poniedziałek, 10 listopada 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #110 [03.11.2014 - 09.11.2014]

Długie weekendy to jeden z najlepszych wynalazków współczesnej cywilizacji. Zamiast standardowych dwóch dni wolnego całe cztery. Człowiek nie wie co ze sobą zrobić i nie żal mu czasu na oglądanie serialu jak w przeciętną sobotę/niedzielę. Przez to udało mi się nadrobić kilka tytułów. Dawno w tygodniowym podsumowaniu nie było aż 11 odcinków. Szkoda, że większość okazała się być przeciętniakami. Choćby Constantine. Spore oczekiwania wobec kolejnej komiksowej adaptacji DC i ostatecznie serial bez magii. Podobno trzeci odcinek najlepszy, tak jak siódmy Gotham. Czy jednak mam ochotę osobiście to sprawdzić? 

Na szczęście z tygodnia na tydzień jest coraz mniej seriali do oglądania. Tak jakby. Stacja Lifetime skasowała Witched of East End po dwóch sezonach. W internecie nie było słychać lamentu po tym serialu. Natomiast anulowanie Selfie uszczęśliwi kilka osób. Karen Gillan powinna teraz znaleźć sobie normalną pracę przy porządnym serialu sci-fi. Słyszycie ludzie z Syfy? Takiej okazji nie można przegapić. 

Fani (i fanki, wiem, że są takie) Cullena Bohannona powoli mogą żegnać się z swoim ulubionym bohaterem. Powoli bo Hell on Wheels dostało zamówienie na finałowy sezon, którego ostatnie odcinki zostaną wyemitowane w 2016 roku. Czyli AMC kontynuuje swoją durną praktykę dzielenia ostatnich sezonów na pół. Szczęśliwsi (są tu tacy?) będą widzowie Forever bo serial mimo słabiutkiej oglądalności dostał zamówienie na całą serię. Na kolejny rok powróci Peaky Blinders, które cały czas umyka z mojego radaru.

W tym tygodniu kilka stacji wypuściło notki prasowe z datami finałów jesiennych seriali i premierami kolejnych. Najciekawsze jest info dotyczące ABC i ich Marvelowych tytułów. Bo jakżeby inaczej? Tak więc jesienny finał Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. odbędzie się 9 grudnia (czyli zostały tylko trzy odcinki), miesiąc później bo 4 stycznia zadebiutuje Marvel's Agent Carter, a Culson (jeśli wciąż będzie żył) wraz z drużyną powróci 3 marca. Skąd już tylko rzut beretem do premiery Avengers 2 i Daredevila. Jeśli ktoś bardzo nie może się doczekać pierwszej powojennej misji Peggy Carter to mam dla was prawie 3 minuty z serialu.

Dzisiaj  będzie tylko o jednym zamówionym serialu. Anthem od Showtime opowie o nowej wojnie domowej w Stanach Zjednoczonych. Dramat polityczny od kablówki? Proszę bardzo. Przypomina, że Syfy pracuje nad adaptacją DMZ, komiksu od Vertigo również o współczesnej wojnie domowej tylko z innej perspektywy (dziennikarz na Manhattanie, tytułowej strefie zdemilitaryzowanej). Polecam.

Nie lubię tego typu wiadomości bo zazwyczaj rozbudzają tylko nadzieje. Jednak napiszę o tym, a co. Pushing Daisies może powrócić! Pracę nad musicalem wciąż trwają, prowadzone są również rozmowy z Netflix o "zaginionym sezonie". Bardzo chciałbym jeszcze raz zobaczyć cukiernika, Chuck i Emersona.

Tradycyjną dawkę rzeczy do obejrzenia zaczyna króciutki teaser Orphan Black. Kwiecień tak daleko, a ja tak bardzo stęskniony za Tatianą Maslany. Drugi i ostatni trailer to zapowiedź Fortitude. Brytyjczycy umieją w kryminał.

Mało do oglądania? Nie martwcie się bo na deser czołówka Too Many Cooks. Jest to intro z nieistniejącej komedii z lat '80 parodiujące tego typu otwarcie. Przeradza się jednak w coś niespodziewanego. Coś niepokojącego i szokującego. Warto wytrzymać 10 minut. Tylko potem będzie ciężko wyrzuci z głowy too many cooks. Too many cooks... too many cooks...

SPOILERY

Arrow S03E05 The Secret Origin of Felicity Smoak 
- kolejny odcinek Arrow oglądany na raty. Zapowiadało się dobrze. Dynamiczny początkowy montaż z ćwiczącymi parami podkreślający nienormalność bohaterów. W przeciwieństwie do Felicity mającej dość normalny poranek. Zabawne sceny, krótka rozmowa z Palmerem (więcej ich!) oraz "niespodziewana" wizyta mamusi. I gdzieś w tym momencie odcinek zaczął męczyć. Główna intryga z Brother Eye była słabiutka, nie czuć było zagrożenie wiszącego nad miastem. Felicity wiele nie zrobiła by powstrzymać zagrożenie. Zamiast tego skupiono się na jej osobistych problemach i relacjach z matką, które wcale nie potrafiły mnie zainteresować. Dobrze, że nie zredukowano Felicity do damy w opałach i sama się uratowała, ale finał mocno rozczarował.
- w międzyczasie było dużo, bardzo dużo koszmarnych wątków i scen. Ollie wyrzucający Thee korzystanie z pieniędzy jej ojca. Pewnie, lepiej by siostra nie miała gdzie mieszkać. Kolejnym przykładem jest pani Smoak nie umiejąca korzystać z komórki, posiadająca smartwatch i odbierająca maila. Coś mi się tutaj nie zgadza. I ten nachalny kontrast w stosunku do córki! Koronę najdurniejszych historii dalej z dumą i tą samą miną nosi Laurel. Jaką logiką przejęła władzę w mieście nie mam pojęcia. Bo pełni funkcję p.o. prokuratora generalnego? Toż to głupie. I czemu jest p.o. skoro niecały rok temu była zawieszona?! Jej zachowanie było tłumaczone emocjami po śmierci siostry tylko to nie prawda. Ona ma taki charakter i kolejny raz jest to podkreślane. Proszę niech w końcu zginie. Chciałbym by rodzinka Lanców podzieliła los Argentów z Teen Wolf.
- jak wypadł origin Felicity? Nijako. Zakochana haktywista, superwirus, chłopak idzie do więzienia, a ona farbuje włosy i zmienia sposób ubierania się. Cóż za piękny wątek! I ta niesamowita scena gdy FBI zgarnia chłopaka w środku miasta. Bo wiecie, aresztowania w mieszkaniu są przereklamowane.
- ostatnia scena wypadła bardzo fajnie. Roy śni o zabici Sary. Czy to wspomnienia? Czyżby został przez kogoś zmanipulowany? Pachnie mi to Ligą Zabójców.

OCENA 3/6

Brooklyn Nine-Nine S02E05 The Mole
- spokojny odcinek, zabrakło salw śmiechu w moim wykonaniu. Było trochę nietrafionych motywów i zabrakło ciętych dowcipów. Przez cały odcinek dobry humor mnie nie opuszczał, ale serial przyzwyczaił mnie do wyższego poziomu. Jednak była jedna scena, która mi wynagrodziła zawiedziona oczekiwania. Monolog Holta gdzie w poetycki sposób użala się nad swoim życiem w towarzystwie Scully'ego i Hitchoocka. Z jednej strony ekranu bijąca powaga z drugiej mój śmiech i cicha prośba by ta scena trwała jak najdłużej.

OCENA 4/6 

Constantine S01E01 Non Est Asylum
- kolejny komiks DC trafił do telewizora (już 2 tygodnie temu...) i jestem zawiedziony. Czekałem na Constantine, pokładałem w nim sporo nadziei i niestety srogo się zawiodłem na pilocie. Wydawał mi się strasznie chaotyczny, jakby twórcy chcieli za dużo pokazać. Przy czym paradoksalnie niósł ze sobą niewiele informacji. Dostaliśmy strzępy informacji o bohaterach przy czym tylko Constantine budzi jakieś emocję co jest zasługą świetnego Matta Ryana. Lucy Griffith niestety została wycięta z serialu. Jej niewinność pasowała do Johna i wraz z nią można by poznawać ten świat. Zamiast tego tak po prostu odeszła.
- w pilocie podobały mi się efekty specjalnie. Widać, że serial sporo kosztował. Lepiej jednak jakby kasę włożyli w porządnych scenarzystów. I proszę nie mówicie mi, że zwiększona aktywność demonów (ziew...) wiąże się z nadchodzącą apokalipsą. Bo tak to wygląda.  
- przeszkadza mi jeszcze ledwie zarysowanie problemów Johna. A tak stracił duszę, szczegół nie rozmawiajmy o tym. Przez to wszystko mi się wydawało obojętne. Tak jak walka z demonami. Może i wyglądała efektownie, ale też była obojętna.
- po rozczarowaniu serialem chyba muszę zacząć czytać komiks.

OCENA 3/6

Constantine S01E02 The Darkness Beneath
-Constantine wygląda jak serial sprzed ~10 lat. Nie pod względem efektów specjalnych czy sposobu reżyserii. To bym jeszcze przebolał. Chodzi o sposób prowadzenia historii. Drugi odcinek to zwykła proceduralna sprawa, która ma pasować do teorii, że zło rośnie w siłę. Duchy górników były fajnym pomysłem, ale na tym koniec. Śledztwo słabe, dużo przypadku, a konfrontacja z siłami nieczystymi to jakiś żart. Nie czuć też efektów zaklęć. W Supernatural gdy Winchesterowie zaczynali inkantować coś łaciną robiło to wrażenie. Tutaj jest to kolejna scena.
- niby można obaczyć niedoskonałości proceduralnej sprawy wprowadzenie do serialu Zed. Tylko, że jej wątek też nie jest specjalnie ciekawy. Mimo, że mieszkała w miasteczku była od niego oderwana. Brak chemii w relacjach z Johnem. Zadziwia mnie też ignorancja bohaterów, którzy praktycznie między sobą nie rozmawiają tylko przerzucają się zdaniami dotyczącymi wątku głównego. Rekcja Johna na rysunki ze swoją podobizną? Brak zaskoczenia. Serio? Dupa, a nie master of dark arts skoro nie intryguje go takie odkrycie. Jedyna fajna rzecz w tym wątku to użycie kultowych grafik z komiksu, które nawet taki amator jak ja je poznaje.
- w sumie aroganckie zachowanie Johna w większości przypadków mi się podoba. Tak jak dialogi. Tylko proszę, niech będzie ich mniej w przyszłości. Momentami już nie chcę się ich słuchać.

OCENA 2.5/6

Sleepy Hollow S02E07 Deliverance
- serial nareszcie zaczął robić większy użytek z Katriny i rodzinki Crane'a. Dalej nie kupuje romansu z Jeźdźcem, ale podobają mi się relację mąż/żona jakie z tego wynikają. Z jednej strony miłość Ichaboda do żony, z drugiej jego nieufność względem niej. Przez te trudne stosunki dochodzi ciągle między nimi do napięć. Na szczęście nie mieszają w to zazdrości o Abbie. I niech nawet nie próbują bo ten wątek może zniszczyć serial. Przyjaźń między tą dwójką bardzo dobrze wychodzi w tym serialu i dodanie głupich miłostek mogłoby dużo zepsuć.
- supernaturalna ciąża Katriny dobrze wyszła. Odliczający czas do narodzin demona i zagrożenie życia sprawiło, że był to intensywny odcinek. Pikanterii dodał demoniczny Henry, który ponownie potwierdził niemożliwość ocalenia jego duszy. Był w stanie poświęcić własną matkę by sprowadzić Molocha na ten świat. Co istotne jego plan się udał. Nie w 100% bo pewnie nie tego oczekiwał, ale jakaś forma jego pana trafiła na nasz świat. Dobrze, intryga się zagęszcza w połowie sezonu i coś mi się wydaje, że końcówka może przybrać apokaliptyczny rozmiar.
- nie podobała mi się jedna rzecz w odcinku. Brak Jenny. Żona jego przyjaciela potrzebuje pomocy, gra toczy się o najwyższą stawka, a ona nie jest nawet wspomniana. To nie ma prawa tak wyglądać.

OCENA 4.5/6

Star Wars Rebels S01E03 Fighter Flight
- to był zaskakująco przyjemny odcinek. Zupełnie niepotrzebnie bałem się infantylnego humoru. On jest, ale udaje mu się i mnie zabawić i nie patrze na serial z zażenowaniem. Jest przygoda i ja się z niej ciesze. podobały mi się ewoluujące relację między Ezrą, a Zebem i to jak pogłębia się między nimi przyjaźń. Brakuje mi takiego serialu w kosmosie tylko z żywymi aktorami. Na szczęście Rebels sprawdza się jako substytut. Najśmieszniejsze, że cała draka zaczęła się od wyprawy po owoce, a skończyła na kradzieży TIE fightera. Było dzięki temu dużo efektownej akcji i ładnie nakręconych scen. Oswajanie się Ezry z mocą też dobrze się ogląda, ale wolałbym gdyby pokazali sceny z jego treningu.

OCENA 4/6

Star Wars Rebels S01E04 Rise of the Old Masters
-nareszcie pojawił się trening Ezry. I nie poszedł zbytnio po myśli nauczyciela jak i ucznia. Było komicznie i fajnie się to oglądało. A potem było jeszcze lepiej. Wyprawa po Luminarę i wpadniecie w zasadzkę sprawiły, że ten odcinek okazał się najlepszym z dotychczas wyemitowanych. Ocenę dodatkowo podbiła walka na miecze świetle. Jak oni się ładnie bili! Inkwizytor jest potężny i bawił się z Kananem. Na szczęście choreografia jest równie udana co w The Clone Wars i jest na co popatrzeć.
- nie mogło też zabraknąć humoru. Jak choćby powracający żarcik o cudach i cytowanie Yody. Z coraz większe przyjemnością włączam kolejne odcinki.

OCENA 4.5/6

The 100 S02E03 Reapercussions 
-jaki uroczy tytuł odcinka! Wykorzystuje mitologię serialu, jest twórczy i nie banalny. Nic nie spoileruje, ale opowiada o czym w dużej części będzie odcinek. Można go też odnieść do wielu scen i wątków. Niby detal, a jak cieszy.
- jeszcze zanim przejdę do odcinka - początkowy montaż z previously on uświadomił mi jedną rzecz. Otóż dzieciaki nie są wcale bezpieczne w Mount Weather i nie zostali uratowani z altruistycznych pobudek. Ich krew ma prawdopodobnie takie samo działanie co Grounders. Nie zdziwiłbym się gdyby teraz ją badali, a potem dzieciaki by powoli znikały. Lub w nocy potajemnie by z nich była odpompowywana krew. Motyw jak z horroru, ale dobrze pasujący do serialu.
- bo pierwsza scena na pewno była horrorowa., niezwykle intensywna i trzymająca w napięciu. Przerażające odgłosy ludzi w klatkach, wiszące niczym zwierzęta zbiorniki na krew i przechadzająca się pani doktor. To było świetne. Bardziej pasowałoby do The Walking Dead niż serialu The CW. Szczególnie to co działo się później. Zsyp na ciało, podróż  wózkiem na zwłoki i próba utrzymania kruchego sojuszu Anyi z Clarke. By uciec musiały sobie zaufać, ale nie potrafiły tego zrobić. Musiały walczyć ramię w ramię, ale dalej pozostały wrogami. Co tylko potwierdza ostatnia scena i przypomnienie finału. Clarke zabiła 300 wojowników, tutaj nie będzie łatwych pojednań między tymi obozami. Zbyt dużo ich różni i nawet wspólny wróg nie jest wystarczającym bodźcem do chwilowego zawieszenia broni.
- w Camp Jaha było równie ciekawie. Napięcie między Abby, a Kanem nie zniknęło, tym razem podsycane jeszcze przez major Byrne. I tutaj mamy tradycyjny konflikt między cywilami i wojskowymi. Jeszcze jest on w początkowej fazie, ale rozwinie się. Wszystko na to wskazuje. Zwłaszcza jak Kane nie będzie teraz w obozie. Scena batożenie Abby była fenomenalnie pokazana. Trochę głupio, że tak postępują z lekarzem, ale z drugiej strony psychologicznie powinno to zadziałać na resztę ocalałych. Wiecie co było najlepsze w tej scenie? Wcale nie dosadny sposób w jaki pokazano ból Abby i jej hart ducha. Mnie bardziej ruszyło jak Kane musiał ze sobą walczyć by wykrzyczeć kolejny raz again. Nie chciał tego robić, ale musiał. Nie kupuje tylko przekazania władzy Abby. Jasne, członkini rady i szanowana przez społeczeństwo, ale zbyt łatwo do tego doszło. Sama scena i rozmowa między tą dwójka gdy dostaje przypinkę z oznakami władzy miała w sobie zbyt wiele patosu. Zabrakło tylko powiewającej flagi w tle. I to chyba jedyny problem jaki miałem w tym odcinku.
- pamiętacie jeszcze czasy gdy Finn był kompasem moralnym bohaterów? Mi też ciężko sobie je przypomnieć mimo, że nie minęło od nich zbyt dużo czasu. Przy czym nie ma się wrażenie, że postać zachowuje się out of character. To wydarzenia wojny, zaginięcie Clarke i kalectwo Raven tak na niego wpłynęły. Widział zbyt dużo i przekroczył granicę, o której mówił Bellamy. A nawet kolejną. Był w stanie dokonać egzekucji na skutym więźniu, nawet go to nie ruszyło. Jeszcze. Nie mogę się doczekać by zobaczyć konsekwencję tego czyny. Tylko gdzie zaprowadzi ich mapa sporządzona przez jeńca? Przecież oni wcale nie mają dzieciaków, którzy bezpiecznie podziwiają ocalałe dzieła sztuki w Mount Wheather.
- wątek Ocatavi dalej mnie zadziwia i podoba mi się bardziej niż powinien. Heroina pokazuje swój charakterek i wojowniczość, prosto dąży do celu i wydaje się, że rzeczywiście jest wojowniczką. Tylko bańka pryska podczas starcia z Reapers. Przeżyła, ale robiła głównie za statystkę, zaledwie ocalając życie liderce Grounders. Wiecie co mi się jeszcze podobało w tym wątku? Tubylcy mówiący własnym językiem. Świetnie wpływa to na immersję podczas oglądania i pokazuje poziom kreatywności serialu.
- serial w tym odcinku wyjawił współpraca Weatherman z Reapers i rzucił kolejną tajemnicę - tajemniczy projekt Cerberus. Zbyt mało danych by spekulować, ale z pewnością będzie to coś związanego z eksperymentami genetycznymi lub praniem mózgu.
- muszę jeszcze pochwalić reżyserię. Całość to porządna rzemieślnicza robota, było jednak kilka detali cieszących oko. Jak oglądanie Grounders przez lunety, świszczące strzały koło kamery, ujęcie z chłostania Abby czy efekt podczas wydostanie się Clarke na zewnątrz.

OCENA 5/6

The Good Wife S06E07 Old Spice
- współczuje osobą, które dzięki internetowym zachwytom włączyły The Good Wife i trafiły na Old Spice. Zapewne spodziewały się dojrzałego dramatu prawniczego, a dostały... coś dziwnego. Tak chyba to najlepsze określenie tego odcinka. Zwłaszcza wątku Elsabeth i Josha Perottiego. Ich związek jest słodki i niepokojący zarazem. Biję od nich chemią, są od siebie tak bardzo różni, a przyciągają się z niesamowitą siłą. Ta para nie pozostawia obojętnym i albo się pokocha ich zachowanie lub na zawsze znienawidzi. Ja to kupuje z całym inwentarzem. Cóż z tego, że była jakaś sądowa sprawa, Cary znowu mógł trafić do więzienia, Alicja zmagała się ze swoją wiarą, a firma walczyła o nowe lokum skoro to właśnie Carrie Preston i Kyle MacLachlan ukradli ten odcinek. Nie umniejszając oczywiście pozostałym wątkom umiejętnie operującym na granicy komedii i dramatu.

OCENA 5/6

The Walking Dead S05E04 Slabtown
-cóż za nudny odcinek. Czekałem na historię Beth i pokazanie dużo miasta więc tym bardziej się rozczarowałem wydarzeniami. Historia zbyt oderwana od głównej linii fabularnej, a młoda panna Green nie jest w stanie udźwignąć na swych wątłych barkach własnego wątku. W duecie z Darylem doskonale się sprawdzała. Iskrzyło między nimi, a kontrast potęgował zaciekawienie jej wątkiem. Teraz została rzucono w mrowie nowych postaci przez co odcinek oglądało się z bez tego napięcia znanego z poprzednich epizodów sezonu. Dostaliśmy kolejną grupkę ocalałych z którymi coś jest nie tak. Porozrzucano dużo znaków zapytania, ale przez ogólną bierność Beth, której oczami poznawało się rezydentów szpitala nic nie potrafiło zaciekawić. Dramaty postaci były zbyt wydumane. Dobrze, że przynajmniej finałowa scena ucieczki dała radę. Sprawnie wyreżyserowana, prześwietlone i wyciszone zdjęcia po ucieczce na wolność oraz ciemność i przebłyski światła podczas kolejnych strzałów - mogło się podobać. Tylko kompletna głupota z zakończeniem tego wątku. Beth miała pistolet i nie udało się jej uciec, a jej kulawy towarzysz dał radę. I jak inni wychodzą z budynku? Nie mają alternatywnej drogi? Ogólnie dużo dziur w historii grupki ze szpitala.
- najlepszy w odcinku był cliffhanger. Carol!? Co się stało, jak się znalazłaś w szpitalu? Co się z tobą dzieje? Oby to nie ona była nadchodzącą ofiarą na mid-season. Twórcy zapowiedzieli, że kogoś zabiją, a to ona jest teraz najbardziej zagrożona. W następnym odcinku niestety wątek Abrahama więc znowu szykuje się przestój.

OCENA 3.5/6

Z Nation S01E06 Resurrection Z 
-  jak to, znowu zabili materiał na głównego bohatera? Dziwne pomysły ma na sobie ten serial. Za Garnettem na pewno nie będę tęsknił bo był to jeden z najnudniejszych bohaterów. Jestem jednak ciekaw jak serial będzie wyglądał bez niego i czy zajmie się w końcu przedstawianiem historii poszczególnych postaci czy dalej będzie ich traktował po macoszemu/ I oby jego śmierć zbytnio nie wpłynęła na luźną atmosferę serialu.
- jaki był sam odcinek? Nudnawy. Zbyt spokojny i mało emocjonującą walką na końcu. Jakby bohaterów też mniej było przez co oglądało się go z obojętnością. Kult zombiaków był dziwaczny, ale to nic nowego w tym serialu. Fajnie wypadł Murphy jako zombie Jezus. Głupie i śmieszne. Tak jak zabicie zombiaka mikserem. Nie wiem czy to było bardzie zabawne czy obrzydliwe.
- ucieszył mnie minimalny występ Citzen Z, który spinał klamrą cały odcinek. Średnio jego obecność pasuje do serialu i niech jego występu zostaną ograniczone do minimum.

OCENA 3/6

1 komentarz: