wtorek, 11 kwietnia 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #225 [03.04.2017 - 09.04.2017]

SPOILERY
 
24: Legacy S01E09 8:00 P.M. - 9:00 P.M.
Na prawdę nie wiem czemu to sobie robię i oglądam kolejne odcinki tego paszkwila. Nic mnie tutaj nie interesuje. Bohaterowie, fabuła, sceny akcji. Jedynie sentyment do marki, co jest bardziej przekleństwem niż błogosławieństwem. Zdarzają się znośne momenty, gdy zapominają o wszystkich wadach, ale to tylko cisza przed falą tsunami. Tutaj szczytem głupoty był szantaż szefa ochrony CTU. Który się powiódł bez większych problemów. Nielogiczna motywacja sprawia, że wątek odbicia Bin-Khalida jest dziurawy jak przestrzelone sitko pełne sera szwajcarskiego. Dobrze, że przynajmniej dano kilka wybuchów na koniec i twist z Nasirim oraz porwanie Donovana. Zagęsci to trochę atmosferę na trzy ostatnie odcinki.

Osobny akapit dla Cartera. Nie żeby go pochwalić, wręcz przeciwnie. Znowu na uboczu, zajmuje się rozbrajaniem bomby, a główne wydarzenia dzieją się obok niego. Dawno nie stworzono tak mało potrzebnego głównego bohatera. Odbiór jego historii utrudniają jeszcze problemy małżeńskie których nie chcę się oglądać. Scenarzystę który uznał to za wartościowe powinni oddelegować do opery mydlanej.

Inne:
- terrorystka strzela do dwóch agentów CTU po czym sama dostaje kulkę. Co robią pozostali agenci? Sprawdzają czy ona żyję mając w poważaniu swoich kolegów.
- CTU to najgorsza organizacja przeciw terrorystyczna ever. Kompromitacja za kompromitacją, kret za kretem. Powinni zwolnić szefa kadr i zatrudnić kogoś kto ma jakiekolwiek doświadczenie.

OCENA 2.5/6

24: Legacy S01E10 9:00 P.M. - 10:00 P.M.
Ile do cholery można wykorzystywać ten sam schemat?! Dzieje się coś złego i nagle Carter i Rebecca tracą głowę i działają obok CTU będąc przez nich ściganymi. Już straciłem rachubę, a mowa tylko o dziesięciu odcinkach. A przecież jeszcze w 1x9 był ochroniarz który zrobił to samo. I Andy, który współpracował z Carterem. Irytujące jest oglądanie dziesięć razy tego samego. Tak samo jak oglądanie nieudolności CTU. Wspólna akcja Rebecci i Cartera zakończyła się (niespodzianka!) niepowodzeniem. Fiasko za fiaskiem. Jednak największym fuck upem i zwrotem akcji w stylu 24 było pokazanie żywego Bin-Halida. Szczęście, że Stany istnieją jako państwo przy takiej organizacji.

Mimo tych wad odcinek oglądało się dobrze, głównie dlatego, że pozwolił mi zrozumieć jedną rzecz - Carter nie jest głównym bohaterem. To jest serial i Rebecce, ona robi najwięcej i najciekawiej jest prowadzona. Historia o dzieciństwie Cartera mnie rozśmieszyła zamiast stworzyć nić sympatii. Jednak gdy Ingram szantażowała Khalida przez telefon i zagroziła odejściem lub wkroczyła na boisko nasiąknięte benzyną moja zainteresowanie wzrosła. I tylko moment gdy uciekała przed zbliżająca się ścianą ognia uważam za niesamowicie głupi.

Inne:
- kolejna wolta z głównym przeciwnikiem sezonu. Ziew. Tylko czekać na powiązanie z Luisem.

OCENA 2.5/6

Chicago Fire S01E06 Rear View Mirror
Podobało mi się jak w odcinku poprowadzono dwa podobne wątki osobiste. Dla Dawson i Caseya przyszła ciężkie czasy i powoli pętla na ich szyi coraz mocniej się zaciskała. On musiał radzić sobie z Voightem, którego działania były coraz bardziej agresywne. Ona stawiała czoła komisji dyscyplinarnej i problemem jakie przez to miała w pracy. Jak w dobrej bajeczce wszystko skończyło się happy endem. Zły policjant został aresztowany, a dobra lekarka może dalej ratować życie. Miło się to oglądało. Do tego sporo pobocznego humoru m.in pijany komisarz. Zadziwiająco dobrze mi się to ogląda.

OCENA 4.5/6

DC's Legends of Tomorrow S02E17 Aruba
Gdyby rok temu debiutowały Legendy uważał ten serial za zupełnie niepotrzebny. Teraz, finał drugiej serii udawania, że jest to jeden z najlepszych seriali bohaterskich. Akcja, humor, historia, bohaterowie, wrogowie, dialogi, komiksowość. To wszystko tworzy świetnie sprawdzającą się mieszankę której chcę się jeszcze i jeszcze. Dlatego z wywieszonym jęzorem wyczekuje października i nowych odcinków serialu.

Ja na finał przystało tempo było zawrotne. I tak samo jak S01 tak i teraz czuć było ducha Doctora Who. Szalona podróż w czasie i McGuffin rozwiązujący problem z ostatnich odcinków. Efektownie oglądało się powrót na pole Wielkiej Wojny i interakcję Legend z swoimi wcieleniami. Zaskakujące sceny pełne humoru, ale często też dramatyzmu, jak moment gdy Sarah zdaje sobie sprawę, że zawiodła.

Walka z Legionem była efektowna, a scenarzyści mogli zabawić się i pozabijać swoich bohaterów bo i tak zostaną uratowani na końcu. Dlatego starcie nie miało takiej wagi jak powinny. Mimo to widok armii Zoomów robił wrażenie. Tak jak Zoom zabawiający się w Mortal Kombar i wyrywający serce Rayowi. Przyczepiłbym się do jeszcze jednej rzeczy - sceny walki trochę zawiodły. Kiedyś robiły wrażenie, teraz mocno bez polotu, zwyczajna nawalanka skupiająca się na poszczególnych bohaterach, a nie całej drużynie.

W typowy dla siebie sposób odcinek nie opowiadał tylko o walce z Legionem, ale wewnętrznych zmaganiach bohaterów. Amaya i Nate widząc śmierć swoich ukochanych zdają sobie sprawę, że chcą ze sobą być, a przeznaczenie Amai może poczekać. Ładne konkluzja ich love story. O wiele lepiej wypadła historia Sary. Pierw konfrontuje z przyszłością gdzie doznała porażki, a potem pokonuje własną ciemność, akceptuje rzeczywistość i przepisuje rzeczywistość. Długą drogę przeszła od premiery sezonu gdzie za wszelką cenę chciała zemścić się na Darkhu i przywrócić do życia siostrę. Teraz zachowuje się jak strażniczka czasu, prawdziwa bohaterka.

Cliffhanger był zaskakujący. Pierw happy end po wygranej nad złolami bez żadnych ofiar. Potem odejście Ripa. Znowu. Trochę szkoda, ale serialu udowodnił, że nie jest wcale potrzebny. Finalnie podróż do Los Angeles 2017, a tam futurystyczne budynki i dinozaury. Ładne WTF na koniec wpisujące się w komiksową stylistykę serialu. Czyli cała przyszła seria będzie polegać na naprawianiu czasu? A może też odwiedzaniu kolejnych aberracji i nakładających się na siebie okresów historycznych. Średniowiecze z czołgami? Postapokaliptyczna starożytność? Scenarzyści mogą popuścić wodze fantazji i pognać konia w nieoczekiwanym kierunku.

OCENA 5/6

Into the Badlands S02E01 Tiger Pushes Mountain
Od emisji ostatniego odcinka minęło 15 miesięcy. Przez ten czas zapomniałem historię i cliffhangery. Niemalże z pustką zasiadałem do powrotu. I wcale mi to nie przeszkadzało ponieważ pamiętałem czym zostałem oczarowany - stroną wizualną. Czy to walki czy plany, Into the Badlands zachwyca pod tym względem. Oczarowany patrzyłem jak Sunny próbuje uciec czy jak Wdowa urządza rzeź w rafinerii. Przepiękny balet śmierci w postapokaliptycznym świecie. Nawet fabułą się zainteresowałem, jak Sunny ucieknie z kopalni i czy Wdowa wygra wojnę. I tylko wątek M.K. zupełnie tutaj nie pasuje, a serial niestety dużo czasu mu poświęca.

OCENA 4.5/6

Marvel's Iron Fist S01E01 Snow Gives Way
Ludzie straszyli jaki to słaby jest Iron Fist, a on zwyczajnie przeciętny. Pilotowi daleko do poziomu innych Marveli od Netflixa i jeśli przełknie się parę zgrzytów ogląda się go z zainteresowaniem. Scenarzyści postawili na zagubienie i tak jak Danny tak jest też z widzem. Uczy się wszystkiego na nowo wraz z bohaterem i poznaje świat jego oczami. Trochę szkoda, że nie jest tak jak w Daredevilu, Jessice i Luku, że jesteśmy rzuceni w środek wydarzeń, bardziej podobał mi się tamten sposób prezentowania historii. Tutaj też fabuła płynie powoli tylko, że przez bitą godzinę nie dzieje się wiele interesującego przez co Danny zaczyna irytować. Jest kilka śmiesznych rzeczy, ale to szybko mija. Słabo wypadają też sceny walki. Są dość proste, po takim serialu spodziewałem się więcej pod tym względem. Co mnie interesuje? Jaki jest cel Danny'ego. Po co wrócił do NY? Oby nie po kręciło się to w okół odzyskiwania firmy, a walce z ninjasami. Interesuje mnie też wątek Colleen Wing i jej dojo ponieważ lubię takie rzeczy. Ogólnie całość mocno przypomina Arrowa. Co akurat nie jest dobrą rekomendacją. Oglądać będę oglądał, na szczęście do Defenders jest jeszcze sporo czasu.

OCENA 3.5/6

Marvel's Iron Fist S01E02 Shadow Hawk Takes Flight
Takiego skoku jakościowego się nie spodziewałem. Na początku złapałem się za głowę widząc ponad godzinny odcinek. Wraz z upływem czasu zamiast znużenie moja ciekawość się zwiększała. Zaszczucie w ośrodku dla chorych psychicznie, zagubienie i ponowne przeżywanie swojej traumy, powolne przekonywanie doktora i Joy czy wreszcie rozmowa z Wardem seniorem. Autentycznie byłem zainteresowany tym co się dzieje. Czemu nie można było tak od razu? Czemu Dannym nie miał planu? Zamiast tego zachowywał się jak dziecko błądzące w mgle, chodzące od jednej do drugiej osoby.

Podoba mi się też jak pokazywani są Meachumowie. Na pewno ciekawsi od Danny'ego. Zarządzają firmą i pozornie kochające się rodzeństwo. On jednak ma problemy z kontrolą i utrzymuję tajemnicę przed siostrą. Ona potrafi się mu postawić. Jest tez ich rzekomo martwy ojciec, który ma powiązania z Hand. Powoli rysuje się jakaś intryga. I tylko przeszkadza mi w jak bardzo karykaturalny sposób jest pokazywany Howard.

W dalszym ciągu intryguje mnie Colleen. I może momentami sceny z nią są naiwny i bardzo przewidywalne tak chcę się ją oglądać. Czy to podczas gry miejskiej gdzie pobiła własnych studentów, a potem miała trudności gdy rzucała obraźliwe uwagi w ich stronę. Czy gdy jej świat zaczął kolidować z elitami NY gdy zadała sobie pytania co tam robi. Sympatyczna, prawa i sprawiedliwa.

Inne:
- trochę za dużo ekspozycji i przydługie sceny, niepotrzebne też powtarzania flashbacków z katastrofy jakby na siłę chciano wydłużyć odcinek.

OCENA 4.5/6

Marvel's Iron Fist S01E03 Rolling Thunder Cannon Punch
Dawno nie widziałem tak bezczelnego cliffhangera, no nic trzeba odpalić następny odcinek mimo drugiej w nocy. I nie robię tylko dlatego, zwyczajnie podoba mi się co oglądam. Może nie koniecznie Danny'ego, ale to co się dzieje obok. To jak jest pokazywana Joy, Ward, Harold czy Colleene. Cieszy mnie też występ Hoghart, która jest adwokatem Randa. Jeszcze tylko czekać na Claire i będę w pełni usatysfakcjonowany. Najbardziej podobała mi się walka w klatce Colleene. I może fabularnie jest słabo umotywowana tak muszę przyznać, że była efektowna. Najmniej? Danny odzyskujący firmę, nudne troszkę.

OCENA 4/6

Marvel's Iron Fist S01E04 Eight Diagram Dragon Palm
No tak, cliffhanger został bardzo prosto rozwinięty. Głupio i naiwnie, tak jak większość odcinka gdzie Danny spotyka Harolda i zasiada w radzie nadzorczej firmy. Nienawidzę tego motywu gdy ktoś nieznający się na biznesie wkracza w sam jego środek i na siłę uszczęśliwia wszystkich podążając za swoim kodeksem moralnym. Danny taki właśnie jest, niczym dziecko robi wszystko na co ma ochotę nie przejmując się konsekwencjami. Nic a nic mi się to nie podoba. Do tego jeszcze jeszcze manipulowany przez Harolda. Już wolałbym oglądać batalie sądową, w końcu byłby pretekst by pokazywać jak najwięcej Hoghart.

Serial bardzo chciał naśladować Daredevila i mieć swoją scenę w korytarzu, która zepsułaby moją część internetu. Nic z tego. Był korytarz i walka z przeważającymi siłami, ale zero tutaj finezji w realizacji. Prosta nawalanka. Dużo fajniej wychodzą walki w klatce z Colleen, Mała kobita z problemami z agresją powala dwóch napakowanych typów.

Powoli zawiązuje się też intryga z Hand, które wykonuje swój krok. I ja czegoś tutaj nie rozumiem - po co Rand wrócił do Nowego Jorku skoro nie po walkę z Hand? Jest autentycznie zdziwiony ich obecnością więc ma jakiś powód opuszczenie Kunlun. I oby to było coś innego niż chęć odzyskania firmy.

OCENA 3.5/6

Marvel's Iron Fist S01E05 Under Leaf Pluck Lotus
Claire! Zawsze jest ją dobrze widzieć nawet jeśli tylko na parę odcinków, ale nie obraziłbym się gdyby została do końca sezonu. Ktoś musi w końcu nauczyć Danny'ego życia bo biedak sobie słabo radzi. Kto jak kto Claire na pewno jest w stanie tego dokonać. Cieszy mnie, że mocno jest powiązana z intrygą i to ona opowiada czym się zajmuje Hand. Na Daredevila nie ma jednak co liczyć, a przydałby się.

Sam odcinek nie był jednak interesujący. Miał dużo długich scen i nudził. Nie potrzebnie tworzono też seksualne napięcie między Randem, a Colleen. Jakby między odcinkami ich relację zmieniły się bardziej niż powinny bez zbędnego uzasadnienia.

Chyba najbardziej podobało mi się w tym odcinku, prócz Claire rzecz jasna, to jak była prowadzona Joy. Oficjalnie wspierająca siostra, ale krytykująca brata na osobności. Żałująca podejmowanych decyzji niezgodnie z swoim sumieniem, ale konsekwentnie dbająca o firmę na której jej zależy. Jeśli tak dalej pójdzie to ona zostanie jej prezesem.

OCENA 3.5/6

Marvel's Iron Fist S01E06 Immortal Emerges from Cave
Jakiż naiwny jest ten serial momentami. Prosty scenariusz, tekturowy główny bohater i absurdy utrudniające oglądania. Turniej organizowany przez Hand by Danny mógł uratować Sabinę i trzy kolejne walki, które stoczył to coś bardzo głupiego. Hand tworzy dziwaczne zasady, a on podąża za nimi bez kwestionowania. Dobrze przynajmniej, że można było pooglądać więcej walk niż zazwyczaj. Gorzej, że nie były specjalnie wybitne.

Znowu niż oglądanie Hand i Danny'ego lepiej oglądało mi się to co obok. Ward popadający w coraz większe problemy z narkotykami i Joy która musi radzić sobie z firmą to fajny wątek. Świetne były też sceny z Claire, ale wystarczy, że Rosario Dawson jest na ekranie i jest świetnie.

Inne:
- "W Kunlun miałem najszybszego osła", śmiechłem mocno.

OCENA 3.5/6

Marvel's Iron Fist S01E07 Felling Tree with Roots
Gwiazdą odcinka był Ward. Na skraju psychicznego wyczerpania jest proszony przez ojca o pozbycie się zwłok z jego mieszkania. To i kłopoty w firmie to za dużo, postanawia uciec co okazuje się niemożliwe. Zamiast tego dochodzi do kolejnej konfrontacji z ojcem w wyniku której go zabija. Nie powiem żeby to była dla mnie zaskoczenie, spodziewałem się tego. I trochę szkoda bo przypomina motyw z Luke Cage. Do końca zostało sześć odcinków więc ten zwrot akcji i pozbycie się Harolda z równania może nadać nowej dynamiki. Tylko trochę szkoda tej śmierci bo on był głównym spoiwem Rand z Hand.

Gdzie indziej Dany przespał się z Colleen. Tyle po ślubach czystości i jego honorze. Postanowił też nawiązać sojusz z Triadą i raptem nie ma nic przeciwko rozlewowi krwi. Konsekwentnie rujnuję firmę przez co rykoszet obrywa Joy. Dobrze, że ktoś na spotkaniu rady powiedział mu, że zachowuje się jak dzieciak.

Fabularnie dalej powoli, zwroty akcji są albo przewidywalne albo naiwne, scenariusz ma irytujące wady przez co przez 1/4 odcinka nudzi. Brakuje też wyróżniającej się muzyki. Powtarzalny główny motyw gdy nadchodzi coś dużego zdążył mi się już znudzić. Brakuje mi też historii. Mało się dzieje w porównaniu do innych serialu Marvela od Netflixa. Jeszcze jakby substytuty były wystarczające.

OCENA 4/6

Marvel's Iron Fist S01E08 The Blessing of Many Fractures
Danny, jaki ty jesteś irytujący. Chcesz walczyć z Hand, ale nie masz najmniejszego pomysłu jak to zrobić. Wyprawiasz się do Chin bez żadnego planu, nie wiesz co zrobisz z Gao, w ogóle nie myślisz o przyszłości. Jesteś bronią, która nie jest skierowana w konkretnym kierunku. Przez co sceny z twoim udziałem ogląda mi się tragicznie. I jeszcze kolejny raz powtarzanie formułki i kontroli i opanowaniu, które szkoliłeś przez kilkanaście lat by co chwilę tracić kontrolę i opanowanie. Nie wiem czy scenarzyści chcieli oddać skomplikowany charakter Randa czy zupełnie pogubili się w kreacji postaci. Jeśli się nad tym zastanawiam więc to drugie. Dobrze, że jest Claire, która wie co powiedzieć w każdej sytuacji.

Na szczęście są też Moechemowie, Tym razem zdradzeni przez własną firmę stawiają czoła problemem po swojemu. Joy walczy, przygotowywała się na taką ewentualność wynajmując Jessice Jones. Ward natomiast się podda. Wyrzuty sumienia go dopadają, chcę pieniędzy i spokoju. Nie jest nawet w stanie podjąć decyzji w sprawie opowiedzenie historii ojca siostrze. Coraz bardziej lubię oglądać to rodzeństwo na ekranie.

W odcinku były dwa całkiem udane starcia. Pierwsze to pojedynek na miecze Colleene. Całkiem efektowny i przyjemny dla oko. Druga walka to trochę absurdalna zabawa motywem pijanego mistrza. I mimo swojej naiwności na ekranie wyszło znośne. Głównie dzięki wypowiadanym słowom podważającym Danny'ego jako Iron Fista.

OCENA 4/6

Marvel's Iron Fist S01E09 The Mistress of All Agonies
Co za ciężki odcinek. Przyzwyczaiłem się, że seriale Marvela rozczarowują w tych okolicach, ale na pewno nie spodziewałem się tak słabego jakościowo odcinka. Danny porywa Gao do Stanów i nie ma pojęcia co z nią zrobić. Ona siedzi związana i sączy truciznę do uszu Claire i Colleen. W pewnym momencie nie dało się tego słuchać. Pomysł z serum prawdy był głupi, walka nudna i jedynie końcówka trochę pomogła gdy zatruta Wing zostaje uratowana przez Danny'ego. Po czym jej sensei porywa go i Geo. Może w końcu trafił się ktoś kto wie co robi.

U Meachamów zaskoczenie - Harold wcale nie zginął. Tylko co z tego, że sceny z nim były przy długie i opierały się na dziwności. Ja rozumiem kraykaturalne podejście do złych, ale to co dzieje się tutaj to przesada. Jak scena z lodami i zabiciem asystenta. Przypomina mi to Gotham co nie jest wcale chwaleniem. I Jedynie dowiedzenie się przez Joy o tym, że jej ojciec żyje poprawia sytuację.

OCENA 3/6

Marvel's Iron Fist S01E10 Black Tiger Steals Heart
Co za bullshit. Lubię szokujące zwroty akcji, ale niech będą miały choć odrobinę sensu. Colleen i Bakuto okazali się częścią Hand, tą dobą chcącą naprawić świat. Czyli kalka z Hydry. Odechciewa się oglądać widać takie naiwne zwroty akcji. I jeszcze Colleen od początku ukrywała to przed Dannym. Ich konfrontacja na ten temat wypadła fatalnie. Odcinek odrobinę poprawia Davos z Kunlun mający sprowadzić Danny'ego. Jednak jak myślę jak dalej wyewoluję ten wątek to jednak już nie jest tak ciekawie. U Meachumów również idiotycznie. Harold zabił członka zarządu strzałem prosto w głowę i bez problemu upozorują to na samobójstwo. Joy natomiast cieszy się z powrotu ojca, ale coś podejrzewa. I to mały promyczek nadziei, że nie będzie źle.

OCENA 2.5/6

Marvel's Iron Fist S01E11 Lead Horse Back to Stable
Danny opuścił Kunlun ponieważ zobaczył znak, orła obniżającego swój lot. A ja głupi myślałem, że kryje się za tym większa historia. Sama opowieść o szukaniu własnego miejsca w świecie nie wystarcza. Nawet jako motyw całego serialu. Colleen, Warda i Joy to również dotyczy, to zgrabna klamra dla opowieści jednak nie zawsze dobrze przedstawiona i daleko jej od wątków poruszanych w Jassice Jones i Luke Cage. I chyba to mi najbardziej przeszkadza w Iron Fist, brak tematu przewodniego, trudniejszych sprawe które można by poruszyć. Niby próbuje się akcentować nierówności społeczne czy wyzysk korporacyjny, ale właśnie, to tylko akcenty.

Inne:
- Danny w koszulce Luka, bardzo fajne odwołanie do uniwersum.

OCENA 3.5/6

Marvel's Iron Fist S01E12 Bar the Big Boss
Dziwnie ogląda się ten serial gdy Danny jest tym rozsądnym. Zupełnie nie pasuje to do jego charakteru, nie wynika z drogi którą przeszedł, ale wreszcie nie denerwuje. Ogólnie cały odcinek uznaje za udany. Czuć było napięcie między Colleen, a Davosem gdy musieli ze sobą współpracować przez co oglądanie scen z ich udziałem było bardziej interesujące niż zwykle. UDanie wyszło też kreowanie konfliktu Hand-Ward-Harold i w mieszanie to Danny'ego przez co przez cały odcinek była odpowiednia stawka. Aż się zdziwiłem jak mnie wciągnęło. I nawet walki wyszły całkiem nieźle. Zwłaszcza ta na miecze w strugach deszczu. I wiem, klisza, ale jak zwykle działa. Gdyby zmienić trochę zakończenie to mógłby być udany finał sezonu. Udany jak na ten serial. Wciąż denerwowały dialogi i wyróżnika, ale najważniejsze było - przyjemność z seansu.

OCENA 4/6

Marvel's Iron Fist S01E13 Dragon Plays with Fire
Wreszcie koniec. Nie będę się powtarzał - złe rzeczy wciąż są obecne, dobrych jest niewiele, a serial można wystawiać w muzeach jako przykład przeciętności. Było jednak kilka rzeczy na których parsknąłem z niedowierzania. Smok z Kunlun okazał się wizją przyszłości, symbolicznych strachem, któremu Danny musiał stawić czoła, a jego podróż była ścieżką zaplanowaną przez przeznaczenie. Tak więc Davos się mylił, a Danny nie powinien obarczać, że pozostawił klasztor niestrzeżony. I to mnie smuci bo ja bardzo chciałem zobaczyć smoka w tym uniwersum.

Rozwiązanie intrygi, starcie z Haroldem i poskromienie Iron Fist przez Randa wyszło bardzo naiwnie. W tym wątku podobał mi się zwłaszcza Ward, który zmienił stronę. Przeszedł długą i bardzo interesującą drogą. To właśnie jego i Joy oglądało mi się najlepiej. I ciekawi mnie cliffhanger z jej udziałem - chce zbawić Danny'ego przy pomocy Davosa. Wiem, bez sensu, ale w rękach dobrych scenarzystów można by zrobić dużo dobrego z tą postacią.

Czego życzę sobie w następnym sezonie? Zmiany showrunnera na kogoś z pomysłem, wymiany scenarzystów i reżyserów. I ludzi odpowiedzialnych za udźwiękowienie. Koniecznie też lepszych choreografów. Jak i kaskaderów. Ogólnie poprawić stronę techniczną serialu. 

Inne:
- Danny po powrocie zostaje zniszczone Kunlun, najbardziej przewidywalny cliffhanger ever.
- wciąż nie wyjaśniono do czego służy dziura w centrum NY znana z Daredevila.
- Marvelowy serial z najgorszą ścieżką dźwiękową, to już w Agentach jest lepiej.
- Claire mówiąca Colleen i Danny'emu, że potrzebują psychologa, jak tu jej nie kochać? Jak dobrze, że wraca już w The Defenders

OCENA 3.5/6

Prison Break S05E01 Ogygia
Fala sentymentalnych wznowień seriali sprzed lat była zaskoczeniem. Heroes, The X-Files i 24 zawiedli. Tego samego oczekiwałem po Prison Break. Ci sami ludzie opowiadają kontynuację historii, która była u swego końca ciężkostrawna. I wielkie zaskoczenie bo powrót Prison Break był interesujący. Wciągał od pierwszych minut, dobrze było wiedzieć znane postacie po 7 latach, a cała intryga robi się iście bizantyjska. To wciąż ten sam serial, mający te same wady jak i zalety. Ale ja to łykam jak młody pelikan. Kilka stron konfliktu i wszystko owiane mgłą tajemnicy. I końcowy cliffhanger gdy Michael nie przyznaje się bratu do tego kim jest, a inni uważają go za terrorystę. Jak takie coś może nie intrygować? Trochę brakowało mi mystery drama starej szkoły zapoczątkowanej przez Lost więc pewnie dlatego zawyżam ocenę, ale wcale mi nie wstyd z tego powodu. I jak te dziesięć lat temu z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek.

Inne:
- serial zrobił mały reboot. Wydarzenie z poprzednich czterech sezonów działy się na przestrzeni niecałego roku i na grobie Michaela w finale S04 (czy może w filmie telewizyjnym?) jako data śmierci było 2005. W recapie na początku premiery S05 jest 2010. Trochę mi to przeszkadza.

OCENA 4.5/6

Riverdale S01E08 Chapter Eight: The Outsiders
Pisanie o Riverdale jako teen dramie byłoby obraźliwe. To międzygeneracyjny dramat opowiadający o dwóch pokoleniach, które nieustannie na siebie wpływają. I to wątki nastolatków wypadają tutaj najgorzej. Miłostki, kłótnie, baby shower, są nudne. Elektryzująco robi się gdy pojawiają się matki i ojcowie, jak ich wybory wpływają na dzieci. W tym odcinku wyróżniał się dramat rodziny Cooperów co zostało dodatkowo podkreślone przez kompozycyjną klamrę. Otwierająca scena przedstawia szczęśliwą rodzinę by na końcu, gdy już kłamstwa wyjdą na światło pokazać rozbitą familię. Betty mogła się starać wszystko naprawić, ale niektóre zadry weszły tak głęboko, że nie da się ich wyjąc bez pozostawienia blizny.

Dużo czasu dostał też Fred i jego problemy na budownie. Konflikt z Blossomami, uwikłanie w to węzy i Lodga, postawił się w bardzo trudnej sytuacji i nawet nie zna połowy prawy. Jest nieświadomym pionkiem. Tak samo jak ojciec Jugheada. W jakiś sposób jest zamieszany w śmierć Jasona, ale jak sam mówi o sobie, musi odegrać swoją rolę. Podejrzewam, że wszsytko zostanie ładnie spięte w finale, a potem będę stukał się w głowę, że tego nie zauważyłem.

Inne:
- gdy szeryf Keller przyjechał w sprawie pobicia Moosa na budowie tylko czekałem, że Fred wpadnie w kłopoty z powodu zatrudniania na czarno nastolatków. Niestety, nikt się tym nie przejął.
- seniorka rodu Bloosomów przewiduję bliźniaczą ciąży - pierwszy znak na istnienie magii w uniwersum. To co, w finale Sabrina?

OCENA 4.5/6

Riverdale S01E09 Chapter Nine: La Grande Illusion
Cichym bohaterem odcinka zostaje Fred. Po tym jak dowiedział się prawdy dla kogo pracuje powiedział dość bycia pionkiem w grze dwóch potężnych rodów. Czas samemu decydować o swoim życiu i nie dać się znowu ograć. Piękna był moment gdy mówi Hermione o wzroście jego udziału i zrywa z nią by nie mieszać życia prywatnego z interesami. Pewnie to wszystko wypali mu w twarz, ale to naturalna kolej rzeczy.

Natomiast antybohaterem zostaje Archie. Biedak miota się, nie widzi gdy jest wykorzystywany i zamiast coś zyskać dużo traci. Nie żal mi go. Chociaż jego naiwność jest odrobinę odświeżające przy całym cynizmie dorosłych. Tylko mogło to być krócej przedstawiane. I dać więcej Cheryl. Zbiera się w niej i w końcu wybuchnie, idzie sztorm jak mówił Jughead, a jego imię to Cheryl. Polly, Archie i rodzice będą jej ofiarami.

Ciekawy wątek dostała Veronica, która przechodzi interesującą przemianę. Jeszcze interesująca by była gdyby od czasu do czasu pokazywano jej jędzowatą nature zamiast tylko o niej wspominać. Dręczona wyrzutami sumienia pomaga Ethel by potem odkryć, że biznes z jej ojcem doprowadził dziewczynę do tej sytuacji. Znowu powraca motyw wpływu dorosłych na życie dzieci. Tym razem jest też pogłębiony poprzez odsuwanie się tych dzieci. Mocno kochająca córka coraz bardziej nienawidzi swojego ojca dowiadując się jak jego działania wpłynęły na innych.

OCENA 4.5/6 

Suits S02E01 She Knows
Dawno temu przestałem oglądać Suits z powodu zbyt małego nacisku na sprawy prawniczej. Męczył mnie powtarzalną formułą i męczącą główną fabułę. Sympatyczni bohaterowie i dynamiczne dialogi były zbyt słabym argumentem by zostać na dłużej. Minęło kilka lat, o wadach zapomniałem, a zalety wciąż są. Tak więc powrót do serialu pozwolił mi bardzo miło spędzić 45 minut. Trochę się pośmiałem, trochę przejąłem historią, a nawet zaciekawiłem historią. Nie sprawą tygodnia, ta była nudna i do niczego nie prowadziła, a ponadto słabo odzwierciedlała sytuację bohaterów. Zaciekawił mnie główny wątek. Jak Harvey kryje Mike i jak powrót imiennego partnera wpłynął na kancelarię. Dużo tutaj gierek, nieufności i niepewnych sojuszy. Zaskakująco dobrze się ogląda i nie obraziłbym się gdyby maszyna losująca jeszcze kiedyś wylosowała Suits. Tym bardziej, że Abigail Spancer zalicza kilka gościnnych występów.

OCENA 4.5/6

The 100 S04E07 Gimme Shelter
W stosunku do The 100 moja prywatna poprzeczka zawieszenia niewiary znajduję się na prawde wysoko. Większość naukowych i wynikających z niespójnej konstrukcji świata bzdur ignoruje bo wiem, że nadrzędnie jest to opowieść o ludziach. Jednak są rzeczy których nie mogę zostawić bez zgryźliwego komentarza. Trujący deszcz działający wybiórczo na ludzi i obiekty fizyczne oraz pozostawiający blizny wtedy gdy to pasuje bardzo mi przeszkadzał. Na szczęście to tylko drobna niedogodność w całkiem niezłym odcinku, którego głównym motywem było przetrwanie i czasem bezsensowność naszych działań. Bellamy i Harper nie mogą ocalić ludzi i są świadkami ich agonii. Natomiast Abby może zabić by uratować wszystkich. Niby bardzo prosty wybór, ale nie dla niej. Ciekawym przypadkiem jest Emori. Jak Murphy jest przykładem osoby, która przetrwa w najgorszych warunkach. Tym razem poświęca życia obcego wymyślając smutną historyjkę o własnej przeszłości. Każda z tych historii została opowiedziana w odpowiedni sposób, dawkując stopniowo napięcie i do końca trzymając w niepewności co do rozwiązania.

OCENA 4.5/6

The 100 S04E08 God Complex
Eksperyment na wydawałoby się gwałcicielu z poprzedniego odcinka był zaledwie preludium do moralnych dylematów bohaterów zamkniętych w laboratorium Beccki. Nie udało się, musieli oglądać umierającego człowieka którego skazali na śmierć. Pokazano to w bardzo sugestywnej scenie. Ten eksperyment mocno wpłynął na wszystkich. Raven i Luna nie mogły tego znieść. Murphy, Emori i Roan wiedzą co trzeba zrobić by przetrwać. Abby i Clarke kierują się jak zwykle szlachetnymi pobudkami, ale ciężko im spojrzeć sobie w oczy. To był tylko wstęp, kolejna ma być Emori, tak jak się tego spodziewała. Czy można zaryzykować jedno życie by ocalić wszystkich? Czy właśnie oglądamy opowieść oglądaną z perspektywy tych złych, a Raven całkiem słusznie porównuje obecne wydarzenia do Mount Weather? Serial bawi się tym pomysłem i podchodzi do niego z innych stron. Umiejętnie wywraca też do góry nogami kwestie poświęcenia. Na samym końcu Clarke bierze zastrzyk, nie jest w stanie skazać kogoś na śmierć. W ramach sprzeciwu Abby niszczy aparaturę badawczą. Rodzinne więzy ponad wszystko, są granice których matka nie potrafi przekroczyć. Ze stratą Emori mogłaby się pogodzić, ale nie własnej córki.  Trudno, niech ludzkość ginie.

W Arkadii pogrzeb. Ciała na ulicach, płonące stosy i ludzie w żałobie. Przytłaczająca atmosfera zbliżającego się końca. Na przekór Jasper wybiera się na wycieczkę i Bellamy martwiąc się o niego postanawia mu towarzyszyć. Wszystko to by znaleźć grzybki halucynki. To jest jednak pretekst by pozwolić Jasperowi wygłosić swój monolog. Świat się wali, dziękuje za możliwość życia, a teraz wykorzysta swoje chwilę zamiast zamartwiać się podjętymi decyzjami. Każdy inaczej radzi sobie z zbliżającym końcem. I dlatego w Arkadii po powrocie z wycieczki jedni zamartwiają się końcem a drudzy urządzają imprezę. Skoro nie można nic zrobić to po co się martwić?

A może można? Zupełnie niespodziewanie, w stylu Lost, czy może bardziej w naiwny sposób jego naśladowców typu The Event i Flashforward następuję przełom. Słowa modlitwy łączące się z tajną sektą i Nightblida, klucz powstały z płomieni i bunkier pod świątynią. Za dużo tutaj kombinowania. Wciąż jednak podoba mi się motyw z technologią jednych i mitologią drugich, jak percepcja zmienia się z upływem lat i upadku cywilizacji. Ironią jest odnalezienie bunkra i zaognienie konfliktu Trikru i Azgedy z Skaikru. Możliwość uratowania jest całkiem realna tylko wymaga to współpracy wszystkich zainteresowanych. 

Inne:
- pojedynek Luny z Roanam, czy może raczej jej protest. Nie dla wszystkich przetrwanie ponad wszystko, liczy się też jak chcemy to zrobić.
- Murphy mówiący o ratowaniu Clarke i tym, że ją zabije gdy Emori coś się stanie - co za świetna scena.
- szkoda, że The Cw zapowiedziało już piąty sezon The 100. Gdyby nie to bym poteoretyzował, że wszyscy na końcu zginą bo byłoby to bardzo w duchu serialu.
- jak w takim razie skończy się sezon? Zamknięciem ocalałych w bunkrze? Jak w takim wypadku wyglądałby następny? Cała akcja pod ziemią? A może flashforward? Rozwój fabularny jest mocno zawężony.

OCENA 5/6

The Expanse S02E11 Here There Be Dragons
Protomolekuła na Wenus, Caliban wymknął się spod kontroli, Mao przeszedł do ofensywy. Idą ciężkie czasy dla Ziemi, Mars może popłynąć z prądem gdy Pasiarze na pewno oberwą rykoszetem. Ładnie się zagęszcza atmosfera gdy pionki ustawiły się w właściwym miejscu, aż chce się już teraz odpalić następny odcinek.

Fabuła fabułom, ale ze względu na postacie najwięcej wydarzyło się u Bobbie. Po tym jak odkrywa dwulicowość swoich przełożonych prawdziwa patriotka zdradza i prosi o azyl polityczny. Patriotyzm to jedno, ale trzeba być wierny większym ideałom, jak prawda i honor. Kapitalnie wyszła scena gdy wyznaje prawdę o wycieczce w góry, a potem ucieka do granicy. Nie można było na to patrzeć z obojętnością.

U Holdena trochę powolnego przedzierania się po stacji i głupiego strzelania. Nie pomagały też flashbacki spowalniające wydarzenia. Rozumiem jednak co miały znaczyć - zasygnalizowanie, że dzieci są wykorzystywani do projektu Caliban. Makabryczne, ale taka gra na pierwotnych instynktach działa. Mi jednak dużo bardziej podobały się sceny z Alexem i to jak przedostał się na Ganimadesa. Piękne widoczki i trochę tak bardzo potrzebnej luźniejszej atmosfery.

OCENA 4.5/6 

The Flash S03E18 Abra Kadabra
Obawiałem się, że po crossoverze z Supergirl znowu przyjdzie mi narzekać na Flasha. I mógłbym to robić, sporo znalazłoby się rzeczy do których można się przyczepić. Jednak tego nie zrobię ponieważ jako całość oglądało mi się to zaskakująco nieźle. Głównie dzięki Kadabrze i odpowiedniej stawce w odcinku. Trochę makabrycznego humoru, dynamiczne sceny akcji i wątek związany z przyszłością Iris stanowiły całkiem znośną mieszankę. Podobało mi się też oglądanie złamaego Joe'ego który zrobi wszystko dla swojej córki jak i Iris, które jest w stanie trzymać się swoich zasad moralnych mimo zagrożenia życia. W dalszym ciągu nieźle wypadają relację Cisco/Gypsy i Julien/Catlin. I ten cliffhanger z powrotem Killer Frost i decyzją Barry'ego o podróży w przyszłość. Będzie się działo za miesiąc gdy serial wróci. Z rzeczy które mnie bardzo raziły muszę napisać o zbyt bezpośrednich odwołaniach do popkultury. Aż waliły po oczach przez co nie pasowały. Jakby scenarzyści chcieli się pochwalić co ostatnio widzieli.

OCENA 4/6 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz