wtorek, 3 listopada 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #159 [26.10.2015 - 01.11.2015]

Witam w listopadzie, miesiącu krótkich dni i długich wieczorów co niewątpliwie sprzyja oglądaniu seriali. Niby źle bo trzeba było się pożegnać z słoneczkiem, ale mam trzy argumenty czemu będzie to dobry miesiąc. Into the Badland, Jessica Jones i The Man in the High Castle. Serialowy deser na koniec roku, którego przedsmakiem jest Ash vs. Evil Dead. Ja wciąż czeka gdy na allegro będzie można kupić przedłużenie doby.

Skoro już wspomniałem o telewizyjnym powrocie Asha i Wielkiego Zła to warto wiedzieć, że druga seria jest już zamówiona. Wszystko zgodnie z dobrą tradycją stacji Starz, która nie czeka zbytnio na wyniki oglądalności i jeszcze przed emisją zamawia kolejny sezon jak np. Black Sails i Spartacus. Kolejny sezon dostanie również Longmire, które przeżywa drugą młodość na Netflix. Z bardziej oczywistych informacji, The Walking Dead z S07. Do końca świata i jeden dzień dłużej, marzą sobie włodarze AMC i pan Kirkman.

Do obejrzenia szef kuchni serwuje dzisiaj świeżutki i dobrze wysmażony pierwszy zwiastun Preacher. Wygląda ciekawie i tyle. Może gdybym czytał komiks zrobiłoby to na mnie większe wrażenie. Do premiery jest jeszcze trochę czasu (enigmatyczne 2016) więc może nadrobię przed emisją. Te same odczucia mam z 11/22/63. Tutaj tylko zdjęcie, ale też mnie zbytnio nie chwytają. Tutaj jednak siła serialu powinna leżeć w realizacji, klimacie i zamkniętej historii.    

Na niemalże sam koniec jedna z najważniejszych wiadomości ostatnich... lat? Star Trek wraca do telewizji! Premiera na początku 2017 roku w serwisie streamingowych CBS. Zero konkretów. Boję się tego eksperymentu. Pewnie czeka nas krótki sezon (całość ma zostać wyemitowana na raz) z w miarę spójną historią. Nie wiadomo kiedy będzie dziać się akcja oraz co najważniejsze kto w nim zagra. Oby w tym ostatnim kilka z moich marzeń okazało się ciałem. 

Mniejszego kalibru jest zapowiedź Van Helsing od Syfy. Córka legendarnego łowcy wampirów budzi się po pięciu latach w świecie opanowanym przez wampiry i.... zresztą nieważne. Tej jesieni szykuje się kolejny lekki serial od Syfy, które przeżywa ostatnio renesans.

PS. Wyrzuciłem justowaniem. Podobno tak dużo lepiej się czyta. Co sądzicie?

SPOILERY


Ash vs. Evil Dead S01E01 El Jefe
Uwielbiam markę Evil Dead dlatego tenże serial był najbardziej oczekiwaną premierą roku. Nie będę posługiwał się niedomówieniami by na koniec zaskoczyć konkluzją. Powiem prosto z mostu - nie zawiodłem się! Było świetnie. Szalona, 40 minutowa jazda bez cenzury, wyśmiewanie konwencji, campowa stylistyka, przerysowane postacie, krew, krew, krew, geriatryczny humor i zaskakująco rozbudowana fabuła. Niesamowicie efektowne horrorowe sceny pełne suspensu i akcja powodująca rozdziawienie szczęk od sufitu do podłogi. To wszystko byłby niczym gdyby nie Bruce Campbell. Mistrz. Jego przerysowane mimika i czar zachwyca mnie od lat. Z nim mógłbym oglądać wszystko. To jest tym bardziej przyjemne, że on doskonale czuję rolę, bawi się nią. Rzuca drętwe onlinery, szczerzy zęby i zdobywa ogromną sympatię mimo, że zachowuje się jak dupek. Są też inni bohaterowie z nieokreśloną historią. Na razie obojętni. Jest też Lucy Lawless. Na razie tylko na kilkanaście sekund, ale już zdobywa moje serce. Teraz czekać na jej team up lub rywalizację z Ashem. To będzie krwawy i szalony serial. Oglądać.

OCENA 5.5/6 

Homeland S05E04 Why Is This Night Different?
Może jednak zbyt szybko zacząłem narzekać na ten sezon? Wcześniejsze nielogiczności zostały naprawione, intryga się jeszcze bardziej zagęściła, Carrie nie irytowała i tylko jeden wątek męczył. Chodzi o Laure i jej polowanie źródło przecieku. Nudne, zbyt szybko i patetycznie. Dziennikarze jak zbawcy narodów, wojownicy o sprawiedliwość. Meh. Mi najbardziej podobała się akcja CIA. Zaimprowizowany szpital, podchody pod generała Asada, próba ustanowienia rządy zależnego od Stanów i popisywanie się nieznajomością sytuacji. Wielkie plany zaprowadzenie demokracji w Syrii w świetle swojej ignorancji. Lekceważymy zbrodnie wojenne bo chcemy mieć stabilność w regionie. Lub poczucie tego, że robiło się wszystko by to osiągnąć. Ameryka niesie kaganek demokracji w miejsca gdzie ona nie musi zapanować. Ale musi być bo wielki brat uważa to za najlepsze wyjście. Przekonująco wyszła krytyka polityczna USA. Sama akcja była powolna, duszna atmosfera, śledzenie generała przez kamery i nieustanne napięcie. Dobra robota.

Historia Carrie i Petera została poprowadzona lepiej niż myślałem. On robił wszystko by ją uratować. Odgrywał żołnierza, który nie zadaje pytań. Myślenie przeszkadza w wykonaniu zadania. Carrie robi to za dwoje. Jej mózg nieustannie pracuje, szuka rozwiązań i nadspodziewanie szybko łączy kropki. Saul nie mógł zostawić tej karteczki, to nielogiczne. Trzeba odkryć prawdę. Pierw jednak vblog dla córki, którą zamierza zostawić. Bo jej jedyną nadzieją na przeżycie jest usunięcie się w cień. CIA i terroryści chcą się jej pozbyć. Motywy wciąż pozostają tajemnicą. W tym wątku, jak w szpitalnym czuć było niesamowite napięcie. Zwłaszcza podczas wizyty na poczcie by odkryć kto stoi za przesyłką. Całość została tak nakręcona, że niemożna było odwrócić wzroku.

Odcinek został zwieńczony w najlepszy możliwy sposób, mający w sobie ducha 24. Cliffhanger po którym nic nie będzie takie samo. Po niemalże godzinie poświęconej przekabacaniu Yusufa na stronę CIA postanowiono go uśmiercić w efektowny sposób. Wysadzając samolot na oczach bohaterów i sprawiając, że Allison została wykreowana na głównego antagonistę tego sezonu. Bo skoro to ona jest najprawdopodobniej odpowiedzialna za zlecenie na Carrie to czemu nie miałaby stać za zamachem. Lub scenariusz się z nami droczy. Tak czy inaczej jestem pod wrażeniem jak umiejętnie są prowadzone wątki. Niech serial zostanie przy political fiction i thillerze zapominając o osobistej historii Carrie.

OCENA 5/6

iZombie S02E03  Real Dead Housewife of Seattle
Liv do twarzy z wredotą. Przez cały odcinek sadziła sarkastyczne uwagi, uważała się za lepszą od innych, a jej głównym życiowym celem było zdobycie jak najlepszego ciuchu. Takie mózgi jej służą. Poza tym, zwyczajnie przyjemnie patrzy się na Rose McIver w seksownych sukienkach. Sprawa tygodnia nie byłaby wciągająca gdyby nie połączenie jej z Maxem Ragerem. Kapitalnie wypadają sceny Liv z Vaughem Du Clarkem. Można się po nich spodziewać wszystkiego. Zwłaszcza elementów komediowych. Ten moment gdy próbowała oblać go wodą, a on robi zwinny unik!

Od dramatycznych scen jest Major. Tak, znowu. Jego uzależnienie od Utopii się pogłębia. Coraz lepiej radzi sobie z morderstwami zombie, wmawia sobie, że to konieczność, a nawet zabiera psa od jednej ze swoich ofiar. To było bardzo złe. I jednocześnie mu się współczuje. Przecież ochrania kobietę którą kocha i manipulują nim siły którym nie ma prawa się przeciwstawić. To nie miejski gangster Blaine, a wielka korporacja. Część tych błędów wynika z jego słabości i czekam by zobaczyć jak za nie odpokutuje.

Peyton wróciła! Może nie pałałem specjalną miłością do bohaterki, ale rozwój kolejnych wątków i pokomplikowanie ogólnej sytuacji sprawia, że jej obecność jest bardzo pożądana. Tym bardziej, że zabiera się za polowanie na Utopię i zupełnie przypadkowo wpada w poszczególne historię bohaterów.

OCENA 4.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S03E05 4,722 Hours
Mieszane uczucia. Podobało mi się skupienie odcinka na tylko jednej postaci i odkrywanie tego co działo się z Simmons. Świetny występ Elizabeth Henstridge, jako samotny rozbitek na obcej planecie wypadła przekonująca. Rozpaczliwie chwytała się swoich wspomnień, które ją napędzały, nieustannie prowadziła dialog z samym sobą co ją podbudowywało i pokazała niezłomność charakteru gdy samotnie musiało radzić sobie z wrogim ekosystemem. Sceny z nią miały odrobinę depresyjny charakter przez który przebijały się promyki humoru. Czar prysł gdy okazało się, że nie jest sama. Poznała Willa, ostatniego astronautę z ekspedycji NASA, z którym nawiązała bliższe relację. Tak, kosmiczny wątek został zarżnięty typowymi rozwiązaniami. Czemu to nie mogła być kobieta? Kosmita? Czemu to nie był jej majak? Przecież ten twist fabularny to totalne zaprzepaszczenie niezwykłego potencjału. Może i początkowo fajnie poprowadzono ich relację, ale wszystko szło za szybko, zbyt łopatologicznie. Flashbacki przez połowę sezonu byłby lepszym rozwiązaniem. Jestem tym bardziej rozczarowany bo motyw powrotu Simmons jest błahy, a oczekiwałem czegoś poważniejszego. I może narzekam na odcinek od momentu spotkania z Willem, ale był tutaj jeden bardzo fajny motyw - szaleństwo bohaterów i nieopisana groza, która się na nich czai. Skojarzenia z Lovercraftem same mi się narzuciły. Do tego jeszcze posępne krajobrazy i wszechobecna ciemność. Robiło to robotę. Tak więc, zmarnowany potencjał z mocnymi elementami. Poczucie niedosytu, ale też dużo momentów z których można się było cieszyć.

OCENA 4.5/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E41 Rita's Seed of Evil
Początek sugerował nudny edukacyjny odcinek o tym jakie to ważne są drzewka, trzeba je sadzić by był tlen i ludzie byli szczęśliwi. Na szczęście proekologiczna agitka nie była zbyt nachalna, a Rita's Seed of Evil okazało się całkiem fajnym odcinek. Dłuższe przerwa wyszła serialowi na dobrę. Były absurdy, humor i długie sprawnie wyreżyserowane walki. Nawet dramaturgia, bo hej, los całego świata wisiał na włosku z powodu nowego szatańskiego planu Rity. Jej najnowszy monster nazywał się Octoplant i miał za zadanie zmiażdżyć ziemię. Swoimi korzeniami, które miały przybrać gigantyczne rozmiary zdolne objąć cały świat i doprowadzić do efektownego wybuchy. Kocham te absurdy! Macko/korzenie były niesamowicie śmieszne, niektóre ujęcia były zgapione z Evil Dead (kamera TPP za pełzającym korzeniem szykującym się by zaatakować Jasona). Komicznego efekty dopełniały ograniczenia budżetowe, operator musiał tak manewrować by obraz więcej ukrywał niż pokazywał bo walka macek z Rangerem mogłaby się okazać zbyt kosztowna. I szkoda, że całość zostało zakończona w standardowy sposób czyli pojawieniem się potwora, powiększeniem i nudnym starciem z wykorzystaniem Megazorda.

Mięśniak i Czacha dostali dużo czasu antenowego. Te postacie są takie pocieszne, że chyba nigdy nie znudzą mi się slapstickowe żarty z ich udziałem. Mięśniak wpada w farbę, a ja dalej się śmieje mimo, że kilkadziesiąt razy już to widziałem. A potem jeszcze zostają razem zamknięci w toi toiu. Dawać mi bottle episode z nimi!

Inne:
- nowy utwór Wassermana był grany. Lubię!
- to jaki jest w końcu cel Rity? Chcę zawładnąć Ziemią czy ją zniszczyć? Jeśli to pierwsze to jej plan był głupi. Chyba, że jest sfrustrowana kolejnymi porażkami.

OCENA 3.5/6

Supergirl S01E01 Pilot
Kolejny komiksowy serial od twórcy Arrow i The Flash. I kolejna udana próba przeniesienia superbohatera do telewizji. Po części. Ogólnie odcinek mi się podobał, nie uważam że straciłem 40 minut ze swojego życia. Kara jest bardzo sympatyczna, ukształtowany świat na którym Superman odcisnął swoje piętno ma potencjał, sam Człowiek ze Stali jest fajnie pokazywany, a sceny akcji dają radę. Takich rzeczy nie ogląda się codziennie w telewizji. Jest efektownie i zabawnie. Taki serial popcornowy. Gorzej jak mu się przyjrzeć bliżej, motywację bohaterów są niejasne, za dużo tutaj uproszczeń, świat przedstawiony jest mocno nierealny, a wątek przewodni z zbiegłymi kosmitami już by mnie nudził gdyby nie finałowy twist. Oczywiście oglądać będę dalej. Jeśli się kupi taką inkarnację Kary, której blisko do Barryy'ego z The Flash to serial będzie sprawiał przyjemność. Tym bardziej, że Melissa Benoist nadaje mnóstwo charakteru tej postaci. Jasne, czasem oglądanie jej zachowanie jest trochę żenujące, ale taka konwencja. Podobały mi się też hołd dla dawnych tytułów z Supermanem - ratowanie samolotu jako pierwsza publiczna akcja Kary lub bardzo charakterystyczne kadry czy zwroty. Tylko w przyszłości więcej subtelności. Hołd się sprawdza w pilocie, ale potem trzeba tego używać z wyczuciem i budować swój styl.

OCENA 4/6

The Flash S02E04 The Fury of Firestorm
Zaraz po Snarcie serial funduję historię z Firestormem. Nie jest to tak nachalne wprowadzenie do Legend of Tomorrow jak ostatnio, ale widać co robi serial. Buduję historię pod spin-off zamiast skupić się na własnych bohaterach. Chociaż może to i lepiej? Inaczej przecież mógłby być odcinek w całości poświęcony Westom, a tego był nie zniósł. Już te sceny z Iris, Joe i mamusią oglądałem klikając po inernetach. Ciężko jest mi znieść tą rodzinną dramę. Może nie jest tak zła jak wiele tego typu wątków, ale nie można traktować tego jako pochwały. Obwinianie się z powodu ukrywania prawdy, złość, śmiertelna choroba, zaginiony brat, irracjonalne zachowanie bohaterów. Aż dziwne, że bohaterowie nie mówią po portugalsku. Dużo lepiej można było wprowadzić Wally'ego Westa.

Wątek Firestroma również nie był specjalnie angażujący. Przewidywalna pointa i ograna droga do finału. Plus irytująca Cat. Z jednej strony można ją łatwo zrozumieć. Ronnie "oddał życie" więc dla niej bycie bohaterem i poświęcenie to coś naturalnego. Tłumaczy sobie w ten sposób to czemu nie ma jej męża, wmawia sobie, ze każdy by tak postąpił i to niczyja wina, że ona "nie żyję". Gorzej wypadła transformacja Jaxa i to, że tylko Barry widział w nim potencjał. Cieszy obecność kilku scen akcji, szczególnie tych na stadionie. Początek kojarzył mi się trochę z Dark Knight Rises i akcją terrorystyczną Bane'a na stadionie, a potem było efektowne starcie dwóch Firestromów. Stacja nie żałuję kasy na efekty. Ma hit więc dbają o niego.

Wciąż mam mieszane uczucia co do Patty. Lubię ją, na prawdę, ale coś mi w niej nie pasuje, trudno mi to zidentyfikować. Jak chcę pokazują, że jest twardą babką, ale działa też w parze z Barrym jako geek girl. Chciałbym ich częściej oglądać. Gdyby nie to podskórne uczucie, że ikoniczne kultowe związki są predestynowane. Tak jak Clark musiał skończyć z Lois, tak Barry zwiążę się z Iris. Czego bardzo nie chcę.

Może morał historii walił po twarzy, ale podobał mi się powtarzający motyw porzucenia przeszłości, podjęcia chęci zmian i przerwania błędnego koła poprzez wyjście z strefy komfortu. Jax podjął decyzję by być bohaterem, a Barry by zaprosić Patty na randkę. Teraz czekać aż Cisco zaufa przyjaciołom.

Ponarzekałem, ale całość bardzo dobrze mi się oglądało. Bo humor i dobrze wyważenie akcentów w opowieści. I ta końcówka! King Shark w telewizji. Tego się nie spodziewałem. Grodd wygląda nieźle, ale CGI w lądowym rekinie wyszło fenomenalnie i musiało kosztować kupę kasy. Teraz marzy mi się by dostał więcej czasu ekranowego, a najlepiej w team upie z Groddem. Cieszy mnie, że serial nie wstydzi się swoich korzeni i w pełni wykorzystuje swój potencjał. To jest komiksowy twór i to widać.

Całe cztery odcinki trzeba było czekać na pierwsze spotkanie Barry'ego z Wellsem. Epizod wmawiał nam, że charakterologicznie jest to zły doktorek, jak Eobard, a ostatnia scena pokazuje, że może być cennym sojusznikiem. Tylko boję się, że serial znowu będzie się bawił schematem "nie ufam mu bo ktoś podobny mnie zdradził".

OCENA 4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz