poniedziałek, 17 listopada 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #111 [10.11.2014 - 16.11.2014]

W mijającym tygodniu było kilka anulowań więc zacznę od tych lepszych wiadomości. Mniejszego kalibru jest przedłużenie przez kanadyjską stację Saving Hope na czwarty sezon. Czemu piszę o serialu o szpitalach? Bo gram tam Erica Durance i Michael Shanks, którzy utkną w nim na kolejny rok. Widzowie Graceland od września musieli martwić się o losy swojego serialu. Trzymanie kciuków opłaciło się - 13 nowiutkich odcinków w przyszłym roku. Jedak prawdziwe emocje wzbudziła notka prasowa z zeszłego poniedziałku od Showtime. Homeland dostaje piątą (12 odcinków), a The Affair drugą serię (10 odcinków). Carrie daje radę w tym sezonie, a niepozorny serial o związkach jest jednym z hitów tego roku mimo słabiutkiej oglądalności. Tak mówią internety. Ja Homeland odpuściłem po słabej połowie drugiej i nudnej trzeciej serii. Wrócę po finale tego sezonu bo głosy mówiącej o poziomie znanym z początków historii są zachęcające. 

Mniej szczęścia miały dwa dramaty TNT i komedia CBS. Perception znika z anteny po trzeciej serii, a Franklin & Bash skończy się na 4 sezonie. Ktoś płacze? Nie? Tak myślałem. Trochę zdziwiło mnie anulowanie The Millers. Mamy początek sezonu, to nowości powinny żegnać się z widzami, a nie serial powracający na drugi rok. CBS złożyło w tym roku sporo zamówień i jakoś musi robić miejsce w ramówce. Tym bardziej, że już zdążyli po przedłużać nowości.

Miałem ograniczyć pisanie o zapowiedziach seriali. Miałem, bo zbytnio się nie da patrząc co szykują dla nas stację telewizyjnej. Największy shocker to Ash vs. Evil Dead. Tak, Evil Dead powraca! Jako serialowa kontynuacja Armii Ciemności z Brucem Cambellem. Picze nad serialem będzie sprawował Sam Raimi czyli twórca oryginału. Groteskową destrukcji sił nieczystych zaserwuje Starz czyli będzie brutalnie i seksownie. Cicho liczę na angaż Jane Levy nie koniecznie powtarzającej swoją rolę z reamake'u.

Radosna rozrywa to nie wszystko bo w przygotowaniu dwie dość ambitne pozycje będące próbą zmierzenia się z klasykami. Serialowa adaptacja Fundacji Asimova zostanie stworzona specjalnie dla HBO przez Jonathana Nolana. Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć o kim i o czym piszę? Stacji powoli kończą się seriale i muszą inwestować w nowe marki, które przyciągną widzów. Jednak bardziej od stacji cieszy mnie nazwisko Nolana. Czytając z nim wywiady o Person of Interest odniosłem wrażenie, że to szalenie inteligenty facet, który rozumie problemy współczesnego świata. Teraz czekam na info mówiące o dołączeniu do producentów Grega Plagemana, z którym tak dobrze się rozumiał. 

Amazon próbuje namieszać na serialowym rynku i nawiązać rywalizację z Netflix jednak średnio im to wychodzi. Wciąż pamiętam katastrofę jaką okazał się odcinkowy Zombieland. Tym razem zamówili siedem pilotów z czego jeden jest szalenie interesujący. The Man in the High Castle czyli adaptacja książki Philipa K. Dicka z alternatywną historią gdzie Niemcy wygrali II wojnę światową. Jeszcze nie czytałem (tak, wstyd mi), ale myślę, że książka by idealnie do mnie trafiły. Dlatego tak bardzo nie mogę się doczekać by sprawdzić wizję Ridleya Scotta. W obsadzie m.in. zjawiskowa Alexa Davalos, Rupert Evans, Rufus Sewell, i DJ Qualls. 

Jako ciekawostkę, o której szybko zapomnę, traktuję Hap and Leonard: Odd Couple. Lata '80, Teksas, klimat noir, sztuki walki i ambitne podejście do seriali stacji Sundance. Sześć godzinnych odcinków na początku 2016 roku.   

Zwiastuny mam dla was trzy. Coś nowego, coś starego i coś śmiesznego. Nowa jest pierwsza zapowiedź Bosh od Amazonu. Szykuje się podobne podejście do zbrodni co The Killing. Nie moje klimaty, zwłaszcza gdy z czasem ostatnio krucho i ledwo ogląda swoich ulubieńców. Szkoda bo w innej rzeczywistości dałbym serialowi szansę. Stary jest zaległy zwiastun Ascension, które zbliża się wielkimi krokami. Śmieszna parodia Gotham w postaci Gotham Origins. Uwaga nie murgać, w filmiku można wyłapać nawiązania do Batmana i jego ikonicznych wrogów.

SPOILERY

Arrow S03E06 Guilty
- scenariusz pełen dziur i dialogi pisane pięć minut przez kręceniem odcinka. Tak wyglądał ten odcinek. I pomyśleć, że całkiem fajnie się zapowiadało. Tak do 9 minuty. Potem połączono wątek Laurel i Arrowa, wrzucono do tego zazdrość i irracjonalną nieufność przez co po dłuższych rozmowach bohaterów trzeba było sobie robić przerwy by nie nie zostać sprowadzonym do ich poziomu. Nawet mi się nie chcę pastwić nad poszczególnymi scenami. Było źle nie licząc scen walki (i głupiutkiego pościgu). Szkoda tylko, że scenarzyści nie wiedzą jak używać komiksowych motywów. Strzała z rękawicą? Serio? Jakby to jeszcze było podano z lekką ironią, ale nic z tego. Albo Cupid, stupid. Jakie to było drętwę. Znowu odruchowo musiałem pacnąć się w czoło.
- flashbacki w tym sezonie są potwornie nudne. Niech coś się wreszcie zacnie dziać bo jedynie służą jako ekspozycja do postaci, które pewnie pojawią się w teraźniejszości lub wytrych by wprowadzać rozwiązania potrzebne współczesnym bohaterom. Jak ta żałosna medytacja. Wciąż nie wiem czemu Oliver przekonał się, że nie Roy zabił Sarę. Przecież nic takiego nie powiedział...
- w zamierzeniu główny wątek odcinka miał korespondować z relacjami Roy/Arrow. Założenia założeniami, a reżyseria swoje. Zamiast dać więcej scen Roy/Ollie to trzymano go na uboczu, a przekaz był zbyt chamski. Gdzie subtelność ja się pytam?
- Laurel używa wpływów by oczyścić Granta z zarzutów. Nóż się w kieszeni otwiera gdy ogląda się taką bohaterkę.

OCENA 3/6

Brooklyn Nine-Nine S02E06 Jake and Sophia 
- doskonałe! Tytuł adekwentny bo to właśnie ta dwójka była najśmieszniejsza w tym odcinku. Sophia to trochę taki żeński Jake tylko inteligentniejsze i trochę bardziej opanowana. Chciałbym oglądać ją w serialu jak najdłużej. Zwłaszcza nie mogę się doczekać jej interakcji z resztą ekipy z 9-9, która ma alergię na prawników. Sophia i Amy? Poproszę jak najszybciej. Tak jak ich zabawy z pestką awokado, o którym dzisiaj tyle opowiadali.
- zabawne były kłótnie Charlse'a i Giny. I nie chodzi tylko o dobrze rozpisane dialogi, ale też ich zachowanie. Jak jego niski głos czy ona go delikatnie uderzająca. Cóż za idealne wyczucie. I ta końcówka. Przyszłość rysuje się kolorowo.
- najmniej zabawny (a i tak cholernie śmieszny!) był wątek Amy i wyborów do związków. Gdy wraz z Rosą przychodziły do Holta przypominały bardziej dziewczynki z podstawówki niż policjantki.

OCENA 5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S02E07 The Writing on the Wall 
- przez pewien okres czasu Arrow było lepsze od Agentów pod niemal każdym względem. Było i dawno temu. Teraz oglądanie tych dwóch seriali po sobie nie wpływa na przychylną opinię o przygodach Szmaragdowego Łucznika. Agenci za to z każdym odcinkiem coraz bardziej błyszczą. Utworzyli już swój świat, a teraz bezpiecznie poruszają się w obrębie znanych wątków i motywów. Skye ładnie podsumowała to na początku odcinka - wszystko jest ze sobą w jakiś sposób powiązane. Nie dziwiłbym bym się gdyby był to zaledwie wierzchołek ogromnej piramidy. Jasne, wydarzenia w serialu nie zatrzęsą światem Marvela, ale z pewnością stanowią istotny dodatek.
- ten odcinek był świetny pod wieloma względami. Były dwa równolegle prowadzone wątki skupiające się na dwóch historiach. Wszystko było częścią większej całości i mocno rozwinięto kilka historii. Najbardziej tajemniczy wątek czyli wskrzeszenie Culsona jest wzorowo prowadzony. Dramatyczny początek zapowiadający kulminację i wyjawienie prawdy. Fajnie poprowadzono powolne popadanie w szaleństwo przez Culsona oraz sposób stopniowego ujawniania faktów z projektu Thaiti. I ostateczne wyjawienie czym są znaki. Plan tajemniczego miasta odkryty dzięki pamięci genetycznej kosmity starszego niż piramidy. Wow, jednak serial będzie miał rozmach. I czyżby to byli Kree eksperymentujący na ludziach i ich zaginione miasto?Do filmu Inhuman jeszcze szmat czasu, ale wygląda jakby Marvel już kładł pod niego pierwsze klocki.
- niby wątek Warda trochę mnie irytował ostatnio, ale nie można mu zarzucić zanudzania widza. Było kilka zabawnych scen oraz umiejętne operowanie napięciem i tajemnicą. Nie mogę się przestać cieszyć podczas oglądania całej drużyny umiejętnie współpracującej by złapać Warda, który wymyka się im niczym obślizgły gad. Przy okazji odcinek potwierdził jedną z moich teorii. Grant w swojej chorej główce ubzdurał sobie, że wciąż jest agentem SHIELD i dostarczył Culsonowi prezencik w postaci wysoko postawionego agenta Hydry. No ciekawe jakie tajemnice wyjawi. Ja liczę na kolejne wspomnienie Struckera. A może jakiś delikatny hit o bliźniakach przed Avengers 2?

OCENA 5/6

Sleepy Hollow S02E08 Heartless 
- po tylu odcinkach dobrze było zobaczyć razem Crane'a z Katriną. Niby cały czas była obecna, ale dopiero teraz stanowiła integralną część serialu. I szkoda, że wracamy do tego co było. Dużo bardziej wolałbym ją oglądać razem z Abby niż w nudnym związku z Abrahamem. Jednak mimo wszystko optymistycznie patrzę na kolejne odcinki. Teraz skoro Moloch został sprowadzony na świat stawka pójdzie w górę. Wciąż marzy mi się by finał sezonu rozpoczął apokalipsę.
- polowanie na sukubba była ok. Nic nadzwyczajnego. Jednak prowadziło do kilku ciekawych rzeczy. Niecodzienne sojusze. Crane musiał współpracować z Hawleyem, a Abby z Katriną. Było ciężko, mocno się od siebie różnią jednak w końcu doszli do porozumienia. Tylko szkoda, że zapowiada się kolejny trójkąt miłosny... Wątek uwodzicielskiego demona miał jeszcze jedną fajną rzecz, tradycyjną dla tego serialu - design postaci. Sukubb wyglądał jak diablica, a pokazanie jak się żywi kamerą umieszczoną centralnie miedzy nią, a ofiarą było ciekawym posunięciem. Przerażające dziecko też na propsie.

OCENA 4/6

The 100 S02E04 Many Happy Returns
- uwielbiam w tym sezonie nieśpieszny sposób prowadzenia historii i płynącą swoim nurtem historię. Zamiast rzucać kolejne sceny, pokazywać kilkadziesiąt rzeczy na raz i dawać nudne twisty serial ilustruje świat w własny sposób. Chciałbym więcej seriali pisanych w ten sposób.
- w odcinku działo się dużo dobrego. Bardzo dużo. Tym razem ruszono cztery główne wątki i żaden z nich wnosił coś nowego. Najbardziej czekałem by zobaczyć gdzie wylądował Jaha. Okazało się, że trafił do rodzinki wygnańców żyjącej na pustyni. Pokazano powoli nawiązujące się stosunki z wygnańcami i wolniutko dokładano kolejny cegiełki do worldbuildingu. Przez większość czasu było zaledwie ciekawie, a potem scenarzyści dołożyli. Choroba popromienna i poważna deformacja twarzy dziecka, wspomnienie syna Jahy (zawsze jest dobrze torturować postacie) i ostateczne zakończenie tego wątku. Robimy wszystko by przeżyć. Nasz były kanclerz zbyt się nie zdziwił, że został sprzedany. Ale to dobrze, pozwoli to pokazać Grounders (a może to zupełnie inna frakcja ma inną nazwę?) w innym świetle.
- strasznie lubię wątek Raven w tym sezonie. Pełna życia kobieta musi się teraz zmaga z własnym kalectwem, powoli dojrzewa by je zaakceptować. Najlepsza scena była oczywiście ta gdy sama, bo przecież musi zrobić to sama, próbuje wspiąć się na maszt, ale nie jest w stanie. Potem dostają odrobinkę nadziei, ale wiemy, że nigdy nie zostanie do końca wyleczona. Chcę zobaczyć jak sobie poradzi podczas jakiegoś najazdu tubylców i boję się co scenarzyści dla niej wymyślą.
- historia misji ratunkowej Bellamyego i Finna skupiła się w jednym miejscu - na krawędzi klifu i dla nich odcinek miał tylko tam miejsce. Znowu testowano moralność bohaterów i pokazano jak bardzo złożony jest Bellamy. Niby wie, że należy ratować Clarke i jak ważna jest misja ratunkowo, ale wciąż liczy się dla niego to jedno życie, które może tu i teraz uratować. Jednak jest to rzecz, którą musiał zrozumieć. Udanie też pokazano, że bohaterowie by przeżyć muszą współpracować, pojedyncze akty odwagi są daremne. Ciesze się z powrotu Octavi i ogromnie jestem ciekaw jak wypadnie jako łącznik między dwoma światami.
- niektórzy pewnie będą psioczyć na postać Morphyego, że nie ma na niego pomysłu i raz jest tym złym by teraz ratować swojego dawnego kata. Tylko, że jego zachowanie jest normalne. Jest typowym oportunista. Gdyby pozwolił umrzeć Bellamyemu nic by nie zyskał. Ich stosunki są coraz bardziej napięte i zróżnicowane. Tym bardziej czekam by zobaczyć jego współpracę z Finnem, który trochę się do niego upodabnia.
- na koniec Clarke. Cream de la cream. Jak ja ją ostatnio uwielbiam oglądać czemu się sobie bardzo dziwię. Tym bardziej w duecie z Anyą. To był odcinek drogi, próba przeżycia i lepsze poznawanie się dwóch liderek z lekkim zarysowaniem różnic między dwoma światami. Drapieżność Anyi (to wygryzienie sobie nadajnika!) z chwiejącą się moralnością Clarke idealnie ze sobą współgrały. Kulminacją było starcie na pogorzelisku po bitwie. Cóż to była za walka! Jak sceneria zniszczonego świata i stosunków między dwoma ugrupowaniami idealnie współgrała z tymi dwiema postaciami. I ta brutalności. Ten serial mnie zadziwia. Nawet Arrow gdzie przecież główny bohater przez jakiś czas zabiał nie był tak dosadny (czy może tak delikatnie przerysowany) pod względem pokazywania krwi.
- przez pierwszą serię miało trochę frajdy z wyłapywania głupich rozwiązań. Ten sezon nie dawał mi do tego pretekstu, pozornie do tego odcinka. Gdy zobaczyłem balon zdradzający pozycję Jaha Camp chciałem krzyczeć na głupotę bohaterów zdradzających swoją pozycję i wyklinać scenarzystów. Zupełnie niepotrzebnie. Tutaj pokazano bujanie w głowie naukowców i nieprzystosowanie niektórych ludzi do nowej sytuacji. Pojawiło się wojsko i od razu zdało sobie z tego sprawę. Brawo.
- ostatnia scena trochę mnie zaskoczyła. Trochę bo spodziewałem się, że wejście do obozu w środku nocy nie będzie dobrym pomysłem. Tylko śmierć Anyi była niespodziewana. Liczyłem na więcej Dichen Lachman w tym sezonie dlatego szkoda, że to jej koniec. Jednak jej zgon pasuje do serialu. Gdy sytuacja się poprawiła, jest szansa na porozumienie, głupia ludzka pomyłka zrodzona z psychozy i paranoi sprowadza katastrofę.

OCENA 5/6

The Flash S01E05 Plastique 
- chyba ostatnio za dużo seriali mam na swojej watchliście bo oglądając takie seriale jak The Flash odbieram je jako gorsze niż są w rzeczywistości. Ten odcinek nie był jaki tragiczny. Miał dobry pomysł na poprowadzenie człowieka-bomby, rozbudowywał relację między postaciami, dodawał sporo do świata i miał kilka fajnych humorystycznych scen. Tylko co z tego jak przez większość czasu zgrzytałem zębami i niektóre szczegóły przeszkadzały mi w oglądaniu. Może i oczekuje za dużo logiki od scenariusza, ale niektóre rzeczy mnie zwyczajnie irytują. Takie wojsko - namierza potencjalną terrorystkę (już abstrahując od tego, że ich broń strzela pociskami z nadajnikiem gps...), wchodzą do laboratorium gdzie być powinna po czym wychodzą. Nikt mi nie wmówi, że przeszukali teren. Przecież powinni znaleźć ślady po wyjmowaniu kuli, ba w takim wypadku powinni zrobić dokładne przeszukanie i trafić na cele z meta-ludźmi. Inny przykład? Oddział wojskowy, uzbrojony w karabinu udaje się na posterunek policji wyposażony w karabiny, jakby obawiali się, że zostaną zaatakowani. Albo fala uderzeniowo po eksplozji. Widać, że zbliża się do miasta, a ostatecznie rozchodzi się przy brzegu, a generałek tłumaczy się z prób nowej broni. Tak, próby przy zaludnionym mieście, bo wiecie, Stany to mały kraj bez poligonów doświadczalnych.
- irytujące było też zachowanie bohaterów. Cały wątek Barry/Iris powinien być puszczany na warsztatach dziennikarstwa podczas lekcji wyjaśniających jak nie pisać relacji między dwoma postaciami. To co się dzieje między tą dwójką to jakaś nędzna farsa z ćwierćinteligentami. A właśnie inteligencja bohaterów - Barry niby taki super mądry, a tego nie widać. Nie potrafię zrozumieć czemu powiedział, że generał zamordował Bette. Dla mnie była to samoobrona, a nie morderstwo. I jeszcze co do generała - od pierwszych scen było widać jaka jego postać będzie. Typowo stereotypowe przedstawienie i prowadzenie twardego wojskowego, z którym będą kłopoty.
- fajne były za to efekty specjalne i tajemniczy wątek z Wellsem. Cóż za tajemnice zna z przeszłości, że chciał wykreślić z obrazka generała? I cóż za plany miał wobec Grodda? Obyśmy nie musieli długo czekać na wprowadzenie goryla jako złoczyńcy do serialu. Trochę więcej campu się przyda serialowi. I dramatu. niech uśmiercą kogoś np. Joe.
- i proszę niech ten Cisco się zamknie i nie wygłasza swoich czerstwych żartów.

OCENA 3.5/6

The Walking Dead S05E05 The Choice
- odcinek był lepszy od poprzedniego, ale dalej daleko mu do początku sezonu. Znowu pokazał losy zaledwie grupki głównych bohaterów przez co trochę irytował. Dwa odcinki bez Ricka i Daryla to już przegięcie. Zwłaszcza, że Abraham nie jest w połowie tak interesująco postacią. Jasne, flashbacki trochę pogłębiły jego osobowość, pokazały tragiczną utratę żony i dzieci oraz nowej życiowej motywacji, której potem i tak został pozbawiony. Może jego historia nie interesuje dlatego, że jest rudy? Albo jest zbyt krótka w serialu? Nie wiem.
- Maggie i Glenn robili za statystów w tym odcinku, wielka szkoda bo od dawno nie dostali jakiegoś ciekawego wątku. Brakuje mi też pokazania ich siły. Po tym co przeszli powinni być bardziej przekonujący w konfliktach z Abrahamem.
- historia Abrahama nie był dla mnie zbytnim zaskoczeniem. Od dawno było z nim coś nie tak. Ponadto udało mi się zaspoilerować twist z podróżą do Waszyngtonu. Liczyłem na trochę dramatyczniejszą końcówka. Abraham go pobił, ok, ale dziwie się, że inni przyjęli to raczej ze spokojem.
- sceny akcji fajne. Zwłaszcza użycie armatki wodnej do ataku na zombiaki. Szkoda, że starcia z niemilcami dawno już straciły swój urok.

OCENA 4/6

2 komentarze:

  1. Czesiek wandalu spoilerowałeś mi serial!

    OdpowiedzUsuń
  2. co to Walking Dead zgadzam się, odcinek niezbyt ciekawy, ale w przypadku tego serialu przyzwyczaiłam się już do tego, że jedynie początek i końcówka sezonu są dobre, a środek raczej przeciętny... pozostałych seriali nie oglądam

    OdpowiedzUsuń