niedziela, 10 grudnia 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #260 [04.12.2017 - 10.12.2017]

SPOILERY

Batman The Animated Series S01E01 On Leather Wings
Dzisiaj prawdziwa klasyka na którą od dawna ostrzyłem sobie szpony. Można by pomyśleć, że po 25 latach animowany Batman będzie wyglądać archaicznie i odstawiać od obecnych standardów. Nic z tego. To współczesne animację z swoim pokracznym CGI i brakiem klimatu są daleko za Batmanem Bruca Timma.

Historia jest bardzo prosta. Ataki na laboratoria medyczne i podejrzenie Batmana, który musi dociec do prawdy. Bez zbędnych twistów historia o Hydzie i Jekyllu. Tylko jak pokazana! Mroczna atmosfera z przytłaczającym miastem. Batman prowadzący śledztwo przy użyciu swoich gadżetów, a gdzieś w tle krótkie historię Gordona i Bullocka reagujące na sytuację. O ile większość odcinka jest bardzo spokojna, nastawiona na klimat i atmosferę budowaną jeszcze przez wspaniałą muzykę Danny'ego Elfmana to końcówka to całkiem widowiskowe starcie. Dynamiczna scena akcji mogła się podobać.

Szkoda, że czas jest tematem deficytowym (powiedział Czesiek między odcinkami Inhumans), gdybym miał go więcej pewnie obejrzałbym dużo więcej odcinków. Chociaż, może uda się wcisnąć jeden na tydzień, to przecież tylko 20 min.

Inne:
- Harvey Dent pojawił się na krótką chwilę, udany foreshadowing.
- Kevin Conroy modulując swój głos jako Batman i Bruce Wayne na przemiennie w jednej scenie jest wspaniały.
- Batman mówiący "What's up dock" to już klasyka.
- oczywiście, że emisja odcinków, produkcja i numeracja na DVD to trzy zupełnie inne listy. Chronologicznie jest jeszcze inaczej.

OCENA 5/6

Marvel's Inhumans S01E01 Behold... The Inhumans
Widziałem, że będzie źle. Nie podejrzewałem, że tak bardzo. Myślałem o krytyce na wyrost. Tak żeby dokopać Marvelowi, nie często się to w końcu zdarza. Mieli jednak rację. Ten serial to katastrofa. Nie wyszło tutaj praktycznie nic od samego punkty wyjściowego i sposobie dystrybucji w IMAXach poczynając. Wizja Attilanu jest plastikowa, rodzina królewska Inhumans to zgraja cospleyerów u cioci na imieninach, a główny wątek jest tak sztampowy jak kolejny zły w filmach Marvela tylko z dużo gorszym wykonaniem. Aktorzy są fatalni (co dziwi najbardziej!), postacie nijakie, kulawa ekspozycja to drugie imię dialogów, wątek romansowy został wydarty z harlekina. Mógłbym tak długo. Od każdej sceny bija sztuczność, serial razi swoją prostotą. Na yt można znaleźć dziesiątki lepiej zrealizowanych amatorskich produkcji. Oczywiście schrzaniono też montaż i sceny walki, które są równie nudne jak w Iron Fist. Scott Buck pozdrawia. W sumie to podobały mi się zdjęcia na Hawajach i zostałem zaskoczony przez jeden twist, który przykuł moją uwagę na parę minut. Tyle.

Inne:
- Attilan, miasto na księżycu którego mieszkańcy wyśmiewają Ziemską technologię wygląda gorzej niż Europejska metropolia. Zwykli Inhumans ubierają się podobnie do nas, mają szklane naczynia, drewniane skrzynki, a nastolatki słuchają głośno muzyki i ignorują rodzinne uroczystości. Zero pomysłu na uatrakcyjnienie stylistyki.

OCENA 2.5/6

Marvel's Inhumans S01E02 Those Who Would Destroy Us
To jest tak złe, że co jakiś czas wybucham spazmami śmiechu. Fabuły tutaj nie ma żadnej, intryga jest banalna, a postacie nijak interesujące. Niby serial próbuje pokazać problem walki klas, ale to też robi nieudolnie. Wszystko co dzieje się na ekranie jest absurdalne i fatalnie wykonane. Ja się śmieje w miejscach do tego nie przeznaczonych, serial chciał żeby śmiał się z powodu nieobycia Inhumans na Ziemi. To nie jest śmieszne tylko żenujące. Najbardziej jednak mi szkoda ludzi którzy poszli do kin IMAX obejrzeć dwa pierwsze odcinki. Nic nie usprawiedliwia takiego wydatku.

Inne:
- serio, miniflashbacki do wydarzeń z poprzedniego odcinka?
- oczywiście, że Inhumans perfekcyjnie znają angielski. 
- Inhumans na księżycu szpiegują ludzi, bez ustanku obserwując co dzieje się na Ziemi, a Blackbolt i tak nie rozumie koncepcji smartfona i pieniędzy. 
- ze wszystkich miejsc na Ziemi Lockow zabrał Inhumans akurat tam gdzie ostatnio na nich polowano.
- bransoletki Inhumans nie mają możliwości wysyłania wiadomości tekstowych. Kto by się spodziewał, że Blackbolt nie będzie mógł się przez to komunikować z innymi. Dobrze, że przynajmniej GPS z opcją wyświetlenia mapy jest.
- Gorgon, dowódca straży królewskiej prawie się utopił wchodząc do oceanu i nawołując Trytona. Biedaczek zginąłby od razu gdyby wylądował na ruchliwej ulicy.
- Karnak, widzi wzorce, nieskończone możliwości, potrafi wszystkich zaplanować w najdrobniejszych szczegółach, a i tak spadł z klifu...
- żarty o kopycie Gorgona kontratakują!
- Maximus dowiedział się od wieszcza, że Rada Genetyczna planuje jego śmierć. No niemożliwe, że komuś nie pasuje zamach stanu. Tylko czemu nie podjął wcześniej żadnych kroków? Zresztą nieważne, nie było pytania.
- Blackbolt zniszczył radiowóz podczas aresztowania, jest metą, a oni go zabrali na posterunek policji.

OCENA 2/6

Marvel's Inhumans S01E03 Divide and Conquer
Inhumans przypomina mi trochę późniejsze The Event, które oglądałem tylko po to by zobaczyć jak idiotyczne pomysły wykrzesają z siebie scenarzyści. Dziewięćdziesiąt procent scen jest tutaj w jakiś sposób wadliwie wykonana, ale najgorsze jest prowadzenie historii. Czy raczej "historii". Tutaj nic się nie dzieje. Rodzina królewska jest rozproszona i przeżywa własne przygody, a Maximus rządzi sobie na księżycu. Czy raczej jest  królem bezosobowego społeczeństwa. Próba akcentacji nierówności społecznych jest na nic jeśli nie pokazuje się społeczeństwa.

Inne:
- Attilan ma 1400 osób i oni chcą podbić Ziemię. Nie widzieli nigdy Avengers? Good luck.  
- Medusa żądająca od bankomatu pieniędzy bo jest królową, takie śmieszne!
- "Będę walczył dla twojego króla honorując tym mojego", powiedział randomowy spotkany surfer Gorgonowi po dniu znajomości.
- przeszukiwanie dżungli w wykonaniu Inhumans - parę postaci idzie obok siebie i rozmawia o głupotach.
- Mordis, równie potężny co Blackbolt i siejący strach robi za comicrelief. Kolejny z serii genialnych pomysłów.
- Gorgon buja się z surferami, Karnak wpadł na hodowców maryśki, Blackbolt w więzieniu - Hawaje miejsce pełne atrakcji dla Inhumans.
- Aruan dwa razy dała się nabrać na podstęp z zostawieniem transmitera i zastawieniem pułapki, dwa razy scenarzyści w przeciągu dwóch odcinków męczą mnie tym samym schematem.

OCENA 2/6

Marvel's Inhumans S01E04 Make Way for... Medusa
Kompletnie nijaki odcinek. Nawet żenująco śmiesznych momentów nie było co trochę mnie smuci. Na razie wygląda to jak kilka opowieści o kosmitach szukających swojego miejsca na ziemi. Wszystkie jednakowo słabe. Black Bolt siedzi w laboratorium, Gorgon dalej biega po dżungli, Crystal leczy psa, a Karnak romansuje na plantacji narkotyków. Jedynie Medusa robi coś sensownego próbując znaleźć męża. Tylko Louise męczy. Niby sympatyczna, ale strasznie podobna do Felicity z Arrowa z mało przekonującą historią. A jest jeszcze Maximus, który umacnia swoją władzę w Attilan nie robić nic zaskakującego. 

Inne:
- w drugim odcinku Blackbolt ucieka przed policją, teraz Medusa. Ten serial co chwila recyklinguje swoje pomysły.
- dopiero połowa sezonu, a ja już nie mam siły na więcej.

OCENA 2/6

Marvel's The Punisher S01E05 Gunner
Trochę denerwuje mnie zachowanie Franka i jego podchody do żony Libermana. Rozumiem sens tych scen. Pokazanie jego tęsknoty za normalnym życiem i odnalezienie substytutu rodziny. TYlko to trochę męczącą. Jednak podoba mi się zachowanie Davida. Godnie to znosi. A jego sceny z Frankem to złoto. Wieczne kłótnie i utarczki słowne. A scena z jedzeniem kanapki i zazdrość Franka była tak bardzo ludzka, że się bardziej nie da.

Ogólnie odcinek dalej trzyma poziom. Mógłby być odrobinę krótszy, ale ma mnóstwo interesujących scen która szybko pozwalają zapomnieć o okresach dłużyzny. I fantastyczne sceny akcji gdzie próbowane jest nieszablonowe podejście. Kamerki na twarzy żołnierzy i wsparcie z drona podczas leśnej obławy, miało to klimacik. Chociaż wolałbym Franka jako łowcę, a nie zwierzynę. Dalej świetnie wypada Madani z jej pewnością siebie.

OCENA 5/6

Marvel's The Punisher S01E06 The Judas Goat
Bardzo spokojny odcinek. Nawet trochę za bardzo. Miał sporo ważnych elementów, ale można by je upchnąć gdzie indzie i sezon by na tym nie stracił. Frank przez większość przesiedział w jamie i ponownie przeżywał swoją traumę. Jego majaki zaczynają przebierać nową formę bo coraz bardziej zależy mu na rodzinie Libermanów. To jest bardzo fajnie prowadzony story arc. Frank szuka tutaj pewnego rodzaju pocieszenie.

Najważniejszą rzeczą było ujawnienie antagonisty sezony, by jeszcze bardziej podbić osobisty wymiar historii. Frank stracił jedną rodzinę, a teraz druga go zdradza. Billy okazał się współpracownikiem Agent Oragne. Nie powiem, że jakoś mnie to specjalnie zdziwiło. Trochę szkoda bo to oklepany trop.

Serial ładnie skomentował nasz świat. Brawo dla tego kto wymyślił nacisk na weteranów wojennych. Parszywy świat lubi ich wykorzystywać i naginać ich wolę przez osoby widzące lepiej. Tym kimś jest "weteran z Wietnamu", który nigdy nie opuścił Teksasu. Najgłośniej krytykuje rząd, jest najbardziej poszkodowany, a tak na prawdę jest roszczeniowcem żerującym na innych.

OCENA 4.5/6

Mindhunter S01E09 Episode 9
Gdybym był złośliwy napisałbym, że serial wreszcie dostaje poważniejszy wątek fabularny dotyczący prowadzonych badań. A jak wiadomo nie jestem. Napiszę tylko, że czuć intrygę, bohaterowie popełniają błędy i szykują się konsekwencję działań które podjęli. I tylko szkoda, że dalej zachowanie Forda jest siłą napędową.

Odcinek nie odbiega zbytnio od swojego schematu. Kolejne przesłuchanie mordercy, pokazywanie jakim dupkiem jest Holden i pomoc w łapaniu morderców. Brakuje pazura innowacyjności. Gorzej, mam wrażenie, że fabuła jest tutaj prowadzona niekonsekwentnie, a przeskoki w czasie zaburzają rozwój postaci. Zamiast dostawać istotne rozmowy samoczynnie zmienia się status quo. Ot Bill znowu nie ma nic przeciwko wywiadom z mordercami, Ford znowu jest z swoją dziewczyną.

OCENA 4.5/6

Mindhunter S01E10 Episode 10
Wreszcie koniec. Jestem z siebie dumny, w nagrodę poproszę lepszy następny sezon. Z rzetelnym prowadzeniem nie tylko Forda, ale jego kolegów z pracy. I prawdziwej historii, a nie ram narracyjnych pozwalających na prowadzenie krótkich historyjek.

Sezon skończył się dobrze, w porywach do bardzo dobrze. Holden pękł, jego arogancja osiągnęła punkt graniczny. Jest niczym sędzia wydający wyroki, muszący tylko udowodnić winę. Nie liczy się z nikim, z przełożonymi czy własną dziewczyną. Przeszedł bardzo wiarygodną drogę. Sama końcówka to jego upadek. Złamał się, po spotkaniu z Kamperem dostał ataku paniki. Wszystko się w nim nagromadziło i doszło do wybuchu. Czy to, że Ed uznał go za swojego powiernika i przyjaciela? Czy grożenie śmiercią? Na pewno jest to interesujące zwieńczenie jego historii.

Gorzej z innymi rzeczami. Znowu trochę śledztwo i dużo dialogów. Wendy dostaje kilka scen, Bill zostaje zlekceważony. Pod tym względem niechlubny standard dla serialu. Chciałbym żeby to się poprawiło.

Inne:
- plusik za ścieżkę dźwiękowe, kapitalnie dobrane kawałki budujące klimat epoki.

OCENA 4.5/6
OCENA SEZONU 4.5/6

Riverdale S02E07 Chapter Twenty: Tales from the Darkside
Jakby to najprościej powiedzieć? Co za świetny odcinek! Mroczna antologia w świecie Archiego z niebanalnymi twistami. Pierwsza opowieść z dreszczykiem była zapewne delikatnym wprowadzeniem do Sabriny. Greendale, sekty, mordercy, nawiedzeni ludzi. I towszystko na drodze z punkty A do B. Jughead wpadł, jest przemytnikiem tajemniczych pudełek. Banalne, ale podane w znakomitej formie. Tak ja druga historia o Josie. Josie! Tajemniczy stoker, podrzucanie mylnych tropów i budowanie zagrożenia w miasteczku. I znowu końcówka! Sheryll okazała się prześladowczynią. Ha, więc jej przechadzanie się w tle kilka odcinków temu miało jakieś znaczenie. Ostatnia historia opowiadała o Betty i Veronice. Tutaj fajna zagrywka, to panna Cooper była antagonistką niesłusznie podejrzewającą szeryfa o bycie Black Hoodem. Trochę komedii omyłek, trochę slapstiku, ale najwięcej tego gęstego klimatu tajemnicy.Jeszcze raz - świetny odcinek, delikatny wdech przed dalszymi wydarzeniami i kładzenie fundamentów pod nowe wątki.

OCENA 5.5/6

Riverdale S02E08 Chapter Twenty One: House of the Devil
Sprawa Black Hood zeszła na drugi plan. Ten odcinek był o związkach. I moje nieczułe serduszko parę razy poruszyło się z wzruszenia. Ten serial umie prowadzić swoich bohaterów i nie raz zaskakuje. Wciąż też posiada ten niepokojący klimat potęgowany przez zdumiewający styl realizatorski jak na serial The Cw. I ta ścieżka dźwiękowa. Zwłaszcza gdy bohaterowie śpiewają. Mad World w wykonaniu czołowej trójki był wyśmienity, zwłaszcza że tak dobrze pasował do ich obecnego stanu emocjonalnego. Nie wiem tylko co myśleć o striptizie Betty. Jej psychoza znowu daje o sobie znać więc można to uznać za wiarygodne.

Inne:
- proszę, sparujcie Alice i FP, nie teraz czy za sezon, ale ewentualnie muszą wylądować razem.

OCENA 5/6 

Vikings S05E01 The Departed Part One
Długo się zastanawiałem czy nie zostawić Wikingów i obejrzeć ciurkiem połowę sezonu. W końcu i tak Przez Netflixa nie nadążam z oglądaniem na bieżąco. Zwyciężyła jednak ciekawość. Trochę się stęskniłem za serialem, a historyczne klimaty +100 lat to ostatnio rzadkość na mojej playliście.

I jestem zadowolony z podjętej decyzji. Może nie był to jakiś spektakularny odcinek, ale miał bardzo dużo scen, które nie pozwalały pozostać obojętnym. Spotkanie braci po morderstwie Ivara i debatowanie o przyszłości miało niewypowiedziane napięcie. Ivar to tykająca bomba, która czeka by ponownie wybuchnąć. Podczas najazdu na York dał demu dowód. Cieszył się z zadawania śmierci. Paradoksalnie równie wiarygodny był żałując morderstwa Siguarda. Dla kontrastu pokazano Ubbe, które wygląda na znudzonego ciągłą wojną, jest niczym jego ojciec i to nie tylko z wyglądu. Szykuje się interesujący konflikt.

Można lubić bohaterów i im kibicować, ale w Wikingach nie brakuje pewnego dysonansu. W jednej scenie bijesz brawa i krzyczysz imię Flokiego by w następnej być w szoku gdy nasi herosi składają w ofierze dzieci. Serialu, robisz to dobrze.

Lata mijają, a obsady ubywa więc trzeba ją sukcesywnie powiększać. Tym razem postarzono synów Bjorna i Athlesteina. Szykują się kolejne pokoleniowe konflikty i opowieść o dojrzewaniu i oczekiwaniu ojców. Jest też Heahmund, wojowniczy biskup. I szczerze mówiąc na razie nie pokazał niczego ciekawego. Jonathan Rhys Meyers charyzmę posiada, czekać tylko trzeba aż jej użyję.

OCENA 5/6

Vikings S05E02 The Departed Part Two
Lubię mistyczne klimaty w Wikingach. Zderzenie świata ludzi z boskim pierwiastkiem jak i te bardziej odważne skoki w kierunku fantastyki których nie można wytłumaczyć stylem wizualnym czy naćpaniem bohaterów. Tutaj takie podniosłe momenty były dwa. Pierw Alfred dostał wiadomość od swojego zmarłego ojca. Symboliczne namaszczenie na przywódcę i być może zbawiciele Anglii. Potem dostałem fantastyczną podróż Flokiego po Grenlandii, która mogłaby się znaleźć w informatorze turystycznym. Piękne widoki zaściełanego zielenią lądu i jego przekonanie o wylądowaniu w Asgardzie. Teraz czekać na brutalne starcie z rzeczywistością i spotkanie pierwszych ludzi bo to raczej nie będzie survival Flokiego na niegościnnym lądzie.

Trochę gorzej wypadają inne wątki. W Yorku działo się mało, a napięcie między braćmi to rzecz stara. Tylko Ivar wykonuje coraz więcej agresywniejszych kroków by umocnić swoją władzę. W Kattagat za to Lagherta w głupi sposób narobiła sobie kłopoty gwałcąc wcześniej Haralda. Strasznie naciągana jego ucieczka, tak jak pojmanie Astrid. Spiski w mieście to kolejna powtórka z rozgrywki. Mam nadzieje, że Michael Hirst ma dobry pomysł i nie będzie recyklował wątków.

Inne:
- dawać mi Bjorna i podróż po Morzu Śródziemnym. 

OCENA 4.5/6

niedziela, 3 grudnia 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #259 [27.11.2017 - 03.12.2017]

SPOILERY

House of Lies S02E01 Stochasticity
Losowanie nie było dla mnie łaskawe w tym tygodniu. Pierwszy sezon House of Lies miał swoje momenty, kilka razy się pośmiałem, a i obsada była całkiem sympatyczna. Tylko to nie był mój typ humoru. Zbyt wulgarne, za dużo fucków i niesmacznych żartów. Dlatego zrezygnowałem z oglądania, nie pomogła nawet moja miłość do Kristen Bell. Powrót do serialu po pięciu latach nie zmienił mojego odbioru całości. Dalej trafi się kilka komediowych perełek, jak tutaj próba zidentyfikowania klienta, ale ogólnie za dużo szlamu. Na szczęście aktorzy są na tyle dobrzy, że ogląda się to z jakimś zaciekawieniem. Na pewno nie chciałbym jeszcze raz trafić na ten serial, ale nie będę załamywał rąk z tego powodu.

OCENA 4/6

Marvel's The Punisher S01E03 Kandahar
Przerażają mnie godzinne odcinki. Patrzę na przydługi czas i automatycznie zaczynam oczekiwać dłużyzn. One były w tym odcinku, ale nie przeszkadzały. Udanie rozpisano główne fabularne mięsko między Franka i Libermana fundując przy okazji ekspozycyjne flashbacki. Niby pójście na łatwiznę, ale zadziałało. Przesłuchiwanie, tworzenie się więzi między dwiema tak odmiennymi osobami i pokazanie ich przeszłości. Wszystko to na tykającej bombie by podbić napięcie. Podobało mi się też jak pokazano Franka. Niby znowu skrzywiłem się widząc jego heroiczną akcją ratującą kolegów. Szybko jednak przerodziła się ona w rzeź. Pokazano, że to nie śmierć rodziny zmieniła Franka w bezlitosnego zabójcę. System wykorzystał go dużo wcześniej.

OCENA 5/6

Marvel's The Punisher S01E04 Resupply
Cztery odcinki serialu i wciąż niewiele się wydarzyło. Zawiązanie akcji jest pretekstowe, a w ciągu 4h fabuła nie ruszyło zbytnio do przodu. Serial pod tym względem rozwija się dużo wolniej od swoich poprzedników. I szczerze mówiąc mi to nie przeszkadza. Tym razem dostałem przedziwną mieszankę komedii kumpelskiej z dramatem o PTSD. Absurdalne motywy jak Frank z różową bronią przeplatają się z ludzką traumą. Jakiś cudem to się sprawdza. Jest też odrobinę więcej akcji, na czele z długim pościgiem ulicznym rozgrywanym tylko przy dźwiękach silników. Ogólnie mimo pozornej stagnacji serial oferują sporą różnorodność wydarzeń na ekranie.

OCENA 5/6

Mindhunter S01E07 Episode 7
Ładnie poprosiłem o powrót wywiadów z mordercami i zostałem wysłuchany. Tym razem nałogowy kłamca z fetyszem butów. Zupełnie się nie dziwię Billowi który ledwo wytrzymuje psychicznie. Kolejne rozmowy go wyczerpują i coraz bardziej odbijają się na jego rodzinie. Jest to też trochę wymówka do problemów w małżeństwie.  Cieszy mnie ten przyziemny wątek osobisty. Niestety nie mogę powiedzieć tego samego o Wendy. Kilka minut odcinka zostało zmarnowane na karmienie kota. Trochę to absurdalne nawet jeśli ładne wizualnie. Fajnie za to wypada problem Holdena. Niby rozmowy go nie ruszają, ale zwraca uwagę na rzeczy które wcześniej go nie obchodziły.

Ogólnie odcinek poczytuje na plus chociaż mam coraz większe wrażenie, że ten serial nigdzie nie zmierza, a meandruje na jeden konkretny temat. W połowie sezonu coś się zaczęło dziać wokół postaci, ale to jest jeszcze trochę do poprawy jeśli ma spełnić wszystkie oczekiwania.

OCENA 4.5/6

Mindhunter S01E08 Episode 8
Do końca zostały jeszcze dwa odcinki, a mi zwyczajnie w świecie się nie chcę. Jestem znudzony. Podziwiam wykonanie, tworzenie napięcia podczas dialogów i częstym odnoszeniem zachowań psychopatów do codziennych zachowań. Tylko, że brakuje mi tu angażującej fabuły. Ewolucja bohatera to za mało. Tym bardziej rozpisana na 10h. Mam już dość Holdena, dobrze go poznałem i kolejne sceny nie mówią mi o nim wiele nowego. Arogancki, wysoce inteligenty, nie potrafiący radzić sobie w niektórych codziennych sytuacjach. Nic nowego. Doceniam też zmianę otoczenia z więzienia na szkołę i przedstawienie dyrektora mającego fetysz łaskotania dzieci. Działa to pod kątem narracji psychologicznej serialu. Gorzej wypada jako środek mający pobudzić zainteresowanie.

OCENA 4/6

Mr. Mercedes S01E06 People in the Rain
Czas nadrobić kolejny rozpoczęty serial. Nie udało mi się go obejrzeć równo z emisją z powodu sporej liczby dłużyzn i tego że minął się z moimi oczekiwaniami. Dłuższa przerwa pomogła mi w odbiorze. To jest bardzo ciekawy dramat, a nie serial kryminalny z gonieniem zabójcy. Tym razem postawiono na relację w rodzinie. Bill wspominał swoją córkę, a my oglądaliśmy flashbacki. Mocno osobista historia z kłopotliwą córką, która idzie do aresztu by nauczyć się życia i przez to zraża się do ojca. Świetnie zagrane. Mroczniejszą opowieścią było pokazanie zachowania Brodyego. Gdy jego matka próbuje wyjść z nałogu on ją zachęca do powrotu bo wtedy stwarza mniej problemów. Prawdziwy socjopata. Ogólnie całość oglądało się z całkiem sporym zainteresowaniem. Dużo dobrze rozpisanych dialogów i wizualnie skomponowanych scen.

OCENA 4.5/6

Mr. Mercedes S01E07 Willow Lake
Co za świetna końcówka odcinka. Zresztą nie tylko ona. To była bardzo dobra opowieść z mnóstwem chwytających scen. Czy to zwolnienia w sklepie z elektroniką czy nastolatkowie łamiący hasło w laptopie. Jednak prawdziwą perełką było przemówienie na pogrzebie puszczone po śmierci Janey. Wywołało emocję i poruszyło. A tego nie spodziewałem się po tym serialu. Nawet slowmo zostało użyte w nienachalny sposób i spotęgowało grozę wydarzenia. Serial udanie podgrzał atmosferę przed finałem. Brody wykonał swój ruch, jego matka znalazła rekwizyty, a Bill w żałobie będzie bardzo niebezpieczny. Aż chcę się oglądać dalej, czego za bardzo nie mogłem powiedzieć przy poprzednich odcinkach.

OCENA 5/6

Mr. Mercedes S01E08 From the Ashes
Jeśli robiłbym ranking na najbardziej wstrząsające serialowe momenty roku na pewno wybrałbym scenę z tego odcinka Mr. Mercedes. Przypadkowa śmierć Deborah została pokazana w naturalistyczny sposób. Zatrucie, bóle brzucha, wymioty, broczenie krwią i powoli uchodzące życie na oczach własnego syna który nie chcę wezwać pogotowia. Trwało to długo i wywołało piorunujący efekt. Spotęgowany jeszcze przez końcówkę odcinka. Martwa Deborah leży w swoim łóżku, a syn Brady opowiada jej historię z dzieciństwa. Godny następca Normana Beatsa.

Trochę się zdziwiłem coraz większą rolą Holly w serialu. Myślałem, że to kilkuodcinkowy występ, a szykuje się na długookresowe zastępstwo dla Janey. Nie mam nic przeciwko. Jest sympatyczna i ciekawie wypadają jej relację z Billem czy Jeromem, a i jest całkiem przydatna przy łapaniu Brady'ego. Czuję, że dostanie się do głównej obsady w przyszłym sezonie. Idealnie się wpasuję z swoją chorobę w egzotyczną mieszankę bohaterów Mr. Mercedes.

Bardzo podoba mi się jak prowadzony jest Bill. Po tragicznych wydarzeniach odwiedza córkę i szuka przebaczenia, wątpi w słuszność śledztwa i oddaje prowadzenie policji. Przy tym to cały czas ta sama postać. Scenarzyści odwalają kawał bardzo dobrej roboty.

OCENA 5.5/6 

Mr. Mercedes S01E09 Ice Cream, You Scream, We All Scream
Serial utrzymuje swój szczyt formy i nie można się oderwać od lektury, jest tak dobrze. Tożsamość Mercedes Killera została ujawniona, a policja myśli że go dopadła. Świetna scena podczas szturmu na jego dom i oczekiwanie na coś dużego. Ogólnie odcinek był pełen napięcia z gęstą atmosferą. Widać, że zbliżamy się do końca. Podobał mi się też monolog Holly, o jej przeszłości i tym że nie lubi takich ludzi jak Brady. Z chęcią chciałbym się więcej o niej dowiedzieć.

OCENA 5/6

Mr. Mercedes S01E10 Jibber-Jibber Chicken Dinner
Jestem zadowolony, że postanowiłem skończyć Mr. Mercedes. Inaczej pewnie bym nigdy do niego nie wrócił i ominąłby mnie naprawdę dobry serial. Finał jest odpowiednim zwieńczeniem opowieści. Sezon stanowi zamkniętą całość, ale kilka furtek pozostało otwartych. Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że z przyjemnością wrócę do produkcji, a może jeszcze po drodze zainteresuje się książkami.

Mr. Mercedes pod względem prowadzenia napięcia jest serialem wzorowym. Nie musi się dziać wiele by przykuć mnie do ekranu i angażować moje zainteresowanie. Zaczęło się od koszmaru Billa, potem kontynuacja śledztwa i wreszcie konfrontacja z Bradym. Świetnie zrealizowana z mistrzowskim wykorzystaniem slowmo i ścieżki dźwiękowej. Cieszy mnie też, że to Holly i Jerome odegrali znaczące rolę na sam koniec. Mniej jestem zadowolony z braku osobistej konfrontacji między Billem i Bradym. Ot jedyny zgrzyt do którego mogę się poważnie przyczepić.

OCENA 5/6
OCENA SEZONU 5/6

The Deuce S01E05 What Kind of Bad?
Zadziwiające jak dobrze Vincowi układa się życie. Dogaduje się z mafią, skutecznie prowadzi swój bar, daje zatrudnienie rodzinie. Żyję jak król. Czekam na jego upadek i jakoś się na to nie zanosi. W przeciwieństwie do innych bohaterów. Poturbowanych przez los lub ślepych idealistów. Abby sobie nie radzi, nie rozumie ludzi jej otaczających. Wyprzedza swoje czasy. Dostosuje się czy zginie? A może doczeka się aż świat ją dogoni. Tego problemu nie ma Candy. Sztukę adaptacji opanowała do perfekcji. Tylko w przeciwieństwie do Abby nie jest sobą. Udaje w pracy, udaje w związku, zakłada maskę. I szuka. Znowu próbuje dostać się do branży filmowej. Ten odcinek pełny jest takich trafnych spostrzeżeń o ludziach. Bohaterowie mają uczucia, te postacie są żywe i szybko ich los interesuje widza. Tak się robi seriale proszę państwa. Tak się opowiada o świecie.

OCENA 5.5/6

The Deuce S01E06 Why Me?
Dotychczas serial skupiał się na płotkach, ludziach z samego dna hierarchii. Prostytutkach, alfonsach, Vincencie i jego wesołej kompanii. Czasem dawano do zrozumienie czym zajmuje się Rudy. Opowiadano jednak historię zwykłych ludzi. Dzisiaj panowie wprowadzili w życie swój plan. Gdy życie toczyło się normalnie doszło do trzęsienia ziemi gdzie nigdy nic nie będzie takie samo. Miasto żyję i dynamicznie się zmienia. To ono determinuje ludzkie życia, a nie na odwrót. Najciekawsze, że to nie koniec twistów. Usunięcie prostytutek z ulicy to jedno. W zanadrzu są jeszcze wybory na burmistrza i śledztwo dziennikarskie. Zadziwiające ile emocji wzbudza ta historia w porównaniu do ilości czasu jakie jej jest poświęcane.

Vincent zaczyna kwestionować swoją przydatność co jest absurdalne. Czemu on? Bo jest uczciwy. Nie wiem czemu, może jestem cyniczny ale czekam na jego moralny upadek. Chłop radzi sobie ze wszystkim, a taka passa nie może trwać długo. Widzi to Candy. Ma świetne sceny, ta jej determinacja wyrwania się z prostytucji. Aż dziwne, że ich losy tak rzadko się przecinają.

OCENA 5.5/6

The Deuce S01E07 Au Reservoir
Ciężko jest mi odnaleźć jakiś wspólny motyw odcinka. Może "bycie sobą"? Bohaterowie podejmują decyzję w zgodzie z własnym sumieniem, przestają się oszukiwać i pewien sposób są szczęśliwi. Inni zdają sobie sprawę, że nie nadają się do swojego życia i przyszedł czas na zmiany. Tak, to jest dobry motyw przewodni.

Odcinek po raz kolejny został zdominowany przez bohaterki. Może to i mężczyźni podejmują najważniejsze dedycję i kształtuje przyszłość Deuce, ale to kobiety ogląda się tutaj najciekawiej. Eileen zaczyna się odnajdywać w pornobiznesie, tylko czekać aż będzie stała za kamerą. Jej marzenie powoli się spełnia. Abby jak zwykle zachowuje się buntowniczo i w dość ekscentryczny sposób przedstawia Vincenta swoim rodzicom. Prócz tego po raz kolejny pomaga prostytutce wyrwać się z NY. Interesująco wypada zderzenie dwóch światów w których się obraca i tak na prawdę nie przynależy do żadnego z nich.

The Deuce jest serialem spokojny. Nastawionym na rozmowy i portretowanie świata. Niewiele tutaj dynamicznych scen czy strzelanin. Jednak jeśli już ktoś sięga po pistolet to działa to na widza elektryzująco. Tym razem był to Leon z baru. Nie wytrzymał psychicznie i ze spokojem zabił Reggiego który znęcał się nad swoją dziewczyną. Świetnie pokazany moment złamania i niemal niezauważony rozwój postaci trzeciego planu.

Inne:
- Franki został wkręcony na seans gejowskiego porno, biedaczek. 

OCENA 5.5/6

The Deuce S01E08 My Name is Ruby
Na zakończenie sezonu mogę napisać jedyną właściwą rzecz - jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy serial roku. Skomplikowane postacie tworzące kolorową mieszankę portretowanego z niesamowitą wnikliwością Nowego Jorku. David Simon jest mistrzem. Przy całej swojej wybitności wydaje mi się, że udało mu się też stworzyć bardzo przystępny serial, który powinien trafić do szerszego grona niż jego poprzednie pozycję.

Koniec sezonu zapowiada zmiany dla Deuce. Koniec z prostytutkami na ulicach i boom na porno. Dziewczyny będą musiały na nowo układać swoje życie, a Pipoli i Frankie z ferajną kombinować na nowe sposoby. W tej zmianie jest też pewna stałość. Dalej trzeba sobie radzić na różne sposoby wymagające naginania prawa, a niektórych rzeczy nie da się naprawić. Korupcja w policji czy wykorzystywanie ludzi będą trwać wiecznie.

Nie muszę chyba pisać jak wspaniała była Maggie Gyllenhaal reżyserująca swój pierwszy film i tłumacząca ruch kamery. Jak dobrze wypadł James Franco w starciu z brutalnym światem mafii i zemstą na człowieku który pobił jego żonę. Cała obsada spisała się koncertowo, a scenarzyści z każdej sceny wykrzesywali coś nowego i elektryzującego.

I jeszcze słówko o tytule. Pod koniec odcinka dochodzi do morderstwa Ruby, przed śmiercią przypomina by mówić jej po imieniu. Może jest i prostytutką, ale też człowiekiem. Dla kontrastu jest dehumanizowana przez Vincenta, szanują ją, ale to Deuce, takie rzeczy się zdarzają i bardziej martwi go zniszczony szyld. Kapitalnym pomysłem było jeszcze wplecenie w wątek Ruby Eileen, która jadąc na pokaz Głębokiego gardła krzyczy do niej i nie zostaje usłyszana. Gdyby nie udało się jej wyrwać z ulicznej prostytucji to samo mogło spotkać i ją.

OCENA 5.5/6
OCENA SEZONU 5.5/6

środa, 29 listopada 2017

Darkwing Duck [NES]

Seriale i seriale, wypadałoby napisać o czymś innym. Gram, czytam książki i komiksy więc materiał na notkę jak najbardziej jest. Planowałem nawet krytyczny wpis o fabule Wiedźmina Trzeciego. Zriserczowałem kawałek internetu, zrobiłem kilka notatek... i usunąłem całość. Zamiast tego będą pisał o Darkwing Duck z NESa. Czemu? Ciężko powiedzieć. Po pierwsze, mój mózg chodzi własnymi drogami, nie warto próbować go zrozumieć. Jeszcze się można zarazić czegoś złego. Po drugie, mimo, że nie gram wiele to byłem odrobinę znudzony blockbusterami i ~100h zabijania utopców i innego tałatajstwa. Postanowiłem zrobić sobie przejażdżkę w czasy dzieciństwa, zagrać jeszcze raz na kultowym systemie w platformówką, której nie miałem okazji za dzieciaka dostać w budzie z grami. Szalony pomysł z realizacji, którego chciałbym się podzielić z tobą czytelniku.

Postać Dzielnego Agenta Kaczora powstała w 1991 roku dla animowanego pasma Disneya i szybko okazała się sukcesem. Kaczy mściciel fascynował dzieci swoją mroczniejszą od DuckTales atmosferą  co przełożyło się na komercyjny sukces. Tutaj mógłbym zgrabnie przepisać notkę z wiki. Nie lubię jednak marnotrawstwa czasu więc dla chcących poczytać więcej o tej fascynującej postaci, jej historii i kontekście popkulturowym polecam blog Lektura Obowiązkowa. A jeśli już klikniecie w link zostańcie tam na dłużej, dużo dobrego materiału. Tylko nie zapominajcie o mnie.


Nas interesują przede wszystkim gry więc opowiadając o początkach wirtualnego Darkwing Ducka trzeba wspomnieć o devoloperze. Jest nim sam Capcom. Twórca Residentów już za czasów Femicona rozpoczął i spopularyzował marki z którymi jest teraz kojarzony i przyniosły mu wywrotki pieniędzy. Choćby Street Fighter, Bionic Commando, Ghosts 'n Goblins i kultowy Mega Man. Mimo bycia pionierem współczesnego gamedisgina żółto-niebiescy nie gardzili licencjami znanych marek filmowo-telewizyjnych. Gry pogardzane za czasów PS2 gdzie sukcesem było 5/10, obecnie robione na szybko na mobilki z nieodłącznymi mikropłatnościami. Capcom zrobił jednak coś innego. Stworzył dzisiaj już kultowe tytuły na licencji Disneya do których sentymentalni gracze wciąż wracają. DuckTales, TailSpin, Chip 'n Dale Rescue Rangers. Tytuły tak dobre, że dorobiły się całkiem niedawno reedycji na współczesne konsole. Wszystko to dzięki Mega Manowi.

Ostatnie zdanie jest na wyrost. Trzeba jeszcze dodać trochę szczęścia przy przejmowaniu licencji, zakulisowych rozmowach, nie zapominać o utalentowanych ludziach zarządzających projektami i przysłowiowemu Hiroshiemu, który rzucił genialnym pomysłem na spotkaniu preprodukcyjnym. Jednak przede wszystkim Megamenowi. Sześć gier w serii to nie byle co, świadczy, że Capcom platformówki ma we krwi. A największym tego beneficjentem jest Darkwing Duck. Czy może jest to jego największym przekleństwem.

Gra powstała na zmodyfikowanym silniku Mega Mana przez co gameplay obydwu gier jest bardzo zbliżony. Pierw wybór planszy z puli dostępnych, a następnie klasyczne poziomy z dużą ilością skakanie z charakterystyczną bezwładnością i strzelania do wrogów. Z cech różnicujących można wyróżnić możliwość zwisania z platform, zasłanianie się peleryną i broń z trzema dodatkowymi trybami strzelania oraz brak zdobywania umiejętności po pokonanych bossach. W obydwa tytuły gra się bardzo podobnie.


Jeśli chodzi o wrażenie z gry to ja idę okoniem do znacznego grona i mam mieszane uczucia. Gra jest wymagająca, szczególnie podczas pierwszego podejścia. Uczy cierpliwości i wymaga nauki schematów zachowania przeciwników, których rozmieszczono w jak najbardziej złośliwych miejscach. Tylko po to by wydłuży przechodzenie tytuły. Gracz uczy się na własnych błędach i zgonach z konieczności. Nie znając zachowań przeciwników życie przelatuje między palcami i trzeba zaczynać od nowa. Nauka przez śmierć. To rozczarowuje. Dam tutaj przykład. Na jednej z pierwszych plansz idziesz i nagle wyskakuje ci z podziemi przeszkadzajka. Nie ma czasu na ucieczkę więc skucha. Następnym razem wiesz, że jest tutaj wróg więc bez zbytecznego rushowanie nie staje ci się krzywda. Cała gra jest przepełniona takimi sytuacjami. Do tego walki z niektórymi przeciwnikami są długie i nużące. Niektórzy też oszukują strzelając przez ściany. O ile jest to możliwe lepiej ominąć wroga i iść dalej. Na szczęście każdy z etapów oferuje nowych wrogów do pokonania. Dla przeciwwagi elementy stricte platformowe są bardzo proste. Przeskakiwanie nad przepaściami, latające platformy, chwytanie się wystających elementów. Nie stanowi to wielkiego wyzwania poza jednym krótkim fragmentem gdzie wrzucono przeszkadzające moby.

Jeśli chodzi o urozmaicenie od klasycznej formuły to nie ma ich wiele. Gasnące światło w kanałach wymagające zapamiętania rozkładu pomieszczenia, wertykalne fragmenty z dużo ilością miejsc do chwytania i kilka ukrytych sekretów do których można się dostać dzięki jednemu z alternatywnych trybów strzelania. I samo strzelanie właśnie. Klasyczne pojedyncze z trzema alternatywnymi trybami gazu usypiającego. Wiadomo, że bohater kreskówki nie zabijałby swoich wrogów, a posługuje się Gas Gunem. Można też dostać się do ukrytych leveli i podkręci tym highscora. Jak tam wejść? Tutaj spotkałem się z jednym z najgłupszych założeń designerskich w historii. Strzelasz ślepo po planszy i szukasz pikseli uruchamiających drzwi do ukrytego etapu. Serio. Żadnych podpowiedzi, nic. Poświęcając grze kilka godzin nigdy na taki etap nie trafiłem, a dowiedziałem się o jego istnieniu z lektury instrukcji i walkthrough na yt.



Każdy etap jest klasycznie zakończony walką z bossem. Zamknięte arena mieszcząca się na jednym ekranie i schematycznie poruszający się szef. Jak przy zwykłych przeciwnikach wymagana jest cierpliwość i powtarzanie wyuczonego do znudzenia wzoru. Na naszej drodze staną takie tuzy jak Liquidator (kaczy T-100), Wolfduck, Megavolt, Moliarty czy Quackjack. Częściowo pochodzą z kreskówki, są też specjalnie wymyśleni dla gry. Większym wyzwaniem jest ostatnie starcie jako jedyne składające się z dwóch faz. Muszę przyznać, że przy kilku pierwszych podejściach do bossów byłem mocno sfrustrowany, ale bardzo szybko można ich rozpracować i nie będą stanowić większego wyzwania. Gra nie jest długa. Można ją ukończyć w ~30 min. Ucząc się jednak poziomów ten wynik trzeba pomnożyć przez liczbę większą od 5, w zależności od zdolności manualnych i samozaparcia.

Z spraw technicznych pierw pochwalę grafikę. Jest przejrzysta z czytelnymi sylwetkami wrogów. Zwiedzamy kanały, mroczny las, centrum miasta czy przechadzam się po moście walcząc z klasycznym złym bliźniakiem, jajkami na spadochronach, szczurem z piłką do kosza, zabójczymi roślinkami, żółwiami atakującymi własnymi skorupami, wściekłymi buldogami zaklinowanymi w własnych budach itd. Cały szalony zwierzyniec. Chwali się brak powtarzalności i nieustane zaskakiwanie. Również animacje są całkiem niezłe. Zwłaszcza tytułowego bohatera z powiewającą peleryną podczas skoków. Niestety niektóre rzeczy zostały niedopracowane. Jak mechanika soku w dół, która jest mało intuicyjna czy użyteczność alternatywnych trybów strzelania z których przydaje się jedynie ten pozwalający na dostęp do ukryty lokacji. Kwiatkiem jest też możliwość odbijania pocisków za pomocą własnej peleryny gdzie nie wiadomo który z nich zrobi ci krzywdę, a który można zneutralizować.  

Ogólnie mam bardzo mieszane odczucia co do gry. Bardzo szybko weszła mi na ambicję. "Ja nie przejdą?" mruknąłem nosem i na przemian frustrując się i dobrze bawiąc dotrwałem do końca.Trochę nie rozumiem statusu kultowości czy nominacji przez Nintedo Power do najlepszej gry 1992 roku. Jest kilka udanych pomysłów, ale można by było z nich wycisnąć dużo więcej. Za dużo bezpiecznego podejścia do tematu i brak większych eksperymentów. Niewykrzesane też wiele z licencji serialu. Przeniesiono przeciwników, ale zapomniano o humorze. Absurdalny design wrogów to za mało.

Mimo niewykorzystanego potencjału licencji Darkwing Ducka dam szanse innym Dsneyowym grą od Capcomu. DD powstał u schyłku życia konsoli gdy na rynku  od dwóch lat królował SNES. Wydaje się to jedynie łatwym skokiem na kasę. Skutecznym, dającym trochę frajdy i zarobku. Myślę jednak, że wcześniejsze gry dadzą mi więcej przyjemności.

W następnym odcinku Chip & Dale z Brygady RR.

Inne w 1992 roku:
- Wolfenstein 3D
- Super Double Dragon
- Super Mario Kart
- Sonic the Hedgehog 2

poniedziałek, 27 listopada 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #258 [20.11.2017 - 26.11.2017]

SPOILERY

GLOW S01E07 Live Studio Audience
Doczekałem się pierwszego przedstawienia na żywo i wyszło zaskakująco efektownie. Obyło się bez wróżonej przeze mnie spektakularnej klapy. Tzn. nie takiej jakiej się podziewałem. Część walk była całkiem niezła, pod względem technicznym czy realizacyjnym, w to wszystko wpleciono też odrobinę dramatu. Machu Piccu stchórzyła przed wejściem na ring, a Liberty Bell niespodziewanie na widowni zobaczyła własnego męża. Wzorowe pisanie komedii. Zwroty akcji i osobista stawka dla bohaterek z słodko-gorzkim wydźwiękiem.

Inne:
- no dajcie wreszcie jakąś rozmowę Justine z Samem, nie wiem czemu, ale nie mogę się tego doczekać.
- montaż treningu Ruth i Betty z braćmi Carmen był świetny. Może trochę za szybko im wyszła nauka, ale co się pośmiałem to moje.
- sam zapowiadający kolejne pojedynki i She-Wolf grająca na keyboardzie, absurdalny pomysł idealnie współgrający z kiczowata stylistyką wrestlingu.
- rasistowska satyra na Amerykę w pojedynku czarnych dziewczyn i tych przebranych za KKK czy USA vs. ZSRR to proste tropy trafiające do widza. A ja się śmieje z przerysowania i wyczucia scenarzystów.

OCENA 5/6

GLOW S01E08 Maybe It's All the Disco
Takiego odcinku zupełnie się nie spodziewałem. To był bardzo kameralny dramat Ruth. Odkryła, że jest w ciąży, ukrywała to przed wszystkimi i ostatecznie poprosiła Sama o towarzystwo podczas wizyty w klinice aborcyjnej. To bardzo smutna historia o samotności mimo przebywania w otoczeniu tylko wesołych dziewczyn. Sporo było tutaj celowego dysonansu. Obok historii Ruth była celebracja urodzin Shelii. Wyprawa na wrotki i trochę żartów. Zadziwiające, ale to zadziałało.

OCENA 5/6

GLOW S01E09 The Liberal Chokehold
Odcinek przed końcem sezonu, a ja się odrobinę wynudziłem. Problemy finansowe, które nie wpłynęły zbytnio na realizacje programu zostały wciśnięte na siłę i nie wyszło z tego nic interesującego. Nawet zatknięcie się dwóch światów, wyzwolonych wrestlerek i konserwatywnych republikanek było takie sobie. Pointa przemowy Ruth o odnajdywaniu własnej tożsamości podczas przygotowań do występów też wydaje mi się dosyć miałka. Pośmiałem się trochę oglądając Sama gdy usłyszał o Powrocie do przyszłości i trochę zaszokowałem poznając twist o prawdziwej tożsamości Justine, to jego córka. I sam nie wiem czy mi się to podoba. Ogólnie odcinek mnie mocno rozczarował.

OCENA 4/6

GLOW S01E10 Money's in the Chase
Zgodnie z oczekiwaniami sezon został zwieńczony galą wrestlerską. Wyszło przednio z kilku powodów. Pierwszy to ten oczywisty, można było w końcu pokibicować dziewczyną gdy stawiały pierwsze kroki w telewizji. Ruth godnie zastąpiła Sama z swoją organizacją i niespożytym entuzjazmem. Natomiast na ringu było wspaniale. Efektownie, i ten finał z zwrotami akcji. Pierwszorzędna telenowela.

Serial nie byłby sobą gdyby poważniejsze wątki nie odgrywały istotnej roli. Zapijaczony Sam nie umiejący zareagować na wieść o dziecku to wbrew moim obawą jednak ciekawy sposób na rozwinięcie fabuły. Nieźle też wypadł wątek emancypacji i kłótnia Debbie z mężem. Mężowie nigdy nie doceniają pracy swoich żon, a gdy te biorą sprawy w swoje ręce są lekceważone. Podobało mi się też oglądanie widowni którą tak łatwo manipulować najprostszymi bodźcami. To celny komentarz do świata.

Odcinek nawet skończył się niezłym cliffhangerem. I to podwójnym. W swoim show Sam pozwolił wygrać Królowej zasiłków by podbić oglądalność. Któż by nie chciał potem kibicować ucieleśnieniu Ameryki i jej długiej drodze do sławy. Natomiast GLOW zawisło na klifie gdy dziewczyny miały oglądać swój debiut. Jak wyszło? Jak zareaguje publiczność? Czy się sprzeda? Mnie na pewno zatrzymają.

Inne:
- kibicowanie Carmen i skandowanie jej pseudonimu przez całą publiczność było super.
- Justin żartująca z Sama i pytająca go czy ma na nią jeszcze ochotę była najśmieszniejszym momentem odcinka. Absurdalne, jego reakcja i jej uśmiech.

OCENA 5/6
OCENA SEZONU 5/6

Marvel's The Punisher S01E01 3 AM
Przed premierą pojawiło się dużo mieszanych recenzji. Z tych negatywnych najgłośniejsze mówiły, że nic nowego, że nudne, niepotrzebne i brutalne. Ja oczywiście nastawiałem się pozytywnie dlatego z delikatną niepewnością podchodziłem do Ukaratora. Niepotrzebnie. To był bardzo solidny pilot i  jeśli wszystko pójdzie tak jak powinno to Punishera będzie można postawić obok Luka Cage'a i Jessicy Jones pod względem sensu narracyjnego. Pod kolejnym serialem superhero kryje się dramat jednostki. Żołnierza z PTSD ciągle przeżywającego śmierć bliskich. Po dokonaniu zemsty żyję bez celu. Próbuje pracą i książkami wypełnić sobie czas. Bez przyszłości i przeszłością o której chcę zapomnieć. Serial dużo miejsca poświęca samotności Franka i daje wczuć się w jego położenie. Szybko można z nim sympatyzować. Przynajmniej do jego pierwszej eksplozji brutalności. Niby ratuje chłopaka, który popadł w kłopoty, ale nie można wytłumaczyć jego zabójstw. Jakby coś przekręciło mu się w mózgu. Tyle wstrzymywał swoją agresję i teraz znalazła swoje ujście. I to jest ciekawe. Jeśli serial nie skupi się na akcji (a pilot sugeruje, że nie) to może wyjść z tego niezły dramat psychologiczny.

Pierwszy odcinek w dużej mierze skupiony był na Franku. Nie było tutaj kreowania antagonisty, a jedynie ostatnia scena delikatnie zasugerowała czego można się spodziewać dalej. Również budowanie świata było delikatnie. Prócz Franka poznajemy wystarczająco dobrze jedynie agentkę Bezpieczeństwa Wewnętrznego Dinah Madani. I tutaj trochę się boję, że jej relacja z Frankem pójdzie śladami tej Misty z Lukem. Mimo to ich powiązanie jest ciekawe - ona prowadzi swoje prywatne śledztwo związane z szmuglowaniem heroiny z Afganistanu do Stanów. Czyli nawiązanie do Daredevil S02.

Jak to w netflixowych serialach Marvela każdy z nich ma jakiś techniczny wyróżnik. Czy to paletę barwną czy podkład muzyczny. The Punisher stawia na metalowy podkład, który idealnie pasuje do scen akcji, czy paradoksalnie to pokazanie wspomnień Franka. Oby tak dalej. Trzymam też kciuki za eksperymenty podczas scen akcji. Daredevil pokazał, że można tutaj zrobić wiele dobrego.

OCENA 5/6 

Marvel's The Punisher S01E02 Two Dead Men
Jedna scena akcji w serialu o Punisherze to teoretycznie mało. Teoretycznie bo wcale nie przeszkadzało. To był bardzo dobry thriller konspiracyjny. Powolne odkrywanie kolejnych elementów układanki, zwroty akcji i napięcie wynikające z przebywanie dwóch osób w jednym pomieszczeniu. Nie obyło się bez dłużyzn, można by skrócić nawet o 10 minut i odcinek wiele by nie stracił. Na razie cieszy mnie powrót Karen. Zawsze fajnie jest zobaczyć nową twarz. Dalej nieźle wypada Madani i muszę przyznać, że czekam na kolejne sceny z jej udziałem. Szkoda trochę, że ograniczone pokazywanie traumy Franka. Co jednak może wynikać z pewnego ukierunkowania jego działań. Znowu ma cel w życiu, troski schodzą na drugi plan.

OCENA 5/6

Mindhunter S01E02 Episode 2
Mam odrobinę wyrzutów sumienia z powodu mojej fascynacji tym serialem. Rozmowa o brutalnych morderstwa, szczegóły dewiacji, a ja słucham tego z uwagę nie zauważając kiedy minęła godzina. Bo właśnie w główniej mierze to była godzina dialogów Holdena z Edem Kemperem. Próba zajrzenia w psychikę mordercy, zrozumienia niezrozumiałego. Może to się wydaje niewłaściwe, ale trzeba to zrobić. Jam mówi Bill zrozumieć by ich łapać. To jest wejście w świątynie ciemności. Bill się długo prze tym bronił, ale dał się namówić parterowi. Natomiast Holden jest tym zafascynowany. Nie może się doczekać kolejnych rozmów, a jego dotychczasowe doświadczenia wpływają na życie osobiste. To jest straszne. I prosi się o włączenie następnego odcinka.

Inne:
- montaż pokazujący mijający czas i rutynowe podróże po Ameryce był bardzo elegancki. Klasyczny Fincher.

OCENA 5/6

Mindhunter S01E03 Episode 3
Trzeci odcinek przyniósł wreszcie debiut Anny Torv. Uwielbiam ją po Fringe i od tego czasu śledzę jej karierę. Nie udało się z Open od HBO, ale przyszedł Netflix i poratował. Jej postać została zaledwie przedstawiona, ale już wywarła niemały wpływ na Holdena i jego badania. Otworzyła mu umysł na nowe kierunki przez co jestem ciekaw ich współpracy. Tak jak jego nią zauroczenia. Wpasowuje się to w motyw dewiacji i może opowiedzieć o kompleksie Forda. Bo to nie tylko serial o dewiacjach morderców. Snuje ciekawe paralele do zwykłych ludzi i opowiada o tym co ich ukształtowało. Nie tylko na mordercach matki wywarły determinujący wpływ.

Ten odcinek przyniósł też pierwszy sukces i schwytanie pierwszego zbrodniarza. Dewiant mordujący psy i bijący staruszki. Może i nie brzmi jakoś strasznie to rozmowa z nim prowadząca do demaskacji była fenomenalna. Tak jak ta z Kemperem. Ten serial mógłby się składać jedynie z samych rozmów i nie miałbym nic przeciwko. Dobra, jednak bym miał. Niech trochę zejdą w końcu z Holdena. Jego postać jest przytłaczająca i z chęcią zobaczyłbym odcinek z perspektywy Tencha.

OCENA 5/6

Mindhunter S01E04 Episode 4
Nie chcę za wcześnie wyciągać wniosków, ale Mindhunter zaskakująco wpadł na tory procedural. Co odcinek nowe śledztwo i kolejne rozmowy z skazańcami. Wciąż otoczone niesamowitą atmosferą, ale do pewnego stopnia powtarzalne. To trochę rozczarowuje. Z nowych rzeczy pokazano trochę osobistego życia Billa. Problemy z dzieckiem i ogólnie jego nastawienie do całego bagna w jakie dobrowolnie wdepnęli. Cieszy mnie też w pełni uformowanie zespołu który współpracuje nad zrozumieniem seryjnych morderców. Tylko mogłoby tu być więcej mięska fabularnego.

OCENA 4.5/6

Mindhunter S01E05 Episode 5
To dopiero piąty odcinek, a mi ciężko napisać coś nowego o serialu. Może i nie najlepiej z moją kreatywnością, ale w swojej aroganci zrzucę to na serial. Dalej ogląda się to świetnie, wizualnie przypomina film, a długie rozmowy o zbrodniach wciągają jak Tony Montana kokę. Tylko to wszystko już było. Ten odcinek w całości jest poświęcony śledztwu z poprzedniego. Nudy ani trochę nie czułem, rozczarowanie zauważyłem po seansie i wynika z małej ilości treści. Nawet nie udało się rozwiązać zagadki co tym bardziej nastawia negatywnie. I mam przeczucie, że agenci zdziwią się na wieść o mordercy. Ciekawą rzeczą było tworzenie paralel między problemami seksualnością Forda, a jego podejrzanego. Tylko znowu, serial jakoś specjalnie nie zagłębia się w psychologią postaci, a raczej intryguję niedomówieniami.

OCENA 4.5/6

Mindhunter S01E06 Episode 6
Wreszcie, po pięciu odcinkach serial przestał skupiać się na Fordzie i zaczął przypominać serial z grupową obsadą, a nie postacią prowadzącą. Nie było tego dużo, Wendy dostała kilka scen, ale jakże potrzebnych. Oferta pracy w FBI, przejmowanie dowodzenia w zespole i pokazanie życia osobistego. Postać dzięki temu zrobiła się ciekawsza. Dobrym pomysłem była też kolacja u Billa. Holden w obcym środowisku, a Tench w swoim naturalnym. Kolejny raz pochylono się nad ojcostwem Billa i tworzono paralele do ojców morderców. Znowu, nie było tego dużo, ale sprawia, że postacie są bardziej ludzkie.

Niestety rozczarował trochę wątek morderstwa. Świetne wywiady i rozmowy z mordercą i dogadywanie się z prokuratorem. Tyle. Czułem pewien niedosyt. Zabrakło też mocnego twistu. Chciałbym żeby wrócono do wywiadów w więzieniu albo zaserwowano mocną zagadkę kryminalną.

Inne:
- odcinek miał tylko 36 minut. Nie mam nic przeciwko. Lepiej treść skondensować niż rozciągnąć.

OCENA 4.5/6

Sleepy Hollow S02E12 Paradise Lost
Powrót do Sleepy Hollow utwierdził mnie w decyzji o porzuceniu serialu. I pomyśleć, że ucieszyłem się z tego losowania. Lubiłem ten serial. Miał świetnie rozpisane relacje między bohaterami i potrafił przełożyć język campu na supernaturalną walkę z demonami. Ta magia raptownie uleciała i ostatnie obejrzane przeze mnie odcinki były niczym starcie z wymagającym przeciwnikiem. Nie potrafiły też angażować. Tak bardzo, że zupełnie nie pamiętałem co się ostatnio stało. Wróciłem do swoich notatek, a tam czarno na białym że pokonano Molocha. Ok, niech będzie. To dużo świadczy o poziomie zamykanie tej jakże ważnej historii.

Jaki więc był powrót? Bardzo słaby. Mało humoru, szczątkowa fabuła i sztuczne konflikty między postaciami. Oglądało się to bardzo ciężko, a wprowadzony antagonista jest nudny. Anioł chcący zniszczyć ziemie i stworzyć coś na podobieństwo nowego raju? Meh. Do tego nie czuć by był do tego zdolny. Momentami jego przerysowanie było zabawne, ale tylko momentami. Trochę ciesze się z powodu ponownego spotkania z Cranem, Abby i Jenny. To są bardzo fajne postacie i czasem potrafią zabłysnąć na ekranie. Szkoda, że scenarzyści nie robią z nimi nic ciekawego. I to jest największy grzech tego odcinka.

OCENA 2.5/6

The Deuce S01E02 Show and Prove
Gdy już poznaliśmy bohaterów można zacząć pokazywać ich codzienne życie. David Simon jest tego mistrzem. Snuje swoją opowieść o ludziach, opisuje ich z reporterską precyzją, a jego słowa i wizja reżysera mówią coś o ludzkości i miastach. Nie jest to laurka. Bynajmniej. Świat jest okropny. Oparty na niespełnionych marzeniach i ludziach którzy wpadli w tryby systemu. Niektórzy próbuje znaleźć własną drogę. Vincent kombinuje, dogaduje się z mafią i dostaje własny bar do prowadzenie. Candy zaczyna przypadkiem prace przy filmach i wpada na jakiś pomysł. I ja tu widzę kolejnych marzycieli. Widzą szansę, a miasto podetnie im nogi. To samo spotka też Abby. Rzuciła studnia, podąża własną ścieżką tylko czy wie co chcę robić? Na razie jest to w dużej mierze serial o marzeniach i mi się to podoba.

Jeśli ktoś nie lubi stylu Simona nie ma tutaj czego szukać. Obyczajowe scenki z precyzją chirurga zgłębiają bohaterów i snują ich skomplikowane charaktery. Trudne relację prostytutek z alfonsami. Od rozmowy do wybuchów brutalności. Kto by się też spodziewał jednej z pań w bibliotece? Kolejna szukająca czegoś innego. Każda scena jest tutaj ważna i mówi coś nowego. Ja jestem zachwycony.

Inne:
- rozmowa Jamesa Franco z Jamesa Frano świetna. Ogólnie Frano jest w tym wybitny, widzę dla niego jakąś nominację. Duże nazwisko i HBO to przepis na sukces. Trame i The Wire zajmowały raczej niszę, teraz dzięki gwiazdorskiej obsadzie powinno być głośno.

OCENA 5/6

The Deuce S01E03 The Principle is All
Kolejny odcinek kolejna porcja zachwytów.  Znowu, żadnych zwrotów akcji i szokujących scen. Życie toczy się dalej, rzeczy się dzieją, ludzie marzą, a ja nie mogę oderwać wzroku. Kibicuje kobietą w odnalezieniu swojego powołania. Candy próbuje skończyć z prostytucją i zacząć biznes w branży filmowej. Zna się na rzeczy, wie że pieniądz rządzi światem, ale po rozmowie z matką widać, że ma dziecięce marzenia. Podobnie jest z Abby. Szuka swojego miejsca. Szuka pracy, nic jej nie pasuje i ostatecznie ląduje w barze Frankiego w pogardzanej przez nią pracy. Na papierze nie wygląda to szczególnie ekscytująco, ale ogląda się wspaniale.

Vincent po kilku kłopotach z pompą otworzył swój bar. Było efektownie, widać że ma smykałkę. Tylko wiedząc o czym to serial to wiadomo jak skończy się ten biznes. Jest zaplątany w stosunki z mafią włoską, irlandzką i właścicielami maszyn. Kreci się obok niego mnóstwo alfonsów i policjantów. Wybuchowa mieszanka, która nie skończy się dobrze. Tylko keidy się zacznie? Obstawiam początek przyszłego odcinka i liczenie wpływów.

OCENA 5/6

The Deuce S01E04 I See Money
Strasznie podoba mi się jak tutaj wszystko jest powiązana. Akcja dzieje się na małym wycinku Nowego Jorku przez co wszyscy przebywają w tych samych miejscach. Nie muszą się znać czy wymieniać dialogów, wystarczy że zajmują tą samą przestrzeń przez co ogląda się to tak wspaniale. Zwłaszcza jak dwa światy kolidują między sobą np. wtedy gdy Abbie próbuje pomóc Darlene. Niezrozumienie świata i idealizm zmierzą się z twardą rzeczywistością.

Otwarcie baru Vincenta jednak okazało się sukcesem. Tak bardzo, że mimo drobnych kłopotów mafia zaczyna mu ufać. Co tam łapówki dla policji, niespodziewane bójki i krnąbrni robotnicy, przed Vincentem pojawia się nowa możliwość. Ciężko mi nie kibicować chociaż wiem, że prędzej czy później wpadnie w kłopoty.

Maggie Gyllenhaal była w tym odcinku wspaniała. Zwłaszcza w tych scenach gdzie sama stała przed kamerą. W domu próbując zdecydować co robić z swoim życiem czy gdy podczas seksu oralnego jej klient dostał zawału. Świetnie zagrała też randkę gdy jej postać udawała kogoś kim nie jest. 

Inne:
- pierwsza scena piękna wizualnie. Zaczynając od zbliżenia na twarz Candy i przechodząc stopniowo do szerokiego planu. Szacunek za stronę wizualną. 

OCENA 5/6