poniedziałek, 13 marca 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #222 [06.03.2017 - 12.03.2017]

SPOILERY


24: Legacy S01E06 5:00 P.M. - 6:00 P.M.
Po delikatnej poprawie z zeszłego tygodnia wciąż ogląda się to opornie od czasu do czasu przerywając wybuchami śmiechu. Kilka szczególnie błyskotliwych pomysłów wymieniłem na samym dole, teraz napiszę o tym co mi najbardziej przeszkadzało. Myśląc 24 od razu widzę Jacka Bauera i właśnie charyzmatycznego protagonisty brakuje Legacy. W tym odcinku Carter nie zrobił nic istotnego dla fabuły, wydarzenia biegły obok niego, a on był biernym obserwatorem. Nie tego oczekuje po bohaterze ratującym Stany i demokratyczny świat. W następnym odcinku prawdopodobnie nie będzie lepiej i Carter może znowu działać na własną rękę. Trzeci raz w ciągu siedmiu odcinków. Nie na takie zwroty akcji liczyłem. Właśnie twisty fabularne. Jest połowa sezonu, fabuła porusza się jak żółw w skorupie. Wciąż największym problemem jest MacGuffin z danymi jednostek terrorystycznych. Co jest trochę głupie. Przecież teraz wystarczyłoby zrobić nagranie i puścić je do social mediów. I ataki same by się rozpoczęły bez głupiej aktywacji. Dotychczasowe zwroty akcji? Na razie dwa, z których nic nie wynika. Ojczulek kandydata na prezydenta współpracuje z terrorystami, a na moście wybuchła bomba. Trochę słabo jak na połowę sezonu.

Planowo miałem ograniczyć się tylko do jednego akapitu, żeby nie tracić więcej życia na ten serial niż to potrzebne, ale o terrorystach muszę napisać. Już mniejsza z tym, że Latynosi, Arabowie i Czeczeńcy działają przeciw wspaniałej Ameryce. Oglądając wątek Amiry i Khassana co chwila wybuchałem śmiechem. Można by go skrócić do 40 minut i wypuścić jako odcinek komediowy. Czego tutaj nie było. Trupy okazały się całkiem żywe (dwukrotnie!), Amira zabijająca swojego chłopaka (dwukrotnie!), niespodziewana wizyta ojca podczas przygotowania zamachu, romans uczennicy z nauczycielem czy wreszcie pocieszny policjant z nadwagą "Ale co ja tutaj robię" niemalże ratujący dzień i ginący potem w eksplozji. Comedy gold!  

Inne:
- CTU znalazło fałszywe dowody terrorystów gdzie wszyscy mieli wpisany ten sam adres. Co robi agencja antyterrorystyczna? Wysyła tam ludzi. Głupie, prawda? Jeszcze głupsze, że oni tam byli. I dlaczego przemytnik miał kopię dowodów?
- "Brakuje ci akcji? Widziałem jak szykowałeś broń, chyba ci brakuję" - psychologia od siedmiu boleści.
- markowe dzielenie ekranu i pokazywanie akcji z wielu ujęć jest używane wyjątkowo często. Szkoda, że nie ma to żadnego większego zadania. Nie buduje napięcia, nie pokazuje niczego nowego, a w momencie gdy rzeczywiście można było tego użyć (atak na terrorystów) tego nie zrobiono.
- CTU jest tak bardzo zaawansowaną agencją, że ich satelity nie mają podczerwieni przez co niemożna śledzić terrorystów w lesie. 

OCENA 2/6

DC's Legends of Tomorrow S02E13 Land of the Lost
Od swoich ulubionych seriali zazwyczaj wymagam więcej dlatego ten odcinek troszkę mnie rozczarował. Był zaledwie dobry. Miał humor, przedziwną wyprawę w czasie i dramaty w drużynie. Działy się również ważne rzeczy dla fabuły. Mimo to okazał się bardzo zachowawczy. Brakowało tej iskierki geniuszu gdzie każda scena sprawiałaby niesamowitą frajdę. Takich momentów było zaledwie kilka, a więcej czasu się nudziłem.

Trochę szkoda ponieważ wyprawa w umysł Ripa to bardzo wdzięczny temat. Podpięcie Sary i Jaxa do mózgu Huntera było niezłym pomysłem na historię o jego sprowadzeniu. Realizacja już niezbyt. Nudne przedzieranie się korytarzami Waveridera i walka z własnymi klonami. Pierwsze starcie Sarah vs. Sarah było fajne, ale potem kolejne potyczki tylko nudziły. Do końca nie kupił mnie tez pomysł by personifikować Gideon. Możliwe, że widziałem to już w Doctor Who i powtórka tego motywu nie była niczym zaskakującym. Taki odcinek mógł być bardziej szaloną przygodą, a rozegrano to dość spokojnie.

Przygoda Raya, Amayi i Nate'a w parku jurajskim też wyszło zaledwie poprawnie. Ekscytacja Raya i Gertruda to udane wstawki komediowe. Proekologiczna historyjka o miłości i zrozumieniu wobec zwierząt również pasuje do banalności niektórych wątków. Najciekawiej wypadł Ray mówiący o wnuczce Amayi. Mam nadzieje, że wątek mieszania w czasie i osobistej odpowiedzialności Nate zostanie później poruszony. Z minusów wątku jurajskiego - to samo co na statku, było bardzo zachowawczo. Można by zmienić stylistykę i wiele się nie straci.

Inne:
- szałas Raya i figurki legend, jakie to było urocze.
- cliffhanger z Steelem i Reversem udanie podsyca zainteresowanie przyszłym tygodniem.
- w tym tygodniu grzebanie w głowie Ripa, za tydzień podróż w głąb Speed Force w The Flash. Czy w Arrow działo się coś podobnego? 

OCENA 4/6

House of Cards S01E03 Chapter 3
Udało się wylosować serial na który miałem ochotę i kurde, ale to było dobre. Bałem się trochę powrotu do House of Cards po tyle latach, na szczęście nie walnąłem głową w mur. Ułatwiła to trochę struktura odcinka gdzie Frank musiał wrócić do swojego rodzinnego miasteczka by załagodzić kryzys po śmierci nastolatki. Trochę absurdalnego humoru, ale jeszcze więcej bezczelnej manipulacji i perfekcyjna realizacja planu, co by uzmysłowić, że wszystko co robi Underwood ma jakiś cel. Charyzmatycznie wyszła scena w kościele. Granie na emocjach, słowa mające podwójne znaczenie i skuteczna manipulacja. Kevin Spacey zagrał to perfekcyjnie. Robin Wright również błyszczała. Swoją powagą i totalną kontrolą chwili. Tylko raz jej nie miała - wbiegając na cmentarz. Przypadkowe zdarzenie, które zachwiało jej przekonaniem. Wszystko zostało naprawione na końcu gdzie odmitologizowano cmentarz, stał się on kolejną przestrzenią publiczną. Tak samo jak kościoły, które przecież politycznie wykorzystuje Frank. Lubię takie wielopoziomowe narrację. Trochę słabiej wypada historia Zoe. Młoda i ambitna walcząca z szefem. Momentami ambicja przeradza się w arogancję. Szykuje się na historię o Ikarze.

OCENA 5/6

Riverdale S01E07 Chapter Seven: In a Lonely Place
Odcinek potwierdza, że największym wrogiem bohaterów są rodzice. Wydaje się, że tylko Archiemu dobrze z ojcem. Jednak kłótnie Veronicy z matką to nic przy Cooperach i Bloosmach. Patologiczne rodziny okłamujące swoje dzieci w imię wyimaginowanej dumy. W piękny sposób przerysowane do granic absurdy, ale mieszczące się w graniach świata wykreowanego. Te sceny gdy Betty i Cheryll zdają sobie sprawę, że są okłamywane przez własne matki były po prostu świetne. Podoba mi się też jak jest pokazywana zmiana pokoleniowej mentalności, gdzie wydawałoby się walczące ze sobą dziewczyny są skazane na wieczny konflikt, a kłótnia w ich rodzinach zbliża je do siebie.

Zupełnie inne problemy z rodzicem reprezentuje Jughead. Dorastanie w rodzinie z kłopotami ukształtowało jego mentalność. Podświadomość kreuje nocne koszmary i fizycznie zbliża się do Betty co pomaga zarówno jemu i jej. Ten odcinek to smutna opowieść o próbie pojednanie z ojcem. Serial podszedł do tego kompleksowo, pokazywał sceny jak to obaj siebie kochają, jak przeszłość ukształtowała Jonesa oraz jak bardzo jest to patowa sytuacja, której nikt nie potrafi zmienić. Niesamowita była scena wieńcząca ten wątek gdy Fred wyciąga Jugheada z aresztu tworząc przy tym paralelę do przeszłości jak wyciągał ojca Juga z więzienia. Postawiono tutaj chłopaka przed trudną decyzją - co wybrać, ojca który go zawodzi czy przyjaciela. Żyć iluzją odbudowania rodziny czy zapewnić sobie chwilowe bezpieczeństwo. Jakiego wyboru by nie podjął będzie żałował. Brawo, tak się robi seriale, stawia bohaterów w niemożliwej sytuacji i pozwala im podejmować zrozumiałe decyzję.

Przy tym wszystkim historia Veronicy kłócącej się z matką wypada bardzo banalnie. Jakby wzór rodziny, która się sprzecza, ale potrafi pogodzić. Było tez momentami zabawnie. I tylko szkoda, że nie pokazano rozmowy telefonicznej z ojcem.

Śledztwo w sprawie śmierci Jasona rozwija się bardzo powolnie. Podejrzenia wobec Polly były trochę głupie. Tak samo jak aresztowanie Jugheada. Chociaż faktycznie nie wiadomo co robił tego feralnego dnia. Teoretycznie bombą miała być bluza Jasona w przyczepie ojca Jugheada. Klasyczna zmyłka mająca przedłużyć śledztwo.

OCENA 5/6   

The Expanse S02E03 Static
Pozornie spokojny odcinek był wypełniony wciągającymi scenami, zwłaszcza w momentach gdy postacie rozmawiały ze sobą. Nie spodziewałem się, że tak bardzo zaangażuje w fabułę. Tajemnicza osobliwość spoza układu ewoluuję i rośnie. Tajemnicą jest jak morfuje Erosa, ale na pewno jest to niebezpieczne. Jak zniszczyć asteroidę? Statkiem kosmicznych mormonów. Cliffhanger jak się patrzy. Nie dość, że wprowadza interesujący wątek i sposób pozbycia się Erosa to jeszcze powinien wytworzyć kilka nowych konfliktów.

Dużo scen opowiadało o postaciach. Wściekłość Holdena na Millera, odreagowująca Naomi, Amos bardzo dobrze rozumiejący Millera i skutecznie rozszyfrowujący socjopatę czy wreszcie Alex spędzający godziny przed symulację by nie dopuścić do śmierci ludzi za których jest odpowiedzialny. Takie sceny są potrzebne i ciesze się, że poświęcono im lwią część odcinka.

OCENA 4.5/6 


The Flash S03E15 The Wrath of Savitar
Co to był za tragiczny odcinek. Bohaterowie gonią w piętkę, a scenarzyści specjalnie ich ogłupiają by tworzyć dramatyczne sytuację. Może drużyna wygląda na grupkę przyjaciół, ale to patologiczna rodzina, która się nawzajem wykańcza. Nie tak to powinno wyglądać. Oglądanie tego bajzlu jest momentami prawdziwą udręką. Cały story arc Wally'ego trzyma się na słowo honoru, Catlin nie miała jak ukraść kamienia, a Barry oświadczający się Iris tylko by zmienić przeszłość to szczyt głupoty bijący dokonania PiSu. Wygląda to jakby scenarzyści zapomnieli o kim piszą. To boli. Przez to wszystko cierpi cała fabuła. Trudno jest mi się na niej skupić bo wszystko zachodzi w nielogiczny sposób. Również konstrukcja odcinka była bardzo dziwna, szczególnie przechodzenie między niektórymi scenami, jakby wycięto parę minut materiału mającego wpływ na ciąg przyczynowo skutkowy. Minusów by się jeszcze trochę znalazło więc chwilkę o pozytywach - Savitar wrócił na Ziemię, a powodem jego powrotu jest stworzenie Flashpointu, cieszy, że przeszłość wciąż gryzie Barry'ego w tyłek. Wciąż podoba mi się rozwijanie relacji między Julienem, a Catlin, którzy wstydzą się przeszłości i boją przyszłości. 

Inne:
- wciąż nie mogę zrozumieć czemu Barry nie poprosił Harry'ego o pomoc w walce z Savitarem. Przecież Wells istotnego nie musiał robić na swojej Ziemi żeby nie zostać tutaj na trochę. Bolą mnie takie nielogiczności.

OCENA 2.5/6

Vikings S04E18 Revenge
Większa połowa odcinka to nudna obyczajówka u wikingów. Już nie mogę patrzeć na wątki romansowe, a są już aż trzy. Chyba tylko ten Astrid Z Bjornem wygląda w jakiś sposób interesująca ponieważ wpływa na Lagherte i dodaje ciekawy konflikt w Kattegat. To co dzieje się w związku z Margaret czy u króla Norwegi to niepotrzebne rozwadnianie historii. Na szczęście było dużo momentów, które przykryły mój negatywny odbiór, ba miejscami zachwycałem się. Składanie ofiary wypadło klimatycznie - prosty kontrast między seksem, a śmiercią działał. Dużo lepiej zrobiło się w Anglii. Emocjonalna rozmowa Ekhberta z synem, któremu nie potrafi wyznać miłości świetnie oddawała ich relację. Gwoździem odcinka była zemsta n Elii. Krwawy orzeł wynagrodził mi brak sceny batalistycznej. Vikings są niezrównani w tego rodzaju scenach, a pół roboty robią zdjęcia i muzyka Trevo Morrisa.

OCENA 4.5/6

Vikinngs S04E19 On the Eve
Po pierwsze - kończenie odcinka cliffhanger w środku bitwy powinno być ustawowo zakazane. Wyśmienicie oglądało się starcie wikingów z Normanami. Podchody, zabawa w kotka i myszkę, atakowanie z zaskoczenie i cierpliwa realizacja planu. Poświęcono na to odpowiednio dużo czasu, budowano napięcie w oczekiwaniu na starcie i gdy już do niego miało dojść pojawiły się napisy końcowe. Trochę słabo. Mimo to większość odcinka bardzo dobrze się oglądało. Zwłaszcza sceny w Anglii. Kłótnie braci trochę irytują i ciekawi mnie do czego one doprowadzą. I jak będzie wyglądał następny sezon. Przeciwnicy w Anglii powoli się kończą i wypadałoby wprowadzić nowe postacie.

W Skandynawii Lagretta miała kilka wspaniałych scen. Zwłaszcza gdy z spokojem podpaliła kilku wrogów a potem patrzyła jak się fajczą. To samo podczas tortur, boski autorytet i marmurowe oblicze. I tylko Torvi szkoda. Mam nadzieje, że nie zginęła, w końcu nie zabija się postaci poza kadrem.

Nie rozumiem tylko jednego wątku - księżniczki Habarda. Historia rozpisana na dwa odcinki była bardzo przewidywalna i nic nowego o nim nie mówiła. Chciano nadać mu tło osobiste którego nie potrzebował. Czyżby chciano go awanoswać do głównej obsady i zrobić z niego antagonistę Lagherty w następnej serii?

OCENA 4.5/6

Vikings S04E20 The Reckoning
Może zacznę pierw od największego zaskoczenia. Nie pokazano Kattegat i Lagherty. Jedna z najważniejszych postaci w serialu nie dostała nawet malutkiej sceny, która mogłaby nakreślić historię na następny sezon lub by godnie ją pożegnać. Jeszcze jakby wątek Angielski był wypełniony kompleksową historią to bym zrozumiał. Niestety tak nie było. Po wielkiej bitwie, przeciętnej jak na standardy sezonu, przyszło uspokojenie, momentami wręcz nuda. Najbardziej mnie ciekawiło czy Ecbert ma genialny plan, który konsekwentnie realizuje. I chyba miał. Nadał ziemię wikingom by ich skłócić. Wiedział, że to kontrowersyjne posunięcie i nie wszyscy podzielają marzenie Ragnara. Zrobił to co uważał za najlepsze dla swojego królestwa i mu się udało. Konflikt wśród braci i śmierć Siguarda z rąki Ivara była tego konsekwencją. Nie zaskoczyła, ale zarysowała obraz na następną serię. Konflikt braci. Różne marzenia i cele realizowane przez poszczególnych braci. Mnie najbardziej cieszy powrót Bjorna na Morze Śródziemne i samotna wędrówka Flokiego. Anglia i Kattgat trochę nudzą i te kulturoznawcze wątki mogą być potrzebnym powiewem świeżości. Ty samym mogą być wojowniczy mnisi. Jonathan Rhys Meyers pojawił się zaledwie na moment i to wystarczyło by czekać na sceny z jego udziałem. Na resztę trochę mniej. Trochę zmęczyłem się materiałem. I nie chodzi tutaj o liczbę dwudziestu odcinków na sezon. To wciąż solidny serial, ale brakuje mu unikalności, która by go wyróżniała. Dlatego ponad miesiąć zwlekałem z ostatnimi odcinkami. 

Inne:
- jest już zwiastun następnej serii. Zapowiada się krwawo i widowiskowo czyli jak co roku. 

OCENA 4.5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz