wtorek, 17 marca 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #128 [09.03.2015 - 15.03.2015]

Jest już opóźnienie więc samo mięsko, bez przeglądu newsów i tylko jedna informacja. Oglądajcie The 100. Finał drugiej serii był tydzień temu, a ja wciąż zachwycony. 

SPOILERY

Banshee S03E09 Even God Doesn’t Know What to Make of You
Odcinek zaczął się dość spokojnie, miałem wrażenie, że to cisza przed burzą i najlepsze szykowane jest na finał. Tylko, że nie. Powoli, niepostrzeżenie, napięcie systematycznie rosło by osiągnąć wystarczająco wysokie stężenie niepozwalające oderwać się od odcinka. Może i czasami Banshee mnie rozczarowuj, ale wciąż zachwycam się jego atmosferą. 

Akcji może nie było wiele, ale jaka! Chodzi o Proctora radzącego sobie w szkole. W tym sezonie próbował przejść metamorfozę i ostatecznie do niej doszło. Tylko nie w początkowo obranym kierunku. Zdał sobie sprawę, że tkwiące w nim dobro jest tylko przeszkodą i stał się jeszcze bardziej bezwzględny. Piękne było ujęcia Kaia na tle płomieni. Niczym sam diabeł opuszczający piekło. 
Smaczkiem odcinka były flashbacki i pierwsze spotkanie Hioba z Hoodem. Dość niespodziewane, ale ciekawe. Dużo humoru, odpowiednie przedstawienie postaci i pokazanie, że znają się już z 15 lat. I teraz ta przyjaźń jest wystawiana na próbę. Sceny z przeszłości ładnie korespondowały z współczesnymi wydarzeniami i porwaniem Hioba. Teraz szykuje się akcja ratunkowa i team-up Lucasa z Gordona. To będzie dobre. W co akurat nie wątpię. 

Bunker nareszcie dostał własny wątek! I chcę więcej. Dawny neonazista to niecodzienny serialowy bohater i chcę poznawać jego przeszłość. Która pewnie niedługo wpłynie na Lucasa. Bo wszystkie złe rzeczy dziejące się w miasteczku prędzej czy później dotyczą i jego. 

OCENA 5/6

Brooklyn Nine-Nine S02E18 Captain Peralta
Huśtawki w B99 ciąg dalszy, tym razem odcinek na średnim pułapie. Potencjał w ojcu Jake'a był. Nawet trafiły się z 2-3 udane sceny (szczególnie spotkanie dwóch kapitanów) jednak oczekiwałem dużo więcej. Nie czuć było chemii między postaciami, a Charles wyjątkowo irytujący. Jak to dobrze, że na wycieczkę do Kanady zabrali Sculy'ego. Dużo lepszy był drugi wątek z rozwiązywaniem zagadki Holta. Tak koszulka z Amy! Szkoda tylko, że zabrakło konkluzji. Liczyłem, że Hitchoocka lub Scully rozwiążą problem, z którym kapitan głowił się od lat.

OCENA 4/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S02E12 Who You Really Are
Z początku nie podobał mi się pomysł na odcinek. Dobrze było znowu widzieć Lady Sif w serialu, ale wątek amnezji wydawał się zupełnie nietrafiony bo to nie była przecież znana postać. Dodatkowo ganianie za jakimś zbiegiem wydawało się zupełnie oderwane od wcześniejszych wydarzeń. Jakże się myliłem. Uciekinier okazał się Kree polującym na inhumans, który dodatkowo zafundował sporo ekspozycji wyjawiając historię tajnych eksperymentów. Tylko mam dwa "ale" - czemu nie reagowali na wcześniejsze użycia divinera, przecież wiadomo, że są inni inhumans na Ziemi. Czyżby istniał inny sposób aktywowania mocy? Druga wątpliwość jest związana z inter-galaktyczną wojną. Czyżby chodziło o Skrulli? Czy Marvel ma do nich prawa czy szykuje się kolejna zabawa w kotka i myszkę?

Serial dalej podąża nową drogą i kładzie nacisk na bohaterów oraz zmienia zagrożenie. To nie Hydra czy tajemniczy Clayvoyant stanowią zagrożenie, a samo S.H.I.E.L.D. i nagromadzone tajemnicę. Na szczęście zadziwiająco szybko wychodzą one na jaw. Myślałem, że trochę czasu minie nim reszta dowie się o Skye. Jednak wyjawienie prawdy miało miejsce już teraz. I brawa dla Chloe Bennet jak zagrała w tym odcinku. Niepewność, strach i przerażenie cały czas były widoczne na jej twarzy. Nie jest ona świetną aktorką, ale z zadania udanie się wywiązała. Podoba mi się też jej stosunek do mocy, jak się ich obawia. Jednak jeszcze ciekawsze jest nastawienie innych do niej. Boją się, nie są pewni do czego jest zdolna i już jej nie mogą zaufać. To nie jest ta sama drużyna co dawniej. Ciekawie na jej tle wypada zachowanie Fitza i Simmons. Nie ma chwili na nudy, bardzo dobrze!

Zaskoczył mnie też wątek tajemnicy ukrywanej przez Bobbi i Macka. Znowu myślałem, że będziemy zwodzeni kilka odcinków, a status que pozostanie niezmieniony. A tutaj już teraz dochodzi do konfrontacji Huntera z Mackem, która kończy się obezwładnieniem tego pierwszego. Liczę, że w następnym odcinku zostanie wyjawione, kto jest zwierzchnikiem Bobbi i Macka. Fury? Hill? Jakaś inna organizacja rządowa? Racze na pewno "dobrzy", ale z inną wizją radzenia sobie z kłopotami.

OCENA 4.5/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E29  Island of Illusion (2) 
Jednak rozczarowanie. Chciałem by to był dobry odcinek, jak poprzednie kilkuodcinkowe historię, ale niestety przeliczyłem się. Pomysł był dobry - pokazać wątpiących wojowników i to jak przezwyciężają swoje słabości. Tylko czemu zrobiono to w taki żenująco słaby sposób? Flashbacki z poprzednich odcinków wypełniały tylko czas antenowy, z Kim zrobiono idiotkę nie potrafiąca zapamiętać jednego imienia, a bohaterom za każdym razem trzeba było przypominać co mają robić by nie zniknąć. Już za drugim razem to męczyło, a przecież cała drużyna musiała dostać odrobinę czasu. Szkoda, że w taki sposób zmarnowano potencjał "wyspy iluzji" i powracających wrogów. Jedynie Czacha i Mięśniak w wykrzywionej wersji (pure good!) dali radę.

OCENA 2/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E30 The Rockstar
Znowu źle. W centrum Czerwony Wojownik co nie mogło się skończyć dobrze. Paradoksalnie mimo bycia liderem drużyny jest on najnudniejszą postacią, w którą wciela się najbardziej drewniany aktor. Od słuchania dialogów z jego udziałem uszy więdną. Na domiar złego przedstawiona tutaj historyjka natychmiastowo ulatnia się  pamięci. Pojawia się kuzyn Jasona, odbywa się trening, walka z kitowcami, magiczne lustereczko i mnóstwo absurdalnych scen, które wprawiają w zażenowanie. Nie takie Power Rangers chcę oglądać. Nawet Czacha i Mięśniak dostosowali się do poziomu odcinka. Mimo, że humor z ich udziałem opiera się na slapsticku tak sceny tutaj były zbyt przerysowane. Gdzieś trzeba sobie postawić granicę tolerancji.

OCENA 2/6

Supernatural S07E14 Plucky Pennywhistle's Magic Menagerie
Supernatural umie robić odcinki komediowe na pograniczu satyry i pastiszu wykorzystując najlepsze swoje elementy. Niestety to nie był jeden z nich, wbrew zamysłom twórców. Na początku sprawa intrygowała. Wampiroośmiornica i zabójczy jednorożec to nietypowe pomysły. Szkoda, że po jakiś 15 minutach wszystko zaczęło się dłużyć, a z założenie śmieszne sceny męczyły. Jak Sam zgrywający złego policjanta. Może dialogi były i dobre, ale całość wypadła przeciętnie, a mordercze klauny nie wynagradzają dłużącej się całości. Finał był natomiast rozczarowujący. Pracownik sklepu, niewyjaśniona wiedza magiczna i trauma z przeszłości. Słabo.

Przy okazji odcinek próbował wpleść trochę z dzieciństwa Winchesterów, pokazać jakie to mieli ciężkie życie i jakie ważne są wartości rodzinne. Tylko ile razy można wałkować to samo? I jeszcze w mało odkrywczy sposób.

OCENA 3.5/6

Supernatural S07E15 Repo Man 
Mimo bogatej historii opowiedzianej przez ponad 6 lat serial zamiast wyciągnąć znaną sprawę i dopisać jej nowe zakończenie tworzy nową historię w przeszłości. Nie podobało mi się to rozwiązanie. Sam odcinek jest niestety przewidywalny mimo całkiem niezłego pomysłu - ponownego pokazania, że ludzie są gorsi od demonów. Sprawa toczy się wolno, brakuje humoru lub mroku i tylko czeka się na wyjawienie prawdy, a potem męczy na przydługim finale. Słabo.

Najmocniejsza scena to wizja Sama w bibliotece gdy ludzie zaczynają stukać głową w ławki. Tylko czemu wiązało się to z bezsensownym powrotem Lucka? Niemal cały sezon nie ma o nim wzmianki by nagle, bez powodu miał się pojawić. Scenarzyści mocno tutaj zawiedli.

OCENA 3.5/6

The 100 S02E16 Blood Must Have Blood Pt. 2
Finał sezonu odzwierciedla poziom tej serii. Odważnie, intensywnie i bezkompromisowo. Tak by zaskoczyć widza, wstrząsnąć postaciami i sprawić, że oczekiwanie na nowe odcinki będzie jeszcze bardziej bolesne. Tym bardziej, że The 100 to obecnie jeden z najlepszych seriali w telewizji, a porównywanie go do Gry o Tron, The Walking Dead i Battlestar Galactica czy Lost nie jest wcale takim wielkim nadużyciom. Zmiany jakie zaszły na przestrzeni tych 30 odcinków są oszałamiające i aż boję się pomyśleć co będzie się działo za sezon czy dwa. 

W telewizji były już dziesiątki silnych protagonistek, młodych kobiet o niezłomnych charakterze i czy potrafiących skopać tyłki siłą nieczystym i uratować świat. Ale nie było jeszcze tak złożonej postaci jak Clarke Griffin. Jeszcze nikt nie został poturbowany psychicznie przez scenarzystów tak jak ona. Nikt nie dopuścił się tyle usprawiedliwionych okropieństw. Już w finale zeszłego sezonu musiała dopuścić się zbrodni wojennej by ocalić swoich ludzi. W tym sezonie zabiła ukochanego i ostatecznie popełniła ludobójstwo. Tak, ludobójstwo. Ile głównych, pozytywnych bohaterów w popkulturze jest w stanie nie tyle przekroczyć granice co zupełnie ją wymazać? Co ważne, finałowa zbrodnia wcale jej nie dehumanizuje. To nigdy nie był jej cel. Jednak jest tym kim jest - produktem nowej cywilizacji, dzieckiem wychowanym na Arce gdzie dobra ogółu, swoich ludzi było najważniejsze. I tutaj poświęca swoją duszę, mimo próby zachowania moralnej wyższości, wybija całą populację Mount Weather. Bo odpowiedź na pytanie my czy oni jest oczywista. Decyzja jest tragiczna w skutkach, dotyka ją, ale odnosi zwycięstwo. Z którego nikt nie ma prawa się cieszyć. Matka ją zaakceptowała, rozumie wybór jakiego musiała dokonać, jednak sama nie jest w stanie udzielić rozgrzeszenia. Odchodzi bo nie może patrzeć w oczy ludziom, których uratowała bo przypomina jej to śmierć, która spowodowała. A przecież jej celem było najmniej krwawe odbicie swoich ludzi. Nawet bezlitosnych Grounders przestrzegała, żeby zabijać tylko wojowników. Ja jestem ciekaw nie tylko jak to zmieni Clarke, ale również społeczność Jaha Camp. Czy doprowadzi to do konfliktów w obozie i ile ludzi będzie uznawać ją za bohaterkę, a ile za morderczynie. Przed serialem trudne wyzwanie. By nie pokazywać moralności na poziomie personalnym, ale też społecznym. I wierzę, że wyjdą z tego obronną ręką. 

Cieszy mnie, że w odcinku odpuszczono sobie deus ex machinę. Lexa dobiła targu, Grounders odeszli, a Skye People musieli radzić sobie sami. Improwizowali, plan nie był dobry, miał mnóstwo błędów i niedociągnięć. Jedni będą zwalać to na lichy scenariusz, ja się ciesze z tej niedoskonałości, chaotycznych zwrotów akcji i bohaterów latających po Górze niby bez ładu i składu. Pasowało to do wydarzeń, a odcinek dzięki temu był niesamowicie dynamiczny. I nawet spokojniejsze sceny z Jahą i Murphym dzięki zmianie lokacji zmuszały do skupienia. 

Właśnie! Murhy (który od przyszłego sezonu ląduje w stałej obsadzie, yay!) i Jaha skończyli swoją pielgrzymkę. Niczym mitologiczni wędrowcy musieli się nawet zmierzyć z bestią. Pamiętacie rzecznego potwora z pierwszego odcinka? Tutaj pojawił się jego tatuś, w całej okazałości. Gigantyczna, wodna pijawka atakująca łódź pielgrzymów! Jak wielka szkoda, że środowisko nie odgrywa większej roli w serialu... Jednak morski potwór był tylko pretekstem by znowu skupić się na człowieku. Jaha w swoim religijnym zapale dopuszcza się do morderstwa, byle tylko dotrzeć do ziemi obiecanej. Bo on jest wybrańcem. On ocalał z zagłady Arki, on musi dokonać wielkich rzecz. On musi uratować swoich ludzi. Wielki przywódca, zmienił się w zapatrzonego w siebie dupka. Nie można mu kibicować. W przeciwieństwie do Murphy'ego. Wiem czego dokonał, ile cierpień z powodował, ale nie mogę przestać ku kibicować w tej wyprawie. Im dłużej oglądam ten serial tym bardziej oddalam od siebie klasycznym podział dobry/zły. Muprhy nie jest zły. Jak inny robił wszystko by przetrwać. Dlatego cieszy mnie, że żyję i ta chwilę szczęścia jaką osiągnął. 

Wyspa obiecana niesie ze sobą zmianę kierunku serialu. Teraz gdy wątek Mount Weather jest zakończony (jeden sezon = jedna historia - brawo!) można opowiedzieć coś innego. I trochę się boję jak wyjdzie skupienie się na początkach apokalipsy i starcie z AI. Tak, serial kolejny raz podnosi stawkę o jaką toczy się gra. To już nie przetrwanie, nie walka z innymi społecznościami (cywilizacjami), ale globalna rozgrywak o ocalenie ludzkości. Może. Bo nie znamy celu AI. Tylko czy jest to taka błahostka jak eksterminacja rasy ludzkiej? Było nie raz i wątpię by serial recyklował ten motyw. Przy okazji widzę tutaj dużo zbieżności z Battlestar Galactica. Sztuczna inteligencja pod postacią kobiety (w czerwonej sukni!) wykrada kody atomowe co doprowadza do holocaustu. Troszkę kłóci się to z duchem serialu gdzie to ludzie są największymi wrogami ludzi, ale przecież wciąż mamy jedynie skrawki informacji. Wierzę, że uda się poprowadzić i ten wątek. 

Ten odcinek uświadomił mi jedno - chcę więcej akcji! Serial jest brutalny i nie boi się tego pokazywać, ale nie o to mi chodzi. Raczej o finezję starć. Uświadomiła mi to jedna krótka scena z Octavią nokautująca dwóch strażników w efektowny sposób. Oglądałbym więcej takich ujęć! Poczułem się jakbym znowu patrzył na Nikitę czy Black Widow. 

Mimo zachwytów nad serialem zdaje sobie sprawę z jego niedoskonałości. Mimo natężenia wydarzeń wciąż niektóre wątki są prowadzone po łebkach, bohaterowie momentami ewoluują zbyt szybko i brak czasu na przestawienie niektórych relacji między postaciami. Jednak nie traktuje tego jako wadę bo zdaje sobie sprawę z zaledwie 16 odcinków wypełnionyc bo brzegi miodkiem. Ciężko byłoby coś wyrzucić, znaleźć zbędną scenę. Dlatego życzę sobie 22 odcinków w przyszłym sezonie. Pełna seria dla The 100 może wyjść tylko na dobre. Nie wszyscy sobie z tym radzą (na ciebie, drugi sezonie Sleepy Hollow patrze!), ale jedną zwiększenie liczby odcinków nie zaszkodziło więc drugie może być równie zbawienne.

I na koniec myślenie życzeniowe. Chciałbym zobaczyć time jump na początku 3 serii. Nieduży, kilka miesięcy, ale z odrobinę odmienionymi bohaterami w nowych miejscach. Clarke w polis? Proszę!

OCENA 5.5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz