poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #134 [20.04.2015 - 26.04.2015]

Udało się. Prawie. W każdym bądź razie tylko dzień opóźnienia, progres jest. Czyżby za tydzień udało się uzyskać publikację w mityczną niedziele? Niczego nie obiecuje. 

Co w tym tygodniu? Min. udane powroty. Do Westeros i biopunkowego Orphan Black. Gra o Tron funduje spokojny odcinek, by ponownie wczuć się w klimat świata wykreowanego przez Martina i płynnie kontynuuje wątki. Zapowiada się kolejny solidny rok tego popkulturowego fenomenu. Popularność nie słabnie, ba oglądalność bije kolejne rekordy mimo wycieku, ale serial kończyć trzeba. Materiału książkowego braknie, Martin pisze na świętego nigdy, shorunnerzy chcą 7 sezonów, szef HBO 10. Przyglądanie się zakulisowym ruchom może być równie interesujące co oglądanie serialu. Jakieś wesele może?

Prawdopodobnie (statystyka w tym wypadku jest ze mną) ktoś czytający moje blognotki zastanawia się czemu tak wolno oglądam Daredevila (drugi sezon już w przyszłym roku!) i Power Rangers RPM (już tylko 29 odcinków...). Powodów jest kilka, a najważniejszy jest dość prozaiczny - nie chcę ich zbyt szybko kończyć. Nie raz wchłonąłem dobry serial w kilka dni, a potem odczuwałem pustkę, a szczegóły poszczególnych odcinków zlewały się w jedną całość. Niektóre seriale są jak drogi alkohol. Trzeba się nim delektować. Szklaneczka dziennie i chwila ekstazy. Piwek można wypić kilka na raz (takie Supernatural), a serialowe whisky jakim jest choćby Daredevil, Power Ranges czy Utopia trzeba smakować, delektować się każdą sceną i przedłużać sobie ten wyśmienity moment wracania do czegoś znajomego, ale za każdym razem równie ekscytującego. Jasne, może się zdarzyć, że porwę się nałogowi i skończę sezon w weekend, ale nie chcę mieć potem serialowego kaca. Chociaż haj związany z przedawkowaniem serialu taki dobry, sny takie szalone...


SPOILERY

Daredevil S01E05 World in Fire
Podoba mi się jak została poprowadzona intryga przez te pięć odcinków. Nie była specjalnie zawiła, ale konsekwentnie prowadzone wątki i rozwijanie postaci oprowadziły do połączenia historii. Fisk-ruska mafia-Daredevil zostali spięci w taki sposób gdzie tylko Kingpin miał szersze spojrzenia na całość, pozostali byli tylko pionkami, które precyzyjnie rozstawił. Walka z ruskimi była emocjonująca mimo, że bijatyki jako takiej było niewiele. Odcinek głównie opierał się na klimacie i "śledztwach". Jednak jak już zaczęli się bić to znowu było na co popatrzeć. Mój faworyt to scena z kamerą z taksówki. Długie ujęcia obracającej się kamery, z trzy rundki o 360 stopni i obserwowanie kolejnych sekwencji wydarzeń. Piękne.

Wątek Fiska i Vanessy na szczęście nie popada w banał i opiera się na wzajemnej fascynacji dwóch silnych jednostek. Wyjawiono też motywację Wilsona - chcę by miasto było lepsze czyli tego samego co Matt tylko innymi metodami.

Sceny Foggy i Karen jakże potrzebne mimo, że (pozornie?) nie połączone z główną fabułą. Chwila na uśmiech i oddech od dusznych uliczek Nowego Jorku. Pokazują też miasto z innej perspektywy - zwykłych ludzi i wielkich firm, a nie kryminalnego marginesu. I niby jest zabawniej, ale to wciąż to samo depresyjne miasto.

OCENA 5/6

Game of Thrones S05E01 The Wars to Come
Gdyby nie newsy o flashbackach w Grze o Tron pewnie pierwsza scena mocno by mnie zdziwiła. Twórcy kiedyś mówili, że nie będą stosować tego typu zabiegów, ale jak widać zmienili zdanie. Powody artystyczne? Nie koniecznie. Scena z przeszłości Cersei niewiele wnosiła. Młoda aktorka świetnie zagrała stanowczość i wyniosłość przyszłej królowej, ale to tyle. Przepowiednia przedstawiona w taki sposób niepotrzebna. Równie dobrze pijana królowa mogłaby o tym komuś opowiedzieć. Chyba, że flashbacki mają się stać integralną częścią serialu. Wydłużamy w sztuczny sposób odcinki by dociągnąć do 10 sezonów jak chce szef HBO. W sumie nie miałbym nic przeciwko gdyby pokazali trochę rebelii Roberta i młodego Neda lub domniemany romans Lyanne Stark.

Oglądając scenę Lannisterów nad ciałem Tywina można stwierdzić, że jego odejście ruszyło bardziej Cersei, ale chyba tylko ze względów politycznych. Pozycja rodziny zostaje osłabiona, a Lwy nie mają męskiego potomka. Szkoda, że to nie Jamie dostał więcej scen w odcinku tylko jego siostra. Chcę w końcu oglądać jego przemianę i wyrzuty sumienia. Wszystko jest lepsze od wiecznie pijącej wino Cerei czy jej kłótni Lancelem chociaż w świetle nadchodzących wydarzeń rozumiem czemu będzie miała więcej scen niż ostatnio. Swoją drogą wprowadzenie wróbli delikatne, na razie tylko zaakcentowano ich obecność. Przy czym mam wrażenie, że serial zacznie się powoli bardziej robić o fanatyzmie religijnym, a nie polityce i wojnie.

Tyrion, kolejny Lannister z problemami alkoholowymi. Od tego momentu nie mogłem znieść jego książkowej historii. Tutaj może być podobnie. Może bo Peter Dinklage ratuje ten wątek. Gdy Varys mówi o naprawie królestwa i wzniosłych ideach on puszcza obfitego pawia i dalej chla wino. Milusi. Mam nadzieje, że nie będą zbytnio wydłużać jego podróży do Dany i jeszcze w tym sezonie dojdzie do spotkania tej dwójki. Wszystko zależy czy wyrzucą nietrafione wątki Martina. Wycieli cały story arc dotyczący Pyke więc może dadzą sobie spokój z Gryfami.

Właśnie Dany, moja kolejna nielubiana postać ratowana przez aktorkę. Rzeczywistość kolejny raz kopie ją po tyłku. Utrzymanie władzy jest trudniejsze niż podbój. Niech kobieta zdobywa doświadczenie do CV przed wyprawą do Westeros. Jeśli do niej dojdzie... Obecnie najbardziej podoba mi się jak przekuto jej największy atut czyli smoczki w największe utrapienie. Już nie jest Matą Smoków, pytanie czy ma wystarczająco charaktery by pozostać królową. I niech w końcu zacznie się dopytywać o tatusia i swoją szaloną rodzinkę.

Najciekawiej chyba na Murze. I tak nic specjalnego, jak przez cały odcinek, który był spokojnym powrotem do świata, ale za sprawą epickiej skali podejmowanych decyzji było ciekawie. Rozmowa Mance i Jona dobrze rozpisana, jak i scena z wchodzeniem na stos i grillowaniem oraz oglądanie emocji na twarzach widzów. Co za skrajności!

Niby w tym odcinku to Robyn uczył się walczyć, ale to Sansa przyjmowała prawdziwe lekcję. Nikomu nie ufaj, bądź podejrzliwa i zwracaj uwagę na szczegóły. Tylko czemu rozmowy z Litelifgerem były takie krótkie i tak mało z nich wynikło?

OCENA 4.5/6

iZombie S01E06 Virtual Reality Bites
Zupełnie niespodziewanie iZombie stało się jednym z najchętniej włączanych seriali w tygodniu. Odpalam odcinek i wiem co dostanę. Dużą dawkę komedii, błyskotliwe dialogi, urocze postacie, troszkę makabreski i rozwój świata przedstawionego oraz miks komedii z dramatem. To zaledwie sześć odcinku, ale jestem już pewien, że do przygód Liv Moore wrócę w przyszłym roku bo zamówienie serialu na drugi sezon przy takiej oglądalności jest pewne.

Odcinek rozpoczyna się Majorem na stole w kostnicy co jest fajną zabawą z widzami. Wiadomo, że nic mu się nie stało, ale już uwaga zostaje mocniej przykuta. I takie spostrzeżenie - jeszcze 3 odcinki temu jego postać były mi zupełnie obojętna i nijaka, a tu nieoczekiwanie całkiem interesująco się rozwinęła. Ma swoje cele i osobisty wątek, który zgrabnie łączy się z zombiemitologią. Już nie jest tylko byłym chłopakiem Liv, a pełnoprawną postacią z własną historią. Również mamusia Liv i jej brat powinni dostać więcej czasu niedługo co mnie trochę cieszy bo serial pokazał, że konsekwentnie rozwija swoje tło.

W tym tygodniu Liv została agorofobem. I jakże cudownie zagrała strach przed otwartymi przestrzeniami i lekki haj. Kocham Rose, na prawdę! Dawno nie miałem takiego crusha na serialową bohaterkę/aktorkę. Może ostatnio (i nieustannie) Tatiana Maslany wzbudzała u mnie uczucia bezgranicznego uwielbienia. Liv jest urocza nawet w swojej piżamce, wpierniczając śmieciowe jedzenie grając w mmo.

Sprawa tygodnia? Zabawny wątek internetowego trolla. Przez całe 40 minut można się było śmiać z jego kolejnych akcji, ale pointa była tragiczna. Jedna z nich doprowadziła do śmierci swojej ofiary. Tak więc drodzy internauci -make love not hejt.

Poproszę o Merlin reunion! Colin Morgan jako rough zombie hunter. To byłoby coś! 

OCENA 5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S02E18 The Frenemy of My Enemy
Jak  wszystko ładnie w tym odcinku zagrało. Z pozoru prowadzono kilka oddzielnych wątków by na samym końcu sprowadzić je do wspólnego punktu. Hydra, drużyna Culsona, Mike i Skye z ojcem w jednym budynku - chaos, nie wiadomo komu można ufać i masa nieporozumień. Świetnie to wyszło. I te cliffhangery - Skye i Cal wracają, Culson się poddaje ("Take me to your leader", ha!), Hunter postrzelony, Fitz dalej musi współpracować z Wardem, a Mike i Luke złapani przez Hydrę. Dużo, bardzo dużo dobrych rzeczy na przyszłość.

Serial jest coraz bardziej powiązany z Age of Ultron. Nieustannie przewija się działalność Stuckera oraz jego zainteresowanie inhuman. Boję się, że już za dwa tygodnie Agenci zaczną spoilerować film. Jednak tak jak w zeszłym roku powinno to serialowi wyjść na dobre.

Ten odcinek wyróżniała nieufność. Wydzierała niemal ze wszystkich relacji. Jak kiedyś był to serial o szczęśliwej rodzince jeżdżącej po świecie na kolorowe przygody tak teraz jest pełen dysfunkcyjnych relacji. Jaki ukryty cel ma Ward i czy cały czas zwodzi Agentkę 33? Czy Simmons kompletnie straciła zaufanie do Culsona gdy zobaczyła jego współpracę z Wardem? Skye musiała zwodzić ojca przez cały odcinek. Nawet Bobbi i Mack nie wiedza już komu mogą ufać. Aż prosi się o jakąś wielką tragedię by oczyścić atmosferę.

Jak mam być wybredny to nie podobała mi się jedna scena - trening Bobbi i Macka. I niby fajna rozmowa, nie mam nic do zarzucenia postaciom, ale okropnie został nakręcony. Zbytnio przyśpieszono ruchy postaci co powodowało wrażenie sztuczności.

OCENA 4.5/6

Orphan Black S03E01 The Weight of This Combination 
Klony wróciły! Jak to dobrze znowu oglądać popis aktorski Tatiany Maslany. Już pierwsza scena przypomniała (co przecież wcale nie było potrzebne) jako to wielka aktorka. Sielankowy sen Heleny, uśmiechnięte siestry i oczekiwanie na dziecko. Potem brutalne przebudzenie i szok na twarzy Helenki oraz dziwaczna rozmowa z skorpionem. Trochę szkoda, że blondyna dostała tylko dwie sceny - również ostatnią. Jednak większość fabuły właśnie jej dotyczyła. Prawda o jej przetrzymywaniu szybko wyszła na jaw, Sarah jest już na tyle zdeterminowana by utrzymać przy życiu swoje siostrzyczki. Co doprowadza do przebieranek! A przebieranki w Orphan Black to jedna z najlepszych rzeczy. Tym razem Sarah bawiła się w Rachel. Niezbyt jej to wychodziło, ale cóż za napięcie w scenach z Ferdinandem. Tragedia wisząca w powietrzu i montaż podkreślający krytyczną sytuację. Tak się prowadzi fabułę.

Na razie wątek Kastora mnie zbytnio nie interesuje, ale czuję, że tylko chwilowo. Męskie klony są nierozerwalnie związane z żeńskimi i sezon powinien się opierać na tych relacjach. Przy czym scenarzyści znowu bawią się w przeciwieństwa i symetrię. Rok temu była nauka i wiara, tym razem wojsko i prywatne korporacje oraz siostry i bracia.

Trochę boje się mistycyzmu który spowija Kirę. Tym razem mamy cudowne uzdrowienie Cosimy, które pozornie wygląda na deus ex machinę. Mam nadzieje, że zostanie dorobione do tego jakieś naukowe wytłumaczenie.

OCENA 4.5/6  

Power Rangers RPM S17E03 Rain
Tyle wspaniałości, nie wiadomo od czego zacząć. Tradycyjnie najlepiej od początku. Dillion Czarnym Rangerem! Sceny w bazie super. Pozerstwo, pewność siebie i aura zajebistości wprost bije od niego. Pompki z gigantyczną skałą na plecach? Czemu nie. Nurkowanie w zbiorniku, unikanie piłeczek czy gazetka podczas gdy z tyłu buchają płomienie? Jasna sprawa. Ten montaż wypadł świetnie. Przy okazji  wyjawiono trochę o technologii Power Rangers używając do tego technobełkotu w najlepszym wydaniu. Choćby Morphin Grid, jest to sieć łącząca wszystkie żywe organizmy. To już nie czary mary Zordona, a prawdziwa technologia. Tak jak kostiumy, które wcale nie są z spandexu (!).

Podobało mi się co przekonała Dillona do zostanie Rangerem. Nie dziewczyna, którą można zdobyć, ale autentyczna chęć niesienia pomocy, z czego zdał sobie sprawę widząc dwójkę bawiących się dzieci w deszczu. Potem, jak na prawdziwego bohatera przystało miał chwilę zawahania bo jak się sam określił nie jest osobą godną zaufania. Jednak wrócił, by uratować przyjaciół, miasto i niewinnych. I nie zrobiłoby to takiego wrażenie gdyby nie sposób w jaki nakręcono walkę. Nie nudne oklepywanie, a prawdziwy dramat, wyczerpujące się zasoby i widmo porażki. Jakże dobrze się to ogląda. Oczywiście póki nie wkraczają zordy...  Jednak i tutaj był jeden fajny moment gdy High Octane Megazaord zamiast walczyć z potworem robi za zastępczy most i ratuje cywilów. Jakby serial chciał pokazać większą skalę wydarzeń. Nie tylko walczących wojowników z siłami Venjixa, ale również nakreślał sytuację panującą w Corinth - wycieczka po parku, pokazanie ludzi reagujących na atak potwora czy wcześniej scenki z wojskiem. Zadziwia mnie spójność tej wizji. A widok Statuy Wolności wprawia w lekkie zakłopotanie. Chyba muszę przyjąć, że ta niezbyt odległa przyszłość dzieje się w alternatywnym świecie. Co mi zupełnie nie przeszkadza.

Wiecie co? Te wszystkie zachwyty i tak wypadają dość mizernie przy moim stosunku do Ziggiego. Dillon wyciągnął go z paki ("So one good reason we're bringing this guy with us? He can make Shadow Puppets") i co robi Ziggy? Fanuje Power Rangers. Zachwyca się sekwencją morfowania i strzela selfie z Rangerami. Jak go nie kochać? A potem kłoci się z Doktor K. Przez cały odcinek. Co za świetnie dialogi. Marzy mi się bottle episode tylko z tą dwójką. Pełen entuzjazmy, wygadany z lekkim ADHD Ziggy i złośliwy, łatwo obrażający się komputerowy głos. Jakże by się to oglądało.

Wada? Czemu ten odcinek skończył się tak szybko?! Niby 20 minut, a nie wiadomo kiedy zleciało.

OCENA 5/6

The Flash S01E19 Who Is Harrison Wells?
Ten odcinek był zaskakujący. Głównie dlatego, że podobały mi się sceny w Starling City. Szczególnie te z Laurel. Pierwszy raz od trzech lat. Udane żarty i sympatia do bohaterki oraz jej relacja z Cisco. I to zdjęcie na końcu! Chciałbym jeszcze raz zobaczyć tą parę. Koleżeństwo i zrozumienie Lance'a z Westem również udane. Te same problemy rodzinne, tak samo dobrzy gliniarze.

W Star City testowanie lojalności Catlin. I to z nią były najfajniejsze sceny odcinka. Jako jedyna nie mogła się pogodzić z winą mentora i desperacko szukała racjonalnego wytłumaczenia. Biedaczka zagubiła się i nie wiedziała co robić. Można jej było sympatyzować. I mimo tego wprowadziła dużo humoru np. pocałunek z Barrym - co za miny! I potem jej reakcję. Cudowna też jak go spoliczkowała. Panowie scenarzyści dawajcie jej więcej okazji by mogła się wykazać.

Sprawa metahumana tygodnia taka sobie. Jakoś nie mogę patrzeć gdy zmiennokształtni przy okazji morfują ubrania... I jeszcze wyciągniętą ją w tym samym momencie gdy okazało się, że Wells nie jest Wellsem. Ten case powinien być z 2-3 tygodnie temu by potem go można było powiązać. Zero w tym subtelności.

Cliffhanger mocny. Ekipa odnajduje kanciapę Wellsa i gazetkę z przyszłości. Czyli ostatnie 4 odcinki będą się na tym skupiały. Dobrze.

OCENA 4.5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz