środa, 28 maja 2014

Ramówka NBC 2014/2015

Tradycyjnie po zakończeniu serialowego sezonu czeka mnie krótkie podsumowanie tego co działo się na ogólnodostępnych stacjach i nadchodzących atrakcji chociaż ma to coraz mniej sensu. Niby cyferki mówią o wzroście widzów, marketingowa machina trąbi o sukcesach artystycznych i komercyjnych, ale prawda jest okrutna - wielka czwórka produkuje w większości mnie lub bardziej strawną papkę, a z roku na rok zmniejsza się ilość ciekawych seriali, a zwiększa zamawianych pilotów. Bogowie telewizji, dzięki wam za kablówki! Jednak mimo wszystko co roku trafia się kilka perełek i liczę, że w tym będzie to samo. Więcej niż cztery, bo tyle nowości ocalała w mojej ramówce? Liczę na to, ale pozostaje sceptyczny bo nie dość, że poziom serialu musi być wysoki to jeszcze amerykanie muszą go oglądać. No nic nie ma co się martwić na zapas, trzeba się pierw rozliczyć z sezonem '13/'14, znaleźć swoich faworytów, a potem cierpliwie czekać na wrzesień i mid-season.

Nowości - A to Z, A.D., Allegiance, Aquarius, Bad Judge, Constantine, Emerald City, Heroes Reborn, Marry Me, Mission Control, Mr. Robinson, The Mysteries of Laura, State of Affairs, Odyssey, One Big Happy, Unbreakable Kimmy Schmidt

Powrócą - About a Boy na 2 sezon, The Blacklist na 2 sezon, Chicago Fire na 3 sezon, Chicago PD na 2 sezon, Grimm na 4 sezon, Hannibal na 3 sezon, Parenthood na 6 sezon, Parks and Recreation na 7 sezon, Law & Order: Special Victims Unit na 16 sezon

Zakończone - Believe po 1 sezonie, Crisis po 1 sezonie, Community po 5 sezonach, Dracula po 1 sezonie, Growing Up Fisher po 1 sezonie, Ironside po 1 sezonie, The Michael J. Fox Show po 1 sezonie, Revolution po 2 sezonach, Sean Saves the World po 1 sezonie, Welcome to the Family po 1 sezonie

W tym roku NBC zasługuje na gigantycznego faka za anulowanie wielbionego Community. Co z tego, że serial dostał 97 odcinków w pięciu sezonach, praktycznie od początku był zagrożony, o widza, walczył z molochem jakim jest The Big Bang Theory, a o zakulisowych przepychankach można nakręcić miniserię. Będę tęsknił za ekipą z Greendayle, specyficznym humorem i postmodernistycznymi odcinkami. Spoczywaj w pokoju! Bo na kontynuację i osiągnięcie mitycznych sześciu sezonów i filmu nie ma co liczyć, nawet na innych stacjach. Drugi anulowany weteran to Revolution. Bo chyba można nazwać weteranem serial, który na stacji ogólnodostępnej osiągnie 40 odcinków. Tutaj nie ma się zbytnio co dziwić. Oglądalność była delikatnie mówiąc zła, a stacja nie chciała ryzykować zwłaszcza, że bliskość syndykacji wymusiłaby na nich też 4 sezon. Mimo, że serial rzuciłem w połowie S01 to jest mi go trochę szkoda. Słyszałem, że dalej jest głupiutki, ale poziom poszedł w górę i kilka osób będzie po nim płakać. Może nadrobię. Na pewno nie nadrobią niewypałów, które nie przetrwały pierwszej serii. Believe nie pomogło nazwiska Cuarona i Abramsa. Crisis poległ jeszcze zanim zadebiutował. Ironside spisał się jak na remake przystało - szybkim zdjęciem z anteny. Na szczęście wyczułem zgniłki i nawet przez chwilę nie pomyślałem by ściągnąć piloty. Niestety Dracula mnie oszukał, ale nie udało mu się mnie długo mamić. Widziałem dwa odcinki i ciesze się, że zwalnia miejsce w ramówce. Stacje ogólnodostępne nie powinny się brać za produkcję osadzone w epoce. Nie dość, że ze względu na budżet wyglądają ubogo to jeszcze postacie zachowują się jakby były nam współczesne. Równie dobrze Dracula mogłaby się dziać w XXI wieku. Promowanie serii seksem też nie przyniosło rezultatu. Klęska Draculi to znak, że moda na wampiry dobiega końca skoro ich protoplasta nie może odnieść sukcesu. Chociaż w takim Penny Dreadful bardzo ładnie się wpasowały w opowieść, no ale kablówka więc nie ma co porównywać. Stacja NBC wyemitowała i anulowała kilka komedii. Tutaj nawet nie ma o czym pisać bo to standardowa zagrywka i nikogo to już nie dziwi. Robią sitcomy tylko dlatego, że są tanie i na jakiś czas przyciągną ludzi, nawet specjalnie nie wierzą w ich sukces. Miałem sprawdzić The Michael J. Fox Show, ale na początku zraził mnie idiotyczny tytuł, potem opinię widzów, a na końcu niska oglądalność. Jak to dobrze, że Michael nie musiał wiązać się z serialem na cały sezon dzięki czemu wrócił do The Good Wife na kilka finałowych odcinków. W sumie stacja NBC anulowała 10 seriali czyli jest pewien postęp w porównaniu do zeszłorocznych 12. Jednak jeszcze Crossbones nie miało premiery, ale ta piracka seria też powinna polecieć po pierwszym sezonie mimo niezłej obsady.

The Blacklist okazał się hitem jakiego stacja szukała od kilku lat. Poziom serialu nie ma z tym niestety wiele wspólnego. Pomogła machina marketingowa, znany aktor w roli głównej i zacny lead in w postaci The Voice. Szkoda tylko, że trzy odcinki jakie widziałem za nic nie mogły mnie przekonać. Jest schematycznie, prostacko i irytująco nawet jak na procedural. Gdy robiła to stacja CBS pewnie wyglądałoby to lepiej. Dziwi mnie tylko czemu tyle ludzi się tym zachwyca. Chociaż nie, nie dziwi, czasem potrzebna jest taka bezmózga rozrywka. Łatwiej włącza się seriale tego typu niż np. Hannibala. Właśnie, Hannibal! Dzięki ci NBC, zawsze można na ciebie liczyć, mimo słabej oglądalność uwierzyłaś w serial, który jest nie tylko najlepszą wasza produkcją, ale jednym z najlepszych obecnie emitowanych. No, przynajmniej cyferki w Excelu uwierzyły. Wciąż wątpię w 7 sezonów jak było w pierwotnych planach 6 sezonów, które Fuller ma w planach, ale będę się rozkoszować każdym kolejnym epizodem i cieszył, że serial jest wśród żywych. Co ciekawe jest to pierwsze dzieło Bryana Fullera, które dostało trzecią serię. Fajnie jakby stacja mu bardziej ufała. Wciąż nie mogę odżałować zrezygnowania z Mockingbird Lane. To może teraz zaproponować mu by stworzył serialowego Star Treka? Coś mi się kojarzy, że kiedyś już takie plotki kręciły się po internetach. Na drugi sezon udało się też załapać About a Boy co mnie zupełnie zaskoczyło. Komedia z druga serią? Niebywałe. Jednak stacje powoli zdają sobie sprawę, że 20 minutowe sitcomy są w odwrocie i powoli ograniczają ich liczbę w tygodniu. Z tego powodu ucierpi Parks and Recreations, które w przyszłym roku zaliczy siódmy i zarazem finałowy cykl. Chyba czas w końcu nadrobić bo co roku to powtarzam. Chciałbym też nadrobić Grimm. Cztery lata emisji w piątek to nie byle jakie osiągnięcie, a po wynikach oglądalności nie widać by serial miał zejść z tego świata. Zejdzie za to Parenthood i zrobi miejsce dla jakiś nowości. I dobrze, sześć lat to idealny moment by skończyć serial. Prawda, NBC? Jeszcze możecie się opamiętać i zamówić Community.... Dobrze mają się wszystkie seriale Dicka Wolfa, które w przyszłym sezonie mają dostać więcej crossoverów. Niech dostają, nie jestem targetem, nie wypowiem się. Jednak wolałbym by je anulowali i zamówili coś z gatunku fantasy/sci-fi, ale przez najbliższe kilka lat nie ma co na to liczyć.

A to Z - nie widziałem finałowego sezonu How I Met Your Mother i przez to nie mam sentymentu do Cristin Milioti, ale muszę przyznać, że w trailerze wypada bardzo sympatycznie. Niby jest to kolejny romantyczny sitcom to dam mu szansę jeśli opinie krytyków będą pozytywne. Pierwsza połowa zwiastuna zniechęcała, ale potem zacząłem czuć chemię między postaciami i nawet kilka razy się uśmiechnąłem zwłaszcza jak padały aluzję do HIMYM. Sprawdzę, ale nie pokładam wielkich nadziei.

A.D. - bodajże na początku roku rozbawiła mnie informacja, że NBC bierze się za sequel Biblii. Jak się okazało nie był to wcale głupi żart, a serial nie dość, że powstaje to jeszcze dostał zielone światło na emisję. Szczegółów brak bo premiera dopiero na Wielkanoc, ale już można po cichu obstawiać na jednoroczny hit. Miniseria będzie liczyła 12 odcinków i ma być bezpośrednią kontynuacją The Bible (History Chanel) tworzona przez tych samych ludzi. Oczywiście spasuje.

Allegiance - co zrobić gdy nie ma się pomysłu na serial? Sprawdzić co jest ostatnio modne, poszukać na zagranicznych rynkach głośnego tytuły i stworzyć remake. Tak właśnie powstaje Allegiance. Mieszanka Homeland i The Americans oparta na izraelskim formacie. Już to widzę jak NBC zrobi porządny dramat polityczno obyczajowy, tym bardziej w mid-season zwłaszcza jak w tym roku ABC zaliczyło spektakularną klapę z The Assets.

Aquarius - David Duchovny na tropie bandy Charlesa Mansona. Jest też jedno małe zdjęcie tej mini serii i tyle wiadomo o serialu. Fajnie, że stacje eksperymentują z zamkniętymi opowieściami, ale szkoda że nie stawiają na oryginalność.

Bad Judge - komedia z wyluzowaną sędziną w roli głównej. Niemal 3 minuty trailera i kilka uśmiechów politowania. Do tego serial nie wie czym chcę być - ciepłą komedią o romansach i rodzinie czy wulgarny i ostry, o ile można być wulgarnym na NBC. Nic mnie nie przekonuje, nawet aktorzy więc decyzja może być tylko jedna - trzymam się z daleka.

Constantine - jedyny serial NBC, który jest przeze mnie wyczekiwany w tym roku. Pewnie się srogo zawiodę, ale do września mam czas by myśleć o nim jak najlepiej. Trailer jest efektowny, zabawny, czuć postacie i jest zapowiedź większej intrygi. Matta Ryana nie kojarzę, ale na zwiastunie pokazał, że będzie z niego dobry Constantine. Szkoda tylko, że nie będzie palił bo to w końcu publiczna telewizja. Chociaż może jego nałóg pokażą w inny sposób. Jak też nie cieszyć się z kolejnego serialu na podstawie komiksu? Oby tylko udało się opowiedzieć dobrą historię w 22 odcinkach i nie było zbyt dużo proceduralnych zapychaczy.

Emerald City - 10 odcinkowa adaptacja serii książek Franka Bauma o Krainie Oz z premierą ustawioną na mid-season i jednym obrazkiem promocyjnym, który nic nie mówi o serialu. Co tu może pójść nie tak? Praktycznie wszystko. Niby zapowiedzi mówią o wojnie o panowanie w Oz i 20 letniej Dorotce wplątanej w te wydarzenia, ale bądźmy szczerzy, mimo mojego uwielbienia dla telewizji kino byłoby lepszym miejscem na tego typu opowieść. Ograniczenia budżetowe wydają się być największym problemem by pokazać "epic and bloody battle for the control of Oz" o czym mówi notka prasowa. Nie obraziłbym się jakby wyszło coś na poziomie Once Upon a Time, ale to myślenie życzeniowe. Pozostaje czekać na kolejne informację i liczyć, że stacja trafi z aktorami.   

Heroes Reborn - rok temu FOX zapowiedział powrót 24, w tym na długo przed upfrontami NBC zabawiło się w doktora Frankensteina na jednym ze swoich nieświeżych trupów. O ile powrót Jacka przyjąłem z otwartymi ramionami tak w udane zmartwychwstanie Heroes brakuje mi wiary. Serial miał jeden bardzo dobry sezon, a potem dostaliśmy równie pochyłą z bohaterami którzy się nie rozwijają i scenariuszem niczym uroboros, wkoło powtarzającym te same wątki. Boje się tego samego w Reborn. Niby jest mowa o powrocie do korzeni i skupieniu się na nowych postaciach (powrót starych prawdopodobny), ale to samo było zapowiadane przy trzecim lub czwartym sezonie. Może jakby Fuller maczałby w tym ręce jak przy pierwszej serii to bym miał więcej wiary. Premiera latem 2015 więc jeszcze dużo czasu i pracy przed serialem. Chciałbym żeby wyszedł, ale śmiem wątpić, że się uda. 

Marry Me - wrażenie po trailerze? Muszę w końcu nadrobić Happy Endings z Casey Wilson. Na zapowiedzi Marry Me może i kilka razy się uśmiechnąłem więc nie było tak tragicznie, ale ogólnie nie czuje chemii między dwójką głównych aktorów, a całość to kolejny sitcom o miłości i kłopotach z tym związanych. Jeśli feedback po premierze będzie pozytywny i inne komedie zawiodą sprawdzę, ale nie sądzę.

Mission Control - komedie w mid-season mają ciężkie życie i niewiele z nich dostaje szanse na kolejny sezon. Z Mission Control pewnie będzie podobnie, ale chciałbym by pomysł wypalił. Zwiastun nie jest jeszcze dostępny więc niepotrzebnie się interesuję, ale opis jest zachęcający. Lata '60 i kobieta (Krysten Ritter) robiąca karierę w NASA. Dość nietypowy pomysł więc warto się przyglądać co z tego wyjdzie. Szkoda tylko, że serial ma problemy z produkcją i już opuścił go Michael Rosenbaum. 

Mr. Robinson - znowu komedia i znowu mid-season, a w roli głównej Craig Robinson, za którym nie przepadam. Jakby tego było mało to gra jeszcze nauczyciele (i piosenkarza), a to oznacza szkołę, a to oznacza dzieci. Nie znoszę dzieci w serialach. Razi mnie też tytuł czyli jak w przypadku The Michael J. Fox Show promowanie serialu nazwiskiem głównego aktora.  

The Mysteries of Laura - w zeszłym roku z jesiennych zapowiedzi najgorzej wypadł Ironside teraz to zaszczytne wyróżnienie przypada dramatowi z Debrą Messing. Gra ona policjantkę, a do tej roli zupełnie się nie nadaje. Wypada sztucznie i karykaturalnie. Gdy oglądałem pierwszy raz trailer ciężko było stwierdzić czy to 20 minutowy sitcom czy godzinny dramat. Niestety to drugie. Nie wiem może twórcy chcieli zrobić coś campowego i pobawić się konwencją, a ja nie dostrzegam ich wizji? PS. Irytujące dzieciaki na horyzoncie. 

State of Affairs - tutaj też główna aktorka nie pasuje do swojej roli. Katherine Heigl nie przekonuje mnie jako analityczka CIA, ale przynajmniej reszta jakoś wygląda. Jakoś to dobre określenie. Nie jest to serial dla mnie, przypomina mi za bardzo The Blacklist, ale taki chyba był zamysł stacji, by wykreować nowy hit podobny do starego. Jest wielka intryga, wątki rodzinne, zemsta, problemy głównej bohaterki i proceduralne wątki. Może się sprzedać, ja sprawdzę pilota i drugi odcinek by czymś się zaskoczyć i na tym prawdopodobnie poprzestanę.

Odyssey - Anna Friel wraca do telewizji! Szkoda tylko, że w Odyssey, a nie w The Vatican, które ostatecznie nie zostanie zrealizowane. Crisis i Believe okazały się sporymi mid-seasonowymi wpadkami więc Odyssey to kolejny serial, o którym ciężko mi myśleć pozytywnie, ale jest nastawiony umiarkowanie pozytywnie. Jest wielka intryga, wojsko, politycy, korporacje i hakerzy więc powinna być jedna długa historia. Tylko, że dobra historia nie sprawia, że serial okazuje się hitem. Jestem ciekawy co z tego wyjdzie.

One Big Happy - lesbijka, przyjaciel z lat dziecięcych, dziecko w drodze i nowa miłość na horyzoncie. Wszystkie czerwone lampeczki świecą jaskrawym światłem i mówią bym nie tykał długim kijem w kombinezonie hazmatu. Z przyjemnością ich posłucham. Nawet Elisha Cuthbert mnie nie zachęca. Już bym wolał nadrobić Happy Endings (czy siła autosugestii w końcu zadziała?).

Unbreakable Kimmy Schmidt - sitcom (!) o kobiecie, która ucieka z sekty i zaczyna nowe życie w Nowym Jorku. Że co?! Opis zapowiada poważny dramat, a tak na prawdę to komedia szykowana na mid-season. Niewątpliwą zaletą jest sam pomysł i odejście od kumpelskich i miłosnych schematów. Za sterami Tina Fey, a w jednej z głównych ról Jane Krakowski czyli panie z 30 Rock. Ciężką wróżyć bo fusów jest mało, ale kibicuje mimo, że pewnie nie będę oglądał.

Moja ramówka - Hannibal, A to Z, Constantine, Emerald City (?), Heroes Reborn, Mission Control, State of Affairs, Odyssey
Moje anulowania - Community, Dracula, The Blacklist

niedziela, 25 maja 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #86 [19.05.2014 - 25.05.2014]

NISKO LATAJĄCE SPOILERY

24 S09E04 Day 9: 2:00 PM-3:00 PM
- takie 24 to ja lubię. Bez zbędnego przedłużania i mdłych scen terrorystyczno - politycznych. Głównie Jack i esencja tego za co uwielbiam serial. Może i obyło się bez jakiegoś szokującego twistu fabularnego, ale kilka istotnych zmian fabularnych było. Jednak najważniejsze było tempo odcinka i Bauer szalejący w ambasadzie. Walka z czasem i żołnierzami by w końcu zostać znowu pojmanym. To co jednak w następnym odcinku połączy siły z Kate? Przecież to musi w końcu nastąpić i lepiej szybciej niż później.
- jednak u terrorystów też się trochę działo. Pierw były mdłe sceny z Navidem i Simone, ale gdy pojawiła się Margot od razu napięcie wzrosło. Opanowana i zimna była w stanie okaleczyć własną córkę by skłonić zięcia do współpracy. To się na niej zemści. Ciekaw jestem czy atak się powiedzie czy nie i jakie jest jego drugie dno.
- na całe szczęście przemówienie Hellera miało pomyślny przebieg, a jego choroba nie dała o sobie znać. I oby tak było jak najdłużej. Mark mnie coraz bardziej irytuje, tylko czekać aż popełni jakąś głupią decyzję bo jego postać jest do tego stworzona.
- to kto będzie kretem? Navarro nie jest takim krystalicznym przywódcą CIA i to on wrobił męża Kate? Jordan ma jakaś inną tajemnicę niż zadurzenie się w Kate (czemu absolutnie nie można się dziwić)? Czy może Adriann nie jest tylko haktywistą, a kimś więcej?

OCENA 4.5/6

Alias S02E01 The Enemy Walks In
- jak na rozpoczęcie sezonu, które obejrzało się po kilkumiesięcznej przerwie było słabo. Odcinek miał średnie tempo, za długo tłumaczono co działo się ostatnio, a forma rozmów z psycholog narracyjnie średnio się sprawdziła. Nie podoba mi się też wątek rodzinny. Walka z matką, która jest wielką niewiadomą i Sydney zamartwiająca się nad sobą. Obecność Iriny świadczy też o dalszym odkładaniu wątku Rembaldiego na przyszłość. Obawiam się, że 5 sezonów może nie wystarczyć by opowiedzieć całą historię.
- Voughn co oczywiste przeżył. Tutaj nie było cienia wątpliwości. Tylko czy można mu wierzyć w jego opowieść? Może sam nie jest świadomy co się z nim działo? Dlaczego Kashanau miałby przeprowadzać na nim eksperymenty? Może coś mu zrobili i w ciągu sezonu będzie to wypływać.
- wątek braku zaufania Dixona został zbyt szybko rozwiązany. Tak jak artykułu o SD-6. Niby poważne cliffhangery, a zamieciono je pod dywan na kilkanaście epizodów.

OCENA 3.5/6

Castle S06E20 That ’70s Show
- znowu Castle eksperymentuje z formą. Kiedyś był odcinek noir, a teraz szalone lata siedemdziesiąte. I trochę szkoda, że cały odcinek nie był w tej konwencji, a jedynie Rick urządził maskaradę na posterunku przez co było sporo zwolniej i słabszych momentów bo śledztwo jakoś nie było szczególnie interesująco. Jednak jak już bohaterowie byli pokazywani w przebraniach to było się z czego pośmiać. Kate jako hipiska, Alexis nastolatka, Lenie w seksownej sukience i w końcu creme de la creme odcinka czyli Esposito i Ryan odgrywający rolę z starego serialu. Fajny klimat, ale mogłoby go być więcej. Tak jak nawiązań Ricka do ówczesnej popkultury. Cudowne tez było, że Castle był kapitanem, od razu się przypomina Firefly.

OCENA 3.5/6

Castle S06E21 Law & Boarder
- solidna porcja komedii i sprawa, która wcale nie wzbudziła zainteresowania. Strasznie nudna, brak wyrazistych postaci i zbytnio nie korzystano z settingu by robić śmieszne aluzję. Jedynie Kate zabłyszczała. Super za to było podlizywanie się Ryana i Esposito Rickowi jak to chcieli zostać jego drużbami. Prezenty, kłótnie i końcowe rozczarowanie. Do tego całkiem sporo tych scen, a nie jedynie na początku i końcu odcinka. Nieźle też wyszła gra w scrabble. Biedny Rick.

OCENA 3.5/6

Castle S06E22 Veritas
- niespodziewanie poważny odcinek przed finałem. Kontynuacja śledztwa Kate była na prawdę fajnie poprowadzona. Trafiło się kilka absurdów (wskrzeszenie Smitha, kod, miejsce przechowywania taśmy), ale świetnie się to oglądało. Kate walcząca o życie, uciekająca przed policją i w końcu pakująca Breckmana za kratki. Taką Beckett to ja lubię. Szczególnie udała się scena w pokoju hotelowym i to niespodziewane dobicie przeciwnika + całość świetnie nakręcona. Mam tylko przeczucie, że pan senator jeszcze wróci. Chyba czas by tatuś Ricka zrobił porządek w tym wątku.
- jednego nie mogę znieść - w poprzednich odcinkach nie było nawet sugestii, że Kate i Rick pracują nad dopadnięciem Breckmana. Tak się nie robi w współczesnej telewizji.
- flashback z Montgomerym - fajny i niespodziewany dodatek. Chociaż jego wiedza o kasecie sprawia, że jego śmierć była bezsensowna i można by to było szybciej rozwiązać.

OCENA 4/6

Castle S06E23 For Better Or Worse
- sam nie wiem co o tym myśleć. Wyciąganie męża Kate w odcinku finałowym przed samym ślubem to jakaś kpina z widza. I ja mam uwierzyć, że nie zdawała sobie sprawy, że od 15 lat jest mężatką i nigdy wcześniej jej stan cywilny nie był potrzebny? Średnio się to trzyma kupki. Dobrze, że sam odcinek był całkiem przyjemny i zabawny, a Eddie McClintock nieźle zagrał Roryego. Tylko niepotrzebnie rozdzielono Kate z Rickem w na początku odcinka. Wydaje mi się, że można by z tego więcej wycisnąć. Zrobić to bardziej zabawniejsze, więcej aluzji i szalonej walki z czasem. Za dużo scen było też przerysowanych, a stężenie katastrof zbyt wysokie.
- cliffhanger zaskakujący. Nie było ślubu zamiast tego wielka tragedia. Kto porwał Ricka? Obcy agenci czy ludzie Breckmana? Inna możliwość nie ma sensu. Chyba, że jakaś psychofanka i premiera siódmej serii będzie zrzynką z Misery.  Jak dla mnie zbyteczne efekciarstwo i chyba większy efekt by został uzyskany po "I do"
- Stana Katic w tym sezonie gdy musi zagrać coś dramatycznego lub pokazać więcej emocji jest fatalna. Albo się jej już nie chcę, ale nie zwróciłem wcześniej na to uwagi.

OCENA 3.5/6

Game of Thrones S04E07 Mockingbird
- odcinek niby spokojny, ale miał dużo wyśmienitych dialogów. Tyrion mimo, że siedzi w więzieniu to i tak dalej błyszczy w odcinku. Szuka swojego championa, a pomoc nadchodzi z zupełnie niespodziewanej strony. Świetne były te rozmowy z Jamiem, który przyznaje się do własnych ułomności, Bronnem potwierdzającym przyjaźń z Tyrionem i Oberynem opowiadającym historię z przeszłości o Cersei. Żeby więcej seriali miało tak utalentowanych scenarzystów. Przeszkadza mi tylko trochę, że nie nazywają Oberyna Czerwoną Żmiją tym bardziej, że bękarcice mają się pojawić w przyszłym sezonie.
-w Królewskiej Przystani była też krótka introdukcja Góry. Przydała się bo gra go już trzeci aktor. Podobało mi się jak wpleciono w odcinek rozmowę Ogara o bracie. Swoją drogą Ogar i Aryia zostali świetnie rozpisani. Młoda się zmienia, jest bardziej bezwzględna, rozumie czym jest śmierć, on natomiast rozpamiętuje swoje życie i doskonale zdaje sobie sprawę z swojego beznadziejnego położenia.
- na murze zupełnie nieistotna scena przypominająca, że zbliżają się Dzicy. Jak to dobrze, że dziewiąty odcinek już niedługo. Nie podoba mi się jak jest prowadzona postać Jona. Brak mu podejścia dyplomatycznego od razu wali prosto z mostu. I pomyśleć, że został wychowany na dworze lorda.
- u Dany tradycyjnie najnudniej. Dalej nie wie jak rządzić, ulega pokusą i myśli, że jest wspaniałą królową. Do Westeros też się nie śpieszy bo po co. Mam tylko nadzieje, że serial będzie miał większe tempo niż książka i sporo rzeczy wytnie. Najlepiej jakby S05 skończył się tam gdzie Taniec ze smokami.
- nie mogło w odcinku zabraknąć obowiązkowej nagości! Melisandre pokazuje cycki tylko po to by je pokazać. Przy okazji tłumaczone jest, że nie do końca posługuje się magią i Smocza Skała udaje się w tajemniczą podróż. Trochę za późno jak na mój gust.
- Gorąca Bułka się pojawił! Co za niespodzianka. Do tego jeszcze Rory, ładnie się udało sprowadzić znane twarze do tego epizodu. Tylko trochę za dużo w tym przypadku. Podoba mi się ta odrobina humoru jaka zostaje wprowadzona dzięki Briane i Podrykowi. Może i trochę zapychacz, ale miły. Ciekawe czy spotkanie z Kamiennym Sercem będzie w finale czy trochę wcześniej. Chyba zostawią to na cliffhanger.
-Sansa spoliczkowała Robyana - brawa dla niej! Oczywiście biedaczka doświadczyła kolejnego traumatycznego przeżycia, ale została uratowana przez Petyra, który na robił sobie kłopotów pozwalając Lyssie polatać. Na szczęście tutaj też się zapowiada, że jak scenarzyści nie będą eksperymentować to w przyszłym sezonie serial dogoni książkę. Przy okazji zapowiada się, że Robyn będzie równie denerwujący co Joffrey i wszyscy będą mu życzyli śmierci.

OCENA 5/6

Hannibal S02E12 Tome-wan
-  fantastyczny odcinek. Nie prowadzi bezpośrednio do finału, sporo wątków została w nim zamkniętych lub będzie mieć długofalowe konsekwencję, ale stanowi doskonałą przystawkę przed ostatnim odcinkiem sezonu.
- wróciła Bedelia, jak to dobrze znowu ją zobaczyć! Gillian Anderson jest w tej roli świetna, bije od niech chłodnym opanowaniem, szkoda, że na tak długo zniknęła. Chociaż lepsza to niż miałaby trafić na talerz. Teraz niby pomaga w śledztwie, ale tak na prawdę zasiewa wątpliwości zarówno u Jacka jak i samego Willa. Czy Hannibal rzeczywiście złapał się na haczyk czy może to on jest myśliwym? Popadł już w samozadowolenie czy wciąż jest czujny? I czy Jack po tej rozmowie będzie mniej ufał Willowi i podejrzewał, że jest pod silniejszym wpływem Lectera niż jest w stanie to przyznać?
- Jack powiedział, że będzie miał 3 świadków, a nie 2 jeśli Will przyłapie go na gorącym uczynku. Tylko czy odnosiła się to do Bedeli, Willa i Masona czy może do Chiltona zamiast Willa? Nie daje mi to spokoju. Żyw on i ukrywają go w katakumbach FBI jak Freddy czy rzeczywiście został zabity. Niby brzytwa Ockhama powinna zadziałać, ale w przypadku tego serialu jej ostrze jest stępione.
- sceny z Masonem - wow. Po prostu jedno gigantyczne WOW. Strasznie się cieszyłem, że w tej roli obsadzono Michaela Pitta, a potem trochę irytowała mnie jego przesadzona ekspresja która strasznie kontrastowała z innymi postaciami. Jednak w tym szaleństwie była metoda. Jego wulgarne zachowanie podczas scen z Hannibalem to jak patrzenie na tykająca bombę, której ukryto timer. Lecter mimo swojego opanowania był na krawędzi posyłał Masonowi mordercze spojrzenia i był gotów na wszystko. Patrzyło się na Masona jakby to były jego ostatnie chwilę. Splugawił świątynie i mogła czekać na niego zasłużona kara wymierzona przez miłosiernego boga.
- tylko, że to Mason zaatakował. Brakuje mu finezji i gracji więc wysłał po Lectera zwykłych mięśniaków. Proste i brutalne rozwiązanie. Tylko się przeliczył. Zamiast tego była krótka, ale jakże intensywna scena walki. Uwielbiam jak Lecter się biję bo to niecodzienny widok, ale nieodmiennie się zachwycam. Finezja, precyzja i zwinność nie tylko umysłu, ale i ciała.Potem przyszła świetna scena gdy Will ratuje Lectera (przy czym nie miał innego wyjścia) i traci przytomność. I tutaj najlepszy moment odcinka gdzie Pitt dał swój popis, a całość została niesamowicie nakręcona. Jeśli Zack Snyder będzie szukał Jokera do filmowego uniwersum DC wie już do kogo się udać. Czyste szaleństwo potęgowane przez dźwięk i obraz. Potem doszła do tego jeszcze makabra. Serial nie boi się pokazywać brutalnych scen, ale teraz już na prawdę przeszli samych siebie. Samookaleczenie, karmienie psów własną twarzą, a potem smakowanie własnego nosa. Zachwycająca i jakże niepokojąca scena. Zresztą tak samo jak widok Vergera przykutego do łóżka i zapowiadającego zemstę, a potem pojawiającej się Margot.
- Hannibal przyznał się, że Jack jest jego przyjacielem czyli wszyscy współczujemy Jackowi. Tak, oczywiście, że Lecter mu się przyzna, a potem go zje. Chyba Will popełnił największy błąd nakłaniając Hanniego by oddał się w ręce FBI. Swoją drogą ciekawe czy przez cały następny sezon Lecter będzie uciekał przez Stany i zostawiał prezenty Willowi.

OCENA 5.5/6

Hannibal S02E13 Mizumono
- co za krwawa rzeźnia! W finale obyło się bez makabrycznych tablo, ale krwi i śmierci podanej z estetycznych wysmakowaniem nie zabrakło. I emocji! Tych było pełno zwłaszcza w finałowych scenach u Hanniego. Walka z Jackem miała dobrze znany przebieg, ale zaskoczyła cała otoczka. Jack na własną rękę idzie się skonfrontować z Lecterem, a potem Alana i Will dołączają co jest zupełnie logiczne i ich pojawienie się było budowane przez cały odcinek. Nie zabrakło też nieoczekiwanego gościa chociaż widok Abigail mnie zbytnio nie zaskoczył. Nie było ciała nie ma zgonu. Jednak później jak wszystko wskoczyło na swoje miejsce to poezja telewizji. Zdradzony Hannibal mści się na Willu, karze mu patrzeć na śmierć Abigail i odchodzi w mrok nocy. Nie ma szczęśliwej rodziny, na powrót złożonej filiżanki, jest tylko bolesne rozstanie i cierpienie. Ciężko powiedzieć co przemawia przez Hannibala - pragmatyzm czy urażona duma, albo przeraził się, że na prawdę się zmienia. Tak samo nie wiadomo czemu został. Will ostrzegł go, ale on i tak postanowił wykończyć Jacka, chyba tylko po to by pokazać Willowi, że z nim się nie igra. Tylko z drugiej strony czemu zaproponował Alanie, że ją oszczędzi jeśli odejdzie? Słabość czy może chciał mieć świadka tego co zrobił? Albo wiedział, że tego nie zrobi więc było to jego kolejna gra by ją wyprowadzić z równowagi.
- początek odcinka też niczego sobie. Mnóstwo metafor, paralel, które można na wiele sposobów analizować. Nie zabrakło też zaskoczenie w w tych pierwszych 20 minutach - Hannie wywąchał Freddie. Jego mina w tym momencie bezcenna. Jakby żona na koszuli męża wyczuła perfumy jego kochanki. Zdradzona jednak postanawia dać Willowi kolejną szansę na ostatniej wieczerzy.
- z jednej strony ciesze się, że FBI nie zaakceptowało prowokacji Jacka co akurat było całkiem logiczne i do tego zwiększyło tempo odcinka. Z drugiej trochę to było na siłę i zupełnie niepotrzebne. Jednak fajnie było znowu zobaczyć Cynthie Nixon w tej swojej chłodnej roli.
- co za piękne ujęcia pogrążanej przez czarną otchłań Alanie! I potem jak wypada przez okno i kapiący deszcz. Coś pięknego. Niesamowite było też ujęcie hybryd Jacka i Hannibala oraz dwóch połówek Willa. Estetyka tego serialu jest zdumiewająca.
- cliffhanger znakomity. Wszyscy umierają, a Hannibal z Bedelią leci na wakacje do Francji. To mógłby być równie dobrze koniec całego serialu. Na całe szczęście nie jest. Pytanie tylko kto przeżyje spotkanie z nożykami Lectera. Will jest oczywistym wyborem. Tylko czy będzie jedynym ocalałym? Byłoby to idealne rozwiązania. Gdy za wszelką cenę próbował złapać Hannibala ginie jego najbliższy przyjaciel, ukochana i przybrana córka. Jack raczej nie wróci. Z tego co kojarzę Laurence Fishburne dostał regularną rolę w innym serialu. Poza tym ostatni telefon do żony to idealny koniec jakiejkolwiek postaci. Alana może przeżyję, ale dozna poważnych uszkodzeń kręgosłupa co byłoby ciekawsze od śmierci. Raczej oczywistym trupem jest Abigail.
- jak będzie wyglądał kolejny sezon? Liczę na Hannibala podróżującego po Europie, a potem USA i zostawiającego pamiątki Willowi, który go ściga. Chyba, że Hannibal znajdzie sobie jakiś padawanów i będzie ich wysyłał by gnębili psychicznie Willa. Tylko jak w to wszystko wpleciona zostanie Bedelia. Już za 9 miesięcy będzie wiadomo...

OCENA 5.5/6

Orphan Black S02E05 Ipsa Scientia Potestas Est
- uwielbiam tą pokićkaną Helene. Jest nieprzewidywalna i przez co fascynująca, nigdy nie wiadomo co powie czy zrobi. Cudowne były jej rozmowy z Felixem czy potem z Artem. Nie mogło też zabraknąć dramatycznej sceny gdy mierzyła do Rachel. Dziwne tylko, że Sarah nie próbowała jej ostrzec telefonicznie. Bo po co przerywać jej tak ekscytujący wieczór z Paulem. Średnio też kupuje to, że Sarah jej tak szybko przebaczyła zamordowanie matki. Niby uratowała jej później życie, ale to trochę zbyt naciągane.
- Rachel dominuje Paula, cały czas kontroluje sytuację w tym odcinku i doprowadza do oskarżenie Felixa o zamordowanie policjanta. Jednak dalej ma w sobie coś co pozwala jej współczuć. Nawet wtedy gdy wstrzymuje badanie Cosimy nie można jej tylko nienawidzić.
- co takiego ukrywa Cal? Czy wiąże się to z jego dawną pracą dla korporacji? Po co mu broń, gotówka i fałszywe prawo jazdy? Czas wyjawiać tajemnice bo za dużo ich. I gdzie do cholery jest Pani S?! Za długo ją ukrywają.
- proletarianie są chorzy. Każdy kolejny coraz bardziej. Radykalnego radykała uważałem za kogoś popapranego, ale reszta nie jest wcale lepsza. Zaszywanie ust córce i potem znęcanie się nad nią - to był wstrząsający widok. Szczególnie to zbliżenie na wyrywane szwy. Ałć! Tym bardziej, że okolice ust jest mocno unerwiona.
- Helena pokazująca jak zapewniła ciemność siostrze w zakonie były tylko odrobinę mniej niepokojąca od Grace. 

OCENA 4.5/6

Penny Dreadful S01E02 Seance
- po dwóch odcinkach jestem zauroczony serialem. Mimo, że wiele się nie działo to ma on swój specyficzny klimat i tempo, które nie pozwala się oderwać. Niepokojąca atmosfera budząca zaciekawienie oraz kolejne tajemnice i gra aktorska potęgują wrażenie. Mniejsza z tym, że teoretycznie mało się dzieje. To jest jeden z tych seriali które się na początku podziwia za wykonanie, a potem dopiero za fabułę jak poszczególne elementy zaczną się zazębiać i tworzyć mechanizm godzien podziwu.
- ten odcinak skradła Eva Green. To że jest genialną aktorką wiadomo od dawna. W serial wpasowała się już w pierwszym odcinku, ale to co pokazała tutaj podczas seansu spirytualistycznego to coś niesamowitego. Modulacja głosu, mimika twarzy i gra ciałem. Budziła niepokój i współczucie i mimo wachlarzu emocji jaki prezentowała nie czuć było, że jest sztuczna. Jeszcze przed premierą Penny Dreadful tak się zastanawiałem czy zostanie nominowana w tym roku do nagród i teraz jest zdania, że będzie mocną kandydatką. Trzymam za nią kciuki!
- drugi świetny występ to Proteusz czyli otwór Frankensteina. Przez cały odcinek poznaje świat, zachwyca się nim, ale też wprowadza pewien niepokój z powodu swojej obcości. Do tego ta chora fascynacja doktora który dzięki swojej fizjonomij zarazem budzi zaufanie jak i pewną nieufność. Ostatnia scena była szokująca. Proteusz nie jest jego pierwszą kreacją i zginął z rąk pierworodnego.
- w tym odcinku przedstawiono Doriana Greya i Brone Croft czyli kolejne osoby z głównej obsady i jestem zaintrygowany. Kolejne świetnie zagrane postacie, które już są powiązane z już znanymi bohaterami. Teraz przez parę odcinków budować odpowiednie relację i tło fabularne, a potem zagęścić atmosferę i pozwolić wszystkim postacią wchodzić między sobą w interakcję. Już nie mogę się doczekać.
- po emisji pierwszego odcinka wyczytałem ciekawą teorię - Chandler jest Rozpruwaczem. I wszystko się zgadzam. W poprzednim pojawia się na miejscu zbrodni, a teraz po popełnieniu morderstwa budzi się na plaży. Jego zainteresowanie prostytutka też nie może być przypadkowe. Tak jak telegram od ojca.

OCENA 5/6

The 100 S01E05 Twilight's Last Gleaming 
- ostatnia scena z ostatniego odcinka tak mnie zraziła do serialu, że musiałem sobie zrobić przerwę bo obawiałem się krępującego trójkąta i typowych wątków z The CW. I tak też było. Oby się bez rzucania oskarżeń, ale dużo scen był nuuudnych. Do tego na Ziemi niewiele się działo. Niby przybyła Ravena, znowu zabłysnęła swoją zadziornością i intelektem, ale budowanie rakiet jakoś tak bez emocji, nie czuć było wyścigu z czasem. Ciekawi mnie jedna rzeczy - kto wynajął Bellamyego do zastrzelenia kanclerza. Niby najprostsze wyjaśnienie to Kane, ale dzisiaj zachowywał się tak jakby nie chciał by Jaha ginął. Oby w ostatniej chwili nie wprowadzili jakieś nowej postaci, która chcę przejąć władzę...
- najciekawsze były rzeczy na Arce. Może i momentami zbyt patetycznie, podniosłe przemowy i heroiczne akty, ale kurde nie często się ogląda by w młodzieżowym serialu wybić 300 osób po to by pozwolić żyć reszcie. Tym bardziej, że znak który miał ich ocalić przybył za późno. Za takie rozwiązania The 100 ma u mnie olbrzymiego plusa.

OCENA 3.5/6

The Good Wife S05E21 The One Percent 
- brakowało mi takiego typowego odcinka The Good Wife. Walka na sali sądowej i zakulisowe gierki plus odrobina polityki. Wszystko to okraszone szybkim tempem, świetną reżyserią (Alicja i Canning oglądający równocześnie wywiad) i dialogami. Aż szkoda, że to koniec sezonu się zbliża i nadchodzi długaśna przerwana. Niech będą dzięki CBS, że serial wraca z szóstym sezonem.
- zazdrosny Peter i trójkąt którego nie ma przyprawiają Eli o ból głowy. I dobrze bo ostatnio się nudzi skoro zapomniano już o Dubeku. Pewnie to dopiero początek kłopotów. Jestem bardzo ciekaw jak pójdą Finowi wybory. Chyba czas by ktoś je w końcu przegrał.
- Canning dalej spiskuje przeciw firmie, Pattie wróciła i miota się między kancelariami, Diane walczy o swoją pozycję, a w Florrick/Agos dobrze jak nigdy. Uwielbiam jak są prowadzone te wątki. I nie wiem czemu wszyscy czepiają się wystroju nowej kancelarii - świetna jest.
- wybieranie ławy i walka z uprzedzeniami - typowy problem współczesnego społeczeństwa wyczulonego na zniesławienia i pragnienie równości. Tylko TGW tak lekko do tego umie podejść.

OCENA 5/6

The Good Wife S05E22 A Weird Year
- o tak, to był zdecydowanie dziwny rok, ale jakże intensywny i wspaniały! Kto by pomyślał, że w piątym sezonie procedural prawniczy od CBS stanie się jednym z najlepszych seriali w telewizji. Jestem pełen podziwu jak wszystko zagrało w tym sezonie i dało się poczuć coś świeżego. Finał nie był szokujący bo taki być nie mógł, ale godnie kończy rok otwierając nowe wątki wokół których będzie się kręcił szósty cykl który ku uciesze fanów zamówiła stacja.
- odcinek był pełen uporządkowanego chaosu. Co rusz pojawiały się nowe wątki i kłopoty. Zaczęło się jak kolejna sprawa, potem doszły podsłuchy, zmowa przeciw Alicji, kwestia fuzji, wywalenia Diane i szukanie nowego prokuratora. Wszystko miało sens i ładnie jedno wynikało z drugiego. Były kolejne konflikty, spięcia i szukanie swojej drogi w życiu przez bohaterów. Świetna była zwłaszcza emocjonalna kłótnia między Carym, a Alicją i pierwszy tak poważny konflikt w firmie. Trochę na to za wcześnie, ale to tylko pozwala utrzymać tempo kolejnych odcinków.
- cliffhangery były soczyste i niespodziewane. Diane chcąca przejść do Florrick/Agos to ciekawa wizja i chciałbym by się spełniła w przyszłości. Nie od razu, ale tak w 1/3 przyszłego sezonu. I raczej do tego dojdzie bo inaczej nie wyskoczyliby z tym w finale. Drugi z cliffów to Eli pytający się Alicji czy chciałaby zostać prokuratorem okręgowym. Nie wiem co on sobie ubzdurał w tej główce, ale ja widzę więcej minusów niż plusów tego rozwiązania. Jednak powinno jej to dać poważnych rozterek w przyszłości i porządnie zmotywować do pracy w kancelarii bo nie wyobrażam sobie, że przyjmie to stanowisko.
- Zach skończył szkołę i się wyprowadza. Czyżby symboliczne rozpoczęcia nowego rozdziału w historii serialu?

OCENA 5/6

niedziela, 18 maja 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #85 [12.05.2014 - 18.05.2014]

SPOILERY


24 S09E03 Day 9: 1:00 PM-2:00 PM
- jakoś nie czuje, że to 24. Odcinki powinny być napakowane akcją, emocjami i plot twistami, a tutaj jest nadzwyczaj spokojnie. Dziwi to tym bardziej, że sezon ma zaledwie 12 odcinków. Niby fajnie, że inni bohaterowie dostają dużo miejsca, jest miejsca na ich rozwój, ale przez te 4 lata stęskniłem się za Jackem i na niego chciałbym popatrzeć, a nie terrorystów którzy zaraz zginą lub polityków którzy mnie nie obchodzą.
- dobrze jednak, że Jack lata po Londynie i można mu kibicować. Tylko jak został wyrolowany przez jakąś młodą siksę to ja nie wiem. Dobrze, że pokazał jakim jest madafaką podczas próby dotarcia do ambasady strzelając do przypadkowych ludzi w tłumie i wywołując chaos. Po trupach do celu. Dobrze, że CIA zjawiło się w tym samym miejscu. Kate jest świetna, jak ładnie wyciągnęła informację od Bashira.
- dużo miejsca dostali terroryści. I jak widać strasznie pokręcona rodzinka z prostym motywem. Do tego arab wykaże skruchę, a biali będą bezwzględnie mordować. Proste odwrócenie roli w imię poprawności politycznej.
- u polityków nudy. Mark okłamuje wszystkich jak leci, a Heller ma niezachwianą pewność siebie do czasu wizyty w parlamencie. Serio? Trzeba było pokazywać brytyjskich polityków jak jakiś barbarzyńców którzy nie potrafią wysłuchać swojego sojusznika?

OCENA 3.5/6

Arrow S02E23 Unthinkable
- takie Arrow to la lubię. Wciąż głupie (zjazd po linie bez rękawiczek na początku), ale pełne akcji i zdające sobie sprawę ze swych ograniczeń do tego korzystające z dobrodziejstw swojego jak i komiksowego uniwersum. Odcinek dał dużo frajdy z oglądania i czuć było stawkę. Jak rok temu los miasta wisiał na włosku i bohater musiał powstrzymać złego. Tylko tym razem było bardziej osobiście, ale przy tym z rozmachem. Do tego masa występów gościnnych znanych postaci i zgrabne teasowanie kolejnej serii. No, finał przywrócił wiarę w serię. Chociaż było blisko żebym znienawidził zupełnie serial, ale na szczęście zgrabnie mnie oszukali.
- co istotne to Slade przeżył, siedzi w bunkrze na wyspie. Ciekawe czy teraz będzie musiał co 108 minut wciskać przycisk. Swoją drogą fajnie, że wykorzystują tą lokację jako więzienie. Zero w tym logiki, ale fajnie. Śmiesznie też wyglądały zabrudzone i całe w krwi twarze bohaterów. Jasne, nie mieli czasu by się umyć mimo, że dostali się na wyspę odległą o kilka tysięcy kilometrów.
- sceny Thea/ojciec dziwne, nie wiem co o nich myśleć. Ciesze się, że Barrowman wróci w przyszłym sezonie tylko nie wiem jak zapatrywać się na nadchodzący trening Thei. Średnio mi też pasuje, że zgodziła się iść z tatusiem, ale niech będzie. Fajnie jakby trafiła na Sarę i przy okazji byśmy poznali Rasa. Właśnie Sarah przyprowadziła koleżankę i kolegów. Dobry team up i oczekuje, że Liga odegra większą rolę w przyszłym sezonie. Chociaż podejrzewam, że będzie na to trzeba jeszcze poczekać bo pierwszeństwo ma ARGUS.
- sam ARGUS łączy się z flashbackami. Ollie nie zabił Slade, a miał taką możliwość. Chociaż równie dobrze mógł mu wstrzyknąć lekarstwo, a ten i tak by zmarł pod tymi gruzami. Bardziej mnie ciekawi co będzie dalej. Czemu Waller się z nim skontaktowała co chcę od niego i czy Ollie będzie dla niej wykonywał misję. Oczywiste było, że Oliver wyjdzie z wyspy i koniec 2 sezonu to najwyższy czas.
- Lance umiera! Taaa, i  co jeszcze...? Tani chwyt i niepotrzebny cliff. Bardziej mnie martwi przekazanie Lauriel kurtki przez Sarę. Oby to nie był symboliczny gest i początek jej drogi by zostać Black Canary. Kanarek jest tylko jeden.
- Lyla w ciąży, Diggle zostanie ojcem. Dont care. Tym bardziej szkoda, że oddali to śmierć Johna, ale przynajmniej da mu jakiś wątek w przyszłej serii.
- na drugi sezon czekam. Może nie jaram się, ale czekam bo jestem ciekaw co takiego twórcy wymyślili. Boję się scenariuszy poszczególnych odcinków, ale ogólnie powinno być dobrze. Szykuje się też delikatna zmiana formuły bo Ollie jest bezrobotny i nie ma firmy. Do tego dochodzi spin-off i obydwa seriale powinny się przeplatać. Pewnie nie tak jak Chicago Fire i PD na NBC, ale liczę na częste nawiązania. W takich chwilach tym bardziej brakuje spójnego uniwersum produkcji DC... No chyba, że za parę lat zrobią Infinite Crissis.

OCENA 4.5/6

Castle S06E13 Limelight
- dobra udało się im mnie zaskoczyć. Nie przewidziałem kto jest zabójcą. Od samego początku podejrzewałem dziennikarza, a potem moja teoria tylko się potwierdzała. I to było fajne - zabić by podbić ilość odwiedzin na swojej stronie. Jednak potem okazało się, że to matka za wszystko odpowiada. I to też fajna, bo chciała zwiększyć popularność córki. Tylko już mogliby sobie darować sztampową gadkę typu "robię to dla twojego dobra". Ciesze się, że w sprawę wplątaną Alexis i dano jej trochę więcej czasu ekranowego niż zwykle.
- niestety, ale w serialu jest coraz mniej śmiesznych momentów przez co odcinki nudzą zwykłymi sprawami kryminalnymi. Jednak żarty z Ricka i jego byłej żony potrafiły rozbawić. Tak jak ostatnie ujęcia z Rickem i Kate w ramionach i Espo z Rayanem w tle. Tylko brakowało kreatywnych popkulturowych nawiązań.

OCENA 3.5/6

Castle S06E14 Dressed to Kill
- ble, znowu świat mody w serialu. Nie przepadam za tymi glamurowymi klimatami. Moda, celebryci czy reality show, średnio mi to pasuje jako tło serialu kryminalnego. Dlatego słabo mi się oglądało ten odcinek. Do tego mało humoru i zaledwie kilka dobrych żartów. Dawać mi jakieś szalone sprawy gdzie Rick może sobie poteoretyzować!
- coraz bliżej ślubu. Sala zamówiona, Kate ma sukienkę, ale nie mogło zabraknąć odrobiny wątpliwości. To teraz czas na chwilę zwątpienia Ricka i jakąś wielką tragedię dadzą. W końcu ślub i okres narzeczeństwa w serialach nie może być pełen spokoju.

OCENA 3/6

Castle S06E15 Smells Like Teen Spirit
- boli mnie oglądanie takich przeciętnych odcinków w tej części sezonu. Teraz powinien być emocjonujący dwu odcinkowiec co było już tradycją tego serialu. Zamiast tego przeszarżowana sprawa która średnio trzyma się kupy. Niemieckie bony trzymane w książce w szkole, telekineza, Carrie, bal, jakaś zamknięta sprawa, kłótnie nastolatek... Za dużo tego i zbyt chaotycznie. Kilka śmiesznych scen było, ale wydaje mi się, że można byłoby więcej z tego wycisnąć.
- nie rozumiem motywy wspólnej piosenki, ale jak już porusza się ten wątek na początku odcinka to liczę, że w jakiś śmieszny sposób będzie kontynuowany, a żarty będą na ten temat rzucane przez całą sprawę. Zamiast tego była jeszcze jedna scena w środku i na końcu. Przydałoby się też więcej zwierzeń Ricka z czasów szkolnych. Ogólnie niewykorzystany potencjał i męczące 40 min.

OCENA 2.5/6

Castle S06E16 Room 147
- takie odcinki Castle lubię! Pozornie zwyczajna sprawa przeradza się w coś zupełnie szalonego, a i Rick wtrącił swoje trzy grosze. Do tego kolejne tajemnice były umiejętnie wprowadzane i intryga z każdymi minutami się zagęszczała. Nawet rozwiązanie nie rozczarowało, a morderca zaskoczył chociaż jego motywacja była najsłabszym elementem całości.
- miło też wypadł wątek Alexis i Kate, który był budowany już kilka odcinków wcześniej. Do tego jego zwieńczenie powinno wprowadzić jakieś nowe rodzinne tarcia w serialu.

OCENA 4/6

Castle S06E17 In the Belly of the Beast
- wiem, że się powtarzał, ale żałuje braku dwuodcinkowej historii w tym sezonie tym bardziej, że ten odcinek prosił się o cliffhanger w odpowiednim momencie i bezpośrednią kontynuację. Jednak nic z tego. Fajnie jednak, że ruszył wątek kręcący się w okół Beckett. Spotkała morderce swojej matki i odkryła gigantyczny spisek, a do tego Breckman kandyduje na prezydenta. Trochę głupio, że pozwolił żyć Kate nawet jak miał u niej dług, ale to wszystkie wydarzenia mogą prowadzić do potencjalnie ciekawych wątków w przyszłości.
- sam odcinek dobrze się oglądało bo zaczął się sielanką i szybko przebrał dramatyczny obrót. Uwięziona i opanowana Kate próbuje odnaleźć się w nowej sytuacji i odkryć prawdę. Dezorientacja bohaterki sprawiła, że odcinek stał się dużo ciekawszy. Poza tym odskocznia od typowych spraw zawsze jest mile widziana.
- do tego było kilka niezłych ujęć jak choćby podtapianie Kate, sceny w ciężarówce czy pisanie listu. Jasne, dużo tu uproszczeń i ckliwości, ale solidna robota.

OCENA 4.5/6

Castle S06E18 The Way of the Ninja
- bardzo przyjemny odcinek. Kiczowaty, ale przyjemny. Świetne były reakcje Ricka na spotkania z wojownikami ninja i jego ekscytacja gdy o tym opowiadał. Najbardziej komiczny był jednak szuriken w telefonie oraz aluzja do Amerykańskiego Ninja. Nie potrzebna była tylko wizyta w barze bo okazała się niepotrzebnym spowolnieniem. Chociaż reakcja na rachunek bezcenna. Dobrze, że Rick ma Master Card. 
- samo śledztwo i odkrywanie prawdy już takie sobie. Zabójca zaskoczył, ale bądźmy szczerzy, tego serialu nie ogląda się dla zagadki kryminalnej.
- oczywiście, że musiała przyjść pora na wątpliwości Kate co do ślubu. Trochę za bardzo w tym słodkości i aż oczy się kleją od cukru, ale wole taki prowadzenie relacji między postaciami niż niepotrzebne dramaty z obowiązkowymi rozstaniami i powrotami.

OCENA 4/6

Castle S06E19 The Greater Good
- tym razem takie sobie. Niezbyt ekscytujący setting przez co Rick nie mógł poszaleć z teoriami. Sama sprawa też nie potrafiła przykuć mojej uwagi, a kolejne zwroty nie były specjalnie angażujące. Fajnie, że wpleciono w to siostrę Gates, ale serial mógłby wcześniej dać znać o jej istnieniu. Nie lubię takiego wyciągania bohaterów z kapelusza.
- Rick i Kate dalej męczą się z organizacją wesela tym razem na tapetę poszła lista gości. Nawet zabawne żarty szczególnie gdy Rick opowiada o swoim znajomych pisarzach. Przydałaby się kolejna scena przy pokerze. Albo promocja nowej książki. Dawno już ten wątek nie wracał.

OCENA 3/6

Game of Thrones S04E06 The Laws of Gods and Men
- co za pokaz aktorstwa od Dinklage'a i Dance'a! Po trochę nudnawym początku po przeniesieniu akcji do stolicy zaczęło się coś dziać. Może i dalej było rozmowy, ale za to jakie. Mała Rada otwarcie przejmuje się Daenerys, Oberyn wyluzowany jak zawsze, a Tyrell służalczo usłużny. Tylko, że to była tylko przystawka przed daniem głównym odcinka czyli sądem nad Tyrionem. Jamie trafił w sedno nazywając to farsą. Żadnych dowodów, a jedynie słowa, zawiść i efekt wielkiej intrygi. I nie zdziwiłbym się gdyby ona nie była wcale utkana przez Cersei tylko Tywina po to by zmusić Jamiego do przyjęcia jego dziedzictwa. Tylko nie wziął pod uwagi jak Tyrion zareaguje. Dzielnie się trzymał, ale zeznania Shea go złamały. Fantastyczna przemowa na końcu potęgowana przez dobrze znane Deszcze Castamere w tle. I zapowiedź próby walki, która już za dwa odcinki. Nie mogę się doczekać tego wielce interesującego starcia i jego reperkusji.
- a co jeszcze w odcinku? Nie wiele. Stannis uzyskał pomoc w Braavos co dla mnie na tym etapie jest trochę niedorzeczne bo bank teraz postawił na dwa konia biorące udział w tym samym wyścigu i na końcu będzie stratny bo Stannis nie powinien płacić za dług Tywina. Poza tym przeciąganie wojny tylko przeciąga potencjalną spłatę kredytu. Jednak mimo wszystko fajnie było zobaczyć Kolosa (chociaż patrząc na jakich wysepkach on stoi to w ciągu 100 lat powinien się zawalić przez erozję brzegów...) i Marka Gattisa.
- na Północy dostaliśmy za to głupiutką próbę odbicia brata. To nie łatwiej pierw było po cichu zabić wszystkie straże i psy, a dopiero potem męczyć się z Theonem? Jednak potem była kąpiel Fetora. Ramsey ma w sobie coś przerażającego i nie chodzi tylko o jego czyny, ale to jak patrzy na Theona i nim perfekcyjnie manipuluje.
- Dany w końcu poznaje czym jest władza. Nie powiem by jej interesanci byli przesadnie ciekawi. W ogóle nie trawię jej wątku, ale to chyba tylko ja. Niech się uczy, że nie można działać pod wpływem chwili i trzeba patrzeć dalekosiężnie po przeszłość lubi wrócić i kopnąć nas w tyłek. Jednak były smoki. Smoki zawsze podbijają ocenę odcinka tym bardziej, że wyglądają niesamowicie majestatycznie.

OCENA 4.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S01E22 Beginning of the End
- po pierwszych 20 minutach byłem trochę rozczarowany. Dużo akcji, trochę humoru, ale nic nie zasługującego na miarę odcinka finałowego. A potem się poprawiło. Wrócił Fury i stworzył kapitalny duet z Culsonem. Masa śmiechu i niewymuszone żarty przy Garecie nie tyle uratowały odcinek, ale sprawiły, że stał jeszcze bardziej przyjemny. Tylko ta bijatyka Warda z May i ratowanie Mike mogłoby być krótsze. Tak jak sceny akcji. Chociaż śmiesznie się oglądało latające postacie łamiące prawa fizyki.
- co istotne zakończone wątek Garetta i to w całkiem zgrabny sposób bo byłem zdegustowany, że to jednak nie jego koniec, a potem taka miła niespodzianka. Czas kończyć z zabawą w kotka i myszkę i walką z Hydrą, a odbudową SHIELD. To tez przewidziałem i strasznie mi się ten motyw podoba. Dyrektor Culson. No nieźle. Liczę, że serial nabierze rozmachu w przyszłym sezonie. Maria wróciła? Mogłaby zastąpić Warda w obsadzie. Swoją drogą ciekawe co z nim. Na szczęście nie było jego odkupienia, ale lepiej można było zrozumieć tą postać która na prawdę zyskała pod koniec sezonu. Teraz bez Garetta jest nikim przecież całe swoje życie poświęcił na podążaniu za nim. Więc może jednak pozbyć się go z obsady i wsadzić do więzienia? Na sezon lub dwa by zniknął, a potem powrócił w czwartej serii w dłuższym arcu. To by było ciekawe rozwiązanie, ale raczej nie ma co na to liczyć.
- lek zadziałał trochę inaczej na Garetta niż na Culsona i Skye. Widział wszechświat lub miał omamy. Na moje jego podświadomość przejęła coś od kosmity dlatego pisał w tych dziwnych symbolach. Tylko czemu Culson zaczął robić to dopiero teraz? Wydaje się, że to będzie największą tajemnicą przyszłej serii. Tak jak pochodzenie Skye. Widziałem narzekanie w komentarzach do poprzedniego odcinka, że za duży przypadek, że Raina wiedziała o masakrze w chińskiej wiosce. I okazało się, ze jednak nie taki przypadek. Już miała do czynienia z ojcem Skye. Tylko trochę głupio, że dopiero teraz się do niego udała.
- Fitz i Simmons na dnie oceanu przypomnieli  mi jeden z odcinków Stargate Atlantis gdzie McKay utknął na promie i widział Carter. I tutaj trochę szkoda, że nie poszli w tą stronę. Za szybko to rozwiązali, liczyłem na więcej kombinowania i zabaw z technologią. Nadawałoby się na oddzielny epizod. Do tego trochę bez sensu było wypłynięcie z kontenera skoro nie mieli żadnej tratwy. Jeszcze jakby pokazano, że kończy się im tlen to bym zrozumiał, ale nie w ten sposób. Jednak strasznie podobały mi się sceny z Fitz/Simmons jak rozmowa o pierwszym prawie termodynamiki czy wyznanie miłości przez Fitz. Strasznie jestem uczuciowy w takich momentach zwłaszcza, że zapowiadał się whedonizm - pocałunek i śmierć kogoś z pary. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, ale raczej nie przypadkowo Fitz nie był pokazywany w odcinku więc raczej coś mu się stało.
- co za zaskoczenie - Koening się pojawił. Bliźniak czy android? Jakoś nie przejął się śmiercią "brata" więc może jest to standardowe wyposażenie bazy?
- serial po słabym początku kończy wysoką notą i nie mogę się doczekać kontynuacji tym bardziej, że zapowiada się bardziej rozbudowana linia fabularna. Liczę, że w Guardians of the Galaxy lub krótkometrażówce z WInter Soldier będzie jakieś nawiązanie.

OCENA 4.5/6

Orphan Black S02E04 Governed As It Were By Chance
- tempo trochę siadło w tym sezonie. Jeszcze za wcześnie by się przejmować, ale mam nadzieje, że akcja nabierze tempa i będzie tak samo szalona jak w pierwszej serii. Przydałoby się więcej tajemnic bo cały czas wałkowanie projektu LEDA robi się już nudne. Nawet informacja, że prowadzili go zastępczy rodzice Rachel nie był specjalnie szokujące. Ciekawe tylko czy z tym wszystkim powiążą Cala bo podczas rozmowy z Sarą gdy padła nazwa Dyad zrobił minę jakby wiedział o kogo chodzi. Albo mi się tylko wydawało.
- ten serial jest świetnie nakręcony. Od saturacji kolorów, prowadzenie kamery z zbliżeniami na twarz po pięknie skomponowane zdjęcia. Świetnie też wyglądała ucieczka Heleny z częściowo rozmytymi konturami obrazu co podkreślało jej stan.
- gdzieś tam na uboczu dalej rozwijane są wątki pozostałych klonów. Allison przeżywa ciężkie chwile na odwyku (i niepotrzebnie bezpośrednie oskarża Donniego), a Cosmia zmaga się z swoją chorobą. Dobrze jest to prowadzone, ale już czuć zbytnie oderwanie od głównej fabuły.
- Sarah jak zwykle wpakowała się w kłopoty. Chciała dowiedzieć się więcej o Rachel i dowiedziała (fenomenalny kontrast z tym co widzi Sarah, a opisuje Cosima), ale przy okazji tradycyjnie wpadła w kolejne kłopoty. Dopadł ją Daniel i w końcu pojawiła się mocna, trzymająca w napięciu scena z wstępem do tortur i niespodziewanym zjawieniem się przerażającej Heleny. Normalnie jak z jakiegoś horroru.
- w następnym odcinku czas na odkrycie jakiś sekretów pani S. Najwyższy pora.

OCENA 4/6

Person of Interest S03E22 A House Divided 
- czego my tu nie mamy? Jest Decima, Czujni, Kontrola, wątek polityczny i drużyna zebrana przez Root. Chyba tyko brakuje ludzi z CIA i wątków gangstersko politycznych. Serial ładnie splótł swoje najważniejsze wątki na odcinek przed finałem i wszystko gra i buczy. Teraz tylko czekać na wybuchową mieszankę. Ktoś zginie i któraś z maszyn zyska przewagę. Ciężko tylko wyrokować która.
- dużo humoru w odcinku to zawsze zaleta. Ty razem Shaw prosiła o możliwość zabicia Kontroli, a potem kłóciła się z Hershelem i Johnem kto będzie prowadził auto. Idealne przerywniki gdy tyle poważnych tematów. Jak choćby rozmowy Greera i Fincha. Może trochę zbyt wzniosłe o twórcach i niszczycielach, ale przyjemne i pokazujące dwie interpretację SI.
- flashbacki z Collierem były sporą niespodzianką. Jego wątek może nie jest zaskakujący - został Czujnym bo rząd niesłusznie oskarżył jego brata o terroryzm, ale pasuje. I oczywiście ktoś nad nim stoi. Oczywiście mam też swoją szaloną teorię - to Maszyna wykształciła w sobie sub świadomość, która jest jej dodatkową tarczą ochronną przed szkodzeniem ludzkości. To by był twist!

OCENA 4.5/6

Person of Interest S03E23 Deus Ex Machina
- podręcznikowe zakończenie sezonu. Nie to że przewidywalne tylko wszystko było na swoim miejscu. Nie zabrakło emocji, humoru i zmian. I pomyśleć, że kiedyś był to przeciętny procedural od CBS.
- jestem pełen podziwu jak scenarzysta udało się poprowadzić dwa wydawałoby się oddzielne wątki i spiąć je w zaskakujący sposób w finale nie stwarzając wrażenia, że jest to naciągane. Moja teoria z Maszyną odpowiedzialną za Czujnych się nie sprawdziła okazało się, że to Decima za nich odpowiada i Greer kierował każdym krokiem Colliera. Takie zaskoczenia to ja lubię! I wszystko poszło po myśli tych złych. Proces choć emocjonujący był tylko prostą zagrywką mającą na celu zmanipulowanie wszystkich i danie dostępu do rządowych serwerów Decimie. Nie było też żadnej transmisji live czego akurat trochę szkoda bo teraz Kontrola i pan senator powinni zadawać sobie pytania. Jednak wybuch był jak najbardziej realny. Wow, rzadko się zdarza oglądać takie coś w serialu. Ostatnio takie potężne straty widziałem wśród cywili w telewizji ogólnodostępnej widziałem w 5 sezonie 24 gdy wybuchła atomówka. Stawka została udanie podbita.
- wielki plan Root nie miał wcale działań ofensywnych tylko defensywne. Nie żaden wirus mający zniszczyć Samarytanina tylko parasol ochronny nad bohaterami którzy teraz są niewidzialni dla siedzi która obserwuje całe USA. Teoretycznie wróży to koniec proceduralnych spraw, ale nie oszukujmy się bo takie też się trafią. Jednak zmiana w serialu jest nieunikniona. Brak biblioteki to tylko szczegół bo w mieście pojawił się nowy bóg obdarzony większą swobodą niż poprzedni. Emocjonująco się zapowiada kolejna seria. Liczę na jakiś time jump. Trzy lata i lekko dystopijny Manhattan? To by było fajne.
- odcinek wygrały trzy komediowe sceny - Hersh zabijający agentów Decimy na początku, potem załatwiający rower Root i w końcu Misiek przynoszący w zębach broń Johnowi. Cudownie wkomponowany humor w tak dramatyczny odcinek.

OCENA 5.5/6

Salem S01E03 In Vain
- poprzedni odcinek mnie strasznie rozczarował, nawet zastanawiałem się czy nie rzucić serialu, ale stwierdziłem, że dam jeszcze szansę. Wciąż jest na krawędzi mojego prywatnego anulowania, ale z większym zainteresowaniem oglądało się niż ostatnio co jest dziwne bo nie było żadnej nowej wiedźmy. Po prostu podoba mi się co dzieje się z postaciami. Szczególnie z Cottonem, który cały czas wątpi. Mam wrażenie, że jednak prostytutka nie jest jego oazą spokoju, a raczej zgrabnie nim manipuluje i działa na korzyść Mary. Konflikt u czarowników wypadł znośnie, nie było prawdziwego zagrożenie i nic rewolucyjnego się nie okazało, ale dobrze się oglądało. Na pewno lepiej niż przygody Aldena, który okazuje się najnudniejszą postacią. O wiele ciekawsza jest Anne. Mary ją wykorzystuje, ojciec lekceważy, a matka namawia do działania i przemyślenia swoich spraw. Całkiem nieźle wyszła też pierwsza scena z jej sennym koszmarem co może być zapowiedzią przyszłych wydarzeń gdzie będzie musiała wybierać między dobrem, a złem.
- strasznie irytują mnie uproszczenia w tym serialu, twórcy i scenarzyści muszą przykładać większą rolę do detali bo serial momentami jest strasznie irytujący, już pomijając jego średnio angażującą historię. Czemu Alden grozi pistoletem skałkowym już po wystrzeleniu? Jak to się dzieje, że w mieście stoi burdel, którego nie pilnuje żaden mężczyzna? Czemu nagle Alden postanowił śledzić Hale'a? Trudno jest mi to wytłumaczyć. 
- @EDIT. Dobra koniec, po paru dniach po obejrzeniu odcinka dalej nie chcę mi się odpalić kolejnego. Nie będę się na siłę męczył i mówię serialowi pa pa.

OCENA 3.5/6

The Good Wife S05E20 The Deep Web
- rozumiem po co były sceny z Alicją, doceniam jak pokazali jej problemy emocjonalne, nie moc i problem z odnalezieniem się w rzeczywistość w której nie ma Willa, a są inni mężczyźni. Ciesze się też z powrotu jej matki bo lubię Stockard Channing. Tylko czy mogę w końcu dostać Alicję na sali sądowej? Stęskniłem się za tym widokiem mimo, że podoba mi się nowy, bardziej serialowy niż proceduralny kierunek serialu. Poza tym dzisiejsze sceny z nią były jakieś taki nudne.
- na szczęście w LG się dzieje. Sprawa może też nie należała do rewelacyjnych, ciężko było sprawić, że zależało mi na kliencie i całym wątku Jedwabnego Szlaku, ale przynajmniej była jakaś sprawa. I jest intryga w firmie. Canning umiera, ale knuje z Davidem Lee. Diane została wrzucona między dwa wilki i będzie musiała walczyć o przetrwania. Chociaż może teraz bardzie niż kiedyś będzie chciała zostać sędziną? Niby firma jest jej spuścizną, ale skoro nie ma już Willa nie ma już tyle argumentów by zostać.
- u Finna jest ciekawy wątek bo po będzie prowadził do kolejnych wyborów, a te zawsze w The Good Wife zacnie wychodzą. Świetna rozmowa Alicji z Finnem gdy mówią, że Eli zrobił z nich świętą i bohatera.

OCENA 4/6

poniedziałek, 12 maja 2014

Winter is coming[Captain America: The Winter Soldier]

 Długo się zbierałem by napisać parę słów o najnowszym filmie sygnowanym logiem Marvela. Nie chciałem spisywać emocjonalnej relacji zaraz po seansie bo wyszłaby z tego pozbawiona sensu, pełna zachwytów, laurka dla Kapitana. Odczekałem parę dni, przemyślałem kilka spraw, a laurka i tak powstanie. Jeszcze bardziej kolorowa niż miała być na początku. Bo Winter Soldier to film, który nie powinie mi się tak podobać. Pierwszego Capa darzę ogromnym sentymentem bo podszedł w oryginalne sposób do pokazania superbohatera, a usytuowanie akcji podczas alternatywnej drugiej wojny światowej była dodatkowym smaczkiem i miłą odmianą od typowych filmów komiksowych. Mimo tego bałem się jak ten archaiczny bohater poradzi sobie w naszych czasach w erze post Avengers. I ku mojemu zdziwieniu okazał się najlepszym filmem drugiej fazy, z łatwością wyprzedzając w moim rankingu zaledwie poprawnego Iron Man 3 i rozczarowującego w wielu miejscach Thor: Dark World. Ba, postawiłbym go na równi z dziełem Jossa Whedona i  przed pierwszym Człowiekiem w Żelazie. Czemu? Bo zwyczajnie w świecie bawiłem się doskonale i zaangażowałem w seans bardziej niż powinienem. Pewnie gdybym był jakieś 10 lat młodszy piszczałbym z ekscytacji podczas seansu jak fanki Zmierzchu na nocnej prapremierze kolejnej części. Nie żebym wiedział co na takich premierach się dzieje...

Jeśli przy odrobinie wyobraźni Captain America: First Avenger  może zostać nazwany filmem wojennym tak Winter Soldier zasługuje na metkę kina sensacyjno-szpiegowskiego z komentarzem społeczno-politycznym kryjącym się pod przykrywką superhero. Intryga nie jest zbyt skomplikowana, ale w paru miejscach potrafi zaskoczyć. Wymusza też ciągłe kwestionowanie tego co dzieje się na ekranie. Obowiązuje zasada ograniczonego zaufania bo nie wiadomo kto okaże się zdrajcą, a kto sojusznikiem lub znienacka wyskoczy z pudełka. W tym aspekcie niestety marvelowy rodowód działa na niekorzyść. Większość głównych postaci jest dobrze znana i wiadomo czego można się po nich spodziewać. Tutaj zaskoczenie widza jest niemożliwe. W przeciwieństwie do bohaterów z drugiego planu. Tutaj cały czas oczekuje się zmiany frontu i niespodziewanego zagrania. Oczywiście jest też wielkie zagrożenie, które trzeba powstrzymać bo inaczej miliony niewinnych duszyczek odejdą z tego padołu łez więc stawka jest wysoka. Cieszy, że spójna fabuła łączy się z poprzednią częścią mimo, że jest to taki quasi sequel. Cała historia jest mocno współczesna, porusza orwellowski problem dużego brata roztaczającego parasol ochronny nad obywatelami, bierze trochę z PRISM, dorzuca tajemnicze organizacji, walkę o wolność Amerykanów (znaczy się świata) i podstawowych praw obywatelskich. Jest poważnie i dlatego nie pasuje mi jeden trochę zbyt komiksowy wątek, ale skoro w tym świecie istnieją latające lotniskowce to czemu nie SI. Na pochwałę zasługuje też sposób wprowadzenia retrospekcji, które przypominają co się działo w poprzednim filmie. Nie ma tutaj na początku intra pełnego ekspozycji, ale stanowią one integralną część narracji.

Mimo zaskakująco wysokiego poziomu fabularnego historia to jedynie otoczka w ramach, której działają bohaterowie będące motorem napędowym tego filmu. To co tak dobrze sprawdzało się w Mścicielach działa i u Steva Rogersa z przyjaciółmi. Powoli budująca się drużyna, dynamika i chemia między bohaterami, rzucane od niechcenia uwagi, które bawią czy wspólne działanie w terenie. Takie mini Avengers, ze ludźmi zdającymi sobie sprawę z swoich umiejętność, śmiertelności i ograniczeń. Może nie licząc Rogersa, on boryka się z innymi problemami. Jest to człowiek nie z naszych czasów, archaizm pełen dawnych ideałów, któremu ciężko się przystosować. Nie chcę się zmienić i dostosować do XXI wieku, chcę pozostać sobą. Musi się też zmierzyć ze swoją przeszłością. Tutaj pojawiła się jedna, niezwykle gorzka scena, której za nic nie spodziewałbym się w letnim blockbusterze. Cieszy, że scenarzystą największą wadę bohatera czyli obrońcę ideałów Ameryki udało się przekuć w największą zaletę bez moralizatorskiego zacięcia czy pompatycznych scen z Rogersem stojącym na tle powiewającej flagi. Trochę szkoda, że Chris Evans nie jest bardziej utalentowanym aktorem. Póki biega i walczy jest dobrze. Gorzej gdy coś mówi i kamera skupia się na nim bo za często ogląda się ten sam garnitur min i emocji. Na przeciwnym biegunie jest Czarna Wdowa, która również musi się mierzyć z przeszłością, ale robi to z wdziękiem i odpowiednio luźnym podejściem. Skład drużyny dopełnia Falcone, kolejny heroes. Krótki reserch powiedział, ze ta postać komiksowa jest często wyśmiewana dlatego, że potrafi rozmawiać z ptakami. Tutaj nic takiego nie miało miejsca i jak pozostali posiada pewną rysę. Jest to były żołnierz cierpiący na PTSD korzystający z jetpacka przez co sceny z jego udziałem są niezwykle efektowne. Galerie głównych postaci dopełnia Alexander Priece (genialny Robert Redford) zarządzający S.H.I.E.L.D. oraz tytułowy Winter Soldier. Wyrazisty antagonista, postać tragiczna i istotna dla całego uniwersum. Co ważne film potrafił pokazać zajebistość Zimowego Sołdata i sprawić, że był prawdziwym zagrożeniem mimo, że równie dobrze całość broniłaby się bez niego. 

Podczas czytania recenzji po seansie zaskoczyła mnie jedna rzecz - niezwykle mało miejsca poświęca się stronie technicznej filmu podkreślając głównie imponujące efekty specjalne. I z tym nie mam najmniejszego zamiaru polemizować bo graficy komputerowi odwalili kawał dobrej roboty, a mieli jej całkiem sporo, zwłaszcza podczas finałowej sekwencji, która epickością przebija połączone siły IM3 i Dark World. Jednak powodów do chwalenia jest więcej. Choćby choreografia walk gdzie żadna z postaci nie posługuje się tym samym stylem walki. Już pomijam takie szczegóły jak używanie tarczy, cybernetycznej ręki czy gadżetów Natashy. Chodzi o sposób poruszania się i zadawane ciosy. Zimowy preferuje brutalny styl stawiający na szybką eliminację wrogą, Wdowa za to ma bonus do zręczności i tak samo jak rąk często używa swoich boskich nóżek. Pojedynki wręcz są długie, zróżnicowane i świetnie pokazane. To wszystko zasługa cichych bohaterów tego filmu - braci Russo. Anthony i Joe w swojej filmografii nie mają znaczących filmów, pracowali głównie nad serialami (choćby moje ukochane Community, gdzie razem lub osobno nakręcili kilkadziesiąt odcinków) dlatego tym większe było moje zdziwienie, że zostali oddelegowani przez decydentów Marvela do tak istotnego zadania. I wywiązali się z niego lepiej niż ktokolwiek by przypuszczał przebijając się do pierwszej ligi kina rozrywkowego. Dynamizm akcji, tworzenie odpowiedniego nastroju czy fenomenalne strzelanina czy bijatyki. Nie tylko umiejętnie operowali obrazem (pokłony za scenę od boku, jak z rasowego mordobicia podczas jednego z pierwszych starć Capa), ale też dźwiękiem. Klimatyczny atak na statek w ciszy to małe mistrzostwo świata. Już nie mogę się doczekać następnego seansu z możliwością przewiania by w pełni rozkoszować się wybranymi scenami.

Więc ideał? Jasne, że nie. To w końcu kino rozrywkowe obarczone pewnymi uproszczeniami i komiksowymi zagraniami, które będą niektórym przeszkadzać. Brakuje też trochę wyjaśnienia czemu wydawałoby się szeregowi przeciwnicy stanowią godnych przeciwników dla superżołnierza. Irytowały też niektóre strzelaniny z uwagi na niską celność broni maszynowej, krótkiej i długiej co niestety jest typowe dla filmów akcji, a mnie strasznie irytuje. Niestety nie zwróciłem też większej wagi na muzykę czyli musiała być nijaka, a przydałby się jakiś charakterystyczny motyw.

SPOILEROWY AKAPIT
Dla tych co już widzieli moja wrażenia odnoszące się od uniwersum. Przede wszystkim niepotrzebnie wprowadzono wątek Zoli, chociaż tłumaczenie planu w serwerowni miało zaskakujący rezultat i nie było zwykłym przechwaleniem się villiana. Wydaje mi się, że przypomniano o nim by płynnie wprowadzić go do serialu z agentką Carter, który został już zapowiedziany przez ABC. Ciesze się z tego jak Disney umiejętnie rozwija swoje Mavel Cinematic Universe i łączy różne media do opowiadania historii w jednym świecie. Wpływ wydarzeń z Winter Soldier będzie dalekosiężny, nie wpłynie jedynie na The Avengers 2, kontynuację, ale głównie serial Agents of S.H.I.E.L.D. Reperkusje wydarzeń dały zespołowi Culsone nowe życie i przywróciły wiarę w serial, szkoda tylko, że żadna postać nie zaliczyła krótkiego cameo. Widać, że jego trudny początek i linia fabularna były podporządkowane filmowi, który można nazwać odcinkiem specjalnym serialu. Zanosi się też, że powrót Buckyego nie ograniczy się tylko do roli Winter Soldiera i ewentualnego powrotu na ścieżkę dobra. Aktor ma podpisany kontrakt na jeszcze 6 filmów więc wszystko wskazuje na to, że to on przejmie tarczę Kapitana, a po tym co pokazał w tym filmie jestem w stanie uwierzyć, że udźwignąłby własny. Sam Captain America 3 jest ciekawym doświadczeniem bo w boxoffice będzie bezpośrednio konkurował z Batman/Superman od DC. Ciekawe czy DC ze strachu przed swoim największym konkurentem przesunie premierę filmu. Na koniec, scena po napisach, zgrabne przedstawienie bliźniaków, pokazanie supermocy w uniwersum i krótka zajawka na Age of Ultron. Już tylko rok do premiery, będzie na co czekać!
KONIEC SPOILEROWEGO AKAPITU

Korzystając z okazji nie odmówię sobie okazji wylania pełnego wiaderka pomyj, fekaliów i uryny na polskiego dystrybutora. Fajnie, że film był w kinach wcześniej niż w USA, ale nie usprawiedliwia to fatalnego tłumaczenia, które wygląda na efekt pośpiechu bo jeśli to norma to tłumacz jest prawdziwym partaczem i powinien zająć się czym innym. Masa literówek (już w pierwszym zdaniu!), problem z polskimi znakami, niektóre zwroty przetłumaczone jak przez translator, chaos przy złożonych zdaniach wywołany przez dziwny szyk wyrazów. Tragedia, zwłaszcza jak myślę, że ktoś wziął za to pieniądze. Skoro o warunkach seansu mowa to jeszcze o Trzy De - zbędny bajer, w ogóle niezauważalny podczas scen akcji, czasem rzucający się w oczy podczas statycznych dialogów, zbędny dodatek wyłudzający dodatkowe pieniążki i sztucznie przyciemniający obraz co tradycyjnie irytowało. 

Obowiązkowy akapit podsumowujący mówi wam byście poszli do kina. Jeśli już widzieliście Captain America: The Winter Soldier to zróbcie to ponownie po premierze na Bluray i rozkoszujcie się kawałkiem świetnego kina. Ja na pewno tak zrobię. Następnym razem ominie mnie powolne odkrywanie prawdy i ratowanie świata wraz z bohaterami, ale będę się bawił znakomicie.  

Kolejna wizyta w kinie to prawdopodobnie Godzilla. Tam na pewno będę piszczał.

OCENA 5/6