poniedziałek, 15 lutego 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #173 [08.02.2016 - 014.02.2016]

SPOILERY

DC's Legends of Tomorrow S01E04 White Knights
Z odcinka na odcinek jest lepiej. Może fabularnie nie zachwyca, ot latanie od jednego miejsca i czasu do drugiego i nieudolne próby powstrzymania Vandala. Jednak to co dzieje się między postaciami to coś czego brakowało mi w Guardians of the Galaxy. Seriale to lepsze medium do opowiadania drużynowych historii i to widać. Powoli rozwijane są relacje między bohaterami, zaciskane więzi, testowane przyjaźnie i powracające żarty działają z większą mocą. Nie znudzi mi się chcący wszystko niszczyć Mick i kradnący portfele Leonard. Podobają mi się spięcia między dwoma połówkami Firestorma, które są budowane jeszcze od The Flash. Lubię sceny gdy Snart kłóci się z Rayem. Cieszy mnie oglądanie jak Rip nakłania Sarę i Kendrę by razem ćwiczyły. Lubię patrzeć na tych bohaterów, słuchać ich rozmów i zastanawiać się jak teraz zepsują misję. Bo to jest pewne. Niby perfekcyjny skok na początku kończy się ogromną wpadką w Pentagonie mogącą zagrozić kontinuum czasoprzestrzennemu.

Podoba mi się też luz z jakim serial podchodzi do siebie. Bez durnych dramatów jak Arrow i The Flash, a dużo humoru, ale też powagi która działa. Jak wybuch Steina robiący to by przemówić Jaxowi do rozumu. Podoba mi się ta konstrukcja. Tak jak prowadzenie fabuły. Odcinki nie są zamknięte całością i kończą cliffhangerami, a ja to lubię.

OCENA 4.5/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E55 Second Chance
Nie. Nie, nie nie. To był bardzo zły odcinek. Nie dość, że konstrukcja typowa dla serialu to jeszcze morał, który jest szkodliwy. Mamy chłopca, który nie dostał się do drużyny piłkarskiej Erniego. Dzięki interwencji Jasona i Zacka dostaje drugą szansę. Chłopaki biorą go na trening gdzie okazuje się fatalny. Pojawiają się kitowcy, nasz wannabee piłkarz zostaje ochraniany przez Triny po czym jego wątek się kończy. Wraca tylko na koniec by okazało się, że jednak dostał się do tej drużyny bo podobno trening i chęci to wszystko czego trzeba. Niczego się nie nauczył, nic się nie zmieniło, ale jakimś cudem okazuje się, że jednak nadaje się na piłkarza. Jeszcze jakby pokazano, że jest dobry w czymś innym, że nie zawsze chcieć to móc, wtedy ten wątek byłby ciekawy, a tak jest nietrzymającą się sensu historią. Chociaż akurat takich rzeczy nie powinno się pisać przy wrażeniach dotyczących kolejnych odcinków Power Rangers.

Kolejnym wątkiem pozbawionym sensu był zniszczony komunikator Tommy'ego. Myślałem, że to będzie fajne, że scenariusz coś z tego wyciągnie. To był jedynie durny pretekst by Tommy nie brał udziału w początkowej fazie walk i później uratował dzień. Bo znowu pojawił się potwór, który nie zostanie bez niego pokonany. Dobrze, że chociaż był śmieszny - pancernik zmieniający się w latającą piłkę.

Jakby tego było mało wrócono do obrzucania jedzeniem Mięśniaka i Czachy. To już jest nudne.

OCENA 2/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E56 On Fins and Needles
Dla odmiany dobry odcinek, który oglądało się z zaciekawieniem. Nie wymaga to wiele wysiłku, wystarczy niewielkie odstępstwo od normy i jestem zadowolony. Tym razem Rita rzuca czar na Jasona i Tommy'ego, który niszczy ich przyjaźń. Prosty zabieg wprowadzający nową dynamikę w serialu. Kłótnie o przywództwo, wyzwiska, niemalże rękoczyny na walce zorganizowanej przez Mięśniaka i Czachę. I może wszystko zostało przeprowadzone bardzo przewidywalnie gdzie zaklęcie zostaje złamane wobec większego zagrożenie, ale mi się podobało. Podkreślono znowu, że przyjaźń jest najważniejsza, przetrwa wszystko, nawet manipulację Rity.

Rozentuzjazmowany tłum na walce i oczekiwanie na starcie. Z chęcią i ja bym zobaczył jak Tommy i Jason się biją tym bardziej, że od Green With Evil minęło sporo czasu. Myślę jednak, że serial bardzo nie chciał pokazać tego rodzaju sceny żeby nie promować nieodpowiednich wzorców. Swoją drogą śmieszne, że Czerwony i Zielony powtarzają swoim studentom karate, że zawsze jest inne rozwiązanie niż walka, a sami nigdy nie pokonali Rity i kitowców w inny sposób.

Przeciwnikiem odcinka był Lądowy Rekin więc można się było odrobinkę pośmiać. Tylko ironicznych komentarzy bohaterów brakowało, a "Lets fry this fish" z ust Kim to za mało.

OCENA 4/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E57 Enter... The Lizzinator
Dwa odcinki temu Jason i Zack pomagali dzieciakowi, który nie dostał się do drużyny piłkarskiej. Tutaj mamy kuzynkę Kimberly ćwiczącą do drużyny cheerleaderek. Niby ten sam pomysł, ale odmiennie poprowadzony. Pokazano jak młoda ćwiczy, trenuje, wątpi w siebie by w końcu uwierzyć i dalej ćwiczyć. Osiąga coś własną pracą, ale też dzięki słowom wsparcia bliskich. Nawet sama ratuje się z rąk Baboo i Squatta używając swojego sprytu - wymyśla układ taneczny na cześć Rity co doprowadza do zawrotów głowy u jej pomagierów. Prawda, że fajne?

Podobał mi się nawet przeciwnik odcinka. Lizzinator, imię mówi samo za siebie. Nawet miał twardy niemiecki akcent, był pewny siebie i nie mógł przestać gadać. Tylko czemu walka była tak przeciągnięta? I już szału dostaje gdy przebiega tym samym schematem po - po użyciu powiększającej różdżki Rity wróg ma przewagę, wydaje się, że Rangersi przegrają po czym w decydującej chwili wzywają Power Sword lub Ultrazorda i po wszystkim.

Tak się zastanawiam czy Ernie nie jest agentem Rity. Dziwnym zbiegiem okoliczności psuje mu się samochód, prosi o pomoc Jasona po czym Czerwony wpada w pułapkę. Zbieg okoliczności czy nasz dobrotliwy Ernie jest kimś więcej? Zawsze w centrum akcji, zawsze kreci się przy Wojownikach i stara się być dla nich miły. Może zbiera na boku informację o nich? Trzeba się temu bliżej przyjrzeć.

OCENA 3/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E58 Football Season
Naprawdę? Trzeci odcinek dotyczący tego samego w krótkim przedziale czasowym? Spodziewałem się braku kreatywności, ale to już przesada. Tommy chcę dostać się do drużyny footballu. Wątpi w swoje umiejętności jednak dzięki pomocy Erniego i ciężkiej pracy udaje mu się wywalczyć miejsce w składzie. Napisałbym, że wyszło zjadliwie, ale gdybym nie oglądał poprzednich historyjek opartych na tym samym motywie. Teraz jestem zniesmaczony prostotą.

Jednak mimo wszystko do czasu walki z przeciwnikiem odcinka dobrze mi się to oglądało. Dzięki bohaterom, którzy dostali scenę wspólnego rzucania footballówką. Nic takiego, a cieszy. Albo za sceny z Mięśniakiem gdy próbując dostać się do drużyny ćwiczył balet. Surrealistyczny wątek nie z powodu jego różowej spódniczki, a dlatego, że mu się udało. Yeah, należy mu się! 

OCENA 3/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E59 Mighty Morphin' Mutants
Znowu pojawiły się złe klony Power Rangers. Między tymi występami było dwadzieścia odcinków przerwy więc wybaczam. Tym bardziej, że wyszedł zacny odcinek. Trening kitowców na Power Rangers śmieszył, pojedynki były ciekawe z powodu lustrzanego stylu walki przeciwnika, a starcie po powiększającej różdżce miało dużych Rangersów. Trafiło się kilka zabawnych uwag, a odcinek miał bardzo lekką atmosferę bez wymuszanych facepalmów.

Pomogła też obyczajowa historyjka o Tommym. Słabo, że wcześniej nie wprowadzono jego problemów z pamięcią, ale nie przeszkadzał to w śmianiu się z np. urządzenia, które wybudował Billy. Nawet morał był - nie wszystkie wady trzeba poprawiać, niektóre robią z nas ludzi, którymi jesteśmy.

Gdy pani Appleby dała zadanie domowe polegające na znalezieniu i poprawieniu jednej z wad Mięśniak z Czachą oczywiście stwierdzili, że takich nie mają. Jakie było moje zaskoczenie gdy na końcu odcinku przebrali się za angielskich dżentelmenów z nienagannym zachowaniem. Całość okazała się prankem, którym oczywiście sami oberwali, ale co się uśmiałem to moje.

OCENA 3/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E60 An Oyster Stew
Seriale telewizyjne rządzą się pewnymi prawami. Jednym z nich jest istotność finałowego odcinka. Sezon się kończy, produkcja ma przerwę, a widz musi mieć powód by czekać na więcej. To też moment na domknięcie i wprowadzenie nowych wątków, zatrzęsienie światem bohaterów. Dlatego każdy z ostatnich odcinków ogląda się z większymi oczekiwaniami niż przy normalnym epizodzie. Powód dla którego to piszę jest bardzo prosty - Power Rangers zupełnie zlekceważyło finałowy odcinek i dwumiesięczną przerwę przed startem kolejnego sezonu. An Oyster Stew mogło lecieć w dowolnym momencie. Jako drugi, dwunasty lub czterdziesty odcinek. Nic by to nie zmieniło. Była to kolejna prosta historyjka będąca pretekstem do pokazania starcia Wojowników z potworem Rity. Największe odstępstwo od normy to podwodna walka Megazaorda co i tak wiele nie zmieniło. Jestem rozczarowany.

Odcinek był poświęcony Zackowi i jego romansom z Angelą. On dalej do niej podbija, ona go ignoruje i litościwie daje się zaprosić na podwójną randkę z Tommym i Kim. Serial nigdy nie potwierdził, że są parą, ale to tak oczywiste, że nie trzeba. I dobrze bo serial ma problemy. Jak choćby prowadzenie Angeli. Ignoruje Zacka, odnosi się do niego z rezerwą, ale gdy dostaje kolczyki już za momencik już zaraz ma dojść do pocałunki między nimi. Sytuację ratuje końcówka jak Zack opowiada, że nie da się kupić miłości chwilę przed pocałunkiem, ale niesmak i tak pozostał.

Najfajniejszym momentem odcinka był ten gdy poturbowany Zack dostaje Dragon Shield, a potem Tommy własnym ciałem ochrania Czarnego Wojownika przed kolejnym atakiem. Za takie interakcję lubię ten serial.

Inne:
- prawie 2,5 roku od obejrzenia pilota udało się zakończyć pierwszy sezon. To było bolesne doświadczenie przeplatana dobrymi momentami i kapitalnym Power Ragners RPM. Życzę sobie by z S02 poszło odrobinkę szybciej. W końcu ma osiem odcinków mniej i dziewięć kilku odcinkowych historii. Gorzej na pewno nie będzie.
- Mięśniak i Czacha pomagają Zackowi zdobyć serce ukochanej! Tego się po nich nie spodziewałem, ale to mi się podoba. Tak jak ich metalowa kapela. Więcej tego.
- w przyszłym odcinku debiutuje Lord Zedd, jeden z najbardziej przerażających złoczyńców z dzieciństwa.

OCENA 2.5/6 

Teen Wolf S05E16 Lie Ability
Poprzedni odcinek opowiadał o włamaniu do Eichen House, a ten był o ucieczce. Troszkę za długiej, momentami nudnej, ale satysfakcjonującej gdzie umiejętnie wymieszano horror z humorem. O ile wątek Bestii, ba ogólną ciągłość fabularną, mam gdzieś tak interakcję między postaciami dalej ogląda mi się przyjemnie. Jak Liam chroniący Scotta, Stiles ratujący Lidię, Mason ratujący gang czy Malia pomagająca Kirze. To właśnie te sceny są siłą serialu bo opowiadają o bohaterach, których się lubi, z którymi się już tyle przeszło, że tylko ich obecność wystarczy by odcinek był dobry. Szkoda, że fabuła nie wciąga, jest przeszarżowana. Spójniejsza niż przy S04, ale dalej za dużo chaotycznych motywów. Liczę, że Jeff Davis wyciągnie wnioski i naprawi to w S06. Chciałbym by Teen Wolf znowu był angażujący na wszystkich frontach.

OCENA 4/6

The 100 S03E04 Watch the Thrones
Doceniam skomplikowane historie, niekomfortowe do oglądania zwroty i decyzję bohaterów, które kłócą się z moimi przekonaniami. Nie mam nic przeciwko podejmowaniu trudnych tematów, zabawie z widzem i prowadzeniu wątków, które źle się kończą dla postaci. Wiem, że dzięki temu serial chcę coś przekazać, opowiedzieć historię lub skomentować rzeczywistość. Dlatego powinna mi się podobać "wojna domowa" w Arkadii. Powinna, ale nie podoba. Znowu objawiły się najpoważniejsze wady serialu. Niektóre rzeczy dzieją się zbyt szybko, jeszcze zanim stare odpowiednio nie wybrzmią, jakby serial gdzieś pędził. Chciał opowiedzieć za dużo i nie skupiał się odpowiednio na tym co ma. To mnie boli, bardziej niż zachowanie niektórych bohaterów, które pozornie wydaje się nielogiczne.

W odcinku działo się dużo, co akurat jest tradycją dla tego serialu. Jednak znowu porzucono wątek Jahy by nie przeszkadzał. Dwa główne wątki były pozornie niepowiązane, ale silnie na siebie oddziaływające na gruncie polityki. Wydarzenia na Arce i w Polis wpływają na siebie w sposób nieświadomy dla bohaterów. I to jest fajne. Pokazuje zagubienie ludzi, to że nawet najlepszy plan może pójść w łeb jeśli nie uwzględni się czynnika ludzkiego, a powierzchowne przyglądanie się sytuacji bez wyciągania dalekowzrocznych wniosków będzie niosło katastrofalne błędy.

Pike i Stacja Rolniczą żywią nienawiść do Grounders. Jest to skomplikowana relacja. Z jednej strony uzasadniona, ale z drugiej traktują wszystkich Ziemian tak samo, stosują odpowiedzialność zbiorową co podkreśla ich ksenofobię. Pike chce się mścić, obarcza Grounders odpowiedzialnością za wszystkie problemy jakie spotkały Sky People, używa taniego populizmu i idzie na wojnę pierw wygrywając w wyborach. Jakie to życiowe! Wystarczy włączyć wiadomości i można spotkać takich Pikeów.

Niestety cały wątek Pike'a kuluje z jednego powodu. Zbyt łatwo osiągnął władzę. Ten wątek powinien powinien być bardziej skomplikowany. Trzeba czasu by zasadzone nasiona wyrosły. Pike znalazł magiczną formułę. Za łatwo. Tym bardziej, że nasi bohaterowie mu na to pozwolili. Wybory w czasie wojny? Władza powinna mieć specjalne uprawnienia. (Chociaż czy na pewno? Czy porzucenie ideałów byłoby porzuceniem tego kim się jest i wybraniem prostszego wyjścia?) Pojawia się nowy człowiek i nagle mieszkańcy zapominają co Kane i Abby dla nich zrobili? Przecież żyli całe trzy miesiące w pokoju właśnie dzięki współpracy z Grounders. Ten wątek jest bardzo podobny do tego gdzie Baltar przejmuje prezydenturę w Battlestar Galactica, ale tam trwało to dużo dłużej, więcej skupiono się na społeczeństwie. Przekonanie Bellamy'ego to za mało by i nas przekonać.

Właśnie Bellamy. Można psioczyć na to co robi. Narzekać, że to nie ma sensu. Czemu chcę atakować Grounders skoro tak dobrze im się układało. Jednak on jest w żałobie, przeżył traumę i chcę zemsty. Nie myśli logicznie, jest jak zwykle porywczy i wydaje mu się, że znalazł dobre rozwiązanie ponieważ wymaga ono akcji. Coś trzeba robić, a nie bezmyślnie siedzieć. Widać jak ta postać nie nadaje się na przywódcę. Jest podobny do Abby tak jak Clarke przypomina Kane'a w swoim myśleniu uwzględniającym większą perspektywę.

W Arce podobał mi się wątek Lincolna. Niby to samo co zawsze. Obcy wśród Ziemian. Społeczność która czują do niego nienawiść, a on im ufa. Nawet Octavia nie rozumie jego postępowania. Jest w tym wszystkim zagubiony, szuka swojego miejsca i po raz kolejny jest przez wszystkich opuszczony. Jednak mimo upadków, które ponosi nauczył się powstawać. Tylko co zrobi gdy nastanie wojna?

W przeciwieństwie do poprzedniego odcinka trochę czau dostał Jasper z Montym. Ta dwójka nie jest przyjaciółmi tak jak dawniej, za dużo ich poróżniło. Jasper wciąż ma traumę, piję i nie potrafi się pogodzić z przeszłością, którą ciągle rozpamiętuje. Uważa, że tylko on cierpi, ale tak na prawdę tylko on pokazuje to po sobie. Monty również to przeżywa. Ta przyjaźń dużo przeszła, serial sugeruje, że się skończyła, ale pewnie tylko pozorni. W wątku Jaspera ruszyła mnie jeszcze jedna rzecz. Jak wziął prochy Finna by oddać mu na swój sposób hołd, a ostatecznie przez swoje zachowanie je zbezcześcił z czego zdał sobie sprawę. Czyżby to był ten moment krytyczny po którym powoli będzie wracał stary Jasper?

To teraz Polis. Miejsce gdzie Lexa toczy swoją polityczną grę, rozprawia się z Ice Nation nie zdając sobie sprawy, że prawdziwe zagrożenie się dopiero rodzi. Podobają mi się intrygi w cesarskim pałacu. Gdzie niespodziewanie wszyscy ambasadorzy zdradzają Lexę, Nia z pozycji więźnia raptem przeradza się w kontrolującą sytuację. Można się nawet zastanawiać czy przyjęcie Sky People do koalicji nie było wyrachowanym gestem Lexy by mieć ten jeden pewny głos. Ostatecznie wszystko rozbija się tutaj o władzę i siłę. Jak ją zademonstrować i przekonać do siebie innych. Lexa wie, że straciła swoją pozycję. Musi pokazać, że wciąż ma władzę więc decyduje się na walkę. Jej pewność siebie i determinacja były świetnie pokazano.

Walka położyła się cieniem na cały odcinek. Czuć było to jak jest ważna. Mogła się skończyć w bardzo niespodziewany sposób tym bardziej, że zarówno Alycia Debnam-Carey jak i Zach McGowan grają główne role w innych serialach, a tutaj występuję tylko gościnnie. Ostatecznie żadne z nich nie zginęła. Lexa znowu wykorzystuje sytuację, zdobywa sojusznika i pozbywa się wroga. Zabija Nię, a Roana czyni królem Azgedy. I wydaje się, że już jest pokój, już można odtrąbić zwycięstwo, a przecież wiadomo, że zacznie się wojna z Sky People. Odzyskana władza i wsparcie koalicji znowu zacznie się chwiać i to nowy sojusznik okaże się najpoważniejszym wrogiem. Wygrana może okazać się pierwszym krokiem ku porażce.

Co do samej walki Lexy z Roanem. Chciałbym powiedzieć, że było bardzo dobrze. Ciekawa choreografia, dobrze rozplanowane napięcie, używanie różnych broni, Lexa pokazującą swoją zajebistość i koniec z niespodziewanym trupem. Tylko ta reżyseria pełna cieć i zbliżeń, które na szczęście były przeplatane szerokimi ujęciami. To byłoby bardzo dobre starcie gdyby lepiej to wyreżyserować. Walka była na szczęście długa i czuć było napięcie. Chciałbym częściej oglądać walczącą Lexę. I Roana. Albo ich team up!

Clarke w tym odcinku robiła wszystko by nie dopuścić do śmierci Lexy. Próbuje się dogadać z Roanem, nawet jest w stanie zamordować Nię tylko by Lexa mogła żyć. Robi to głównie z osobistych pobudek jak i dobra swoich ludzi. O ironię zakrawa jej wiara, że tylko dzięki Lexie można zapobiec wojnie. Ale wojny mają to do siebie, że wybuchają tak czy inaczej. Widać też jak bardzo Clarke zależy na Lexie, jak są sobie bliskie mimo tak skomplikowanych relacji. Ostatnia scena gdy Lexa przychodzi do Clarke podziękować jej za wsparcia była pełna seksualnego napięcia między tymi dwiema kobietami. Nawet serial zabawił się paralelą do 3x1 gdzie zmiana opatrunku skończyła się seksem Clarke z napotkaną handlarką. Tutaj po prostu Lexa wyszła, a serial dalej trzyma w niepewności. I dobrze.

Inne:
- odwiedziny na miejscu lądowanie Setki były miłym gestem dla fanów. I dość szokującym. W miejscu rzezi gdzie zginęło kilkudziesięciu Grounders zielona trawka. Jakby The 100 chciało powiedzieć, że złe wydarzenia przemijają, a czas leczy wszystkie rany.
- każdy z klanów ma swój symbol i chorągwie. Serial pozwala wsiąknąć w wykreowany świat i cieszyć się detalami.
- cztery odcinki budowania Ice Nation i Nia jako przeciwnika okazał się tyko zmyłką, pretekstem do pokazania skomplikowanego świata. Nie przeszkadza mi to chociaż z chęcią zobaczyłbym stolicę innego klanu.
- Nightbloods to nie żołnierze Lexy, a przyszli władcy, którzy są predestynowani do rządzenia ze względu na swoje pochodzenie i czarną krew. Fajne, tak jak oglądanie Lexy jako nauczycielki czy dodanie kolejnego poziomu do intrygi Ice Queen wprowadzając Ontari.
- Jason Rothenberg w wywiadzie dla Variety o ostatnich wydarzeniach mówi o inspiracjami z 9/11 i porównuje Mount Weather do World Trade Center. Coś w tym jest i dodaje kolejny poziom przy analizowaniu serialu.
- oglądalność spadła do ratingu 0.5 w kluczowym przedziale wiekowym. Czyli przeciętny poziom dla całego poprzedniego sezonu. Na razie się nie martwię. I zastanawiam. Jeśli kolejny S04 będzie miał znowu16 odcinków to ich suma będzie wynosić 61. Nikita miała 73 by dać jej syndykację czyli przedłużenie na kolejną serie to automatycznie zielone światło dla piątego sezonu. Czego sobie mocno życzę.

OCENA 4.5/6

The Flash S02E13 Welcome to Earth-2
Od czasów Fringe uwielbiam podróże na alternatywne Ziemię dlatego tak bardzo czekałem na ten odcinek. I czuję się rozczarowany. Scenariusz nie sprostał wymaganiom, a całość rozłożyła jedna rzecz. Barry żyjący życiem swojego sobowtóra by dowiedzieć się więcej o Zoomie. Najgorszy plan ever. Nawet nie plan, czysta improwizacja, popełnianie kolejnych błędów i żenujące sceny. Nawet nie próbował wejść w swoją rolę, dziwił się wszystkiemu i nie szukał wskazówek dotyczących Zooma. Zachłysnął się życiem jakie mógł prowadzić. I nawet nie tłumaczy tego niepowodzenie ze swojej Ziemi. Natomiast sceny gdy całuje się z Iris były niczym molestowanie. Ona nieświadoma, że całuje zupełnie obcą jej osobę, a Barry nie robi nic by tego uniknąć. Najgorsze, że ich relację miały zbyt dużo czasu. Wplątano w to też Joego i pokazano jego śmierć co jest winną Barry'ego. I to ma być superbohater? Błąd za błędem, a nawet nie jest nowy w tym biznesie.

Nie podobały mi się też wybijające wątki na Earth-1. Liczyłem, że po przejściu przez wyłom odcinek skupi się na odkrywaniu nowego świata. Zamiast tego pojawił się nowy metahuman, a Jay wyjawił prawdę jak utracił moce. Fajny wątek, ale nie na ten odcinek.

Retrofuturyzm Earh-2 podobał mi się. Nie był to może zbyt nowatorski pomysł, ale przyjemnie się oglądało samochodu i stroje z lat '30 wymieszane z nowoczesną techniką. Przyjemnie patrzyło się na Allena i Cisco cieszących się z podróży w nieznane i karconych przez Wellsa. I oczywiście smaczki jak Snart burmistrzem czy Deadshot partnerem Iris w policji. To mnie najbardziej zaskoczyło bo ta postać miała się przestać pokazywać w serialach The CW z powodu Suicide Squad. Był też smaczek dla fanów teorii o multwiersum łączącym wszystkie seriale i filmy gdy podróżując na Earth-2 były obrazy Flasha z serialu z lat '90 i przelatującej Supergirl. Szkoda, że nie było Cavila lub Wellinga w stroju Supermana.

W odcinku zaczęło się coś dziać gdy na ekranie pojawiali się Killer Frost i Deathstorm czy Catlin i Ronnie z obecnej Ziemi. Zabójczy duet na usługach Evil Cisco. Znowu, proste wykręcenie charakterów postaci, ale zadziałało. Może dlatego, że Catlin dostaje tak mało istotnych wątków i teraz aktorka mogła sobie trochę pograć? Pooglądałbym ich więcej, a najlepiej w cenie gdzie rabują restaurację jak w pamiętnej scenie z Pulp Fiction. Największym zaskoczeniem był zły Cisco mówiący o swojej mocy i chęci zdetronizowania Zooma. Nasz Ramos powinien niedługo zacząć trening widząc co może zrobić.

Cliffhanger musiał być. Barry porwany przez Zooma i trzymany w rurociągu. Znaczy się celi i obiecujący ratunek Jesse. Oby jak najdłużej tam został bo nie będzie wchodził w interakcję z Iris. 

Inne:
- Hal, Diana i Bruce na szybkim wybieraniu w domu Allenów. Jordan, Prince i Wayne?
- kim jest tajemniczy człowiek w masce w celi Zooma? Ronnie z naszej Ziemi? Diggle? Logiczne jakby to była znana postać.
- czemu źli w Arrow i Flash muszą zawsze chować się w wielkich magazynach? Przecież przy ich nastawieniu do życia powinni mieć luksusowe wille lub hotele.
- żółty filtr podkreślający na której Ziemi jesteśmy na dłuższą metę męczący.
- Zoom zabijający Evil Cisco w taki sam sposób w jaki Reverse zabił naszego. Nice play!

OCENA 4/6

Vikings S03E03 Warrior's Fate
Ten odcinek miał wszystko za co uwielbiam serial. Była wielka bitwa, mistyczne klimaty i chwilę dla postaci. Wszystko okraszone doskonałą muzyką Trevora Morrisa. Było tutaj też dużo zapowiedzi nadchodzących wydarzeń. Wspomnienie Paryża, zmiany u Porunn, nadchodzący konflikt religijny i zamieszanie w Kattagat.

Może bitwa z Murcją nie była najwspanialszym starciem w historii serialu, ale miała niezapomniany klimat. Pierw ostatnie chwilę Trostejna. Trawiony chorobą i bez ręki nie poddał się. Postanowił zginąć jak na wojownika przystało, wszystko by trafić do Valhalli. Potem była walka na masową skalę. Dużo cięć i chaosu, ale nie można było od niej oderwać oczu za sprawą muzyki. Powtarzająca się monosylaba to niesamowity pomysł. Sprawiało to niepokój, podbiało dynamikę i chwytało za gardło, nie dało się odwrócić wzroku od ekranu. Wszystko się ze sobą doskonale zgrywało.

Okaleczenie Porunn nie było dla mnie zaskoczeniem, bo spoilery, ale ciekawi mnie jak ten wątek zostanie dalej poprowadzony. Już wpłynął na relację Bjorna z ojcem. Przy tym mamy tu interesującą zależność. Kobieta odniosła ranę w bitwie, jej wina. Jednak jeśli okazuje się brzemienna to już nieodpowiedzialność męża. Co pokazuje priorytety wikingów. Niby walka najważniejsza, ale to dzieci są prawdziwym skarbem.

Sceny związane z religią jak zwykle pokazane w mistyczny sposób dzięki flarą i rozmytemu obrazowi, który podkreśla nierealność. Od samego początku serialu z fascynacją ogląda się tego rodzaju sceny i słucha opowieści o bogach. Teraz było to tym ciekawsze, że świadkami byli chrześcijanie co nimi mocno wstrząsnęło. Będzie wojna, a może też pogrom. W Kattegat religia też odgrywała rolę. Tajemniczy wędrowiec, utracona magia i martwe dzieci. Siggy jako jedyna łączy to ze sobą, Helga i Ashlaug są zachwycone wędrowcem i jego charyzmą. Jestem ciekaw jaki jest cel tego wątku. Pokazanie zabobonności prowadzącej do wyciągania fałszywych wniosków wobec charyzmatycznych ludzi?

Niestety najsłabiej wyglądają relację między postaciami. Konflikt Flokiego z Ragnarem o nieswoją walkę jest już nudny. Nie mam też ochoty patrzeć na kolejne romanse Lagherty i Atlestaina. A Kattagat bez ulubionych postaci nie ogląda się z taką przyjemnością jaką powinno.

OCENA 5/6

Vikings S03E04 Scarred
Po świetnym odcinku przyszedł bardzo przeciętny. Dużo rozmów o niczym, mało treści. Głównie pogłębiano dobrze znane relację i przedstawiano je w odrębny sposób. Powoli budowano również nowe wątki. Niestety nie ekscytowało mnie to. Czy relację Ragnara z księżniczką, Lagherty z królem i Atlesteina z inną księżniczką. Nie lubię romansów w tym serialu nawet jeśli to zakazana miłość lub przelotny seks. Nudzą mnie. Tutaj tego było pod dostatkiem. Jeszcze była przecież Ashlaug z wędrownym bardem, a nawet Kalf dostał dla siebie nałożnicę. Jakby serial chciał pobawić się w Grę o Tron i dorzucić trochę niepotrzebnego seksu, co zupełnie nie jest mu potrzebne.

Jednak było parę rzeczy, które mi się podobały. Szczególnie atmosfera gdy  Kwenthrith zdradza swojego brata pierw wyznając mu miłość i wierność na oczach wszystkich by zaraz go otruć. I moment gdy wznosi toast, wszyscy wylewają wino, a Ragnar i Ekbert rzucają jej kielichy pod nogi. Najlepszy moment odcinka. Dobrze wyszły też momenty gdy wspominano Porunn i jej rozmowę z Bjornem jak zobaczył jej okaleczoną twarz. Zapowiedziom lepszych wątków jest koalicja jaka zawiązała się przeciw Lothbrokom. Czyli nie tylko Paryż będzie głównym daniem sezonu, ale i wojna domowa.

Pożegnano Siggy z serialu w taki sposób jakby nie mino na nią zupełnie pomysłu. Miała ciekawy wątek gdzie stanowiła racjonalny kontrapunkt dla Ashlaug wierzącej w mistyczność barda. Skończyło się na przeczuciu, uratowaniu synów Ragnara i śmierci w jeziorze. Ładnie nakręconej, fakt, ale bezcelowej.

OCENA 3.5/6

Vikings S03E05 The Usurper
Zacznę może od Wessex, tutaj jest najmniej do mówienia. Zapowiadała się prosta historyjka gdzie Ekbert wysyła syna by zażegnał konflikt wieśniaków z nordyckimi osadnikami. Nadchodzi spodziewany twist i Aethelwulf wyżyna całą wioskę. Kompletny chaos na ekranie, skupienia się na dzieciach i końcowy kadr z modlitwą do płonącego krzyża. To się udało. Tak jak finta w fincie. Po powrocie Ekbert pokazuje, że jest prawdziwym królem. Pierw obwinia syna i wtrąca lordów do więzienia. Świetna tyrada w wykonaniu Linusa Roache, którą kończy wyjawieniem widzowi swojego planu w scenie na osobności z synem. Pozbył się dwóch problemów - wikingów na swojej ziemi i niewiernej szlachty. Dałem się nabrać co jest zasługą kłamczuszków odpowiedzialnych za scenariusz i reżyserie, ale zadziałało więc się nie obrażam.

W Wikingowie dzieje się. Mnóstwo kapitalnych scen zwłaszcza tych małych u postaci. Porunn nie chcę pokazywać swojej oszpeconej twarzy. Rollo kolejny raz przechodzi załamanie i wciąż uważa, że jest stworzony do większych celów. Walka Rollo vs. Bjorn. Brutalna w strugach padającego deszczu, pozbawiona epickości, a niczym karczemna bójka gdzie każdy cios się liczy. Napięte stosunki Ragnara z żoną. I byłą żoną. Lagherta dowiaduje się, że traci tron, ale Ragnar nie zamierza jej pomóc. Gra własną grę, szuka sojuszników do raidu na Paryż co oznajmił w swoim przemówieniu. Jak zwykle świetnym i godnym króla. Jest też Floki, dzika karta po której można się wszystkiego spodziewać. I Bjorn coraz śmielej zajmujący się polityką - namawia matkę by została co zwiększy jego wpływ na Ragnara i zwiększy szansę by zostać jego dziedzicem. Jest dobrze.

OCENA 4.5/6

Vikings S03E06 Born Again
To był ten moment o którym tyle słyszałem. Śmierć Athlesteina. I czuję lekki niedosyt. Zrobiono to zbyt szybko jakby aktor bardzo chciał opuścić obsadę i zająć się czymś innym. I niby od zawsze prowadzono jego konflikt odnośnie wyboru religii oraz nienawiść Flokiego tak tutaj wydarzenia dzieją się zbyt nagle. W jednej chwili mnich dostaje objawienia, zmienia swoje życia i wszyscy prócz Ragnara zaczynają go nienawidzić. Rozumiem Flokiego, ale przecież pozostali znają go od ilu? Ponad 10 lat i nagle zapragnęli jego śmierci. Jednak sam końcowy moment gdy Floki go zabija, a on z radością zostaje męczennikiem został pięknie pokazany i zilustrowany pogańską muzyką nadającą mistycyzm całej scenie. Trafił się również odpowiedni epilog gdy Ragnar na osobności żegna się z martwym przyjacielem i zabiera jego krzyż. Przed serialem stoi wyzwanie i okazja by wprowadzić nową postać, która będzie spełniała równie ważną rolę co on.

Religia nie tylko u wikingów odgrywa olbrzymią rolę. Również w Wessex wpływa na zachowania ludzi. Tym razem odbył się makabryczny sąd nad Judith. Pozwolono jej urodzić dziecko, a potem brutalnie wyciągnięto na plac by ukarać za cudzołóstwo. Poprzez odcięcia uszu i nosa. Plan wykonano połowicznie gdyż wykrzyczała imię tego z kim cudzołożyła - Athleseina. Na co Ekbert zareagował bardzo dziwnie. Postanowił wybaczyć Judith i ochrzcić chłopca. Ponieważ Bóg jest współodpowiedzialny za to dziecko. I nie wiem czy on rzeczywiście boi się boskich mocy, używa tego do wyrafinowanej gry politycznej czy po prostu ma sentyment do kapłana.

Wyprawa na Paryż coraz bliżej, a kłopotów coraz więcej. Do Ragnara dochodzą wieści o zmasakrowanej wiosce po czym zabija posłańca. Ja rozumiem, że wpłynęło by to na jego plany, ale jakoś musi się zająć tym problemem. Tak samo jak nowymi i niespodziewanymi sojusznikami, którzy mogą spowodować wiele kłopotów. Nad Ragnarem zbierają się czarne chmury, ale równie dobrze może mieć już plan jak je rozproszyć.

OCENA 4.5/6

2 komentarze:

  1. To może w przerwie pomiędzy pierwszym, a drugim sezonem MMPR obejrzysz w końcu Power Rangers Jungle Fury? Zrób sobie taką nagrodę za to, że udało ci się przebrnąć przez s01 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest bardzo dobry pomysł, a z tego co czytam to nie powinno mi to zabrać zbyt wiele czasu.

      Usuń