niedziela, 7 października 2012

Fringe S05E02 In Absentia


Fringe to serial niekonsekwentny. Na początku nie posiadający własnej tożsamości, rozbudowujący parę wątków, potem je porzucający, zmieniający kierunek rozwoju o 180 stopni i skupiający się na wojnie dwóch światów. Porzucono wątek Wzoru czy apokaliptycznych nawiązań. Wraz z 5 sezonem mamy kolejny zwrot, alternatywnej rzeczywistości nie ma, jest tylko szara przyszłość. I zupełnie nie przeszkadza, że serialowi brak spójnej fabuły na przestrzeni tych pięciu serii. To serial o ludziach w nadzwyczajnych sytuacjach. Jest to próba zgłębienia natury człowieka czyli tematu do którego konwencja sci-fi idealnie pasuje. I dlatego brak konsekwencji i skakanie po tematach należy twórcą wybaczyć i czerpać przyjemność z kolejnych przygód naszych bohaterów.


Odcinek drugi tak jak premiera serii zaczyna się flashbackem. Znowu dostajemy to samo wydarzenie - początek inwazji i zagubienie Etty. Nawet jest spotkanie w namiocie Olivii i Petera tylko, że tym razem dialog trwa trochę dłużej. Trochę rozczarowujące bo miałem nadzieje, że co odcinek będzie eksplorowany nowy, ważny moment walki z najeźdźcami. Jednak jest na to logiczne wyjaśnienie - tym razem śniła Olivia i to ona budzi się spocona i z krzykiem Etta na ustach. Pięknie pokazano, że trauma utraty dziecka dotknęła oboje rodziców i z chęcią się dowiem jak jej szukali w przeszłości. Ciekawe czy w następnym odcinku inwazją zostanie pokazana z perspektywy Astrid lub Waltera.


Z Ettą wiąże się kolejny ciekawy motyw odcinka i zapewne jeden z przewodnich wątków sezonu - poznawanie rodziny. Te nieznaczne gesty, spojrzenia na siebie, wymowne milczenie, często zakłopotanie, pokazują jak trudne są pojednania po tylu latach. Jednak jak to w rodzinie jest też zaufania, Olivia zdaje się na osąd córki mimo, że się z nią nie zgadza. Pozwala się jej wykazać samodzielnością mimo, że się o nią martwi. Zapewne chcę ją traktować jak małą córkę, ale zdaje sobie sprawę, że jest ona już dojrzałą kobietą z której zdaniem trzeba się liczyć. I bardzo dobrze, że serial poszedł w tym kierunku. Nie ma, przynajmniej na razie, oklepanego konfliktu pokoleń i durnych kłótni, które oczywiście skończyłby się pojednaniem. Jest za to powolne budowanie zaufania i próba odnalezienia się w nowej sytuacji.



Nie tylko rodzina odkrywa się na nowo, ale też Olivia próbuje się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Nie jest ona przyzwyczajona do tego brutalnego świata i musi na nowo zaakceptować reguły gry. Robi to jednak niechętnie i zarazem pozostaje wierna swoim zasadom. Wie, że nie może walczyć z Ettą i nakłaniać ją do tych samych zasad moralnych co sama wyznaje. Jej córka jest produktem zdegenerowanego świata, gdzie kolejny dzień jest walką o przeżycie, a mieszkańcy są pozbawieni nadziei na poprawę.. Dlatego też nie widzi problemów z torturowaniem i zabiciem lojalisty. Sam ruch oporu posługuje się równie brutalnymi metodami co siły rządowe, przystosował się do świata i uznaje, że ogień należy zwalczać ogniem. Jestem ogromnie ciekaw jak wyjdzie spotkanie resztek Fringe Division z ich przywódcami i jak się zmieni ich modus operandi. Olivia udowodniła Etcie, że wciąż jest nadzieje i że należy dostrzegać dobro w ludziach. To właśnie dobro i niezwykły hart ducha są zdolne zmienić świat.


Niezwykle ciekawie prezentowała się też historia schwytanego żołnierza lojalistów. Poznajemy go z dwóch stron - jako wiernego sługę najeźdźców i normalnego człowieka jakich wiele, nie pozbawionego skrupułów i wrażliwego. Znajduje się on w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Zszedł do laboratorium by karmić gołębie. Rzecz zupełnie abstrakcyjna w tym okrutnym świecie, a jednak ktoś nadal jest wrażliwy na przyrodę mimo, że służy tym złym. W rozmowach z Olivią i Ettą całkiem dobrze go poznajemy. Budzi tez w pewnym momencie naszą sympatię. Odkrywamy dzięki niemu czemu ludzie ulegają wrogowi, jest mowa o woli walki i poddaniu się. Szczerze mówiąc to chciałbym go jeszcze spotkać i zobaczyć jak jego życie się zmieniło. Czy nabrało sensu czy może tchórzostwo i wygoda zwyciężyło. Czy silniejsza jest chęć wiara w zwycięstwo czy uleganie instynktom.



Napisałem ponad 500 słów i jeszcze nic o fabule, ale to dlatego że jak nakreśliłem we wstępie - w tym serialu najważniejsze są postacie mimo, że sama warstwa fabularna jest niezwykle wciągająca i co odcinek każe zadawać pytania charakterystyczne dla najlepszych produkcji "co dalej?" i "czemu trzeba czekać na następny epizod tak długo?". Co się więc wydarzyło? Niewiele. Bishopowie (i Astrid) udali się do Harvardu by odnaleźć jakieś ślady zapomnianego planu Waltera. Tam znajdują kasetę, która odsyła ich do kolejnego materiału. I praktycznie tyle przez całe 40 minut. Trochę mi się to nie podoba bo przypomina to trochę grę RPG gdzie drużyna błąka się po świecie w poszukiwaniu artefaktów, które uchronią go przed zagładą. Jednak z perspektywy tych czterech serii jestem pełen wiary w twórców i pewien, że jeszcze nie raz nas zaskoczą.


Na koniec kilka spraw. Ta pierwsza to szalone zachowanie Waltera i jego nerwowe tiki. Czyli jednak Windmark poważnie uszkodził mózg Waltera i mamy powtórkę z dawnych sezonów. Szkoda bo liczyłem, że jednak teraz dostaniemy go opanowanego i metodycznego. Jednak mimo wszystko jego postać dalej potrafi rozbawić i wzruszyć. Nawiązując do niego muszę wspomnieć o Ministerstwie Nauki znanym z 4x19, które swoją siedzibę (lub przedstawicielstwo) ma w budynku Harvardu. Widzimy nieludzkie eksperymenty na ludziach i mózgach prowadzone przez Obserwatorów. Czyżby nawiązanie do prac Waltera, które on i Belly przeprowadzali w tym samym budynku?  W jednej z z sal można zaobserwować głowę Simona. To jednoznaczny sygnał, że Henry Ian Cusick nie powróci w całej okazałości. Można jednak liczyć, że jeszcze usłyszymy jego charakterystyczny głos. Liczę też, że zobaczymy Ginę. Harvard został zabursztynowany więc może i nasza ulubiona serialowa krówka przetrwała koniec znanego nam świata. Mam też marzenie żeby zobaczyć co dzieje się w innych rejonach globu, ale to chyba pozostanie marzeniem. To serial amerykański i pewnie tylko na Ameryce będzie się skupiał.



Podsumowując - kolejny solidny odcinek skupiający się na człowieczeństwie bohaterów i znowu nie wiadomo kiedy minęło to 40 kilka minut. Niestety mam ten sam zarzut co ostatnio - brak Niny i Broylsa. I oby następny epizod naprawił to uchybienie.


OCENA 4+/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz