poniedziałek, 12 czerwca 2017

Serialowe podsumowanie tygodnia #234 [05.06.2017 - 11.06.2017]

SPOILERY

American Gods S01E06 A Murder of Gods
Broń, imigracja, szukanie swojego miejsca w świecie, adaptacja do nowego środowiska, ewolucja wartości cenionych przez ludzi i pytania o to skąd się bierze religia. American Gods miksuje ze sobą bardzo dużo motywów i co zaskakujące wychodzi z tego obronną rękę bo zaczyna coraz umiejętniej spinać porozpoczynane wątki. Odcinek standardowo miał ponad 50 minut, ale nie czuło się tego. Dwie historie bardzo płynnie płynęły do przodu, miały dużo wspólnych punktów i były na swój sposób samodzielne. Sporo miejsca dostała też ekspozycja, powiedziano więcej o świecie bogów który coraz bardziej mnie fascynuję. I nie przeszkadza mi dość anemiczne prowadzenie historii gdyż bohaterowie wszystko mi wynagradzają. Laura rzucająca fuckami jest przeurocza, a duet Cień i Wotan nieustannie czymś zadziwia i każe kwestionowań sensowność działań boga. Zaczynam się smucić, że do końca sezonu już tylko 2 odcinki.

OCENA 5/6

Leverage S05E01 The (Very) Big Bird Job
Niesamowicie poszczęściło mi się z losowaniem. W 2012 roku musiałem odpuścić całkiem sporą ilość seriali, a Leverage był jednym z tych do których bardzo chciałem wrócić. To nigdy nie była wybitna produkcja. To był bardzo dobrze zrealizowany serial rozrywkowy z kapitalnie dobraną obsadą. Fabułek z czterech poprzednich sezonów nie pamiętałem, tak charaktery głównych postaci jak najbardziej.

Oglądanie Leverage po tylu latach to jak powrót do dawno widzianych znajomych. Odkrywasz ich na nowo, przypominasz sobie szczegóły i dawne wydarzenia by na końcu chcieć jeszcze. Tak było i tutaj. Absurdalny humor, przerysowane sceny akcji i szalony przekręt który działa tylko dlatego, że chcę się to wierzyć. Całkiem sprawna realizacja pomaga. Pośmiałem się i jestem z tego zadowolony. Na końcu za to cliffhanger i zapowiedź intrygi mogącej prowadzić do rozłamu w grupie. Będę oglądał dalej i całkiem możliwe, że z powodu urlopów większości seriali nadrobię serię.

OCENA 4.5/6

Leverage S05E02 The Blue Line Job
Jak napisałem tak robię i oglądam dalej. Znowu bardzo przyjemny odcinek do którego nie można się zbytnio przyczepić jeśli zawiesi się niewiarę i zaakceptuję sporo uproszczeń i mało efektowny przekręt. To w dużej mierze była osobista historia Marco próbującego zapewnić przyszłość synowi nawet jeśli miałoby go to kosztować życie. To też była ciekawa stylistyka wykorzystująca hokejową oprawę. Żartów też nie zabrakło. O jak się śmiałem z fascynacji Nate'a tym gdzie znajduje się prawdziwy puchar Stanleya czy z zabaw Hendersona z magnesem. I tylko większej fabuły zabrakło.

OCENA 4.5/6

Leverage S05E03 The First Contact Job
"Let's steal the first contact!" - szalone pomysły w Leverage to nie pierwszyzna. Tym razem upozorowali kontakt z obcymi, okradli ofiarę na gruby milion by na końcu zrobić z niego szaleńca w oczach świata. Kilka pomysłów mogło się podobać. Elliot jako grifter, Parker i Harison ponownie agentami FBI i finałowy kontakt. Do tego masa humoru przemycona w dialogach i powracające żarty i motywy które dobrze się sprawdziły. Było też coś o Nate'cie który na chwilę zapomniał czemu robi się te przekręty. Ostatecznie jednak jestem trochę rozczarowany. Wszystko wyszło perfekcyjnie, a ofiara nie stanowiła żadnego wyzwania dla ekipy. Kolejne elementy planu była odhaczane i całość wyszła tak jak miała wyjść. Dobrze się bawiłem i tyle.

OCENA 4/6

Leverage S05E04 The French Connection Job
Przekręt w odcinku związanym z kuchnią i gotowaniem nie był zbytnio wymyślny i znowu został odegrany po sznurku. Dobrze, że rzeczy które działy się obok tego były dużo ciekawsze. Jak choćby historyjka Elliota, który spłaca dług człowiekowi który nauczył go do czego prócz zabijania służy nóż. Do tego był wspaniały jako szef kuchni. Miło wyszła też opowieść o Parker chcącej coś w życiu poczuć. Prócz tego dużo udanych gagów i niewymuszonego humoru. Czyli standardowo.

OCENA 4.5/6

Leverage S05E05 The Gimme a K Street Job
Trzy odcinki temu była przygoda w klimacie hokeja, teraz dano drużynę cheerleaderek. Nie powiem żeby była to szczególnie interesująca tematyka dlatego trochę z początku kręciłem nosem. Póki ekipa nie wylądowała w Washingtonie i na Kapitolu by zdobyć głosy polityków. Wreszcie jakieś wyzwanie dla bohaterów gdzie musieli sporo pogłówkować nad rozwiązaniem. Przy okazji ośmieszono przepisy prawa i je wyolbrzymiono. Takie rzeczy zawsze dobrze wychodzą. Był też wątek z Parker w niecodziennej sytuacji - trenerki nastolatek. Trochę szkoda, że nie dostał więcej czasu. Mimo to udało się przemycić do niego wątek o zaufaniu i swojej roli w drużynie. Cieszy mnie, że Leverage zazwyczaj nie zapomina o takich motywach w swoich rozrywkowych historiach.

OCENA 4.5/6

Leverage S05E06 The D.B. Cooper Job
To nie był zły odcinek. Użyto tutaj aktorów z głównej obsady do opowiadania historii z flashbacków dotyczącej rzeczywistej sprawy D. B. Coopera. Fajny pomysł z odrobinkę przewidywalnym zaskoczeniem. Było też o szukaniu dobra w ludziach i możliwości odkupienia za własne grzechy, a także dzieciach cierpiących za grzechy ojców. Tylko czuję się odrobinę rozczarowany bo moich bohaterów, dla których oglądam Leverage było niewiele. To był inny klimat niż dobrze znany od początków serialu, raczej zagadka kryminalna z twistem niż heist. Humoru też jak na lekarstwo. Więc ostatecznie rozczarowanie.

OCENA 3.5/6

Leverage S05E07 The Real Fake Car Job
Przekręt z zabytkowym samochodem w tle, to pozornie znowu nie moje klimaty. Na szczęście było bardzo dużo ruchomych części, ofiara miała tajemnicę, a finał był na tyle niespodziewany, że ostatecznie okazał się jednym z lepszych odcinków sezonu mimo nie do końca udanego heistu. W serialu coraz mocniej pobrzmiewa wątek emerytury od tych wszystkich przekrętów. Co będą robić gdy to wszystko się skończy? Czy Henderson i Parek dalej będą ze sobą? Czy Sophie z Natem? Co z Elliotem. Jestem bardzo ciekaw czy Dan Devin rozpisując ten sezon brał pod uwagę, że będzie on ostatnim.

OCENA 4.5/6

Leverage S05E08 The Broken Wing Job
Kolejny z serii niecodziennych odcinków. Zaczyna się w Japonii by po chwili przenieść się do Portland i Parker z złamaną nogą w lofcie i tam z nią pozostać. To ona jest główną bohaterką i Beth Reisgraf z gracją dźwiga ciężar roli na swoich plecach. Pierw trochę komedii z znudzoną Parker, potem odkrycie złodziei w barze i na końcu konfrontacja. Nie zabrakło dramatów i to też z niespodziewanej strony np. zgłębianie prywatnego życia klientów. Była też urocza Amy która pomaga Parker w złapani domniemanych złodziei by na końcu niemalże stać się ofiarą porwania. Nie powiem by był to zaskakujący zwrot akcji, ale sprawdził się. To był też kolejny odcinek w którym była sugestia jakby Nate przyuczał Parker do swojej roli gdy go już zabraknie jak wcześniej robił to z Elliotem.

OCENA 5/6

True Detective S02E06 Church in Ruins
Ależ rollercoaster serwuje mi ten sezon. Nudne odcinki przeplatają się z wciągającymi, a zbyteczne sceny poprzedzają kapitalne dialogi i rozwój postaci. Doceniam jak całość jest napisana, mam trochę zastrzeżeń, ale też podejrzewam, że w pełni nie ogarniam wizji Nicka Pizzolatto. Skupiam się nie na wszystkich elementach opowiadanej historii, a całość traktuje jak kryminał przez co nie potrafię ocenić całości. Jak choćby bardzo ważne wątki rodzinne. Każdy bohater w jakiś sposób zmaga się z nimi. Najbardziej widoczne to było u Reya nie radzącego sobie z nawałem informacji jaki na niego spłynął. Przeszłość dopada też Bezziredes w najmniej spodziewanym momencie. Nieoczekiwanie od tej czulszej strony pokazany jest też gangster. To wszystko tworzy skomplikowaną mozaikę którą trzeba oglądać pod odpowiednim kątem by dostrzec jej prawdziwe oblicze. I powoli się go doszukuje.

Inne:
- orgia odhaczona, True Detective S02 może z dumą nosić plakietkę serialu HBO.
- "That's one off the bucket list. A Mexican standoff with actual Mexicans." Mądrości Franka jak zwykle celne.

OCENA 4.5/6

True Detective S02E07 Black Maps and Motel Rooms
Odcinek z ograniczoną ilością wątków osobowych i niemalże w całości skupiony na śledztwie i problemach z niego wynikających. Oglądając go myślałem o kontraście względem pierwszego sezonu. Tamten opowiadał prostą historię gdzie nie do końca rozwiązano sprawę, wielka intryga została jedynie zarysowana. Tutaj jest wręcz przeciwnie. Morderstwo będące punktem wyjścia gdzieś zanika, a opowieść jest o skorumpowanym mieście i jego elitach. Jest to ciekawy kontrast, który działa na poziomie meta narracyjnym pozostawiając sedno opowieści snutych przez Pizzolatto.

Mimo godziny z haczykiem oglądało się to bardzo dobrze. Zaszczuci bohaterowie próbujący się połapać w tym wszystkim i coraz mocniej zaciskająca się pułapka. Sytuacja jest niemalże bez wyjścia. Woodrugh zginął, a Valcoro i Bezzerides nie wiedząc jeszcze jak się z tego wyplątać. Całkiem zabawnie gdyby tylko Frank osiągnął sukces w finale. Gdyby detektywi przegrali w starciu z lewiatanem trawiącym społeczność, a jedynie gangster postawił na swoim dzięki umiejętności dostosowania do sytuacji. Na razie całkiem dobrze mu idzie, kto wie jak skończy.

OCENA 4.5/6

True Detective S02E08 Omega Station
Jak kilkukrotnie pisałem przy kolejnych odcinkach True Detective - czułem, że coś mi umyka. Przy finale nie miałem tego wrażenie. Mimo niemalże 1,5h siedziałem jak zaczarowany. Klimatem, domykającymi się historiami postaci i zakończeniem. Mało jest tytułów, które na tak długo z takim efektem przykułyby mnie do ekranu wodząc za nos i bawiąc się oczekiwaniami. Finał zmusza mnie też do rewizji moich poprzednich wrażeń i sprawia, że całość prezentuję się dużo lepiej. Ostatecznie całości nie uważam dużo gorszej od S01 i nie czuje rozczarowania, a mój apetyt przed S03 jeszcze się wzmógł.

Jak napisałem, serial perfekcyjnie igra z oczekiwaniami. Detektywi odkrywają mordercę Caspera, Frank wychodzi na prostą i wszystko wydaje się domykać. To tylko gra z widzem. Pokazanie jak blisko można dojść do sukcesu by upaść. Nie koniecznie przez swoje grzechy, czasem też przez przypadek. Gdy Valcoro i Frank zdobywają krwawą forsę ich życie zaczyna coraz intensywniej ciążyć ku upadkowi. Widz ma nadzieje, że jakoś z tego wyjdą, jakoś im się, ale wie, że to pobożne życzenia. Moment gdy Ray postanawia jeszcze raz odwiedzić syna jest jego końcem. Co jest dość ironiczne. Frank ginie przez nieuwagę. Pierw igra z Meksykanami by potem jeszcze raz im się postawić.

Frank i Ray umierają bo tego wymaga historia. Od początku byli na to skazani. Od pierwszego odcinka, a moment chęci zemsty, zrobienia tego co słuszne czy zarobienia trochę kasy tylko to przypieczętował. W mieście rządzonym korupcją i spiskami nie ma miejsca na takie akty. Tutaj nawet burmistrz ginie na rozkaz swojego syna, który okazał się głową hydry. Był pokazany tylko przez parę minut i zgrywał rolę kompletnego idioty? Pozory. Pozornie ważne było też morderstwo, dysk z dowodami na polityków, diamenty warto miliony i wielki spisek. Morderca zostaje odnaleziony, ale wymiar sprawiedliwości nie dowiaduje się kim on jest, a tym bardziej jego historii. Dysk jest pusty, nie mógł zagrozić układowi. Diamenty się nie odnajdują. Spisek wygrywa. To jest gorzkie zakończenie, którego można się było spodziewać. Zło i pieniądz zawładnęły społeczeństwem, a ruchy na szczycie drabiny są jedynie symboliczne.

Finał S01 niósł ze sobą nutkę optymizmu. Rust mówi o gwiazdach rozsiewających mrok i nadziei dla świata. Konspiracji nie udało się rozwikłać, ale bohaterowie mieli poczucie zwycięstwo, przynajmniej na tym podstawowym poziomie gdzie pokonali głównego złego. Tutaj tego nie ma. Zero nadziei na lepsze jutro. Bezzerides i Jordan przeżyły, ta pierwsze urodziła nawet dziecko Rayowi i spotkała się z dziennikarzem Times'a. Tylko co z tego? Powiedziała mu swoją historię, ale to nie ma znaczenia. Ray i Frank nie żyją, policja która zabiła Woodrugha wykorzystuje jego imię w celach propagandowych, kobiety muszą dalej uciekać, a spiskowcy świętują. Świat jest złym miejscem i go nie zmienimy.

Pizzolatto nie zajmuje się złem tylko złem w szerszym rozumieniu, skupia się też na przyziemnych sprawach jak rodzicielstwo będące ważnym motywem tego sezonu. To przecież ojciec skurwysyn jeszcze w latach '90 zapoczątkowuje cały ten ciąg by zginąć potem z rąk własnego syna uprawiając wcześniej seks z własną córką nieświadom z kim ma do czynienia. To miłość do syna była głównym utrapieniem Valcoro i to ona go zgubiła. Tragedią jest też to, że nie może wysłać ostatniej deklaracji miłości do Chada, który przecież może go przez całe życie uważać za mordercę. Nawet tego małego promyczka nadziei zabrakło. Frank mimo swoich chęci nie miał dziecka, tutaj wpływ na całego jego życie miał ojciec uważający go za nieudacznika. To przez niego nigdy się nie zatrzymuje, prze do przodu i walczy o swoje, nawet o marynarkę (gdzie trzyma diamenty) co doprowadziło do jego śmierci po długim marszy przez pustynię. Szedł, walczył do końca i przegrał. Pierwszy i ostatni raz w swoim życiu. Ojcowie, pamiętajcie o swoim wpływie na dzieci, może gdybyście byli lepsi świat też taki by był.

Jest jeszcze dużo rzeczy związanych z finałem które można poruszyć. Ja napiszę o czymś mniej ważnym. Pustynia, sekwojowy las i woda. Ostatnie lokacje w których dzieje się finał dla trzech bohaterów. Widoczny kontrast podkreślający różnicę między nimi, ale też uwypuklający niesamowitą stylistykę serialu. Szczególnie ostatnie chwilę Raya w lesie i Franka na pustyni. Piękne ujęcia gdzie przyroda jest wręcz przytłaczająca. To tez chwila oddechu (ostatniego!) po zurbanizowanych sceneriach. Wykrzyknik wizualny nad losami bohaterów.

Tak więc jestem zachwycony. Mogło być ciut krócej, ale te długie sceny tworzyły klimat. Udało się dzięki temu wcisnąć trochę love story, ale też przemycić historię kelnerki z blizną czy ochroniarza Franka. To było potrzebne by pokazać kompleksową i wnikliwą wizję. I dlatego czekam z niecierpliwością na S03.

Inne:
- piosenkarka z klubu która zwija instrumenty i odchodzi jakby sygnalizowała koniec opowieści. Jak nic celowy zabieg.
- mam wrażenie, że opowieść równie dobrze wypadłaby w formie literackiej. Muszę dorwać Galvestone od Pizzolatto i zobaczyć jak się sprawdza jako pisarz.

OCENA 5.5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz