poniedziałek, 20 marca 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #223 [13.03.2017 - 19.03.2017]

SPOILERY

24: Legacy S01E07 6:00 P.M. - 7:00 P.M.
Tony wrócił! I gdyby nie ujawniono tego wcześniej w newsach, wywiadach i trailerach byłbym kompletnie zaskoczony. Od jego ostatniego występu minęło kilka lat i zupełnie nie pamiętałem co się z nim działo. Wydawało mi się, że nie żyję, ale tyle razy ginął, że można stracić rachubę. Ma się całkiem dobrze, przewodzi najemnikom i współpracuję z rządem. W tym przypadku porywając Henry'ego. ponieważ to najprostszy sposób by wyciągnąć z niego tajne informację. Szkoda tylko, że Tony miał słabe wejście. Mało emocjonująca rozmowa telefoniczna. Oczekiwałem czegoś bardziej szokującego. Już lepiej jakby dokonali porwania i na końcu okazało się kto jest za to odpowiedzialny. Czy ja muszę im pisać scenariusz? Ktoś na pewno powinien pomóc, a kursy doszkalające uznają za obowiązkowe.

Ten odcinek był bardziej spójny od pozostałych, dano trochę czasu Carterowi i zredukowano zbędne wątki do minimum. Dzięki temu oglądało się to z umiarkowanym zainteresowaniem. Dalej jest bez sensu, Carter nie myśli i można łatwo przewidzieć dalszy ciąg, ale nie ma niestrawności. To nie mała pochwała dla tego sezonu. Zgrzytam jednak zębami oglądając kolejne genialne posunięcie Rebbecki, Mullinsa i Cartera. Aż dziwne, że Ameryka wciąż jest w jednym kawałku. 

Inne:
- Henry musiał być przetransportowany żeby zostać poddany torturą? Biedne CTU stoczyło się na psy skoro nie mają do tego specjalnego pokoju.

OCENA 3/6

DC's Legends of Tomorrow S02E14  Moonshot
Pierwszy odcinek z Ripem ponownie w drużynie i nie mogło zabraknąć konfliktu o kapitańskie stanowisko. Został on rozegrany bardzo inteligentnie, bez nachalnego eksponowania i dialogów, a jednocześnie uwydatnił jak bardzo zmieniła się drużyna. Rip przez większość czasu był obserwatorem, chciał zachowywać się jak kapitan, ale od razu oddawał Sarze stery, z zbolałą miną akceptował, że jest ona lepszym kapitanem od niego i w kluczowym momencie to potwierdził. Cały wątek został zakończony paralelą do rekrutacji Legend gdzie Sara używa słów Ripa w jego kierunku.

Moonshot miał dużo więcej ważnych scen z wątkami osobistymi bohaterów. Jestem pełen podziwu ile udało się wycisnąć z standardowych czterdziestu minut. Już sama główna historia mogła być przytłaczająca - wyprawa na księżyc po fragment włóczni i ratowanie załogi Apollo 13. Zamiast tego była ramami do opowiadania o innych rzeczach. W centrum był dramat rodzinny Steelów. Wyrwany z swojego czasu musiał chronić włócznię. Porzucił rodzinę co wpłynęło na dwa następne pokolenia. Ma wyrzuty sumienia z tego powodu i chcę wrócić. Gdy jednak dowiaduje się o aberracjach nie jest w stanie podjąć tej decyzji, rozumiem konsekwencję zabawy z czasem. Co Nate ma mu za złe. Idealistycznie wierzy, że jego powrót naprawiłby rodzinę. Co jest mrzonką bo w ten sposób on stałby się zupełnie innym człowiekiem.

W historię Steela organicznie wpleciono wątek Amayi. Ona walczy o nienaruszanie historii by potem dowiedzieć się o tragicznym losie swojej wioski. Co w takim momencie ma zrobić? Zmienić historię czy ślepo podążać za biegiem wydarzeń jak wymagała od Steela. Niemalże jak antyczny dramat. Dzięki temu o wiele lepiej wypada wątek romansowy jej i Nate niż nudny melodramat Hawków. Podejmowane przez ich decyzję są trudne, a związek jest z góry skazany na niepowodzenie.

Współpracujący duet Thawna i Raya okazał się bardzo miłym dodatkiem. Nie miałbym nic przeciwko gdyby rozciągnięto to na cały odcinek. Trudna współpraca, brak zaufania i zły który jest inteligentniejszy i trochę bawi się dziecinnym Rayem. Tutaj też zgrabnie wpleciono motywy działania Eobarda dla którego zdobycie włóczni nie jest megalomanią, a jedynym sposobem na przeżycie.  

Inne:
- serio, speedsterzy tracą swoją szybkość opuszczając Ziemię? Przecież to bez sensu... a faktycznie, naukę i reguły rządzące tym światem trzeba przyjmować na słowo honoru.
- gdzie jest Cold?! Trzy odcinki do końca, a jego wciąż nie ma w Legionie Zagłady 
- Martin śpiewający w duecie z Mickem w kontroli lotów NASA - komediowa perełka.
- a za tydzień gościnny występ zaliczy sam mistrz Tolkien. Jak tu nie czekać na kolejny odcinek?
- video-diary Raya i odwołanie do Marsjanina, perfekcja. Nic jednak nie przebije przygrywającego podczas spaceru po księżycu Also sprach Zarathustra.

OCENA 5/6


 The 100 S04E06 We Will Rise
Oglądając zapowiedź tego odcinka szykowałem się na Mad Maxa w świecie The 100. I nie mogłem się bardziej mylić. To nie był napakowany akcją odcinek drogi z questem polegającym na przejściu z punktu A do punktu B pokonując niespodziewane niebezpieczeństwa. To była opowieść o bohaterach czyli to co wychodzi tutaj najlepiej. O ich strachach, ciągle oddziaływającej przeszłości, ale też walce o lepsze jutro. Zdecydowanie najlepszy odcinek The 100 w tym sezonie.

Zacznę może od podróży na którą się nastawiałem. Niecodzienny sojusz Azgeda i Skaikru i wyprawa z ostatnią nadzieją ludzkości do laboratorium. Czy coś może pójść źle? Jak się okazuje część armii Ice Nation zdezerterowała, w lasach są tez pozostałości walczących Trikru. Standard, z jednej strony walka o losy ludzkości, a z drugiej zawiść sięgająca pokoleń i plemienne walki. Umiejętne budowanie napięcia podczas leśnego spotkania z Grounders, a potem zmyłka z złymi w tej historii. To ludzie Roana kradną hydrazynę, a nie Trikru. To Roan musi walczyć ze swoimi, a nie dobrze znanym wrogiem. I wszystko tu jest logiczne. Zawiść wobec króla, który został zredukowany do roli popychadła Wanhedy popycha jego ludzi do skrajnych działań. Udaje się wygrać bitwę, ale wojna zostaje przegrana, część paliwa zostaje utracona w przypadkowy sposób. Dochodzi też do eskalacji konfliktu między dwoma klanami. Tylko Clarke może go załagodzić bo jak wiadomo tylko ona troszczy się o wszystkich. Na to jednak przyjdzie czas.

Przewrotnie przejdę teraz do dwóch pierwszych scen i otwarcia w Arkadii. Pierw Jasper cytuje dr. Seussa i potwierdza swoją filozofię chwytania dnia i życia chwilę. Jest w tym coś niewłaściwego gdy ogląda się w tym samym momencie Jahę na tle zniszczonego obozu. Jahę, który znowu wątpi. W przyszłość i przetrwanie, nie jest w stanie kierować ludźmi i podejmować znaczących decyzji. Zmienia się gdy Monty przypomina mu o Wallecie. Nie pierwsze i nie ostatnie odwołanie do wcześniejszych odcinków. Po tym podejmuje właściwą decyzję i ratuje tłum przed popadnięciem w ciemność.

Jednak najważniejsza w Arkadii była historia Octavi. Apatia po odniesionych obrażeniach i niesłabnąca agresja wobec brata, tak wygląda podczas pobytu w ambulatorium. Zobojętnienie trwa do tego stopnia, że pozwala tłumowi dopaść Iliana. Krew za krew. Jest tylko jeden warunek, sama chcę dokonać egzekucji. I tutaj znowu następuje odwołanie do dawnych wydarzeń, do momentu który ukształtował obecną Octavię, śmierci Lincolna. W dramatycznej scenie Kane porównuję ją do Pike'a. Ilian klęczący w błocie i Octavia mierząca do niego z broni. Ta sama scena tylko ona na miejscu znienawidzonego przez siebie człowieka. Do tego jeszcze melodramatyczna reżyseria z nakładającym się obrazem umierającego Lincolna na zdezorientowaną Octavię. Piękny moment i tragiczny dla postaci, gdy zdaje sobie sprawę kim się stała. Poraża ją to do tego stopnia, że opuszcza obóz. Jakby udawała się na symboliczną wędrówkę w poszukiwaniu nowej siebie.

W laboratorium ALIE nastąpiła wymiana i zamiast Abby pojawiał się Murphy co oznaczało masę scen z Raven. Ona zdesperowana próbuje pilotować rakietę, a on tryska sarkazmem wymieszanym z zwątpieniem. Hydrazyna nie eksplodowała, ale tutaj musiało dojść do wybuchu. Raven wyrzuca mu jego oślizgłość co mocno go dotyka. To był fenomenalny moment dla postaci i aktorów, którzy mogli się wykazać. Raven nie kontroluje własnych emocji i choroba coraz mocniej jej doskwiera mimo to się nie poddaje. I oczywiście ratunek przychodzi od Johna. Uwielbiam chemię między tymi postaciami. Mimo nienawiści jest też szacunek objawiający się w krytycznych momentach. I wszystko skończyłoby się tak bardzo potrzebnym happy endem gdyby nie utrata części paliwa.

Inne:
- kosmetyczne zmiany w czołówce po ostatnich wydarzeniach, bardzo lubię takie detale.
- świetnie nakręcona scena gdy tłum linczuje odpowiedzialnego za zniszczenie Arkadii. Brutalność, chaos, bezsens przemocy i Kane jako jedyny sprawiedliwy powstrzymujący motłoch.
- Roan wbijający szpilę Bellamy'emu gdy ten krytykuje go za niszczenie wiosek Trikru. Przeszłość nie zapomina

OCENA 5.5/6

The Expanse S02E04 Godspeed
Siłowe zarekwirowanie statku kosmicznych mormonów trochę mnie rozczarowało. Tym bardziej, że poszło bardzo łatwo i nie poświęcano temu wiele uwagi. Mam tylko nadzieje, to nie koniec tego wątku i serial szybko do tego wróci. Zamiast kompleksowej polityki i negocjacji Godspeed było skupione na jednym wątku - zniszczeniu Erosa. Budowanie napięcia przez cały odcinek, walka z czasem i niemożliwe do podjęcia decyzje. Dużo udało się wycisnąć z standardowych czterdziestu minut. Co rusz zachwycałem się pustką przestrzeni kosmicznej, monumentalizmem statków i rozmachem realizacji. Nie zabrakło też ludzkich momentów. Gotowość Millera na największe poświęcenie i niemożliwa decyzja Holdena i skazanie misji ratunkowej na śmierć by ocalić ludzkość. I ta końcówka gdy nie dochodzi do zbliżenia bo Eros zmienia kurs. Naukowcy stworzyli osobliwość kontrolującą ciało niebieskie. Zaczyna mnie coraz bardziej intrygować jak ten serial rozwinie się na przestrzeni kilku sezonów. A przecież już w następnym odcinku powinno dojść do spotkanie Holdena z Marynarką Marsa.

OCENA 4.5/6

The Expanse S02E05 Home
To było piękne, zwłaszcza ostatnie parę minut. Zacznę jednak od początku. Myślałem, że poprzedni odcinek to było budowanie napięcie prowadzącego do zniszczenia Erosa. Tutaj na celowniku była Ziemia. Nie do końca samoświadoma stacja wykorzystując podświadomość Julie pragnęła wrócić do domu, na Ziemię. Nie chodziło o niszczycielskie zamiary, ale pierwotny lęk i pragnienie bezpieczeństwa. Ludzie stworzyli byt, który mógł ich zniszczyć. Jednak zamiast sprowadzić zagładę Miller apelując do świadomości Julie i wykorzystując miłość jako jedną z największych emocji uratował świat. Całkiem niezłe osiągnięcie jak na Pasiarza. Wszystko to w przepięknej scenerii błękitnej protomolekuły, unoszącymi się w powietrzu świetlikami i Julie połączoną fizycznie z Erosem. Piękne.

Nie zabrakło też heroizmu ze strony Holdena. Gotów był poświęcić życie swoje i załogi by zniszczyć zagrożenie. Świadomie jednak odpuścił wiedząc, że jest lepsze rozwiązanie. Również Avarasala była gotowa oddać życie i walczyć o Ziemię do samego końca. Może i trochę naiwnie, ale liczy się intencja. Strasznie podobała mi się jej rozmowa z mężem gdy wyznawali sobie w niebanalny sposób miłość. Brak muzyki przez większość sceny tylko podkreślał ważność chwili.

I tylko szkoda, że nie pokazano więcej Marsjan i ich reakcji na wydarzenia. Lub cywilnej ludności oczekującej końca świata. Rozumiem czemu tego nie było, ale żałuję. Pytanie co teraz. Protomolekuła na pewno nie została zatrzymana, a wątpię by serial w całości opierał się na wojnie Ziemi z Marsem. Podejrzewam, że to jeszcze nie koniec Millera i w jakieś formie powróci. Terraformowanie Wenus za pomocą protomolekuły i stworzenie jeszcze groźniejszego wroga? A mógł Miller lecieć na słońca. Chociaż w tym wypadku raczej nie byłby w stanie naciskać przycisku co minutę.

OCENA 5.5/6

The Expanse S02E06 Paradigm Shift
Pozornie niepowiązane z główną opowieścią wątki to nic nowego w The Expanse. Choćby w zeszłym sezonie w jednym z odcinków poświęcono dużo czasu by pokazać zbieraczy lodu. Tutaj zastosowano podobny zabieg. Flashback o ponad sto lat opowiadający o odkryciu przełomowego napędu. Cel? Opowieść jak Mars zdobył swoją pozycję oraz podkreślenie nadrzędnej roli technologii w kreowaniu historii. Taki przełom trafia się raz na pokolenia i właśnie teraz jest taki moment, tytułowa zmiana paradygmatu. Tylko zamiast nowego napędu jest pozaziemska biotechnologia. Godne pochwały jak udało się to opowiedzieć.

Koniec odcinka to bitwa kosmiczna. Krótka, chaotyczne i bardzo ładnie pokazana. Nie wiadomo kto zaatakował, można przypuszczać, że kosmici. Jednak zacznie się wojenka miedzy Marsjanami i Ziemię, to nieuniknione. Dzięki temu wątek Bobbie zrobi się ciekawszy i znaczący dla całej opowieści. Najwyższy czas.

U naszych głównych bohaterów było trochę komediowych scen, ale więcej dramatów. Standard. Szczególnie u Alexa. Wciąż przeżywa, że jest odpowiedzialny za śmierć 25 ludzi gdy ratował Amosa. Wciąż przemawia przez niego marsjański patriotyzm co może mieć wpływ na jego działania gdy rozpocznie się wojna. Również Naomi działa z wyższych pobudek. Dla dobra Pasa okłamuje Holdena i nie niszczy protomolekuły. Kolejna decyzja wpływająca w dużym stopniu na wszystkich bohaterów.

Na Ziemi błyszczała Avarasala. Co to była za piękna tyrada przeciw korporacją i karierowiczom wbijając przy okazji szpilę Errinwrightowi. To może zaważyć o jej przyszłości, ale ten moment był jej potrzebny. O wiele ważniejsza jest wyprawa na Wenus. Podejrzewam, że znajdą coś co odmieni losy wszechświata.

OCENA 4.5/6

The Expanse S02E07 The Seventh Man
Serial przez te 1,5 sezonu skupiał się na ziemskiej polityce. Mars był okryty tajemnicą, trochę idealizowany, najczęściej widziany oczyma obcych. Teraz można było przekonać się jak niewiele różnią się od Ziemian. Za wszelką cenę chcą zakończyć konflikt, nawet są skłonni by nakłonić swojego podoficera do kłamstwa. I teraz pytania - czy ten cynizm to ich podwójna gra bo mają bardziej długoterminowe plany czy może są jakoś powiązani z kosmitami? Może oba?

U innych bohaterów nie było już tak ciekawie. Na Ziemi doszli do wniosku, że trzeba zwołać szczyt bezpieczeństwa, skromnie. Plusem, że Bobbie go odwiedzi. Na stacji Tychos trochę polityki związanej z walką o wolność Pasa i mylne tropy związane z działaniem postaci. Niestety nic ekscytującego, budowanie tła pod dalsze wydarzenia.

OCENA 4/6

The Expanse S02E08 Pyre
Intensywny odcinek niemal w całości dziejący się na stacji Tycho. Jedyne sceny poza stacją to wprowadzenie nowej postaci, botanika z Ganimedesa mającego powiązania z Protogenem. Już od pierwszych chwil było wiadomo, że to będzie ważna postać, nie bez powodu dostał otwarcie odcinka, a potem pokazywano jego podróż na statku z uchodźcami. Szybko można było z nim sympatyzować i kibicować by jak najszybciej wpadł na Holdena i jego załogę. I to dzieje się już na końcu odcinka. Lubię tą postać i chciałbym się o niej więcej dowiedzieć. Jego oczami można też było obejrzeć do czego są zdolni Pasiarze zabijający mieszkańców planet wewnętrznych. Wojna między ludźmi, marnowanie zasobów, a gdzieś dalej kryją się kosmici będący prawdziwym przeciwnikiem.

Na Tycho Fred Johnson walczył o utrzymanie władzy. Jego pozycja została naruszona, a w trakcie odcinka przeżył jeszcze zamach. Uratował go Holden. Trochę za szybko, można byłoby to rozłożyć w czasie, ale rozumiem w końcu jest wiele więcej historii do opowiedzenia. Coraz bardziej lubię Drummer. Serial rzucał fałszywę tropy jakby współpracowała z Davesem, a ostatecznie okazała się lojalna Fredowi. I pięknie załatwiła na końcu terrorystów. Bez sądu, czysta egzekucja. Choćby dla niej kibicuje Fredowi.

W następnym odcinku wyprawa na Ganimadesa co oznacza bliższy kontakt z Marsjanami i rozbudowanie postaci Alexa. Cicho liczę, że Bobbi dotrze już na Ziemię na rozmowy pokojowe.

OCENA 4.5/6

The Flash S03E16  Into the Speed Force
Wyprawa w głąb Speed Force okazała się rozczarowująca. Nawet nie wiem jaki był jej sens poza uratowaniem Wally'ego. Wszystkie rozmowy o heroizmie i poświeceniu były banalne, Barry znowu niczego się nie nauczył, sprowadzenie starych twarzy by wcielali się w Speed Force to marnowanie ich czasu, a zasada speedster za speedstera była zwyczajnie głupia. Odcinek miał też problemy na poziomie konstrukcyjnym. Sprowadzenie Jaya poza kadrem tylko na chwilę i powtarzalne sceny w Speed Force dopełniały całości. Dalej nie rozumiem decyzji jakie popełniają bohaterowie. Rozstanie Iris z Barrym nie ma sensu. Tak samo jak Jesse udająca się na Earth-3 chwilę po tym jak przeprowadziła się na Earth-1. Scenarzyści widocznie nie mają pomysłu i ganiają w kółko. Szkoda.

OCENA 2.5/6

The Mentalist S01E04 Ladies in Red
Lubię sobie od czasu do czasu obejrzeć proceduralną sprawę kryminalną zamknięto w jednym odcinku. Nie mam nic przeciwko jeśli maszyna losująca wypluje mi Bones, Hawai Five-0, JAG, Castle czy Elementary. Wystarczająco lubię tych bohaterów by raz na jakiś czas się z nimi spotkać i sprawdzić czy nie wyszli z wprawy w łapaniu przestępców. Tym razem padło na The Mentalist, niemalże dekadę po emisji odcinka. I muszę przyznać, że serial mocno się zestarzał. Pierwsza scena to początek śledztwa i 95% odcinka jest mu poświęcone. Nie ma miejsca na rozwijanie relacji między bohaterami czy większą sprawę poza wątkiem romansowym w tle. Bardzo zachowawcza forma. Nastawiałem się na to więc mi nie przeszkadzało. Jak wypadła sama zagadka? Całkiem zgrabnie. Fałszywe tropy i nieoczekiwane zwroty akcji co przerwę reklamową, ale przy tym angażujące w zgadywanie. Gdyby nie zasada pierwszej najmniej podejrzanej osoby rozwiązanie pewnie by mnie zaskoczyło.

OCENA 4/6

poniedziałek, 13 marca 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #222 [06.03.2017 - 12.03.2017]

SPOILERY


24: Legacy S01E06 5:00 P.M. - 6:00 P.M.
Po delikatnej poprawie z zeszłego tygodnia wciąż ogląda się to opornie od czasu do czasu przerywając wybuchami śmiechu. Kilka szczególnie błyskotliwych pomysłów wymieniłem na samym dole, teraz napiszę o tym co mi najbardziej przeszkadzało. Myśląc 24 od razu widzę Jacka Bauera i właśnie charyzmatycznego protagonisty brakuje Legacy. W tym odcinku Carter nie zrobił nic istotnego dla fabuły, wydarzenia biegły obok niego, a on był biernym obserwatorem. Nie tego oczekuje po bohaterze ratującym Stany i demokratyczny świat. W następnym odcinku prawdopodobnie nie będzie lepiej i Carter może znowu działać na własną rękę. Trzeci raz w ciągu siedmiu odcinków. Nie na takie zwroty akcji liczyłem. Właśnie twisty fabularne. Jest połowa sezonu, fabuła porusza się jak żółw w skorupie. Wciąż największym problemem jest MacGuffin z danymi jednostek terrorystycznych. Co jest trochę głupie. Przecież teraz wystarczyłoby zrobić nagranie i puścić je do social mediów. I ataki same by się rozpoczęły bez głupiej aktywacji. Dotychczasowe zwroty akcji? Na razie dwa, z których nic nie wynika. Ojczulek kandydata na prezydenta współpracuje z terrorystami, a na moście wybuchła bomba. Trochę słabo jak na połowę sezonu.

Planowo miałem ograniczyć się tylko do jednego akapitu, żeby nie tracić więcej życia na ten serial niż to potrzebne, ale o terrorystach muszę napisać. Już mniejsza z tym, że Latynosi, Arabowie i Czeczeńcy działają przeciw wspaniałej Ameryce. Oglądając wątek Amiry i Khassana co chwila wybuchałem śmiechem. Można by go skrócić do 40 minut i wypuścić jako odcinek komediowy. Czego tutaj nie było. Trupy okazały się całkiem żywe (dwukrotnie!), Amira zabijająca swojego chłopaka (dwukrotnie!), niespodziewana wizyta ojca podczas przygotowania zamachu, romans uczennicy z nauczycielem czy wreszcie pocieszny policjant z nadwagą "Ale co ja tutaj robię" niemalże ratujący dzień i ginący potem w eksplozji. Comedy gold!  

Inne:
- CTU znalazło fałszywe dowody terrorystów gdzie wszyscy mieli wpisany ten sam adres. Co robi agencja antyterrorystyczna? Wysyła tam ludzi. Głupie, prawda? Jeszcze głupsze, że oni tam byli. I dlaczego przemytnik miał kopię dowodów?
- "Brakuje ci akcji? Widziałem jak szykowałeś broń, chyba ci brakuję" - psychologia od siedmiu boleści.
- markowe dzielenie ekranu i pokazywanie akcji z wielu ujęć jest używane wyjątkowo często. Szkoda, że nie ma to żadnego większego zadania. Nie buduje napięcia, nie pokazuje niczego nowego, a w momencie gdy rzeczywiście można było tego użyć (atak na terrorystów) tego nie zrobiono.
- CTU jest tak bardzo zaawansowaną agencją, że ich satelity nie mają podczerwieni przez co niemożna śledzić terrorystów w lesie. 

OCENA 2/6

DC's Legends of Tomorrow S02E13 Land of the Lost
Od swoich ulubionych seriali zazwyczaj wymagam więcej dlatego ten odcinek troszkę mnie rozczarował. Był zaledwie dobry. Miał humor, przedziwną wyprawę w czasie i dramaty w drużynie. Działy się również ważne rzeczy dla fabuły. Mimo to okazał się bardzo zachowawczy. Brakowało tej iskierki geniuszu gdzie każda scena sprawiałaby niesamowitą frajdę. Takich momentów było zaledwie kilka, a więcej czasu się nudziłem.

Trochę szkoda ponieważ wyprawa w umysł Ripa to bardzo wdzięczny temat. Podpięcie Sary i Jaxa do mózgu Huntera było niezłym pomysłem na historię o jego sprowadzeniu. Realizacja już niezbyt. Nudne przedzieranie się korytarzami Waveridera i walka z własnymi klonami. Pierwsze starcie Sarah vs. Sarah było fajne, ale potem kolejne potyczki tylko nudziły. Do końca nie kupił mnie tez pomysł by personifikować Gideon. Możliwe, że widziałem to już w Doctor Who i powtórka tego motywu nie była niczym zaskakującym. Taki odcinek mógł być bardziej szaloną przygodą, a rozegrano to dość spokojnie.

Przygoda Raya, Amayi i Nate'a w parku jurajskim też wyszło zaledwie poprawnie. Ekscytacja Raya i Gertruda to udane wstawki komediowe. Proekologiczna historyjka o miłości i zrozumieniu wobec zwierząt również pasuje do banalności niektórych wątków. Najciekawiej wypadł Ray mówiący o wnuczce Amayi. Mam nadzieje, że wątek mieszania w czasie i osobistej odpowiedzialności Nate zostanie później poruszony. Z minusów wątku jurajskiego - to samo co na statku, było bardzo zachowawczo. Można by zmienić stylistykę i wiele się nie straci.

Inne:
- szałas Raya i figurki legend, jakie to było urocze.
- cliffhanger z Steelem i Reversem udanie podsyca zainteresowanie przyszłym tygodniem.
- w tym tygodniu grzebanie w głowie Ripa, za tydzień podróż w głąb Speed Force w The Flash. Czy w Arrow działo się coś podobnego? 

OCENA 4/6

House of Cards S01E03 Chapter 3
Udało się wylosować serial na który miałem ochotę i kurde, ale to było dobre. Bałem się trochę powrotu do House of Cards po tyle latach, na szczęście nie walnąłem głową w mur. Ułatwiła to trochę struktura odcinka gdzie Frank musiał wrócić do swojego rodzinnego miasteczka by załagodzić kryzys po śmierci nastolatki. Trochę absurdalnego humoru, ale jeszcze więcej bezczelnej manipulacji i perfekcyjna realizacja planu, co by uzmysłowić, że wszystko co robi Underwood ma jakiś cel. Charyzmatycznie wyszła scena w kościele. Granie na emocjach, słowa mające podwójne znaczenie i skuteczna manipulacja. Kevin Spacey zagrał to perfekcyjnie. Robin Wright również błyszczała. Swoją powagą i totalną kontrolą chwili. Tylko raz jej nie miała - wbiegając na cmentarz. Przypadkowe zdarzenie, które zachwiało jej przekonaniem. Wszystko zostało naprawione na końcu gdzie odmitologizowano cmentarz, stał się on kolejną przestrzenią publiczną. Tak samo jak kościoły, które przecież politycznie wykorzystuje Frank. Lubię takie wielopoziomowe narrację. Trochę słabiej wypada historia Zoe. Młoda i ambitna walcząca z szefem. Momentami ambicja przeradza się w arogancję. Szykuje się na historię o Ikarze.

OCENA 5/6

Riverdale S01E07 Chapter Seven: In a Lonely Place
Odcinek potwierdza, że największym wrogiem bohaterów są rodzice. Wydaje się, że tylko Archiemu dobrze z ojcem. Jednak kłótnie Veronicy z matką to nic przy Cooperach i Bloosmach. Patologiczne rodziny okłamujące swoje dzieci w imię wyimaginowanej dumy. W piękny sposób przerysowane do granic absurdy, ale mieszczące się w graniach świata wykreowanego. Te sceny gdy Betty i Cheryll zdają sobie sprawę, że są okłamywane przez własne matki były po prostu świetne. Podoba mi się też jak jest pokazywana zmiana pokoleniowej mentalności, gdzie wydawałoby się walczące ze sobą dziewczyny są skazane na wieczny konflikt, a kłótnia w ich rodzinach zbliża je do siebie.

Zupełnie inne problemy z rodzicem reprezentuje Jughead. Dorastanie w rodzinie z kłopotami ukształtowało jego mentalność. Podświadomość kreuje nocne koszmary i fizycznie zbliża się do Betty co pomaga zarówno jemu i jej. Ten odcinek to smutna opowieść o próbie pojednanie z ojcem. Serial podszedł do tego kompleksowo, pokazywał sceny jak to obaj siebie kochają, jak przeszłość ukształtowała Jonesa oraz jak bardzo jest to patowa sytuacja, której nikt nie potrafi zmienić. Niesamowita była scena wieńcząca ten wątek gdy Fred wyciąga Jugheada z aresztu tworząc przy tym paralelę do przeszłości jak wyciągał ojca Juga z więzienia. Postawiono tutaj chłopaka przed trudną decyzją - co wybrać, ojca który go zawodzi czy przyjaciela. Żyć iluzją odbudowania rodziny czy zapewnić sobie chwilowe bezpieczeństwo. Jakiego wyboru by nie podjął będzie żałował. Brawo, tak się robi seriale, stawia bohaterów w niemożliwej sytuacji i pozwala im podejmować zrozumiałe decyzję.

Przy tym wszystkim historia Veronicy kłócącej się z matką wypada bardzo banalnie. Jakby wzór rodziny, która się sprzecza, ale potrafi pogodzić. Było tez momentami zabawnie. I tylko szkoda, że nie pokazano rozmowy telefonicznej z ojcem.

Śledztwo w sprawie śmierci Jasona rozwija się bardzo powolnie. Podejrzenia wobec Polly były trochę głupie. Tak samo jak aresztowanie Jugheada. Chociaż faktycznie nie wiadomo co robił tego feralnego dnia. Teoretycznie bombą miała być bluza Jasona w przyczepie ojca Jugheada. Klasyczna zmyłka mająca przedłużyć śledztwo.

OCENA 5/6   

The Expanse S02E03 Static
Pozornie spokojny odcinek był wypełniony wciągającymi scenami, zwłaszcza w momentach gdy postacie rozmawiały ze sobą. Nie spodziewałem się, że tak bardzo zaangażuje w fabułę. Tajemnicza osobliwość spoza układu ewoluuję i rośnie. Tajemnicą jest jak morfuje Erosa, ale na pewno jest to niebezpieczne. Jak zniszczyć asteroidę? Statkiem kosmicznych mormonów. Cliffhanger jak się patrzy. Nie dość, że wprowadza interesujący wątek i sposób pozbycia się Erosa to jeszcze powinien wytworzyć kilka nowych konfliktów.

Dużo scen opowiadało o postaciach. Wściekłość Holdena na Millera, odreagowująca Naomi, Amos bardzo dobrze rozumiejący Millera i skutecznie rozszyfrowujący socjopatę czy wreszcie Alex spędzający godziny przed symulację by nie dopuścić do śmierci ludzi za których jest odpowiedzialny. Takie sceny są potrzebne i ciesze się, że poświęcono im lwią część odcinka.

OCENA 4.5/6 


The Flash S03E15 The Wrath of Savitar
Co to był za tragiczny odcinek. Bohaterowie gonią w piętkę, a scenarzyści specjalnie ich ogłupiają by tworzyć dramatyczne sytuację. Może drużyna wygląda na grupkę przyjaciół, ale to patologiczna rodzina, która się nawzajem wykańcza. Nie tak to powinno wyglądać. Oglądanie tego bajzlu jest momentami prawdziwą udręką. Cały story arc Wally'ego trzyma się na słowo honoru, Catlin nie miała jak ukraść kamienia, a Barry oświadczający się Iris tylko by zmienić przeszłość to szczyt głupoty bijący dokonania PiSu. Wygląda to jakby scenarzyści zapomnieli o kim piszą. To boli. Przez to wszystko cierpi cała fabuła. Trudno jest mi się na niej skupić bo wszystko zachodzi w nielogiczny sposób. Również konstrukcja odcinka była bardzo dziwna, szczególnie przechodzenie między niektórymi scenami, jakby wycięto parę minut materiału mającego wpływ na ciąg przyczynowo skutkowy. Minusów by się jeszcze trochę znalazło więc chwilkę o pozytywach - Savitar wrócił na Ziemię, a powodem jego powrotu jest stworzenie Flashpointu, cieszy, że przeszłość wciąż gryzie Barry'ego w tyłek. Wciąż podoba mi się rozwijanie relacji między Julienem, a Catlin, którzy wstydzą się przeszłości i boją przyszłości. 

Inne:
- wciąż nie mogę zrozumieć czemu Barry nie poprosił Harry'ego o pomoc w walce z Savitarem. Przecież Wells istotnego nie musiał robić na swojej Ziemi żeby nie zostać tutaj na trochę. Bolą mnie takie nielogiczności.

OCENA 2.5/6

Vikings S04E18 Revenge
Większa połowa odcinka to nudna obyczajówka u wikingów. Już nie mogę patrzeć na wątki romansowe, a są już aż trzy. Chyba tylko ten Astrid Z Bjornem wygląda w jakiś sposób interesująca ponieważ wpływa na Lagherte i dodaje ciekawy konflikt w Kattegat. To co dzieje się w związku z Margaret czy u króla Norwegi to niepotrzebne rozwadnianie historii. Na szczęście było dużo momentów, które przykryły mój negatywny odbiór, ba miejscami zachwycałem się. Składanie ofiary wypadło klimatycznie - prosty kontrast między seksem, a śmiercią działał. Dużo lepiej zrobiło się w Anglii. Emocjonalna rozmowa Ekhberta z synem, któremu nie potrafi wyznać miłości świetnie oddawała ich relację. Gwoździem odcinka była zemsta n Elii. Krwawy orzeł wynagrodził mi brak sceny batalistycznej. Vikings są niezrównani w tego rodzaju scenach, a pół roboty robią zdjęcia i muzyka Trevo Morrisa.

OCENA 4.5/6

Vikinngs S04E19 On the Eve
Po pierwsze - kończenie odcinka cliffhanger w środku bitwy powinno być ustawowo zakazane. Wyśmienicie oglądało się starcie wikingów z Normanami. Podchody, zabawa w kotka i myszkę, atakowanie z zaskoczenie i cierpliwa realizacja planu. Poświęcono na to odpowiednio dużo czasu, budowano napięcie w oczekiwaniu na starcie i gdy już do niego miało dojść pojawiły się napisy końcowe. Trochę słabo. Mimo to większość odcinka bardzo dobrze się oglądało. Zwłaszcza sceny w Anglii. Kłótnie braci trochę irytują i ciekawi mnie do czego one doprowadzą. I jak będzie wyglądał następny sezon. Przeciwnicy w Anglii powoli się kończą i wypadałoby wprowadzić nowe postacie.

W Skandynawii Lagretta miała kilka wspaniałych scen. Zwłaszcza gdy z spokojem podpaliła kilku wrogów a potem patrzyła jak się fajczą. To samo podczas tortur, boski autorytet i marmurowe oblicze. I tylko Torvi szkoda. Mam nadzieje, że nie zginęła, w końcu nie zabija się postaci poza kadrem.

Nie rozumiem tylko jednego wątku - księżniczki Habarda. Historia rozpisana na dwa odcinki była bardzo przewidywalna i nic nowego o nim nie mówiła. Chciano nadać mu tło osobiste którego nie potrzebował. Czyżby chciano go awanoswać do głównej obsady i zrobić z niego antagonistę Lagherty w następnej serii?

OCENA 4.5/6

Vikings S04E20 The Reckoning
Może zacznę pierw od największego zaskoczenia. Nie pokazano Kattegat i Lagherty. Jedna z najważniejszych postaci w serialu nie dostała nawet malutkiej sceny, która mogłaby nakreślić historię na następny sezon lub by godnie ją pożegnać. Jeszcze jakby wątek Angielski był wypełniony kompleksową historią to bym zrozumiał. Niestety tak nie było. Po wielkiej bitwie, przeciętnej jak na standardy sezonu, przyszło uspokojenie, momentami wręcz nuda. Najbardziej mnie ciekawiło czy Ecbert ma genialny plan, który konsekwentnie realizuje. I chyba miał. Nadał ziemię wikingom by ich skłócić. Wiedział, że to kontrowersyjne posunięcie i nie wszyscy podzielają marzenie Ragnara. Zrobił to co uważał za najlepsze dla swojego królestwa i mu się udało. Konflikt wśród braci i śmierć Siguarda z rąki Ivara była tego konsekwencją. Nie zaskoczyła, ale zarysowała obraz na następną serię. Konflikt braci. Różne marzenia i cele realizowane przez poszczególnych braci. Mnie najbardziej cieszy powrót Bjorna na Morze Śródziemne i samotna wędrówka Flokiego. Anglia i Kattgat trochę nudzą i te kulturoznawcze wątki mogą być potrzebnym powiewem świeżości. Ty samym mogą być wojowniczy mnisi. Jonathan Rhys Meyers pojawił się zaledwie na moment i to wystarczyło by czekać na sceny z jego udziałem. Na resztę trochę mniej. Trochę zmęczyłem się materiałem. I nie chodzi tutaj o liczbę dwudziestu odcinków na sezon. To wciąż solidny serial, ale brakuje mu unikalności, która by go wyróżniała. Dlatego ponad miesiąć zwlekałem z ostatnimi odcinkami. 

Inne:
- jest już zwiastun następnej serii. Zapowiada się krwawo i widowiskowo czyli jak co roku. 

OCENA 4.5/6

wtorek, 7 marca 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #221 [27.02.2017 - 05.03.2017]

SPOILERY

24: Legacy S01E04  3:00 P.M. - 4:00 P.M.
Po tym jak bezwstydnie krytykowałem 24 czas do kilku milszych słów. Wciąż jest dużo wad, ale ogląda się lepiej. Długo musiałem czekać na jakieś oburzenie nielogicznością i nawet mnie wciągnęło. Niestety serial odbił sobie to w finale odcinka gdy Carter znowu atakuje służby i zaczyna działać na własną rękę. Nudne. Plan też nie jest zbyt błyskotliwy. Ogólnie takich głupich rzeczy było jeszcze kilka jak np. CTU dające się oszukać na sfałszowany obraz z kamery. Mimo to niezłe tempo odcinka mi to wynagrodził. niestety główna intryga i motywacje niektórych postaci wciąż są kiepsko przedstawiane.

OCENA 3/6

24: Legacy S01E05 4:00 P.M. - 5:00 P.M.
Niektóre wątki ciekawie, niektóre są żałośnie głupie i nudne. Tak głupie, że dalej zdarza mi się stuknąć w czoło. Na prawdę mam uwierzyć, że handlarz bronią podciął sobie gardło? Przecież człowiek z taką wiedzą i doświadczeniem mógłby szantażować CTU i domagać się ułaskawiania. Co przecież nie raz miało miejsce. Dalej nie znoszą wątku gangsterskiego i uśpionej komórki terrorystycznej. W tym pierwszym próbowano wytworzyć seksualne napięcie między bratem i żoną Cartera. Jakby to było komuś potrzebne. W drugim wątku do terrorystów przyjeżdża ojciec i wizyta kończy się kłótnią. Nie wiem kto wymyślił tak strasznego scenariuszowego potworka. Z rzeczy które się udały - momentami udało się wytworzyć napięcie, dano trochę mało efektownego strzelania, a pojmany ojciec kandydata na prezydenta zaczyna grać w własną grę. Już nie śmieje się do rozpuku więc jest widoczny postęp. Albo ja jestem tak zmęczony, że nie mam siły na tak przeciętną produkcję.

OCENA 3/6

Chicago Fire S01E05 Hanging On
Dawson, Casey i Severide chodzili wkurzeni przez cały odcinek i warczeli na swoich znajomych. Żadna z tych linii fabularnych nie miała szczęśliwego zakończenia i każda na swój sposób jest ciekawa. Ona dostała kolejną naganę i została wezwana na przesłuchanie. By się odstresować gotuje i daje kilka luźniejszych scen z Millsem. Casey podejmuje powoli coraz gorsze decyzje. Jest zaszczuty przez Voughna i może niedługo się złapać. Ideały czy dobra swoje i rodziny? U Severide jest powtórka z rozgrywki - robi wszystko by dostać środki przeciwbólowe. On również powoli się stacza w dziurę z której bardzo ciężko będzie mu się odzyskać. I mimo tego jak bardzo podobały mi się te wątki MVP odcinka zostaje Brian udający prawnika. Ogólnie odcinek bardzo dobrze skonstruowany, stawiający w centrum postacie i intensywnymi wypadkami. I chyba nigdy nie przestanę się śmiać jak do wypadku w fabryce przyjeżdża karetka i dwa wozy strażackie.

OCENA 4.5/6

Riverdale S01E05 Chapter Five: Heart of Darkness
Coraz bardziej i bardziej podoba mi się ten serial. Szczególnie doceniam dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest konsekwentna rozbudowa świata i zawiązywanie kolejnych wątków komplikujących relacje między postaciami. Tym razem skupiono się na Blossomach, pokazano ich życie, dwulicowość, ale też wrażliwszą stronę Cheryll. Zrobiono też krótką wycieczkę w przeszłość i udowodniono, że przeszłość rzutuje na teraźniejszość, a grzechy rodziców mają wpływ na dzieci, wnuczki i prawnuczki. Zaściankowość w najlepszym wydaniu. Do tego złośliwości, problemy rodzinne i kolejne tajemnice wychodzące na światło dzienne. Serial nabiera coraz więcej kolorytu.

I koloryt to bardzo trafne słowo. Ten serial bawi się swoją stylistykę definiując teen noir. Młodzieżówka gdzie kolejne odkrycia i decyzję bohaterów ciążą ku spodziewanej tragedii. Podane w stylizacji której się zakochałem. Był tutaj scena z hołdem dla gotyckich opowieści, ale mi po głowie cały czas chodził barokowy przepych nasycony campem. Pięknie to wygląda. Jeszcze tylko jakby montażyści byli bardziej odważni z kompozycją kadrów, a reżyserzy mieli więcej polotu byłbym zachwycony.

Co ważne, w tym wszystkim nie gubią się główni bohaterowie. Do Archiego czuję coraz większą sympatię, czego się nie spodziewałem. Wbrem współczesnym trendom dąży do celu, jest w stanie przyznać się do błędów, które popełnia hurtowo i mimo swojego zagubienia osiąga założone cele. Veronica i Cheryll swobodnie wychodzą poza trop jędzy z liceum i nawiązują tutaj bardzo sympatyczną relację. Łączy je wychowanie w wyższych sferach i trauma z domu rodzinnego. U każdej inna, ale z wystarczającą liczbą punktów wspólnych by je zbliżyć. Również Betty dostaje tutaj ciekawy wątek. Prowadzi śledztwo, łamie kolejne zasady i zaczyna podejrzewać własnego ojca o morderstwo Jasona. Nie bezpodstawnie. 

OCENA 4.5/6

Riverdale S01E06 Chapter Six: Faster, Pussycats! Kill! Kill!
Trochę za dużo romantycznych wątków i denerwującego zachowania Veronicy. Ogólnie mi się podobało, ale sporo było scen które mnie irytowały. Serial dalej bawi się motywem wpływu rodziców na dzieci. Kontrolowana Polly jest odcięta od świata, Josie ma apodyktycznych rodziców, a matka Veronicy okazuje się nie być wcale taka idealna jak się córce wydaje. Te wszystkie wątki ładnie ze sobą współgrają i ogląda się je dużo lepiej niż nijakie muzyczne występy Archiego. Znowu też ruszono wątek zabójstwa Jasona i muszę powiedzieć, że intryga się coraz bardziej zagęszcza i poszerza się grono podejrzanych.

OCENA 4/6  

The 100 S04E05 The Tinder Box
Przez cały odcinek miał uczucie zbliżającej się katastrofy. Równolegle rozwijano kilka wątków, stopniowo budowano napięcie, a punkt kulminacyjny osiągnęły w tym samym momencie. W innych serialach udałoby się uratować dzień, tutaj nie było takiej możliwości. Pytanie było jak źle sprawy pójdą i czy ktoś zginie. Ostatecznie można uznać, że to złe dobrego początki.

Uszczęśliwiło mnie gdy wszyscy szybko dowiedzieli się o Octavi i nadchodzącym Roanie. Bez zbędnego przeciąganie. Zaskoczeniem było kto uratował jej życie - Illian. Altruistyczne pobudki zupełnie mi do niego nie pasowały. Słusznie jak się szybko miało okazać. Zelota niszczący maszyny znalazł się w paszczy bestii by wykonywać swoją misję zemsty. Podczas gdy Clarke musiała dokonać trudnego wyboru (niemożliwe, w tym serialu?) i uzgodniła podział Arki z Roanem losowy czynnik ludzki miał swoje do powiedzenia. Zabawne. Wielcy decydują o życie zwykłych ludzi, liderzy kształtują przyszłość narodów, ale ich plany i marzenia są niczym wobec działań jednego i zdeterminowanego człowieka. Illian zniszczył Arkę, plan awaryjny jest już nieaktualny, a zbliżająca wojna okazała się bezsensownym marnowaniem zasobów i czasu. Trzeba jednak przyznać, że udało się wytworzyć świetną atmosferę gdy armią Grounders została złapana w zasadzkę w kanionie. Chociaż trochę bez sensu, że nie wypuścili żadnych zwiadowców.

Podczas sytuacji kryzysowych zawsze dochodzi to ważnych dla bohaterów wydarzeń. Clarke i Roan spotkali się rozmawiając o przyszłości poruszyli historię przeszłe by pokazać jak wiele ich łączy i uwydatnić ich aspirację jako liderów. Zabawnym momentem było gdy oboje przyznali się do gotowości poświęcenia swojej matki w imię wyższego celu. Dlatego trochę żałuję, że na ich rozmowę nie położono większego nacisku. Zamiast tego dano ważny wątek Bellamy'emy. Podczas gdy zbuntowany Riley chcę zabić Roana on wyrusza z Echo by go powstrzymać. W kluczowym momencie przyznaje się do bycia mordercą i tego jak bardzo zmieniła go wojna. Bardzo emocjonalna scena i ważna dla postaci.

Gdzieś daleko w laboratorium Becki obok widocznych cięć budżetowych (absencja Luny, Emori i Murphy'ego) dochodzi do przełomu. Pierw jednak chwila radości dla Ravena. Uśmiech na jej twarzy to coś niecodziennego ponieważ serial bardzo lubią ją torturować. Szybko jednak zostało jej to odebrane. Udar, krztuszenie się krwią i utrata przytomności. Biedna Raven. Mimo to znowu uratowała dzień i znalazła rakieta. Hip hip hurra, serial znowu wybiera się w kosmos! Może tylko na chwilę, może to bardzo naiwne, ale taka konwencja. I kurde, z chęcią zobaczyć taką wycieczkę. Nadzieja na uratowanie ludzkości jest, a na szali życie Raven. I prawdopodobnie Abby. Obie mają halucynację spowodowane chipem ALIE. I teraz pytanie czy to wina tego miejsca? Czy znane obrazy dla podświadomości jeszcze bardziej obciążają ich mózgi? Boje się, że dla którejś może się to źle skończyć.

Przyszły odcinek zapowiada współpracę Azgedy i Skikriu. Teraz oba klany wiedzą, że tylko tak można przetrwać. Należy tylko pamiętać o Treekriu. Idra łatwo nie odpuści wymordowania swoich ludzi. Octavia też może nie być zadowolona z obecności Echo. Na pewno przyszłe odcinki będą pełne napięcia między nimi.

Inne:
- płonąca i waląca się Arkadia, jaki smutny widok. Uciekające rodziny z dziećmi, zawód Roana i rozpacz na twarzy Clarke. Myślałem, że podejdzie do Illiana i go zabije na miejscu.
- Abby powoli puszczają nerwy, chcę więcej krwi od Luny, jest gotowa nie ratować Raven za wszelką cenę, wszystko po to by uratować ludzkość. Sytuacja kryzysowa redefiniuje każdego. 
- Nila się pojawiło, bardzo fajnie, że serial pamięta o swoich gościnnych występach.
- Clarke stojąca na przeciwko całej armii Ice Nation nawet nie mrugnęła gdy Roan kazał w nią wycelować. How cool is that?
- serial czas zdaje sobie sprawę jak bardzo jego scenariusz momentami jest naciągany więc bohaterowie kilkukrotnie powtarzają, że Rileya nie powinno być w grupie uderzeniowej.
- trochę nie pasuje mi, że Clarke nie przejęła się zniszczeniem Płomienia co oznacza ostateczne utracenie Lexy. Tak jak Roan nie przejmuje się w ogóle obecnością Luny.
- no dobra, ale Illian po takim wybuchu to powinien zginąć na miejscu, a nie potem wynosi z płonącej Arki dwie kobiety.
- w przyszłym tygodniu przerwa i już mi smutno z tego powodu. Z drugiej strony serial tydzień później zniknie z anteny.

OCENA 5/6

The Flash S03E14 Attack on Central City
Poprzedni odcinek miał wyprawę na Earth-2 i wycieczkę po mieście goryli, ten ma standardową formułę zespołowego rozwiązywanie problemu. I ta historia mi się bardziej podobała. Była spójniejsza, postacie wchodziły między sobą w interakcję, było dużo humoru i dylemat moralny dla Barry'ego który nie męczył. Poza tym mogłem pooglądać armię goryli w Star City i zobaczyć walkę Solovara z Groddem. Jedynie szkoda, że Gipsy dostała małą rolę, ale na jej powrót jeszcze przyjdzie czas. Jak się w obsadzie trochę poluźni. Tłok panował straszny, a nie było nawet Juliena. Może Savitar coś z tym zrobi.

OCENA 4.5/6