wtorek, 19 lipca 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #193 [11.07.2016 - 17.07.2016]

SPOILERY

Alias S03E04 A Missing Link
Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy w wątku zaginionych dwóch lat. Przypadkowa misja o globalnym epidemiologicznym zagrożeniu i spotkanie z osobą, która zna Syd z tego tajemniczego okresu. Zaczęła się podwójna gra, dostosowywanie do roli i próba odnalezienia. Jennifer Garner jak zwykle zagrała wspaniale serwując mieszankę pewności siebie i niezdecydowania, zwłaszcza w intymnych scenach z nieznajomym. Świetnie wypadły też jej sceny z Voughnem. Wcześniej mnie denerwowały, ale teraz ta dwuznaczność wyszła przednio. I jeszcze Jack pokazał Dixonowi nagranie gdzie jego córka zabija ojca Sarka. Pokerowa zagrywka się opłaciła.

Ten odcinek to też intensywne sceny akcji i dużo szpiegowskich momentów. Marshall znowu produkuje gadżety dla Sid, a Michael i Weiss ubezpieczają misję odrobinę się przedrzeźniając. Był też efektowny skok Sidney do basenu podczas ucieczki przed policją. Ależ dobrze ogląda się te sceny, zwłaszcza, że scenarzyści dobrze zdają sobie sprawę jaki serial robią i stawiają na efektowność, która przykuwa do ekranu z takim samym skutkiem jak dramaty postaci.

Cliffhanger bawi się z widzem. Widziany setki razy, zmuszający do uśmiechu, ale każący włączyć następny odcinek. Sidney by ratować swoją przykrywkę zostaję zmuszona do zabicia Voughna, wbija mu nóż w brzuch i zaraz potem następują napisy końcowe.

OCENA 4.5/6

Alias S03E05 Repercussions
Uwielbiam takie dynamiczne początki. I niby to tylko rozmowa, przez telefon, ale jak nakręcona. Syd mówi o postrzeleniu Voughna i kontaktuje się z CIA, a kamera cały czas obraca się w szalonym tempie. Ostatnimi czasy ten zabieg reżyserski mnie denerwuje, ale tutaj został wykonany mistrzowsko świetnie podkreślając chaos sytuacji i jej napięcie. Jednak akcją odcinka był pościg ulicami miasta i strzelanie z pędzącego samochodu w wykonaniu Syd. Do tego bezcenny uśmiech na twarzy Lauren widocznie podekscytowanej akcją w której bierze udział.

Akcja wspaniała, ale dużo działo się u bohaterów zwłaszcza na linii Sydney/Lauren. Pierw napięcie gdy żona Michaela dowiaduje się jak jej mąż został dźgnięty, pogłębiająca się nienawiść i w końcu współpraca zakończona szacunkiem. Postrzelenie Voughna przyniosło widoczne korzyści dla serialu i pozwoliło na jeszcze współpracę dwóch silnych kobiecych bohaterek. Dwie agentki pracujące w terenie, biorące razem udział w pościgu to bardzo progresywne i odważne na telewizję w 2003 roku, ba nawet dzisiaj nieczęsto spotykane.

Ucieszył mnie wątek Sloana. Jego porwanie nie tylko doprowadziło do fajnych scen, ale co ważniejsze skutkowało ciekawym twistem fabularnym. W wyniku swojej charyzmy udaje mu się ocalić życie i zacząć pracować dla The Covenant i przy okazji pozostając informatorem CIA. Odwrócenie ról w stosunku do pierwszych dwóch sezonów i to teraz on będzie grał na dwa fronty.

Niestety nic nowego o przeszłości Sydney. Na szczęście nic zostało pokazane w ciekawy sposób. Jack prowadzi własne śledztwo, próbuje się czegoś dowiedzieć, pokazano jaki z niego profesjonalista z zimną krwią gotowy zrobić wszystko dla córki. I niczego się nie dowiedział zabijając swoje jedyne źródło. Fajna zmyłka.

Inne:
- Djimon Hounsou i Justin Theroux w gościnnych rolach, pod tym względem na Alias zawsze można liczyć.
- głupia opowieść Weissa o swoim podboju z studiów, a tyle radości. Lubie te wstawki pokazujące, że serial przykłada się do kreacji swoich postaci.
- The Covenant zdobywa broń biologiczną, The Covenant chcę potężnego wirusa komputerowego mogącego wywołać globalny kryzys. A ja nie czuję żeby The Covenant był potężnym wrogiem. To już pięć odcinków, a oni czają się w mroku, a zagrożeniem są ich najemnicy którzy zaraz giną lub jak Sark od dłuższego czasu są w serialu. Czas dać im twarz i motywacje, tajne organizację, które zbyt długo pozostają w mroku nudzą i stają się groteskowe.
- zdjęcie Marshalla z liceum to złoto! Tak jak jego klepnięcie po tyłku Syd by podkreślić jego teksański charakter przed yakuzą. Więcej jego udziału w misjach!
- dalej przeszkadza mi brak odpowiedniego pożegnania dla Willa. Chyba muszę się z tym pogodzić.

OCENA 5/6

Power Rangers S16E04 A Taste Of Poison
Teoretycznie jest to odcinek poświęcony żółtej wojowniczce, praktycznie nie dowiedziałem się niczego nowego co by wzmogło moją sympatię do niej. Pokazano jej relację z Caseyem, jak dobrze się z nim dogaduje i traktuje go jak młodszego brata. Podkreślono też jej pewność siebie, samodzielność i zdolność do stawiania czoła wyzwaniom. Sama zaczęła walczyć z przeciwnikiem tygodnia i ostatecznie go pokonała. Dobry wzór dla młodych dziewczynek. Nie zapomniano też o drużynie. To ona jest najważniejsza i dzięki pomocy Theo i Caseya mogła tego dokonać. Rantipede również miał własną drużynę (Five Fingers of Poison!) i również działał na własną rękę, tylko jemu z pomocą nikt nie przybył więc przegrał.

W odcinku zadebiutował motocykl dla Czerwonego Wojownika i mam mieszane uczucia. W RPM (tak znowu porównuje) pojazdy były integralną częścią opowieści. Do klimatu kopanej opowieści z mistycznymi siłami średnio to pasuje. Okulary jako morfery akceptuje bo to fajna zabawa konwencją, Strike Rider Cycle kłóci się z inspiracjami kinem wuxia i walkami zwierzęcym duchów. 

Inne:
- w odcinku było obrzucanie się jedzeniem, niczym w Mighty Morphin. Nie rozumiem tego tropu.
- RJ w odcinku pojawił się zaledwie na moment, czuję niedosyt.

OCENA 4/6

Power Rangers S16E05 Can't Win Them All
Ten odcinek mocno przypominał mi Mighty Morphin. Pretekstowa historyjka by pokazać jakąś pozytywną wartość, bez zbytnio skomplikowanej warstwy fabularnej. Cieszyłem się z odcinka poświęconego Theo ponieważ chciałem się dowiedzieć o nim czegoś nowego. Nic z tych rzeczy. Pokazano jego perfekcjonizm i jak góruje nad innymi Wojownikami. Potem scenariusz wymusił na nim przegraną walkę, jego podłamanie i utratę wiary w siebie. Ale że co? Kompletnie bez sensu, przecież Rangersi już przegrywali w tym sezonie. Nie ma w tym konsekwencji. Walki były dobre z miłą odmianą gdy trzeba było walczyć na ścianie budynku, tylko znowu, choreografia dość standardowa. Brakuje mi tutaj większej ilości finezji i zabawy formą. U złych też nic ciekawego się nie działo. Daishi chodzi wkurzony, a Camille jest obwiniana za zawalenie kolejnego "świetnego" planu. I znowu mam skojarzenie z MM. Na szczęście jest RJ, on zawsze ratuje sytuację. Czy to ćwicząc taniec czy siedząc w fotelu.

OCENA 3.5/6  

Mr. Robot S02E01 eps2.0_unm4sk-pt1.tc
Widziałem kilka krytycznych głosów dotyczących powrotu Mr. Robot i po obejrzeniu odcinka zupełnie ich nie rozumiem. To wciąż ten sam serial, dalej zaskakuje, używa tych samych form przekazu i kontynuuję historia zagłębiając się przy okazji w naturę społeczeństwa w odrobinę pretensjonalny acz trafny sposób. Ja jestem zachwycony.

Pierwsze minuty to czyste szaleństwo napędzane pracą kamery i dźwiękiem. Długie, płynące ujęcia nie tworzące spójnego ciągu przyczynowo skutkowego. Rozmowa Wellicka z Elliotem, moment wypadku z dzieciństwa i rozmowa z doktorem. Tak zwany przerost formy nad treścią w mistrzowskim wykonaniu. Ja się zachwyciłem, nie wiedząc po co to oglądam chłonąłem kolejne momenty przypominając sobie serial. To samo było podczas pokazania codziennej rutyny Elliota. Odcinek skupiał się w większości na nim, pokazał zmiany jakie w nim zaszły i nakreślił sytuację. Amerykę ogarnia chaos, a Elliot toczy własną wojnę z swoją podświadomością. Slater niesamowicie szarżuję aktorsko, a Malik gra bardzo powściągliwie co tworzy niesamowitą dynamikę między nimi. Pokazano człowieka walczącego z własnymi słabościami, popadającego w coraz większe szaleństwo i przegrywającego walkę. Bojącego się swoich działań.

Inne wątki z początku stanowiły chaotyczną mieszankę. Niepowiązane sceny, które z czasem nabierały sensu. Technologicznie nawiedzony dom okazał się cyber atakiem na pracownicę E Corp. I pokazał uzależnienie od technologii podkreślając jej potencjonalne niebezpieczeństwo. Była to pierwsza część planu Darlene. Tajemniczego planu zadania kolejnego ciosu systemowi. Ich rewolucja okazała się porażką, tracą na niej zwykli ludzie i teraz czas na drugi etap. Udawana przemowa gdy była pewną siebie liderką to płaszczyk by przykryć jej zagubienie, które ukrywa przed innymi. Jej wątek okazał się równie ciekawy co Elliota.

Inne:
- jedna z pierwszych scen to rozmowa z Ellioa z jego psychiatrą, paralela do pierwszego sezonu.
- Daydreamin' jako piosenka podkład do wprowadzenia Eliota - doskonały wybór.
- opowieść o Sandfieldzie i bezsensowności niektórych serialu, obarczaniu ich realności konwencją. Sam Esmail jakby pisał o sobie.

OCENA 5.5/6

Mr. Robot S02E02 eps2.0_unm4sk-pt2.tc
Pierw rozprawię się z Elliotem. Oglądając jego sceny nie można być niczego pewnym, nieustannie kwestionuje to co widzę. Czy kolejne postacie są wytworem jego wyobraźni? Czy opowieść jest linearna? Czy pojawią się dziury w narracji? Nie ufam serialowi i sprawia mi to ogromną przyjemność. Kapitalna była scena kolejnej konfrontacji z Robotem. Gdy Elliot zdaję sobie sprawę z utraconych godzin i popada w szaleństwo, śmiech i rozpacz, upiornie zmieniający się wyraz twarzy i pozornie ponowne przejęcie kontroli. Niesamowite, podkreślone jeszcze przez klaustrofobiczne wnętrze i szybki montaż. I końcówka. Zaśnięcie na sesji w kościele i pobudka z telefonem w ręku i rozmowa z Tyrellem. Długo trzeba było czekać na jego powrót i oczywiście przyniósł on masę pytań.

Niby Elliot jest głównym bohaterem, ale w tym odcinku został przytłumiony przez pozostałe wątki co mnie osobiście cieszy. Pierw paranoiczna scena w Central Parku i 6 mln dolarów w gotówce. Długie ujęcia, oczekiwanie niebezpieczeństwa i finał z wielkim ogniskiem. fscociety uderza celnie. Atakuje wizerunek medialny i zwiększa niechęć zwykłych ludzi do E Corp. Ludzi, którzy najwięcej stracili na rewolucji i są tylko pionkami w tej absurdalnej wojnie z systemem. Jak się okazuje rząd wspiera E Corp przed upadkiem, wpompowali w niego 900 mld dolarów i to nic nie dało. Po napisowa scena z S01 tylko pokazuje jaki gigantyczny przekręt stworzył Price.

Grace Gummer zadebiutowała w tym odcinku. I jakie to było przyjemne wejście. Scena w sklepie, kupowanie kanapki i lizaka, trochę żartów z dupka w kolejce i potem scenka w siedzibie FBI. Serial robi wszystko żeby jej postać wypadła sympatycznie, a ja mam wrażenie, że to tylko zmyłka. Każe mi myśleć w ten sposób by zaraz zrobiła coś niemiłego lub zostanie postawiona w roli antagonistki.

Angela w E Corp wygląda mistrzowsko. Na prawdę. Chciałem by przeszła na tą złą stronę i sprawdza się tam wyśmienicie. To ona musi walczyć z skutkami działań Darlene, swojej przyjaciółki, i całkiem nieźle jej to idzie. Chłodna i opanowana, odnalazła swój życiowy cel. Wciąż jednak nie do końca wierzy w swoje umiejętności, wiecznie pragnie akceptacji i wygląda jakby nie do końca czuła się komfortowo. Znalazła akceptację, której szukała, ale wciąż umyka jej tzw. sens życia.

Śmierć Gideona była niczym cios w twarz. Nie spodziewałem się tego, niemalże do samego końca rozmowy. Nieznajomy w barze, monolog o Gideonie i upadku społeczeństwa, nawiązania do Wielkiego Kryzysu i prywatnego życia. I strzał w krtań samozwańczego obrońcy wolności wierzącego, że robi dobrze. Świat w kryzysie, manipulujący przekaz medialny i zdesperowani ludzie którzy w niego wierzą i wprowadzają przez to dodatkowy chaos do świata. Drugi sezon Mr. Robot jest niczym dystopijna opowieść o świecie, na którego krawędzi stoimy.

Inne:
- czym jest gra w kosza i sport? Wszystko zależy od perspektywy, a banalna rzecz może prowadzić do głębszych rozmyślań.
- "Inside the glamorous wardrobe of Tyrell  Wellick wife", yeah, wyobrażam sobie takie nagłówki w tabloidach gdyby to wcale nie była fikcja serialowa.
- ostatnia scena z Gideonem została świetnie wyreżyserowana. Kamera skupiała się na nim, a tajemniczy mężczyzna przez większość czasu zostawał niewidoczny. Mr. Robot to trochę reżyserskie porno gdzie można się rozkoszować kolejnymi ujęciami. 

OCENA 5.5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz