poniedziałek, 5 czerwca 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #233 [29.05.2017 - 04.06.2017]

SPOILERY

American Gods S01E05 Lemon Scented You
Warto było tyle czekać na pierwszą konfrontacje Wotana z nowymi bogami. Jest to walka dwóch światów i wielka pochwała dla indywidualności i woli przetrwania. Ich spotkanie nie jest jednak stricte konfrontacją i ścieraniem się idei, a raczej długą ekspozycją sedna konfliktu. I ja nie mam nic przeciwko dzięki kapitalnej grze aktorskiej i wizualnej realizacji. Gillian Anderson jako Marilyn Monroe i David Bowie była niesamowita. Końcówka odcinka i cliffhanger z bohaterami jeszcze bardziej zachęca do oglądania. Cieszy też poprawa konstrukcji fabularnej względem odcinków 2-3, Fuller i ekipa rzeczywiście wyciągnęli wnioski po początkowych kłopotach i całość jest bardziej spójna. Świetnie wypada też Lura, jej spotkanie z Shadowem i problemy w związku. Oraz spotkanie z Leprechaunem. Ona wreszcie chwyta życie takim jest i o coś walczy. Przy okazji ma przy tym trochę radochy.

OCENA 5/6  

Once Upon a Time S01E10 7:15 A.M.
Kolejny wylosowany serial, któremu bardzo chciałem dać jeszcze jedną szansę, zwłaszcza po ostatniej medialnej burzy. Once Upon a Time porzuciłem krótko po premierze. Raził mnie infantylnością, durnymi fabułkami i miejscami okropną stylistyką. Jednak siedem sezonów i oddana baza fanów o czymś świadczą. Więc od dłuższego czasu chciałem go bez skutku wcisnąć w swój napięty grafik. I chyba niepotrzebnie.

Po tych kilku latach od premiery siłą rzeczy nie mogłem wiele pamiętać z głównej intrygi jak i szczegółów dotyczących postaci. Pewnie to samo bym miał gdybym włączył losowo wybrany odcinek jednego z moich ulubionych seriali. Nie mniej wiedza dotycząca zawiłości fabularnych OUaT nie była wymagana. Wystarczyło pamiętać, że Śnieżka kocha księcia Jamesa i nie mogą być ze sobą. W dwóch równolegle rozgrywających się liniach czasowych. I z jednej strony tragiczne love story wypadło bardzo fajnie. Zwłaszcza usunięcie z pamięci swojego księcia w bajowym świecie jak i spotkanie z krasnoludami. Z drugiej ciężko mi się to ogląda mimo bijącej sympatii od aktorów. Jest to naiwne, bohaterowie zachowują się mało przekonująco, a cała historia wydaje się mieć poboczny charakter mimo, że przytłacza swoim czasem antenowym.

Dla mnie dużo ciekawiej wypadł tajemniczy przybysz do miasteczka z jeszcze bardziej tajemniczą skrzyneczką. I niestety było go bardzo mało. Okazało się, że jest pisarzem i zamiast czyjejś głowy w pudełko ma maszynę do pisania. I to mnie jeszcze bardziej zaciekawiło. Pisarz w krainie baśni może prowadzić do zabawy konwencją. Przez to mam ochotę dać jeszcze jedną szansę Once Upon a Time.

OCENA 3.5/6

Prison Break S05E09 Behind The Eyes
Miałem nadzieję na lekką poprawę w finale. Ostatecznie jest on dowodem na zbyteczność wskrzeszania marki. Może nie komercyjnym, oglądalność była większa niż w przypadku ostatniego odcinka 24: Legacy, ale na pewno artystycznym, ba czysto rozrywkowym. Mógłbym napisać długą litanię co mi się tutaj nie podobało, tylko powtarzałbym się, a i nie mam ochoty znęcać się nad leżącymi. Będą jedynie najciemniejsze punkty.

Ogólnie odcinek był nudny. Raził brakiem logiki i naiwnością konstruowania intrygi. Nie spiął wszystkich wątków, głównie dlatego, że ciężko mówić o fabule i konspiracji. Ten sezon to kilka rzuconych pomysłów gdzie żaden nie był należycie rozwinięty. Największym marnotrawstwem jest porzucenie ogólnoświatowej konspiracji i historii zbuntowanego agenta CIA wpływającego na losy świata kosztem dramatu rodzinnego. Jasne, bohaterowie są wciąż sympatyczni, dobrze się ogląda Michaela z Sarą czy Linca, ale nie za telenowelowe podejście do historii tak lubiłem ten serial. Wolałem zwariowane konspirację czy osobiste i dobrze pisane wątki, a nie romantyczną papkę. Całość kończy się happy endem, Michael wygrywa i wraca do Sary. Wszystko dzięki szczęściu, a nie swojej inteligencji, co boli najbardziej. Planował latami, część planu nie wyszła, a ostateczna konfrontacja była pełna chaosu i nieprzewidzianych elementów.

W tym wszystkim równie fatalnie co cała intryga wypadają poboczne wątki. Szczególnie bezsensowne bieganie Linca i starcie z synem Abruzziego. I idiotyczne poprowadzenie nowych postaci tylko by móc wszystkich zabić. Z Wipem na czele. Jakie to było zbyteczne! Wprowadzać syna dla T-Baga by zaraz go zabić. Kompletnie tego nie rozumiem. Scenarzyści mocno przekombinowali, chcieli mocniej zaangażować w oglądanie nowymi postaciami. Ostatecznie jest słabo. Już nie mówię o sentymentalnym wprowadzaniu starych postaci bez pomysłu na nie.

Jestem bardzo rozczarowany, odcinkiem jak i sezonem. Ciesze się, że to już koniec. Było źle, szczególnie pod koniec i patrząc z perspektywy całego sezon. Kilka odcinków dało mi frajdę, a happy end dla Michaela i Sary to naprawienie zakończenia sprzed 10 lat. Już mniejsza z miękkim rebootem niektórych wątków (daty, niewspominana choroba Michaela). Mimo mojego narzekania jeśli 6 sezon Prison Break stanie się rzeczywistością będę oglądał. Jestem sentymentalny, nic na to nie poradzę.

OCENA 2/6
OCENA SEZONU 2.5/6 

The Handmaid's Tale S01E06 A Woman's Place
Odcinek dał szansę spojrzenia na świat z innej perspektywy niż Offred i podręcznej. To była w sporej mierze historia Sereny. Wykształconej i inteligentnej kobiety, która dobrowolnie ukształtowała nowy, jakże okrutny porządek. A rewolucja, jak to ma w zwyczaju, pochłonęła swoje dziecko. Może jeszcze nie całkowicie, ale widać jak czuje się tłamszona, jak po ciężkiej walce z sobą godzi się na ten świat wierząc w jego sensowność. To chyba jest w tym najbardziej przerażające. Wiara, że indywidualność jest czymś co można oddać kreując nowy porządek. Flashbacki, rozmowy z Offred, spięcie z ciocią Lidią, te sceny Sereny doskonale przedstawiały postać, ale też reguły rządzące światem i to jak w gonieniu za niesprecyzowanym ideałem można nieumyślnie wykreować koszmar.

W to wszystko zaplątała się też wielka polityka. Gilead nie jest tajemniczą enklawą, to państwo które musi zajmować się polityką i dbać o swój wizerunek. Czemu więc jest tolerowane?  Bo być może znaleźli rozwiązanie na kryzys bezpłodności. Podręczne są drastycznym rozwiązaniem, ale się sprawdzają. Trochę kolorowego PR i można przekonać Meksyk, że to dobre rozwiązanie.

Historia zaplątanej w wielkie wydarzenia dla państwa Offred jest bardzo osobista. Próbuje manipulować Waterfordem i się do niego zbliża co napawa ją obrzydzeniem (scena z myciem zębów!). Okłamując delegację Meksyku załamuje się i spuszcza trochę pary przed Nickem musząc powiedzieć co jej leży na sercu. Jednak prawdziwie zatykającą sceną jest wyznanie prawdy przed zagranicznymi gośćmi. Rozdzierające, kapitalnie zagrane i bezpośrednie. W zamian słyszy współczucie, ale też dyplomatka nie chcę jej pomóc opowiadając jak w jej mieście nikt nie urodził się od 6 lat. The Handmaid's Tale nie jest tylko ostrzeżeniem przed skrajnie seksistowskimi ideologiami, ale też polemiką o przyszłości planety i roli jednostki w społeczeństwie.

To wszystko jest oczywiście perfekcyjnie nakręcone. Nasycone kolory, symetryczne i bogate w detale kadry, muzyka i przepięknie podkreślające doniosłe momenty światło.

Inne:
- wiecie co jest straszne? Już pojawiły się w internecie głosy, że taka wizja przyszłości nie jest wcale taka zła. 

OCENA 6/6 

The Handmaid's Tale S01E07 The Other Side
Patrząc na tytuł odcinka myślałem, że zostanie poświęcony bliższemu przyjrzeniu się Gilead, Oczom i komendantom. Zamiast tego dostałem historię Luke'a, która początkowo wydawała mi się niepotrzebna. I oczywiście się myliłem. Opuszczając na chwilę obecne kłopoty Offred dane mi było oglądać dwie równolegle prowadzone historię - chwila przed i po tragicznych wydarzeniach z pilota i rozdzielenia June z Lukem. Z jednej strony pokazanie rodziny próbującej uciec z nowo powstającego państwa, z drugiej walka o przeżycie Luka i jego spotkanie z grupką nowych postaci. To były mocne historię doskonale kreślące beznadzieję, tym razem oglądaną z innej perspektywy. Ciekawie też prezentuje się koncepcja rządu Stanów na uchodźstwie, na razie delikatnie zarysowana, ale pewnie pełniąca większą rolę w planach na drugi sezon.

OCENA 5/6

True Detective S02E05 Other Lives
Po niesamowitym finale poprzedniego odcinka akcja przeskoczyła dwa miesiące do przodu, a ja przez to niesamowicie się nudziłem. Na początku znowu tony ekspozycji i przedstawianie nowej sytuacji bohaterów, jakby trzeba się było z nimi na powrót zapoznać. To nie działało, pierwsze 30 minut miało zaledwie kilka fajnych scen. Trochę lepiej było w drugiej połowie gdy śledztwo ruszyło do przodu, a obyczajowe wątki tak już nie przytłaczały. To właśnie one są kulą u nogi serialu. Jest ich za dużo przez co przytłaczają, a ciągłe żonglowanie nimi jest mało efektowne. Wystarczy się skupić na jednym, jak o historii pobicia przez Valcaro i całość ogląda się z napięciem i beznamiętność szybko odchodzi. Końcówka ładnie zachęca do dalszego oglądania. Nie chodzi tylko o cliffhanger, a raczej rozwój śledztwa które mimo swojej złożoności robi się coraz bardziej czytelne i zrozumiałe.

OCENA 3/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz