wtorek, 9 lutego 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #172 [01.02.2016 - 07.02.2016]

SPOILERY

DC's Legends of Tomorrow S01E03 Blood Ties
Ignorując to jak serial traktuje medycynę, fizykę i historie oglądało się całkiem przyjemnie. Dużo akcji, sporo żartów, a dla równowagi poważniejsze scenki. I sam nie wiem, która historia bardziej mi się podobała. Colda czy Sary. U niej fajna scena akcji zakończyła się rozmową o jej niestabilności psychicznej. Szczególnie za pierwszym razem wyszło i na samym końcu gdy reżyser zabawił się z widzami poprzez nie pokazywani kluczowych wydarzeń. Środek jednak do wyrzucenia, za dużo gadania o zwierzętach i użalania się nad sobą.

Leonard miał drugi najważniejszy wątek odcinka. Chciał ukraść kryptonit tylko dlatego by jego ojciec nie poszedł do więzienia co by poprawiło jego dzieciństwo. Zawsze chłodny i wycofany, pokazał bardziej wrażliwą twarz. Zwłaszcza podczas rozmowy z swoją młodszą wersją. Bardzo, bardzo fajnie to wyszło. I wzmianka o siostrze sprawiła, że znowu chciałbym ją zobaczyć.

A fabuła odcinka? Polowanie na Vandala, odbijanie ciała Cartera i ratowanie Kendry. Nudne, bez celowe, ale nie dlatego oglądam serial. Zależy mi na interakcji między bohaterami, a to się sprawdza.

Rip wspomina o upadku Mrocznego Rycerza i śmierci Człowieka ze Stali. Fanserwis, ale nie sposób się nie uśmiechnąć. Tylko jak to wpasowuje się w kanon nie wiadomo. Może podczas wyprawy do 2046 roku za kilka odcinków coś się wyjaśni. Nie chciałbym by byłą to pusta wzmianka.

OCENA 4/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E52 Two Heads are Better Than One
To nie był dobry odcinek, ale nie wiedzieć czemu oglądało mi się go bardzo przyjemnie. Może duży udział Tommy'ego ma z tym coś wspólnego? Zawsze dobrze się go ogląda na ekranie, a zwłaszcza jak ćwiczy karate z Jasonem, przejmuję rolę lidera drużyny czy dostaje scenki związane z Kim. A może bardziej niż jestem w stanie przyznać spodobała mi się fabułka spinająca odcinek? Zielony z Czerwonym uczą kobiety z Angel Grove samoobrony, w co oczywiście został wpisany obowiązkowy komediowy wątek Mięśniaka i Czachy. Nie wiem, ale na pewno nie był to potwór tygodnia czyli dwugłowa papuga. Bo wiecie co dwie głowy to nie jedna, a teamwork najważniejszy. Co kolejny raz podkreśla serial, robi to do znudzenia, ale tutaj w przyjemny dla widza sposób.

Największe głupotki? Dwugłowa papuga okazała się na tyle poważnym przeciwnikiem, że trzeba było wezwać Ultrazorda. Dziwnie wypadło też samotne latanie Tommyego za owocem dla papugi skoro odcinek wałkował, że w grupie są silniejsi. Jednak wybaczam z powodu udanego gagu związanego z Kimberly.

Serial zmodyfikował sekwencje wzywania zordów. Jest odrobinę dłuższa, ale jest więcej elementów ruchomych. Transformacja w Ultrazorda jest również inna. Niby szczegóły, ale wpadają w oko jeśli ogląda się to kilkadziesiąt razy.

OCENA 3/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E53 Fowl Play
To był znowu znośny odcinek, gdyby nie walki, które zbytnio się dłużyły powiedziałbym nawet, że dobry. Cywilna historia opowiadała o Zacku pokazującym magiczne sztuczki dzieciom i flirtującym z Angelą, która jak widać szybko wybaczyła mu nieudany wypad do kina sprzed kilku odcinków. Prosta fabułka wystarczyła. Były żarty z Czachą i Mięśniakiem, Ernie jako mistrz drugiego planu, a potem absurdalny sposób z pokonaniem potwora. Tylko czemu, tak jak w poprzednim odcinku, był ptakopodobny?

Mighty Morphin nie mają fabuły, a interakcję między postaciami ograniczają się do minimum. Jednak mimo tych krótkich scenek czuć więź jaka się między nimi wytworzyła. Żałuje, że całość jest mocno pretekstowa bo mimo swojej infantylności można by tych bohaterów wykorzystać do znośnej historyjki. Tak niestety muszę cieszyć się z pojedynczych scenek na całe 20 minut.

OCENA 3/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E54 Trick or Treat
Odcinek z cyklu tych edukacyjnych. Rangersi pokazują co jest najważniejsze, że warto rezygnować z swoich marzeń dla większej sprawy. Nawet nie narzekają z tego powodu, robią to z poczucia obowiązku. Tommy nie bierze udziału w turnieju karate do którego długo się przygotowywał tylko ratuje przyjaciół natomiast Kimberly rezygnuje z walki o samochód w teleturnieju. To było fajne bo pokazuje jacy są Rangersi.

Jednak poza przesłaniem odcinka było kilka rzeczy do których mam mieszanie odczucia. Kim i Scull biorą udział w teleturnieju, ale zabrakło to udanych żartów. Było kilka okazji do uśmiechu szczególnie reakcje Kim na to z kim się zmierzy, ale takie rzeczy powinny być lepiej rozpisane. Tak jak walka z rymującym potworem. Aż się prosi o zabawne teksty lub pojedynek na rymy. Nic z tego. Dobrze, że chociaż obyło się bez walki zordów.

Na odcinku uśmiechnąłem się parę razy, ale najszerzej podczas slapstickowego momentu gdy Wojownicy zmagali się z magicznymi dyniami. Pierw nie mogli ich zdjąć z głowy, a potem walczyli z dyniogłowymi kitowcami.

OCENA 3/6

Teen Wolf S05E15 Amplification
Udał im się odcinek, to trzeba przyznać. Nawet początek był niczego sobie, prawie jak z filmu katastroficznego. Chaos na mieście, panikujący ludzie i grasująca bestia. Nareszcie było czuć jak wielkim jest zagrożeniem, a nie potworem z kreskówki. Jednak to nie ona jest najważniejsza, to tylko preteks by pobyć z bohaterami. Mnóstwa sympatycznych scen gdzie bohaterowie rozmawiają i żartują. Są stadem jakim dawno nie byli. Widać to szczególnie na samym końcu gdy usłyszeli zew Scotta, wezwanie alfy. Podobała mi się też konstrukcja odcinka. Trzęsienie ziemi na początku, planowanie i punkt kulminacyjny gdzie przez długi czas udało się utrzymywać napięcie. Ale też nie zapomniano o postaciach.

Stęskniłem się za samoświadomymi żartami w serialu. Zbyt długo starał się być poważny. Jedna rozmowa o bestii, która po zmianie ma na nogach tenisówki. Przecież po takim czymś odcinek musiał mi się spodobać.

OCENA 4.5/6

The 100 S03E03 Ye Who Enter Here
Gdy zagraniczni dziennikarze dostali przed premierą pierwsze cztery odcinki mówiło się, że to właśnie trzeci z nich jest tym najlepszym. Nie wiem jaki będzie następny, ale pewnie się z nimi zgodzę. Ten odcinek był niesamowity. Reżyseria, scenariusz, historia, bohaterowie. Wszystko było na swoim miejscu. Potwierdziły się też moje wrażenia jakoby pierwsza dwa to tylko rozbiegówka i długie wprowadzenie do sezonu. Teraz serial dostał kopa w tyłek i nie powinien się zatrzymać przez długi czas.

Sam nie wiem co mi się najbardziej podobało więc zacznę chronologicznie. Cały odcinek opiera się na relacjach Clarke/Lexa, a one są bardzo skomplikowane. Rozmowy między nimi były długie i emocjonalne. Pierw Clarke groziła jej śmiercią, ale tak na prawdę nie mogła tego zrobić gdy już trzymała nóż przy jej gardle. Natomiast intencję Lexy wydają się być czyste, ona na prawdę chcę się pojednać z Clarke i czuję wyrzuty sumienia. A ostatnia scena między tą dwójką to poezja. Pierw Clarke w imieniu swoich ludzi składa hołd lenny, a na osobności twarda Heda prosi na kolanach o przebaczenie. Piękne.

Wciągnęła mnie polityka. Dalej jest odrobinę głupiutka, ale widzę postęp, rozumiem ten świat i mechanizmy jakimi się rządzi. Lexa jednoczy 12 plemion co zapobiega wojnie, jest pierwszą osobą której udało się to zrobić. Teraz jedno z nich chcę doprowadzić do wojny i zakończyć w miarę pokojową egzystencję. I Lexa jest świadoma, że wojna stała się nieuchronna i przestaje się cackać. Niczym Leonidas wykopuje przez okno ambasadora Ice Nation. Brakowało tylko okrzyku This is Polis. Tak to jest gdy obraża się królową. Wojna nadchodzi, wojnę czuć i nie mogę się doczekać.

Tym bardziej, że wplątali się w to Sky People. I to w ciekawy sposób. Pierw były to machinacje Lexy. Wiedziała, że wojna jest nieunikniona i chciała zdobyć silnego, ale i symbolicznego sojusznika. Co ciekawe Clarke jest tego świadoma, nie przebacza Lexie, ale rozumie pragmatyczność sojuszu. Tak jak Kane w przeciwności do emocjonalnie działającej Abby. To wyróżnia dobrych przywódców. Rozumieją, że czasem trzeba coś poświęcić by zyskać, a przeszłość i indywidualizm nie mogą wpływać na losy narodów.

Paradoksalnie Sky People i tak wpakowaliby się w wojnę. Zniszczenie Mount Weather było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Ten wątek mógł się ciągnąć długo i być ciekawy. Twórcy jednak stwierdzili, że już mogło się nam znudzić i wykorzystali Górę jako casus beli. Zniszczenie jej przez Ice Nation było logicznym krokiem. Osłabienie morale przeciwnika poprzez pokaz siły oraz pozbycie się fortecy, która mogła działać na ich tyłach. Poza tym ten wątek jest też ciekawy z innego powodu. Raven i Sinclair chcieli zdobyć dostęp do arsenału co było tylko zmyłką, pokazaniem że niektóre działania są bezcelowe i kolejnym zaznaczeniem jak bardzo nieprzewidywalnym serialem potrafi być The 100.

O właśnie Sinclair i Raven. Fajne sceny między tą dwójką. Ona się przechwala opowiada historyjkę z przeszłości co jest fajne i podkreśla jej charakter. Potem nie udaje jej się dostać do rakiet, co ją trochę podłamuję. I następuje świetna emocjonalna rozmowa gdy Sinclair ją analizuje mówi o byciu ofiarą i by przestała się obwiniać.

Zniszczenie Góry niesie ze sobą mały zgrzyt. Dziewczyna Bellmego, której nie pamiętam imienia stała się przysłowiową dziewczyną w lodówce. Powodem do zemsty i motywem napędzającym Bellamego. Jednak jej śmierć była ważna bo mimo 30 trupów tylko ona była nazwana i zniszczenie Góry w jakiś sposób musiało wpływać na widza. Jestem teraz ciekaw jak tutaj pokażą traumę w opozycji do Jaspera i Finna. Swoją drogą podobały mi się paralele w tym odcinku. Pokazanie sali z cieszącym się ludźmi w jadali w Górze i Bellamy jak Jasper traci tam dziewczynę wraz z niewinnymi. Może jednak niektóre miejsca mają w sobie demony.

Zdarzało mi się narzekać na głupotki w serialu, na to jak lekko traktuje niektóre wątki. Tutaj Kane wyśmiał jedną z takich rzeczy. Przekazywanie przypinki kanclerza co nie ma nic wspólnego z polityką. Chociaż wybory w tak trudnych czasach to głupi pomysł. Niech lepiej poczekają aż Pike zginie bo czuje, że to on mógłby wygrać, a wiadomo że nic dobrego z tego by nie wypadło. Ludzie są skłonni do prostych rozwiązań i mogą pójść za człowiekiem, który je obieca. W wątku politycznym fajnie wypadło jak Bellamy, Pike i Octavia wpadli na ceremonie. Z jednej strony mamy poważną politykę jaką zajmuje się Lexa i twarde zakulisowe negocjację oraz podniosłą uroczystość. Z drugiej prymitywną akcję pod wpływem impulsu i brak zastanowienie się nad ich ewentualnymi konsekwencjami.

Jestem pod ogromnym wrażeniem reżyserii odcinka. Poza kilkoma scenami akcji był bardzo stonowany, ale każda nawet najdrobniejsza rozmowa miały w sobie mnóstwo napięcia. Umiejętnie budowano też suspens w finałowych scenach. Pokazanie przygotowań mordercy, który ostatecznie jest gdzie indziej jest zabiegiem starym jak świat. Ale tutaj to zadziałało, nie było nieudaną próbą szokowania, a doskonale wykorzystanym narzędziem do opowiadania historii. Podobało mi się. Tak jak głupia przechadzka po Polis. Jedna ulica, a ile pokazali przy mocno ograniczonym budżecie. To nie jest Gra o Tron, ale równie dobrze czuć ten świat, czuć postapokalipsę. Tętniące życiem miasto na gruzach starego świata wykorzystujące jego elementy. Normalne życie ludzi, którzy wcześniej byli traktowani jako kolektyw wojowników. A teraz mamy handlarzy i ludzi zajmujących się swoim życiem.

Jeszcze o reżyserii. Nie każdy reżyser umie wykorzystywać zbliżenia, trzeba mieć do tego odpowiednie wyczucie. Tutaj to było w trzech bardzo ważnych momentach. Samochód rozjeżdżający kwiatek. Banalna symbolika, ale działała. Pokazanie brutalności świata i zapowiedź końca niewinności, brutalnie zmiażdżone marzenia. Mnie ruszyło tym bardziej bo w Power Rangers RPM było tego zupełne przeciwieństwo - samochód zatrzymał się przed jedynym kwiatkiem na pustkowi, promyk nadziei w świecie bliskim zagłady. Inna scena - zbliżenie na nóż który Clarke wyrzuca z ręki może i nie było symboliczne, prosty zabieg, ale przy tym na ekranie mieścił się również but Clarke. Z bransoletką. Co mi tylko przypomniało jak bardzo The 100 przywiązuje uwagę do detali, ubrań i charakteryzacji. Jednak najfajniejszym ujęciem było odbicie w martwych oczach dziewczyny Bellamy'ego licznika zbliżającego się do zero.

I oddzielny akapit o scenie hołdu. Uroczyste stroję, Clarke umyta, przebrana z nową fryzurą czuć podniosłość atmosfery, powagę ugięcia kolan przed Lexą, a całość podkreślił śpiew w rdzennym języku Grunders. Ale to pięknie wyglądało, czuć było mistycyzm bijący od tej sceny. Swoją drogą chciałbym się dowiedzieć więcej o religii Grounders, a najlepiej jakby był to foreshadowing wątków przyszłego sezonu. 

Inne:
- zdaję sobie sprawę z chaosu i braku spójności, ale sorry, emocje zaraz po seansie. Ostatnio obracałem w główce poszczególne sceny podczas emisji Mr. Robot. Brakowało mi tego. 
- niby Clarke jest główną bohaterką, ale ostatnio nie dostaje najwięcej czasu ekranowego. I wcale mi to nie przeszkadza.Jest tu mnóstw innych bohaterów których chcę oglądać, poznawać ich historię, wzlotu, upadki i błędne decyzję.
- czyżby serial zaczął traktować upływ czasu w bardziej przemyślany sposób? Dawniej akcja pędziła, a cały serial zawierał się w ~60 dniach. Teraz Lexa mówi, że minął tydzień od przybycia Clarke do Polis. Dzięki temu historia jest bardziej spójna, lepiej czuć skalę wydarzeń, a działania bohaterów są bardziej wiarygodne.
- Kane mówi, że chciałby wynegocjować otwarcie szlaków handlowych. Z chęcią dowiedziałbym się więcej o ekonomii tego świata.
- Indra i Octavia znowu razem, yeah!
- brak Jahy, Lincolna i Jaspera. Rozumiem bo wątek ważny i trzeba było się skupić na konkretnej historii. Ale jedna malutka scena dla Murphyego powinna być.
- długaśne sceny Clarke i Lexy i te zbliżenia. Fandom będzie miał uciechę.
- Ice Nation nie idzie na wojnę to tylko manewry przy granicy, hehe.
- dzieci żołnierze? Kim cą Nightbloods? Jakie plany ma wobec nich Lexa? Jak zareaguję na to Clarke.
- jeszcze raz dzieci żołnierze? Jeśli to prawda ten serial robi się poważniejszy niż myślałem.
- ostatnio zastanawiałem się co by było gdyby The CW anulowała The 100, a Netflix przejąłby prawa. Jak wpłynęło by to na serial, jego konstrukcję czy brutalność. I doszedł do wniosku, że by nie wpłynęło. Jason Rothenberg robi co chcę, przekracza kolejne granice i szokuje przy czym robi to w sposób, który buduje spójność świata, a nie jest tanią zagrywką. Oby tak dalej.
- kolejne odwołanie do Boskiej komedii w sezonie, fajnie jakby był to powracający element sezonu. Może A.L.I.E. wcale nie stworzyła nieba, a piekło dla ludzi?

OCENA 5.5/6

The Expanse S01E09 Critical Mass
Rozumiem, że to pierwsza część dwugodzinnego finału, ale skoro odcinki zostały puszczone oddzielnie tak je trzeba oceniać. Niestety było przeciętnie. Trochę wyjaśniono i trochę przynudzano. Zbyt dużą część zmarnowano na retrospekcję z Julie Mao, przedstawiono jak dostała się na Anubis i wysadzenie Scopuli oraz jej podróż na Erosa. Tylko my to wszystko wiedzieliśmy, poza jednym rozjaśniającym szczegółem. Ojciec Julie macza we wszystkim palce. Wygląda to trochę jakby korpo chciało zarobić na wojnę, ale potem dochodzą biologiczne eksperymenty i rozmowa zabarwiona religijnym fanatyzmem. Cała intryga jest złożona, kupuję ją bo dużo postaci żyję w niej własnym życiem i realizuje swoje plany, ale niech szybko do czegoś to zaprowadzi.

Spotkanie Holdena i Millera rozczarowujące. Pasiasty policjant załamany po śmierci Juli, kobiety której nigdy nie poznał. Nie kupuje tego zauroczenia. Rozumiem obsesje w rozwiązaniu zagadki, ale nie uczucie. Przez to nie działał racjonalnie, nie rozmawiał z Holdenem, nie chciał poznać prawdy, a jedynie zemsty. Holden za to działał racjonalnie, chciał się czegoś dowiedzieć i wplątał się w jeszcze większą aferę. Odkrycie eksperymentów na ludziach i napromieniowanie. Ma chłopak przewalone. Tylko cliffhanger z tym, że zginą śmieszny bo wiadomo, że nic takiego nie będzie miało miejsca.

Na Ziemi Christjen konsekwentnie stawia pragmatyzm ponad emocjami. Idzie oddać hołd zmarłemu przyjacielowi i kradnie kości pamięci odkrywając plany napędu jednostek stealth.Podoba mi się jak aktorka przechodzi od żałoby po zimną sukę skupioną na ratowaniu planety przed wojną.

OCENA 3.5/6

The Expanse S01E10 Leviathan Wakes
Finał dał radę. To był jeden z tych odcinków, które zasysają od pierwszych minut i nie puszczają do samego końca. Był to odrobinę horrorowy odcinek. Przedzieranie się przez zarażoną stację i namacalny klimat zaszczucia gdzie niebezpieczeństwo czaiło się za każdym rogiem. Było brutalnie, ale to uzasadniona brutalność. Pokazano okrucieństwo korporacji oraz dano znać, że by przetrwać wszystkie chwyty dozwolone. Szczególnie fascynujące było oglądanie Holdena i Millera. Gdy jeden nie boi się zabijać, ba robi to bez wyrzutów sumienia, a drugiemu w momencie kryzysu załamuje się system wartości przez co stał się jeszcze bardziej ludzki. Dobrze wypadła też scena gdy Amos zabija Samiego i ten szok Naomi oraz to jak przyznał się do tego Millerowi. Będzie wrzało w przyszłym sezonie.

Cliffhanger był mocny. Nasi uciekli, ale eksperyment się udał. Eros został zainfekowany tajemniczą osobliwością. Wygląda mi to na miks myślącej chmury nanobotów z biologiczną infekcją. To jest dziwne. To jest fajne bo przejmuję Erosa. Czyżby to był ten tajemniczy Lewiatan? Jestem ciekaw co będzie dalej i wrócę do serialu. Lub sięgnę po książki, ale to akurat zależy od rodzimego wydawcy.

OCENA 5/6

The Flash S02E12 Fast Lane
Wreszcie dobry odcinek po przerwie. Wciąż im nie mogę wybaczyć głupiego wypisania Patty, przecież Flash w 5 minut by mógł do niej dobiec gdziekolwiek by nie była, tak przyjemnie mi się to oglądało. Barry odrzucony przez dziewczynę którą kochał, oddalił się odrobinkę od rodziny która go wychowała. Czuł się samotny więc poświęcił się pracy w S.T.A.R. Lab przez co miał mnóstwo scenek z Harrym i Cisco. Nieistotne rozmowy, istotne dialogi, zbliżenia, żarty, chwilę prawdy i kłamstwa. Dawno nie było tak inteligentnie poprowadzonych interakcji między postaciami. Między Harrym, a Barrym iskrzyło. Gdy Harry irytował poprzez szybką naukę Allena i chwilę gdy już za moment ma się przyznać do zdrady, to jego niezdecydowanie, wątpliwości i w końcu podjęcie decyzji. Pokazano też dojrzałość i zrozumienie Allena. Pierw go potępił, a potem zrozumiał. Dał długą przemowę o rodzinie i w końcu zapowiedział podróż na Earth-2 by odbić Jesse. Nie mogę się doczekać.

Metahuman tygodnia był pretekstowym przeciwnikiem. Nieistotny dla głównej fabuła, służący jedynie za wytrych dla wątków rodzinnego Westów, by pokazać pojednanie brata z siostrą. Znowu za dużo czasu na nieistotnych bohaterów i historię, które mnie nie interesują. Koniec końców okazało się, że jakiś wpływ miało to na główną fabułę, pogłębiło odrobinę zdradę Harrego i zwiększyło nienawiść Joe do niego. Więc wybaczam. Chociaż wolałbym więcej Catlin. Ta postać jest zbytnio zaniedbywana. Dwa sezonu i wciąż bez istotnego nie romansowego wątku, a najbardziej godny moment do zapamiętania to wtedy gdy się spiła na karaoke co doprowadziło do kilka fajnych żartów masę odcinków temu.

Inne:
- w następnym docinku wyprawa na Earth-2! Każdy szanujący się serial sci-fi ma podobny moment i jestem ciekaw jak to wypadnie w komiksowej historii. Niech alternatywna wizja świata będzie w połowie tak dobra jak w Fringe.
- Joe używa więźnia jako przynęty. Humanitaryzm? Normy moralne? Meh, ten serial to uparcie ignoruje. Trzymam kciuki, że kiedyś powstanie bottle episode o tym jak zajmują się więźniami.
- Zoom się pojawił i dalej jest przerażający. Niby kolejny speedster, postać podobna do Reversa, ale jako przeciwnik dalej się sprawdza.
- Iris ma małego plusika. Jasne, dalej głupio się zachowuje szantażując organizatora ulicznych wyścigów, ale przynajmniej pomyślała o zabezpieczeniu.
- jak zwykle podobają mi się efekty specjalne w serialu tak Człowiek Smoła wyglądał okropnie.
- radio lecące w tle i wiadomości o Oliverze Queenie startującym na burmistrza. Smaczek, a cieszy.

OCENA 4.5/6 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz