wtorek, 14 lipca 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #145 SDCC [06.07.2015 - 12.07.2015]

Mówi wasz kapitan. Proszę o zapięcie pasów, zbliżamy się do lądowania. W San Diego gorąco, bardzo gorąco.

Jak co roku o tej porze kalifornijskie miasto zmienia się w Jerozolimę miłośników popkultury, a te kilka intensywnych dni jest świętem. Gdzie twórcy chcą się pochwalić tym co przygotowali, wielbieni aktorzy są czczeni niczym półbogowie, a fani szaleją z ekstazy mogąc oglądać ekskluzywne materiały. SDCC. Cztery magiczne literki dające tyle radości. Cieszymy się z kolejnych ujęć, wywiadów, trailerów, obrazków, zapowiedzi bo potem czekać. Długie miesiące. Dlatego ja nie będę narzekał. Będę fanował. Na krytykę przyjdzie czas. W dzień święty święcę. I popadam w refleksję. Jaki ten świat jest wspaniały i czemu to szczęście nie może trwać cały rok? Spontanicznie postanowiłem porzucić Killjoys i Dark Matter. W świetle nadchodzących tytułów "dobry serial" to za mało. 

Jednak przed przeglądem Comic-Conowych newsów wiadomości je poprzedzające i organizacyjne. Nie będę pisał o wszystkim. Jedna osoba nie jest w stanie obejrzeć i przeczytać wszystkiego co chcę, a co dopiero napisać solidną relację. Będzie krótko i tradycyjnie. O rzeczach, które przyciągnęły moją uwagę, serialach mnie interesujących i wydarzeniach ważnych. Nie będzie opisów paneli i szczegółowych spoilerów. Będzie piguła informacyjna po której poczujecie się lepiej. Zapraszam. 

Pierw będzie po przedłużeniach. Jak mówiłem okres San Diego Comic-Con to czas radości, a nic nie raduje tak jak dodatkowe odcinki ulubionego sezonu.Najważniejsze - Teen Wolf z 6 sezonem. I znowu 20 epizodów. Serial dwa lata później niż Buffy opuszcza liceum i jestem niesamowicie ciekawy co z tego wyjdzie. Do obejrzenia również zwiastun dalszej części sezonu. Z moich seriali jeszcze nowiutki Scream dostał zamówienie. Bohaterowie którzy przeżyją wrócą za rok więc nie ma mowy o antologii. Czy ja wrócę dopiero się okaże. Ostatnie przedłużenia, które mnie interesują (bo trzeciej serii dla Salem nie liczę) to 8 sezon dla Adventure Time, które MUSZĘ zacząć oglądać i 30 odcinków w trzech seriach dla South Park (to już 23 sezon w 2017 roku), które kiedyś chciałem nadrobić.

Tradycyjnie mówiło się o serialowych filmach. Pytanie Nathana Filliona/Jossa Whedona o filmową kontynuacją Firefly to już smutna tradycja. Efekt wiadomy. Chcą, nie mogą, może kiedyś. Na pocieszenia komiksowa kontynuacja Leaves on Wind. Jako film może skończyć również Hannibal. Podobno obecnie jest to najprawdopodobniejsza opcja. Trochę prostsza sprawa jest z Community. Dan Harmon i Alison Brie (widzieliście ją w Lip Sync Battle? nie? to klikać tutaj) mówili, że prędzej dopełnienie kultowego hashtaga #sixseasonsadnmovie niż apokryficzna 7 seria. Nie zdziwiła mnie chęć Kristen Bell i Roba Thomasa do kontynuacji Veroniki Mars. Tutaj możliwa jest również miniseria. Fajnie jak chociaż jeden z tych projektów zostanie zrealizowany. 

Chwilę przed prawdziwym trailerowym mięskiem miszmasz. Jedyna smutna wiadomość to opóźnienie powrotu Twin Peaks do 2017. Znam przynajmniej jedną osobę, która zasmuci się ta wiadomością. W zamian 18 zamiast 9 odcinków. David Linch i Mark Frost dalej za sterami. Mniejszego kalibru są nowinki castingowe. Margo Martidale w The Good Wife to dobra wiadomość. Czuć wysęp godny Emmy. Natomiast fana Marvela i Daredevila uraduje debiut pewnej greczynki w czerwieni mającej słabość do sztyletów sai i ślepych prawników. W Elektrę wcieli się Elodie Young, której umiejętności walki można było podziwiać w G.I. Joe: Retaliation. O choreografie się nie martwię. Liczę jednak, że w tym sezonie jednak nie będzie Bullseye. Elektra, Punischer i Kingpin. Na razie starczy.

Zastanawiałem się od czego zacząć przegląd trailerów. Stacjami? Dniami? Gatunkami? Co wybrać na początek? Chyba udało się znaleźć odpowiedni klucz, a zaczynam od śmietanki, best of the best, filmików, które zmusiły mnie do szukanie szczęki w piwnicy. Gdzie najbardziej się zaskoczyłem i wstrząsnąłem. To też cztery (bo czemu by nie?) seriale na które obecnie najbardziej czekam i liczę na długie i owocne związki.

Pierwszym strzałem w pysk była zapowiedź Ash vs. Evil Dead. Jestem fanem trylogii Sama Raimiego, uwielbiam Bruca Campbella i Lucy Lawless, a stacji Starz ufam. Jednak to co zobaczyłem zaszokowało mnie. Nie krew, która leje się hektolitrami, ale lekkość, geriatryczny humor, samoświadomość marki i autoironia scenariusza. Szykuje się szalona przygoda składająca hołd klasycznym częścią, ale dająca też coś od siebie. Będzie krwawo, brutalnie i z jajcem. Tak jak powinno być. Premiera w Święto Dyni, Darmowych Cukierków i zarazem w dzień gdy wszystkie potwory robią sobie wolne.

O zmianie jaka zaszła na stacji MTV pisałem już kilkakrotnie. Może i produkują kiczowate Szory z Trybsonami i przestali się znać na muzyce, ale nauczyli robić młodzieżowe seriale. Teen Wolfem zachwycam się choćby dzisiaj i przy każdej sposobności zachęcam do nadrabiania. Kolejnym wielkim hitem może być adaptacja książek Terry'ego Brooksa The Shannara Chronicles. Gdy usłyszałem o tym serialu fantasy miałem przed oczami Legend of the Seeker. Budżetową przygotówkę. Dlatego zdziwiły mnie entuzjastyczne twitty z niespodziewanych miejsc po publikacji trailera. Obejrzałem i przyłączam się do chórku. A wy jak? Nie mówicie, że nie urzekły was krajobrazy Nowej Zelandii, filmowy rozmach i mash up fantasy z post-apo. Ja jestem zauroczony. Przecież to wygląda bardziej naturalnie niż nie jedno filmowe fantasy z Hobbitem na czele. Stacja sypnęła kasą i widać efekty. Tylko martwi mnie brak wyrazistych postaci na zwiastunie. Manu Bennett i John Rhys-Davies to solidne nazwiska, ale ciężar odpowiedzialności spoczywa na barkach młodych aktorów, a to zawsze wielka niewiadoma. Premiera w przyszłym roku. 

 Nie mniejsze wrażenie zrobiło na mnie Into the Badlands. Serial o sztukach walki ciekawił mnie od samego początku. Tyle mi wystarczyło. Oglądałem zdjęcia, czytałem wiadomości i cierpliwie czekałem. Po obejrzeniu zwiastuna czekam niecierpliwie. Urywki scen walki mi się podobały, zdjęcia, plany, a bohaterowie zaciekawili. Jednak nic mnie nie przygotowało na świat tego serialu. Jest to autorski dzieło, nie żadna adaptacja, remake, ekranizacja, reboota, kontynuacja. Wykreowany świat przypomina XIX wieczne amerykańskie plantację zmieszane z latami '20 (samochody, motocykle) i westernem. wszystko zakrapiane w stylistyce post-apo. Lekki camp z komiksowymi postaciami i przyjemnie lejąca się krew dopełnia całości. Optymistyczna część mojej natury czeka na świetny serial. Pesymistyczny duszek na ramieniu wie, że będzie sprawdzał wyniki oglądalności z drżeniem serca. Premiera w listopadzie. Dobry czas bo opadną już nowości z stacji ogólnodostępnych, a widzowie po zalewie chłamu będą chcieli coś ambitnego.

Na koniec wielkiej czwórki jedyna kontynuacja. Jasne, mógłbym tu wrzucić trailer nowych lub starych Żywych trupów lub Wikingów. Zasługiwaliby na to. Ja chcę tutaj uhonorować serial, który podczas ostatniego seansu mocno krytykowałem. Było to pięć lat temu., a mowa o Heroes Reborn. Tak, dalej się ekscytuje tym powrotem. Możliwe, że do września i premiery, że skończy się jak 24: Live Another Day, ale ja wolę się cieszyć tym co jest. A  pokazany fragment wygląda fenomenalnie. Świat się zmienił, ludzie z mocami są dyskryminowaną mniejszością, tropieni, prześladowani i zabijani. Alegoria nierówności społecznych jak dawni X-Meni. Prawdziwych bohaterów już nie ma, ale są potrzebni. Jak mówi tagline sezonu "Where are the heroes?". Zapowiedź składa hołd pierwszym serią, ten samym motyw muzyczny, narracja Noaha, powracający bohaterowie i lekko mistyczny klimat, który tak przyciągał do oglądania. Szczególnie w ostatnim, pięknym wizualnie ujęciu. Wiecie co mnie jeszcze cieszy? Reborn ma być zamkniętą historią z szansą na kontynuacje. Ma też wyjawić co stało się z znanymi bohaterami. Chciałbym by ta seria odniosła sukces by w następnej móc zobaczyć Saylara, Petera lub Clare. Tęsknie. Oby do września.

O kolejnych powracających serialach za chwilę. Pierw będzie o nowościach. Zasługują na większą uwagę bo za rok mogą nie pojawić się w San Diego. Ale przewrotnie zarzucę teaserem powrotu X-Files. Promo maratonu i kilka sekund z 10 sezonu. Podobno wystarczyło by kilka milionów serc zabiło trochę szybciej. Mnie o wiele bardziej ruszyła kolejna zapowiedź The Expanse. Niby nic nowego nie pokazali, ale dalej ma się wrażenie, że nadchodzi najlepsze sci-fi od czasu Battlestar Galactica. Słabiej wypada Colony. Kupuje inwazję kosmitów w każdej formię, tak jak totalitarne rządy. Jednak dramat rodzinny z Sarah Wayne Callies, Joshem Hollowayem od Carltona Cusea już nie. Stylistycznie przypomina mi trochę grę Homefront więc sprawdzę. Dużo chętniej zajrzę do innej dyktatury. The Man in the High Castle. Alternatywna wizja drugiej wojny światowej gdzie naziści i Cesarstwo Japońskie dokonały rozbioru USA. Kolejne sci-fi z rozmachem gdzie nie szczędzono pieniędzy. Rozczarowały mnie trochę dwa horrory. Damien, kontynuacja Omena, nie straszy, a Outcast brakuje klimatu, którego było więcej na plakatach i komiksowych kadrach niż filmowej zapowiedzi. Brudnego klimatu mroków późnego średniowiecza nie brakuje na 30 sekundowej zajawce The Bastard Executioner. Kurt Sutter wiedział jak zrobić serial z motocyklowym gangiem w małym miasteczku, poradzi sobie z rycerzami, katami i wiedźmami. Szkoda, że nie ma rycerzy na motocyklach... Jeśli jednak ktoś będzie miał ochotę na coś lżejszego to Con Man internetowa miniseria ufundowana na portalu crowdfundingowym to idealny wybór. Zwłaszcza dla fanów Firefly, Nathana Filliona i Alana Tudyka. 

Tyle nowości z San Diego. Scifi, fantasy, period drama. Normalka z mojej strony. Dlatego w oddzielnym akapicie bardziej przyziemne nowości już nie z Comic-Conu. Billions od Showtime z Damianem Lewisem o świecie finansjery zapowiada się solidnie. Od tej samej stacji zajawka 5 serii Homeland. I jest słabo. Niestety. I na koniec Show Me a Hero. HBO + David Simon = worek nagród.  

Po krótkiej przerwie wracam do ciekawszych gatunkowo seriali. Tych które wszyscy oglądają. Czyli zombie. AMC chwali się złożonym z nowych scen trailerem The Walking Dead (nakręcono 7 odcinków) i pierwszą dłuższą zapowiedzią Fear The Walking Dead. Ten pierwszy serial przedstawia lokalny konflikt, a drugi opowiada o początkach epidemii. Przypomina trochę pierwszy akt World War Z - dramat rodziny z pandemią w tle. Jeśli komuś wciąż mało truposzy to 11 września wraca Z Nation.

Inny wielki serial współczesnej telewizji był wyjątkowo skryty. Data San Diego Comic-Con nie sprzyja Game of Thrones, który jest akurat przed zdjęciami do 6 serii. Co dziwne nawet nie wyjawiono nazwisk aktorów dołączających do obsady. Czyżby premiera kolejnego sezonu została opóźniona? Może panikuje, ale to trochę niepokojące. Na pocieszeni zabawny filmik, który można było obejrzeć na panelu. BTW: Winter is coming!

Co słychać w Wielkiej Brytanii? Sherlock i Watson odwiedzają wiktoriański Londyn na prawie 1,5 minutowym materiale, Doctor Who dalej lata po czasie i przestrzeni w amerykańskim stylu, a do tv wpada we wrześniu, spotykając na swojej drodze między innymi Aryę Stark (Jenny?). Nie cofnie się jednak do X wieku. W tą wędrówkę zabierze nas History i ich Vikings. Kolejny rok, kolejna fenomenalna zapowiedź.

Niestety Marvel i The CW bez mocnych materiałów promocyjnych. Seriale były, promowały się, pokazano nawet nowy kostium Olivera Queena, który teraz będzie kazał nazywać się Green Arrow. Czwarta seria ma być klimatycznie luźniejsza i większy nacisk ma zostać położony na cywilną historię Olivera Queena, jakby chciano przypomnieć, że to nie tylko wojownik pod kaputerem. W tym sezonie zadebiutuje również Mr. Terrific. Natomiast w 2 serii The Flash zobaczymy Patty Spivot (!), Jaya Garrica, Wallego Westa, Dr. Zooma, rozwiną się moce Cisco, wróci Grood, Barry początkowo będzie pracował sam z powodu traumy po poprzedniej serii,a główna oś fabularna ma kręcić się wokół alternatywnej ziemi. Na długim materiale filmowym głównie powtórka z zeszłego sezonu, ale jest też teaser nadchodzących wydarzeń.  Pokazano również nową zapowiedź Legends of Tomorrow, ale poza fajnym wykonaniem składającym homage komiksowym źródłom nie ma tutaj nic nowego. Ujawniono również, że w serialu prócz Hawgirl wystąpi również Hawkman. Nie zapomniano o czwartym serialu rozszerzającym uniwersum DC/CW. Anonimowany Vixen wciąż bez daty premiery, ale z zwiastunem. Gościnnie Arrow i Flash z głosami oryginalnych aktorów. Plotkuje się też o Megalyn Echikunwoke, która podkłada głoś tytułowej bohaterce, w jednym z fabularnych seriali. Potwierdzono również crossover Arrowa i The Flasha w grudniu i zapewniono o dalszym przenikaniu się historii.

Fani Agent's of S.H.I.E.L.D. i Agent Carter niepocieszeni. Do zobaczenia jedynie recap drugiej serii Agentów. Skromnie. Poza tym ciekawa anegdotka jakoby scenarzyści rzucali rzutkami w portrety postaci i w ten sposób decydowali kogo mają uśmiercić. Jakie to Whedonowskie! Jednak jest coś na co trzeba rzucić okiem - muzyczny pojedynek aktorów z dwóch komiksowych seriali ABC. Głupie, ale jakże zabawne! Warto też poszukać wywiadów z Clarkem Greggem i Chloe Benett gdzie wygłupiają się przed mikrofonem.

I na koniec jeszcze dwa wideo recapy. The 100 i Person of Interest. Ten drugi filmik zakończony krótkim teaserem 5 serii. Oba seriale dopiero w mid-season więc trzeba pogodzić się z brakiem nowych scen. Niestety bo to jedne z najlepszych seriali sci-fi w obecnych ramówkach stacji.

Uffff to by było tyle. Bardo skrótowo ledwie zahaczając o dany temat. Jeśli ktoś ma jakieś pytanie niech śmiało zostawi komentarz.

SPOILERY

Killjoys S01E03 The Harvest
Bardzo podoba mi się jedna rzecz w tym serialu - daje nam złudzenie, że nie jest to procedural. Kolejna sprawa wynika z charakterystyki i przeszłości bohaterów oraz rozwiązań fabularnych poprzedniego odcinka. Killjoys lecą na obcą planetę odszukać męża prostytutki z którą sypia Johnny. Prosta sprawa, która troszkę się komplikuje. Dostaliśmy plantację oraz niewolniczą pracę oraz dezerterów. Stylistycznie przypominało to Daleki Wschód, a szczególnie Wietnam dzięki nalotom z finału odcinka. I znowu przyjemnie się oglądało dzięki relacją między postaciami, ale dalej to jedynie guma dla oczu. Nie ratują tego też wątki poboczne. Przygody Da'vina z panią psycholog (zgłębianie postaci, która dalej jest bardzo typowa) oraz śledztwo Dutch, które do niczego nie prowadzi. Serial cierpi też na brak ekspozycji. Zarzuca nas nazwami własnymi, ale za mało mówi o świecie. Lubię gdy jest budowana potężna mitologia i wiarygodne uniwersum, ale musi być to robione z głową. Widzę różnice społeczne, kulty religijne, rasizm, zależności między korporacjami i różnorodność na planetach układy. Jednak nie mogę sobie tego poukładać i zbudować wiarygodnego świata przedstawionego. Znam elementy układanki, ale nie mam pojęcia jak do siebie pasują.

OCENA 4/6

Mr. Robot S01E03 eps.1.2_d3bug.mkv
W tym odcinku Elliot nikogo nie szantażuje, nie niszczy (zasłużenie) czyjegoś życia, a radzi sobie ze swoim. Po ostatnich wydarzeniach próbuje zidentyfikować błąd jaki popełnił, zmienić swoje życie, odciąć się od fsocity i wtopić się w tłum. Dziewczyna, siłowania, kawa ze Starbucksa. Normalne życie szaraczka do którego nie jest stworzony, a które tak starał się zbudować. Sceny z Sheilą są fajne, pasują do siebie jako dwoje outsiderów niemogących znaleźć miejsca na tym świecie. Jest to raczej pewnego rodzaju zrozumienie i to jest fascynujące w ich związku, który paradoksalnie ma być kolejną zasłoną dla Elliota. Zasłoną, która opadnie bo główny bohater nie może uciec od kłopotów w jakie się wpakował. Dalej jest manipulowany przez Pana Robota i ostatecznie akceptuje swoją rolę. Świetne sceny z Darlą i postacią Slatera. Czuć napięcie widza, zrozumienie dla dręczonego bohatera i fatalizm sytuacji, który go dopada na końcu.

Odcinek rozwija też innych bohaterów. Pokazuje związek Angeli i Olliego i charakteryzują ją jako tą dobrą dziewczynę, która zawsze pomoże, a jego jako zdradzającego mężczyznę, który nie zasługuje by z kimś być. Dlatego tak bardzo podobała mi się ich konfrontacja gdy on wyznał jej, że jest szantażowany. To Angela była za tym by ulec hakerom, dać im dostęp do firmy by uratować swoje życie. Ollie tego nie chciał, może motywował się tylko pracą, ale mi się podoba interpretacja gdy okazuję więcej moralności od swojej dziewczyny. Swoją drogą nie widzę w przyszłości związku Elliot/Angela. Mają fajne przyjacielskie relację i tyle.

Najwięcej nowego pokazano o Winnicku. Tajemniczy i ambitny tymczasowy CEO okazał się biseksualną krzyżówką Machiavellego i Makbeta. Po trupach dąży do osiągnięcia swojego celu, wykorzystuje ludzi i stawia przed sobą ambitne cele. Nie kontroluje do końca swoich emocji, ma popęd do agresji co w przyszłości może doprowadzić do mocnych scen. Tutaj niemal całkowicie opanowany płaci bezdomnemu by móc go pobić. Co jednego jeśli coś go wścieknie? Jego żonka jest równie interesująca. Z początku wydaje się, że żyje pod uciskiem męża by w ostatniej scenie między nimi pokazano ich skomplikowane relację. Fetysz sadomaso kobiety w ciąży, posłuszny małżonek i ona snująca plany o ich potędze. Zupełnie niespodziewanie robi się tutaj galeria intrygujących postaci pobocznych. 

Serial jest o współczesnych technologiach i krytyce konsumpcjonizmu. Wygłasza i pokazuje truizmy w taki sposób by trafiały do widza. Nie ma czegoś takiego jak idealne życie, a wirtualne zagrożenia są jak najbardziej realne. Nie da się też poznać człowieka przez internet. Elliot, który twierdzi, że zna każdego bo może go shackować, myśli że poznał Shelię jest zdziwiony jej hobby bo życie potrafi zaskakiwać, a to co zdobywały w internecie to suche dane, które mogą kreować fałszywy wizerunek.

Fsociety jednak istnieje. Darla jest jak najbardziej realne. Ale Mr. Robot? W tym odcinku wchodził w interakcję tylko z Elliotem, inni go ignorowali w sytuacjach, w których nie powinni. Czekam na twist w stylu Fight Club. Serial dużo czerpie z prozy Chucka Palahniuka i filmu Finchera i ten zwrot akcji byłby naturalnym rozwiązaniem wywracającym serial do góry nogami. Stanowiłby też pewną trudność w kreacji fabuły, ale po tych trzech odcinkach jestem pełen wiary w twórcę.

OCENA 5/6

Scream: The TV Series S01E02 Hello, Emma
Mam pewien problem z tm serialem. Dwa pierwsze odcinki mnie wciągnęły mimo, że nie były bardzo dobre. Oglądało się je przyjemnie i budziły zaciekawienie. Zwłaszcza gdy serial próbował straszyć i naigrywał się ze swojej konwencji dzięki narracji Noaha. Podczas męczącej sceny o romansie nastolatków mówi on, że romans zawsze jest wciskany tam gdzie nie powinno go być. Jakby serial zdawał sobie sprawę z swoich błędów i wad. To samo było w pilocie gdzie powątpiewa w sukces slashera w tv. Tylko co z tego? Zamiast robić dekonstrukcję i bawić konwencją Scream powiela błędy, które wyśmiewa. Boli mnie to bo filmy mistrzowsko operowały formą. Dobrze, że przynajmniej nowe technologie są wzorowo wykorzystywane do siania strachu, a rozmowy telefoniczne dalej są mocne. Jeszcze tylko jakby bohaterowie byli ciekawsi. Na razie nie będę płakał za żadnym trupem. Co ciekawe serial wprowadził postać dziennikarki. I w przeciwieństwie do Gale Weathers i stereotypów tego zawodu wygląda całkiem sympatycznie. Mam nadzieje, że tutaj to nie pozory, których jest w serialu całkiem sporo. Kto kim manipuluje? Kto jest złoczyńcą i jakie sekreciki mają postacie? Chcę wiedzieć.

OCENA 4/6

Teen Wolf S05E02 Parasomnia
Zaskakujący odcinek bo dotyczył głównie dwóch nowych postaci. Tracy nawiedzana przez koszmarne wizje i niepokojące sny okazała się kolejną ofiarą mrocznych doktorków. Czyżby zamienili ją w wilkołaka bez żadnego gryzienia, a jedynie manipulując jej biologią? Jeśli są do tego zdolni już w pierwszych odcinkach sezonu to jak daleko mogą się posunąć w jego trakcie? I o co chodzi z tymi martwymi ptakami i czemu tak nie lubią Scotta?! Pytania, pytania, pytania. I bardzo dobrze. Jest ciekawa historia, budowana przez niesamowity klimat horroru korzystając z nowej postaci z którą można szybko sympatyzować.

Równie dużo miejsca dostał Theo. Tajemniczy nowy wilkołak, który przybył do miasteczka i chcę dołączyć do watahy Scotta w najmniej odpowiednim momencie. I wszystko wydawało się obsesją Stilesa, niezrozumiałym lękiem przed nową twarzą, jakby bał się, że nowy rozerwie watahę. Scott zaufał Theo, on ufa wszystkim. I wydawało się, że to tylko paranoja Stilesa. Aż do samego końca. Theo okazał się zmiennokształtnym, który zapolował na Dylana i Masona. Czemu? Tajemnica, oczywiście. Jednak ta scena nie rozwiałaby wątpliwości, widzowie wciąż zastanawialiby się czy jest tym dobrym czy złym. Serial postanowił nie bawić się w tworzenie niepotrzebnych tajemnic i dał rodzinną scenę z Theo. Gdzie przesłuchuje rodziców, a potem łamie tacie rękę by podpis przeniesienie do szkoły zgadzam się z tym sprzed 8 lat, wszystko by uspokoić podejrzenia Stilesa. Czemu? Tajemnica! Skręca mnie bo chcę wiedzieć co się dzieje, ale zarazem uwielbiam ten stan.

Serial powoli psuje relację między postaciami. Na razie są to nieznaczne gesty, słowa i kłamstewka, ale będzie gorzej. By było lepiej (?). Mi się szczególnie podobała scena gdy Stiles się wścieka bo Scott mu nie ufa, rozwala sobie rękę ze złości, a Scott pełen zrozumienia go leczy. Pociągnięto tutaj fajną paralele związaną z jeepem. Psuje się się tak jak ich relację i naprawia wtedy gdy Scott leczy przyjaciela.

Inne:
- doktor McCall, ha! W ogóle podoba mi się jak rozwija się szkolny wątek bohaterów. Nie wszyscy radzą sobie z nauką (Malia), a niektórym rosną ambicję (Scott). Jestem ciekaw co serial zrobi po opuszczeniu liceum w 6 sezonie.
- Mason wie o wilkołakach! Kolejna osoba w stadzie. Niedługo więcej osób w Beacon Hills będzie świadome kim jest Scott niż nie wiedziało o supernaturalnych zjawiskach.
- Dylan i jego nemezis - nudne! Jednak wilkołaczek całkiem nieźle działa jako comic relief, trzeba mu to przyznać.
- wymiana zdziwionych spojrzeń między Kirą i Lydią gdy zorientowały się, że Scott wybrał się na zaawansowaną biologię!
- nauka jazdy Malii i jej wizja z wypadku + wspomnienie Desert Wolf i jej imię na tablicy Stilesa. Czyli i w jej przeszłości będziemy grzebać w tym sezonie. Family reunion poproszę.
- szwankujące moce Kiry. Przypadek? Nie sądzą. Może ma to coś wspólnego z ostatnią burzą i Dzikim Gonem?

OCENA 4.5/6

Teen Wolf S05E03 Dreamcatchers
Serial zrobił bardzo chamską rzecz. W poprzednim odcinku przedstawił Tracy i jej problemy. Zrobił z niej ofiarę, z którą widz mógł sympatyzować i przejmować jej losem. Trudna sztuka, ale się udało. W tym odcinku robi z niej antagonistę, potężnego przeciwnika, który morduje ludzi i stanowi zagrożenie dla bohaterów. Ponadto jest ona bezwładnym narzędziem i nie działa świadomie przez co jej sytuacja jest tragiczna. Zwykła dziewczyna śmiertelnym wrogiem. Kibicuje się jej, współczuje, ale chcę by została pokonana. Złorzeczy gdy krzywdzi bohaterów, ale trzyma kciuki by przeżyła. I tak się dzieje. Poniekąd. Malia, która była za tym by ją uśpić ratuje jej życie, powstrzymuje swoje dziedzictwo krwi, udowadnia że nie jest taka jak Peter czy Desert Wolf po to by zaraz byś świadkiem śmierci odratowanej Tracy. Zaskakujące i mocne. Lubię gdy serial bawi się z widzem i jego uczuciami.

W odcinku podobała mi się duża rola postaci kobiecych. Można by to powiedzieć, że to one odegrały kluczową rolę. Wiadomo, Tracy. Jednak wszystkie trzy aktorki z głównej obsady miały sporo do roboty. Spędziły trochę czasu na zabawnej nauce jazdy samochodem, a potem wzięły udział w wydarzeniach głównej historii odcinka. Malia okazała się silniejsza od Scotta i to ona pierwsza pozbyła się paraliżu. Kira w efektowny sposób walczyła z Kanimą i uzyskała power upa. Jej nowe umiejętności wyglądają widowiskowo, a aura duszka, która ją otacza taka fajna! Lydia dalej używa swojego daru banshee i odnajduje kolejne trupy. I na końcu odcinka zostaje poważnie ranna. Czy to te wydarzenia sprawią, że zacznie się uczyć samoobrony znanej z flashforwarda? I kto zostanie jej mentorem?

Doktorzy cały czas są przerażający. Podoba mi się, że big bad nie czai się w tle, nie jest cieniem lub niedopowiedzeniem, a działa otwarcie. Dopiero drugi tydzień nadawania serialu i już bohaterowie są świadomi, że ktoś pociąga za sznurki, a dotychczas mierzyli się tylko z marionetkami. Ich design dalej zachwyca zabawą konwencją, a eksperymenty są interesujące. Oni nie robią nadnaturalnych stworzeń tylko modyfikują ludzi dlatego popiół z górskiego dębu na nich nie działa. Tylko czy pierw mordują swoje ofiary i bawią się w doktorów Frankensteinów? Bo do czego innego te dołki? I do kogo należy drugi? Theo? Donovan? Z tym drugim trochę timeline się rozjeżdża. A może jego historia jest niepowiązana z Doktorami?

Inne:
- popowe piosenki tak słabo dobrane, tak psują fajne sceny. Paradoksalnie w serialu MTV najsłabiej wypada oprawa muzyczna
- walki w odcinku dalej widowiskowe. Jest dobrze, chyba zatrudnili niezłego choreografa.
- Donovan znowu grozi papie Stilesa. Nieładnie. Stiles rozładowuje sytuacje żartem z jego wybuchu i aluzją by spróbował w stylu Christophena Walkena. Mistrz! Jednak boję się tego wątku. Skoro na scenie postawiono strzelbę prędzej czy później wystrzeli.
- papa Stiles randkuje z mamą Lydii? To było zaskoczenie. W sumie pasuje mi, że między nim a mamą Scotta dalej jest przyjaźń, a nie związek romantyczny.
- miny Masona i to jak reaguje na kolejne informację o wilkołakach. Dobrze jest widzieć nową twarz wchodzącą w świat serialu, która pokazuje jak bardzo rozrosła się mitologia.
- sekcja Tracy była creepy. Wyciekająca rtęć niesmaczna, ale ruchy pod kręgosłupem obrzydliwe. I gdy myślałem, że to koniec jej plecy się rozstąpiły i wyszedł kręgosłup. Jedna z najmocniejszych scen w serialu.

OCENA 4.5/6

3 komentarze:

  1. Czemu nie ma żadnego czarno-skórego na screenach. Dyskryminacja !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam. W ramach poprawy następnym razem nie będzie białego heteroseksualnego mężczyzny.

      Usuń
  2. creepy co do sekcji Tracy to zdecydowanie zbyt łagodne słowo...

    OdpowiedzUsuń