niedziela, 2 kwietnia 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #224 [20.03.2017 - 02.04.2017]

SPOILERY  

24: Legacy S01E08 7:00 P.M. - 8:00 P.M.
Dużo przeciętnej akcji pozwoliło odwrócić uwagę od większości bzdur. Mimo to idiotyczny plan odzyskania listy komórek terrorystycznych dalej bił po oczach swoją błyskotliwością. Co dziwne udało się go przyćmić atakiem lotniczym na magazyn z terrorystami. Zupełnie zrozumiałe. Kompletnie nie rozumiem też do czego prowadzi wątek Henry'ego. Poświęcają mu dużo czasu i nic z tego nie wynika. Nie było też zaskoczeniem, że zagrożenie jest zupełnie inne. Klasyka w wykonaniu 24. Za to zabawnie wyszło jak gangsterzy walczyli z terrorystami. Taka mała patriotyczna fantazja scenarzystów. U nas pewnie byliby to kibole legii. Albo wojska obrony terytorialnej.

OCENA 3/6

DC's Legends of Tomorrow S02E15 Fellowship of the Spear
Pierw najbardziej rażąca rzecz - czemu Legendy uparły się na spotkanie z Tolkienem podczas Wielkiej wojny? Nie ma w tym większego sensu poza chęcią dania unikalnej stylistyki. Równie dobrze można by go odwiedzić po wojnie w bezpiecznej Anglii. Jednak jeśli to się przełknie, co bardzo łatwo przychodzi mi przy tym serialu, to dostaje się kolejny świetny odcinek. Ganianie za krwią Jezusa to tylko pretekst by opowiedzieć historię bohaterów. Pokazać jak bardzo są obciążeni doświadczeniami z przeszłości, jak każde z nich chciałoby zmienić przeszłość, wymazać rzecz przez którą cierpią. Zwłaszcza Amaya i Mick chcą tego dokonać. Trudne wybory są jeszcze bardziej wymowne dzięki brutalnej stylistyce wojny z cierpiącymi ludźmi. Któż by nie chciał zmienić świata? Mimo to odcinek ociekał humorem, a moje dwa ulubione momenty to Firestorm zmieniający sejf w żelki i Sara ustawiająca kurs Waveridera na ukrzyżowanie. Równowaga, coś co bardzo dobrze udaje się scenarzystą.

OCENA 5/6  

DC's Legends of Tomorrow S02E16 Doomworld
Uwielbiam alternatywne światy i zabawę ugruntowanym porządkiem rzeczy. Dlatego z lubością pochłaniałem odcinek z przepisaną rzeczywistością gdzie ci źli wygrali, a dobrzy są zabawkami w ich rękach. Kolejne spotkania z znanymi bohaterami w innych rolach były bardzo miłym zaskoczeniem. Rozbawił mnie Jax terroryzujący Staina jak i woźny Ray. Oczywiście szybciutko zebrano drużynę do pierwotnego stanu i próbowano wszystko naprawić. I niestety się nie udało. A może stety. Efektowna walka z Thawnem i jej efektem zniszczona Włócznia przeznaczenia. Tego się nie spodziewałem. Jednak to nie finałowa walka czy historia walki z Legionem były najlepsze w tym odcinku. MVP okazali się złole. Historia Micka opowiadana przez dwa sezony to jedna z najlepszych rzeczy jakie Legendy mają do zaoferowania. Wyrzutek szukający swojego miejsca, rozdarty między byłym parterem, a nową drużyną. Nikt mu nie ufa, a on w tym wszystkim jest coraz bardziej zdezorientowany. Błyszczał również Legion. Vandal Savage wypada przy nich bladziutko. Darkh, Merlyn i Snart są tak pięknie przerysowani, niczym wyjęci z komiksu. Obśmiewają do tego klisze z zachowania tych złych, a potem i tak się zachowują zgodnie z paradygmatem od którego nie ma ucieczki. Przecudowne było chwalenie monologu wygłaszanego przed zabicie Sary.

Inne:
- skoro Włócznia przepisuje rzeczywistość to ja proszę o wskrzeszenie Snarta i powrót Millera do stałej obsady w S03.
- Felicity jako superbohaterka, szkoda, że pokazano to w materiałach promocyjnych bo byłoby niezłym zaskoczeniem. 

OCENA 5.5/6

Revolution S01E11 The Stand
Cztery lata od premiery, a ogląda się jakby to było co najmniej dziesięć. Współczesna telewizja rozpieszcza swoim poziomem przez co średniaki z ogólnodostępnej telewizji wyglądają bardzo przeciętnie. Nawet nie ma co porównywać tego do Into The Badlands czy nawet The 100. Jest strasznie ubogo, dużo lepiej zapamiętałem ten serial niż w rzeczywistości wyglądał. Reżyseria jest fatalna, mocno poszatkowana i zachowawcza, scenariusz stanowi idealne dopełnienie, ale najgorzej wypadają aktorzy. Grają tymi samymi minami i ciężko się na nich patrzy. Najgorzej jak muszą wyrazić jakieś emocję. Fabularnie? Nawet dobrze pamiętałem co się ostatnio wydarzyło, ale to w niczym nie pomogło. Nie dzieje się praktycznie nic. Głupie bieganie, naiwne sceny mające być pełne napięcia i zwroty akcji które śmieszą. Było ciężko. Na plus śmierć Danny'ego nadająca nowy sens serialowi. I tyle. Niestety przenoszę excelową komórkę Revolution z kolumny Nadrabiane do Porzucone.

OCENA 2/6

The Expanse S02E09 The Weeping Somnambulist
Dużo się działo więc trochę żałuje, że w całości nie zrezygnowano z pokazywania załogi Rocinante. Ich historia była ciekawa, pokazano jak ich często bezmyślne działania oddziałują na normalnych obywateli i przez ich wybory giną niewinni. Jednak dużo lepiej wyglądałaby spójniejsza konstrukcja odcinka i poświęcenie całości na konferencję pokojową. Która była odpowiednio emocjonująca. Krępujące rozmowy przy stole, tajemnicze działanie Marsjan i nie radząca sobie Bobbie gdy jest przesłuchiwana przez Avarasalę. To były znakomite sceny lepiej pokazujące zależności między dwiema planetami. Była też wyprawa na Merkurego gdzie powstała nowa forma życia czyli to dopiero początek kłopotów z protomolekułą.

OCENA 4.5/6  

The Expanse S02E10 Cascade
Oglądając ten odcinek zdałem sobie sprawę, że zaraz koniec sezonu, a ja tego nie czują. Historia ładnie się rozwija, świat jest rozbudowywany od kilku stron, a bohaterowie wydają się coraz bardziej ludzcy i zróżnicowani. Tylko brakuje w tym wszystkim napięcia i wygląda na dalsze rozstawianie pionków na szachownicy. Jest widmo kosmitów i protomolekuły, ale zupełnie nie wiem czego się spodziewać w przyszłości. Ten brak wiedzy jest dobry na pierwszy sezon, ale teraz chciałbym mieć poczucie kierunku jaki obrał serial, nawet jeśli miała być to zmyłka.

Z powodu braku scen z wyprawy na Merkurego najciekawszą historią okazała się ta Bobby. Zaszczuta przez własnych przełożonych i napędzana chęcią zobaczenia oceanu ucieka ze swojego pokoju. Okazało się to doskonałym pretekstem by pokazać Ziemię z innej perspektywy niż biurowce UN. Trawiona własnymi problemami, cierpiąca z powodu przeludnienia wiele nie różni się od naszej rzeczywistości. Mimo rozwoju technologii narkomania i bezdomność wciąż są problemami. Mimo to wciąż znajdują się dobrzy ludzie zdolni pomóc. Podobało mi się to zwłaszcza dzięki zderzeniu z światopoglądem Bobbie, która wierzyła w dostatek Ziemi i uważała wszystkich jej mieszkańców za swoich wrogów. Teraz, a jeszcze bardziej po rozmowie z Avarasalą, spojrzy na wszystko inaczej.

Sama Avarasala znowu kradnie sceny z swoim udziałem. Konfrontacja z Errinwrightem gdy przyznaje się do winy była, co tu dużo mówić, świetna. Niewzruszona przyjmuje jego skruchę, a on zdaje sobie sprawę, że wiedziała o tym dużo wcześniej. Jestem bardzo ciekaw jak relację tej dwójki będą rozwijać się w przyszłości. Trochę liczę na możliwość zadośćuczynienia swoich win przez Errinwrighta.

I na koniec załoga Rocinante. Trochę nudno, ale poznawanie nowych lokacji, tutaj stacji Ganimades i tak przykuwa wzrok. Na podstawie jednej sceny pokazano jak bardzo Holden stacza się i obojętnienie na przemoc, to może w przyszłości doprowadzić do ciekawych konfliktów z Naomi. Coraz więcej czasu dostają też emocjonalne problemy Amosa. Na rozluźnienie dano Alexa bawiącego się na statku. Główny wątek? Coś dzieje się z stacją. Tyle.

OCENA 4.5/6

The Flash S03E17 Duet
Crossover Flasha z Supergirl zaowocował wreszcie znośnym odcinkiem. Dużo pozytywnej energii, Kara i Barry to bardzo optymistyczny duet i są idealnie na poprawę humoru. Uśmiechałem się przez bite 40 minut. Nawet fabularnie mi się podobało. Zamiast mącącego złego był potężny kosmita, który chciał pomóc bohaterom stać się lepszymi wersjami samych siebie i pomógł lepiej zrozumieć takie wartości jak przyjaźń i miłość. To była całkiem miła odmiana od ciągłej walki. Fajnie było też zobaczyć śpiewającą obsadę z całego uniwersum DC/CW. I tylko mogłoby być więcej piosenek z udziałem Karry i Barry'ego.

OCENA 4.5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz