środa, 26 września 2012

Doctor Who S07E03 A Town Called Mercy


Zdecydowanie najlepszy odcinek z trzech pierwszych. Nie miał epickich momentów jak Asylum of the Daleks ani szalonej akcji, która była w Dinosaurs of Spaceship. Był dużo spokojniejszy, zabawniejszy po prostu lepszy. Dużo w tym zasługa umieszczenia akcji w Ameryce. Nie tej znanej z poprzednich sezonów (Imposible Astronaut, Daleks on Manhattan), a trochę starszej  - XIX wiecznej. Małe miasteczko żywcem wyjęte z westernu to coś co nie mogło się nie udać w Doctor Who. Nawiązań do tego gatunku filmowego były dziesiątki. Począwszy od scenografii, saloonów (Doktor życzący sobie najmocniejszą herbatę!), Doktora z wykałaczką, pojedynków w samo południe, branie miary na garnitur przez grabarza na jeszcze żywym delikwencie, przestraszonych mieszkańców i wielkiej strzelaniny. Była też jazda na koniu (+ rozmowa z nim bo Doktor oczywiście mówi po końskiemu). Nie spełniło się tylko jedno moje małe marzenia - Doktor nie zagrał na harmonijce kultowego motywu muzycznego. To by perfekcyjnie dopełniło całości.


Oczywiście w tym wszystkim nie mogło zabraknąć jakieś kosmicznej intrygi. Dostaliśmy doktora - obcego który osiedlił się w miasteczku. Podarował ludziom elektryczność, leczył z chorób i okazał się ich największym dobrodziejem. Oraz sprawcą nieszczęścia ponieważ z tajemniczych, na początku, przyczyn ściga go rewolwerowiec - cyborg. Rozwinięcie historii może nie jest wielce zaskakujące, ale dzięki nie jest poruszono kwestia przeszłości naszego Doktora.


Jak w poprzednich epizodach również i tutaj pokazuje swoją mroczną stronę. Kolejny raz postanawia wydać człowieka na śmierć by przez niego nie ginęli niewinni. Bo przecież człowiek, który poświęcił kilka istniej by zakończyć długoletnią wojnę i zmniejszyć żniwo śmierci na nią zasługuje. Tylko, że ten problem niezwykle frapuje Doktora. Bo przecież wiemy, że on sam jest odpowiedzialny za miliardy ofiar i tak jak doktor Jex on również teraz odpokutowuje. Dlaczego więc może wyrokować życiem? Dla większego dobra? Tylko dla czyjego? Doktor z sezonu na sezon robi się coraz ciekawszą postacią. Wiemy, że musiał podejmować trudne decyzję, a po tym odcinku zastanawiamy się czy podejmie tą samą decyzję co Jex.



Po raz kolejny Amy wypomina Doktorowi wiek - 1200 lat. Trochę się nam postarzał i nie jest dalej jasne co robił w tym czasie. Jednak samotne podróże znowu się na nim odbiły. Już Donna mówiła Dziesiątemu, że musi mieć towarzysza, który trzyma go w ryzach. Również i Jedenastemu w tym odcinku Amy uświadomiła że niepotrzebnie unosi się gniewem. Aż strach pomyśleć czym byłby Doktor gdyby nie jego kompani. Całkiem możliwe, że przeistoczyłby się w Mastera.


Znowu mieliśmy wątek z żegnaniem Pondów. Na prawdę smutno mi będzie mówić do nich "żegnajcie", ale przecież taki jest los towarzyszy. Z reguły smutny. Rose, Martha i Donna na pewno dobrze nie skończyły. Czy uda się Pondą? Liczę, że tak. Bo oni chcą z własnej woli zrezygnować z tych międzygwiezdnych i międzyczasowych podróży. Pod koniec odcinka Doktor chciał ich zabrać w kolejną szaloną podróż, a oni stwierdzili ze chcą tym razem do rodziny i przyjaciół. Taka drobna wymiana zdać, a mi się strasznie smutno zrobiło.


Z lżejszych wątków - Pondowie jak zwykle dostali kilka zabawnych scen np. Amy śmiała się z Doktora jak został nowym szeryfem, wcześniej za to bawiła się rewolwerem. Na szczęście nikomu krzywdy nie zrobiła, a mało brakowało. Zabawne było jak po raz kolejny Rory został zlekceważony. Na szczęście znowu nie umierał. W ogóle ostatnio coś ma dużo szczęścia.



Kolejny raz brawa dla osób odpowiadających za castingi - Adrian Scarborough jako doktor zagrał bardzo dobrze, ale jego występu za kilka miesięcy pewnie nie będę nawet pamiętał. Zapamiętam za to Andrew Brooka, a raczej jego Rewolwerowca. Świetna postać, tak właśnie wyglądałby terminator gdyby Skynet naoglądałby się westernów Sergio Leone. Do tego jeszcze ta końcówka jak jak mówi że nie będzie widział co robić bez wojny i Doktor po tym mianował go stróżem porządku. Chciałbym go jeszcze zobaczyć, może Doktor znowu będzie zbierał drużynę na wojnę i jeszcze raz odwiedzi Mercy. Ogromnie się cieszyłem gdy dowiedziałem się, że w tym odcinku będzie Ben Bowder (Farscape, Stargate SG-1) i niemal go nie poznałem tak go ucharakteryzowali. Jako szeryf Issac dał radę, ale liczyłem na jakąś większa rolę.


Kolejny odcinek Doctora Who w tym sezonie i kolejny raz te same motywu - pożegnanie Pondów i eksploracja mrocznej strony Doktora. Zapewne w dwóch odcinkach przed przerwą będzie to samo i ja absolutnie nie mam nic przeciwko bo jak na razie wychodzi to doskonale. Szkoda tylko, że zaraz koniec, wielki smutek i wzruszenia.


OCENA 5/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz