poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #98 [11.08.2014 - 17.08.2014]

Zeszłe siedem dni było bardzo spokojne w świecie serialowym. Można by powiedzieć cisza przed burzą gdy praca nad nowymi sezonami wre, znane jest już kilka występów gościnnych i zarys fabuły, ale zbyt wcześnie na kampanie promocyjną. Ten stan rzeczy potrwa jeszcze góra dwa tygodnie, a potem już będzie ciężko nadążyć z kolejnymi informacjami. Nie mówiąc już o wrześniowych premierach. Jednak teraz mamy początek drugiej połowy sierpnia, a ja myślałem, że nie podzielę się z wami żadnymi wiadomościami serialowymi. Byłem nawet w takiej desperackiej sytuacji, że dodałem do zakładek kiepściutkie promo nowej serii Castle, które ani trochę nie zachęca do powrotu. Na szczęście tydzień skończył się o wiele lepiej niż zaczął.

Najważniejszą wiadomością jest rozrastanie się obsady Powers. Ta serialowa adaptacja komiksu rodzi się w bólach. Już kilka lat temu serial miał trafić na antenę FX. Potem były reshoty, zamawianie dodatkowych scenariuszy, wstrzymywanie zdjęć, zmiany w obsadzie i martwa cisza. Niespodziewanie podczas E3 Sony zapowiedziało, że zrealizuje serial dla platformy Playstation i wszystko wskazuj na to, że tym razem się uda. W roli głównej wystąpi Sharlto Copley znany z District 9. Światowe nazwisko powinno nadać trochę rozgłosu. Jednak mnie najbardziej cieszy angaż duetu, który nie jest tak sławny, ale zazwyczaj kradnie każdą scenę w jakimkolwiek serialu by się nie pojawił. Ona - Michelle Forbes, on - Eddie Izzard. Nie mogę się doczekać, zwłaszcza scen gdy będą współdzielić ekran. Bo musi do tego dojść. Kategorycznie się domagam. A w międzyczasie może przeczytam komiks. (LINK, LINK)

Outlander został przedłużony na drugi sezon. To już tradycja, że Starz wyjątkowo wcześnie zamawia kolejne odcinki więc nie ma się co ekscytować. Mnie to cieszy bo pilot był całkiem solidny i zachęca do dalszego oglądania. Potem jest podobno jeszcze lepiej. Druga seria będzie miała 13, a nie 16 odcinków jak pierwsza. Dobrze, oznacza to większą kompresję materiału źródłowego i skupienie się na mięsku.

Jeśli na sali są jacyś fani Community zapewne widzieli już niesamowity filmik od Yahoo podsumowujący pięć sezonów i zapowiadający następny. Jeśli ktoś jeszcze nie oglądał serialu niech na zachętę sprawdzi te 3 minuty, a wsiąknie w najlepszą współczesną komedie telewizyjną.

Gdybym zajmował się plotkami wspomniałbym też o tym jakoby Jenna-Louise Coleman odchodzi z Doctor Who w Christams Special. Jednak nie zajmuje się nimi i czekam na potwierdzenie tych rewelacji.

SPOILERY

Halt and Catch Fire S01E07 Giant
- odcinek mocno skupiony na postaciach, a nie tworzeniu komputera co przewijało się zaledwie w tle. Było dużo państwa Clarków, Joe i trochę Boswortha. Dużo ważnych rzeczy powiedziano i pokazano, ale mi się to trochę dłużyło. Choćby dlatego, że nie lubię Gordona. Cenię sobie jak jego wątek został pokazany, podoba mi się pomysł na przedstawienie takiej antypatycznej postaci, która jest przeciwieństwem Joe i nie pasuję do swojej żony. Nawet ma niektóre udane sceny, momentami można z nim sympatyzować i mu współczuć, ale ostatecznie okazuje się strasznie irytujący i w tym czasie chcę oglądać kogoś innego.
- podobało mi się jak poprowadzono wątek Donny. Już kilka odcinków sugerowało, że szef będzie się do niej dobierał, ale ostatecznie ona jak i ja le odebrali sygnały. To ona wykonała ruch i się sparzyła. Jednak była w stanie dojrzeć do podjęcia decyzji nie tak jak jej mąż. Nie boi się zmian i ma charyzmę, której brakuje Gordonowi. Czyżby teraz jeszcze bardziej uwierzyła w swoje możliwość? Bardzo chciałbym zobaczyć jej współpracę z Joe i starcie dwóch silnych osobowości bo na razie trochę brakuje przeciwwagi dla niego.
- wątek Joe i dawnego kochanka taki sobie. Wiele nowego nie powiedział o postaci. Może poza tym, że też ma chwilę słabości i strachu. Jednak przyjemnie wyszło oglądanie trójkąta uczuciowego z Camerona.

OCENA 4/6

Halt and Catch Fire S01E08 The 214s
- znowu to samo - niespodziewany przeskok w czasie i drastyczne zmiany u postaci. Niby powinienem siędo tego przyzwyczaić bo praktycznie takie coś jest serwowane z odcinka na odcinek, ale nie potrafię. Brakowało mi scen, w których oglądałbym Gordona wychodzącego z kryzysu lub batalię z Joe o nazwę komputera. Chciałbym też zobaczyć powolne zbliżanie się i wzajemnie zrozumienie głównej trójki czy więcej scen z Bosworthem i Cameron. Za dużo rzeczy, które trzeba sobie dopowiadać, za mało scen, które chciałoby się oglądać.
- podobała mi się konstrukcja odcinka. Od optymizmu przez totalne zwątpienie i wyruszenie w drogą szczęśliwej gromadki. Sceny Cameron/Gordon to coś czego mi wcześniej brakowało. W końcu rozmawiali jak normalni ludzie bez złośliwości. Może wyznanie prawdy pomogło oczyścić atmosferę między nimi?
- strasznie mi się podoba motyw przewodni samego serialu - walka o marzenia. Z przeciwnościami losu, ale też samym sobą. Dążenie do marzeń i odkrycie w sobie siły pozwalającej je zrealizować, która często znajduje się pod pokładami pasji graniczącej z szaleństwem.  
- ulubiona scena to Cameron nokautująca Joe. Nie, że to zrobiła, ale w jakim stylu. Nie z płaskacza, a pięścią co wiele mówi o jej charakterze. Zabawne było też włamanie Gordona do Cardiff, ale na swój sposób wzruszające odwiedziny Cameron u Boswortha.
- dwa odcinki do końca, wielka impreza przed nami i zapowiedź komputera IBM. Ogromnie zastanawiający jest koniec sezonu. Happy end, gorzka pigułka czy trochę tego i tego?

OCENA 4.5/6

Halt and Catch Fire S01E09 Up Helly Aa
- gdbyy odcinek dostał epilog można by go traktować jako słodko-gorzki finał sezonu. Udało się osiągnąć sukces na COMDEX, Gigant zwrócił uwagę branży, ale wszystko to zostało okupione dramatycznymi wydarzeniami. Walka z czasem by komputer w ogóle działał, konkurencyjna prezentacja, kłopoty małżeńskie Clarków i kłótnia z Cameron. Udało się osiągnąć sukces tylko jakim kosztem. I na jak długo? Szczególnie ciężka byłą dla Joe końcówka gdy ogląda prezentację Apple i zdaje sobie sprawę, że nie jest on wcale wielkim wizjonerem i by osiągnąć komercyjny sukces porzucił duszę maszyny.
- zdaje sobie sprawę, że nie jest to wybitny serial, opowiada dość prostą historię i czasem skupia się na niepotrzebnych wątkach. Jednak nic nie poradzę, że tak bardzo podoba mi się informatyczna otoczka lat '80 i wyraziste postacie. Jest tutaj dużo rzeczy do poprawy i liczę na drugi sezon.

OCENA 4.5/6

Halt and Catch Fire S01E10 1984
- sezon się skończył i ja podtrzymuje swoje zdanie - chciałbym zobaczyć więcej odcinków z tymi bohaterami. Może finał nie zachwycił, brakowało mu tempa i uczucia zbliżającego się końca, ale był solidną lekturą gdzie postacie jeszcze bardziej się zmieniły. Może niektóre zabiegi fabularne były strasznie naciągane jak metamorfoza Joe, przejęcie Cardiff i założenie własnej firmy przez Cameron, ale mają olbrzymi potencjał na przyszłość.
- chyba najbardziej rozczarowało mnie to jak zmienił się Joe, ale jest to jak najbardziej logiczne. Spotkał młodą idealistkę Cameron i teraz sam został jednym z nich. Zamiast pozostać sprzedawcą nastawionym na zysk i sukces cierpiał na końcu z powodu braku innowacyjności. Zdał sobie sprawę, że stworzył kolejny komputer co go załamało. Wolałbym oglądać starego, manipulującego wszystkimi Joe, ale rozumiem pomysł na postać. Ciekawi mnie też jego spotkanie z matką, do której postanowiłem się wybrać.
- jednak najbardziej ciekawi mnie co stanie się z Donną. Wiele przeszła w tym sezonie, stała u boku męża zaniedbującego rodzinę, była gotowa na zdradę, załamana by w końcu ponownie ponieść się pasji i na końcu znowu popaść w apatię. I ten promyk nadziei gdy przychodzi do niej Cameron. Nowa firma i nowe wyzwania tym razem na własny rachunek, a nie w cieniu męża. To będzie ciekawy wątek jeśli powstanie.
- żal mam trochę do serialu, że nie pokazał Boswortha. Choćby jedna mała scena z nim w roli głównej na pożegnanie.
- ogólnie bardzo dobrze wspominam serial. Podkreślam, nie jest to kolejny kamień milowy czy dzieło, o którym będzie się mówić miesiącami. To serial dla wąskiego grona odbiorców, posiadający wiele błędów, ale potrafiący przyciągnąć magicznymi latami osiemdziesiątymi.

OCENA 4/6  

Outlander S01E01 Sassenach
- bez większych nadziei podchodziłem do serialu, ot kolejna próba stacji Starz by uszczknąć kawałem serialowego ciastka. Na razie udało im się tylko z Spartacusem, reszta ich prób to mniejsze lub większe zawodu. Solidnie zrealizowane z dużym kredytem od stacji, ale zawody. Komercyjne (Boss) lub artystyczne (Magic City, Camelot, Black Sails). Dlatego nie mogłem się zdecydować czy dać szansę ich nowemu serialowi. Przeważyły głównie pozytywne opinie dziennikarzy, którzy obejrzeli pierwsze cztery odcinki. I na razie jestem zadowolony. Może nie ekscytuje się historię, bardzo mnie nie wciągnęła, ale jest kilka rzeczy, które już sobie cenię.
- przede wszystkim nieśpieszny klimat, duża porcja ekspozycji, przedstawienie bohaterów i tła historycznego w pierwszych 40 minutach odcinka. Powoli, spokojnie, ale wciągająco i z pewnymi niepokojącymi momentami. Mogłoby być 5-10 minut krócej, ale zaraz gdy kamera pokazuje piękne szkockie krajobrazy i pojawia się cudowna folklorowa muzyka zapomina się o tych kilku chwilach nudy.
- trochę irytowała mnie powolność rozwoju fabularnego. Praktycznie przedstawiono tylko Claire, dano do zrozumienia, że w świecie serialu działają nadprzyrodzone moce i cofniętą ją z '45 roku zeszłego wieku 200 lat wstecz. Dobrze, że gdy do tego dochodzi tempo odcinka drastycznie się zwiększa i już pędzi do samego końca. Jest to obiecujący wstęp, ale też nie na tyle by oczekiwać z niecierpliwością kolejnych odcinków. Jest dobrze, widać potencjał, szczególnie zachwyca strona techniczna, ale myślałem, że serial będzie odrobinę szybszy. Boje się trochę, że z uwagi na 16 odcinkowy sezon podobne tempo będzie cały czas.
- jednak jedna rzecz mnie nie zawiodła. Na tyle mi się spodobała, że dla niej będę oglądał serial dalej. Claire Randall grana przez Caitriona Balfema w sobie pewien magnetyzm, który do niej przyciąga. Niezwykły uśmiech i uroda, ale też pewność siebie pielęgniarki z czasów drugiej wojny światowej, które teraz musi się odnaleźć w brutalnej rzeczywistości XVIII wieku i wojny domowej w Szkocji. Jestem ciekaw jak jej postać sobie z tym poradzi, ile zajmie akceptacja i co zrobić z tym życiem. Boję się trochę wątku romansowego, ale dziennikarze podkreślali, że stanowi on zaledwie tło więc może nie będzie tak źle.
- i jeszcze mała uwaga. Jeśli ktoś jest zainteresowany książkami niech nie czyta blurba z kolejnych tomów. Olbrzymie spoilery, które zmienią postrzeganie serialu. Ale też zaciekawiły mnie w takim stopniu by dać szansę powieścią pani Diany Gabaldon.
- w serialu jest też jedna niesamowita rzecz, która karzę mi się uśmiechać pod nosem. Szkoci akcent. Warto rzucić okiem na pilot choćby po to by usłyszeć jak wymawiają "whore".

OCENA 4/6

Power Rangers S01E06 Food Fight 
- na początku ciekawostki. Epizod został pierwotnie wyemitowany jako drugi co zaburza wewnętrzną chronologię wydarzeń. Rangersi mają swoje bronie (3 ep) i telereportery (2 ep). Nie żeby to jakoś przeszkadzało, ale widać że ten głupi trend nie jest wymysłem FOX. Inny szczegół to brak walk zordów co mi zupełnie nie przeszkadzało. Zamiast oglądać te same scenki przerywnikowe było coś innego. No może nie licząc dwukrotnej transformacji.
- zaraz po czołówce w oko rzuciło mi się nazwisko Cheryl Saban, która była scenarzystką odcinka. Prywatnie żona Haimiego Saba, twórcy marki. Chyba na początku brakowało im ludzi i musieli szukać scenarzystów po znajomych. Jednak mimo wszystko odcinek był całkiem niezły. Przede wszystkim zabawy, w ten głupi, power rengerowy sposób. Walka na żarcie, tupecik dyrektora czy wiecznie narzekająca Rita. Odcinek tak się podobał, że nawet później napisano jego nowelizację.
- jednak najlepszy w odcinku był przeciwnik. Antropomorficzna świnia z hełmem centuriona. Chyba wystarczający powód by zacząć oglądać serial. Co dziwne moja podświadomość sygnalizowała mi, że jest to coś znajomego dla mnie. Całkiem możliwe, że dawniej widziałem już ten epizod. Lub chociaż fragmenty na yt.

OCENA 3.5/6

Power Rangers S01E07 Big Sisters
- co za chaotyczny odcinek od połowy. Jeszcze zaakceptowałbym Jaja Mocy i obawy Zordona sięgające dziesięciu mileniów jakby odcinek był spójny logicznie i przyjemny w odbiorze. Jasne, trochę się pośmiałem bo to Power Rangers, ale dużo rzeczy mi przeszkadzało. Niezbyt charakterystyczny przeciwnik, plan Rity i nielogiczna przemiana w megazorda mimo braku niebezpieczeństwa.
- co jednak była najśmieszniejsze? Magiczny latający rowerek Rity. Prawie jak E.T. Tylko z irytującym śmiechem, który ciężko mi znieść. Jeszcze 53 odcinki i nareszcie pojawi się budzący grozę Lord Zedd. Niepodobał mi się też samochodzik Billego. Ogólnie jego postać jakoś najmniej mi pasuje do serialu, czekam aż dostanie jakiś własny odcinek gdy będzie mógł zyskać sympatię widza. 

OCENA 2.5/6

Power Rangers S01E08 I, Eye Guy
- drugi odcinek z rzędu Rita bawi się w porywanie dzieci. Ciężko stwierdzić po co bo Willyego wsadziła tylko na huśtawkę, ale nie ma lepszego sposobu by podkreślić jej demoniczność. No może prócz śmiechu. Tak się go już boję, że automatycznie przyciszam głośniki gdy Rita pojawia się na ekranie. Lub tak mnie irytuje. 
- szczerze? Rangersi jak na razie są najsłabszym elementem serialu. Nudni, bez pomysłu na bycie wojownikiem i głębszej osobowości. Chyba za dużo oczekiwałem na początek. Chwali się jednak, że w tym odcinku w cywilu walczyli używając taktyki, a nie każdy sam. Jednak drugi plan jest dużo lepszy. Złych lubię bo nigdy nie wiadomo jaki potwór się pojawi. Tym razem padło na Eye Guy złożonego z oczy i sucharowymi onlinerami. Cudowny był. Jednak moimi bohaterami są Mięśniak i Czacha. Tylko czekam na pojawienie się tego duetu by móc się zdrowo pośmiać z niezbyt ambitnego, ale zawsze śmiesznego humoru. 
- w odcinku pojawiła się kalka Oculus Rift, ponad 20 lat przed oficjalną premierą. Doprawdy, wizjonerski serial. To teraz dawać megazordy w armii USA. 

OCENA 2.5/6

Teen Wolf S04E08 Time of Death
 - byłem świecie przekonany, że w tym odcinku ma zostać ujawniony Benefactor. I ostatecznie ciesze się, że jednak do tego nie doszło. Odcinek skupiał się bardziej na bohaterach, było trochę akcji, ale nie budował on odpowiedniego napięcia do ujawnienia tajemnicy. Co wcale nie było złe. Zwiększał suspens, wciągał, ale budował inną atmosferą niż tą polegającą na przedstawieniu wielkiego złego sezonu. Raczej jeszcze bardziej wszystko zapętlił.
- podobał mi się wątek Scotta mimo, że jako bohater mnie najmniej interesuje. Jego śmierć wyszła dobrze, reakcja Melissy naturalna (pytanie czemu pozwalają na to dzieciom i odpowiedź to jedna z fajniejszych rzeczy), a potem wyścig z czasem. Może było trochę chaosu i przypadku, ale na pewno wciągnęło. Zwłaszcza sen Scotta. Znowu powróciła nieskończona szafka w kostnicy znana z sezonu drugiego i majaków Allison. Świetnie to wygląda, a potem było jeszcze lepiej. Scott przygotowujący się do bycia mordercą, pokazanie jego zmian i świetnie nakręcone trzy wersje tego samego spotkania z mniej lub bardziej subtelnymi różnicami. Nie zdziwiłbym się ja Scott w tym sezonie kogoś zabije. Zbyt często pada ten wątek by został porzucony.
- trochę średnio podobało mi się starcie Kiry i Liama z Berserkerem. Czy nie nauczyli się żeby nie zadzierać z tym czymś? I czemu sceny walki są poza kamerą? Niech serial zatrudni porządnych choreografów, kaskaderów i sypnie trochę groszem bo to najsłabszy element całości. Przecież jeszcze bardziej campowe Buffy pokazało, że można zrobić w młodzieżowym serialu efektowne walki. Ba, nawet w Power Rangers są lepsze wygibasy.
- a co było najfajniejsze w odcinku? Współpraca papy Argenta z dzieciakami i jego bajerancki zegarek. Miny Petera podczas rozmowy z Malią (więcej ich!) i Stiles za nią tęskniący. Peter, któremu zależy na tym by Scott przeżył. Wielka tajemnica banshee. Czyżby to babuszka Lidii była tajemniczym Benefactorem?

OCENA 4.5/6

1 komentarz:

  1. Co do premier, to niedawno wleciał do emisji serial The Knick. Ogólnie zapowiada się ciekawie, zobaczymy jak dalej.

    OdpowiedzUsuń