wtorek, 4 października 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #200 [26.08.2016 - 02.10.2016]

SPOILERY

Chicago Fire S01E01 Pilot
Tadam! Znowu odpalam serial, którego zobaczę kilka odcinków. Dlaczego nie? Przecież popkultura polega na eksplorowania, przekraczaniu kolejnych granic, zaglądania do najciemniejszych uliczek. Nawet tych Chicago. I od razu przyznaję, podobało mi się. Pomijam proceduralny charakter serialu opierający się na schemacie kolejnych pożarów. Jako samodzielny twór pilot sprawdza się bardzo dobrze. Ma szybkie tempo akcji, kilka wypadków, umiejętnie żongluje postaciami i umie to odpowiednio pokazać. Miesza też dramat z komedią przez co całość jeszcze bardziej angażuje. Autentycznie byłem ciekaw walki bokserskiej komendanta, prywatnego życia Caseya czy wreszcie do czego doprowadzi konflikt między Caseyem, a Severide. Wszystko to jest bardzo dobrze prowadzone. Zdarza się kilka uproszczeń potrzebnych do zbudowania większego dramatyzmu, na szczęście można na nie łatwo przymknąć oko. Trochę rozczarowało mnie samo Chicago, które zostało słabo zarysowane. Miałem nadzieje, że będzie jednym z bohaterów. Na to przyjdzie jeszcze czas wraz z rozwojem chicagoverse. Rolę mikrośrodowisko przejmuje komenda. I to działa. Dużo drugoplanowych postaci, kultura pracy i schematy. Podoba mi się. Całkiem możliwe, że obejrzę kolejny odcinek.

OCENA 4/6

Chicago Fire S01E02 Mon Amour
Frajer ze mnie, łatwo się wzruszam, wystarczy tylko dobrze zrealizowane scena korzystająca z popularnych tropów i moje serduszko mięknie. Tak było z końcówką odcinka gdy Severide pokazuje filmik pożegnalny żonie mężczyzny, którego nie zdołał uratować. Cały wątek został poprowadzony bardzo sprawnie, sprawa tygodnia umiejętnie zaakcentowała charakter postaci i sprawiła, że postać jest jeszcze ciekawsza. Ogólnie bardzo dobrym pomysłem było uczynienie go postacią centryczny, jako kontrast do pilota.

Fajnie też wypadło pokazywanie pracy lekarek. I może nie ma tutaj nic specjalnego to akcja całkiem udanie płynęła. Od życia osobistego po trochę dramatu i sporą dawkę humoru. To są bardzo sympatyczne postacie, które szybko można polubić i z chęcią do nich wracać. Tylko trochę martwi mnie sugestia trójkąta miłosnego.

Na komendzie nieźle wypadł wątek zmiany loga wozu strażackiego. I niby poboczny, dawał dużo zabawy. I ta konkluzja - nikt nie wie skąd się wziął płonący kozioł, każdy ma własną wersje wydarzeń. I jakby w opozycji do tego humorystycznego wątku w odcinku były dwie śmierci. Dobrze, że serial nie jest cukierkowy i już pokazuje z czym musi się na co dzień zmagać ekipa strażaków.

OCENA 4.5/6

Marvel's Luke Cage S01E01 Moment of Truth
Netflix znowu to zrobił. Zafundował serial, który spełnia oczekiwania i daje mnóstwo satysfakcji z oglądania. Tym razem zadanie było trudniejsze. Wymagania były wysokie i postać znana widzą Jessica Jones więc nie mogła zaskoczyć świeżością. Serial jednak nie starał się na wymierzenie nokautującego ciosu. Postanowił opowiadać historię swoim, dobrze znanym z Netflixa spokojnym tempem z duża ilością dialogów, które ciągną się nieprzyzwoicie długo. Widać, że należy do już dobrze znanej rodziny.

Historia Luka to opowieść to westernowa opowieść o podróżniku szukającym spokoju trafiającym z kabałe od której nie może i nie potrafi trzymać się z daleko. Chcę wieść spokojne życie, ale posiadając takie moce i nastawienie do świata nie potrafi. Musi zareagować, czas obojętności już minął, każdy ma swoje granicę. Można próbować pracy na zmywaku, ale prawdziwy bohater ostatecznie odnajdzie swoje powołanie i zacznie ochraniać miasto.

A miasto jest niebezpieczne. Harlem w szczególności. Nowa czarna rewolucja, konflikty mniejszości etnicznych, nieuczciwi politycy, gliny z problemami i co oczywiste zła i charakterystyczna mafia. Wszystko to tworzy jedną, niezbyt skomplikowaną, ale wyrazistą mozaikę, która zostanie rozbita przez Luka. Serial poprzez swoje tempo dużo nie mógł zdradzić i trzyma widza w tajemnicy jednak poszczególnie elementy zazębiają się w intrygujący sposób. Poprzednie Marvelowe seriale Netflixa również portretowały dzielnicę Nowego Jorku, tutaj jednak czuć, że jest ona jednym z głównych bohaterów, a sam tytuł zabiera głos w debacie społecznej jaka odbywa się w Stanach.

Wiecie co jednak mnie najbardziej zachwyca? Kadrowanie przypominające Daredevil S01. Wysublimowane ujęcia kamery pokazujące większość sylwetki postaci, symetryczne ujęcia czy zasłanianie elementów sceny w celu wyeksponowanie czegoś ważniejszego. I te przejścia do innej sceny, piękne! Jest też muzyka, która zachwyca i buduje klimat. Są też aktorzy, którzy urealniają swoich bohaterów. Jest też trochę umiejętnie używanego kiczu. I odniesienia do MCU. Ja tam jestem zachwycony. Wiem, że w pewnym momencie będę narzekam na dłużyzny, ale obecnie zamierzam chłonąć opowieść.

OCENA 5/6


Marvel's Luke Cage S01E02 Code of the Streets
Casus wujka Bena. Mentor głównego bohatera ginie by nadać mu cel w życiu, zmusić go do walki z przestępczością i zrobił użytek ze swoich mocy. I to działa. Wyświechtana klisza opowiedziana w ujmujący sposób wciąż może robić dobrze. Pop zginął bez podniosłych słów, Luke wiedział jakie jest jego ostatnie życzenie. To też była heroiczna śmierć, wtedy gdy próbował ratować czyjeś życie wierząc w neutralność swojego miejsca. Ulica się jednak zmieniła, nie wszyscy potrafią szanować stare tradycję.

Dalsza ekspozycja Cottonmoutha i jego kuzynki nie wyjawia wiele o tych postaciach, jednak ogląda się z niekłamaną fascynacją. Zwłaszcza ich rozmowy i pieniądzach szacunku i przeszłości rodziny. Ich relacje są ciekawe ponieważ ciężko stwierdzić kto z nich ma bardziej dominujący charakter. Obydwoje realizują swoje cele i akceptują życie jakie wiodą. Podobało mi się jak Cornel mówi, że nie liczy się szacunek tylko pieniądze, ale ostatecznie odzyskanie w taki sposób kasiory nie satysfakcjonuje go.

Muszę też napisać o atmosferze z salonie fryzjerskim. Akcja niczym w salonowym westernie. Gęste napięcie budowane przez niespokojną muzykę. Czuć było starcie silnych osobowości mimo, że odbywała się zaledwie rozmowa. To było nawet lepsze niż strzelanina z końca odcinka.

Mnóstwo satysfakcji z oglądania dają też sceny z Misty Knight. O jej, powoli wyrasta na moją ulubioną bohaterkę z serialowego zakątka MCU. Dajcie mi jeszcze scenę gdzie rozmawia z Claire i będę usatysfakcjonowany.

OCENA 5.5/6

Marvel's Luke Cage S01E03 Who's Gonna Take the Weight?
Luke ty dzieciaku! Jesteś pełen ideałów, stawiasz się, walczysz ze złem na dzielni, ale nie myślisz długofalowo. Jako mogło się się wydawać, że wywiniesz się z tego bez problemu? Zadzieranie z jednym z najpotężniejszych ludzi w Harlemie nie mogło się skończyć dobrze i nie skończyło, a ty nie wziąłeś pod uwagę konsekwencji swoich czynów i ostatecznie musiałeś przyjąć rakietę na klatę. Takie życie. Teraz pewnie będziesz cierpiał, zamartwiał się konsekwencjami, ale już za późno. Obyś wyciągnał wnioski i się poprawił, a nie popełniał błędu początkujących superbohaterów.

Mimo krótkowzroczności Luka był to całkiem zgrabny odcinek. Miał potężną scenę akcji z Lukem atakującym budynek niczym czołg małe drzewka. Okiełznana furia eksplodująca w odpowiednim momencie. Coś pięknego. Było tez budowanie napięcia, świetne dialogi o spuściźnie Popsa i ta muzyka, po prostu ją kocham.

Trochę rozczarowujący okazał się partner Misty. Detektyw pracujący dla Cornela. Mocno ograny trop z potencjalnie nudnym wątkiem gdy ona się dowie prawdy. Trochę też zaczyna mnie nudzić ta para, najwyższy czas by Misty miała więcej scen z Lukem. Napięcie między nimi jest wyczuwalne więc niech jak najczęściej będą razem na ekranie. I czekam na jej reakcję na jego robotę na boku.

OCENA 5/6

Marvel's Luge Cage S01E04 Step in the Arena
Origin story bohatera musiał się pojawić. W Jessica Jones był tylko wspomniany, tutaj pokazano całą historię. Zycie Luka w więzienie, nie przystosowanie się do sytuację, wykorzystywanie w walkach transmitowanych w internecie, konflikt z strażnikiem i wreszcie nieudany eksperyment. Fabularnie to nie powala, realizacyjnie mistrzostwo. Znowu, dzięki muzyce, zdjęciom i dialogom oglądało się będąc pełnym zachwytu. Nawet romans się trafił. Pierwsze spotkanie z przyszłą żoną i budząca się między nimi relacja. Zaczynam żałować, że została zamordowana przez Jessicę. Był też komentarz społeczny o niewolnictwie. Luke Cage to czarny serial i robi to dobrze, zwłaszcza biorąc pod uwagę to co dzieje się teraz w USA.

W "teraźniejszości" działo się niewiele ekscytującego. Misty prowadzi śledztwo, przejmuje się Lukem, a on powoli wygrzebuje się z gruzów. I tylko ostatnia scena była istotna, gdy wyjawia swoje imię przed kamerami jakby ostatecznie akceptował to kim się stał.

OCENA 5/6

Marvel's Luke Cage S01E05 Just to Get a Rep
Claire! Wreszcie, długo przyszło mi czekać na jej debiut w tym serialu. Zrozumiałe, postać znana więc trzeba było dać czas nowym. I muszę przyznać, że wypadła wspaniale mimo tego, że wciąż jest na uboczu. Świetnie podkreślono jej charakter gdy ukradziono jej torebkę ona pobiła złodzieja. To jest babka! Teraz czekać na jej spotkanie z Misty i Lukem. Oby w takiej kolejności.

Sam odcinek to walka ostatniego sprawiedliwego pomagającego gnębionej ludności Harlemu. Działania Luka wywołały bałagan, który Cornel chcę posprzątać i robi jeszcze większy bajzel. A Luke naprawia jego błędu i pomaga zwykłym ludziom. Bardzo prosta historia i bardzo pasująca do tej opowieści. Zwłaszcza w kontekście przemów na pogrzebie. O wspólnocie i tym co czyni ludzi wielkimi.

OCENA 5/6

Marvel's Luke Cage S01E06 Suckas Need Bodyguards
Zacznę nietypowe bo od ester egga. Początek odcinka i dostaje audycję radiową Trish Walker o bohaterze w Harlamie. Miły ukłon. Ogólnie Luke Cage niesamowicie umiejętnie korzysta z tego typu nawiązań dając wrażenie większej całości. Występy pobocznych postaci (Turk) czy odniesienia do wydarzeń z filmów. Sporo tego, a wyłapywanie kolejnych smaczków daje dużo frajdy.

Sam odcinek był dużym zaskoczeniem. Dynamiczny z świetnie pokazaną akcją i wysoką stawką. Scrafe współpracujący z Lukem w celu pokonania Cottonmoutha. Do tego Claire Temple krzyżujący ścieżkę z tytułowym bohaterem. Wybuchowa mieszanka. I ta końcówka. Cornela trafia do więzienia, a jego kuzynka udzieliła upokarzającego wywiadu. Koniec jednego wątku to też początek następnego. Czas na Diamondbacka. Wystarczająca długo siedzi za kurtyną by został pokazany.

OCENA 5/6

Marvel's Luke Cage S01E07 Manifest
Claire jak zwykle musi przemawiać do rozumu durnym bohaterom, którym trudno zaakceptować prawdziwe przeznaczenie. Luke jest niczym Matt, te same problemy, widać, że to choroba zawodowa. Dobrze, że jest ktoś kto potrafi postawić ich do pionu i przypomnieć czemu to co robią jest takie ważne. Luke zostanie, będzie walczył o Harlem i dobrych ludzi, którzy tam mieszkają.

Jednak to nie on był gwiazdą tego odcinka. Tak jak Kingpin również i Cottonmouth dostał flashbacki. I co to był za klimat! Gangsterska rodzina, mamuśka wszystkim zarządzająca i przestępcza inicjacja Cornela muszącego zabić wujka zdradzającego rodzinę. To było ważne, pokazywało stosunki panujące w rodzinie i jego relację z Mariah. Sprawiło też, że jego śmierć jeszcze mocniej mogła wybrzmieć. Mariah przejmuję schedę po nieudolnym kuzynie i coś czuje, że lepiej sobie z tym poradzi niż polityką.

OCENA 5/6

The Last Ship S02E04 Solace
Trochę przyszło czekać na zapoznanie się z nowymi członkami załogi. Wolf już pojawił się na chwilę w pilocie sezonu, pani żołnierz z Izraela nie kojarzę więc zakładam, że to jej debiut. I jakże udany! Doskonale wpasowali się w załogę statku. Nie są jeszcze obdarzeni bogatym zestawem cech, ale są wystarczająco charakterystycznie, przerysowani w ten pozytywny sposób, pasujący do snutej opowieści. On twardy, ona jeszcze bardziej, powoli zacieśniają więzy z załogą. Trochę humoru, romansu i akcji. Sprawdzony przepis na sukces.

Jednak to nie oni byli gwiazdami odcinka. Przede wszystkim błyszczała fachowo zrealizowana akcja będąca następstwem cudnie budowanego napięcie. Wyprawa na zdawałoby się opuszczony statek medyczny, powolne przedzieranie się korytarzami, niepewność wobec nieznanego i ostatecznie walka z tajemniczymi najemnikami. Długa, świetna w oglądaniu, okraszona dramatami i dialogami nadającymi się do sensacyjnego kina z VHS. Parę razy zdarzało mi się parsknąć śmiechem jak np. podczas przemowy kapitana podczas której stwierdza, że to on robi zasadzki, a nie w nie wpada. Cudne.

Fabuła serialu tymczasowo płynie, kierunek i port docelowy jeszcze nieznany, widać na razie pływy i czuć wiatr znoszący okręt. Misjonarze okazali się całkiem potężną organizacją z najemnikami, a nie charyzmatycznymi szarlatanami. Coraz bardziej ciekawi mnie ich origin. Jeszcze bardziej jestem zaintrygowany misją odbudowy świata. Nathan James wzbogacił się w kolejnych lekarzy i naukowców, teraz celem jest założenie bazy produkującej szczepionki. Potem dystrybucja i w końcu odbudowywanie cywilizacji. Bardzo intryguje mnie ten wątek i chcę go jak najwięcej.

OCENA 4.5/6

The Last Ship S02E05 Achilles
Niszczyciel vs. atomowy okręt podwodny. I tak przez cały odcinek. Sprawnie zrealizowane 40 minut napięcia. Pod tym względem The Last Ship nie zawodzi. Walka była długa, statyczna, ale nakręcona w dynamiczny sposób. Zwłaszcza chwytająca za flaki cisza na statku. Był klimacik! Zaszczucie, niepewność i co oczywiste, wiara w kapitana. Do tego piękne zdjęcia manewrującego okrętu.

Nawet walka z Misjonarzami stała się ciekawsza. Opanowali okręt podwodny, opanowali już Europę, a teraz czas na Amerykę. Będzie im łatwiej po zniszczeniu laboratoriów. Serial niespodziewanie zyskał na skali. Nici z odbudowy cywilizacji, trzeba znowu o nią walczyć. Aż się prosi o odpalenie kolejnego odcinka.

OCENA 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz