poniedziałek, 12 stycznia 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #119 [05.01.2015 - 11.01.2015]

Świąteczno noworoczne lenistwo dobiegło definitywnie końca. Nie tylko z powodu powrotów i debiutów. Jest co oglądać i tak będzie do wakacji z niewielkimi przerwami na nadgonienie zaległości, które w dzisiejszych czasach są nieuniknione. Trudne być ze wszystkim na bieżąca skoro co miesiąc pojawia się nowy, godny uwagi serial. Wypada również śledzić trendy, newsy i drobnymi kroczkami nadrabiać klasykę. A newsów ostatnimi czasy dostatek, pod tym względem najbogatszy tydzień od kilku miesięcy, a być może od wakacyjnego San Diego Comic-Con. Czemu? Odpowiedz stanowią trzy literki TCA. Ponad dwutygodniowy maraton paneli i spotkań dziennikarzy z całego świata z przedstawicielami stacji telewizyjnych. Tfu platform telewizyjnych. Od Netflix, przez Discovery po HBO. Wszyscy, którzy robią seriale chcą się zaprezentować i sprawić, że się będzie o nich mówiło. I już jest o czym. Zapraszam do długiego przeglądu newsów, głównie opierającego się na wydarzeniach z Los Angeles.

Jednak na przekór zacznę od oglądalności. Wiem, że niewiele osób to ciekawi, przecież jakieś cyferki nie mają wiele wspólnego z poziomem serialu. Nie mają, ale na ich podstawie można stwierdzić czy można zacząć się już martwić o ulubiony serial lub zacząć nowy. Tym bardziej jeśli zostały wyemitowane dopiero pierwsze odcinki. Jeśli oglądacie Empire możecie spać spokojnie. Hip-hopowa soap opera niby została zjechana przez sporo serwis i większość polskich widzów tak amerykanie serial polubili. 9,9 mln widzów (rating 3.8) to najlepsza premiera FOX od kilku lat. Jeśli spadek przy następnym odcinku nie będzie gigantyczny można spodziewać się drugiej serii. Gorzej wygląda sytuacja Marvelowej Agentki Carter. Debiut przy 6,9 mln (1.9) może odrobinę martwić. Zaskakująco dobrze spisał się Galavant. 7,42 mln (2.0) można by potraktować jako dobry prognostyk gdyby nie sposób emisji serialu. Cztery tygodnie po dwa 20 minutowe odcinki. ABC będzie miała nie lada orzech do zgryzienia jeśli oglądalność utrzyma się na tym poziomie. Tym bardziej, że stacja zapewne sama jest zaskoczona z dobrego wyniku.

Tyle nudnych cyferek. Więcej nie będzie. Chyba, że ktoś zastanawia się nad przyszłością jakiegoś serialu. Z chęcią pomogę. Teraz coś przyjemniejszego. Daredevil. Kolejna cegiełka w budowaniu Marvel Cinematic Universe i pierwsza w jego bardziej dojrzałej części. Matt Murdock rozpocznie swoją krucjatę już 10 kwietnia. Zgodnie z Netflixową tradycją 13 odcinków zostanie wyemitowane jednocześnie. Trailera wciąż brak, można jedynie zobaczyć pierwszy plakat. Gorsze wiadomości dla ludzi czekających na pozostałe seriale prowadzące do The Defenders. Ekipa A.K.A. Jessica Jones, który ma zadebiutować po Daredevil, jeszcze nie wyszła na plan zdjęciowy. Netflix i Marvel nie chcą się śpieszyć i przerwa między tymi dwoma serialami może wynieść rok chociaż są szanse na debiut jeszcze w 2015. Chyba nie ma co liczyć na The Defenders w 2016 skoro nie wybrano jeszcze aktora mającego wcielić się w Iron Fist.

Nie tylko Daredevil doczekał się daty premiery. Również Netflixowe Unbreakable Kimmy Schmidt i Bloodline mają wyznaczone dni debiutu. Komedia od Tiny Fey, pierwotnie mająca pojawić się na NBC zawita pod nasze strzechy 6 marca. Natomiast mroczny dramat o rodzince z Florydy gdzie gra Kyle Chandler dwa tygodnie później. Dalej nic nie wiadomo o piątej serii Arrested Development. Wszyscy chcą, ale ciężko zgrać terminy bo obsada ma inne zobowiązania. Wracając do dat. Najbardziej wyczekiwaną jest 12 kwietnia, dzień gdy nadejdzie zima. Tak, nowe Game of Thrones już za równe trzy miesiące. Tego samego dnia debiuty 2 sezonu Silicon Valley i 4 Veep. 5 kwietniu na 7 ostatnich odcinków wróci również Mad Men. Więc jeśli ktoś ogląda tylko zakończone seriale (co nie jest takie głupie) może się powoli szykować do seansu z piętnastokrotnym zdobywcą Emmy i właścicielem czterech Złotych Globów. Wielbiciele pewnego hotelu, specyficznego młodzieńca będącego miłośnikiem muzyki klasycznej i zabaw pod prysznicem oraz jego zaborczej matki będą mogli powrócić do Bates Motel 9 marca. Czekający na zastrzyk adrenaliny w Stricke Back po nową dawkę sięgną niesprecyzowanego dnia tego lata. Natomiast smakosze mózgów, miłośnicy Rose Mciver i Veronicy Mars zasiądą do seansu iZombie 17 marca. Moim skromnym zdaniem to jedna z najlepiej zapowiadających się nowości (link do zwiastuna gdzieś niżej i tutaj). Serial zostaje sparowany z The Flash więc jest nadzieja na dobrą oglądalność. Tej nadziei jest mniej przy The Messengers. Nowości w piątki to nie jest dobry pomysł. Premiera tak jak Daredevil - 10 kwietnia.

Ostatnio gdybałem trochę o Ash Vs. Evil Dead i jak na zawołanie jeden z bossów Starz wyjawił kilka informacji. Zaskakujący jest format - 30 minutowe odcinki, jak z komedii. Wierzę, że będzie działało. Serial będzie kręcony w Nowej Zelandii, ale jego akcja ma mieć miejsce na amerykańskich przedmieściach. Czyżby więc kanoniczne miało być kinowe zakończenie Army of Dakrness, w którym Ash wraca do naszych czasów? Data premiery na przełomie trzeciego i czwartego kwartału więc zostało jeszcze trochę czasu i koncepcja może ulec drobnym zmianom. Wciąż nic nie wiadomo o Jean Leavy w obsadzie.

W kolumnie z nekrologami dwie pozycję. Happyland znika po pierwszej serii. Dawno śmierć serialu nie była dla mnie tak obojętna. Bardziej przejąłem się zniknięciem Covert Affairs po 5 sezonach. Widziałem pierwszy i mi starczy. To był zwykły sensacyjnaik z sympatyczną bohaterką. Można oglądać. Na chichot historii zasługuje fakt, że serial miał więcej nominacji do Złotych Globów niż The Wire. Wystarczyła jedna dla Piper Parebo grającą główną bohaterkę. To tylko podkreśla bezsensowność tego rodzaju gali i nagród. Prawdziwą wielkość zweryfikuje czas.

Równowaga w tym tygodniu nie została zachowana i to jasna strona mocy osiągnęła przewagę. Dwa anulowania i aż 10 przedłużeń. Wszystko dzięki The CW, która nie chcę się bawić w trzymanie widza w napięciu i zamawia nowe sezony dla niemal całej swojej obecnej ramówki. I tak Supernatural z 11, The Vampire Diaries z 7 Arrow z 4, Reign z 3, The Orginals z 3, Jane the Virgin z 2, The Flash z 2 sezonem. I zasługujące na oddzielne zdanie The 100 z 3 serią. Tak! Jeden z moich ulubionych seriali doczekał się przedłużenia. To dobra okazja by otworzyć szampana lub winko. Szkoda, że nie mam takowego pod ręką... Na szósty rok z FOXem zostanie Bob's Burgers, a drugiej serii doczekało się Marco Polo co znając politykę Netflix nie jest dużym zaskoczeniem.

Zanim przejdę do listy trailerów chwilka na aktorów mających pojawić się w telewizji w najbliższych miesiącach. Edward James Olmos (Admiral fracking Adama!) zagości w Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. a jego pojawianie oczywiście będzie miało ogromne konsekwencję dla bohaterów. Seriale z uniwersum DC/CW również zaciągnęły na swój pokład prawdziwego badassa. Samego Spartacua. Liam McIntyre zagra w The Flash. Jako, że wcielając się w Wheather Wizard dołączy tym samym do grupy Rogues powinien w przyszłości kilkukrotnie powrócić. John Travolta po 35 latach wraca do telewizji (nie licząc drobnej, gościnnej rólki z zeszłego roku). Zagra Roberta Shapiro w American Crime Story, które opowie historię procesu O.J. Simpsona. W pozostałych rolach Cuba Gooding Jr., Sarah Paulson i David Schwimmer czyli na bogato. Natomiast do obsady 2 sezonu Fargo dołączyła trójka znakomitych aktorów - Ted Danson, Jean Smart i Patrick Wilson. Serialowy spin-off filmu braci Coen to moja największa zaległość zeszłego roku i mam nadzieje, że uda mi się nadrobić do premiery nowych odcinków, które pojawią się jesienią.

Żeby było ciekawiej trailery w losowej kolejności z króciutkim komentarzem:
- cliffhanger Arrow dalej trzyma was w niepewności? Chcecie wgląd w przyszłość? Zapraszam. Tylko czy warto? Po tym co zaprezentował serial czekanie na emisję i następnie lawirowanie między spoilerami do czasu obejrzenia odcinka jest równie przyjemne co zaspokojenie swojej wiedzy. Lub ja jestem taki dziwny, że podoba mi się niewiedza. Nowe Arrow już 22 stycznia.
- Black Sails okazale wygląda na trailerze 2 serii. Tylko co z tego skoro przy pierwszej było podobnie. Dla kilku wątków nie zamierzam wracać.
- Last Week Tonight with John Oliver to program satyryczno informacyjny, który ma lepszy resercz niż tradycyjne media. Ma też Johna Olivera i dla niego warto oglądać. Nie przekonani? To rzucicie okiem na niecodzienne promo, które też was nie przekona, ale zmusi do uśmiechu. 
- Fortitude zapowiada się na poważny dramat z gęstą atmosferą. Małe miasteczko na Alasce i morderstwo. To może się udać. 
- po 30 sekundach z Battle Creeck miałem mieszane odczucia. Po pełnym zwiastunie wiem, że tego nie sprawdzę. Niby Vince Gilligan, ale zbytnio czuć piętno ogólnodostępnej stacji.
- po kilku teaserach Better Call Saul miałem mieszane odczucia. Po pełnym zwiastunie nie mogę się doczekać. Bo Vince Gilligan w kablówce.
- 30 sekund z powrotu The Flash. Wygląda dobrze, ale równie dobrze mogło nie być tego proma.
- udana reklamówka The Walking Dead. Niby minuta materiału nakręconego specjalnie na potrzeby marketingu, a potrafi zaciekawić bardziej niż zwiastun złożony z miksu starych/nowych scen. Jest klimat, są ulubieni bohaterowie i walka o przeżycie. I Rick z brodą chcący zostać drwalem. Czyżby miało to oznaczać zbliżający się koniec serialu?
- w końcu jest! Pierwszy długi zwiastun iZombie. I przez to jeszcze bardziej czekam na ten serial. Będzie hit, czuję to. Jeśli możecie to pomóżcie wysyłać pozytywne fluidy i namawiajcie swoich amerykańskich kolegów by zasiedli do telewizora. 

Między napisaniem blognotki, a jej publikacją miała miejsce gala rozdania Złotych Globów. Tutaj można przejrzeć listę zwycięzców. Komentarza nie będzie bo nie znam się na sukienkach, ale Tina i Amy były jak zwykle urocze, a nagrody nic nie znaczą. Chociaż cieszy różnorodność i honorowanie nowych seriali. Tyle w tym temacie. 

MOŻLIWE SPOILERY

Galavant S01E01 Pilot
Na ten serial czekałem bardziej niż na Agentkę Carter. I dużo bardziej martwiłem się o jego jakość. Pierwsze zapowiedzi nie nastrajały optymistycznie. Musical w klimatach fantasy na ogólnodostępnej stacji. Wróżyłem wielką klapę. A potem przyszedł trailer i zakochałem się zaczynając przy tym trzymać kciuki by całość była utrzymana w podobnym stylu. I jest! Faceci w rajtuzach w wersji śpiewającej. Mnóstwo przesadzonych żartów, campowa stylistyka i świetnie napisane piosenki pełne humoru i udaną choreografią. Nie do wszystkich to trafi, trzeba lubić absurd i granie na konwencji. Ja to kupuje i ubolewam, że serial będzie obecny w telewizji tylko przez cztery tygodnie.

Zaskoczyłem się trochę pod względem fabularnym. Zamiast prostej opowiastki o bohaterze ratującym księżniczkę i złym królu dostaliśmy mieszankę motywów. Zły król jest pierdołowaty, ukochana Galavanta przekłada bogactwo nad miłość, główny heros ma depresję, a dama w opresji wcale nią nie jest. Dobrze bo to wszystko będzie procentowało w przyszłości ciekawymi konfrontacjami między bohaterami. Już nie mogę się doczekać muzycznego pojedynku Galavanta z ukochaną.

OCENA 5/6

Galavant S01E02 Joust Friends 
Uwielbiam bezpretensjonalność i zabawę konwencją w tym serialu. Dzięki temu dostałem najmniej epicki pojedynek rycerski ever. Jeden pijany, drugi przećwiczony, żaden nie może się ruszyć, a muszą walczyć. O kuraka i klejnot. Szkoda, że nie było do tego żadnej piosenki w wykonaniu narratora/błazna. Równie fajnie bawiono się pairingem. Zbliżenie do siebie postaci Galavanta i Isabelli oraz Richarda i Madaline wyszło komicznie. Tak jak skrócony trening dla bohatera. Jednak najlepszy w odcinku był kuchcik z zdziecinniałym Richardem. Dawno tak głośno nie śmiałem się na serialu jak scenach z tą dwójką. Humor jaki jest tutaj prezentowany jest niespodziewany i sceny zaskakują swoją absurdalnością przez co tak dobrze się to ogląda. 

OCENA 4.5/6

Marvel's Agent Carter S01E01 Now is Not the End
Marvel miał dużo do udowodnienia tym serialem, zwłaszcza osobą rozczarowanym Agents of S.H.I.E.L.D. I muszę przyznać, że udało im się wyjść z tego zadania obronną ręką. Wprawdzie po pilocie pierwszego serialu MCU pisałem to samo, ale tutaj widać większy potencjał i struktura serialu powinna sprzyjać pisaniu lepszych historii. Wszyscy wiemy jak kończy się historii Peggy, kim jest Howard Stark i SSR. Dodatkowo ekspozycja nie będzie potrzebna teraz trzeba tylko wypełnić znane motywy nowymi i zabrać widza w podróż z tymi jakże charakterystycznymi postaciami. I trzymać kciuki za oglądalność by na jednym sezonie się nie skończyło bo serial jest tego warty.

Jeśli miałbym do czegoś przyrównać Agent Carter byłoby to Alias. Obydwa seriale mają silną kobiecą bohaterkę, wątki szpiegowskie z przebierankami włącznie oraz nacisk na życie osobiste heroin. Bo ten serial to nie tylko pure action fun, ale również obyczajówka o kobiecie szukającej swojego miejsca w nowym świecie. Świecie, o który walczyła i minął się z jej oczekiwaniami. Świetnie ogląda się nadmierny protekcjonizm mężczyzn czy ich lekceważącą postawę wobec kobiet. Tym bardziej, że ta kobieta jest silna i potrafi skopać szowinistyczne tyłki. Tak, mam coś w sobie z feministki.

Odcinek ma doskonałe tempo, jest szybki, dużo się dzieje, ale akcja nie przyćmiewa bohaterów, którzy są na pierwszym planie. Świetna chemia Peggy z Garvisem (gdzie odwrócono stereotypy i to on jest ciapowatym sidekickem). Równolegle prowadzone jest kilka wątków - tajemna organizacja Lewiatan, Stark jako zdrajca, tajemnica Jarvisa oraz historie w SSR. Na nudę nie ma co narzekać i powinno zabraknąć irytujących fillerów. Osobiście jestem trochę rozczarowany postaciom Lyndsy Fonseca. Sorry, ale Alex skopałaby tyłek Peggy Carter. Cicho liczę, że okaże się ona agentką Lewiatana (naciągane) lub na jej przykładzie zostanie pokazane szkolenie na agentkę, a potem wspólne misję z Peggy.

Zwykle seriale z epoki na antenie ogólnodostępnych stacji odrzucają mnie z uwagi na niski budżet i wszechobecną sztuczność oraz traktowanie realiów historycznych jako pretekst do założenie kostiumów, a zapomina się o warstwie obyczajowej. Tutaj tak nie jest. Jest bogato od detali, czuć klimat lat '40. Tworzą go stare samochody, muzyka i dekorację. Oraz zachowanie bohaterów. Jest dobrze pod tym względem mimo, że serial czasem musi uciekać do sztuczek reżyserskich by ukryć niedostatki.. Nie jestem jednak do końca przekonany do stylistyki serialu. Mocno czuć jego komiksowe korzenie (świecąca tajna broń), ale jest on przesiąknięty brutalną rzeczywistością gdzie czyny mają swoje konsekwencję. Jestem ciekaw czy na razie jest to testowanie gruntu, próba znalezienie swojej drogi czy świadomy wybór i mieszanie konwencji by fundować emocjonalną huśtawkę u widzą.

Marvel's Agent Carter oczywiście polecam. Serial nie zawiódł oczekiwań i jest doskonałą produkcją w przerwie między kolejnymi odcinkami Agents of S.H.I.E.L.D. Liczę jednak, że stanie się czymś więcej niż kolejną przygodą w świecie Marvela i zacznie wywoływać więcej emocji poza "jak fajnie się to ogląda".

OCENA 4.5/6

Marvel's Agent Carter S01E02 Bridge and Tunnel
Trochę się oszukałem. Myślałem, że ABC emitując dwa odcinki Agent Carter po sobie kieruje się tylko kwestiami marketingowymi. Okazało się, że te dwa epizody powinny być jednym długim wprowadzeniem oglądanym łącznie i dlatego tak też zostały wyemitowane. Żałuję, że oglądałem je kilka dni po sobie bo z pewnością odbiór całości byłby pozytywniejszy. Zwłaszcza, że druga połowa jest dużo lepsza. Historia toczy się dalej, Peggy szuka agentów Lewiatana i skradzionej broni, a SSR prowadzi równoległe śledztwo. Przeplatanie się wątków było świetne, każda z postaci miała swoje miejsce w historii i nie czuć było zbędnych scen. Wszystko by budować spójną wizję świata i historii.

Lekkość i fun płynący z oglądania serialu są jeszcze bardziej widoczne. Ekscytująca scena walki na pędzącym samochodzie była wisienką. Działo się mnóstwo rzeczy, a scenarzyści mają wyczucie balansu i nie przeginają w żadną ze stron. Peggy dalej jest cudowna, zadziorna i silna, a Jarvis zabawny zwłaszcza z nią w duecie.

Pochwały wymaga też montaż i jeden wątek prowadzący do jednej doskonale skomponowanej sceny. Audycje radiowe z Kapitanem Ameryką z początku stanowiły udany comic relief oraz pokazywały jak symbol wolności i demokracji stał się kolejnym produktem kapitalizmu, który można spieniężyć (lokowanie produktu!). Jednak jeszcze lepiej wyszło pokazanie kontrastu między dwiema kobietami. Fikcyjną Betty Carver grająca damy w opałach czekające na ratunek Kapitana oraz Peggy Carter, która potrafi o siebie zadbać. Scena pojedynku z grubasem była wyśmienita dzięki przeplataniu jej z making of słuchowiska.

Głównego wątku było tutaj niewiele. Zrozumiałe bo pierw trzeba nakreślić odpowiednią sytuację by kolejne wątki obchodziły. Jest tajemniczy symbol Lewiatana, a potem zacznie się poszukiwanie tajemnej organizacji. Czy będzie ona pochodziła z alternatywnego świata? Skąd ta teoria? Samopiszące maszyny do pisania! Sceny wyjęte niczym z Fringe. I równie klimatyczne. Swoją drogą strasznie dużo podobieństw między Agent Carter, a dwoma serialami Abramsa. Jeśli w kolejnym odcinku Peggy znowu będzie się za kogoś przebierać, a skradziona broń Starka okaże się dziwacznym artefaktem nie będzie już można mówić o przypadku.

OCENA 5/6

The Good Wife S06E11 Hail Mary
Nie tylko sędzia Cuesta jest miłośnikiem dramatów. Twórcy The Good Wife również przez co fundują kolejny znakomity odcinek zmieniający status quo jak również kładący podwaliny pod finał sezonu szczególnie dla wątku Kalindy. Od kilku miesięcy wiadomo o odejściu Archie Panjabi po tym sezonie i wydaje się, że twórcy przygotowali coś mocnego. Już teraz jej postać znajduje się między policją, a mafią, a przecież jeszcze drugie tyle odcinków przed nami. Osobiście liczę na szczęśliwe zakończenie (na przekór wszystkiemu!), ale znając historię Kalindy i jej zdolność do autodestrukcji ciężko być optymistą.

Wątek Cary'ego znowu był najlepszy. Serial trochę zbyt szybko odkręcił cliffhangera z fall finale, ale zrobił to w doskonałym style więc nie ma co psioczyć. Odcinki z uciekającym czasem zawsze wychodziły w tym serialu, a ten jest jednym z najlepszych. Promyk nadziei, desperackie przeszukiwanie dowodów, chaotyczne telefony i problemy z komunikacją. Działo się. Były też trudne wybory bohaterów, chwilę radości jak i zwątpienia. Świetnie oglądało się nieświadomego Cary'ego biorącego udział w kursie surivalu w więzieniu. Przyjaciele chwytają się Maryśki, a on pogodzony ze wszystkim otrzymuje kolejne wskazówki. Ciekawostka dropsa - wykładowca Cary'ego został zagrany przez Domenicka Lombardozzi, który w Brakout Kings opiekował się ekipą więźniów pomagającą rozwiązywać zagadki kryminale.

Dalej przeszkadza mi izolacja Alicji. Jej wątek jest bardzo dobry, nie mam mu nic do zarzucenia poza tym, że nie ma on wiele wspólnego z większością odcinków, a sama Alicja jest oddalona od innych bohaterów. Chcę jej więcej z Diane i Carym, nie chcę jej w prokuraturze i czekam na pierwsze przegrane wybory przez bohatera, któremu się kibicuje. To byłby zwrot akcji. Skorumpowany Peter odnosi kolejne sukcesy, a dobra żona Alicja przegrywa mimo głównie altruistycznych pobudek. Jednak jeszcze trochę na to za wcześniej. W odcinku najlepsze były debaty z oponentami oraz kłótnia Eli z Elfmanem. Oraz śmiech Alicji na końcu. I ten zaskakujący pocałunek, który może nic nie znaczyć. Świetnie pokazano jej przemianę po tym gdy nareszcie usłyszała dobre wieści. I ta muzyka, idealnie podkreśliła klimat.

OCENA 5.5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz