha. Bawiłem się dobrze choć humoru było mniej niż w pierwszych odcinkach.

Świetnie wypadła postać Lucy Lawless. Twarda babka torturująca demona. Wciąż niewiele o niej wiadomo, ale chcę częściej ją oglądać. I niech wreszcie spotka Asha!

OCENA 4/6

Ash vs. Evil Dead S01E04 Brujo
Lubię takie tripowe historię. Bohater wyrusza w głąb siebie i ma pozornie bezsensowne haluny. Tutaj Ash musiał odnaleźć siłę do walki z demonami. I momentami było fajne, zwłaszcza ten szybki montaż opowiadający jego historię. Brakowało jednak czegoś ekstra, oglądało się to przyjemnie i tyle. Tak samo fabularnie niezbyt wkręca. Jeśli kolejne sceny ogląda się jak powiązane ze sobą skecze jest bardzo dobrze. Jednak jeśli chodzi o opowiedzenie czegoś o bohaterach i większej opowieści. No cóż kuleje. Dobrze, że pojawia się postaci Lawless, która nieustannie fascynację. W odcinku wprowadzono wątek opętania Kelly więc może niedługo coś ruszy pod względem opowiadania historii. Jeśli nie od czasu do czasu będę włączał serial by się pośmiać z Asha i jego absurdalnego humoru.

OCENA 4/6

Pitch S01E01 Pilot
W ramach dywersyfikacji konsumowania popkultury postanowiłem dawać szansę większej ilości pilotów. Wszystkiego oglądać się nie da, ale próbować można i co kilka tygodni będę eksperymentował z czymś czego w normalnych warunkach bym nie zobaczył bo lista zaczętych i tak jest już wyjątkowo długa. Wybór padł na Pitch które miałem na oku już od zamówienia. Trochę przez sentyment do Friday Night Lights (wciąż S05 do nadrobienie), trochę z umiłowania do sportowej dramy i emocji z tym się wiążącymi. Lubię od czasu do czasu pokibicować, a Pitch łączy to z oglądaniem serialu.

I jak wyszło? Ogólnie mi się podobało, ale mam sporo zastrzeżeń. Zaczną od plusów bo ważniejsze. Już pomysł wyjściowy intryguje - czarnoskóra kobieta w pierwszej lidze bejsbolowej. Opowiedzenie o seksizmie i rasizmie toczącym nasze czasy pod płaszczykiem dramatu sportowego. Serial powstał też na fali entuzjazmem Clintot mającej zostać pierwszą kobietą prezydentem i zburzyć dotychczasowy porządek społeczny. Odważnie. W serialu najbardziej skupiono się na odpowiedzialności jaka ciąży na nowo wykreowanej bohaterce. Ginny Baker staje się inspiracją dla całej generacji i musi udźwignąć ten ciężar na swoich barkach. To serial o jej radzeniu sobie z tym problemem. Podpisywanie piłeczek dziewczyną z jednej strony i wysłuchiwanie ciętych uwag kolegów z szatni. Wytrwale podąża swoją ścieżką i przełamuje się w najczarniejszym momencie. I to ogląda się bardzo dobrze. Głównie z uwagi na tą bohaterkę. Wątpiące, ale dążącą do celu.

Podobają mi się własne gry właściciela drużyny. Cynik, który sprowadził Ginny by zarobić więcej kasy. To prowadzi do konfliktu z trenerem. Ten wątek ciekawi mnie równie mocno co ta główna historia sportowa. Można wejść za kulisy i zobaczyć czemu dany heros został wykreowany. W głównej obsadzie jest również managerka Ginny. I tutaj nie wiem jeszcze czego oczekiwać. Serial usilnie pokazuje, że jakaś więź łączy te kobiety więc z tej strony na cyniczną opowieść o wyzysku sławy do wybicia i zarobku nie może być mowy. Managerke gra Ali Larter więc jeśli sceny z jej udziałem trochę nudzą można chociaż na nią popatrzeć i powspominać stare dobre odcinki Heroes.

I zastrzeżenia. Niezbyt czuję sportową realizacje. Wizualnie jest dobrze. Pełny stadion, telewizyjna stylistyka z komentatorami. Tylko, że nie mam komu kibicować poza Ginny. I nie chodzi o to, że nie znam się na bejsbolu. Przed Friday Night Lights nie miałem pojęcia jak gra się w football amerykański i wciąż do końca nie wiem. Tutaj nie ma drużyny, której mogę kibicować w drodze do mistrzostwa. Jest Ginny i kilka typków w szatni. Tyle. Wizja twórców minęła się z moimi oczekiwanie i to szanuje. Chcieli opowiedzieć historie kobiety, którą okrasili spora ilością flashbecków z trudnego dzieciństwa z dominująca personą ojca.

I jeszcze na koniec o cliffhangerze. Ojciec, który przygotowywał Ginny do gry w Major League okazuje się martwy od pięciu lat, a ona widzi na trybunach ducha. Prosty myk na który dałem się nabrać. Ale mówi coś o bohaterce więc szanuje. Pokazuje, że nie robi tego by zadowolić ojca, ale dlatego że ważne jest stawianie sobie kolejnych celów do osiągnięcia, że nie można spocząć na laurach nawet jeśli osiągnęło się sukces. Zawsze są nowe progi do zdobycia.

Czy będą oglądał dalej? Nie wiem. Z jednej strony mi się podobało. Bohaterka, reżyseria, kilka całkiem fajnych scen i postaci które mają potencjał. Z drugiej nie do końca dostałem do czego chciałem i moja szklana kula nie pokazuje żebym za parę odcinek specjalnie związał się z tymi postaciami. Niby to tylko dziesięć odcinków bo na drugi sezon Pitch nie ma raczej co liczyć. Nie mówię nie, ale prędzej pilot mi starczy.

OCENA 4.5/6


Timeless S01E10 The Capture of Benedict Arnold
Odrobinę więcej spodziewałem się po mid-season finale. Liczyłem zwłaszcza na cliffhanger sprawiający, że jeszcze bardziej nie będą mógł się doczekać powrotu Timeless. Zmiany w rzeczywistości po tak doniosłych wydarzeniach byłyby oczekiwane. Zamiast tego Lucy porwana przez Flynna. Słabo. Takie coś można rozwiązać bardzo szybko i specjalnie nie ekscytuje w proceduralach. Już za dwa odcinka drużyna wróci do siebie i serial będzie powtarzał bardzo dobrze znany schemat. Muszę się przyzwyczaić do braku chęci na eksperymentowanie.

Jednak co by nie mówić to była bardzo fajna opowieść. Już początek pokazał, że ten odcinek będzie inny. Coraz większy nacisk na postacie i ich charaktery. Lucy na kolacji u Christopher była sporym zaskoczeniem. Najważniejsza była tutaj ostatnia scena między nimi gdy agentka FBI daje pandrive ze wspomnieniami o własnej rodzinie. Jakby przez przypadek zostali usunięci z czasu. Mroczne strony podróży w czasie coraz bardziej eksplorowane z tego osobistego punktu widzenia. Fajnie wypadła też scenka Rufusa i Jiyai grających w Street Fightera, a potem tyrada pijanego Masona, który coraz bardziej staje się zagubiony w całej aferze Rittenhouse'a.

Potem było mięsko. Podróż do XVIII i współpraca z Flynnem. Przekonanie naszych nie było trudne. Rufus mógł się uwolnić od szantażystów, Wyatt odzyskać Jessicę, a Lucy, no cóż z nią było najtrudniej. Zmiany dla historii mogły okazać się katastrofalne. Podoba mi się ta sytuacja. Sojusz z głównym antagonistą by pokonać kogoś jeszcze gorszego i przy okazji pomoc sobie. Co mogło się nie udać? Wiele. I przez to było dynamicznie, z autoironicznym humorem (stresujący się Rufus z gorszymi żartami przez co jeszcze śmieszniejszy) i mocną sceną gdy Flynn wzbiera się w sobie do zabicia dziecko. Nieźle zagrany konflikt wewnętrzny. Nawet udanie wpleciono odwieczny trop predestynacji.

OCENA 4.5/6

Teen Wolf S06E04 Relics
Doskwiera mi brak watahy w serialu. Znaczy się, są bohaterowie, coś tam działają, ale to nie jest wataha znana z poprzednich serii, a Scott nie zachowuje się jak lider. Potrzebuje więcej interakcji między postaciami, rzucanych żartów i zależności między nimi. Za dużo niepowiązanych ze sobą historii. Poza tym oglądało się przyjemnie. Mecz lacrossa, który poszedł źle jako scena kulminacyjna był bardzo w duchu serialu. Wcześniej trochę szukania Stilesa i ukrywania przed Jeźdźcami. Wszystko zrealizowane poprawnie.   Tylko tyle i aż tyle. Bez sceny mocno zapadającej w pamięć. Chociaż nie, była jedna rzecz która bardzo mi się spodobała - relację Melissy z Argentem. Jednak jest jakaś zaleta wymazania Stilesa. I jeszcze końcówka - reliktem został jego jeep. Miło.

OCENA 4/6

Teen Wolf S06E05 Radio Silence
Co za fantastyczny odcinek. Wystarczyło odsunąć Liama z swoimi przyjaciółmi i dać powrót Stilesa by oglądało się znakomicie. I to jeszcze Stiles w duecie z Peterem! Parę rzeczy mi zgrzytało jak zbyt duża i zbyt szybka samoświadomość Stilesa w limbo lub łatwość komunikacji z naszym światem, ale ich team up mi wynagrodził wszystko. Arogancki Peter, który nie raz ratuje Stilesa i ostatecznie ryzykuje własnym życiem by móc wrócić do córki. Świetna scena gdy Malia i Scott przypominają sobie kto to jest.

Super wyszedł też wątek reliktu, którym okazał się jeep Stilesa. Tajemniczy magnetyzm przyciągający do niego bohaterów. To jak stoją przed nim zauroczeni, jak Scott odnajduje w nim własny zapach i w końcu gdy dochodzi do kontaktu z zagubionym przyjacielem. Na prawdę nie wiem kiedy zleciało mi te 40 minut tak dobrze się to oglądało.

OCENA 5/6

Vikings S04E13 Two Journeys
Nie wiem czy tak bardzo zmieniły się moje upodobania czy to wina serialu i jego starań by jak najmniej sympatycznie przedstawić swoich bohaterów. Ja tam lubiłem prawie wszystkich, nawet Rollo ponieważ historia bycia w cieniu brata była ciekawa. Teraz jest mi ciężko komukolwiek kibicować przez co oglądanie nie sprawa mi przyjemności. Dalej szanuje Vikings, potrafię się zachwycić pojedynczymi scenami, ale chciałbym mięć choć trochę satysfakcji z seansu.

Bardzo zniesmaczyła mnie scena gdy Ragnar mordują ocalałą załogę. Dla odmiany podobała mi się jego podróż i zbliżenie do syna i przyznanie do błędów. Dobrze było zobaczyć Rollo, ale nie podoba mi się jego decyzja powrotu do wikingowanie. Chciałem oglądać zmianę jaka w nim zaszła. Irytuje mnie też Bjorn, który za bardzo przypomina Ragnara. Milczek z planem. Ale z drugiej strony podobają mi się jego relację z innymi, jak próbuje sobie wyrobić własny branding i podróż ku Morzu Śródziemnemu. Nawet Laghertę złapała u mnie minusa. Ciężko ogląda mi się historię o wojnie domowej nawet w czasach historycznych. Rozumiem jednak, że musi dotrzymać obietnicy którą złożyła, tak samo jak w zeszłym sezonie.

Inne:
- bitwa o Kattegat, a ja ziewam z nudów. Chyba pierwszy raz starcie w Vikings było nudne.

OCENA 4/6

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #209 [05.12.2016 - 11.12.2016]

SPOILERY

DC's Legends of Tomorrow S02E08 The Chicago Way
Oczywista oczywistość na sam początek - świetny odcinek. Było kilka drobnych momentów, które mi zgrzytały, ale to uczucie szybko minęło ponieważ koniec końców bawiłem się doskonale. Już od pierwszych scen gdzie Ray i Nate ćwiczą w ładowni (znowu!) i dostają burę od Sary potem ją przedrzeźniając. Niemożliwe jak ja się dobrze bawię podczas oglądania tego serialu. To nie był jedyny taki moment, odcinek był ich pełen. Może nie tak jak zwykle bo trzeba było opowiedzieć ważną dla fabuły historię.

Pojawił się Legion of Doom i pogrywał sobie z Legendami. Współpraca z Capone to tylko przykrywka by odzyskać tajemniczy amulet. I kurde, podobają mi się jako badguye o wiele bardziej od Vandala. Darkh, Merlin i Reverse mają już ustalone tożsamości więc wiadomo czego można się po nich spodziewać, a i tak sprawiają frajdę. A może dzięki temu. Trochę brakuje interakcji między nimi, na co jeszcze przyjdzie czas.

Najfajniej wypadło pokazanie dysfunkcyjnej rodzinki żyjącej na statku np. w relacji Steina z Sarą. On nie chcę zmiany przeszłości czego nauczyła się od profesorka nie wiedząc, że niedawno naruszył timeline. Po wyznaniu prawdy szybko dochodzi do pojednanie i ochrony rodziny. Świetnie ogląda się Amayę i Micka, których twórcy ewidentnie chcą sparować. Już nie pierwszy raz dostali więcej czasu. Powrócił tez Cold. Wentworth Miller jest świetny w tej roli nawet jeśli gra tylko fragment podświadomości Rory'ego.

I na koniec najwspanialsza scena z końca odcinka. Serial wreszcie pokazał co się dzieje z Ripem. Biedak utknął w Los Angeles w latach '70. Co robi by wrócić do domu? Tworzy aberracje kręcąc film o własnych przygodach. Czy to nie jest genialny pomysł?

OCENA 5/6  

The Flash S03E09 The Present
The Flash w tym sezonie ma bardzo nierówny poziom dlatego ciesze się, że serial udaje się na przerwę z bardzo dobrym odcinkiem. Szybkie tempo, metahumor dla fanów Harry'ego Pottera i położenie fundamentów pod dalszą część serii. Było nieźle. Fajnie wyszedł króciutki wypad na Ziemię-3 i jeszcze krótsza scenka z Jokerem dla ubogich czyli Tricksterem. Mark Hamill jak zwykle świetny w tej roli. Nieźle poprowadzono historię Juliana (ta scena jak z Indiany Jonesa!) i motyw z Savitarem. Ba, nawet nie denerwowało mnie zachowanie Wally'ego. Prawie. I końcówka, która zapowiada wielkie zmiany. Zgon, zdradę i los gorszy od śmierci. Typowania można zacząć już teraz. Była nawet podróż w przyszłość i scenka z śmiercią Iris z rąk Savitara. Na prawdę chcę mi się oglądać dalej. I tylko Barry głupio się zachowuje nie mówiąc o tym co widział.

OCENA 4.5/6

Timeless S01E09 Last Ride of Bonnie & Clyde
Serial nie oczekiwanie skręciłem w mroczniejszą stronę. Nie jest jeszcze tak przytłaczająco jak w filmach DC, brakuje zacinającego deszczu, mroku nocy i smutnych spojrzeń, ale jest jakby poważniej. Już sam tytuł zapowiada zbliżającą się zagładę i śmierć na końcu odcinka. Dobrze znana historia Bonnie i Clyde miała niezmieniony finał, a i tak wywołała u mnie mocne emocję. Serial przedstawił ich jako sympatyczną parę, świetnie zagraną, ale nie zapomniał wspominać o ich morderczych zapędach. Podobał mi się ten dysonans. I ta ładnie wyreżyserowana śmierć z wierszem Bonnie z offu. Dobra robota.

Nie tylko podróż tygodnia była smutną opowieścią. Serial poświęcił też trochę czasu dla rozwijania osobowości Lucy i Wyatta. Ona próbuje poznać swojego narzeczonego co jest absurdalną sytuacją, a on opowiada historię oświadczyn. Ich sytuację ładnie ze sobą współgrają na zasadzie przeciwieństw. Ona ma coś niespodziewanego, on stracił coś co cenił ponad życie. By przeżyć podróż w czasie musieli udawać romans co była dla nich ciężkie. Oboje obrócili to na końcu w żart, uśmiechnęli się do siebie na pożegnanie, a gdy kamera pokazała ich oblicza gdy nie widzieli swoich twarzy były pełne smutku jakby ostatnie wydarzenia odcisnęły na nich piętno.

Wreszcie ruszył też wątek Rittenhouse. Może nie z kopyta, ale jest ciekawie. Agenta Christophers prowadzi własne dochodzenie i śledzi Masona. Natomiast podróż w czasie dotyczyła artefaktu Rittenhouse, który ostatecznie zdobył Flynn. I odczytał dzięki temu jakiś stary list, na oko XVIII wieczny. Wygląda to wszystko na generyczne tajne stowarzyszenie manipulujące historią więc czekam na twist. Spodobało mi się jeszcze, że Rufus opowiedział Christophers o Rittenhouse. Podróże w czasie mogą dzięki temu nabyć nowej dynamiki.

Inne:
- Rufus przedstawiający się jako Wesley Snipes. Płaczę ze śmiechu.

OCENA 4.5/6

Vikings S04E12 The Vision
O ile poprzedni odcinek trochę mnie znudził tak ten mocno wkręcił. Dużo tutaj zasługa mistycyzmu i scen na granicy świata realnego. Wizje Ashlaug były ładne wizualnie, ale to składanie ofiary mnie najbardziej zachwyciło. Może i to nie poziom tej sceny z pierwszego sezonu, ale i tak klimat był niesamowity.

Udanie są też rozgrywane zależności między postaciami. Synowie Ragnara się kochają, ale widać między nimi coraz więcej rywalizacji. Bjorn, który miał być przywódcą wygląda raczej na samotnika podczas imprezki z okazji jego wyprawy. Lagherta i Ashlaug powinny niedługo stoczyć swój ostateczny bój. A Ragnar. No cóż, trochę się myliłem. On na prawdę jest rozbity, na granicy szaleństwa, desperacka próbuje odzyskać respekt bogów i ziomków. Nawet rekrutuje armię starców na raid na Anglię, która zostaje rozbita podczas sztormu. Mercy kill, można by powiedzieć. Jestem ciekaw co serial dla niego szykuje i jak przedstawi jego relację z Ivarem.

OCENA 4.5/6

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #208 [28.11.2016 - 04.12.2016]

SPOILERY

 Arrow S05E08 Invasion! (2)
Zaplanowanie 100 odcinka Arrow na crossover było karkołomnym pomysłem. I średnio się udało. Jako ten pierwszy spisał się całkiem nieźle, jako drugi już niekoniecznie.

Jako osoba, która porzuciła Arrow 2 lata temu muszę przyznać, że oglądało mi się to nieźle i nawet przez chwilę byłem zainteresowany postaciami. Jednak bardziej mnie urzekła umiejętność odwoływania się do przeszłości. Nostalgiczne sceny podkreślające długą historię serialu i rolę bohatera, który jest zdolny do poświęceń i zawsze odnajdzie swoje przeznaczenie. Prosta historia, ale działa. Fajnie też było zobaczyć alternatywną wersję świata gdzie Ollie nie został Arrowem. Ciekawie koresponduje to też z poprzednim odcinkiem gdzie Green Arrow mówi Barry'emu, że porzuciłby wszystko by odzyskać swoją rodzinę czego ostatecznie nie robi.

Jako element crossovera było słabo. Postacie z innych seriali zostały zmarginalizowane, a historię sztucznego świata można by opowiedzieć w inny sposób na poziomie street levelu np. korzystając z narkotyków. Jedyne co serial dał to średnio wyglądająca walka Supergirl i Flasha z kobietą cyborgiem wyglądająca jakby się nad nią znęcali dla zabawy. To wyglądało źle. Efektowniejsza była ucieczka ze statku obcych i pomoc Waveridera, ale to akurat wcale nie pasowało do klimatu historii.

Na początku myślałem, że nowe postacie w Arrow mnie zaciekawią. I jakże się myliłem. Wyglądają jak tani cosplayerzy, są irytujący i mało śmieszni, a morałek o tym, że nie można kogoś skreślać tylko dlatego, że posiada supermoce powinien wylądować w wieczorynce.

OCENA 4/6

DC's Legends of Tomorrow S02E07 Invasion! (3)
Legendy to od dawna serial, który daje mi najwięcej frajdy podczas oglądania. Ze względu na bohaterów, scenarzystów i humor. Nie koniecznie dzięki tej mieszance dostałem najlepszą składową crossovera, ale lubię tą myśl. I mam nadzieje, że więcej ludzi za tydzień da szansę LoT i zwiększy im się oglądalność bo serial na prawdę na to zasługuje.

Co było w odcinku? Czego nie było! Może pierw o rzeczach najprostszych. Sceny akcji były efektowne, zwłaszcza końcowe starcie. Głupie, bardzo naiwne, ale czy dużo głupsze od innych filmów superbohaterskich? Na pewno bardziej campowe, w stylu komiksów. Tutaj nikt nie bierze się na poważnie dlatego wszystko działa jak powinno. Były też kapitalnie rozpisane sceny humorystyczne. Komentowanie urody pani prezydent przez Sarę i Heat Wave'a to tylko wisienka na torcie. Daniem głównym był duet Cisco i Felicity. Jakże świetnie wyszli! I tylko trzymać kciuki za ich kolejny team-up, najlepiej w Legendach.

Zaskoczyło mnie trochę pogłębienie historii i nadanie wielowymiarowości Dominatorom. Nie pragną destrukcji dla samego zniszczenia. Uważają się za obrońców porządku, ich celem jest powstrzymanie zagrożenia zanim stanie się zbyt poważne. Za coś nieobliczalnego uważają Barry'ego, którego za wszelką cenę trzeba powstrzymać, dlatego przeprowadzają inwazję. I tak, to jest głupie, bardzo dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Jednak dzięki swojej celowej umowności to się sprawdza. Barry chcę się poświęcić, zdaje sobie sprawę z błędów, które popełnił i jest gotów oddać swoje życie. I nie bez powodu jego oddalająca sylwetka jest ukazana na tle amerykańskiej flagi.

Fajnie poprowadzono też Cisco, który zdaje sobie sprawę z motywów kierujących Barrym przy tworzeniu Flashpointa. Chcąc zrobić coś dobrze jesteś narażony na nieprzewidziane konsekwencję. Dokłądnie jak mówił Oliver. Uratowanie kosmity 60 lat temu spowodowało tytułowa inwazję. Również Stain zmaga się z konsekwencjami swojego zachowania - nieświadoma manipulacja przy linii czasowej doprowadziła do aberracji w postaci córki, której nie zna i którą będzie ukrywał przed resztą drużyny. Dodając do tego matrxa, w którym utknął Ollie cały crossover spina motyw odpowiedzialności za swoje czyny, akceptacji dokonanych wyborów i świata, który się tworzy.

Bardzo mnie ciekawi jakie będą konsekwencję tego crossovera. Statki kosmitów odgrywające Dzień Niepodległości nad największymi miastami, spotkanie z panią prezydent, córka Steina, Kara i jej urządzenie komunikujące między światami i przecież nie do końca pokonany przeciwnik. Wydaje się, że działy się bardzo ważne rzeczy dla uniwersum. Tylko ile z tego zostanie potraktowane na poważnie?

OCENA 5/6

Teen Wolf S06E03 Sundowning
Agresywna Malia nie przestaje bawić co też pokazuje ile znaczył dla niej Stiles. Niekontrolowana przemiana podczas testu, pobicie pielęgniarza i zachowanie wobec dziadka Stilesa. Również oglądając szeryfa widać jak brak syna na niego wpłynął. Szkoda, że nie położono na to nacisku w stosunku do innych postaci. Scott i Lydia byli w tym odcinku statystami, a wizyta w domu starców nie przyniosła niczego nowego w sprawie zaginionego Stilesa. Było kilka fajnych scenek, ale to wszystko.

U Liama i spółki również średnio. Rozumiem co serial chcę pokazać. Zmianę i przekazanie pałeczki obrońcy Becon Hills. Dlatego muszę oglądać jak Cory, Mason i Hayden pomagają w ratowaniu Becki i to oni walczą z Widmowymi Jeźdźcami gdy pierwotni bohaterowie zajmują się czymś innym. I średnio mnie to interesuje.

Jeszcze nie wiem co myśleć o wątku wilkołaka pożerającego ludzkie duszę. Wydaje mi się to zbytecznym wątkiem patrząc na brak Stilesa. Wolałbym gdyby serial opowiedział jedną spójną historię zamiast przeplatać kilka wątków. Dobrze, że nie robiona tajemnicy z jego tożsamości i potencjalnie zaskoczy czymś innym.

OCENA 4/6

The Flash S03E08 Invasion! (1)
Pierwszy wielki event łączący trzy superbohaterskie seriale The Cw. Karkołomne zadanie, które ostatecznie spełniło oczekiwania. Przynajmniej na samym początku. Ja bawiłem się lepiej niż przy filmowych młóckach od Warner Bros. i trochę żałuję, że telewizja nie może korzystać z tych bardziej znanych postaci. Przecież gdyby zamiast Flasha był Superman, a Arrowa Batman o tym odcinku mówiłoby się tak jak kolejnym Gry o Tron. A tak jest niszowa, ale efektowna uciecha dla fanów.  Z pretekstową fabułą i trochę chybionymi wątkami jak na ten odcinek. Co zresztą schodzi na dalszy plan przy tak dobrze rozpisanych postaciach, relacjach Barry/Oliver i humorowi, który zwyczajnie działa.

Zdziwiło mnie to jak potraktowano Flashpoint. Zrobiono z niego wielkie halo i nie zamieciono pod dywan. Najlepiej wyszła rozmowa Olivera z Barrym, gdy przyjaciel rozumie jaką trudną decyzję podjął Barry i wspiera go. Niczego sobie byłą też przemowa Sary. Lata prowadzenia tych postaci zbierają żniwo. Tylko trochę nie rozumiem oburzenia Diggla na to, że ma syna zamiast córki. On akurat nie musi się czepiać, że Barry zmienił jego życie na gorsze.

Świetnie wypadł występ gościny Supergirl. Na Kryzys i połączenie Ziem raczej nie ma co liczyć dlatego fajnie jest ją widzieć w interakcjach z innymi bohaterami. Jej przyjaźń z Barrym czy nieufność Olliego. I reakcję Heat Wave. Co to była za świetna rozmowa!

Tylko ci obcy nie pasują. Mocno generyczni. Ale to tylko pretekst do zabawy. Pretekst do standardowej walki herosów i potem ich współpracy. Wybaczam bo sztampowość jest szybko rekompensowana.

OCENA 4.5/6

The Last Ship S03E06 Dog Day
Zwykle bardzo lubię to jak jest przedstawiona akcja w The Last Ship. Bez różnicy woda czy ląd. Teraz jednak wyjątkowo się znudziłem. Atak na wyspę, przedzieranie się przez bambusy czy ostrzeliwanie w chatce było zbyt długie. Przez co po pewnym czasie straciłem zainteresowanie. Wracało gdy byli pokazywani jeńcy i ich walka mimo trudnego położenie. Reszta była taka sobie. Rzeczy, które już dawno widziałem tylko w innym settingu. Fajny pomysł z tunelami, takie odwołanie do Wietnamu tylko dość przeciętnie wykorzystane. Brakowało terroru i strachu przed kolejnymi metrami zdobywanej ziemi.

Może teraz gdy odbito zakładników i Mike wrócił na statek zostanie ruszony wątek polityczny. Najwyższy czas by poznać plany Chińczyków. I żeby gubernatorzy w USA zrobili swój ruch. I jak już wyliczę czego chcę to niech dadzą jeszcze Texa. Przydałby się jakiś występ gościnny.

OCENA 4/6

The Last Ship S03E07 In the Dark
Trochę szkoda, że tytułowej ciemności nie było tutaj więcej. Cały odcinek w tym stylu można było o tym zrobić jak w zeszłym sezonie podczas ukrywania się przed okrętem podwodnym. Jednak i tak było dobrze. Ucieczka przed chińczykami wyszło nieźle, kilka momentów było do prawdy emocjonujących. Jak wzięcie Nathana Jamesa za ich jednostkę. Albo przeprawa przez pole minowe. Trochę zamarzyła mi się otwarta bitwa morska na koniec sezonu.

W Sant Louis było początkowo nudno. Wyszukiwanie kolejnych brudów na prezydenta i jego radzenie sobie z kryzysem było męczące. Natomiast cliffhanger zaskakujący i nadający nowej dynamiki. Jeffrey postanowił dokończyć to co zaczął na pokładzie Nathana Jamesa i tym razem skutecznie popełnił samobójstwo. To tworzy zupełnie nową dynamikę w politycznym aspekcie serialu.

Podobało mi się co zrobiono z Greenen. Najlepszy cyngiel na pokładzie Nathana Jamesa, na co dzień spotykający się ze śmiercią i odczuwający stratę przyjaciela odbiera poród. Circle of life.

OCENA 4.5/6

The Last Ship S03E08 Sea Change
Pierw odnośnie rządowego wątku. Namieszało się. Nowemu prezydentowi zależy głównie na PR i nie jest zbytnio gotów na pełnieniu tej funkcji. Słucha się gubernatorów, którzy toczą własną grę. Przy okazji odciął Karę od głównych wydarzeń dlatego, że powiedziała to co myśli. To oznacza więcej bezcelowego miotania się. I nie wiem już sam czy podoba mi się ten wątek czy nie.

To samo mam z historią Penga. Jest zły do szpiku kości i marzy o światowej dominacji przeprowadzając ludobójstwo w Azji. Stawka jest wysoka, ale co z tego skoro została pozbawiona osobistych motywów. To wciąż dobrze się ogląda, ale trochę jestem tym już zmęczony.

OCENA 4/6

Timeless S01E08 Space Race
W połowie sezonu stwierdzam, że z coraz większą przyjemnością włączam kolejne odcinki. Wiem już czego się mogę spodziewać i serial jeszcze ani razu poważnie mnie nie zawiódł, tak żebym myślał żeby go porzucić. Jednocześnie wiele się tutaj nie wydarzyło czego mocno żałuję. Co tydzień to samo, a zabawa z podróżami w czasie za mało agresywna. Zmiany w czasie jakie są dokonywane nie naruszają statusu quo serialu, a jedynie wprowadzają elementy humorystyczne. Patrząc na pilota to troszkę boli. Choćby w tym odcinku bohaterowie mogliby wrócić do świata odrobinę bardziej zaawansowanego technologicznie.

Jednak historia odcinka znowu była bardzo przyjemna i dla zagęszczenia atmosfery rozbita na dwa segmenty. Pierwszy z nich to próba uratowania lotu Apollo 11. Ładnie wszystko rozpisane i do samego końca umiejętnie zwiększano napięcie choćby przez przemówienie Kennedyego. Śmieszne były też żarty z ówczesnej technologii i miny Rufusa. Drugi wątek to śledzenie Flynna i jego zagadkowy plan z fintą na końcu. Wykorzystał podróż w czasie by uratować własnego brata. To był zaskoczenie. I to całkiem fajne jakby serial znowu krzyczał "On wcale nie jest taki zły".

OCENA 4.5/6

Vikings S04E11 The Outsider
Przeglądając mój serialowy kalendarz zdziwiłem się z powrotu Wikingów. Jak to, już? Nie czekałem specjalnie, nie śledziłem nowinek więc się nie rozczarowałem odcinkiem. Miękki reboot serialu wyszedł akceptowalnie. Skupił się na przedstawieniu synów Ragnera, ich zażyłości i różnic między nimi. Szybko można było sobie wyrobić o nich zdanie. Zwłaszcza Ivarze, który może być ciekawym antybohaterem. Natomiast oglądanie samego Ragnara było dość przytłaczające. Snuje się od znanej osoby do znanej i opowiada o chęci zemsty na Anglikach i poznaniu swoich chłopców. Wydaje się rozbity i bez planu. Nie wiadomo co przeżył poza nieudaną próbą samobójczą, i nie wiadomo co zrobi. Po raz kolejny robią z niego wielką niewiadomą i trochę mnie to martwi. Ile razy można próbować tego samego?

Spodobały mi się nowe plenery. Piękne górskie widoczki, gęste lasy i zatłoczony Kattegat. I muzyka robiąca kawał solidnej roboty, zwłaszcza podczas "przywitania" Ragnara z synami. Klimatu Wikingom nie można odmówić. Przydałaby się jeszcze wciągająca fabuła.

OCENA 4/6