czwartek, 29 stycznia 2015

Ramówka ABC 2014/2015


Wpis już nikogo nie interesuje, ma przecież 8 miesięcy opóźnienia, ale porządek na blogu musi być. Jeśli ktoś jednak nie wie co obecnie puszcza ABC może chociażby przejrzeć zwiastuny. Zawsze to jakiś pożytek z tego posta. 

Nowości - American Crime, Astronaut Wives Club, The Club (Members Only), Black-ish, Cristela, Fresh Off the Boat, Galavant, Forever, How To Get Away With Murder, Manhattan Love Story, Selfie, Marvel's Agent Carter, Secrets and Lies, The Whispers

Powrócą - Castle na 7 sezon, Grey's Anatomy na 11 sezon, Once Upon A Time na 4 sezon, The Goldbergs na 2 sezon, Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. na 2 sezon, Last Man Standing na 4 sezon, Nashville na 3 sezon, The Middle na 6 sezon, Resurrection na 2 sezon, Scandal na 4 sezon, Modern Family na 6 sezon, Revenge na 4 sezon

Zakończone - The Assets po 1 sezonie, Back in the Game po 1 sezonie, Betrayal po 1 sezonie, Killer Woman po 1 sezonie, Lucky 7 po 1 sezonie, Mind Games po 1 sezonie, Mixology po 1 sezonie, The Neighbors po 2 sezonach, Once Upon A Time in Wonderland po 1 sezonie, Suburgatory po 3 sezonach, Super Fun Night po 1 sezonie, Trophy Wife po 1 sezonie

W zeszłym sezonie na 13 nowości zaledwie trzy dostały szansę na kolejny rok. Jest to fatalny wynik ABC. Stacja od jakiegoś czasu pod względem oglądalności ma najgorsze wyniki z wielkiej czwórki zaliczając jedną wpadkę za drugą. Ja się zbytnio nie przejmuje bo poza jednym wyjątkiem nie ma tam serialu, którego skasowanie by mnie zmartwiło, a postawienie stacji pod ścianą może poskutkować desperackimi krokami w postaci pokerowych zagrywek i nieoczekiwanego hitu. Sezon 2013/2014 takiego nie przyniósł, rzekłbym, że nowe karty, które stacja postanowiła dobrać do swojej tali to głównie przedział od 2 do 6 z jedną 7, 8 i jopkiem. Te niskie wymieniono na nowe, a wyższe zostawiono z nadzieją, że uda się nimi coś ugrać. Pierw jednak o odrzutach. Będzie krótko bo nic z nich nie widziałem. Zero. Większość wyglądała fatalnie na papierze, a te którym chciałem dać szansę i zostały umiarkowanie dobrze przyjęte przez krytyków i widzów zostały pogrążone przez cyferki. Szkoda mi zwłaszcza Trophy Wife bo Malin Akerman. Szykowałem się też na Back in the Game, ale po tych kilkunastu miesiącach pamiętam jedynie ogólny zarys serialu i medialną ciszę. Z pozostałych komedii dobrze rokowało Super Fun Night (czego nie zrozumiem...), ale oglądalność i tutaj poleciała na szyję. O Mixology i Mind Games nie warto nawet pamiętać. Tak jak o anulowanych dramatach. The Assets wyleciał z ramówki po 2 odcinkach (tak to jest gdy zapomina się o marketingu). Przy czym serial miał szczęście bo po pół roku pozostałe 6 epizodów zostało wyemitowanych. Nie tak jak w przypadku Lucky 7. Dwa odcinki i finito. Przy czym 1x2 osiągnęło zawrotną liczbę 2,62 mln widzów. Takie liczby byłby znośne, ale przy powtórkowych emisjach. Anulowanie Betrayal było kolejną oczywistością, ale serial szczęśliwie dociągnął do 13 odcinków. Medal z ziemniaka dla tego kto obejrzał całość. Moim jedynymi wspomnieniami dotyczącymi tej wpadki ABC to fatalny trailer, o którym pamięć pozostała w mrocznych zakamarkach mojego hipokampa oraz twitterowy żart. Bodajże Tim Goodman z The Hollywood Reporter wyjaśnił sens powstania tego serialu. Stacja zwyczajnie chciało mieć w swojej ramówce Betrayal, Scandal i Revenge. Ten sam dziennikarz bezlitośnie pastawił się nad Killer Woman wyśmiewając fatalne dialogi i kilkukrotnie cytując perełkę w postaci "There's an excellent chance we're going to die in Mexico tonight". Tak bardzo mi było wtedy szkoda Trici Helfer. Ostatnim anulowanym tytułem jest Once Upon A Time in Wonderland. I tutaj mi trochę przykro bo kibicowałem temu spin-offowi. Czemu? Nie mam pojęcia. Może dlatego, że od chwili "przerwy" w połowie S01 planuje wrócić do serialu matki i uważnie go obserwuje? Po 2 seriach z ramówki wyleciało The Neighbors co i tak uważam za sukces i chichot losu, czy raczej śmianie się prosto w twarz serią, które niesłusznie zostały anulowane. Bodajże dwukrotnie przy pisaniu o ramówkach wspominałem, że chciałbym nadrobić Suburgatory. I udało mi się (fanfary) bo remake Evil Dead. Sami połączcie kropki. Z czego nie zbyt się cieszę. O ile pierwsze kilka odcinków rzeczywiście było przyjemną satyrą na amerykańskie przedmieścia tak z biegiem odcinków serial stawał się tym co wyśmiewał. Dlatego na wieść o końcu emisji ucieszyłem się i zacząłem kibicować Jane Levy w znalezieniu nowej pracy w telewizji. Po cichu liczę na jej angaż w telewizyjnym Evil Dead. W końcu co dwie ręce to niejedna.

Z seriali, które powróciły najbardziej ucieszyło mnie przedłużenie Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. Jednak o euforii i wypiciu piwka zwycięstwa mowy być nie mogło. Przyjąłem to jako coś oczywistego. Serial przez czas borykał się z kreatywnymi problemami, które ostatecznie udało się wyeliminować dopiero po kilku miesiącach emisji. Ostatecznie mamy do czynienia z najlepszym serialem komiksowym na antenie pięciu stacji ogólnodostępnych i godnym uzupełnieniem Marvel Cinematic Universe. Jeśli ktoś odszedł z SHIELD po pierwszych odcinkach niech da jeszcze jedną szansę. Nie jestem jedyną osobą, która tak twierdzi. Kolejnej szansy doczekał się również Castle. To będzie już 7 sezon. Oglądam go na bieżąco, ale przy proceduralach jest pewien moment gdy mówię dość. White Collar, House, Bones przez kilka sezonów dawały mi dużo frajdy z oglądania, ale ile można? To samo spotkało Ricka i Kate. Nie chodzi nawet o spadający poziom serialu. Zwyczajnie straciłem zainteresowanie. Może kiedyś wrócę. Tak jak może kiedyś obejrzę ten nieszczęsny finałowy sezon House. Z pozostałych serii widziałem trochę Nashville, trochę Once Upon a Time i sporo Revenge. I wciąż chcę wrócić do tych ostatnich i trzymam kciuki za cancel Nashville. Bo Connie Britton zasługuje na więcej. (BTW: Texas Forever!, finałowy sezon Friday Night Lights będzie oglądany w tym roku). Gdyby to był inny rok, lepszy dla stacji Resurrection pewnie nie dostałoby szansy na drugi sezon. Patrząc na oglądalność na tym powinno się skończyć. Ja nie widziałem i nie żałuję. Za cicho na twitterku by był to dobry serial. Za głośno jest za to o Modern Family. Kolejne nagrody na gali Emmy, tylko zwiększają moją irracjonalną niechęć do serialu. Jestem złym człowiekiem bo nie widziałem nawet odcinka, a pewnie gdybym oglądał go wraz z emisją pewnie bym teraz pisał komplementy. Albo to samo tylko z pozycji kompetentnego blogera. Z drugiego sezonu dla The Goldbergs trochę się dziwiłem, ale jak widać stacja miała rację bo serial ma obecnie dużo lepsze wyniki oglądalności niż przy pierwszej partii 20 odcinków. Czyli jednak ktoś chcę oglądać ABC. Grey's Anatomy, Last Man Standing i The Middle są mi jedynie obojętni więc użyję tego zdania by prześlizgnąć się do Scandal gdzie również długo nie pobędę. Dalej chcę nadrobić, wciąż nie ma specjalnie impulsu, a rozczarowanie How To Get Away With Murder (o czym później) obniżyło moje zainteresowanie dramatem Shondy Rhimes.


American Crime - kolejna próba opowiedzenie historii śledztwa (i procesu) w formie odradzających się telewizyjnych antologii. Byłem bardzo sceptyczny do tego pomysłu (wciąż trochę jestem), ale zwiastun daję radę. Jest poważnie, poruszane są wątki rasowe oraz klasowe i widać w większości przypadków świetne aktorstwo. Jasne, to amerykańska telewizja, serial prędzej okaże się kitem niż hitem, ale całość wygląda solidnie co zapewne jest zasługą twórcy - Johna Ridleya (ostatnio deszcz nagród za scenariusz 12 Years A Slave) oraz charyzmatycznych aktorów. Przed serialem ciężkie zadanie skoro ostatnimi czasy nawet Gracepoint nie poradziło sobie z przyciągnięciem odpowiedniej widowni. 

Astronaut Wives Club -serial o żonach astronautów z lat '60 oparty na książce opartej na prawdziwej historii. Ciężko coś tutaj wyrokować bo poza zdjęciami z planu nie ma żadnych materiałów promocyjnych, a premiera 10 odcinkowego sezonu prawdopodobnie dopiero w maju. Podobno warto czekać po za produkcję odpowiada Stephanie Savage i Josh Schwart, a w rolach głównych Yvonne Strachovski, Erin Cummings, Odette Annable, Joanna Garcia, Erin Cummings i Dominique McElligott. Czyli nawet jeśli serial okaże się kompletną porażką to będzie na co popatrzeć.

The Club (znany również jako Members Only) - serial miał opowiadać o prywatnym klubie conuntry w  Connecticut. Miał bo został anulowany jeszcze przed premierą. Bez pracy znaleźli się John Stamos, Betsy Brandt, Boris Kodjoe i Natalie Zea. Dobrze, teraz trzeba trzymać kciuki by trafili do kablówki i nie męczyli się w telewizji ogólnodostępnej.  

Black-ish - czytając o tym serialu byłem do niego negatywnie nastawiony. Bo to kolejna komedyjka tym razem z czarną rodzinką zamiast białej, a przecież nie tak dawno NBC próbowało sprzedać Welcome to the Family z Latynosami. Obejrzałem jednak zwiastun i się śmiałem. Przyglądam się opinią i wynikom oglądalności i jestem coraz bliżej decyzji by dać szansę Black-ish. Bo w mojej głowie jest to serial wyśmiewający stereotypy, pełen ciepła i charakterystycznych postaci. Czy taka jest rzeczywistość? Całkiem możliwe bo Variety umieściło serial w TOP 10 telewizyjnych komedii 2014 roku.

Cristela - ABC stawia w tym roku na zróżnicowanie etniczne. Poza Afroamerykanami również Latynosi dostaną serial dla siebie. Tylko w przeciwieństwie do Black-ish, Cristela wygląda fatalnie. Irytujący śmiech z puszki jest najmniejszym problemem, bardziej przeszkadzają "żarty", a pierwszy zwiastun to zazwyczaj streszczenie pilota z najlepszymi kawałkami. Podobno nie jest wcale tragicznie, ale nie znaczy, że dobrze. Lepiej zrobić rewatch Community.

Fresh Off the Boat - kolejna grupa etniczna dostaje swoją komedię w tym roku. Tym razem Chińska rodzinka przeżywa swój Amerykański sen w latach '90 na przedmieściach Orlando. Wygląda to trochę lepiej niż Cristela, ale wciąż mnie nie przekonuje. Jednak jeśli po premierze (początek lutego) dowiem się, że serial umiejętnie operuje stereotypami i posiada własną tożsamość to dam szansę. Zbyt rzadko śmieje się przy telewizji i przydałoby mi się coś nowego.

Galavant - 20 minutowa komedia/musical to ryzykowny eksperyment ABC, który nie trafi do zbyt dużej grupy osób. Jest to szalenie zabawna gra na konwencji fantasy z cudownie napisanymi piosenkami i postaciami, które można z miejsca polubić. Ja się zakochałem w seriale po pierwszych 3 minutach, ale wiem, że wielu tyle nie wytrzyma. Z całego serca będę kibicował Galavantowi kolejnego sezonu i zachęcam do sprawdzenia samemu.

Forever - znacie może New Amsterdam? Kila dobrych lat temu stacja FOX wyemitowała osiem odcinków procedurala detektywistycznego gdzie nieśmiertelny mężczyzna posiada starszego od siebie syna, pomaga policji rozwiązywać zagadki kryminalne w Nowym Jorku i od czasu do czasu nawiedzają go flashbacki z bogatej przeszłości. Wystarczy zrobić ctrl+c, ctrl+v, zmienić "New Amsterdam" i Nikolaj Coster Waldau na "Forever" i Ioan Gruffudd i więcej opisu nie trzeba. Serio, te dwa seriale są do siebie bliźniaczo podobno mimo, że dzieli je zaledwie 6 lat emisji. Wprawdzie bohater serialu ABC pracuje w biurze koronera, ale w serialach tego typu bohater zawsze jest w centrum zagadki kryminalnej nawet jeśli technicznie powinien siedzieć w piwnicy i kroić ciała. Jakie opinie o serialu mimo aspekty klonowania? Podobno kobiety mogą popatrzeć na Iana, a mi podoba się logo. Zmęczeni Castle i szukający przyjemnego i niezobowiązującego procedurala mogą spróbować. I chyba tylko oni. Mała ciekawostka - w serialu gra Joel David Moore, który w Bones również zajmował się badaniem trupków.

How To Get Away With Murder - nazwisko Shondy Rhimes miało zagwarantować hit i tak też było. Opowieść o silnej profesorce prawa kryminalnego granej przez Viole Davis przyciąga przed telewizory miliony osób. Jest to zasługa umiejętnego pokazywania akcji, rzucania fałszywych tropów, angażujących flashforwardów, niejednoznacznych postaci i dramatów obyczajowych głównych bohaterów. Przynajmniej w oczach przeciętnego widza. Dla mnie jedyną zaletą było umiejętne łączenie kilku linii czasowych i zabawa z widzem w kotka i myszkę jak w pierwszych trzech sezonach Damages. Niestety całość została zapakowana w fatalny dramat prawniczy gdzie kolejne sprawy są tylko pretekstem by wypełnić czymś 40 minut odcinka. Nie udało mi się też nawiązać sympatii z bohaterami. Rozumiem czemu serial może się podobać, ale to nie moja piaskownica.

Manhattan Love Story - kolejna komedia o związkach osadzona w Nowym Jorku. Ileż można wałkować ten sam temat?! Trailer wygląda odpychająca, a werbalizacja myśli głównych bohaterów, która miała wyróżniać ten tytuł jeszcze bardziej go pogrąża. I nie są to tylko moje wrażenia bo MLS została pierwszym anulowanym serialem tego sezonu. Nikt nie będzie po nim płakał.

Selfie -pierwsza myśl związana z tym serialem to ekscytacja z powrotu Karen Gillan do telewizji. Potem przyszedł czas na zapoznanie się z opisem serialu i obejrzenie trailera. I jest tragicznie. Kobieta opętana rządzą internetowej sławy zostaje upokorzona, zaczyna się zmieniać i zakochuje się. Czyli kolejna historia o miłości tylko zabarwiona otoczką social media. Jest nudno, żenująco nie śmieszenie i paradoksalnie brak szkockiego akcentu Karen to najmniejszy problem tego serialu. Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że Selfie zostało już anulowane. To teraz trzymamy kciuki by Gillan zagrała w serialu z gatunku fantasy/sci-fi.

Marvel's Agent Carter -najbardziej oczekiwany serial ABC i kolejny kroczek Marvela w budowanie swojego spójnego Cinematic Universe. Tym razem bez superbohaterów, supermocy, superzłoczyńców i planu zniszczenia świata/galaktyki. Przynajmniej na początku. W centrum jest Peggy Carter, silna kobieta, weteranka II Wojny Światowej, prawie dziewczyna Kapitana Ameryki i superszpieg, która po zakończeniu wojny zostaje odsunięta w cień przez mężczyzn. To serial o radzeniu sobie w nowym świecie, odnajdywaniu swojej drogi i prezentujący retro szpiegowską historię stylistycznie przypominającą Alias. Fun miesza się tu z mrokiem, poważne tematy z lekko napisanymi dialogami. Jest dobrze, polecam. Pierwszy sezon ma mieć 8 odcinków i opowiadać spójną historię. Jeśli oglądalność dopisze w przyszłym roku dostaniemy więcej Peggy Carter.

Secrets and Lies - mężczyzna podczas joggingu znajduje ciało chłopca. W wyniku policyjnego śledztwa zostaje oskarżony o morderstwo, którego nie popełni, a jego rodzina i on sam muszą zmagać się z medialną nagonką. Po zwiastunie moje jedyne uczucie to obojętność. Nie wyobrażam sobie by ten serial mógł mnie przyciągnąć do ekranu, a część twistów można już przewidzieć. Do tego wszystko rozpisane w takim typowym amerykańskim i antyklimatycznym stylu, że odechciewa się interesować tą produkcją.

The Whispers - serial o kosmitach próbujących przejąć władzę nad światem! Za pomocą dzieci... Szykuje się kolejna okropna telewizyjna historyjka. Czemu nie warto oglądać widać na zwiastunie. Jeszcze mniej zaufania budzi Soo Hugh jako producent wykonawczy, który może się pochwalić (?) pisaniem scenariuszy do Zero Hour czy Under the Dome. Nie zachęca również nazwisko Stevena Spielberga jako producenta czy raczej twarzy bo wątpię żeby przeczytał scenariusz do pilota. Premiera 3 marca jeśli nie udało mi się odstraszyć.

Moja ramówka - Galavant, Marvel's Agent Carter, Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.
Moje anulowania - How To Get Away With Murder, Castle, Suburgatory

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #121 [19.01.2015 - 25.01.2015]

Jest niedzielna noc, a ja kończę składać notkę, która miała pojawić się w niedzielę. Jednak się da. Chciałbym przypisać sobie wszystkie zasługi, ale prawda jest trochę inna. Moich seriali było niewiele (ale działo się!), a po skończeniu TCA stację przystopowały z newsami. Tak to już jest. Dwa tygodnie ekscytacji kolejnymi wiadomości, słuchanie mądrych (lub głupich, to zazwyczaj jest ciekawsze) słów mądrych ludzi żyjących z telewizji czy marketingowego populizmu prezydentów stacji przekonujących, że nie jest wcale tak źle jak jest. Czyli jak w życiu. Teraz trzeba czekać na następne wielkie wydarzenie, którym prawdopodobnie będzie Paleyfest w marcu, a potem już upfronty i ogłoszenie nowych ramówek. Właśnie upfronty, jeszcze brakuje mi zaległych trzech notek sprzed roku...

Cisza była oczywiście umowna. Żyjemy w świecie gdzie rocznie wychodzi ok. 350 seriali w amerykańskiej telewizji więc nie da się zupełnie odciąć od marketingowych materiałów czy informacji castingowych. Zaczęto już nawet zamawiać nowe piloty. Zgodnie ze swoim założeniem nie będę się ekscytował czymś co może się nie ziścić. Po co robić sobie fałszywe nadzieje? Dlatego napiszę tylko o Apocalypse gdyż NBC zamówiło pełny sezon tego serialu. Dziesięć odcinków dramedy o zbliżającym się końcu w stylu Dnia zagłady (słowa klucze: kometa, bunkry, wybrańcy). W głównych rolach Rob Lowe, Megan Mullally i Jenna Fischer. Gdyby to była kablówka pewnie bym się cieszył z powodu rodzinnego dramatu w świecie ze świadomością zbliżającej się zagłady. 

Przedłużeń w tym tygodniu nie było co jest trochę dziwne. By jednak sztucznie wydłużyć akapit napiszę tutaj o dacie premiery Powers. Fani komiksu lub seriali komiksowych mogą zaznaczyć na czerwono 10 marca w kalendarzu lub ustawić przypomnienie na telefonie. Trafiło się za to anulowanie Atlantis od BBC. Niby następca Merlina, a  wytrzymał zaledwie dwa sezonu. Ciekawe czy ktoś będzie płakał. Ja płakałem oglądając zwiastun w zeszłym roku i wciąż się uśmiecham z politowaniem patrząc na kostiumy na plakatach promocyjnych. 

Była jedna duża castingowa wiadomość. Marley, Benoist zagra w pilocie Supergirl tytułową bohaterkę. Kto? Nie wiem, też musiałem wygooglać to nazwisko i zapoznać się z twarzą. Nie oceniam, może się udać. Trzymam kciuki by się udało, ale chyba wolałbym znajomą twarz by mocniej kibicować projektowi. Obecnie jest mi on bardzo obojętny. 

Obojętny nie jest mi Hannibal. Każdy powód do napisania o Hannibalu jest dobry (tak jak o The 100), może zachęci to kogoś do oglądania. Nawet przekabacenie jednej osoby uznam za sukces bo serial Bryana Fullera to kąsek którym warto się delektować. Co więc się stało? Zatrudnili kolejną aktorkę. Rutinę Wesley czyli Tarę z True Blood. Zagra Reby McClane. I gdyby przeczytał książkę (co muszę w końcu zrobić) pewnie napisałbym więcej o tej postaci. Jednak daniem głównym jest zwiastun trzeciego sezonu. Nie pokazuje wiele, więcej w nim tajemnicy niż faktów, ale nie można oderwać wzroku. Barokowe wnętrza, renesansowe rysunki, średniowieczne katakumby i zapowiedź dalszego ciągu skomplikowanych relacji między Hannibalem i Willem. Oby do lata!

Zwiastunów było więcej. Kolejna długa zapowiedź Vikings podgrzewająca (czy może w przypadku skandynawskich wojowników obniża?) atmosferę. Pół minuty akcji z powrotu The Walking Dead, które wraca już 10 lutego oraz zapowiedź Unbreakable Kimmy Schmidt czyli komedii o kobiecie, która wyrwała się z sekty. NBC zrezygnowało z serialu, a Netflix dał zamówienie na dwa pełne sezony. 

I tyle. Cyferki w prawym dolnym rogu wskazuje chwilę północy, a ja skończyłem notkę. Myślę, że mogę ją jeszcze zaliczyć jako napisaną w niedzielę.


SPOILERY


12 Monkeys S01E01 Splinter
Film o tym samym tytule oglądałem tak dawno temu, że pamiętam jedynie Bruca Willisa latająca w szpitalnym szlafroczku więc na odbiór serialu sentyment do materiału źródłowego nie miał wpływu. Jak więc wypadło nowe dziecko Syfy? Umiarkowanie dobrze. Pilot wciąga, ogląda się go bez nudy, dużo się dzieje, scenariusz urozmaicają przeskoki w czasie, a dialogi znośny humor. Fabuła ciekawi. Bo gdy mamy zdziesiątkowaną ludzkość przez epidemię i 7 miliardów ludzkich istnień na wadzę życia siła rzeczy jest to angażujące. Postacie też są ciekawe - Cole skaczący w czasie i Cassie, która go spotyka. Dobrze spisują się w duecie, a aktorzy wywiązali się z swojej pracy.

Tylko, że cały czas mi coś nie grało. Wszystko idzie za łatwo, brak ostatniego szlifu, czegoś co nie pozwalałoby przestać myśleć o 12 Monkeys. Ogląda się, a potem idzie zjeść kanapkę i zastanawia sięco na deser. Również relacje między postaciami są zbyt uproszczone. Fajnie, że między tytułową dwójką jest chemia, źle że nie pokazano jak się rozwijają ich relację. Gdzie są wątpliwości i budowanie zaufania? Irytowała też nadmierna ekspozycja. Za dużo rzeczy wytłumaczono, za mało miejsca na domysły i tajemnicę. Połowę z tych dialogów można by wyciąć. Jednak trzeba przyznać, że scenki z przyszłości były bardzo klimatyczne. Z chęcią pooglądałbym sobie takie post apo. Trochę odcinka z serii Epitaphy z Dollhouse zapachniało (tęsknię!).

O wątku podróży w czasie nie będę pisał. Na razie nie ma się zbytnio do czego przyczepić, scenarzyści nie rzucają rażącymi pomysłami więc jest dobrze. Nawet szybko zostawili sobie furtkę na tłumaczenie różnych nieścisłości - paradoks. Jestem bardzo ciekaw jak będą bawić się w skakanie po różnych okresach i jak będzie opisywana historia. To może być najmocniejszy punkt serialu - rzucanie kolejnych fragmentów z różnych momentów w czasie by widz sam mógł sobie zbudować obraz całości. Jest też tajemnica z 12 Małpami oraz córka Goinesa więc kilka dłuższych wątków już rozpoczęto. Podejrzewam, że z serialem zostanę na dłużej, mam tylko nadzieje, że mnie nie zawiedzie. 

OCENA 4/6

12 Monkeys S01E02 Mentally Divergent
Dalej dobrze się ogląda, dalej nie wkręciłem się w historię. Jest fajnie bo twórcy umiejętnie wykorzystują podróże w czasie, nawet by wprowadzić trochę komizmu jak przypadkowa wyprawa do Północnej Korei. Szkoda, że działania Cole'a nie mają większego wpływu na jego teraźniejszość. Przydałyby się jakieś drobne zmiany i sugestię, że zmienia coś podczas swoich misji. Jednak dobrze, że jego podróże są nielinearne co będzie prowadzić do wielu ciekawych historii. Mam tylko nadzieje, że historie Cole'a i Cassie będą rozgrywane w odpowiednim porządku bo zbytnie skomplikowanie historii mogłoby zbytnio zamotać opowieść.

Odcinek znowu miał szybkie tempo, dużo akcji, humoru, udanie rozpisane dialogi i irytujące pomijanie niektórych faktów. Chyba trzeba się przyzwyczajać do dużej liczby uproszczeń w miejscach wygodnych dla scenariusza. Powolne odkrywanie kolejnych faktów jest fajne. Łączenie kropek nie znając ich kolejności, to w przyszłości powinno zaprocentować. Tym razem rzucono Nocny Pokój i wprowadzono członka Armii.

W odcinku najfajniejsza była wizyta w psychiatryku. Trzeba przyznać, że casting w serialu jest trafiony i przyjemnie ogląda się obłąkaną Jennifer Goines próbując zrozumieć jej chaotyczne zdania. Ciekaw jestem jaki twórcy mają pomysł na jej postać. A to dobrze, znaczy zależy mi na jakieś postaci. Bo (przyszły) wątek romansowy między głównymi bohaterami już mi działa na nerwy.

Jeszcze nie wiem co myśleć o postaci Toma Noonana, tajemniczego członka Armii 12 Małp. Jest groteskowo przerysowany, wydaje się zbytnio odrealniono i nie odrobinę nie pasuję do tego realistycznego świata. Wszystko zależy w jaką stylistykę skręci serial. Więcej dziwności czy powagi. Jeszcze nie jestem zdecydowany co chcę oglądać, ale będę oglądał dalej. I czekam na jakiś rozbłysk geniuszu scenarzystów, który zmusi mnie bym wyczekiwał na kolejne odcinki.

OCENA 4/6

Arrow S03E10 Left Behind 
Serial w poprzednim odcinku zaszokował cliffhangerem. Próbował wmówić mi, że zabił tytułowego bohatera, ale przecież wszyscy wiedzieliśmy, że to zmyłka. Pytania nie brzmiało czy Ollie przeżył, ale jak przeżył. I zawiodłem się bo ni nie zostało wytłumaczone. Pomoc Maseo (fajnie jakby okazał się wtyczką Merlyna w Lidzę) i powrót Tatsu nie była wielkim zaskoczeniem, raczej całkiem logiczna. Przeszkadza mi, że mimo kilku scen z martwym Arrowem na końcu widzimy go żywego. Zero wyjaśnienia, punktu zaczepienia do spekulacji czy wskazówki. Nic. Serial pokazał to w takim sposób jaki on nie był wcale martwy. Co przy komiksowym rodowodzie serialu jest paradoksalnie mniej przekonujące niż gdyby został wskrzeszony. Mam nadzieje, że stało się coś czego nam nie pokazano.

Jaka była reszta odcinka? Zaskakująca dobra. Bohaterowie musieli radzić sobie w walce z przestępczością bez Olliego i zamartwiali się jego milczeniem by potem zdać sobie sprawę, że mógł tam zginąć. I to było fajne jak pokazali różne reakcję bohaterów, kryzys Felicity czy Diggla walczącego z przestępcami bo to należy robić. Ollie ich zainspirował i nawet gdyby miał zginąć ktoś podejmie walkę bo został pewnym symbolem. Niezbyt kupuje złoczyńcę Brica i jego supergang, który będzie zagrożeniem zaledwie na kilka odcinków. Ciekaw jestem jak walkę z nim pokażą bez Arrowa. Oby było przy tym dużo policji i Lance'a.

"I'm the justice you can't run from" Laurel Lance

I jak najmniej Lancówny. Co niestety jest tylko myśleniem życzeniowym. Larueil oficjalnie zostaje Czarnym Kanarkiem i wygląda to źle. Droga od zero do bohatera została pokpiona, postać dalej działa na nerwy, ale scenarzyści wkładają jej w usta okropne dialogi. W ostatniej scenie już lepiej brzmiałoby cytowanie Sędziego Dredd z kultowym "I am the law"

OCENA 4/6

Banshee S03E02 Snakes and Whatnot
Troszkę wynudziłem się na tym odcinku. Ale tylko troszkę bo przez większość czasu prezentował całkiem zacne sceny, a historię większości postaci ciekawią. Nudy były głównie u Gordona. I trochę u Chaotona. Zwłaszcza w scenie seksu przeplatanej z próbą porwania Rebecci. Co to w ogóle miało być? No ładnie to wyglądało, nie da się ukryć, ale zbytnie przeplatanie się obrazów nie miało zbytniego sensu, albo ja nie mogę wyczuć tutaj powiązania.

O odcinku trochę ciężko coś powiedzieć. Historię są rozwijane, a bohaterowie żyją. Carrie kończy toksyczny związek, Rebecca robi się coraz brutalniejsza, a Lucas jest gotowy wskoczyć ze swoim związkiem z Siobhan na kolejny poziom. Nie zabrakło tez trochę szalonych scen jak moment strzelaniny czy wyprawa do rezerwatu. To wszystko to chyba tylko wstęp dla jazdy bez trzymanki, która powinna się niedługo zacząć. Ciekaw jestem co z Nolą. Kibicuje by dostała dużo scen z Carrie. Silnych kobiet na ekranie nigdy za mało.

OCENA 4/6

The 100 S02E09 Rember Me
Serial jest już na takim etapie, że nie musi już udowadniać bycia najlepszą produkcją The CW, zwyczajnie wypuszcza kolejny odcinek będący kontynuacją historii którą wspaniale się ogląda. Dla Clarke nadszedł czas gdy musi zmagać się z konsekwencjami zabójstwa Finna. Byłem ogromnie ciekaw jak scenarzyści sobie z tym poradzą bo temat był trudny, można była zbytnio np. popaść w nic nieznaczące łzawe wspomnienia bohatera lub zignorować reperkusję. Nic z tego. Clarke jest załamana, ale przed innymi zgrywa twardą wojowniczkę by nie stracić szacunku Grounders. Widzi Finna będącego personifikacją jej wyrzutów sumienia, które wpływają na jej psychiczną stabilność. Jej stan prowadzi do pokazania jej podobieństwa do matki i Lexy. Bo Abby również musiała kogoś poświęcić z miłości, a Lexa przeżyła stratę kogoś bliskiego co ją zmieniło. Wyzbyła się miłości, stała się przywódczynią. I powoli do tego dąży Clarke. Troszkę zbyt szybko jest gotowa poświęcić Bellamyego, ale podoba mi się ta zmiana i jestem ciekaw do czego doprowadzi. Jak bardzo Clarke jest w stanie upodobnić się do Grounders mimo pochodzenia z Arki?

W międzyczasie Raven dostała swój króciutki story arc. Ale jakże dobry! Przeżywała śmierć Finna, ale nie przysłoniło to zupełnie jej umiejętności logicznego myślenia. Była wycofana i pałała gniewem do Clarke co została świetnie pokazane. Jednak genialnym pomysłem scenarzystów było skazanie jej na tortury, które miał przeżywać Finn. Jasne, nie wierzyłem w jej śmierć byłaby zbyt szybko, ale moment kolejnych nacięć na ciele i jej krzyki, gdy kamera skupiała się na innych osobach działały na mniej, zmuszały do współczucia bohaterce, której się kibicuje. Gdyby to był Arrow pewnie śmiałbym się z tej sceny...

O świecie The 100 wciąż jest niewiele wiadomo i ten sezon, a przynajmniej jego środkowa część raczej tego nie zmieni. Jednak cieszy pojawianie się kolejnych przesłanek o innych plemionach i polityce Grounders.

W Mount Wheather akcja toczy się swoim tempem. Trochę cierpię musząc oglądać tych bohaterów zamiast wydarzeń na linii Sky People/Grounders, ale to konieczne. Trzeba pokazać jak ważne jest pokonanie Górali. Podoba mi się, że oni wcale nie są tacy nieświadomi jak mogło się wcześniej wydawać. Mają swój wywiad i doskonale zdają sobie sprawę z nadchodzącego niebezpieczeństwa. Jednak infiltracja nie będzie taka łatwa... Podoba mi się, że w finałowej scenie stawka jeszcze trochę wzrosła i doszedł czynnik upływającego czasu. Są klatki więc trzeba się śpieszyć z ratowaniem bohaterów. Liczę tutaj na jakiś niespodziewany zwrot bo twisty fabularne w tym serialu to norma.

OCENA 4.5/6

The Flash S01E10 Revenge of the Rogues
Powrót serialu po miesięcznej przerwie zaliczam do udanych. Wciąż ogląda się go przyjemnie, a to przecież najważniejsze w tego typu produkcjach. Starcie z Revers Flashem wstrząsnęło Barrym tak bardzo, że zaczął się poświęcać ćwiczeniom z czego najbardziej cieszy się Wells bo realizuje dzięki temu swój ukryty plan. Świetnie prowadzone są ich relację. Barry ma go za przyjaciela, a on chcę tylko osiągnąć swój cel, który jest "wielką tajemnicą, która wstrząśnie serialem". Dylematy Barry'ego zostały dobrze poprowadzone, powody zaprzestanie walki były całkiem racjonalne (chociaż pozbywając się przestępczości też w jakiś sposób ćwiczy) i wątek problemów bohatera jest o wiele lepiej prowadzony niż w Arrow. Skoro o Arrow - szkoda, że nie było żadnych reperkusji zimowego cliffhangera. Liczę, że przyjdzie na to czas.

Jednak w odcinku najlepszy był powrót Snarta, który przyprowadził przyjaciela. Captain Colid i Heat Wave! Rogues powoli się formują i chciałbym by dostawali więcej scen w przyszłości. Reunion braci Scotfieldów z Prison Break wyszedł ok, fajnie było znowu zobaczyć tą dwójkę na ekranie mimo głupkowatej sceny akcji na końcu (efektowna, ale brak choćby umownego realizmu biję po oczach, dwóch snajperów by wystarczyło i byłoby po zabawie). Wentworth Miller i Dominic Purcell grają w sposób niesamowicie przerysowany i to się sprawdza. Niczym złoczyńcy z filmów klasy B. Tylko opętańczego śmiechu brakuje.

Wątek obyczajowy nudnawy. Iris się wyprowadza, Barry i Iris mają kolejne sceny pokazujące ich relację i nic się nie zmienia. Nudy. Dużo lepiej wyszły kumpelsko-ojcowskie relację Joe/Barry. Uśmiechnąłem się przy ich ostatniej scenie gdy Barry się do niego wprowadził.

OCENA 4/6

wtorek, 20 stycznia 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #120 [12.01.2015 - 18.01.2015]

Czy możemy przez chwilę poudawać, że wciąż jest niedziela? Pożyć w iluzji obowiązkowości, wzorowego planowania i organizacji czasu. Nie? Szkoda... Może następnym razem tygodniowe podsumowanie będzie o czasie. Jest jednak pewien plus. To już wtorek. Wtorek oznacza szybszy czwartek. Czwartek dla większość z was przyniesie nowy epizod Arrow. Ja się będę cieszył z kolejnego The 100. I narzekał na Arrow. Z przyzwyczajenie. Ostatecznie wytykanie głupot tego serialu bawi mnie bardziej niż jego fabuła. 

Mijający tydzień był zaskakujący. W moim niedzielnym (siła autosugestii!) podsumowaniu niby zaledwie siedem odcinków, ale aż dwa z nich zgarnęły maksymalną ocenę co nie jest u mnie zbyt często. Były to odcinki wspaniałe, zaskakujące i na długo zostające po obejrzeniu. I wszystkie należały do seriali CBS. The Good Wife i Person of Interest bez wstydu można postawić koło seriali z kablówki. Z ogólnodostępnych stacji ten zaszczyt przysługuje również Hannibalowi...

... który wróci dopiero w lato. Czyli jakieś sześć miesięcy później niż bym tego chciał. Teoretycznie turpistyczno-oniryczne dzieło Bryana Fullera zasługuje na więcej. Teoretycznie bo wakacyjna emisja może mu przysłużyć. Gdy stacje telewizyjne będą miały mniejsze wymagania względem oglądalności Hannibal powinien gromadzić swoją stałą widownie niezależnie od dnia emisji. Na powierzchnię internetu wypłynęło kilka faktów o fabule nowej serii. W okolicach 8 odcinkach szykuje się mocny przeskok w czasie co poskutkuje nowymi postaciami (oczywista oczywistość). Jednak ciekawsza jest castingowa informacja. Richard Armitage, znany ostatnio jako krasnolud Thorin Dębowa Tarcza, zagra Francisa Dolarhyde'a czyli Zębową wróżkę! Robię się głodny na samą myśl o powrocie serialu. Bon appetit! 

Hannibal nie jest jedynym powrotem od NBC, którego wyczekuje. Prawie rok od zapowiedz Heroes Reborn do głównej roli został zaangażowany Zachary Levi lepiej znany jako Chuck z Chuck. Jedna drobna informacja i autentycznie zacząłem się interesować wskrzeszeniem tej podupadłej marki. Może te 13 wakacyjnych odcinków nie będzie takie złe. Quasi powrotem NBC jest Community, którego 6 sezon zadebiutuje 17 marca w platformie streamingowej Yahoo. Dwa odcinki dnia pierwszego, a kolejne co tydzień. I dzięki niech będą bożkowi telewizji, który nie dopuścił do zamieszczenia całego sezonu jednego dnia. Będzie można się podelektować. Kto wie, na jednym sezonie może się nie skończyć. Dan Harmon z pewnością nie myśli o finale. Tutaj obsada zapowiada powrót.

Jak wiadomo telewizja kołem się toczy i Heroes Reborn nie są jedynymi wskrzeszeńcami, o których była mowa na TCA.Showtime oznajmiło powrót Kyle'a MacLachlana do miasteczka Twin Peaks w 2016 roku, Laura Palmer również ma zaliczyć wielki comeback. FOX natomiast coraz poważniej myśli o miniserialu kontynuującym The X Files. Wspomina też coś o Prison Break, ale to potraktowałbym raczej jako próżne gadanie. Wrócił też temat 24 bez Jacka Baura. Tutaj też dałbym sobie spokój. Lepiej zostawić trupa niż stworzyć potwora.

O tego tygodniowych przedłużeniach będzie krótko. Powiem tylko, że cieszy mnie 3 sezon Brooklyn Nine-Nine bo dalej dobrze się bawię. Reszta jest mi obojętna, a są to 2 sezony Scorpion, Madam Secretary, NCSI: New Orleans, Gotham, Empire, The Royals, 3 dla The Fosters i Broad City i 6 dla Shameless. Duże szanse są na 11 serię Bones (i mniejsza na 3 Sleepy Hollow) i 16 sezon CSI. Mniej szczęścia miało Benched i In the Flash, które znikną po pierwszej i drugiej serii.

Jakie nowości? Showtime w końcu zamówiło Happyish, które zadebiutuje już 26 kwietnia. Syfy szykuje 51st State sci-fi o koloni karnej na Grenlandii oraz miniserial Spin o apokalipsie. David E. Kelley odpowie za produkcję Kingowego Mr. Mercedes. Natomiast Woody Allen wyprodukuje coś dla Amazon Prime. Coś, bo wiadomo tylko tyle. Wystarczyło jedno nazwisko by wywołać sensacja. To ja już bym wolał nowy, autorski serial Jossa Whedona.

I na szybko zestaw newsów mnie lub bardziej interesujących:
- szansę na Supergirl w wspólnym uniwersum z Arrow i The Flashcoraz mniejsze. Ponadto serial ma być... proceduralem kryminalnym! Poziom mojego zainteresowania spadł do minimalnego poziomu. Tylko wybór ciekawej aktorki może to zmienić. 
- jednak uniwersum DC/CW się powiększy. O animowany serial o superbohaterce Vixen. Osobiście nie wierzę, że uda się tym twórcą stworzyć charyzmatyczną postać kobiecą. Większe szansę na dobrą opowieść mają w oddzielnym serialu Rayu Palmerze - Atom. Na razie to tylko dalekie plany. Chciałbym by to był projekt na 8-10 odcinków w stylu Agent Carter
- American Crime Story: The People vs. O.J. Simpson zadebiutuje dopiero w 2016 roku.  
- pierwsze promo, okropnie wyglądającego CSI: Cyber.
- nowa zapowiedź The Messanger, które poziomem może zrównać się z The Tomorrow People.
- trailer S02 Penny Dreadful. Premiera 26 kwietnia.
- pierwszy trailer The Dovekeepers.
- kolejne promo powrotu Arrow.
- pierwsze spojrzenie na amerykańskie The Returned.
- trailer 3 sezonu House of Cards...
- ... i pierwszej serii Bosch.

Na koniec pyszna truskawka (bo lepsze od przysłowiowych wisienek) - zapowiedź The Expanse. Ambitny serial w kosmosie od Syfy na podstawie serii książek. Niby nie powinienem się zbytnio podniecać, ale nie potrafię zachować obiektywizmu. Kosmos! Battlestar Galactica style! Epicka historia! Seks w zero-g! Future noir! Koniecznie muszę zabrać się za książkę. Dotychczas wyszły cztery tomy, ma być dziewięć więc szykuje się serial na lata. Oby!

SPOILERY

Banshee S03E01 The Fire Trials
Brakowało mi tego serialu. Szalone akcję, pięknie zrealizowana przemoc i seks. Niewiele seriali umie odpowiednio wymieszać proporcję i stworzyć coś dobrego. Banshee się udaje przez co angażuje od pierwszych minut. I nie przeszkadza nagromadzenie wątków oraz niespodziewane sytuację. To dlatego chcę się oglądać serial. Im dziwniej i gęściej tym lepiej. Już początek tego odcinka zapowiada, że będzie się działo. Policjanci mszczą się za śmierć Emetta i będą musieli z tym żyć. Potem rozwijane są wątki Proctora, Indian z rezerwatu (czekam na team-up Leytona z Nolą!) oraz prywatny Carrie. Powoli wprowadzany jest główny wątek sezonu - wielki przekręt na miliony dolarów. Wystarczy okraść wojsko. Heist jako wątek przewodni powinien wypaść zacnie.

Podoba mi, że ta seria to nowy start dla Banshee. Nie ma Rabbita, większość wątków pozamykanych i można snuć nowe historię lepiej rozwijając bohaterów. Bardziej też serial powinien skupić się na tytułowym miasteczku chociaż liczę na kilka wypadów do Nowego Jorku.

Banshee wróciło, a ja znowu zachwycam się sposobem w jakim kręcą odcinki. Niby te same triki techniczne, a dalej cieszą. Na czele z gubieniem klatek w krytycznych momentach co chyba zawsze będzie mi się przyjemnie oglądało. Tak jak symetryczne historię, które przeplatają się podczas jednej sceny. Tutaj było włamanie Carrie i Hood dający lekcję córce jak to robić poprawnie. Miód dla oczu.

OCENA 5/6

Brooklyn Nine-Nine S02E12 Beach House
Gang udaje się na zasłużony weekend gdzie ma wyczilować przy alkoholu i ploteczkach. Niespodziewanie Jake zaprasza Holta. I to nie był dobry pomysł. Dla bohaterów jak i widzów. Nie rozłożyło to zupełnie odcinka, dalej było się z czego śmiać, ale Holt najlepiej działo jako ten zdystansowany od reszty, stojący za wielkim murem tajemnicy. Dlatego poznawanie go było nudne. O wiele lepiej oglądało się interakcję pozostałych detektywów z 9-9, ba na tym mógłby się opierać cały odcinek. Gina wyczekująca na pijaną Amy czy Boylesa pomagający Rosie w randkowaniu. To było śmieszne, a nie oglądanie kapitana zirytowanego przez bąbelki w jakuzzi.

OCENA 4/6

Brooklyn Nine-Nine S02E13 Payback
Bardzo lubię Brooklyn Nine-Nine, ale to już drugi epizod z rzędu, który im nie wyszedł. Amy z Holtem stanowili irytujący duet, Jake ukrywający ciąże Terryego i chcący zostać ojcem chrzestnym nudził, a reszta detektywów w tle. Zaśmiałem się parę razy (zawał Scully'ego, śmiech Holta), ale to za mało by pozytywnie ocenić ten odcinek.

OCENA 3/6

Marvel's Agent Carter S01E03 Time and Tide
Peggy jakaś ty biedna. Chcesz dobrze, a nie wychodzi. Poświęcasz się pracy przez co oddalasz od Angie. Znajdujesz broń Starka po czym ginie współpracownika z SSR. Ratujesz tyłek Jarvisowi narażając swoją reputację w pracy. Biedaczko nic ci nie wychodzi przez co tak dobrze ogląda się twoje przygody. Nie jesteś kolejnym superbohaterem odhaczającym kolejne punkty z listy "Co zrobić by uratować świat". Zamiast tego grzęźniesz w swoim bagienku. Zmagasz się z trudami dnia codziennego w szowinistycznym i pruderyjnym świecie próbując uratować człowieka, w którego niewinność całkowicie nie ufasz. Niby udaje ci się zdobyć przyjaciela, czuć chemię między wami, nawet się sobie zwierzacie, ale wciąż leży miedzy wami ocean tajemnic. Jestem na prawdę skomplikowaną bohaterką i za to cię uwielbiam. I za to, że potrafisz porządnie skopać tyłek mężczyźnie dwa razy cięższemu od siebie. Trzymaj tak dalej, pokaż facetom z Biura, że jesteś jedną z nich. Że jesteś lepsza! Trzymam kciuki. I by twoja przygoda trwała jak najdłużej.

Tak, dalej mi się podoba. Serial jest znakomicie prowadzony, na nudę nie można narzekać i umiejętnie operuje humorem sytuacyjnym nie popadając w banał i przesadę znaną z początków S.H.I.E.L.D. Główna tajemnica rozwija się powoli, ale to nie istotne, ciekawsze jest to co dzieje się wokół Peggy, jej pracy i znajomych. Jak wszystko na siebie oddziałuje i zaziębia. Szkoda, że odcinek ma kilka irytujących błędów logicznych. Mocna scena z morderstwem Krzeminskiego została spartolona przez wysoko zawieszoną poprzeczkę niewiary. Kluczowy świadek i agent sami jadą do centrali bez żadnego ubezpieczenia? Toż to głupie. Tak jak łódź z bronią Starka widoczna z tunelu służącego do jej kradzieży. Trochę za dużo uproszczeń w warstwie fabularnej. Boli bo ta obyczajowa jest odpowiednio skomplikowana.

W odcinku zadebiutowała Bridget Regan i znowu mam dylemat. Z jednej strony się ciesze bo ją lubię, a z drugiej tak jak Lyndsy Fonseca gra zwyczajną kobietę. A przecież te dwie aktorki wiedzą jak grać w scenach akcji. Oby scenarzyści mieli na nie większy plan, który z biegiem lat będzie się krystalizował.

OCENA 4.5/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E24 The Spit Flower
To było okropne. Zazwyczaj camp i absurd bawią mnie w tym serialu, ale ten odcinek tylko mnie wymęczył. Oglądałem bo oglądałem, ale przez całe 20 minut nie znalazłem tutaj nic interesującego. Nawet Mięśniak i Czacha nie byli śmieszni. Za to walka z kitowcami była okropna. OKROPNA. Zbliżenie przez, które nic nie widać, kamera gubiąca akcję i żenujące zachowanie Kimberly. Nawet z potwora tygodnie nie mogłem się pośmiać. Przerośnięta roślina doniczkowa spawnująca kwiaty z zębami wyglądające jak uzębione skarpetki. Tommy jako support denerwujący. Niby jest, ale wkracza tylko wtedy gdy trzeba uratować tyłki Rangerą.

OCENA 2/6

Person of Interest S04E11 If-Then-Else 
Tydzień. Tyle serial Person of Interest potrzebował by wyemitować odcinek będący mocnym kandydatek do topki najlepszych epizodów roku. Może odrobinkę przesadzam, ale tylko troszkę. Bo środkowa część szumnie zapowiadanej trylogii była zwyczajnie w świecie zajebista. Ważny problem do rozwiązania, akcja, zaskakujące zwroty akcji, humor, miłość, dramat, wątki meta. Czegoż tu nie było? A wszystko zaczęło się w miarę normalnie. Kryzys na Wall Street i ratowanie światowej gospodarki. Niby ważne wydarzenia, ale istotą odcinka były postacie i wątki dotyczące człowieczeństwa, które ze sobą idealnie współgrały. W serialu near-fi od stacji CBS. Gdyby ktoś mi powiedział 3 lata temu, że tak się będę zachwycał tym serial wyśmiałbym go.

Odcinek miał być dramatyczny. W jego zapowiedzi była nawet pokazana śmierć Fincha. I była. Tylko tak nie do końca. Bo serial pobawił się w dzień świstaka, a Maszyna zapuszczała kolejne symulację próbując ratować swoich agentów. Początkowo było to zaskakujące, potem z uśmiechem oglądało się kolejne próby rozwiązania tego problemu. Tak jak uproszczoną symulację gdzie bohaterowie nie wypowiadali swoich kwestii, a jedynie zdania je opisujące, co było doskonałym pomysłem. Jednak najfajniejsze nie były symulacje, a ostatnia dramatyczna akcja z udziałem bohaterów, która pokazuje, że Maszyna może wiele przewidzieć, jest niemal doskonała, ale wciąż nie potrafi wykrywać drobnych zmian w ludzkiej naturze, a świat nie jest grą. I tutaj dochodzimy do flashbacków gdzie Finch uczył Maszynę gry w szachy. Kapitalnie rozpisane dialogi i uczenie Maszyny moralności i istotny ludzkiego życia.

"But if you remember nothing else, remember this. Chess is just a game. Real people aren't pieces. And you can't assign more value to some of them than to others. Not to me. Not to anyone. People are not a thing that you can sacrifice. The lesson is that anyone who looks on the world as if it was a game of chess deserves to lose." Harold Finch

Jednak największym szokiem była śmierć Shaw. Czy może "śmierć"? Scena rozpisana była świetnie bo pokazywała jaką kobietą jest Samatha, jak się zmieniła i znalazła rodzinę, ale nie straciła swoje badassowości. Będzie mi jej brakowało jeśli rzeczywiście nie żyję. Jej i jej flirtowanie z Root. Shipperzy mieli uciechę oglądając pocałunek na dowiedzenia między tymi dwiema. Osobiście liczę, że to jeszcze nie jest jej koniec. Scenarzyści musieli ją wypisać z serialu bo aktorka zaszła w ciąży, ale zrobili to zostawiając uchyloną furtkę na jej powrót, a złota zasada telewizji mówi, że jeśli nie widziało się trupa to postać może wrócić.

OCENA 6/6

Person of Interest S04E12 Control-Alt-Delete
Serial dalej bawi się formą. Po szokującym cliffhangerze zeszłego odcinka mamy zmianę perspektywy w pokazywaniu historii. Jak przy pierwszym odcinku z Shaw, tylko tutaj w centrum jest Kontrola oraz jej Dział Badań i Rozwoju. I niby chciałbym oglądać ulubionych bohaterów to ciesze się z tego eksperymentu. Oglądanie drugiej strony było ciekawe bo cały czas coś nie grało. Niby kolejni terroryści do zlikwidowania, a z biegiem czasu okazuje się, że to Samarytanin rządzi, a nie dzielni Amerykanie broniący swojego kraju przez co w odcinku kibicuje się dawnym wrogą i historia wciąga. Na szczęście pokazują się znane twarze - Grice i Brooks. Jestem ogromnie ciekaw czy któreś z nich zastąpi Semeen. I czy Brooks jest agentką Samarytanina. Dużo miejsca na domysły czyli tak jak lubię. 

Nasi bohaterowie przewijają się cały czas w tle, w doniesieniach medialnych. Jednak ich fizyczna obecność ma miejsce dopiero po 20 minutach gdy porywają Kontrolę. I co za scenę dostajemy! Odwrócenie sytuacji z porwania Root, zły i zły glina, tortury i grożenie śmiercią. Wszystko by odzyskać przyjaciółkę. Kapitalnie rozpisane dialogi, a potem fachowo wyreżyserowana akcja. Miodzio! 

Oglądanie przejmowania władzy nad światem przez Samarytanina robi się coraz bardziej fascynujące. Wciąż uważam, że kilkuletni chłopiec będący jego avaterem jest trochę przesadzonym pomysłem to i tak niesamowicie mi się go ogląda bo w swojej niewinności jest przerażający. Przerażająca jest też wizja AI, które próbuje skontaktować się z prezydentem. Co dalej w takim razie? Jak daleko Samarytanin jest się w stanie posunąć i nad czym pracują jego programiście? Na chwilę obecną szansę wygrania wojny są iluzoryczne. Ciekawe jak daleko odważą się pójść scenarzyści w kreowaniu rzeczywistości serialu. Już kilkukrotnie udowodnili, że nie boją się ambitnych zagrań i przy perspektywie kolejnych lat serialu uważam, że mają w zanadrzu kilka szokujących pomysłów, a współpraca Kontroli i naszych bohaterów w walce z wspólnym wrogiem będzie raczej naturalną konsekwencją wydarzeń. 

OCENA 5.5/6

The Good Wife S06E12 The Debate
Chyba żaden inny serial (z obecnie emitowanych) nie komentuję w ten sposób rzeczywistości co The Good Wife, które na bieżąco w swój sposób przedstawia problemy dręczące amerykanów. Niby Newsroom próbowało tego samego, ale nie wyszło to dobrze. W TGW jest inaczej. Każdy odcinek mający coś z reala zmusza do myślenia i krótkiej refleksji. Tym razem padło na Ferguson i zamieszki na tle rasowym. To było tylko tło dla głównych wydarzeń, ramy nadające bohaterom pole popisu. Nasze postacie nie miały wpływu na wydarzenia, jedynie Peter przejmował aktywną rolę, reszta musiała reagować na wydarzenia i zająć odpowiednie stanowisko. I to było dobre, pokazanie, że świat nie kręci się tylko wokół naszych postaci. Wszystkie dialogi jakie rozpisano nie miały na celu edukowania i przekazania jednej prawdy. Bo nie ma jednego rozwiązania. Dobrzy ludzie mogę mieć skrajne pomysły na ten sam problem. Trochę zabrakło mi większego udziału mniejszość, ale to wina struktury rasowej w serialu. Jasne była asystentka Elia czy obsługa hotelu, ale to za mało. Chociaż to trochę czepianie się na siłę świetnie poprowadzonego wątku.

Jednak prawdziwą wisienką odcinka było starcie Alicji i Pradyego. Gdyby nie wybory pewnie zostaliby przyjaciółmi co widać w ich wspólnych scenach, gdy są sami i mogą być szczerzy. Dlatego też te wybory są tak ciekawe - niby kibicuje się Alicji, ale nie ma prawdziwych argumentów czemu to Frank nie powinien wygrać. Wracając do tytułowej debaty. Co za moc! Kapitalnie rozpisana, pełna emocji i satysfakcji z oglądania. Pierw trochę humoru, walki i niepewności, a potem Alicja pokazująca pazur i miażdżąca dziennikarza. Co za pokaz! Jak z klasą przyjęła oskarżenia męża o zdradę. Chyba nie trzeba przypominać jak wyglądała 6 lat temu i jak bardzo się zmieniła od tego czasu.

Prawdziwą wielkość scenarzyści pokazują w ogólnym kreowaniu postaci Alicji. Kibicujesz jej, ale pojawiają się momenty gdy wkurza, ale tak pozytywnie. Bo nie pochwalasz tego co mówi, ale rozumiesz ją jako kobietę. Bo tyle przeżyła, w taki sposób musiała dojść do tego co ma teraz i każdy atak na swój dorobek odbiera personalnie. Ona też chcę walczyć. przyzwyczaiła się do wygrywania i jest już odrobinę arogancka przez to. W całym tym zamieszaniu jest tez rozdarta. Firma czy kariera polityczna? Zależy jej na obydwu. Dlatego tak ją dotknęły działania Cary'ego i Diane, które odebrała jako atak na jej osobę mimo, że w tym sezonie mocno zdystansowała się od swoich prawniczych obowiązków. Pokłony dla państwa Kingów za takie prowadzenie postaci.

Wiecie co było najgorsze w tym odcinku? Koniec. Bo następny dopiero 1 marca czyli za niemal półtora miesiąca. To będzie długie czekanie na jeden z najlepszych obecnie dostępnych serialu.

OCENA 6/6

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #119 [05.01.2015 - 11.01.2015]

Świąteczno noworoczne lenistwo dobiegło definitywnie końca. Nie tylko z powodu powrotów i debiutów. Jest co oglądać i tak będzie do wakacji z niewielkimi przerwami na nadgonienie zaległości, które w dzisiejszych czasach są nieuniknione. Trudne być ze wszystkim na bieżąca skoro co miesiąc pojawia się nowy, godny uwagi serial. Wypada również śledzić trendy, newsy i drobnymi kroczkami nadrabiać klasykę. A newsów ostatnimi czasy dostatek, pod tym względem najbogatszy tydzień od kilku miesięcy, a być może od wakacyjnego San Diego Comic-Con. Czemu? Odpowiedz stanowią trzy literki TCA. Ponad dwutygodniowy maraton paneli i spotkań dziennikarzy z całego świata z przedstawicielami stacji telewizyjnych. Tfu platform telewizyjnych. Od Netflix, przez Discovery po HBO. Wszyscy, którzy robią seriale chcą się zaprezentować i sprawić, że się będzie o nich mówiło. I już jest o czym. Zapraszam do długiego przeglądu newsów, głównie opierającego się na wydarzeniach z Los Angeles.

Jednak na przekór zacznę od oglądalności. Wiem, że niewiele osób to ciekawi, przecież jakieś cyferki nie mają wiele wspólnego z poziomem serialu. Nie mają, ale na ich podstawie można stwierdzić czy można zacząć się już martwić o ulubiony serial lub zacząć nowy. Tym bardziej jeśli zostały wyemitowane dopiero pierwsze odcinki. Jeśli oglądacie Empire możecie spać spokojnie. Hip-hopowa soap opera niby została zjechana przez sporo serwis i większość polskich widzów tak amerykanie serial polubili. 9,9 mln widzów (rating 3.8) to najlepsza premiera FOX od kilku lat. Jeśli spadek przy następnym odcinku nie będzie gigantyczny można spodziewać się drugiej serii. Gorzej wygląda sytuacja Marvelowej Agentki Carter. Debiut przy 6,9 mln (1.9) może odrobinę martwić. Zaskakująco dobrze spisał się Galavant. 7,42 mln (2.0) można by potraktować jako dobry prognostyk gdyby nie sposób emisji serialu. Cztery tygodnie po dwa 20 minutowe odcinki. ABC będzie miała nie lada orzech do zgryzienia jeśli oglądalność utrzyma się na tym poziomie. Tym bardziej, że stacja zapewne sama jest zaskoczona z dobrego wyniku.

Tyle nudnych cyferek. Więcej nie będzie. Chyba, że ktoś zastanawia się nad przyszłością jakiegoś serialu. Z chęcią pomogę. Teraz coś przyjemniejszego. Daredevil. Kolejna cegiełka w budowaniu Marvel Cinematic Universe i pierwsza w jego bardziej dojrzałej części. Matt Murdock rozpocznie swoją krucjatę już 10 kwietnia. Zgodnie z Netflixową tradycją 13 odcinków zostanie wyemitowane jednocześnie. Trailera wciąż brak, można jedynie zobaczyć pierwszy plakat. Gorsze wiadomości dla ludzi czekających na pozostałe seriale prowadzące do The Defenders. Ekipa A.K.A. Jessica Jones, który ma zadebiutować po Daredevil, jeszcze nie wyszła na plan zdjęciowy. Netflix i Marvel nie chcą się śpieszyć i przerwa między tymi dwoma serialami może wynieść rok chociaż są szanse na debiut jeszcze w 2015. Chyba nie ma co liczyć na The Defenders w 2016 skoro nie wybrano jeszcze aktora mającego wcielić się w Iron Fist.

Nie tylko Daredevil doczekał się daty premiery. Również Netflixowe Unbreakable Kimmy Schmidt i Bloodline mają wyznaczone dni debiutu. Komedia od Tiny Fey, pierwotnie mająca pojawić się na NBC zawita pod nasze strzechy 6 marca. Natomiast mroczny dramat o rodzince z Florydy gdzie gra Kyle Chandler dwa tygodnie później. Dalej nic nie wiadomo o piątej serii Arrested Development. Wszyscy chcą, ale ciężko zgrać terminy bo obsada ma inne zobowiązania. Wracając do dat. Najbardziej wyczekiwaną jest 12 kwietnia, dzień gdy nadejdzie zima. Tak, nowe Game of Thrones już za równe trzy miesiące. Tego samego dnia debiuty 2 sezonu Silicon Valley i 4 Veep. 5 kwietniu na 7 ostatnich odcinków wróci również Mad Men. Więc jeśli ktoś ogląda tylko zakończone seriale (co nie jest takie głupie) może się powoli szykować do seansu z piętnastokrotnym zdobywcą Emmy i właścicielem czterech Złotych Globów. Wielbiciele pewnego hotelu, specyficznego młodzieńca będącego miłośnikiem muzyki klasycznej i zabaw pod prysznicem oraz jego zaborczej matki będą mogli powrócić do Bates Motel 9 marca. Czekający na zastrzyk adrenaliny w Stricke Back po nową dawkę sięgną niesprecyzowanego dnia tego lata. Natomiast smakosze mózgów, miłośnicy Rose Mciver i Veronicy Mars zasiądą do seansu iZombie 17 marca. Moim skromnym zdaniem to jedna z najlepiej zapowiadających się nowości (link do zwiastuna gdzieś niżej i tutaj). Serial zostaje sparowany z The Flash więc jest nadzieja na dobrą oglądalność. Tej nadziei jest mniej przy The Messengers. Nowości w piątki to nie jest dobry pomysł. Premiera tak jak Daredevil - 10 kwietnia.

Ostatnio gdybałem trochę o Ash Vs. Evil Dead i jak na zawołanie jeden z bossów Starz wyjawił kilka informacji. Zaskakujący jest format - 30 minutowe odcinki, jak z komedii. Wierzę, że będzie działało. Serial będzie kręcony w Nowej Zelandii, ale jego akcja ma mieć miejsce na amerykańskich przedmieściach. Czyżby więc kanoniczne miało być kinowe zakończenie Army of Dakrness, w którym Ash wraca do naszych czasów? Data premiery na przełomie trzeciego i czwartego kwartału więc zostało jeszcze trochę czasu i koncepcja może ulec drobnym zmianom. Wciąż nic nie wiadomo o Jean Leavy w obsadzie.

W kolumnie z nekrologami dwie pozycję. Happyland znika po pierwszej serii. Dawno śmierć serialu nie była dla mnie tak obojętna. Bardziej przejąłem się zniknięciem Covert Affairs po 5 sezonach. Widziałem pierwszy i mi starczy. To był zwykły sensacyjnaik z sympatyczną bohaterką. Można oglądać. Na chichot historii zasługuje fakt, że serial miał więcej nominacji do Złotych Globów niż The Wire. Wystarczyła jedna dla Piper Parebo grającą główną bohaterkę. To tylko podkreśla bezsensowność tego rodzaju gali i nagród. Prawdziwą wielkość zweryfikuje czas.

Równowaga w tym tygodniu nie została zachowana i to jasna strona mocy osiągnęła przewagę. Dwa anulowania i aż 10 przedłużeń. Wszystko dzięki The CW, która nie chcę się bawić w trzymanie widza w napięciu i zamawia nowe sezony dla niemal całej swojej obecnej ramówki. I tak Supernatural z 11, The Vampire Diaries z 7 Arrow z 4, Reign z 3, The Orginals z 3, Jane the Virgin z 2, The Flash z 2 sezonem. I zasługujące na oddzielne zdanie The 100 z 3 serią. Tak! Jeden z moich ulubionych seriali doczekał się przedłużenia. To dobra okazja by otworzyć szampana lub winko. Szkoda, że nie mam takowego pod ręką... Na szósty rok z FOXem zostanie Bob's Burgers, a drugiej serii doczekało się Marco Polo co znając politykę Netflix nie jest dużym zaskoczeniem.

Zanim przejdę do listy trailerów chwilka na aktorów mających pojawić się w telewizji w najbliższych miesiącach. Edward James Olmos (Admiral fracking Adama!) zagości w Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. a jego pojawianie oczywiście będzie miało ogromne konsekwencję dla bohaterów. Seriale z uniwersum DC/CW również zaciągnęły na swój pokład prawdziwego badassa. Samego Spartacua. Liam McIntyre zagra w The Flash. Jako, że wcielając się w Wheather Wizard dołączy tym samym do grupy Rogues powinien w przyszłości kilkukrotnie powrócić. John Travolta po 35 latach wraca do telewizji (nie licząc drobnej, gościnnej rólki z zeszłego roku). Zagra Roberta Shapiro w American Crime Story, które opowie historię procesu O.J. Simpsona. W pozostałych rolach Cuba Gooding Jr., Sarah Paulson i David Schwimmer czyli na bogato. Natomiast do obsady 2 sezonu Fargo dołączyła trójka znakomitych aktorów - Ted Danson, Jean Smart i Patrick Wilson. Serialowy spin-off filmu braci Coen to moja największa zaległość zeszłego roku i mam nadzieje, że uda mi się nadrobić do premiery nowych odcinków, które pojawią się jesienią.

Żeby było ciekawiej trailery w losowej kolejności z króciutkim komentarzem:
- cliffhanger Arrow dalej trzyma was w niepewności? Chcecie wgląd w przyszłość? Zapraszam. Tylko czy warto? Po tym co zaprezentował serial czekanie na emisję i następnie lawirowanie między spoilerami do czasu obejrzenia odcinka jest równie przyjemne co zaspokojenie swojej wiedzy. Lub ja jestem taki dziwny, że podoba mi się niewiedza. Nowe Arrow już 22 stycznia.
- Black Sails okazale wygląda na trailerze 2 serii. Tylko co z tego skoro przy pierwszej było podobnie. Dla kilku wątków nie zamierzam wracać.
- Last Week Tonight with John Oliver to program satyryczno informacyjny, który ma lepszy resercz niż tradycyjne media. Ma też Johna Olivera i dla niego warto oglądać. Nie przekonani? To rzucicie okiem na niecodzienne promo, które też was nie przekona, ale zmusi do uśmiechu. 
- Fortitude zapowiada się na poważny dramat z gęstą atmosferą. Małe miasteczko na Alasce i morderstwo. To może się udać. 
- po 30 sekundach z Battle Creeck miałem mieszane odczucia. Po pełnym zwiastunie wiem, że tego nie sprawdzę. Niby Vince Gilligan, ale zbytnio czuć piętno ogólnodostępnej stacji.
- po kilku teaserach Better Call Saul miałem mieszane odczucia. Po pełnym zwiastunie nie mogę się doczekać. Bo Vince Gilligan w kablówce.
- 30 sekund z powrotu The Flash. Wygląda dobrze, ale równie dobrze mogło nie być tego proma.
- udana reklamówka The Walking Dead. Niby minuta materiału nakręconego specjalnie na potrzeby marketingu, a potrafi zaciekawić bardziej niż zwiastun złożony z miksu starych/nowych scen. Jest klimat, są ulubieni bohaterowie i walka o przeżycie. I Rick z brodą chcący zostać drwalem. Czyżby miało to oznaczać zbliżający się koniec serialu?
- w końcu jest! Pierwszy długi zwiastun iZombie. I przez to jeszcze bardziej czekam na ten serial. Będzie hit, czuję to. Jeśli możecie to pomóżcie wysyłać pozytywne fluidy i namawiajcie swoich amerykańskich kolegów by zasiedli do telewizora. 

Między napisaniem blognotki, a jej publikacją miała miejsce gala rozdania Złotych Globów. Tutaj można przejrzeć listę zwycięzców. Komentarza nie będzie bo nie znam się na sukienkach, ale Tina i Amy były jak zwykle urocze, a nagrody nic nie znaczą. Chociaż cieszy różnorodność i honorowanie nowych seriali. Tyle w tym temacie. 

MOŻLIWE SPOILERY

Galavant S01E01 Pilot
Na ten serial czekałem bardziej niż na Agentkę Carter. I dużo bardziej martwiłem się o jego jakość. Pierwsze zapowiedzi nie nastrajały optymistycznie. Musical w klimatach fantasy na ogólnodostępnej stacji. Wróżyłem wielką klapę. A potem przyszedł trailer i zakochałem się zaczynając przy tym trzymać kciuki by całość była utrzymana w podobnym stylu. I jest! Faceci w rajtuzach w wersji śpiewającej. Mnóstwo przesadzonych żartów, campowa stylistyka i świetnie napisane piosenki pełne humoru i udaną choreografią. Nie do wszystkich to trafi, trzeba lubić absurd i granie na konwencji. Ja to kupuje i ubolewam, że serial będzie obecny w telewizji tylko przez cztery tygodnie.

Zaskoczyłem się trochę pod względem fabularnym. Zamiast prostej opowiastki o bohaterze ratującym księżniczkę i złym królu dostaliśmy mieszankę motywów. Zły król jest pierdołowaty, ukochana Galavanta przekłada bogactwo nad miłość, główny heros ma depresję, a dama w opresji wcale nią nie jest. Dobrze bo to wszystko będzie procentowało w przyszłości ciekawymi konfrontacjami między bohaterami. Już nie mogę się doczekać muzycznego pojedynku Galavanta z ukochaną.

OCENA 5/6

Galavant S01E02 Joust Friends 
Uwielbiam bezpretensjonalność i zabawę konwencją w tym serialu. Dzięki temu dostałem najmniej epicki pojedynek rycerski ever. Jeden pijany, drugi przećwiczony, żaden nie może się ruszyć, a muszą walczyć. O kuraka i klejnot. Szkoda, że nie było do tego żadnej piosenki w wykonaniu narratora/błazna. Równie fajnie bawiono się pairingem. Zbliżenie do siebie postaci Galavanta i Isabelli oraz Richarda i Madaline wyszło komicznie. Tak jak skrócony trening dla bohatera. Jednak najlepszy w odcinku był kuchcik z zdziecinniałym Richardem. Dawno tak głośno nie śmiałem się na serialu jak scenach z tą dwójką. Humor jaki jest tutaj prezentowany jest niespodziewany i sceny zaskakują swoją absurdalnością przez co tak dobrze się to ogląda. 

OCENA 4.5/6

Marvel's Agent Carter S01E01 Now is Not the End
Marvel miał dużo do udowodnienia tym serialem, zwłaszcza osobą rozczarowanym Agents of S.H.I.E.L.D. I muszę przyznać, że udało im się wyjść z tego zadania obronną ręką. Wprawdzie po pilocie pierwszego serialu MCU pisałem to samo, ale tutaj widać większy potencjał i struktura serialu powinna sprzyjać pisaniu lepszych historii. Wszyscy wiemy jak kończy się historii Peggy, kim jest Howard Stark i SSR. Dodatkowo ekspozycja nie będzie potrzebna teraz trzeba tylko wypełnić znane motywy nowymi i zabrać widza w podróż z tymi jakże charakterystycznymi postaciami. I trzymać kciuki za oglądalność by na jednym sezonie się nie skończyło bo serial jest tego warty.

Jeśli miałbym do czegoś przyrównać Agent Carter byłoby to Alias. Obydwa seriale mają silną kobiecą bohaterkę, wątki szpiegowskie z przebierankami włącznie oraz nacisk na życie osobiste heroin. Bo ten serial to nie tylko pure action fun, ale również obyczajówka o kobiecie szukającej swojego miejsca w nowym świecie. Świecie, o który walczyła i minął się z jej oczekiwaniami. Świetnie ogląda się nadmierny protekcjonizm mężczyzn czy ich lekceważącą postawę wobec kobiet. Tym bardziej, że ta kobieta jest silna i potrafi skopać szowinistyczne tyłki. Tak, mam coś w sobie z feministki.

Odcinek ma doskonałe tempo, jest szybki, dużo się dzieje, ale akcja nie przyćmiewa bohaterów, którzy są na pierwszym planie. Świetna chemia Peggy z Garvisem (gdzie odwrócono stereotypy i to on jest ciapowatym sidekickem). Równolegle prowadzone jest kilka wątków - tajemna organizacja Lewiatan, Stark jako zdrajca, tajemnica Jarvisa oraz historie w SSR. Na nudę nie ma co narzekać i powinno zabraknąć irytujących fillerów. Osobiście jestem trochę rozczarowany postaciom Lyndsy Fonseca. Sorry, ale Alex skopałaby tyłek Peggy Carter. Cicho liczę, że okaże się ona agentką Lewiatana (naciągane) lub na jej przykładzie zostanie pokazane szkolenie na agentkę, a potem wspólne misję z Peggy.

Zwykle seriale z epoki na antenie ogólnodostępnych stacji odrzucają mnie z uwagi na niski budżet i wszechobecną sztuczność oraz traktowanie realiów historycznych jako pretekst do założenie kostiumów, a zapomina się o warstwie obyczajowej. Tutaj tak nie jest. Jest bogato od detali, czuć klimat lat '40. Tworzą go stare samochody, muzyka i dekorację. Oraz zachowanie bohaterów. Jest dobrze pod tym względem mimo, że serial czasem musi uciekać do sztuczek reżyserskich by ukryć niedostatki.. Nie jestem jednak do końca przekonany do stylistyki serialu. Mocno czuć jego komiksowe korzenie (świecąca tajna broń), ale jest on przesiąknięty brutalną rzeczywistością gdzie czyny mają swoje konsekwencję. Jestem ciekaw czy na razie jest to testowanie gruntu, próba znalezienie swojej drogi czy świadomy wybór i mieszanie konwencji by fundować emocjonalną huśtawkę u widzą.

Marvel's Agent Carter oczywiście polecam. Serial nie zawiódł oczekiwań i jest doskonałą produkcją w przerwie między kolejnymi odcinkami Agents of S.H.I.E.L.D. Liczę jednak, że stanie się czymś więcej niż kolejną przygodą w świecie Marvela i zacznie wywoływać więcej emocji poza "jak fajnie się to ogląda".

OCENA 4.5/6

Marvel's Agent Carter S01E02 Bridge and Tunnel
Trochę się oszukałem. Myślałem, że ABC emitując dwa odcinki Agent Carter po sobie kieruje się tylko kwestiami marketingowymi. Okazało się, że te dwa epizody powinny być jednym długim wprowadzeniem oglądanym łącznie i dlatego tak też zostały wyemitowane. Żałuję, że oglądałem je kilka dni po sobie bo z pewnością odbiór całości byłby pozytywniejszy. Zwłaszcza, że druga połowa jest dużo lepsza. Historia toczy się dalej, Peggy szuka agentów Lewiatana i skradzionej broni, a SSR prowadzi równoległe śledztwo. Przeplatanie się wątków było świetne, każda z postaci miała swoje miejsce w historii i nie czuć było zbędnych scen. Wszystko by budować spójną wizję świata i historii.

Lekkość i fun płynący z oglądania serialu są jeszcze bardziej widoczne. Ekscytująca scena walki na pędzącym samochodzie była wisienką. Działo się mnóstwo rzeczy, a scenarzyści mają wyczucie balansu i nie przeginają w żadną ze stron. Peggy dalej jest cudowna, zadziorna i silna, a Jarvis zabawny zwłaszcza z nią w duecie.

Pochwały wymaga też montaż i jeden wątek prowadzący do jednej doskonale skomponowanej sceny. Audycje radiowe z Kapitanem Ameryką z początku stanowiły udany comic relief oraz pokazywały jak symbol wolności i demokracji stał się kolejnym produktem kapitalizmu, który można spieniężyć (lokowanie produktu!). Jednak jeszcze lepiej wyszło pokazanie kontrastu między dwiema kobietami. Fikcyjną Betty Carver grająca damy w opałach czekające na ratunek Kapitana oraz Peggy Carter, która potrafi o siebie zadbać. Scena pojedynku z grubasem była wyśmienita dzięki przeplataniu jej z making of słuchowiska.

Głównego wątku było tutaj niewiele. Zrozumiałe bo pierw trzeba nakreślić odpowiednią sytuację by kolejne wątki obchodziły. Jest tajemniczy symbol Lewiatana, a potem zacznie się poszukiwanie tajemnej organizacji. Czy będzie ona pochodziła z alternatywnego świata? Skąd ta teoria? Samopiszące maszyny do pisania! Sceny wyjęte niczym z Fringe. I równie klimatyczne. Swoją drogą strasznie dużo podobieństw między Agent Carter, a dwoma serialami Abramsa. Jeśli w kolejnym odcinku Peggy znowu będzie się za kogoś przebierać, a skradziona broń Starka okaże się dziwacznym artefaktem nie będzie już można mówić o przypadku.

OCENA 5/6

The Good Wife S06E11 Hail Mary
Nie tylko sędzia Cuesta jest miłośnikiem dramatów. Twórcy The Good Wife również przez co fundują kolejny znakomity odcinek zmieniający status quo jak również kładący podwaliny pod finał sezonu szczególnie dla wątku Kalindy. Od kilku miesięcy wiadomo o odejściu Archie Panjabi po tym sezonie i wydaje się, że twórcy przygotowali coś mocnego. Już teraz jej postać znajduje się między policją, a mafią, a przecież jeszcze drugie tyle odcinków przed nami. Osobiście liczę na szczęśliwe zakończenie (na przekór wszystkiemu!), ale znając historię Kalindy i jej zdolność do autodestrukcji ciężko być optymistą.

Wątek Cary'ego znowu był najlepszy. Serial trochę zbyt szybko odkręcił cliffhangera z fall finale, ale zrobił to w doskonałym style więc nie ma co psioczyć. Odcinki z uciekającym czasem zawsze wychodziły w tym serialu, a ten jest jednym z najlepszych. Promyk nadziei, desperackie przeszukiwanie dowodów, chaotyczne telefony i problemy z komunikacją. Działo się. Były też trudne wybory bohaterów, chwilę radości jak i zwątpienia. Świetnie oglądało się nieświadomego Cary'ego biorącego udział w kursie surivalu w więzieniu. Przyjaciele chwytają się Maryśki, a on pogodzony ze wszystkim otrzymuje kolejne wskazówki. Ciekawostka dropsa - wykładowca Cary'ego został zagrany przez Domenicka Lombardozzi, który w Brakout Kings opiekował się ekipą więźniów pomagającą rozwiązywać zagadki kryminale.

Dalej przeszkadza mi izolacja Alicji. Jej wątek jest bardzo dobry, nie mam mu nic do zarzucenia poza tym, że nie ma on wiele wspólnego z większością odcinków, a sama Alicja jest oddalona od innych bohaterów. Chcę jej więcej z Diane i Carym, nie chcę jej w prokuraturze i czekam na pierwsze przegrane wybory przez bohatera, któremu się kibicuje. To byłby zwrot akcji. Skorumpowany Peter odnosi kolejne sukcesy, a dobra żona Alicja przegrywa mimo głównie altruistycznych pobudek. Jednak jeszcze trochę na to za wcześniej. W odcinku najlepsze były debaty z oponentami oraz kłótnia Eli z Elfmanem. Oraz śmiech Alicji na końcu. I ten zaskakujący pocałunek, który może nic nie znaczyć. Świetnie pokazano jej przemianę po tym gdy nareszcie usłyszała dobre wieści. I ta muzyka, idealnie podkreśliła klimat.

OCENA 5.5/6

wtorek, 6 stycznia 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #118 [29.12.2014 - 04.01.2015]

Ten rok miał się charakteryzować lepszą organizacją pracy i większą regularnością wpisów. Pięknie wytrzymałem w postanowieniu zaliczając w pierwszym tygodniu dwudniowe opóźnienie. Jakby tego było mało opisane zaledwie trzy odcinki. Życie, co poradzić. 

Jednak wszystko idzie w dobrym kierunku. Przynajmniej pod względnem seriali do oglądania. Powoli wszystko przebudza się z świątecznego snu i zaczyna ponowną walkę o zainteresowanie widza. Wróciło Gotham i Sleepy Hollow co mnie już zupełnie nie interesuje. Pojawiła się również Alicja Florrick z (podobno) znakomitym odcinkiem The Good Wife i niejaki Mozart In The Jungle, który zyskał przychylność widzów. Mnie jednak najbardziej cieszy debiut musicalowego sitcomu Galavant. Śledziłem losy tego serialu odkąd zobaczyłem pierwszy, szalony trailer. Jak się okazuje część internetu jest zachwycona, a i oglądalność dopisała. Za tydzień wrażenia z pierwszych dwóch odcinków. 

Nowy rok zaczął się od jednego anulowania, zamówienia i przedłużenia. To ostatnie mnie najmniej interesuje - Girls z piątym sezonem. Jakoś nigdy nie mogłem przekonać się do komedii HBO mimo, że ich seriale dramatyczne łykam jak młody pelikan. Anulowane jeszcze przed narodzinami zostało The After. Miało być sci-fi od Chrisa Cartera od Amazonu, a nie będzie. Trend pozbywania się już zamówionych seriali coraz popularniejszy. Płakał nie będę, ale skasowanie The After stawia pod wielkim znakiem zapytania ideę Amazon Prime głosowania widzów na piloty mające stać się pełnoprawnymi serialami pod dużym znakiem zapytania. Zamówienia dokonała stacja Syfy przechodząca obecnie wielką restrukturyzację i powrót do science fiction. Wstrzymajcie swoje napędy warp jeśli sama myśl o nowej serii od Syfy was podekscytowała. Będzie to reality show. O hakerach. I tyle z szumnych zapowiedzi. Oglądalnośćowa wpadka z Ascension musiała ich sprowadzić na ziemię. 

Podobno są szansę na filmowy spin-off (prequel? kontynuacja? nie wiadomo) Boardwalk Empire od Martina Scorsese i Marka Wahlberga. Ziew. Wciąż nie mogę się zmusić by dokończyć serial. Jest piękny, ale ciężko się wkręcić szczególnie na początku każdego sezonu. O wiele bardziej wolałbym zobaczyć filmowy powrót Gwiezdnych wrót. Marki Star Wars i Star Trek mogły się odrodzić więc czemu nie Stargate. Tęsknie za tą telewizyjną franczyzą.

Paczuszka filmów do oglądania:
- długaśna zapowiedź Banshee sugerująca, że może to być najlepsza seria. 
- trailer powrotu Sleepy Hollow nie wzbudzający żadnych emocji
- jeszcze więcej Vikings.

SPOILERY

Marco Polo S01E02 The Wolf and the Deer 
Drugi odcinek oglądało się dobrze. Solidne, rzemieślnicze kino. Tylko i aż tyle. Momentami się dłużyło, czasem wciągało, ale przez większość czasu pozostawiało obojętnym. Niby jest dalszy ciąg rozgrywek politycznych w Chinach i na dworze Kubilaj-chana tylko czemu ma mnie to interesować skoro nie udało się wykreować charyzmatycznych postaci, którym można kibicować? W tym odcinku jest trochę lepiej niż w pilocie, ale tylko troszkę bo cały ciężar serialu spoczywa na barkach Marko Polo, a przy epickiej skali historii, jak to zapowiadano, skupienie się na jednym bohaterze nie jest dobrym pomysłem.

Zaskoczyło mnie szybkie zakończenie wątku zbuntowanego brata. Myślałem, że na tym będzie opierał się ten sezon, a skończyło się zanim na dobre mogło rozwinąć. Brak bitwy mnie nie rozczarował i rozumiem osobiste rozwiązanie konfliktu. Ładnie udało się scenarzystą zarysować bliskość braci oraz konflikt jaki się między nimi narodził.

Sceny walki dalej cieszą i ogromna szkoda, że jest ich tak mało. Jednak jak już są jest na czym oko zawiesić. I wcale nie chodzi o nagie ciało Olivi Cheng. Choreografia jest pomysłowa i widać wyraźne różnice w stylach walki. Zwinny, finezyjny i uwodzicielski Mei Lin oraz ociężałe, pełne brutalnej siły starcie dwóch mongołów. Ciekaw jestem dalszych pomysłów i oby nie zabrakło inwencji.

OCENA 4/6

The Good Wife S06E10 The Trial
Długo przyszło czekać na napisy do tego odcinka. Z jednej strony boli bo było warto, z drugiej dobrze bo okres wyczekiwania na kontynuację będzie krótszy. Cliffhanger jaki zaserwował serial był zacny. Nie wziął się z niczego, był budowany przez cały sezon i okazał się naturalną konsekwencją wcześniejszych wydarzeń. Mimo wszystko zaszokował. Proces Cary'ego się posypał, on zgodził się na ugodę i idzie na cztery lata do więzienia. Fantastycznie nakręcona ostatnia scena z prostym przyznaniem się do winy tylko podkreśliła wydźwięk tej sceny. Niby to jest telewizja, jeszcze wiele może się zmienić, ale wpakowanie jednego z głównych bohaterów do pudła byłoby szokujące. A nawet jeśli do tego nie dojdzie to konsekwencje odkręcenia tego co się wydarzyło będą ogromne, a ja nie mogę się doczekać jak Matt Czuchry dalej będzie grał pozbawionego nadziei prawnika, który niegdyś był wschodzącą gwiazdą adwokatury Chicago.

Już sam tytuł odcinka wskazywał, że będzie on w całości poświęcony procesowi. Tak też było, ale twórcy nie byliby sobą gdyby zafundowali zwykłą rozprawę. Mimo skupia na przełomowych wydarzeniach dla jednego z głównych bohaterów udało się wpleść sceny urozmaicające całość, jakby mające podkreślić złożoność całego procesu sądowniczego. Osobista historia ławnika, scenki rodzajowe z życia sędziego (komiczne swoją drogą) czy uczłowieczanie prokuratury. Odcinek by wiele stracił bez tych historyjek.

Osobiście trochę żałuję, że historie Cary'ego i Alicji odgrywają się jakby w dwóch serialach. Jedna, na prawdę mocna scena tej dwójki to troszkę za mało. Wolałbym oglądać Alicję na sali sądowej niż podczas kampanii.  Wolałbym, ale nie narzekam na to co jest. Bo użeranie się jej z Eli i Elfmanem jest zwyczajnie świetne. Tak jak radzenie sobie z prostym żartem, który został rozdmuchany do absurdalnych rozmiarów. Ładnie wpleciono w to gierki polityczne, jednak jeszcze lepiej było patrzeć na Julianne Margulies, której twarz fantastycznie przechodzi od uśmiechu do powagi.

OCENA 5/6

Utopia S02E01 Episode 1
Utopia od samego początku eksperymentuje z formą i stawia na unikalne rozwiązania. Jednak wciąż ma wiele do zaoferowania, nie boi się odważnych rozwiązań i potrafi zaskoczyć. Zazwyczaj gdy serial chcę przedstawić historię z przeszłości robi to za pomocą flashbacków lub prowadzi narrację z wspomnieniami bohaterów bądź używa innego wyzwalacza, który robi za wehikuł czasu. Dennis Kelly nie bawi się w takie rzeczy. Pilot drugiego sezonu wygląda niczym odcinek innego serialu, który ni odrobinę nie jest przystępny nowemu widzowi. Akcja w całości ma miejsce w latach '70, przedstawia początki The Newtwork, Janusa oraz osobistą historię Millner i Carvera. I ogląda się to niesamowicie, ani trochę nie tęskniąc za znanymi bohaterami. Bo siła Utopi tkwi głownie w formie i umiejętności tworzenia nastroju i opowiadania historii, niekoniecznie w samych postaciach.

Ten odcinek nie tyko zerwał z znanymi bohaterami, ale też częściowo z stylem. By lepiej wczuć się w klimat dostaliśmy obraz w formacie 4:3 z czarnymi paskami i zaokrąglonymi narożnikami przypominającymi ekrany kineskopowe sprzed kilkudziesięciu lat. Pobawiono się również kolorami. Dalej jest pełno ciepłych, wybijających się barw, ale ich intensywność jest przytłumiona co ma symulować niedoskonałość technologii. I to był doskonały pomysł. Tak jak wplecenie w historię prawdziwych wydarzeń i materiałów archiwalnych. Oczywiście nie zapomniano o charakterystycznych ujęciach jak pokazywanie postaci z dalekiego planu. Co trochę szokowało w starożytnym formacie obrazu, ale taki chyba był cel, pokazać pewien kontrast.

Forma formą, ale najważniejsza jest historia i przedstawienie Carvera i Milner. Postacie bogate w bagaż doświadczeń w skomplikowanej sytuacji życiowej. On błyskotliwy naukowiec, planujący wybić miliardy i przeprowadzający eksperymenty dotyczące agresji na własnym synu. Mimo to w pewien sposób współczuje mu się, można zrozumieć jego motywację. Chyba jest to zasługą Toma Burke, który idealnie gra bohatera maltretowanego i wycieńczonego psychicznie. Jednak prawdziwy pokaz dała Rose Leslie. Chyba nikt nie rzuca tak uroczo "fucków" jak ona. Odrobinę eteryczna, niepozorna, ale zdolna wytępić ludzkość czy poświęcić męża w imię wyższego celu. Przerażająca i fascynująca. Sceny z główną dwójką aktorów to  mistrzostwo świata. 

Swój origin story musiał dostać również Arby, to co o nim powiedziano w zeszłym sezonie było za mało, by odpowiednio usprawiedliwić postać trzeba było poświęcić mu dużo więcej czasu. Kochany przez matkę, obiekt eksperymentów ojca. Sceny z królikami wstrząsające. Jednak mnie najbardziej ruszyła scena gdy Tom wyciąga swoje rączki po Jessice i ostatecznie zostaje odrzucony przez ojca.

OCENA 5.5/6