niedziela, 25 czerwca 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #236 [19.06.2017 - 25.06.2017]

SPOILERY


Supernatural S08E12 As Time Goes By
Kolejne szczęśliwe losowanie, bardzo mnie to cieszy. Tym bardziej, że lubię sobie od czasu do czasu obejrzeć Supernatural. Za klimat, bohaterów i proceduralną formułę od której wiem czego się spodziewać. Z ósmym (i siódmym) sezonem nie było mi jednak po drodze więc stąd moje zaległości.

Serial bardzo lubi wracać do motywu podróży w czasie i wplatać je w rodzinną historię Winchesterów. Tym razem dziadek od strony ojca dosłownie wychodzi z szafy braci w pokoju hotelowy. Ucieczka przed demonami, tajemnicze pudełko i wprowadzenie do mitologii świata Ludzi Pisma, potężnej organizacji obserwatorów i supernaturalnych naukowców. Ja to kupuję. W odcinku naturalnie było sporo humoru, rodzinnej dramy i tanich fabularnych rozwiązań. Nie mniej bardzo dobrze się to oglądało. I nie mogę się doczekać by zobaczyć skarbiec z artefaktami. Przez jakiś czas miałem słabość do książek Clive Cusslera, a to bardzo podobny motyw.

OCENA 4.5/6

Supernatural S08E13 Everybody Hates Hitler
Nazistów w Supernatural chyba jeszcze nie było. Nazistowskich nekromantów tym bardziej. Tak jak golemów i tajnych żydowskich organizacji walczących podczas drugiej wojny światowej. To był trochę dziwny odcinek dopisujący sporo do mitologii świata. Nie spodziewałem się dwóch tego typu po sobie. Może serial pójdzie z prądem i w 8x14 będzie tak samo? Chciałbym wreszcie jakąś większą fabułę dla tego sezonu.

Sam odcinek nie był jakiś zachwycający. Kilka dłuższych momentów, przeciwnik który został łatwo pokonany i tajemnica która nie okazała się wcale tak znacząca. Było też o dorastaniu do swojej roli. I trochę bardzo udanego humoru (Dean myślący, że jest podrywany przez geja). Oglądało się to przyjemnie czyli niezbędne minimum zostało spełnione.

Nazistowskie Thule to ciekawy dodatek do świata Superantural, ale ja najbardziej ciesze się z bazy wypadowej, którą po tylu latach Winchesterowie wreszcie zyskali. Schludny bunkier dawnych Ludzi Pisma wypełniony wiedzą. Sam w swoim żywiole! I tylko czekać aż pojawią się tam znane i nowe twarze. Supernatural jako serial drogi był fajny, ale zmiany tego typu zawsze przyjmuje z otwartymi ramionami.

OCENA 4.5/6

Supernatural S08E14 Trial and Error
Strasznie mi się podoba jak Sam i Dean przyzwyczajają się do jaskini wypadowej. Szczególnie to meblowanie pokoju przez Deana wypadło super. Po tyle latach należy im się spokojna przyszłość do której mogą wracać. Tylko trochę bez sensu, że nie zaprosili tam Kevina. Chłopak męczy się sam na łodzi Garetha i zaraz się wykończy. Chłopcy, zróbcie użytek z tego miejsca! I oby scenarzyści szybko nie zresetowali tego pomysłu.

Sam odcinek nie wypadł już tak dobrze. To jedna wielke repetycja. Polowanie na Piekielne Ogary i szukanie osoby, która dobiła targu to nic nowego. Tak jak rozmowy braci o poświęceniu się za siebie. Ile można? Przecież wiadomo, że któryś zginie by zaraz zostać wskrzeszonym.

OCENA 4/6

Supernatural S08E15 Man's Best Friend with Benefits
Po kilku całkiem niezłych odcinków przyszła kolei na nudną historię o wiedźmach gdzie bracia zachowywali się jakby to była ich jedna z pierwszych spraw. Słabo fabuła, zero powiązań z głównym wątkiem i nudne rozwiązanie. Jedynie humor ratuje całość i początkowe zainteresowanie dobrym czarownikiem i jego chowańcem. Najbardziej męczące były kłótnie braci o poświęcenie Sama. Tyle lat i Supernatural wciąż męczy tymi samymi motywami.

Inne:
- Dean jako wiccan z Detroit, kto by pomyślał.

OCENA 3/6

Supernatural S08E16 Remember the Titans
Nie ma to jak w proceduralnym odcinku zabić Prometeusza i Zeusa. Dziwnie się oglądało gdy serial z taką niefrasobliwością podszedł do kultury antycznej. Nie pierwszy przecież raz bawi się panteonami dawnych religii. I nie był to wcale zły odcinek. Dobrze rozpisany na 40 min, z ciekawą tajemnicą, zmianą tonacji w jego trakcie i tragicznym, jako to u greków, zakończeniem. Nawet zrobiono użytek z kryjówki i w końcu ktoś został do niej zaproszony. Nie podoba mi się jak jest prowadzony główny wątek. Jest delikatnie nakreślony, a rozmowy braci o próbach są nudne. Chyba najwyższy czas na powrót Cassa.

OCENA 4/6

Supernatural S08E17 Goodbye Stranger
Odcinek związany z fabułą sezonu, fajnie! Na początku się na to nie zanosiło, trochę grzebania w rzeczach Ludzi Pisma i zwykła sprawa z demonami. Zwykła na standardy serialu - dziwne wykopki w mieście i poszukiwania "czegoś". Potem zjawił się Castiel, dołączyła Meg i finalnie pojawił się Crowley co doprowadziło do bardzo dobrego odcinka. Te postacie to przecież samograj. W gratisie Amanda Tapping jako Naomi. Nawet gdyby działy się rzeczy nudne to ja bym się cieszył, że mogę oglądać tych aktorów. A było dość emocjonalnie. Shipowanie Castiela i Meg było tylko dodatkiem do ponownego spotkanie Casa z Deanem. Dramatycznie i na szczęście z połowicznie happy endem. Tabliczka aniołów i szukanie kolejnej próby mnie nie interesuje, wystarczy mi gdy serial bawi się bohaterami.

OCENA 4.5/6

Supernatural S08E18 Freaks and Geeks
Właśnie to lubię w serialach z dużą ilością sezonów. Kiedyś pojawił się proceduralny odcinek, a po paru latach znana twarz wraca do serialu by opowiedzieć inną historię. To wciąż jest sprawa tygodnia, ale dająca wrażenie ciągłości. Już nie mogę się doczekać gdy następnym razem zobaczę Krissy i sprawdzę na jakiego łowce wyrosła.

Sam odcinek był bardzo w duchu serialu. Tym razem polowanie było mocno w tle, na pierwszy plan wysunęła się sprawa dzieci łowców i normalności. Czy jest na nią miejsce w tym świecie? Czy można uciec od polowań gdy poznało się mroczą stronę świata? To była też opowieść o przyjaźni (niestety słabo rozwinięto postacie poboczne), niespełnionych ambicjach i zemście. Udane combo.

OCENA 4.5/6

Supernatural S08E19 Taxi Driver
Paradoks Supernatural - nie mogę się doczekać odcinków mitologicznych, a gdy jest opowiadana fabuła sezonu ja się nudzę. Tym razem Sam walczył z kolejną próbą - wyprawa do piekła po duszę Bobby'ego. Brzmi fajnie, realizacja marna. Bieganie po lasach, trochę krypt, fajne spotkanie z dawno niewidzianą twarzą, mniej fajne z Bennym i Naomi i wątek Kevina. Tyle. Nic specjalnego, bez większego napięcia i twistów fabularnych. Jakby odhaczanie rzeczy które trzeba zrealizować przed finałem sezonu.

OCENA 3/6

Supernatural S08E20 Pac-Man Fever
Gościnny występ Felici Day więc odcinek o klasę lepszy niż można się było spodziewać. Uwielbiam jej relację z Deanem, niczym brat i siostra. Trochę tajemnic między nimi jest, ale potrafią sobie zaufać, pocieszyć i uratować życie. Podobała mi się też historyjka o dżinach i osobisty wątek Charlie z umierającą matką by zwiększyć dramatyzm. Nie zawiodły też geekowskie odwołania. Odcinek był nimi wypełniony po brzegi. Z najfajniejszych to aliasy Charlie (Asimov, Tolkien, Le Guin) i bardzo smutne czytanie Hobbita na końcu. Humor, Charlie, sprawna fabuła i jeden z najlepszych odcinków sezonu gwarantowany.

OCENA 5/6

Supernatural S08E21 The Great Escapist
Im dalej w sezon tym intryga jest nudniejsza. Crowleya i Naomi jak zwykle bardzo dobrze się ogląda tylko co z tego skoro nie wiadomo co te postacie knują. Brakuje rzeczywistego konfliktu i stawki o którą można by walczyć. Zamknięcie bram piekła jest strasznie nietrafionym pomysłem. Metatron również wypadł bardzo nijako. Fajny motyw z chęcią zbierania opowieści i tyle. Relację braci męczyły. Najlepszy był reżyser Crowley i pewny siebie Kevin po tym gdy odkrył, że jest porwany przez demony. Dobre sceny w morzu nijakości. Szkoda.

OCENA 3/6

Supernatural S08E22 Clip Show
Mocno nierówny odcinek niepotrzebnie skaczący po zbyt dużej ilości wątków przez co wprowadzono niepotrzebny chaos i tylko jeden z nich się opłacił. Ale jak! Crowley znalazł wreszcie sposób na braci - polowanie na ich ofiary. Miło było zobaczyć ocalonych przez braci co wprowadziło potrzebne emocję podczas ich śmierci. Ostatnia scena z przemową Crowleya i umierającą kobietą była mocna. Udanie położono fundamenty pod finał.

Trochę gorzej wypadła historia egzorcyzmów mających uleczyć demona, która doprowadziła do uwolnienia Abaddony w bardzo naiwny sposób. Nie kupuje też prób Castiela i zamknięcia nieba. Metatron może mieć ukryty plan.

OCENA 4.5/6

Supernatural S08E23 Sacrifice
Podtrzymuje co pisałem o fabule tego sezonu - jest chaotyczna i nieudolnie prowadzona. Latanie za tabliczkami Boga, wypełniania prób w celu zamknięcia piekła by ostatecznie nic z tego nie wyszło. Zamiast tego w parę odcinków Metatron zrealizował swój plan sprowadzenia wszystkich aniołów na Ziemię. Do tego obowiązkowe męczące poświęcanie się braci i rozmowy o miłości Winchesterów. Słabo.

Mimo to odcinka nie oglądało się wcale źle. Pierw powrót Jody Mills, szybkie złapanie Crowleya i prowadzenie dwóch równoległych linii fabularnych. Było wciągającą i nie brakowało zainteresowanie. Momenty również były, a jakże! Mój ulubiony to Abaddona poniewierającą królem piekła, a potem przebudzenie człowieczeństwa u Crowleya. Gdyby ostatecznie udało się go uzdrowić można by poprowadzić całkiem ciekawą historię.

OCENA 4/6

Supernatural S09E01 I Think I'm Gonna Like It Here
Lubię ten dreszczyk niepewności podczas oglądania premier sezonu. Odkrywanie kierunku w którym zmierza serial i koniecznej ewolucji podczas wakacyjnej przerwy. Niestety premiera 9 serii to jedna wielka powtórka z rozgrywki. Sam umiera, a Dean robi wszystko by go uratować. Ostatecznie dogaduje się z aniołem, który wykorzystuje Sama jako naczynie. Oczywiście zostaje to małą tajemnicą Deana i Ezekiela. Wiecie, ukrywanie takich rzeczy zawsze dobrze się kończy. Po takich odcinkach odechciewa mi się oglądać Supernatural.

Ciekawie wypadł za to wątek Castiela jako człowieka. Ziemskie pokusy i pakowanie sięw kolejne kłopoty. Było zabawnie i co oczywiste dramatycznie. Dobrze jest też widzieć go w stałej obsadzie sezonu tzn. sensowne potraktowanie jego pokuty i chęci pomocy aniołom.

OCENA 3/6

Supernatural S09E02 Devil May Care
Kolejny nudny i chaotyczny odcinek gdzie poruszono zbyt wiele motywów, a całość okazała się papką. Abaddona walczy o piekło, bracia kombinują co dalej i kończą na kolejnym rozprawianiu się z demonami, a Crowley dalej bawi się w manipulanta. Już mnie męczy cała ta anielsko-demoniczna mitologia i wolałbym dostać jakiegoś klasycznego przeciwnika.

OCENA 3/6

Supernatural S09E03 I'm No Angel
Postanowiłem zlekceważyć wątek anielski na ile tylko mogłem i potraktować Supernatural jako przygodową komedię. I to zadziałało. Castiel odnajdujący się jako człowiek, jego społeczne nieprzystosowanie i kłopotliwe rozmowy to kopalnia śmiechu. Strasznie się ciesze z jego dużej roli w tym sezonie. Również poszukiwania braci wypadły znośnie. Tyle i aż tyle.

OCENA 4/6

Supernatural S09E04 Slumber Party
Niemal kompletnie zrezygnowano z wątku anielskiego, ponownie sprowadzono Felicie Day i w szalony sposób powiększono mitologię serialu. Prosty przepis na jeden z lepszych odcinków od dłuższego czasu. Miał kilka problemów z tempem, ale wypadł przeuroczo. Zresztą, jak wpisanie świata Oz do Supernatural mogło wypaść słabo? To jest skok przez rekina otwierający masę możliwości i zabawę z innymi światami. Do tego Charlie z Dorothy miały niesamowitą chemię i już nie mogę się doczekać by znowu zobaczyć tą dwójkę.

Inne:
- nie jest łowcą ten kto nie Zmartwychwstanie, jakie to prawdziwe. Zaraz, czy Jezus był w takim razie łowcą?
- Crowley wielkim fanem Wicked Witch, można się było tego spodziewać.
- kolejna okazja i Charlie znowu nie spotkała się z Castielem. Trzeba na to znowu czekać.

OCENA 4.5/6

Supernatural S09E05 Dog Dean Afternoon
Uwielbiam typowe komediowe odcinki w Supernatural. Zazwyczaj są nieoczekiwanymi niespodziankami jak tutaj. Tym razem głównym rozweselającym motywem był Dean rozmawiający z zwierzętami. Kłótnia z psem o dyskografię Styx czy z gołębiem o ich typowe zachowanie mocno mnie rozśmieszyły. Ale głównym daniem był Dean przejawiający częściowo psie zachowanie. Drapanie, aportowanie, zachwyt na widok suczki. Timing Acklesa w tych scenach był perfekcyjny. Było tyle dobra, że jestem w stanie wybaczyć dalsze wałkowanie wątku Ezekiela wciąż pomagającego Deanowi i brak pomysłu na ciekawą fabułę.

OCENA 4.5/6 

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #235 [12.06.2017 - 18.06.2017]

SPOILERY

Dark Matter S01E04 Episode Four
Dark Matter porzuciłem z powodu jego jakości. Pierwsze trzy odcinki mnie nie zachwyciły na tyle by oglądać dalej więc bez wyrzutu skasowałem go z personalnej ramówki. Ślepy traw chciał bym do niego wrócił i zrobiłem to bez krzywienia się. Słyszałem, że serial fajnie się rozwinął więc ta myśl już wcześniej przeszła mi przez głową. I muszę przyznać, że całkiem przyjemnie mi się to oglądało.

Fabuła jest prosta - załoga Rezy trafia na stację kosmiczną i po kolei pakują się w kłopoty. Bardzo generyczne, momentami naiwne i wymagająca dużej siły woli do akceptacji tego co się dzieje na ekranie. Jednak gdy już do tego dojdzie można cieszyć się z oglądania sympatycznych bohaterów. Podróbka Cobba z Firefly, Trójka z Piątką uprawiające hazard czy Szósta w poczekalni u doktora. To były bardzo zabawne sceny. Tylko irytujący Jedynka mi nie pasuję.

Coraz więcej wiadomo też o Wielkiej Tajemnicy Serialu. Szybko doszło do  konfrontacji Jedynki z Corso i dano trochę bezwstydnej ekspozycji mocno sugerując klonowanie. Widać wyraźnie, że twórcy mają pomysł na serial i zaczynam liczyć by udało się im go sprzedać.

Inne:
- oglądanie Dark Matter po The Expanse wymaga chwili na przyzwyczajenie do stylistyki przygodowego sci-fi. 

OCENA 4/6

Dark Matter S01E05 Episode Five
Opuszczony frachtowiec pełen zombie? Czemu nie, lubię takie zabawy konwencją więc początek odcinka sprawił, że nastawiałem się na niezłą historię. I na nastawianiu się skończyło. O ile postacie wciąż są bardzo dobrze przedstawiane tak chodzenie po statku i szukanie kontrabandy wypadło słabo. Za długo i za nudno. Nie pomógł również wątek zarażenie Dwójki. Napięcie nie buduje się w ten sposób. Główna fabuła również nie poszła do przodu, a pojawiły się kolejne tajemnicę. Czemu Dwójka się regeneruję? Czy ma to coś wspólnego z hibernacją czy miała to wcześniej? Jestem zaintrygowany.

OCENA 3.5/6

Dark Matter S01E06 Episode Six
O, odcinek flashbackowy, powyjaśnia parę rzeczy - głupio pomyślałem na początku by w połowie mieć już dość. Serial ma problem z odnalezieniem właściwego tempa, odcinki wydają się zbyt długie, a ten konkretny był mocno poszatkowany. Na szczęście gdzieś w 2/3 dużo się poprawiło. Poza tym Piątka wcielająca się w Czwórkę była niezła, a potem w gratisie pojawiła się jej historią. Ogólnie dużo wyjawiono o załodze przez co chcę wiedzieć jeszcze więcej. I gdyby nie było nudnej Jedynki byłoby dużo lepiej.

OCENA 4/6

Dark Matter S01E07 Episode Seven
To ci niespodzianka, seksowna Ruby Rose jako android rozrywkowy. Było na czym oko zawiesić. Zabawnie było też gdy zamieniła się w morderczynie chcącą zemścić się na załodze po tym jak Jedynka się z nią zabawiał. Ten to ma problem, tylko romansowanie mu w głowie. Przez to zupełnie nie pasuje do załogi i ciężko się ogląda z nim sceny.

Wątek zabójczego androida dał trochę akcji i spowodował momenty do zaciskania więzi w załodze. O wiele lepiej wypadła jednak historia Trójki. Love story z tragicznym końcem. Umierająca ukochana i on niepamiętający swojego dawnego życia. Bardzo dobrze są rozpisywane postacie, to coś dlaczego chcę wracać do Dark Matter.

OCENA 4/6

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #234 [05.06.2017 - 11.06.2017]

SPOILERY

American Gods S01E06 A Murder of Gods
Broń, imigracja, szukanie swojego miejsca w świecie, adaptacja do nowego środowiska, ewolucja wartości cenionych przez ludzi i pytania o to skąd się bierze religia. American Gods miksuje ze sobą bardzo dużo motywów i co zaskakujące wychodzi z tego obronną rękę bo zaczyna coraz umiejętniej spinać porozpoczynane wątki. Odcinek standardowo miał ponad 50 minut, ale nie czuło się tego. Dwie historie bardzo płynnie płynęły do przodu, miały dużo wspólnych punktów i były na swój sposób samodzielne. Sporo miejsca dostała też ekspozycja, powiedziano więcej o świecie bogów który coraz bardziej mnie fascynuję. I nie przeszkadza mi dość anemiczne prowadzenie historii gdyż bohaterowie wszystko mi wynagradzają. Laura rzucająca fuckami jest przeurocza, a duet Cień i Wotan nieustannie czymś zadziwia i każe kwestionowań sensowność działań boga. Zaczynam się smucić, że do końca sezonu już tylko 2 odcinki.

OCENA 5/6

Leverage S05E01 The (Very) Big Bird Job
Niesamowicie poszczęściło mi się z losowaniem. W 2012 roku musiałem odpuścić całkiem sporą ilość seriali, a Leverage był jednym z tych do których bardzo chciałem wrócić. To nigdy nie była wybitna produkcja. To był bardzo dobrze zrealizowany serial rozrywkowy z kapitalnie dobraną obsadą. Fabułek z czterech poprzednich sezonów nie pamiętałem, tak charaktery głównych postaci jak najbardziej.

Oglądanie Leverage po tylu latach to jak powrót do dawno widzianych znajomych. Odkrywasz ich na nowo, przypominasz sobie szczegóły i dawne wydarzenia by na końcu chcieć jeszcze. Tak było i tutaj. Absurdalny humor, przerysowane sceny akcji i szalony przekręt który działa tylko dlatego, że chcę się to wierzyć. Całkiem sprawna realizacja pomaga. Pośmiałem się i jestem z tego zadowolony. Na końcu za to cliffhanger i zapowiedź intrygi mogącej prowadzić do rozłamu w grupie. Będę oglądał dalej i całkiem możliwe, że z powodu urlopów większości seriali nadrobię serię.

OCENA 4.5/6

Leverage S05E02 The Blue Line Job
Jak napisałem tak robię i oglądam dalej. Znowu bardzo przyjemny odcinek do którego nie można się zbytnio przyczepić jeśli zawiesi się niewiarę i zaakceptuję sporo uproszczeń i mało efektowny przekręt. To w dużej mierze była osobista historia Marco próbującego zapewnić przyszłość synowi nawet jeśli miałoby go to kosztować życie. To też była ciekawa stylistyka wykorzystująca hokejową oprawę. Żartów też nie zabrakło. O jak się śmiałem z fascynacji Nate'a tym gdzie znajduje się prawdziwy puchar Stanleya czy z zabaw Hendersona z magnesem. I tylko większej fabuły zabrakło.

OCENA 4.5/6

Leverage S05E03 The First Contact Job
"Let's steal the first contact!" - szalone pomysły w Leverage to nie pierwszyzna. Tym razem upozorowali kontakt z obcymi, okradli ofiarę na gruby milion by na końcu zrobić z niego szaleńca w oczach świata. Kilka pomysłów mogło się podobać. Elliot jako grifter, Parker i Harison ponownie agentami FBI i finałowy kontakt. Do tego masa humoru przemycona w dialogach i powracające żarty i motywy które dobrze się sprawdziły. Było też coś o Nate'cie który na chwilę zapomniał czemu robi się te przekręty. Ostatecznie jednak jestem trochę rozczarowany. Wszystko wyszło perfekcyjnie, a ofiara nie stanowiła żadnego wyzwania dla ekipy. Kolejne elementy planu była odhaczane i całość wyszła tak jak miała wyjść. Dobrze się bawiłem i tyle.

OCENA 4/6

Leverage S05E04 The French Connection Job
Przekręt w odcinku związanym z kuchnią i gotowaniem nie był zbytnio wymyślny i znowu został odegrany po sznurku. Dobrze, że rzeczy które działy się obok tego były dużo ciekawsze. Jak choćby historyjka Elliota, który spłaca dług człowiekowi który nauczył go do czego prócz zabijania służy nóż. Do tego był wspaniały jako szef kuchni. Miło wyszła też opowieść o Parker chcącej coś w życiu poczuć. Prócz tego dużo udanych gagów i niewymuszonego humoru. Czyli standardowo.

OCENA 4.5/6

Leverage S05E05 The Gimme a K Street Job
Trzy odcinki temu była przygoda w klimacie hokeja, teraz dano drużynę cheerleaderek. Nie powiem żeby była to szczególnie interesująca tematyka dlatego trochę z początku kręciłem nosem. Póki ekipa nie wylądowała w Washingtonie i na Kapitolu by zdobyć głosy polityków. Wreszcie jakieś wyzwanie dla bohaterów gdzie musieli sporo pogłówkować nad rozwiązaniem. Przy okazji ośmieszono przepisy prawa i je wyolbrzymiono. Takie rzeczy zawsze dobrze wychodzą. Był też wątek z Parker w niecodziennej sytuacji - trenerki nastolatek. Trochę szkoda, że nie dostał więcej czasu. Mimo to udało się przemycić do niego wątek o zaufaniu i swojej roli w drużynie. Cieszy mnie, że Leverage zazwyczaj nie zapomina o takich motywach w swoich rozrywkowych historiach.

OCENA 4.5/6

Leverage S05E06 The D.B. Cooper Job
To nie był zły odcinek. Użyto tutaj aktorów z głównej obsady do opowiadania historii z flashbacków dotyczącej rzeczywistej sprawy D. B. Coopera. Fajny pomysł z odrobinkę przewidywalnym zaskoczeniem. Było też o szukaniu dobra w ludziach i możliwości odkupienia za własne grzechy, a także dzieciach cierpiących za grzechy ojców. Tylko czuję się odrobinę rozczarowany bo moich bohaterów, dla których oglądam Leverage było niewiele. To był inny klimat niż dobrze znany od początków serialu, raczej zagadka kryminalna z twistem niż heist. Humoru też jak na lekarstwo. Więc ostatecznie rozczarowanie.

OCENA 3.5/6

Leverage S05E07 The Real Fake Car Job
Przekręt z zabytkowym samochodem w tle, to pozornie znowu nie moje klimaty. Na szczęście było bardzo dużo ruchomych części, ofiara miała tajemnicę, a finał był na tyle niespodziewany, że ostatecznie okazał się jednym z lepszych odcinków sezonu mimo nie do końca udanego heistu. W serialu coraz mocniej pobrzmiewa wątek emerytury od tych wszystkich przekrętów. Co będą robić gdy to wszystko się skończy? Czy Henderson i Parek dalej będą ze sobą? Czy Sophie z Natem? Co z Elliotem. Jestem bardzo ciekaw czy Dan Devin rozpisując ten sezon brał pod uwagę, że będzie on ostatnim.

OCENA 4.5/6

Leverage S05E08 The Broken Wing Job
Kolejny z serii niecodziennych odcinków. Zaczyna się w Japonii by po chwili przenieść się do Portland i Parker z złamaną nogą w lofcie i tam z nią pozostać. To ona jest główną bohaterką i Beth Reisgraf z gracją dźwiga ciężar roli na swoich plecach. Pierw trochę komedii z znudzoną Parker, potem odkrycie złodziei w barze i na końcu konfrontacja. Nie zabrakło dramatów i to też z niespodziewanej strony np. zgłębianie prywatnego życia klientów. Była też urocza Amy która pomaga Parker w złapani domniemanych złodziei by na końcu niemalże stać się ofiarą porwania. Nie powiem by był to zaskakujący zwrot akcji, ale sprawdził się. To był też kolejny odcinek w którym była sugestia jakby Nate przyuczał Parker do swojej roli gdy go już zabraknie jak wcześniej robił to z Elliotem.

OCENA 5/6

True Detective S02E06 Church in Ruins
Ależ rollercoaster serwuje mi ten sezon. Nudne odcinki przeplatają się z wciągającymi, a zbyteczne sceny poprzedzają kapitalne dialogi i rozwój postaci. Doceniam jak całość jest napisana, mam trochę zastrzeżeń, ale też podejrzewam, że w pełni nie ogarniam wizji Nicka Pizzolatto. Skupiam się nie na wszystkich elementach opowiadanej historii, a całość traktuje jak kryminał przez co nie potrafię ocenić całości. Jak choćby bardzo ważne wątki rodzinne. Każdy bohater w jakiś sposób zmaga się z nimi. Najbardziej widoczne to było u Reya nie radzącego sobie z nawałem informacji jaki na niego spłynął. Przeszłość dopada też Bezziredes w najmniej spodziewanym momencie. Nieoczekiwanie od tej czulszej strony pokazany jest też gangster. To wszystko tworzy skomplikowaną mozaikę którą trzeba oglądać pod odpowiednim kątem by dostrzec jej prawdziwe oblicze. I powoli się go doszukuje.

Inne:
- orgia odhaczona, True Detective S02 może z dumą nosić plakietkę serialu HBO.
- "That's one off the bucket list. A Mexican standoff with actual Mexicans." Mądrości Franka jak zwykle celne.

OCENA 4.5/6

True Detective S02E07 Black Maps and Motel Rooms
Odcinek z ograniczoną ilością wątków osobowych i niemalże w całości skupiony na śledztwie i problemach z niego wynikających. Oglądając go myślałem o kontraście względem pierwszego sezonu. Tamten opowiadał prostą historię gdzie nie do końca rozwiązano sprawę, wielka intryga została jedynie zarysowana. Tutaj jest wręcz przeciwnie. Morderstwo będące punktem wyjścia gdzieś zanika, a opowieść jest o skorumpowanym mieście i jego elitach. Jest to ciekawy kontrast, który działa na poziomie meta narracyjnym pozostawiając sedno opowieści snutych przez Pizzolatto.

Mimo godziny z haczykiem oglądało się to bardzo dobrze. Zaszczuci bohaterowie próbujący się połapać w tym wszystkim i coraz mocniej zaciskająca się pułapka. Sytuacja jest niemalże bez wyjścia. Woodrugh zginął, a Valcoro i Bezzerides nie wiedząc jeszcze jak się z tego wyplątać. Całkiem zabawnie gdyby tylko Frank osiągnął sukces w finale. Gdyby detektywi przegrali w starciu z lewiatanem trawiącym społeczność, a jedynie gangster postawił na swoim dzięki umiejętności dostosowania do sytuacji. Na razie całkiem dobrze mu idzie, kto wie jak skończy.

OCENA 4.5/6

True Detective S02E08 Omega Station
Jak kilkukrotnie pisałem przy kolejnych odcinkach True Detective - czułem, że coś mi umyka. Przy finale nie miałem tego wrażenie. Mimo niemalże 1,5h siedziałem jak zaczarowany. Klimatem, domykającymi się historiami postaci i zakończeniem. Mało jest tytułów, które na tak długo z takim efektem przykułyby mnie do ekranu wodząc za nos i bawiąc się oczekiwaniami. Finał zmusza mnie też do rewizji moich poprzednich wrażeń i sprawia, że całość prezentuję się dużo lepiej. Ostatecznie całości nie uważam dużo gorszej od S01 i nie czuje rozczarowania, a mój apetyt przed S03 jeszcze się wzmógł.

Jak napisałem, serial perfekcyjnie igra z oczekiwaniami. Detektywi odkrywają mordercę Caspera, Frank wychodzi na prostą i wszystko wydaje się domykać. To tylko gra z widzem. Pokazanie jak blisko można dojść do sukcesu by upaść. Nie koniecznie przez swoje grzechy, czasem też przez przypadek. Gdy Valcoro i Frank zdobywają krwawą forsę ich życie zaczyna coraz intensywniej ciążyć ku upadkowi. Widz ma nadzieje, że jakoś z tego wyjdą, jakoś im się, ale wie, że to pobożne życzenia. Moment gdy Ray postanawia jeszcze raz odwiedzić syna jest jego końcem. Co jest dość ironiczne. Frank ginie przez nieuwagę. Pierw igra z Meksykanami by potem jeszcze raz im się postawić.

Frank i Ray umierają bo tego wymaga historia. Od początku byli na to skazani. Od pierwszego odcinka, a moment chęci zemsty, zrobienia tego co słuszne czy zarobienia trochę kasy tylko to przypieczętował. W mieście rządzonym korupcją i spiskami nie ma miejsca na takie akty. Tutaj nawet burmistrz ginie na rozkaz swojego syna, który okazał się głową hydry. Był pokazany tylko przez parę minut i zgrywał rolę kompletnego idioty? Pozory. Pozornie ważne było też morderstwo, dysk z dowodami na polityków, diamenty warto miliony i wielki spisek. Morderca zostaje odnaleziony, ale wymiar sprawiedliwości nie dowiaduje się kim on jest, a tym bardziej jego historii. Dysk jest pusty, nie mógł zagrozić układowi. Diamenty się nie odnajdują. Spisek wygrywa. To jest gorzkie zakończenie, którego można się było spodziewać. Zło i pieniądz zawładnęły społeczeństwem, a ruchy na szczycie drabiny są jedynie symboliczne.

Finał S01 niósł ze sobą nutkę optymizmu. Rust mówi o gwiazdach rozsiewających mrok i nadziei dla świata. Konspiracji nie udało się rozwikłać, ale bohaterowie mieli poczucie zwycięstwo, przynajmniej na tym podstawowym poziomie gdzie pokonali głównego złego. Tutaj tego nie ma. Zero nadziei na lepsze jutro. Bezzerides i Jordan przeżyły, ta pierwsze urodziła nawet dziecko Rayowi i spotkała się z dziennikarzem Times'a. Tylko co z tego? Powiedziała mu swoją historię, ale to nie ma znaczenia. Ray i Frank nie żyją, policja która zabiła Woodrugha wykorzystuje jego imię w celach propagandowych, kobiety muszą dalej uciekać, a spiskowcy świętują. Świat jest złym miejscem i go nie zmienimy.

Pizzolatto nie zajmuje się złem tylko złem w szerszym rozumieniu, skupia się też na przyziemnych sprawach jak rodzicielstwo będące ważnym motywem tego sezonu. To przecież ojciec skurwysyn jeszcze w latach '90 zapoczątkowuje cały ten ciąg by zginąć potem z rąk własnego syna uprawiając wcześniej seks z własną córką nieświadom z kim ma do czynienia. To miłość do syna była głównym utrapieniem Valcoro i to ona go zgubiła. Tragedią jest też to, że nie może wysłać ostatniej deklaracji miłości do Chada, który przecież może go przez całe życie uważać za mordercę. Nawet tego małego promyczka nadziei zabrakło. Frank mimo swoich chęci nie miał dziecka, tutaj wpływ na całego jego życie miał ojciec uważający go za nieudacznika. To przez niego nigdy się nie zatrzymuje, prze do przodu i walczy o swoje, nawet o marynarkę (gdzie trzyma diamenty) co doprowadziło do jego śmierci po długim marszy przez pustynię. Szedł, walczył do końca i przegrał. Pierwszy i ostatni raz w swoim życiu. Ojcowie, pamiętajcie o swoim wpływie na dzieci, może gdybyście byli lepsi świat też taki by był.

Jest jeszcze dużo rzeczy związanych z finałem które można poruszyć. Ja napiszę o czymś mniej ważnym. Pustynia, sekwojowy las i woda. Ostatnie lokacje w których dzieje się finał dla trzech bohaterów. Widoczny kontrast podkreślający różnicę między nimi, ale też uwypuklający niesamowitą stylistykę serialu. Szczególnie ostatnie chwilę Raya w lesie i Franka na pustyni. Piękne ujęcia gdzie przyroda jest wręcz przytłaczająca. To tez chwila oddechu (ostatniego!) po zurbanizowanych sceneriach. Wykrzyknik wizualny nad losami bohaterów.

Tak więc jestem zachwycony. Mogło być ciut krócej, ale te długie sceny tworzyły klimat. Udało się dzięki temu wcisnąć trochę love story, ale też przemycić historię kelnerki z blizną czy ochroniarza Franka. To było potrzebne by pokazać kompleksową i wnikliwą wizję. I dlatego czekam z niecierpliwością na S03.

Inne:
- piosenkarka z klubu która zwija instrumenty i odchodzi jakby sygnalizowała koniec opowieści. Jak nic celowy zabieg.
- mam wrażenie, że opowieść równie dobrze wypadłaby w formie literackiej. Muszę dorwać Galvestone od Pizzolatto i zobaczyć jak się sprawdza jako pisarz.

OCENA 5.5/6

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #233 [29.05.2017 - 04.06.2017]

SPOILERY

American Gods S01E05 Lemon Scented You
Warto było tyle czekać na pierwszą konfrontacje Wotana z nowymi bogami. Jest to walka dwóch światów i wielka pochwała dla indywidualności i woli przetrwania. Ich spotkanie nie jest jednak stricte konfrontacją i ścieraniem się idei, a raczej długą ekspozycją sedna konfliktu. I ja nie mam nic przeciwko dzięki kapitalnej grze aktorskiej i wizualnej realizacji. Gillian Anderson jako Marilyn Monroe i David Bowie była niesamowita. Końcówka odcinka i cliffhanger z bohaterami jeszcze bardziej zachęca do oglądania. Cieszy też poprawa konstrukcji fabularnej względem odcinków 2-3, Fuller i ekipa rzeczywiście wyciągnęli wnioski po początkowych kłopotach i całość jest bardziej spójna. Świetnie wypada też Lura, jej spotkanie z Shadowem i problemy w związku. Oraz spotkanie z Leprechaunem. Ona wreszcie chwyta życie takim jest i o coś walczy. Przy okazji ma przy tym trochę radochy.

OCENA 5/6  

Once Upon a Time S01E10 7:15 A.M.
Kolejny wylosowany serial, któremu bardzo chciałem dać jeszcze jedną szansę, zwłaszcza po ostatniej medialnej burzy. Once Upon a Time porzuciłem krótko po premierze. Raził mnie infantylnością, durnymi fabułkami i miejscami okropną stylistyką. Jednak siedem sezonów i oddana baza fanów o czymś świadczą. Więc od dłuższego czasu chciałem go bez skutku wcisnąć w swój napięty grafik. I chyba niepotrzebnie.

Po tych kilku latach od premiery siłą rzeczy nie mogłem wiele pamiętać z głównej intrygi jak i szczegółów dotyczących postaci. Pewnie to samo bym miał gdybym włączył losowo wybrany odcinek jednego z moich ulubionych seriali. Nie mniej wiedza dotycząca zawiłości fabularnych OUaT nie była wymagana. Wystarczyło pamiętać, że Śnieżka kocha księcia Jamesa i nie mogą być ze sobą. W dwóch równolegle rozgrywających się liniach czasowych. I z jednej strony tragiczne love story wypadło bardzo fajnie. Zwłaszcza usunięcie z pamięci swojego księcia w bajowym świecie jak i spotkanie z krasnoludami. Z drugiej ciężko mi się to ogląda mimo bijącej sympatii od aktorów. Jest to naiwne, bohaterowie zachowują się mało przekonująco, a cała historia wydaje się mieć poboczny charakter mimo, że przytłacza swoim czasem antenowym.

Dla mnie dużo ciekawiej wypadł tajemniczy przybysz do miasteczka z jeszcze bardziej tajemniczą skrzyneczką. I niestety było go bardzo mało. Okazało się, że jest pisarzem i zamiast czyjejś głowy w pudełko ma maszynę do pisania. I to mnie jeszcze bardziej zaciekawiło. Pisarz w krainie baśni może prowadzić do zabawy konwencją. Przez to mam ochotę dać jeszcze jedną szansę Once Upon a Time.

OCENA 3.5/6

Prison Break S05E09 Behind The Eyes
Miałem nadzieję na lekką poprawę w finale. Ostatecznie jest on dowodem na zbyteczność wskrzeszania marki. Może nie komercyjnym, oglądalność była większa niż w przypadku ostatniego odcinka 24: Legacy, ale na pewno artystycznym, ba czysto rozrywkowym. Mógłbym napisać długą litanię co mi się tutaj nie podobało, tylko powtarzałbym się, a i nie mam ochoty znęcać się nad leżącymi. Będą jedynie najciemniejsze punkty.

Ogólnie odcinek był nudny. Raził brakiem logiki i naiwnością konstruowania intrygi. Nie spiął wszystkich wątków, głównie dlatego, że ciężko mówić o fabule i konspiracji. Ten sezon to kilka rzuconych pomysłów gdzie żaden nie był należycie rozwinięty. Największym marnotrawstwem jest porzucenie ogólnoświatowej konspiracji i historii zbuntowanego agenta CIA wpływającego na losy świata kosztem dramatu rodzinnego. Jasne, bohaterowie są wciąż sympatyczni, dobrze się ogląda Michaela z Sarą czy Linca, ale nie za telenowelowe podejście do historii tak lubiłem ten serial. Wolałem zwariowane konspirację czy osobiste i dobrze pisane wątki, a nie romantyczną papkę. Całość kończy się happy endem, Michael wygrywa i wraca do Sary. Wszystko dzięki szczęściu, a nie swojej inteligencji, co boli najbardziej. Planował latami, część planu nie wyszła, a ostateczna konfrontacja była pełna chaosu i nieprzewidzianych elementów.

W tym wszystkim równie fatalnie co cała intryga wypadają poboczne wątki. Szczególnie bezsensowne bieganie Linca i starcie z synem Abruzziego. I idiotyczne poprowadzenie nowych postaci tylko by móc wszystkich zabić. Z Wipem na czele. Jakie to było zbyteczne! Wprowadzać syna dla T-Baga by zaraz go zabić. Kompletnie tego nie rozumiem. Scenarzyści mocno przekombinowali, chcieli mocniej zaangażować w oglądanie nowymi postaciami. Ostatecznie jest słabo. Już nie mówię o sentymentalnym wprowadzaniu starych postaci bez pomysłu na nie.

Jestem bardzo rozczarowany, odcinkiem jak i sezonem. Ciesze się, że to już koniec. Było źle, szczególnie pod koniec i patrząc z perspektywy całego sezon. Kilka odcinków dało mi frajdę, a happy end dla Michaela i Sary to naprawienie zakończenia sprzed 10 lat. Już mniejsza z miękkim rebootem niektórych wątków (daty, niewspominana choroba Michaela). Mimo mojego narzekania jeśli 6 sezon Prison Break stanie się rzeczywistością będę oglądał. Jestem sentymentalny, nic na to nie poradzę.

OCENA 2/6
OCENA SEZONU 2.5/6 

The Handmaid's Tale S01E06 A Woman's Place
Odcinek dał szansę spojrzenia na świat z innej perspektywy niż Offred i podręcznej. To była w sporej mierze historia Sereny. Wykształconej i inteligentnej kobiety, która dobrowolnie ukształtowała nowy, jakże okrutny porządek. A rewolucja, jak to ma w zwyczaju, pochłonęła swoje dziecko. Może jeszcze nie całkowicie, ale widać jak czuje się tłamszona, jak po ciężkiej walce z sobą godzi się na ten świat wierząc w jego sensowność. To chyba jest w tym najbardziej przerażające. Wiara, że indywidualność jest czymś co można oddać kreując nowy porządek. Flashbacki, rozmowy z Offred, spięcie z ciocią Lidią, te sceny Sereny doskonale przedstawiały postać, ale też reguły rządzące światem i to jak w gonieniu za niesprecyzowanym ideałem można nieumyślnie wykreować koszmar.

W to wszystko zaplątała się też wielka polityka. Gilead nie jest tajemniczą enklawą, to państwo które musi zajmować się polityką i dbać o swój wizerunek. Czemu więc jest tolerowane?  Bo być może znaleźli rozwiązanie na kryzys bezpłodności. Podręczne są drastycznym rozwiązaniem, ale się sprawdzają. Trochę kolorowego PR i można przekonać Meksyk, że to dobre rozwiązanie.

Historia zaplątanej w wielkie wydarzenia dla państwa Offred jest bardzo osobista. Próbuje manipulować Waterfordem i się do niego zbliża co napawa ją obrzydzeniem (scena z myciem zębów!). Okłamując delegację Meksyku załamuje się i spuszcza trochę pary przed Nickem musząc powiedzieć co jej leży na sercu. Jednak prawdziwie zatykającą sceną jest wyznanie prawdy przed zagranicznymi gośćmi. Rozdzierające, kapitalnie zagrane i bezpośrednie. W zamian słyszy współczucie, ale też dyplomatka nie chcę jej pomóc opowiadając jak w jej mieście nikt nie urodził się od 6 lat. The Handmaid's Tale nie jest tylko ostrzeżeniem przed skrajnie seksistowskimi ideologiami, ale też polemiką o przyszłości planety i roli jednostki w społeczeństwie.

To wszystko jest oczywiście perfekcyjnie nakręcone. Nasycone kolory, symetryczne i bogate w detale kadry, muzyka i przepięknie podkreślające doniosłe momenty światło.

Inne:
- wiecie co jest straszne? Już pojawiły się w internecie głosy, że taka wizja przyszłości nie jest wcale taka zła. 

OCENA 6/6 

The Handmaid's Tale S01E07 The Other Side
Patrząc na tytuł odcinka myślałem, że zostanie poświęcony bliższemu przyjrzeniu się Gilead, Oczom i komendantom. Zamiast tego dostałem historię Luke'a, która początkowo wydawała mi się niepotrzebna. I oczywiście się myliłem. Opuszczając na chwilę obecne kłopoty Offred dane mi było oglądać dwie równolegle prowadzone historię - chwila przed i po tragicznych wydarzeniach z pilota i rozdzielenia June z Lukem. Z jednej strony pokazanie rodziny próbującej uciec z nowo powstającego państwa, z drugiej walka o przeżycie Luka i jego spotkanie z grupką nowych postaci. To były mocne historię doskonale kreślące beznadzieję, tym razem oglądaną z innej perspektywy. Ciekawie też prezentuje się koncepcja rządu Stanów na uchodźstwie, na razie delikatnie zarysowana, ale pewnie pełniąca większą rolę w planach na drugi sezon.

OCENA 5/6

True Detective S02E05 Other Lives
Po niesamowitym finale poprzedniego odcinka akcja przeskoczyła dwa miesiące do przodu, a ja przez to niesamowicie się nudziłem. Na początku znowu tony ekspozycji i przedstawianie nowej sytuacji bohaterów, jakby trzeba się było z nimi na powrót zapoznać. To nie działało, pierwsze 30 minut miało zaledwie kilka fajnych scen. Trochę lepiej było w drugiej połowie gdy śledztwo ruszyło do przodu, a obyczajowe wątki tak już nie przytłaczały. To właśnie one są kulą u nogi serialu. Jest ich za dużo przez co przytłaczają, a ciągłe żonglowanie nimi jest mało efektowne. Wystarczy się skupić na jednym, jak o historii pobicia przez Valcaro i całość ogląda się z napięciem i beznamiętność szybko odchodzi. Końcówka ładnie zachęca do dalszego oglądania. Nie chodzi tylko o cliffhanger, a raczej rozwój śledztwa które mimo swojej złożoności robi się coraz bardziej czytelne i zrozumiałe.

OCENA 3/6