poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #181 [04.04.2016 - 10.04.2016]

SPOILERY

Marvel's Agents of S.H.I.EL.D. S03E14 Watchdogs
Gdyby nie powiązanie serialu z MCU pewnie właśnie bym z niego rezygnował. Pierwsza połowa niesamowicie mi się ciągnęła. Gdy myślałem, że zaraz koniec odtwarzacz wskazywał dopiero półmetek. I nie dlatego, że nie lubię Macka. Lubię i to bardzo. Nie lubię naiwnych obyczajowych historyjek. Zagłębianie się w życie osobiste postaci i dopisanie jej brata wyszło udanie. Przez pierwsze 3 minuty. Potem był nudny dramat rodzinny. Zawód, pierwsza kłótnia, otwarty konflikt i pogodzenie w heroicznych okolicznościach. Po drodze rozmowy o fundamentalnych rzeczach na które się nie zgadzają. Wyszło płasko. Co jest pośrednio winą tego jak kreśleni są inhumans jako zagrożenie dla świata. Nie czuć tego. Niby mamy delikatny foreshadowing Civil War, ale zbyt mało miejsca poświęcono temu wcześniej.

Inne wątki równie nudne. Trenowanie Lincolna i jego testy pokazane w bardzo naiwny sposób. May i Simmons miały fajne scenki, ale to tylko tło. Fitz robił za popychadło. Skye działająca poza procedurami irytowała. Nie potrafiłem się zaangażować. Jeszcze odcinek został przerwany cliffhangerem, który mnie nie ruszył - Blake współpracuję z Malickem. Już wolałbym proceduralno przygodowy odcinek nasycony humorem jak w pierwszym sezonie gdzie wszystkie postacie miały coś do roboty, a nie jak tutaj część robi za nudne tło.

Z plusów wymienię dużo Macka. Bo go lubię. I Jego nerdowe rozmowy z Fitzem. I akcję w domu gdzie sam powala przygłupią drużynę terrorystów. I siekiero-shotgun. I Simmons uczącą się strzelać.

OCENA 3/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S03E15 Spacetime
Ciężko mi w to uwierzyć, ale dostałem na prawdę dobry odcinek serialu, który od jakiegoś czau oglądam tylko z obowiązku. Dobre dialogi, wciągająca historia i przyjemna dla oka akcja. Jeszcze za wcześnie mówić o skowronku zwiastującym lepsze czasy. Nie zmienia to jednak faktu, że dobrze się bawiłem.

Abstrahując od przekonania Lincolna o wielkim planie i celowości stworzenia inhumans fabuła była bardzo dobra. Mamy człowieka zsyłającego wizję po dotknięciu i Daisy widzącą wydarzenia z finału odcinka. Pojawia się tutaj tradycyjny motyw predestynacji i wolnej woli gdzie bohaterowie miotają się co zrobić żeby zmienić przyszłość i do niej doprowadzają. Tylko Fitz twierdzi, że niezależnie co zrobią wizja się spełni. Jego naukowe podejście i zrozumienie wielowymiarowości wszechświata się sprawdziło. Tym bardziej, że widzieliśmy wcześniej poprzednią wizję odwzorowaną w 100%. Oczywiście, pojawiły się niezrozumienia i łatwe do przewidzenia twisty. To było nieuniknione. Jednak oglądanie się miotających bohaterów było bardzo przyjemne. Takie Flasfforward skondensowane w jednym odcinku.

Trochę gorzej wypadawątek Evil Warda i szersze pojęcie fabularne. Nie czuję zagrożenie tym bardziej, że oglądam operetkowego Złego. Czarny płaszcz, bełkotanie o prawdziwej mocy, zabijanie dla funu z zabijania. Jeszcze demonicznego śmiechu brakuje. Dobrze, że doszło do zbliżenia z wesołą drużyną Culsona przez co zagrożenie jest trochę bardziej realne. Wciąż jednak nie wiadomo o co mu chodzi.

Odcinek miał jeszcze dwie zalety - humor i reżyserię. To pierwsze wygrała scena z Culsonem i Lincolnem gdzie dyrektor słysząc, że Linc nie oglądał Terminatora wyrzuca go z drużyny. W tym drugim mógł się podobać efekt wizji spływającej na człowieka z nieba niczym biblijne objawienia lub scenka akcji na dłuższym ujęcia.

Inne:
- znowu wróciła wizja kosmosu. No lećcie tam!
- Andrew oddał się w ręcę SHIELD, dano kilka fajnych scen z May gdzie Ming Na mogła zagrać coś bardziej dramatycznego i ostatecznie przemieniono go w Lasha. Trochę słabo to poprowadzono, jakby chciano szybciutko zamknąć ten wątek.
- Malic dostał wizję... której nie pokazano! Co za rozczarowanie.
- więcej światła i kolorów! Serial jest ostatnio zbyt ciemny. Bohaterowie ubierają się jednokolorowo ciemnie, a większość scen w nocy lub budynkach.

OCENA 4/6 

Marvel's Daredevil S02E11 0.380
Kolejny świetny odcinek do oglądania. Kolejne narzekanie na nie spójną historię jako całość i niekonsekwencję. Przygoda Daredevila zaczyna się od szpitalnego starcia z ninja, a kończy strzelaniną z gangsterami. Brakuje mi tutaj równowagi. Rozumiem co serial chcę pokazać. W życiu Matta dzieje się dużo, nie ma i nie może mieć nad wszystkim kontroli, a NY jest przesiąknięty złem którego nie zmieni jeden męczennik nie wiadomo jak bardzo oddany sprawie. Tylko wolałbym opowieść gdzie wątki się przeplatają czymś więcej niż osobą głównego bohatera. Tylko on jest spoiwem między historią Hand, Elektrą i Stickem, a Puniherem, Fiskem, Karen i ulicznym światem miasta. Tak jakby rozpisano dwa odrębne sezonu by ostatecznie zrobić z nich jeden. Liczę, że producenci wyciągną z tego wnioski i trzeci sezon nie popełni tego błędu. Jeśli zostanie zamówiony i The Defenders nie stanie na przeszkodzie.

Wyrzuciłem co mi leży na sercu więc teraz zalety. Historia wciąga. Standard. Matt i Karen z Punisherem na swój sposób szukają Blacksmitha. Dwa różne podejścia do tej samej sprawy. Nie pierwszy i nie ostatni raz pokazane w serialu. Obydwa równie efektowne w oglądaniu. Brutalne tortury i oportunizm Franka i oparte na wyczekiwaniu, mniej agresywne śledztwo Matta. Przy czym w to wszystko zamieszana kobieta, która jeszcze bardziej łączy te dwie postacie. Wyrażająca zrozumienie dla Franka i bojąca wiązać z Mattem z powodu jego tajemnic. Prosta i tragiczna historia miłosna o ludziach, którzy nie mówią sobie prawdy, wmawiając, że nie zasługują na szczęście.

Punisher w tym odcinku zachowuje się troszkę jak emo. Rozumiem stracił żonę i dzieci, ale nie trzeba o tym co chwilę przypominać. Jako terapeuta od spraw sercowych też niezbyt się sprawdza. Lepiej wygląda napędzany rządzą zemsty. Ale to akurat służy każdemu. Elektra wzbudza strach, zabija i konfrontuje ze Stickem. Bardzo dobrze zastosowany cliffhanger. Budowanie napięcie poprzez czyszczenie miecza, zjawienie się zabójczyni, zapowiedź walki i koniec. Tylko żeby otworzyć z jeszcze większym przytupem kolejny epizod.

Cieszy mnie duża rola Claire. Znowu mówi Mattowi to co trzeba, by nie zostawał męczennikiem, nie brał ciężaru świata na swoje barki. Potem jest ciekawiej. Niczym superbohaterka walczy z niesprawiedliwością, ukrywaniem prawdy w szpitalu. Bezsilna i na znak protestu rezygnuje z pracy, nie chcę iść na skróty. Jest równie bohaterska co trykociarze. Dlatego tak bardzo cieszy mnie jej wytęp w Luke Cage.

OCENA 4.5/6

Daredevil S02E12 The Dark at the End of the Tunnel
Ninja są fajni. Źli, nic nie mówiący, bezszelestnie się poruszający i okazyjnie zmartwychwstający ninja tym bardziej. Elektra też jest fajna. Jako małe dziecko walczące na równie z dorosłymi mężczyznami czy socjopatyczna morderczyni pragnąca zabić dawnego mistrza. Pradawne zło w wazonie też przykuwa uwagę. Nawet trójkąt emocjonalny z Stickem jako surogatem ojca wypada znośnie. I te walki! Wyciszone z podkręconymi odgłosami uderzeń broni, biciem serce i wydychanym powietrzem. Nie do końca podoba mi się konflikt wewnętrzny Elektry, jej rozdarcie między ciemną i jasną stroną ninja. To tylko uwydatnia największa wadę tego sezonu - to nie jest historia stricte o Daredevilu. Jego krucjata, jego misja, ale nie on napędza główne wątki.

Historia Punishera ma ten sam minus. Już się tego czepiałem więc nie będę powtarzał. To jest dobra opowieść o zemście. Wciągające kino sensacyjne z twistem. Byłby z tego dobry film. Najbardziej cieszy końcówka. Karen odkrywa kim jest Blacksmith. Kolejny cień rzucony na amerykański heroizm - to dawny żołnierz walczący w Afganistanie. Nasza nowa dziennikarka niemal ginie z jego rąk, wybawia ją oczywiście Punisher. Wbrew jednak moim obawom dokonuje swojej zemsty. Nie daje się zmiękczyć prośbami pięknej kobiety. Jedna kula, jedna śmierć i spokój sumienia. Do czasu aż zacznie znowu zabijać. Znalazł arsenał i już szykuje kolejny plan. Nie mogę się doczekać. Z chęcią zobaczyłbym jego spin-off.

OCENA 5/6


Marvel's Daredevil S02E13 A Cold Day in Hell's Kitchen
Zbyt wysokie wymagania? Oczekiwanie czegoś innego? Odrobina znudzenia całym sezonem? Brak uczucia finału? Nie wiem jaka była przyczyna, ale wiem jedno - czuję się rozczarowany. Ostatni odcinek oglądało mi się najgorzej z całego sezonu. Poszarpana fabuła przeszkadzała. Jeszcze bardziej irytowały rozmowy Matt/Eleketra wzięte jakby z harlekina, przeciągnięte do granic bólu przez co siadało całe napięcie związane z sytuacją. Zabrakło tego mistrzowskiego sznytu z zeszłego roku. Tam też finał był wymuszony, zbyt szybko poprowadzony bez odpowiedniej podbudowy jednak i tak odcinek oglądało się znakomicie. Tutaj ziewało czekając na sceny akcji. Oczywiście dalej było dużo dobrych momentów. Jak Karen pisząca artykuł o bohaterach. Może trywialny, ale pasujący do konwencji. Albo Foggy dostający pracę u Hoghart. Albo Brett z dużą rolę. Takie rzeczy cieszy bardziej niż przedstawiona historia.

Jak wypadły cliffhangery? Dobrze. Bez ekscytacji, ale w komiksowym duchu. Frank zostaje mścicielem i pojawia się z swoją kultową czachą na kostiumie co jest udaną paralelą do finału S01. Jest też śmierć Elektry i zapowiedź wskrzeszenia. Chyba wolałbym żeby zostawiono ją w spokoju. Nie leży mi jej romans z Mattem. A najlepiej niech dostanie własny serial. Tak jak Puni. Rozczarowaniem było też wyjaśnienie czym są tajemnicze zbiorniki, które były zasilane krwią dzieci. Komory wskrzeszające. Liczyłem na coś mocniejszego. Natomiast dziura w ziemi wciąż pozostaje tajemnicą. Na razie ciężko stwierdzić o czym będzie następny sezon. Czy wróci Hand i Elektra, a może Fisk zechcę zrujnować życie Matta. Oby postawiono na tylko jeden główny wątek. I proszę o nie wprowadzanie nowych postaci.

Rozczarowało mnie wyjawienie sekretnej tożsamości przed Karen. Za słabo umotywowane bez odpowiedniego budowania wątku. Kryzys między tą dwójką sprawił, że Matt zachował się jak dupek. "Patrz, ty mnie nie rozumiesz bo ja walczę po nocach, teraz między nami będzie dobrze." Jednak mimo wszystko może nadać dużo nowej dynamiki w serialu i sprawić, że Daredevil znowu będzie w centrum historii.  

OCENA 4/6
 
Vikings S04E07 The Profit and the Loss
Jaka piękna katastrofa. Nie czekałem na raid na Paryż, nawet straciłem w pewnym stopniu zainteresowanie serialem. Zbyt dużo przeciętnych dramatów i rozwleczenie historii na mało interesujących bohaterów zrobiło swoje. Jednak przyszedł odcinek 4x7, a ja siedziałem jak zauroczony. Niemal połowa odcinka to sceny batalistyczne. Spektakularne starcie francuzów pod dowództwem Rollo i floty Ragnara zakończone klęską wikinga. Plan zadziałał. Drakkary zatrzymały się na łańcuchu, dwa forty na obu brzegach rzeki były w stanie powstrzymać najazd. I jak to wyglądało! Rozbijające się statki, umierający ludzie, płonące łodzie. Mało słów, dużo dramatycznej akcji. Pierwsza taka druzgocąca klęska bohaterów. Było też starcie lądowe z Laghertą o takim samym przebiegu. Nadzieje na zwycięstwo, zaskoczenie i totalne rozbicie. Desperacki nastrój scen i oczekiwanie na ważną śmierć. To było bardzo dobre.

W tym wszystkim nie zagubili się bohaterowie. U Rollo było widać zdeterminowanie by osiągnąć zwycięstwo, ale też cierpienie z powodu mordowania swoich. Lagherta mimo ciąży postanowiła dowodzić atakiem na fort. Żyję filozofię, że jeśli jej przeznaczeniem jest poronić lub zginąć tak się stanie. Jest też Ragnar. Uzależniony król popełniający błędy i powoli osuwający się w szaleństwo. Już czas przekazać koronę młodemu pokoleniu. Nie wiem czy tutaj chciałbym zobaczyć historię odkupienia i ponownej chwały na tronie. Niech Bjorn zajmie jego miejsce, a Ragnar zacznie zwiedzać świat.

Poza Francją zmiennie. W Kattegat wrócił Harbard i wykorzystuje kobiety, których mężowie biorą udział w łupieżczej wyprawie. Jakoś nie mam ochoty tego oglądać. Dziwne, ale lepiej w Anglii. Eckbert zdobywa koronę Mercji podczas rozmowy z dawnym jej władcą, teraz musi tylko podbić kraj. To było ciekawe. Mamy kolejnego króla, jak Ragnar, znudzonego władzą i pragnącego spokoju. Rozmowa w krypcie miała tony klimatu, Vikings w najwyższej formie.

Nie podobał mi się tylko mistyczna wizja Flokiego uprawiającego seks z Ashlaug. Lub wizja Ashlaug uprawiającej seks z Flokim. Nie wiem co to było. Serial zbytnio odpłynął w mało czytelny oniryzm i trudno mi zinterpretować te sceny, zwłaszcza w kontekście uratowania życia Flokiego przez Rangara.

OCENA 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz