poniedziałek, 29 maja 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #232 [22.05.2017 - 28.05.2017]

SPOILERY

American Gods S01E04 Git Gone
Po dwóch odcinkach zwątpienia znowu mogę się zachwycać American Gods i to częściowo z zupełnie innych powodów niż ostatnio. Najważniejsze było skupienie się na opowiadaniu jednej historii. Życia, śmierci i życia po śmierci Laury. Zaczyna się od pokazania jej rutynowego dnia, codzienności której ma już dość. Nawet dochodzi do próby samobójczej. Potem jest spotkanie z Cieniem, moment gdy udaje się jej poczuć odrobinę życia i dalsze zobojętnieje. Życie bez celu, miłości i wiary w coś ważniejszego od nas. Życie odrobinę hedonistyczne gdy wykorzystuje męża swojej najlepszej przyjaciółki gdy czuje się samotna. Emily Browning zagrała to świetnie. Zwłaszcza momenty gdy próbowała dominować nad innymi z swoją niewinną twarzą i filigranową posturą.

Jest też cała akcja po jej śmierć. Pierwszy akt to smutne love story, w drugim na pierwszy plan wychodzi czarna komedia. Laura ratująca Cienia w fontannach krwi, paradująca bez ręki i konfrontacja z Aubrey. Niesamowite ile naturalnego humoru udało się wykrzesać z tej bądź co bądź przygnębiającej opowieści.

W tym wszystkim brakuje szczęśliwego zakończenia. Gdy ludzie wracają do życia mają zazwyczaj drugą szansę jak George w Dead Like Me, również od Bryana Fullera. Laura jej nie dostała. Niby może odnaleźć Cienia i wyznać mu miłość, ale w starym życiu spaliła za sobą wiele mostów. Po śmierci dalej będzie czekała na nią nicość. Chyba przez tą godzinę Laura stała się najbardziej ciekawą postacią w American Gods i w nosie mam bożków i ich wojny. Przynajmniej do kolejnej aktorskiej szarży Iana McShane i Gillian Anderson.

OCENA 5.5/6

Into the Badlands S02E10 Wolf's Breath, Dragon Fire
Na początku będę chwalił. Szczególnie to jak ładnie finał zwieńcza cały sezon. Wątki ładnie się zbiegły, a wszystkie wydarzenia prowadziły do tej chwili. Ostateczna konfrontacja Quinna i Sunny'ego musiała nadejść. Tak jak odejście Tildy od swojej matki, tutaj również rzucano okruszki, a zeszłotygodniowa konfrontacja dopełniła czary. Cieszą mnie te rozwiązania.

Sam odcinek bardzo dobrze się oglądało. Miał znakomite tempo które stopniowo rosło do wybuchowego finału. Nawet rozmowy bohaterów, Wdowa szantażująca M.K. czy Waldo i Wdowa miały coś w sobie. Tak jak długie ujęcia pokazujące przygotowania Sunny'ego zaostrzały apetyt. Ani chwili nudy. Do tego wszystko wyglądało przepięknie. Kadry i kolory to klasa sama w sobie. Dawno też nie widziałem tak zachwycającego śniegu, czy powoli wirującego w powietrzu czy pokrywającego przeróżne powierzchnię. Ostateczne walka wyszła fenomenalnie. Zarówna grupowe starcie jak i pojedynek 1 na 1 Quinna z Sunnym. Mam słabość do oglądania w akcji sztyletów sai więc byłem zachwycony. Tak jak fontannami krwi i latającymi członkami w slow-mo. Palce lizać.

Szkoda tylko, że scenariusz w pewnych momentach potknął się o własne nogi i zaliczył efektowną glebę prawie że skręcając kar. Chodzi mi o Quinna który dostał kilka śmiertelnych ciosów i dalej nie mógł umrzeć. Za dużo. O dwa razy. Jego ostatnia śmierć gdy Veil zabija się by go dobić wypadła bardzo słabo i naciąganie przez co część emocji jakie miała wywołać gdzieś uleciała. Szkoda bo wątek miłosny Sunny'ego i Vail i tragiczny koniec mogły chwycić za serducho.

Cliffhanger w sensie dosłownym był jeden. Ranny Bajie puszcza w eter dziwny sygnał, mrucząc Azra po tym jak wcześniej wspominał o ratowaniu świata. Jedno wielkie WTF komponujące się z surrealistyczną wizją świata będącą zlepkiem motywów z historii Stanów. Bardziej jednak podobały mi się pootwierane wątki. Waldo dostający własną baronię, Wdowa z M.K. w rękach i Tilda z Odessą poza władzą matki. Będzie ciekawie w przyszłym sezonie. 

Inne:
- gdzie się podziała Jade? Miałem nadzieję, że dostanie chociaż jedną krótką scenę. 
- Lidia atakująca swoich oprawców kolejny raz pokazuje swoje drapieżne pazurki. Oby nie ostatni.
- Sunny na motocyklu to ładne odwołanie do początku serialu. Teraz zamiast makówek drzewa bez liści i też pięknie to wyglądało.
- czy w przyszłym sezonie Simon Pegg może dostać jakąś małą rolę dzieląc scenę z Nickem Forstem?  Na przykład jako sprzedawca lodów.
- S03 z szesnastoma odcinkami. Dużo jak na AMC i tego typu serial, oby nie odbiło się na jakości.

OCENA 4.5/6
OCENA SEZONU 5/6

Power Rangers Jungle Fury S16E09 Good Karma, Bad Karma
Już chyba o tym pisałem. Bardzo chciałbym lubić ten sezon. Mam jednak z nim tyle problemów, że nie potrafię się wkręcić, a moją niechęć do nadrabiania wzmagają jeszcze polecajki osób których opinię szanuję. Sezon na pewno obejrzę do końca by powrócić do Mighty Morphin, nie wiem tylko ile mi się zejdzie. Dlatego ciesze się z wylosowania Power Rangers, inaczej pewnie jeszcze długo by tutaj nie zawitali.

Niestety odcinek okazał się rozczarowujący. Rola Power Rangers poza zbyt długimi walkami była marginalna. Jedynie Casey dostał jakąś historyjkę. Bardzo naiwną i z morałem wykrzykniętym drukowanymi literami. O tym jak należy właściwie postępować, a nie korzystać z łatwych rozwiązań. Zawsze warto wybierać cięższą acz właściwą drogę. Wszystko na przykładzie dziecka okradającego Caseya z napiwku z powodu marzeń o latawcu. I wszystko byłoby jakoś znośne gdyby nie wcześniejsze zachowanie Caseya, który okrada go z ostatnich pieniędzy. Dziecko traci dolary na nie działającym automacie w pizzerii, a Casey nie chcę mu ich zwrócić co wywołuje u młodego kryminalny odruch. To akurat nie są dobre wzorce wychowawcze.

Większy wątek dostaje Dai Shi. Po odszukaniu mistrza Carnisoara i sprawdzeniu się w walce zostaje jego uczniem. I wreszcie pojawia się jakiś bezwzględny zły. Szkoli Dai Shi zmieniając jego przeszłość, usuwając wydarzenia które w jakiś stopniu czyniły jego duszę dobrą. Bardzo złowieszczy plan. Szkoda tylko, że to nie trening. Dai Shi jest bierny, protestuje, ale też nie reaguje aktywnie na działania Carnisoara przez co jego ewolucja w bezwzględnego władcę jest bardzo słabo umotywowana.

Przeciwnik tygodnia? Monster obślizgły niczym ślimak, a by go pokonać Caseya ociera go by nie wyślizgiwał się z rąk. Nic specjalnego. Kolejna walka którą będzie można szybko zapomnieć. 

OCENA 2.5/6

Power Rangers Jungle Fury S16E10 The Blind Leading The Blind
Dobry odcinek można poznać po ograniczeniu do minimum scenek z morfowaniem. Wtedy jest troszkę więcej czasu na fabułę lub żarty. Tak też było teraz. Zapowiadało się dość standardowo. Carnisoar po treningu z Dai Shi przyzywa swoich dwóch minionów by zniszczyły miasto, a Rangersi muszą ich pokonać. Jest to pretekst by opowiedzieć historię Theo. Na chłopaku przez całe życie ciążyła presja. Ze strony rodziców czy środowiska, dlatego obarczał się przerastającą go liczbą zadań. Tak jednak nie można ocalić świata. Multitasking sprawia jedynie kłopoty przez co nic nie może zostać porządnie zrobione. Theo uczy się tego odnajdując zen za pomocą nowego mistrza, który przybył wyczuwając zakłócenia mocy. To była bardzo fajna i pouczająca historyjka z dużą dawką humoru i nieźle zrealizowaną ostatnią sekwencją walk.

Inne:
- niewidomy mistrz Swoop w czarnych okularach i skórzanym długim płaszczu wygląda jak Neo na emeryturze.

OCENA 4/6

Power Rangers Jungle Fury S16E11 Pushed To The Edge
Święto, drugi z rzędu dobry odcinek, tym razem z Camille w centrum. Zazdrosna o Dai Shi, wybiera się na Ziemię by uciec od problemów. Trafia na Pizza Karma Jungle gdzie nie znając jej prawdziwej tożsamości dostaje pomoc od Lily, która nieświadomie sprowadza na drogę Power Rangers nowego mistrza - personifikacje meduzy. W tym wszystkim najciekawiej wypada zagubiona Camille. Odsunięto na boczny tor chcę zwrócić na siebie uwagę Dai Shi i niespodziewanie odsuwa się od niego jeszcze bardziej. Widać w niej też ludzkie odruchy. Momentami robi się bardzo sympatyczna ze swoją złośliwością i ostatecznie pomaga Rangersą. Nie obraziłbym się gdyby to ona została Zielonym Wojownikiem. Serialowi brakuje większej dynamiki w grupie, trzech Rangersów to za mało.

OCENA 4/6

Power Rangers Jungle Fury S16E12 One Master Too Many
Ten odcinek wykorzystał znany od jakiegoś czasu schemat z pojawieniem się nowego mistrza. Lily i Theo mają nowych, Dai Shi ma również, tylko Casey został z R.J. co mu trochę doskwiera. Chłopak chcę więcej więc jest zachwycony tajemniczym nieznajomym wyglądającym niczym wiking i posługującym się dwoma szablami. Przesadzony do granic absurdu wymiatacz. Szybko okazuje się, że jest ojcem R.J. co wprowadza nowej dynamiki do serialu. Pokazano R.J. jako odrobinę zazdrosnego mistrza, ale też martwiącego się o Caseya. Było też o rodzicach tłamszących swoje dzieci, planujących ich przyszłość, a potem o zawodzie gdy syn wybiera własną drogę by na końcu zaakceptować jego powołanie. Bardzo klasyczna dla Power Rangers opowieść. I tylko Fran w tym wszystkim zabrakło.

OCENA 4/6

Power Rangers Jungle Fury S16E13 Ghost of a Chance (1)
Odcinek zaczynający się od totalnego zwycięstwa Rangersów nad monsterem tygodnia mógł zwiastować tylko nadchodzącą klęskę w kolejnym starciu. Tak też się stało. Pełni wiary w swoje moce Wojownicy starli się z Dai Shi i sromotnie przegrali By uratować im życie R.J. poddaje się bez walki i zostaje jeńcem. To jest bardzo prosta historia, ale działa. Było też trochę humoru, dostatecznie zrealizowanych walk, biedna Fran której jest żal i zapowiedź standardowego dla serii upgrejdu dla Rangersów.

OCENA 4/6

Power Rangers Jungle Fury S16E14 Ghost of a Chance (2)
Spotkanie z nowymi mistrzami było jednak rozczarowujące ze względu na próby jakie rzucono na Wojowników. Mocno stereotypowe i bez polotu. Mieli zwyczajnie pokonać swój strach. Theo przed śpiewaniem, Casey przed potworem w szafie, a Lily pająkami. Oczywiście serial nie robił wcześniej odpowiedniej podbudowy pod te wątki przez co próby wyszły mało interesująco. Tak jak potem walka z Dai Shi i jego pomagierami. Pierw przegrali, uwolnili nowe moce i wygrali. Fajnie się zrobiło pod końcem gdy pokazali ich nowe kostiumy z dyszami na środku kostiumu przez co walki są dużo bardziej dynamiczne. No i zord w postaci pingwina na skateboardzie. Największy pozytyw odcinka to Fran dowiadująca się tożsamości Rangersów. Przyda się to do scenek obyczajowych z których ciężko było wykrzesać jakieś przyzwoite wątki. W odcinku nie zawiódł R.J. w fatalnej sytuacji rzuca żartami i odmawia walki z Dai Shi. Jak go nie lubić?

OCENA 3.5/6 

Prison Break S05E08 Progeny
Naiwna historyjka już od pierwszych minut gdy ekipa łapie stopa na środku Morza Śródziemnego. Dalej wcale nie jest lepiej gdzie zamiast zawiłej intrygi i konspiracji jest raczej przypadkowe bieganie od miejsca do miejsca w oczekiwaniu na twist z rozrzuconych na ślepo puzzli. Mimo to oglądało się dobrze. Akcja, trochę grifterki i twist na końcu z ogromnym cliffhangerem. Nawet nie wiem kiedy zleciało mi 40 minut, a to jest wystarczająca rekomendacja dla serialu sensacyjnego. Tylko parę razy byłem zażenowany tym co widzę, zwłaszcza scenką gdy Wip okazuje się dzieciakiem T-Baga. Poza tym znośnie.

OCENA 3.5/6

The 100 S04E13 Praimfaya
Kolejny sezon, kolejny finał i znowu rok oczekiwania. Podczas gdy ja chcę już i teraz nowe odcinki. The 100 wie jak sprawić bym nie mógł doczekać się kontynuacji. Nie bez powodu od trzech sezonów jest w czołówce moich ulubionych seriali.

Ten finał nie poszedł śladem dwóch poprzednich. Nie było wielkiego dylematu moralnego. To była bardzo osobista historia podczas końca świata, a w jej centrum stała Clarke. Obawiając się profetycznej wizji swojej matki bała się swojej śmierci i była na nią gotowa poświęcając się za swoich przyjaciół. Prosta decyzja była niczym katharsis po tych które musiała podejmować wcześniej. To Bellamy musiał zaakceptować jej "śmierć" i robi to z klasą przywódcy. Za jej radom kieruje się nie tylko sercem, ale i rozumem dzięki czemu rakieta odlatuje na Pierścień by inni mogli żyć, co nie było do końca oczywiste.

Odcinek miał bardzo prostą konstrukcję. Po pożegnaniu się z bunkrem (Bellamy i Octavia w końcu pojednani!) i wykładzie Raven o tym co może pójść nie tak wszyscy biorą się za pracę przeżywając przy tym drobne dramaty i akty heroizmu. Czuć atmosferę końca, z ust bohaterów padają formułki "We will met again" i "Your fight is over". Łatwo się wzruszam i to na mnie działa. Ruszył mnie też Monthy który najprawdopodobniej stracił częściowo czucie w rękach gdy je napromieniował by zdobyć sprzęt do oczyszczania powietrza. Ruszył mnie też Murphy wracający po Monthy'ego i ich uścisk. Ruszyła mnie Echo próbująca popełnić samobójstwo z powodu strachu przed kosmosem. Dla odmiany rozbawiła mnie Emori ciesząca się z bycia na orbicie. Jednak najbardziej poruszyło mnie gdy wszyscy umierali z niedotleniania i dzielili się ostatkami powietrza. Piękne sceny solidarności. Dotknęły mnie też pożegnania których nie było. Clarke nie mogła porozmawiać z matką przed Falą Śmierci niszczącą Polis. Nie mogła też pożegnać Bellamy'ego i reszty którzy zastanawiali się czy ich uratuje czy nie.

The 100 zatoczyło koło. Serial zaczął się od wysłania Setki na Ziemię, a czwarta seria kończy powrotem w kosmos. Nie jest to jedyne koło dzięki cliffhangerowi. O matko, tego się nie spodziewałem tydzień temu. Myślałem, że następny sezon będzie dział się na Pierścieniu i w bunkrze. Jak się okazuje mamy przeskok w czasie o całe sześć lat. Clarke opiekuję się młodą Czarnokrwistą która również ocalała z zagłady i wypatruje powrotu swoich przyjaciół wciąż wysyłając im wiadomości. Nie ma też żadnych wiadomości z bunkra. Podczas jednej z takich wypraw widzi lądownik. Niespodziewanie to nie jej przyjaciele, a transport więzienny. WTF?! Jason Rothenberg dawno mnie tak nie zaskoczył. Jest to miękki reboot serialu. Gdzie nasi bohaterowie są Grounders i będą mierzyć się z nowym zagrożeniem. Kim są też ci skazańcy? Czy raczej ich potomkowie? A może komory kriogeniczne? Cholera wie. Na pewno to, jak i flashbacki sprawią, że serial nabierze świeżości. 

Inne:
- Echo w stałej obsadzie od przyszłego sezonu. Yeah! Ale nie ma się co dziwić po stratach w tym i zapowiedzianym odejściu Jahy.
- wciąż nie wiadomo czy S05 będzie finałowy i ile będzie miał odcinków. To jest bardzo frustrujące.
- Clarke znowu z różowymi pasemkami!

OCENA 5/6
OCENA SEZONU 5/6

The Flash S03E23 Finish Line 
Byłem pewien uratowania Iris, nie wiedziałem tylko jak tego dokonają. Podejrzewałem użycie podroży w czasie i w jakiś sposób znaczącą rolę HR. I trochę się pomyliłem. Naprawienie cliffhangera i intrygi sezonu poszło bardzo szybko. Savitar nie zabił Iris tylko HR używającego swojego kamuflażu dzięki któremu wyglądał jak ona. Przy okazji unowocześnił trochę urządzenie, które teraz nie zmienia tylko twarzy, a również ubrania... Ogólnie jestem trochę rozczarowany. Cieszę się z zaskoczenia, ale powinno to dużo lepiej działać. Śmierć HR nie jest też specjalnie poruszająca. Za bardzo irytował na przestrzeni sezonu, a aktor w serialu i tak zostanie. Tylko Tracy szkoda.

Logiką podróży w czasie już dawno przestałem się przejmować w tym serialu. Scenarzyści tego nie robią to czemu ja bym miał zawracać sobie tym głowę? A nawet bez tego scenariusz odcinka kulał i był sklejony na wiarę. A zaczęło się tak obiecująco. Barry zdaje sobie sprawę, że to nie gniew jest jego największą siłą, a wiara, nadzieja i miłość.Takiego optymizmu w tym serialu dawno mi brakowało. Co więc robi? obiecuje Savitarowi, że mu pomogą. Głupie, ale ok. Gorzej, że kompletnie nic z tego nie wynika, a końcówka sprowadza się i tak do nawalanki, zbiegów okoliczności i przewidywalnych twistów. Kilka rzeczy było miło widzianych - Catlin zdradzająca Savitara, powroty Gypsy i Jaya, ale wszystko było grubymi nićmi szyte. Przez co nie bawiłem się tak jak powinienem. 

Obowiązkowe słowo o cliffhangerze. Serial na własny sposób zinterpretować śmierć Flasha w Crissis on Infinite Earths. Speed Force zrobiło się niestabilne bo Savitar nie mógł się znaleźć w pułapce i ktoś musiał zająć jego miejsce. (Na marginesie - co działo się przed pojawienie się Savitara?). Wybór pada na Barry'ego. Egoistyczne wybory i samolubne decyzję w końcu go dopadły. To on był sprawcą wszystkich problemów w sezonie i teraz musi odpokutować. Nie ma to większego znaczenie bo w premierze pewnie się i tak pojawi. Dużo bardziej jestem ciekaw drogi Catlin. Przezwyciężyła swoją mroczną stronę i teraz będzie poszukiwać własnej ścieżki. Cieszy też powrót Wellsa na naszą Ziemię.   

Inne:
- czy to Wells musiał przekonywać Tracy do pomocy Savitarowi? Przecież to było okrutne, pokazać jej twarz mężczyzny którego kochała u kogoś zupełnie obcego.
- bieganie w nowej, leśnej scenerii, graficy dostali kilka dodatkowych  roboczogodzin.

OCENA 3.5/6
OCENA SEZONU 3.5/6

The Handmaid's Tale S01E04 Nolite Te Bastardes Carborundorum
Każde wrażenia po The Handmaid's Tale powinienem zaczynać jak przy Orphan Black - od chwalenia głównej bohaterki. Elisabeth Moss portretując Offred jest niesamowita. Uśmiech, ból i zwątpienie pokazywane w tak namacalny i rozmaity sposób. Sympatia do bohaterki i fascynacja jej zachowaniem. Pierw oglądanie upadku i zwątpienie, potem ponowne narodziny i siła wynikająca z wspólnoty krzywdzonych kobiet. Z coraz większą przyjemnością odpalam kolejne odcinki i z uwagę wpatruję się w Moss. Do ekranu przykuwa również Serena i Waterford. Niby antagoniści i personifikacja systemu, ale z równie ciekawymi osobistymi historiami.

OCENA 5/6

The Handmaid's Tale S01E05 Faithful
Czy ja już pisałem jak niesamowita jest obsada? Elisabeth Moss dźwiga serial na swoich barkach, ale koledzy i koleżanki z planu dzielnie jej towarzyszą. Nie zazdroszczę jury jakiejkolwiek z nagród przy wyborze aktorów drugoplanowych. Zobojętnienie Alexis Bledel i jej ostatnia walka były poruszające. Yvonne Strahovski i jej topniejący chłód gdy marzy o macierzyństwie. I czarujący Joseph Fiennes z swoimi radykalnymi poglądami na świat. To jak grają to czysta poezja. W tym wszystkim nie gubi się historia. Bardzo ciekawie wypadło zestawienie pierwszego razu z Lukem z rytuałem zapładniającym. No cóż, postęp nie musi być dobry dla wszystkim. Wbrew pozorom są jednak kobiety zadowolone z nowej wizji świata, akceptują drugą szansę od życia. Serial też całkiem spodziewanie ciąży do wątku ruchu oporu. I sam nie wiem czy chcę to oglądać. Obyczajowa opowieść na razie mi wystarcza.

OCENA 5.5/6 

2 komentarze:

  1. ,,The Handmaid's Tale'' ciągle jeszcze przede mną i to raczej później niż wcześniej, ale mam nadzieję, że nie zawiodę się przez zbyt duży hype, bo to podobno jeden z najmocniejszych seriali, co każdy głośno podkreśla.

    Pozdrawiam, Wielopasja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki jest. I ciężki w odbiorze. Każda kolejna scena przykuwa do oglądania i wywołuję emocję by po 50 minutach przez chwilę posiedzieć w milczeniu. Do oglądania trzeba się odpowiednio nastroić, ale warto.

      Usuń