wtorek, 7 lutego 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #217 [30.01.2017 - 05.02.2017]

SPOILERY

Brooklyn Nine-Nine S03E01 New Captain
Nie często się zdarza, że ciesze się z losowania. Po ostatnich crapach jakie się przydarzyły możliwość powrotu do B99 była bardzo przyjemną odmianą. Nie był to może jakiś zdumiewający powrót, nie śmiałem się dużo, ale wystarczające. Najbardziej cieszyło spotkanie dobrze znanych bohaterów. Fajnie było zobaczyć Jake'a, Amy i Boylsa po prawie 1,5 roku. Już nawet zapomniałem co mi przeszkadzało w serialu i czemu go porzuciłem. Jasne, było kilka irytujących momentów i humor który do mnie nie trafił, ale to rzeczy do przełknięcia. Całkiem możliwe, że następny odcinek zobaczę trochę szybciej. Chcę się przekonać jak wyjdzie randkowanie Jake'a i Amy, czy Holt po raz kolejny założy kostium gołębia i jak będzie się sprawował posterunek pod rządami Vulture'a.

OCENA 4/6

DC's Legends of Tomorrow S02E10 The Legion of Doom
Odcinek oglądany z perspektywy łotrów wypadł wspaniale. Cięte dialogi, humor, naśmiewanie się z klisz i bonding złych charakterów skutecznie umilały seans. Merlyn i Darkh wypadli bosko, kłócąc się, walcząc, współpracując i wreszcie ratując tyłek Reversowi. Nawet zamarzył mi się krótki miniserial z tą trójką. Chociaż nie, pewnie szybko by mi się znudził, ale jako dodatek często wysuwający się na pierwszy plan Legion of Doom daje radę. Sceny z nimi lepiej oglądało mi się niż te z Hunterem. Nie licząc końcówki, ta zaskakuje.

U Legend nie działo się dużo ważnego. Niemalże całą akcja na statku i rozgryzanie Medalionu Longinusa i tożsamości speedstera. Co się pośmiałem to moje. Były też dramatyczniejsze sceny. Sprowadzenie na pokład Lily musiało skończyć się tragedią. A potem happy endem. Mick się wygadał o aberracji przez co było kilka niezłych scen z Martinem i jego córką.

Inne:
- nowa okolicznościowa czołówka z symbolami członków Legion of Doom - piękne. 
- gnijący speedster ścigający Reverse wygląda świetnie. Udało się go zrobić odpowiednio przerażającego i zaciekawić jego rolą i motywacją.

OCENA 4.5/6

The 100 S04E01 Echoes
W ramach przypomnienia małe wyjaśnienie. Jestem fanem The 100, irracjonalnie zachwycam się niem każdym rozwiązaniem, potrafie uargumentować decyzję scenarzystów, zachwycam się settingem olewając ciąg przyczynowo skutkowy prowadzący do tego świata. Wiem, że nauka jest traktowana wybiórczo i często tutaj brak sensu. Nie przeszkadza mi to. To jest mój serial i póki nie zrobi czegoś bardzo głupiego nie przestane go zachwalać.  

Mocno zaskoczył mnie początek. Dawno nie spotkałem się z otwarciem sezonu będącym bezpośrednią kontynuacją cliffhangera. Żadnego przeskoku w czasie i zamiatania pod dywan bieżących problemów. Polis zeszłą serie delikatnie mówiąc skończyło w bardzo złym stanie. Teraz można oglądać skutki rewolucji ALIE. Miasto niczym po wojnie domowej, ludzie lamentujący nad martwymi przyjaciółmi, rodziną i dziećmi. Przygnębienie i śmierć potęgowane jeszcze przez wiedze Clarke o zbliżającym się końcu świata. I dla odmiany cieszące się dzieciaki w Arcadii. Serialowi udało się uchwycić dysonans wygranej wojny oglądanej z bliska i dalekiej perspektywy.

Oczywiście upadek Polis był tylko początkiem kolejnego konfliktu. Ludzie stoją na progu śmiertelnego zagrożenie, a Ice Nation walczy o władze. Błahe i nic nieznaczące, ale takie są ludzkie zachcianki i słabości. Mocno ucieszył mnie Zach Mcgowan w obsadzie i widać, że jest na Roana pomysł. Przez większość odcinka był nieprzytomny, powód wykreowanego napięcia między Azgedą i Skikru. I o ile rozwiązanie konfliktu było jak najbardziej spodziewane tak realizatorsko ekipa wywiązała się wzorowo. Stopniowanie napięcie, równoległy montaż i kilka niezłych scen akcji z Octavią.

Wątek konfliktu Ice Nation i Skye People kończy się rozejmem, ale przez jakiś czas powinien napędzać fabułę. Jest to małostkowe w obliczu topiących się reaktorów, ale to dobrze opisuje ludzi. Liczy się to co teraz. Pierw nasza władza, a potem bezpieczeństwo. Czy to za sześć miesięcy i walka z nuklearną katastrofą czy konieczność zmierzenia się z skutkami globalnego ocieplenia za kilkadziesiąt lat. Może na siłę doszukuje się tutaj ekologicznego wydźwięki, ale to jest ciekawy trop którym mógłby przez jakiś czas podążać serial.

W skali globalnej działo się dużo, ale też historię bohaterów nie zawiodły. Te duże jak i małe. Uciekający Murphy był tak bardzo typowy. Niespodziewany bohater walk z ALIE postanawia wieść własne życie i odchodzi. Urzekł mnie moment gdy Kane i Indra łączą się w przyjacielskim uścisku. Albo Raven walcząca z bólem czy ta chwila szczęścia Harper i Monthy'ego. Najciekawsze historie i te najlepiej opowiedziane były z udziałem Clarke i Jaspera.

Ona kolejny raz mierzy się z demonami i ratuje świat. Znowu bierze na swoje barki większą odpowiedzialność niż niejeden dorosły i to ona rozumie, że tylko współpracując można wygrać. Takie optymistyczne mrugnięcie w stronę naszego pokolenia. Jednak nie to zaprząta jej myśli. Ciągle rozpamiętuje Lexa. Co za świetnie zagrane sceny Elizy Taylor i Paige Turco. Jednak kulminacja emocji przyszła wtedy gdy Clarke oddaje chip Lexy Roanowi. Symbolicznie poświęca swoją ukochaną by móc walczyć o przetrwanie świata. Rozdziera ją ta, ale wie, że trzeba to zrobić by zachować szansę w walce.

Na drugim końcu spectrum jest Jasper. Clarke nigdy się nie poddaje, on wręcz przeciwnie. Opuszczenie Miasta Światła jest dla niego szokiem. Gra i się uśmiecha, cieszy z zwycięstwa, ale wie że ból wrócił. Tak jak Raven udaje, że wszystko jest w porządku, ale ostatecznie się poddaje. Bierze broń, spisuje list, rozkłada folia by nie zapaskudzić mieszkania (kulturka!) i ratuje go przypadek, pojawienie się Monthy'ego. Tylko po to żeby dowiedzieć się, że za sześć miesięcy i tak zginie. Co za piękna ironia, która tak dobrze rozumie Jasper wybuchając śmiechem. Teraz może żyć pełnią życia i cieszyć się każdą chwilą. Perspektywa całego życia z bólem była dla niego straszna. Sześciomiesięczny wyrok to dar losu. Warunkowe na którym może cieszyć życiem. Zmiana perspektywy jest diametralna. A zastanawialiście się jakby nas świat zareagował na taką wieść? Jak reagowaliby bogaci, a jak biedni? Młodzi i starzy? Czy byłby w tym jakiś wzór? Kolejny temat w który serial może się zanurzyć.

Jako wprowadzenie do nowego sezonu Echoes (i seee what you did here!) nie jest tak mocne jak zeszłoroczna Wanheda. Jest solidnie. Otwarcie nowych wątków, rozgrywanie charakterów postaci i dalszy ciąg snucia wizji tego intrygującego świata. Widmo katastrofy jest jeszcze odległe, ale się zbliża. Ja się czuje zaintrygowany.

Inne:
- oczekiwałem większych zmian w czołówce i tropów co do przyszłości sezonu. Jedynie ten bunkier na końcu wygląda intrygująca. A może to silos rakietowy? Ucieczka w kosmos byłaby ładnym domknięciem serialu.
- Raven i jej nowe komputerowe umiejętności. Przydadzą się i to wygodna furtka na powrót Ericy Cerry do roli ALIE.
- zawsze zachwycałem się pomysłowością kostiumów w The 100, ale kubraczek i korona Roana wyglądają śmiesznie. Dla kontrastu zbliżenie pod dziwnym kątem z trzęsącą się kamerą dało ciekawy efekt. Tak jak ten szybki najazd kamery od twarzy Clark do Roana.
- ostatnia scena bardzo optymistyczna. Radioaktywna chmura w Egipcie spopiela ocalałych i piramidy. Wykrzyknik na końcu odcinka - ludzie, możecie się kłócić, ale są siły których nie pokonacie.
- jak można się dowiedzieć z jednego z nagłówków gazet które przeglądała Raven świat przed katastrofą budował obozy karne na asteroidach i eksploatował je górniczo. Nic nie stoi na przeszkodzie by gdzieś na Ziemi znajdowała się gotowa do wystrzelenia kolejna stacja kosmiczna. 

OCENA 4.5/6

The Expanse S01E01E02 Safe | Doors & Corners
Długo przyszło czekać na powrót The Expanse. Ponad rok przy tak skomplikowanym serialu to szmat czasu, który nie mógł pomóc produkcji. Początek oglądało się bardzo ciężko. Musiałem sobie poprzypominać ostatnie wydarzenia, co oznaczają nazwy własne i skomplikowaną sieć zależności. Nie jestem wielkim fanem wypuszczania całych sezonów na raz ale tutaj miałoby to rację byty. Na szczęście oglądalność jest porównywalna do zeszłego roku i można już cicho trzymać kciuki za kolejny sezon.

Tak, mimo początkowych kłopotów i zagubienia udało mi się odnaleźć na tyle by znowu cieszyć się tą opowieścią. Czy to na poziomie osobistym oglądając kolejne sceny z dobrze znanymi bohaterami. Czy przyglądając się makroskali i zastanawiając czy wybuchnie wojna Ziemi z Marsem czy nie. Serial umiejętnie balansuje te dwie narracje tworząc wciągającą fabułę chwilowo z niewielką ilością punktów stycznych. Oglądanie kolejnych problemów z Amosem było równie zabawne co trochę smutne. Albo to jak Avarasala musi manewrować, działać przeciw swoim przekonaniem by wygrać dłuższą grę. Czego przeciwieństwem jest Miller które widzi świat zero-jedynkowo. Wkręciłem się na tyle by nie móc się doczekać kolejnych odcinków. I na tyle by przemknąć oko na momentami zbyt długie sceny i nudnawe czasem dialogi.

Wprowadzono też nowe postacie. Szczególnie ciekawie wypada Marsiańska patriotka marząca o zielonym domu. Twarda kobieta widząca w Ziemi swojego największego wroga. No jestem bardzo ciekawy czy jej losy splotą się z załoga Rocinante.

OCENA 4.5/6

The Flash S03E11 Dead or Alive
Ciężko jest mi jednoznacznie ocenić ten odcinek. Z jednej strony bardzo dobrze mi się go oglądało. Wprowadził kobiecą postać z mocami, która może wrócić w przyszłości, dał jakiś wątek Cisco, miał dużo humorystycznych scen i mocno stawiał na relację między postaciami. Nawet walka Cisco z Gypsy była widowiskowa z tym skakaniem po multiwersum, taka uboga ale dająca równie dużo radochy walka z Thor 2. Było też dużo o drużynie, jacy to są dla siebie ważni i jak mogą na sobie polegać co zostało umiejętnie podkreślone w finale gdy Barry mówi Wallemu, że to on musi uratować Iris.

Z drugiej strony to wszystko było tak bardzo żenująco głupie i naciągane! Cisco wyrywający się do walki na śmierć i życie, Gypsy wycierająca Barrym podłogę i jej pokonanie przez Cisco. Cała ta historia była głupiotka. Tak jak latanie Iris za historią i stawianie się śmierci. Gdy o tym wszystkim myślałem to aż mi się niedobrze robiło od naiwności fabularnej niektórych historii. I mimo to doskonale się bawiłem oglądając odcinek. Czego wcale się nie wstydzę.

Inne:
- makieta przyszłości zrobiona za pomocą klocków lego - jakiś geniusz na to wpadł.
- Earth 38, Earth 2 i gdzie jeszcze toczyła się walka? Co to było za skąpane w ogniu miejsce? Aż się prosiło o żart Cisco o Mustafar.
- Golden Glider i Gypsy, Cisco lubi niebezpieczne kobiety. Właśnie siostra Colda, chyba najwyższy czas żeby wróciła skoro najprawdopodobniej aktorce anulują serial

OCENA 4.5/6

Timeless S01E13 Karma Chameleon
Pod koniec sezonu serial zmierza w niespodziewanym kierunku. Mocny nacisk na fabułę zamiast pojedynczych misji mnie zdziwił. I to jaką opowieścią. Wyatt porywa szalupę by zmienić przeszłość i uratować własną żonę. Jak to ładnie ujął Rufus odwrócony Powrót do przyszłości. Co bardzo spodziewane wszystko idzie nie tak, a oglądanie bohaterów jest trochę krepujące. Z jednej strony kibicuje się im z drugiej, ciężko to robić bo występują przeciw naturalnemu  biegowi wydarzeń. Wyatt desperacko próbuje uratować Jessicę, podejmuje dramatyczne decyzję przez co ginie niewinny człowiek, a teraźniejszość do której wraca pozostaje niezmieniona. Chichot losu i dramatyczne zakończenie odcinka. Twórcą udało się wytworzyć prawdziwe uczucia podczas oglądania i smutku nie rozwiewa nawet humor nasiąknięty nostalgią za starymi dobrymi czasami. Szalone i kolorowe lata '80.

Wątek Lucy również fabularnie istotny. Kontaktuje się z nią Anthony który dowiedział się, że Rittenhouse chcę zmienić przeszłość i muszą zniszczyć wehikuły czasu. I to jest bardzo głupie. Przecież od początku wiadomo, że taki jest ich plan. Po co innego mieli wspierać jego budowę? I czemu jego zniszczenie ma uratować świat? Niby serial mówi, że Rittenhouse je odbuduje, ale dla bohaterów nie jest to ważny argument. Wydaje się, że tylko Flynn zachowuje się tutaj racjonalnie i chcę z nimi dalej toczyć walkę.

Annie Wershing pojawia się tylko na moment i nie ma wiele do powiedzenia. Szkoda. Mimo to widzę ją w stałej obsadzie w przyszłym sezonie. Zwłaszcza teraz gdy nie ma Anthony'ego. O ile druga seria powstanie.

OCENA 4.5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz