poniedziałek, 26 stycznia 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #121 [19.01.2015 - 25.01.2015]

Jest niedzielna noc, a ja kończę składać notkę, która miała pojawić się w niedzielę. Jednak się da. Chciałbym przypisać sobie wszystkie zasługi, ale prawda jest trochę inna. Moich seriali było niewiele (ale działo się!), a po skończeniu TCA stację przystopowały z newsami. Tak to już jest. Dwa tygodnie ekscytacji kolejnymi wiadomości, słuchanie mądrych (lub głupich, to zazwyczaj jest ciekawsze) słów mądrych ludzi żyjących z telewizji czy marketingowego populizmu prezydentów stacji przekonujących, że nie jest wcale tak źle jak jest. Czyli jak w życiu. Teraz trzeba czekać na następne wielkie wydarzenie, którym prawdopodobnie będzie Paleyfest w marcu, a potem już upfronty i ogłoszenie nowych ramówek. Właśnie upfronty, jeszcze brakuje mi zaległych trzech notek sprzed roku...

Cisza była oczywiście umowna. Żyjemy w świecie gdzie rocznie wychodzi ok. 350 seriali w amerykańskiej telewizji więc nie da się zupełnie odciąć od marketingowych materiałów czy informacji castingowych. Zaczęto już nawet zamawiać nowe piloty. Zgodnie ze swoim założeniem nie będę się ekscytował czymś co może się nie ziścić. Po co robić sobie fałszywe nadzieje? Dlatego napiszę tylko o Apocalypse gdyż NBC zamówiło pełny sezon tego serialu. Dziesięć odcinków dramedy o zbliżającym się końcu w stylu Dnia zagłady (słowa klucze: kometa, bunkry, wybrańcy). W głównych rolach Rob Lowe, Megan Mullally i Jenna Fischer. Gdyby to była kablówka pewnie bym się cieszył z powodu rodzinnego dramatu w świecie ze świadomością zbliżającej się zagłady. 

Przedłużeń w tym tygodniu nie było co jest trochę dziwne. By jednak sztucznie wydłużyć akapit napiszę tutaj o dacie premiery Powers. Fani komiksu lub seriali komiksowych mogą zaznaczyć na czerwono 10 marca w kalendarzu lub ustawić przypomnienie na telefonie. Trafiło się za to anulowanie Atlantis od BBC. Niby następca Merlina, a  wytrzymał zaledwie dwa sezonu. Ciekawe czy ktoś będzie płakał. Ja płakałem oglądając zwiastun w zeszłym roku i wciąż się uśmiecham z politowaniem patrząc na kostiumy na plakatach promocyjnych. 

Była jedna duża castingowa wiadomość. Marley, Benoist zagra w pilocie Supergirl tytułową bohaterkę. Kto? Nie wiem, też musiałem wygooglać to nazwisko i zapoznać się z twarzą. Nie oceniam, może się udać. Trzymam kciuki by się udało, ale chyba wolałbym znajomą twarz by mocniej kibicować projektowi. Obecnie jest mi on bardzo obojętny. 

Obojętny nie jest mi Hannibal. Każdy powód do napisania o Hannibalu jest dobry (tak jak o The 100), może zachęci to kogoś do oglądania. Nawet przekabacenie jednej osoby uznam za sukces bo serial Bryana Fullera to kąsek którym warto się delektować. Co więc się stało? Zatrudnili kolejną aktorkę. Rutinę Wesley czyli Tarę z True Blood. Zagra Reby McClane. I gdyby przeczytał książkę (co muszę w końcu zrobić) pewnie napisałbym więcej o tej postaci. Jednak daniem głównym jest zwiastun trzeciego sezonu. Nie pokazuje wiele, więcej w nim tajemnicy niż faktów, ale nie można oderwać wzroku. Barokowe wnętrza, renesansowe rysunki, średniowieczne katakumby i zapowiedź dalszego ciągu skomplikowanych relacji między Hannibalem i Willem. Oby do lata!

Zwiastunów było więcej. Kolejna długa zapowiedź Vikings podgrzewająca (czy może w przypadku skandynawskich wojowników obniża?) atmosferę. Pół minuty akcji z powrotu The Walking Dead, które wraca już 10 lutego oraz zapowiedź Unbreakable Kimmy Schmidt czyli komedii o kobiecie, która wyrwała się z sekty. NBC zrezygnowało z serialu, a Netflix dał zamówienie na dwa pełne sezony. 

I tyle. Cyferki w prawym dolnym rogu wskazuje chwilę północy, a ja skończyłem notkę. Myślę, że mogę ją jeszcze zaliczyć jako napisaną w niedzielę.


SPOILERY


12 Monkeys S01E01 Splinter
Film o tym samym tytule oglądałem tak dawno temu, że pamiętam jedynie Bruca Willisa latająca w szpitalnym szlafroczku więc na odbiór serialu sentyment do materiału źródłowego nie miał wpływu. Jak więc wypadło nowe dziecko Syfy? Umiarkowanie dobrze. Pilot wciąga, ogląda się go bez nudy, dużo się dzieje, scenariusz urozmaicają przeskoki w czasie, a dialogi znośny humor. Fabuła ciekawi. Bo gdy mamy zdziesiątkowaną ludzkość przez epidemię i 7 miliardów ludzkich istnień na wadzę życia siła rzeczy jest to angażujące. Postacie też są ciekawe - Cole skaczący w czasie i Cassie, która go spotyka. Dobrze spisują się w duecie, a aktorzy wywiązali się z swojej pracy.

Tylko, że cały czas mi coś nie grało. Wszystko idzie za łatwo, brak ostatniego szlifu, czegoś co nie pozwalałoby przestać myśleć o 12 Monkeys. Ogląda się, a potem idzie zjeść kanapkę i zastanawia sięco na deser. Również relacje między postaciami są zbyt uproszczone. Fajnie, że między tytułową dwójką jest chemia, źle że nie pokazano jak się rozwijają ich relację. Gdzie są wątpliwości i budowanie zaufania? Irytowała też nadmierna ekspozycja. Za dużo rzeczy wytłumaczono, za mało miejsca na domysły i tajemnicę. Połowę z tych dialogów można by wyciąć. Jednak trzeba przyznać, że scenki z przyszłości były bardzo klimatyczne. Z chęcią pooglądałbym sobie takie post apo. Trochę odcinka z serii Epitaphy z Dollhouse zapachniało (tęsknię!).

O wątku podróży w czasie nie będę pisał. Na razie nie ma się zbytnio do czego przyczepić, scenarzyści nie rzucają rażącymi pomysłami więc jest dobrze. Nawet szybko zostawili sobie furtkę na tłumaczenie różnych nieścisłości - paradoks. Jestem bardzo ciekaw jak będą bawić się w skakanie po różnych okresach i jak będzie opisywana historia. To może być najmocniejszy punkt serialu - rzucanie kolejnych fragmentów z różnych momentów w czasie by widz sam mógł sobie zbudować obraz całości. Jest też tajemnica z 12 Małpami oraz córka Goinesa więc kilka dłuższych wątków już rozpoczęto. Podejrzewam, że z serialem zostanę na dłużej, mam tylko nadzieje, że mnie nie zawiedzie. 

OCENA 4/6

12 Monkeys S01E02 Mentally Divergent
Dalej dobrze się ogląda, dalej nie wkręciłem się w historię. Jest fajnie bo twórcy umiejętnie wykorzystują podróże w czasie, nawet by wprowadzić trochę komizmu jak przypadkowa wyprawa do Północnej Korei. Szkoda, że działania Cole'a nie mają większego wpływu na jego teraźniejszość. Przydałyby się jakieś drobne zmiany i sugestię, że zmienia coś podczas swoich misji. Jednak dobrze, że jego podróże są nielinearne co będzie prowadzić do wielu ciekawych historii. Mam tylko nadzieje, że historie Cole'a i Cassie będą rozgrywane w odpowiednim porządku bo zbytnie skomplikowanie historii mogłoby zbytnio zamotać opowieść.

Odcinek znowu miał szybkie tempo, dużo akcji, humoru, udanie rozpisane dialogi i irytujące pomijanie niektórych faktów. Chyba trzeba się przyzwyczajać do dużej liczby uproszczeń w miejscach wygodnych dla scenariusza. Powolne odkrywanie kolejnych faktów jest fajne. Łączenie kropek nie znając ich kolejności, to w przyszłości powinno zaprocentować. Tym razem rzucono Nocny Pokój i wprowadzono członka Armii.

W odcinku najfajniejsza była wizyta w psychiatryku. Trzeba przyznać, że casting w serialu jest trafiony i przyjemnie ogląda się obłąkaną Jennifer Goines próbując zrozumieć jej chaotyczne zdania. Ciekaw jestem jaki twórcy mają pomysł na jej postać. A to dobrze, znaczy zależy mi na jakieś postaci. Bo (przyszły) wątek romansowy między głównymi bohaterami już mi działa na nerwy.

Jeszcze nie wiem co myśleć o postaci Toma Noonana, tajemniczego członka Armii 12 Małp. Jest groteskowo przerysowany, wydaje się zbytnio odrealniono i nie odrobinę nie pasuję do tego realistycznego świata. Wszystko zależy w jaką stylistykę skręci serial. Więcej dziwności czy powagi. Jeszcze nie jestem zdecydowany co chcę oglądać, ale będę oglądał dalej. I czekam na jakiś rozbłysk geniuszu scenarzystów, który zmusi mnie bym wyczekiwał na kolejne odcinki.

OCENA 4/6

Arrow S03E10 Left Behind 
Serial w poprzednim odcinku zaszokował cliffhangerem. Próbował wmówić mi, że zabił tytułowego bohatera, ale przecież wszyscy wiedzieliśmy, że to zmyłka. Pytania nie brzmiało czy Ollie przeżył, ale jak przeżył. I zawiodłem się bo ni nie zostało wytłumaczone. Pomoc Maseo (fajnie jakby okazał się wtyczką Merlyna w Lidzę) i powrót Tatsu nie była wielkim zaskoczeniem, raczej całkiem logiczna. Przeszkadza mi, że mimo kilku scen z martwym Arrowem na końcu widzimy go żywego. Zero wyjaśnienia, punktu zaczepienia do spekulacji czy wskazówki. Nic. Serial pokazał to w takim sposób jaki on nie był wcale martwy. Co przy komiksowym rodowodzie serialu jest paradoksalnie mniej przekonujące niż gdyby został wskrzeszony. Mam nadzieje, że stało się coś czego nam nie pokazano.

Jaka była reszta odcinka? Zaskakująca dobra. Bohaterowie musieli radzić sobie w walce z przestępczością bez Olliego i zamartwiali się jego milczeniem by potem zdać sobie sprawę, że mógł tam zginąć. I to było fajne jak pokazali różne reakcję bohaterów, kryzys Felicity czy Diggla walczącego z przestępcami bo to należy robić. Ollie ich zainspirował i nawet gdyby miał zginąć ktoś podejmie walkę bo został pewnym symbolem. Niezbyt kupuje złoczyńcę Brica i jego supergang, który będzie zagrożeniem zaledwie na kilka odcinków. Ciekaw jestem jak walkę z nim pokażą bez Arrowa. Oby było przy tym dużo policji i Lance'a.

"I'm the justice you can't run from" Laurel Lance

I jak najmniej Lancówny. Co niestety jest tylko myśleniem życzeniowym. Larueil oficjalnie zostaje Czarnym Kanarkiem i wygląda to źle. Droga od zero do bohatera została pokpiona, postać dalej działa na nerwy, ale scenarzyści wkładają jej w usta okropne dialogi. W ostatniej scenie już lepiej brzmiałoby cytowanie Sędziego Dredd z kultowym "I am the law"

OCENA 4/6

Banshee S03E02 Snakes and Whatnot
Troszkę wynudziłem się na tym odcinku. Ale tylko troszkę bo przez większość czasu prezentował całkiem zacne sceny, a historię większości postaci ciekawią. Nudy były głównie u Gordona. I trochę u Chaotona. Zwłaszcza w scenie seksu przeplatanej z próbą porwania Rebecci. Co to w ogóle miało być? No ładnie to wyglądało, nie da się ukryć, ale zbytnie przeplatanie się obrazów nie miało zbytniego sensu, albo ja nie mogę wyczuć tutaj powiązania.

O odcinku trochę ciężko coś powiedzieć. Historię są rozwijane, a bohaterowie żyją. Carrie kończy toksyczny związek, Rebecca robi się coraz brutalniejsza, a Lucas jest gotowy wskoczyć ze swoim związkiem z Siobhan na kolejny poziom. Nie zabrakło tez trochę szalonych scen jak moment strzelaniny czy wyprawa do rezerwatu. To wszystko to chyba tylko wstęp dla jazdy bez trzymanki, która powinna się niedługo zacząć. Ciekaw jestem co z Nolą. Kibicuje by dostała dużo scen z Carrie. Silnych kobiet na ekranie nigdy za mało.

OCENA 4/6

The 100 S02E09 Rember Me
Serial jest już na takim etapie, że nie musi już udowadniać bycia najlepszą produkcją The CW, zwyczajnie wypuszcza kolejny odcinek będący kontynuacją historii którą wspaniale się ogląda. Dla Clarke nadszedł czas gdy musi zmagać się z konsekwencjami zabójstwa Finna. Byłem ogromnie ciekaw jak scenarzyści sobie z tym poradzą bo temat był trudny, można była zbytnio np. popaść w nic nieznaczące łzawe wspomnienia bohatera lub zignorować reperkusję. Nic z tego. Clarke jest załamana, ale przed innymi zgrywa twardą wojowniczkę by nie stracić szacunku Grounders. Widzi Finna będącego personifikacją jej wyrzutów sumienia, które wpływają na jej psychiczną stabilność. Jej stan prowadzi do pokazania jej podobieństwa do matki i Lexy. Bo Abby również musiała kogoś poświęcić z miłości, a Lexa przeżyła stratę kogoś bliskiego co ją zmieniło. Wyzbyła się miłości, stała się przywódczynią. I powoli do tego dąży Clarke. Troszkę zbyt szybko jest gotowa poświęcić Bellamyego, ale podoba mi się ta zmiana i jestem ciekaw do czego doprowadzi. Jak bardzo Clarke jest w stanie upodobnić się do Grounders mimo pochodzenia z Arki?

W międzyczasie Raven dostała swój króciutki story arc. Ale jakże dobry! Przeżywała śmierć Finna, ale nie przysłoniło to zupełnie jej umiejętności logicznego myślenia. Była wycofana i pałała gniewem do Clarke co została świetnie pokazane. Jednak genialnym pomysłem scenarzystów było skazanie jej na tortury, które miał przeżywać Finn. Jasne, nie wierzyłem w jej śmierć byłaby zbyt szybko, ale moment kolejnych nacięć na ciele i jej krzyki, gdy kamera skupiała się na innych osobach działały na mniej, zmuszały do współczucia bohaterce, której się kibicuje. Gdyby to był Arrow pewnie śmiałbym się z tej sceny...

O świecie The 100 wciąż jest niewiele wiadomo i ten sezon, a przynajmniej jego środkowa część raczej tego nie zmieni. Jednak cieszy pojawianie się kolejnych przesłanek o innych plemionach i polityce Grounders.

W Mount Wheather akcja toczy się swoim tempem. Trochę cierpię musząc oglądać tych bohaterów zamiast wydarzeń na linii Sky People/Grounders, ale to konieczne. Trzeba pokazać jak ważne jest pokonanie Górali. Podoba mi się, że oni wcale nie są tacy nieświadomi jak mogło się wcześniej wydawać. Mają swój wywiad i doskonale zdają sobie sprawę z nadchodzącego niebezpieczeństwa. Jednak infiltracja nie będzie taka łatwa... Podoba mi się, że w finałowej scenie stawka jeszcze trochę wzrosła i doszedł czynnik upływającego czasu. Są klatki więc trzeba się śpieszyć z ratowaniem bohaterów. Liczę tutaj na jakiś niespodziewany zwrot bo twisty fabularne w tym serialu to norma.

OCENA 4.5/6

The Flash S01E10 Revenge of the Rogues
Powrót serialu po miesięcznej przerwie zaliczam do udanych. Wciąż ogląda się go przyjemnie, a to przecież najważniejsze w tego typu produkcjach. Starcie z Revers Flashem wstrząsnęło Barrym tak bardzo, że zaczął się poświęcać ćwiczeniom z czego najbardziej cieszy się Wells bo realizuje dzięki temu swój ukryty plan. Świetnie prowadzone są ich relację. Barry ma go za przyjaciela, a on chcę tylko osiągnąć swój cel, który jest "wielką tajemnicą, która wstrząśnie serialem". Dylematy Barry'ego zostały dobrze poprowadzone, powody zaprzestanie walki były całkiem racjonalne (chociaż pozbywając się przestępczości też w jakiś sposób ćwiczy) i wątek problemów bohatera jest o wiele lepiej prowadzony niż w Arrow. Skoro o Arrow - szkoda, że nie było żadnych reperkusji zimowego cliffhangera. Liczę, że przyjdzie na to czas.

Jednak w odcinku najlepszy był powrót Snarta, który przyprowadził przyjaciela. Captain Colid i Heat Wave! Rogues powoli się formują i chciałbym by dostawali więcej scen w przyszłości. Reunion braci Scotfieldów z Prison Break wyszedł ok, fajnie było znowu zobaczyć tą dwójkę na ekranie mimo głupkowatej sceny akcji na końcu (efektowna, ale brak choćby umownego realizmu biję po oczach, dwóch snajperów by wystarczyło i byłoby po zabawie). Wentworth Miller i Dominic Purcell grają w sposób niesamowicie przerysowany i to się sprawdza. Niczym złoczyńcy z filmów klasy B. Tylko opętańczego śmiechu brakuje.

Wątek obyczajowy nudnawy. Iris się wyprowadza, Barry i Iris mają kolejne sceny pokazujące ich relację i nic się nie zmienia. Nudy. Dużo lepiej wyszły kumpelsko-ojcowskie relację Joe/Barry. Uśmiechnąłem się przy ich ostatniej scenie gdy Barry się do niego wprowadził.

OCENA 4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz