środa, 15 sierpnia 2012

Continuum S01

Jestem rozczarowany i to mocno. Pierwszy odcinek zrobił mi dobrze i byłem pełen dobrych myśli o przyszłości serialu, oczekiwałem przyzwoitego sci-fi ba zadowoliłbym się nawet tylko dobrym bo w końcu mamy ich poważny niedobór w serialowym krwiobiegu. Niestety nic z tego. Dostaliśmy kolejny procedural, który udaje że jest czymś więcej i ma pewne elementy science fiction. Nie jest tragicznie, niektórym ludziom się podoba i go zachwalają ja się zawiodłem i dlatego się tutaj wyżalę. Będzie też trochę zalet, ale tylko trochę.


Co najbardziej nie zagrało? Opowieść albowiem nie poświęcono jej należytej uwagi. W serialach kryminalnych mi to tak nie przeszkadza, niech sobie łapią przestępcę co tydzień, a coś ważnego niech się przejawia co parę odcinków. Tutaj jednak jest to niewybaczalne. Oczekuje zgrabnej historii, wykorzystania potencjału postaci i nowo wykreowanego świata. W Continuum średnio sobie z tym dano radę. W pierwszym odcinku nakreślono zarys fabuły - Kiera protektorka z przyszłości cofa się do naszych czasów wraz z grupką terrorystów. Oni walczą o zmianę przyszłości ona o zachowanie status quo. I tak sobie walczą przez dziesięć odcinków pierwszego sezonu. No prawie bo w międzyczasie ona zajmuje się sprawami z którymi poradziłby sobie przeciętny policjant, a oni znikają. Niestety nie ma ciągłości opowieści, nie widać żeby ona zmierzała do jakiegoś konkretnego punktu. Owszem są dobre odcinki jak z uwięzieniem na farmie, ale często ich punktem zapalnym jest przypadkowość. Jednak jeśli już terroryści działają według swojego planu chcą coś zmienić to serial wciąga i pokazuje, że ma potencjał. Tylko w większości niewykorzystywany. Jest lepiej niż w przypadku Alcatraz, ale to wcale nie usprawiedliwia Continuum. Najgorsze jest jednak to, że podczas cliffhangeru sezonu nie ma nic odkrywczego. Mieli za szokować, a tak na prawdę już podczas pilota miałem wrażenie i były przesłanki, że to tak się potoczy. Niezbyt umiejętnie łączono też flashbacki z przyszłości (brzmi idiotycznie, ale właśnie o to chodzi) z fabułą odcinków. Niby miało to jakieś odzwierciedlenie, była klamra otwierająca i zamykająca epizod, ale co z tego skoro mało co wnosiło to do wiedzy o bohaterach i świecie. Lost z ich przebłyskami chyba nigdy nie zostanie doścignięty.



Postacie to kolejna rzecz, która mnie poważnie rozczarowała. Kira na początku intrygowała by potem zacząć irytować. Owszem nie od początku się przystosowała do naszego świata, ciekawie się oglądało jak uczyła się jeździć samochodem czy używać komórki, ale potem doskonale wtopiła się w współczesność. Zdarzały się jej błędy, ale w zamierzeniu miały być elementem komicznym co na dłuższą metę irytowała. Niestety myliłem się też co do wątku romansowego. Pojawił się i ten, a co najgorsze został przedstawiony mało przekonująco. Brakowało mi u niej konfliktu wewnętrznego, niezdecydowania, wahania czy walczy po dobrej stronie. Praktycznie przez cały sezon to ta sama postać, która chcę wrócić do domu i walczyć z terrorystami. Jej partner również niczym szczególnym się nie wyróżnia. Twardy policjant, radzący sobie w każdej sytuacji, czasem będący przeszkodą niż pomocą. Bohater papierowy, jest bo jest, jakby zginął serial by wiele nie stracił, a może i zyskał. O wiele ciekawiej od niego wypadają postacie drugoplanowe z komisariatu - sprytna informatyczka co zawsze rozbawi i charyzmatyczny szef policji. Jednak to terroryści grają pierwsze skrzypce i to ich najciekawiej się ogląda. Na początku jak radzą sobie bez swojego szefa, a potem jak zaczynają walkę. Która jednak nie jest tak efektowna jak bym tego chciał. Jednak to wtedy gdy oni przejmują inicjatywę robi się najciekawiej. Każde z nich odmiennie się zachowuje, wierzy w swoje ideały i są gotowi walczyć za sprawę. Jest też buntownik, który próbuje odnaleźć się w nowym świecie na własnych warunkach. Może też poznać genezę ich przywódcy, a finałowy odcinek sporo namieszał w ich strukturach. To oni są główną siłą napędową serialu. Jest też, Alec czyli dobry duszek Kiery, który niestrudzenie służy pomocą ze swojej szopy. Autentycznie się go lubi od pierwszych chwil i mam nadzieje, że wykorzystają jego postać w przyszłości. mam tyko jedno zastrzeżenie - wszystko mu się udaje. Złoty chłopiec w mig pojmuje technologię przyszłości. Za bardzo mi to przypomina naukowców z Stargate. O ile tam mieściło się to w ramach konwencji tak tutaj w z pozoru realistycznym świecie jest to trochę naiwne.


Kolejny zarzut jest do wykreowanego świata. Tyczy się on większości filmów i seriali, ale tutaj za bardzo mi się to rzucało w oczy. Niby walka idzie o losy planety, a akcja toczy się tylko w Kanadzie. Walka nie ma ogólnoświatowego zasięgu, a ma miejsce tylko, przy całym moim szacunku dla Kanadyjczyków, na peryferiach. Nie mogę sobie wyobrazić żeby największe zmiany w naszym społeczeństwie dokonały się właśnie tam. Na przestrzeni całego sezonu o przyszłości dowiadujemy się tylko trochę więcej niż w pilocie. Kiera wykorzystuje futurystyczną technologię, ma swój bajerancki kombinezon i bezpośrednią komunikację z Alecem i jest to efektowne. Jednak mało tego i nie licząc paru wyjątków nie robią one wrażenia.



Serial ten trochę mnie zadziwia. Z jednej strony głupimi dialogami, naiwnym rozwianiem niektórych wątków czy zbytnie popuszczanie wyobraźni przez scenarzystów (wątek z grami i programowanym mózgiem - żenada). Z drugiej ciekawie przedstawiono paradoks dziadka i inne problemy związane z podróżami w czasie. Czy powinno się zmienić przyszłość jeśli ma się taką możliwość? Czy śmierć babki wpłynie na moje obecne ja? Czy jest możliwość powrotu do swojej przyszłości czy świat będzie już zmieniony przez nasze dokonania? Czy jesteśmy w stanie coś zmienić czy nasze wysiłki doprowadzą do dobrze znanej rzeczywistości. Trudne tematy, które nadzwyczaj udanie są tutaj rozwinięte. Może i nie rewolucyjnie, ale to całkiem dobra rzemieślnicza robota i ten aspekt serialu na pewno będę miło wspominał.


Muszę też pochwalić finałowy epizod. Pisałem, że cliffhanger był przewidywalny, ale już całość była dość emocjonująca. Ważne wydarzenia dla przyszłości ma się rozegrać (czemu tylko nie próbowano budować napięcia przez cały sezon?! odliczanie na pewno by pomogło), a Kiera będzie chciała w tym wziąć udział. Mamy piękna klamrę, symboliczne przekazanie pałeczki i rozpoczęcie kilku ciekawych wątków które m.in. zbliżenie teraźniejszości z przyszłością.  Jest też pewien smutny wątek za który muszę pochwalić scenarzystów. Chyba najlepszy motyw całego serialu.


Na końcu sezonu liczyłem trochę, że w finale dostaniemy przeskok w czasie o jakieś 5 lat. Aż się o to prosiła żeby ten sezon potraktować jako wstęp służący przedstawieniu postaci i położeniu podwalin, a dalszą część jako rozwinięcie z zaczątkami Sadtechu i widocznymi zmianami w strukturze świata. Dodać kilka wątków politycznych i jeszcze bardziej rozwinąć motyw Liber8. Niestety jeszcze do tego nie doszło i przy obecnym tempie mam obawy, że jeszcze może to trochę potrwać. Chyba, że zostaniemy pozytywnie zaskoczeni.



W jednej z finałowych scen pojawia się książka, która ma ukształtować przyszłego przywódcę rewolucji. Jest to Opowieść o dwóch miastach Charlsa Dickensa. Tytuł kiedyś obił mi się o uszy nie znałem jednak szczegółów, ale jako że zawsze chcę wiedzieć więcej to przeczytałem notatkę z Wikipedii. I w sumie założenia w przypadku Continuum są podobne. Obraz przyszłości jako przestroga, która powinna wpłynąć na bohaterów, którzy są w stanie(?) zmienić świat. Terroryści czy raczej rewolucjoniści nie są tutaj tylko krytykowani. Wiemy, że źle robią, ale cel mają szczytny. Kolejny raz muszę napisać, że to właśnie ci źli zostali dużo ciekawiej i głębiej przedstawieni niż prawi bohaterzy.


Jak to wszystko prezentuje się od strony technicznej? Całkiem znośnie. Efekty specjalne są lepsze i mniej plastikowe niż w V, urządzenia z przyszłości nie przypominają tanich chińskich zabawek i przez większość czasu wszystko sprawia wrażenie solidnie wykonanego. Zdarzają się wpadki, ale nie są one mocno irytujące. Wszystkie walki i strzelanie do siebie też całkiem zgrabnie zostało zmontowane. Umiejętnie używany slow motion również cieszy. Od strony aktorskiej jest już trochę gorzej. Rachel Nichols jako Kiera męczy, a przeważająca większość zaledwie poprawnie odgrywa swoje postacie. Na szczęście jest charyzmatyczny Kagame, którego zwykle ogląda się z przyjemnością. Wciela się w niego Tony Amendola czyli Bry'tac z Stargate SG-1. I nie jest to jedyny aktor ze świata Gwiezdnych wrót który się pojawia. Mamy jeszcze Jennifer Spence, Lexe Doing (ale pięknie się starzeje!) i kilku aktorów drugoplanowych z innych znanych produkcji sci-fi m.in. Tahmoh Penikett.



Czy polecam serial? Nie... nie chcę żebyście mieli do mnie pretensje. Fani spragnieni sci-fi na pewno już obejrzeli, a ci co jeszcze się wahają mogą zaryzykować bo jest szansa że w S02 sporo się zmieni jeśli scenarzyści nie pokpią sprawy. Jeśli jednak nie podobał wam się pilot nie oglądajcie dalej. Przyszłość sci-fi o dziwo zapowiada się nadzwyczaj interesująca i całkiem możliwe, że jest szansa na renesans gatunku. Dwa seriale dziejące się w kosmosie od Syfy (w tym jeden od Bryana Fullera!), Incursion od twórcy Spartacusa, Blood and Chrome i kolejne plotki o telewizyjnym Star Treku. Jeśli choć jedna z tych produkcji dostanie zamówienie to Continuum będzie jedynie średnio smakowita przystawką. Na danie główne musimy jeszcze poczekać.


Ilość odcinków - 10


OCENA 3/5


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz